Rodzeństwo (Kraszewski, 1884)/Tom pierwszy/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Rodzeństwo

Tom pierwszy

Wydawca Wydawnictwo
»Dziennika Powieści«.
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia «Czasu»
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Na dwa dni przed świętym Janem panna Justyna ze służącą była na mszy u Bernardynów sama, bo Sędzina czuła się jakoś strudzoną, a powietrze było wilgotne.
Wychodziła już i sięgała rączką po święconą wodę, gdy usłyszała tuż pozdrowienie głosem, który ją radośnie przestraszył. Przed nią stał p. Floryan Kunaszewski, który jakiemś przeczuciem serca się tu znalazł, a może — może doszedł i wyszpiegował, że się tu z nią spotka..
Dziewczę zarumieniło się jak wiśnia i całe drżące oczy ku niemu podniosło..
— Pan tutaj! zawołała zmięszana, ale uśmiechająca się. Jakimże sposobem..
— Przywiozłem dziadunia na św. Jan i skorzystałem z tego, aby Warszawę zobaczyć i państwa Szelawskich odwiedzić, którym tyle winienem za mego poczciwego starego. Jakże państwu się w mieście podobało? Kiedy do Wólki z powrotem?
To mówiąc, wychodzili z kościoła.. Panna Justyna daleko śmielsza, niż sądzić było można, żywa i swobodna, rozpoczęła rozmowę. P. Floryan wcale się jej obcym nie wydawał, nie obawiała się go, jak innych mężczyzn.
— Nie umiem panu powiedzieć nic o mieście, rzekła — jest nam tu bardzo dobrze, ale się czujemy w gościnie. Pani Sędzina cieszy się wnukami, ale tęskni za swoją Wólką. Ja — ja i mówić nie potrzebuję, że się tu obcą czuję, państwo Bronisławowstwo są dla nas wszystkich nadzwyczaj łaskawi, — ale zawsze to — nie w domu!
Więc pani wieś woli? pytał Floryan.
— Wychowałam się na wsi, przywykłam do niej — mówiła Justysia. Gdyby nie wnuki, i moja dobrodziejka, tak długo bym tu wytrzymać nie mogła pewnie. Był pan w Wólce?
— Naturalnie — począł młody Kunaszewski, przywiozłem dziadka ztamtąd.
Pani Podkomorzyna pięknie się pani kłaniać kazała i poleciła mi naglić o powrót. Biedna staruszka zniecierpliwioną jest osamotnieniem, chociaż ma przy sobie pannę Zbrzeską..
— Jakże Wólka wygląda? mówiła ożywiając się Justysia.
— Nieładnie tymczasem — rozśmiał się Kunaszewski, około domu leżą szczątki starego dachu i krokwie nowe, śmiecin dużo i nieporządku, ale robotnicy spieszą, bo wszyscy za starymi panami są stęsknieni.
Justysia prawie po dziecinnemu zarzuciła pytaniami p. Floryana, który zwolna ją przeprowadzał do niezbyt oddalonego domu Radcy.
— Pozwoli pani towarzyszyć sobie do progu tylko, rzekł — bo u Sędziowstwa z dziadem trochę później stawić się będę..
Szli tak razem — a Kunaszewski miał tę pociechę, że znalazł swą dawną znajomą bardzo przyjaźnie dla siebie usposobioną i jakby spoufaloną teraz więcej, niż dawniej byli.
Czego to było skutkiem — po długiem niewidzeniu? oboje sobie nie potrafiliby byli wytłumaczyć — ale też nie myśleli wcale o znaczeniu tego fenomenu. Żyli z sobą myślami przez ten czas, sami o tem nie wiedząc. Wzruszenie, jakiego doznała mimowolnie Justysia na widok sympatycznego Florka, nie dozwoliło jej ukryć tego, co czuła i utaić, że mu była serdecznie rada. Na licu Kunaszewskiego malowało się tożsamo uczucie. Gwarząc wesoło doszli do domu i tu ją towarzysz pożegnał, na odwiedziny starszych było zawcześnie, a oprócz tego musiał pójść zabrać z sobą dziadunia, którego przywiózł.
Wszyscy się dnia tego ściągać zaczęli.. Późnym wieczorem nadjechał ks. Zaręba z Porkowskim, a że miał mieszkać w domu Radcy, gdzie przystęp Mecenasowi był nieco utrudniony, p. Kalikst się tak urządził, aby go pochwycić na ostatniej stacyi przed Warszawą, gdzie znalazł się, niby wypadkiem powracający ze wsi.. i z wyprawy w interesach Spółki, którą się zajmował tak gorliwie.
Lecz słowo powiedzieć musimy o panu Porkowskim z Porkowic, który towarzyszył proboszczowi.
Oznajmiliśmy go już jako oryginała. — Był nim w istocie i do wysokiego stopnia posuwał tę niezależność od powszechnie przyjętych obyczajów. Chciał być — jak utrzymywał, dziecięciem natury i jak najbliższym jej łona. Coś z teoryi Russa, coś z własnych pomysłów wytworzyło tu postać wyglądającą nieco rubasznie, dziko, ale bardzo sympatyczną i wielkiej zacności charakteru..
Cała, bardzo liczna rodzina Porkowskiego wychowała się pod wpływem jego i coś miała z protoplasty.
Charakterystyczną cechą ich był wstręt do elegancyj, do zbytnich wykwintności, do obcych wymysłów, do zbyt pieszczonego życia. Porkowski siebie, dzieci, wnuki hartował i uczył jak największej prostoty..
Ubierał się też w sukno jak najgrubsze, w odzież krojem jak najprostszym, jadał potrawy niewymyślne i dom jego, pomimo dostatku, bo Porkowscy byli bardzo majętni — wzorem był jak najskromniejszego urządzenia.
Rozumie się, że elegancya, zbytek, przepych były Porkowskiemu nietylko wstrętne, ale mu się wydawały szkodliwemi i demoralizującemi. Nie narzucał nikomu swojego trybu życia, rozumiejąc, że w tem ludziom należało zostawić swobodę, ale sam też się jej domagał i przykładem swym chciał nawracać.
Tak naprzykład z teoryi Porkowskiego wypadało, że człowiek do życia powinien się był obchodzić tem, co mu jego własna dawała ziemia. Kuchnia więc i piwnica jego prawie przypraw cudzoziemskich i przywoźnych rzeczy była pozbawioną, tolerowano trochę pieprzu i cynamonu, ale nie pił w domu p. Porfiry nic oprócz miodu, piwa i nalewek... a na stole nawet ryżu unikał, dowodząc, że kasza jęczmienna daleko jest pożywniejsza i smaczniejsza..
W obcym domu pił i jadł Porkowski, co mu podawano, ale u siebie ściśle się trzymał teoryi, a gości śmiejąc się przepraszał, ale dla nich dopuścić się nie chciał odstępstwa od przekonań. Pomimo to stół u niego był bardzo smaczny, a nawet do pewnego stopnia wykwintny, bo do teoryi należało, że człowiek zdrowo i dostatnio żywić się był powinien.
W towarzystwie stary Porkowski był miłym, wesołym, chętnie rozmównym i wielce otwartym człowiekiem, lubiącym polemikę i rozprawy, na które go teorye nieubłagane ciągle narażały. Ks. Zaręba liczył na niego wielce, że mu w pomoc przyjdzie dla przyspieszenia powrotu Sędziego do Wólki... Być może, iż spotkawszy się z Mecenasem na stacyi, pomimo jego zaręczeń, że się tu znalazł przypadkiem, ks. Zaręba domyślił się, co go tu sprowadziło. — lecz nie dał poznać po sobie.
Mecenas korzystając ze sposobności, natychmiast przystąpił do sprawy.
— Cała rodzina rachuje na kochanego wuja, rzekł ściskając go.. iż starych naszych skłonisz do powrotu do ich dawnego trybu życia.. obawiamy się dla ojca tyle zasiedzenia w mieście.. Bronisławowstwo chcą go zupełnie opanować. Owładli już matkę przez wnuki.. a co dalej będzie, jeśli się oddadzą w kuratelę..
Ruszył ramionami.
— Zatem idzie, że i w Wólce i w interesach ojciec się zaniedba.. lub wszystko zda jednemu.. a i dla zdrowia i dla spokoju naszych starych miasto nie jest najlepszem.
— Masz waćpan słuszność, przerwał przytomny powitaniu Porkowski, zażywny, okrągły, wesoły, żywy staruszek.. Nie wiem czy to angielski poeta powiedział, czy jakiś mąż święty, ale mnie się to widzi prawdą, że — Pan stworzył wieś, a człowiek skomponował miasto..
— Miasto jest też potrzebnem, przerwał Mecenas, ale ono nie dla wszystkich, a mianowicie nie dla starych..
I nie dla tych, co długiemi laty do wsi nawykli — dołożył ks. Zaręba. Z tem wszystkiem o Sędziego naszego ja się nie lękam — bo musi powrócić do Wólki.. to darmo.. a co mybyśmy bez niego tam robili, gdyby nas osierocił!
Zasiedli tedy przy popasie do rozmowy. Mecenas opisywał nowy tryb życia starych i usiłowania Bronisławowstwa, aby ich tam uprzyjemnieniem życia zatrzymać i przywiązać.
— Oprócz Bronisława — odezwał się wikary — wszyscyśmy jednego zdania, i jedne mamy obawy o rodziców.
Będziemy się starali skłonić wuja do powrotu rychłego..
Mecenas nie dosyć się umiejąc już powstrzymać, wybuchnął z tem, co miał na sercu.
— Bronisława, rzekł, ja nie obwiniam ani o rachuby, ani o intrygę, ale żona jego niewątpliwie wszystkiego tego przyczyną. Zręczna kobieta.. sądzi zapewne, że tem pomoże mężowi, który spekuluje i potrzebuje kapitałów.. Ojciec się starzeje, zwolna gotów wszystko zdać na Bronisława — a w takim razie.. my.. pójdziemy z kwitkiem — dokończył Kalikst.
— Za daleko idziesz w przypuszczeniu, odparł ks. Zaręba.. ale kuratela ta niepotrzebna wujowi, który się bez opieki obejść może..
— Niechże ojciec kochany, dodał Kalikst, działa w tym kierunku, wszyscy mu wdzięczni będziemy.
— Ja też na przyprzążce, dorzucił Porkowski, obiecuję Sędziego na wieś ciągnąć. Miasto dla niego niezdrowe.. Niech wraca!
Mecenas następnie opowiadać zaczął o pobycie rodziców w Warszawie, wrażenie, jakie on czynił na całej rodzinie, o zbyt widocznych zabiegach Radcy, dążących do opanowania i umysłu i worka ojcowskiego. Ks. Zaręba słuchał, ale z niesmakiem. Nie podobało mu się postępowanie Bronisława, ale i Mecenasa niepokój, zdradzający wprost interes tylko, a nie miłość, nie był mu do smaku. Posmutniał.
— Wiesz mój kochany Kalikscie, rzekł w końcu nie będę tego krył przed tobą — wszystkim wam mam to do wyrzucenia zarówno, że nadto macie zwrócone oczy i serca na te kapitały ojcowskie. Nie tyle wam idzie o rodziców, co o nie.
Oburzył się Mecenas..
— Ale ja do nich nie mam żadnej pretensyi! zawołał.
— Więc pocóż się tak niepokoisz? odparł ks. Zaręba. Ojciec wasz jest człowiekiem sprawiedliwym, żadnego z was nie skrzywdzi — bądź spokojnym; ale dla samej zgody familijnej potrzeba go ztąd wywieźć..
Mecenas pomówiwszy jeszcze chwilę, i usiłując zatrzeć wrażenie, jakie uczynił na Zarębie, pożegnał go i pod jakimś pozorem wyprzedził do Warszawy, nie rad z siebie.
My powróćmy do panów Kunaszewskich, którzy tego dnia, gdy Floryan się spotkał z Justyną, przybyli do Sędziego..
Pana Teodora poznać było trudno, tak się zmienił, spoważniał i odmłodniał skutkiem zupełnego oporządzenia nowego przez wnuka. Suknie nietylko, że mu powierzchowność nadały pokaźniejszą, ale oddziałały na ruchy, na umysł, na śmiałość w obejściu się. Czuć było, że rezydent przeistoczył się na niezależnego człowieka.
W domu Bronisławowstwa w wigilię św. Jana ruch już był wielki. Z kolei przybyli i odwiedzili rodziców państwo Adolfowstwo z dziećmi, pani Julianowa z mężem i rodziną.
Nikt nie okazywał gospodarstwu najmniejszego żalu za to, że — rodziców sobie tak przywłaszczyli, lecz nigdy między sobą rodzeństwo nie było tak sztywnem a zimnem, choć Bronisławowstwo oboje wysadzali się na grzeczności.
Ks. Zaręba, stary Porkowski, kilku przyjaciół Radcy wieczorem długo zabawiali solenizanta jutrzejszego, któremu na dobranoc złożono życzenia.. Pan Adolf wystąpił z podarkiem, którym był przepyszny zegarek genewski repetier, bo Szelawski się skarżył, że czasem nocami sypiać nie mógł, a lampki nie znosił. Chronometr był opatrzony na kopercie herbem Szelawskich i cyfrą Sędziego..
Nie było zwyczaju dawania wiązania rodzicom, pan Adolf więc był jedynym — i drudzy pomysłu mu zazdrościli. Sędzia wdzięczen był, ale wielce zakłopotany. Nie zwykł był przyjmować podarunków, myślał więc już o tem, jak się delikatnie odwdzięczyć.
Dnia uroczystego opisywać nie będziemy... Pani Bronisławowa chciała go uczynić i zrobiła w istocie wspaniałym obchodem, ale starego ojca zamęczono, — tłum był osób nieznanych, towarzystwo zmięszane i niejednolite, kuchnia zbyt pańska, elegancya wymuszona, pretensyonalna, a nie smakująca podniebieniom do niej nie nawykłym.
Bronisławowstwo popisali się z dostatkami, ale niemal upokorzyli tem Szelawskich. Lola, owa bardzo zręczna Lola, zapędziła się zbytnio i celu nie dopięła.. Nie było żywej duszy zaspokojonej tem, nie wyjmując jej samej i gospodarza. Bronisław pocieszał jak mógł żonę, ona tłumaczyła się przed mężem, oboje rozumieli, że feta skończyła się jako wielkie — fiasco.
Oprócz tego zjazd rodziny zapowiadał, że ona przeciwko Bronisławowstwu stanie i działać będzie. Otwartego charakteru i pokątnie nic nie lubiący czynić ks. Zaręba, uznał właściwem naprzód się rozmówić z Radcą.
Wieczorem wziął go na stronę.
— Słuchaj Bronisławie, rzekł — nie będę przed tobą taił, że ci familia ma za złe staranie o opanowanie rodziców. — Skarżą się wszyscy, posądzają cię o interesowność — nie spodziewam się, abyś chciał pozostać pod tem obwinieniem. Coś na to radzić potrzeba.
Radca zbladł nieco.
— O cóż mnie obwiniać można, odparł, starając się okazać jak najobojętniejszym. Babka sobie życzyła wnuków, nie mogliśmy jej ich dać, bo matka ma najpierwsze do nich prawa. Przyjechali się tu pocieszyć niemi w czasie, gdy dach się restauruje — cóż tu mnie zarzucić można? Ojcu jest dobrze, nam z nimi przyjemnie. Gdzież tu wina jaka?
Ja od ojca ani żądałem — ani wziąłem złamany szeląg. Co mi zarzucić można?
Ks. Zaręba chrząknął.
— Uderz się w piersi rzekł — porachuj z sumieniem. Bracia są niespokojni... Nie zatrzymuj dłużej wuja.. na co ci to..
— Ależ ja go tu nie wiążę, ani zmuszam do niczego! zawołał Radca. Mojem zdaniem zdrowiej, wygodniej, weselej mu tu jest, matce stokroć lepiej, ma wnuki, kłopotów domowych się pozbywają — ale.
Syknął proboszcz i ręką zamachnął.
— Nie narażaj sobie familii.
Radca był rozjątrzony.
— Familii! podchwycił. Gdybym nie wiem co dla zgody i miłości jej poświęcił, nigdy nie zdobędę! To darmo. Mecenas jest zgagą, zazdrosny, zły.. Juliusz dumny sam nie wie czem; wszyscy polują na pieniądze ojcowskie, a że ja stoję na straży i nie dopuszczam ich roztrwonienia, posądzają mnie, że sam chcę je pochwycić.
Nie — ale też drugim z nich ogołocić ojca — nie dopuszczę!
Ks. Zaręba ręce załamał.
— A! mój Bronisławie — zawołał, jakże to smutno, żeśmy doszli do takiego stanu nieufności i podrażnienia!
Zlitujcie się — to się nie godzi..
Radca żywo się przechadzał po pokoju.
Zgody między nami nigdy nie będzie — wołał — alem ja nie winien temu.. Nie ja, ale oni niech się w piersi uderzą. Ja kocham rodziców, gotówem do ofiar dla nich, oni tylko czyhają.
— Dajże pokój — nie mów — przerwał proboszcz. Dosyć tego. Spełniłem obowiązek, przestrzegając cię, rób co chcesz, ja tylko uprzedzam, że rodziców najmocniej do powrotu skłaniać będę. Powodów istotnych im nie wyłuszczę, nadto są smutne — inne też pobudki pilnie przemawiają za powrotem do Wólki. Jeżeli istotnie chcecie matce uczynić przyjemność, dajcie jej Jadwisię waszą.
— Żona moja z nią się rozdzielić nie może, rzekł Radca, a ja jej na to namawiać. Matka zawsze najlepiej wychowuje dziecię, babki pieszczą.
Tu w Warszawie utrzymuje się równowaga, na wsi dziecko się popsuje..
To powiedziawszy Bronisław, z widoczną niechęcią przerwał rozmowę, rozpoczął o czem innem i cały się w sobie zamknął dumnie, jakby obrażony niesłusznem posądzeniem.
Ks. Zaręba nie nalegał.
Nazajutrz rano po mszy przyszedł do wuja, chcąc go zastać samym.
— Kiedyż wraca wuj do nas do Wólki? zapytał.
— Chciałbym, przyznam ci się, jak najprędzej, odparł Szelawski, ale mi piszą, że dach nie gotowy, że koło domu nieporządek wielki, a tu Serafince trudno się rozstać z wnuczką!
— Dla Jadwisi przecie wujowstwo nie mogą pozostać na wieki wieków w Warszawie — począł ks. Zaręba..
Spojrzał na Szelawskiego, który smutną miał twarz.
— Wyobraźże sobie, szepnął cicho, że już nawet o tem mowa była. Ta biedna moja poczciwa Serafina!
Bronisławowstwo..
Proboszcz się zmarszczył.
— Ale to na żaden sposób nie może być, zawołał, potrzeba wujence wyperswadować; Bronisławowstwu już zazdroszczą wszyscy. Zaszczepi się niezgoda w rodzinie.. Posądzają ich, że chcą wujowstwo opanować, trzeba przez litość nad nimi — przywrócić wszystko do dawnego stanu.
— Niechże dach kończą, ja jadę! jadę, odparł stary niespokojnie. Uważałem wczoraj, że jakoś i Mecenas i Julian boczyli się na Radcę.. koso na siebie patrzą.. Nie domyślałem się przyczyny..
Sędzia się ujął za głowę i siwe włosy.
— I wielka miłość dzieci czasem ciężarem być może! westchnął. Ks Zaręba zmarszczył czoło, ale nic już nie odpowiedział, zaczął potem opowiadać o Wólce, rozbudzać miłość do starego gniazda, przypominać dobre, spokojne w niej życie. Szelawski się rozgrzał też i okazał, że nie ostygnął wcale dla swej sadyby, w której najszczęśliwsze lata życia przepędził.
Skutkiem przedłużonej gawędy tej było, iż przez ks. Zarębę nakazał Sędzia co najprędzej oczyszczać około domu, i zapowiedział powrót rychły.
Dzień jeszcze spędzili państwo Julianowstwo i Sabina w Warszawie, po czem wszyscy się rozjeżdżać zaczęli. Stary Porkowski ze swojej strony w rozmowie na cztery oczy z Sędzią, wyśmiał tak zbytki miejskie, a tak różowo wystawił prostotę życia na wsi, iż w Szelawskim obudził tęsknotę.
— Wracaj bo panie Janie do nas, rzekł. Oni cię tu na mieszczucha chcą przekabacić, a tyle tylko, że ci życia skrócą. Powietrze złe, woda niedobra, życie sztuczne.. Niech sobie żyją tu ci, co się porodzili — to nie dla nas!
Uściskali się.
— Daleko właściwiej jest, aby dzieci do was jeździły, niż wy do nich — ciągnął dalej Porkowski. Na łasce ich żyć nie zdrowo, i wywrócony to jest rzeczy porządek. Oduczają się nas szanować, a w końcu sobie przykrzą. Najpoczciwsze dzieci popsuć się w ten sposób mogą.
Szelawski począł swoje wychwalać, wynosząc to, jak się rządzić umieli, jak do nich byli przywiązani, jak Bogu dziękował za to błogosławieństwo nad rodziną.
Sędzina cieszyła się czem innem.. Wprawdzie na wydanie Justysi i postanowienie o jej losie było zawcześnie bardzo, ale konjunktury dla niej obiecywały się jak najlepsze.
Mecenas widocznie nią był zajęty i nie wypierał się tego..
Z drugiej strony dopatrzyła Sędzina, iż młody Kunaszewski bardzo się do niej zbliżał i uśmiechał.
Serce macierzyńskie było za Mecenasem, lecz i p. Floryan wcale nie do odrzucenia się wydawał. Z Justysią o tem mówić się strzegła, patrzała zdaleka, miarkowała — odkładała..
Przez cały czas pobytu w Warszawie, młody Kunaszewski ciągle z dziadem przychodził, bawił długo, przystał do domu, a nie pominął żadnej zręczności zbliżenia się do sieroty..
Nic milszem być nie mogło staruszce, która ją tak kochała.. chociaż sama myśl postradania jej była dla niej nieznośną.. Przynajmniej lat trzy lub cztery chciała ją mieć przy sobie.. przed dwudziestym rokiem nie chcąc za mąż wydawać.
Mecenas postrzegł w czasie bytności swej u matki, że miał rywala.. ale się go nie obawiał, bo nie sądził, ażeby bogaty młody chłopak miał myśl starania się o sierotę. Według niego była to tylko zabawka i płochość młodym zwyczajna.
We trzy dni po świętym Janie powróciło wszystko do dawnego trybu, ale państwo Bronisławowstwo chodzili bardzo nachmurzeni i smutni.
Nie kryli tego przed sobą, że całe ich zabiegi, tak doskonale osnuty i w części przeprowadzony plan zniweczony został. Uparta Lola nie przyznawała się do tego przed mężem, zachowywała nadzieję, lecz w Bronisławie ona została zachwianą. O zamieszkaniu w Warszawie mowy być już nie mogło..
Skutkiem czy znużenia, czy wieku, czy zaziębienia w tydzień jakoś po rozjechaniu się familii, stary Szelawski zachorował.
Nie zdawało się to nic tak bardzo groźnego, ale się przyplątała gorączka, natychmiast wezwano doktora.
Był nim młody, miły lekarz, arystokratycznego świata, ulubieniec pani samej, doktór Drożyński. Narzekają na wielu tego powołania ludzi, iż się szorstko z pacyentami obchodzą, Drożyńskiemu tego zadać nie było podobna.
Człowiek był najmilszym w świecie, pełen słodyczy, ale oprócz innych przymiotów odznaczał się wychowaniem jak najlepszem. Młode panie wyrywały go sobie... klientellę miał świetną, szczęście wielkie, naukę istotnie niepospolitą, — ale płochy był trochę.
Kawaler, nadzwyczaj miłej powierzchowności, elegant, lubił kobiety, zalecał się im i w towarzystwie trudno w nim było poznać uczonego i sławnego lekarza. Wyglądał na panicza..
Do pacyentów jego najmilszych należała pani Bronisławowa, i ani słuchać nie chciała, aby innego starszego i poważniejszego przywołać miano. Wezwany Drożyński rozpoznał w chorym naprzód — skutki wieku i wyczerpania sił, pewne symptomata artrytyczne, a co najgorzej — oznakę jakiejś poczynającej się choroby serca..
Tę potrzeba było obserwować, zbadać, rozpoznać lepiej.. Groźnego nie zdawało się nic, ale baczność i staranie zostało nakazane..
Po dwóch czy trzech odwiedzinach, niespokojna pani Radczyni, konsyliarza wzięła na ustęp.
Była bardzo niespokojna..
— Niechże mi pan powie, zawołała, ale szczerą prawdę! Ojciec ma siedemdziesiąt kilka lat.
Spojrzała na niego, i nie dając mu odpowiedzieć nawet, szepnęła.
— Ja i mój mąż jesteśmy niezmiernie niespokojni. Bronisław tak jest przywiązany do ojca! Mój drogi konsyliarzu, czy to się godzi, aby naszego starego z tą chorobą wywożono na wieś, gdzie pod ręką lekarza niema, a jeden tylko na okolicę stary Frycz, który nic nie umie i każdemu choremu pozwala robić, co mu się podoba.. Taki ma system, wierzy w instynkt!
Doktór patrząc w błyszczące oczki pani Radczyni, zamyślił się. Pochwyciła go za rękę.
— Mój konsyliarzu — dodała usilnie, niech pan matce powie bez ogródki, że jeśli chce męża przy życiu utrzymać, nie powinna go w żaden sposób na wieś wywozić..
Proszę pana!
Drożyński się zamyślił.
— Mogę dać tę radę sumiennie, odpowiedział, gdyż człowiekowi w tym wieku, gdy szwankuje na zdrowiu, zawsze lepiej jest mieć pod bokiem troskliwego i znającego naturę jego lekarza.
Z niecierpliwości tupiąc aż nóżkami, Lola ciągnęła dalej natarczywie.
— Uczynisz pan tem memu mężowi największą łaskę.. Obawia się o ojca, znając doktora Frycza. Byłoby okrucieństwem starego wywozić.. ale wszystko zależy od matki.. niech pan się nie obawia ją trochę nastraszyć.. aby go nam nie porwano.. No — i proszę pana nie wydawać mnie z sekretu.. że ja mu to poddałam.. Czynię dla męża to — tak jest niespokojny biedak..
Mówiła, mięszała się, rumieniła, chwytała za ręce doktora, który patrzył jej w oczy, usiłował odgadnąć, co się pod tem kryło.. ciekawym był, ale w końcu — dla czegóż miał posądzać tę śliczną Lolę, że nie mówiła tego, co myślała.
Żywość nadzwyczajna jej budziła w nim podejrzenie — lecz.. taka miła pani mogła przecie kochać męża i ojca? Była to sensytywna.. nerwowa istota..
Doktór na wszystko się zgadzał, jedno tylko go ambarasowało.
— Uczynię chętnie to, czego pani sobie życzy, ale — rzekł, trochę jest ambarasującem dla lekarza bogatego pacjenta chcieć w swej opiece zatrzymać.. Potrzeba będzie konsylium, aby się to nie wydawało... niewłaściwie.
— No, to konsyliarz sobie dobierzesz kolegów, którzy z nim głosować będą, podchwyciła Radczyni. Co to panu trudnego, a ja tak ślicznie proszę, a ja tak bardzo będę mu wdzięczną! Mój konsyliarzu..
Jakże się tu było oprzeć, zwłaszcza, gdy w tem nic grzesznego, nic złego w istocie nie podobna się było domyślać.
Z wielkiem bogactwem wyrazów, pospiesznie poczęła potem pani Lola mówić długo o — intrygach.. użalać się nad losem starego, miłość swą i męża dla niego opiewać.
Skutkiem tego Drożyński został zupełnie przekonany, dał słowo, przyrzekł tajemnicę — i nazajutrz się obiecał z wizytą, która miała za sobą pociągnąć konsylium.
Ze smutną twarzyczką wyszła Lola naprzeciw męża.
— Wiesz Broniś, poczęła, biorąc go pod rękę. Widziałam się z Drożyńskim i mówiłam z nim poufnie. Ojciec jest seryo chory. Wiesz, jak ten Drożyński ma trafne oko, powiada, że największych starań potrzeba około starego... a oni go chcą wieźć na wieś i zdać na ręce tego rzeźnika Frycza!
Ale to — okrucieństwo — na to nie można pozwolić!
Bronisław stanął mocno zdziwiony.
— Ojciec nie był tak źle! rzekł.
— I nie jest gorzej — ale to choroba jakaś powolna, on ma siedemdziesiąt kilka lat! Zmiłuj się. W tym wieku z chorobą w mieście ledwie można pielęgnować.. cóż dopiero na wsi.
Radca się zamyślił.
Lola poczęła długie opowiadanie o doktorze.. o niebezpieczeństwie, ale swojego udziału w tej sprawie nie zdradziła. Drożyński miał to wziąć na siebie.
Tegoż dnia Mecenas, który rodziców odwiedzał często, wybierając takie godziny, aby się.. ile możności ani z Lolą, ani z bratem nie spotykać, nadszedł i zastał matkę z oczami zaczerwienionemi, około której Justysia biegała strwożona, starając się ją uspokoić.
Ponieważ choroba Sędziego dotąd nie obudzała najmniejszej obawy, Kalikst z początku pojąć nie mógł, co było przyczyną niepokoju. W kilku słowach wytłumaczyła mu go Sędzina, doktór miał żądać konsylium i nie groził niebezpieczeństwem, jednakże stan chorego uważał za nadzwyczaj wielkiej pilności wymagający. Pani Szelawska nie mogła przyjść do siebie jeszcze, usłyszawszy o tem od Loli.
W pierwszej chwili Mecenas także się uląkł, bo mu na myśl nawet nie przyszło, ażeby to być mogło machinacyą, mającą na celu wstrzymanie wyjazdu na wieś rodziców.
Popłoch wielki dawał się czuć w całym domu, tylko Sędziemu tajono wyrok, jaki wydał młody doktór, a stary gorzej się nie czuł, i owszem liczył już dnie dzielące go od podróży. Składało się tak, że Kunaszewski stary i młody przyzostali jeszcze w Warszawie, bo p. Floryan rad ją był lepiej poznać i razem z dziadem ofiarował się aż do Wólki przeprowadzać Szelawskich, za co mu bardzo byli wdzięczni.
— Nie mam tak dalece nic do czynienia, mówił wesoło chłopak, gotów jestem służyć państwu..
Nie przyznawał się do tego, iż zarazem rad był służyć Justysi, do której coraz się więcej przywiązywał.
Nie było to na rękę Bronisławowstwu, bo pani sama rozpoczęła właśnie kontraminę, aby wyjazdowi przeszkodzić. Nadzwyczajne zajęcie ojcem, bieganina Loli, jej nieustanne paplanie o tem, w końcu Mecenasa uwagę zwróciły i obudziły podejrzliwość.
Drożyńskiego jako lekarza nie cenił wcale, nazywał go fanfaronem i konsyliarzem elegantek.
Powróciwszy do domu i rozmyśliwszy się — wpadł na myśl, aby ze swojej strony nastręczyć poważniejszego medyka dla kontroli. Nazajutrz rano przyszedł z tem do matki, gdy właśnie o naradzie lekarzy mowa była.
— Drożyński, szepnął jej — może być bardzo zdolnym młodym praktykantem, ale doświadczenia wiele niema.. Należałoby starszych powołać. Dla pani Bronisławowej na jej nerwy konsyliarz taki wystarczający, ale dla ojca za mało.
Pani Sędzina, którą synowa przez cały dzień poprzedzający starała się przekonać, iż o wywożeniu Sędziego na wieś, gdzie o opiekę lekarzy trudno — na teraz myśleć się nie godziło — natychmiast Mecenasowi to powtórzyła..
P. Kalikst zrozumiał teraz grę całą, ale zmilczał. Poszedł do ojca i znalazł go — nie gorzej, dosyć ożywionym i nie uskarżającym się na osłabienie.
Stan ten potwierdził go w przekonaniu, że nie szło o zdrowie starego Szelawskiego, ale o wykonanie pomysłu Bronisławowstwa, aby go przy sobie zatrzymali.
Powrócił do matki.
— Widziałem ojca, rzekł do niej, nie zdaje mi się tak cierpiącym, jakby ze zwołanego konsylium wnosić można; ale — nigdy o tak drogie nam zdrowie zanadto starania mieć nie można.
Westchnął i ciągnął dalej.
— Niech mi matka wierzy, że temu wszystkiemu winna zmiana życia, wyniesienie się z Wólki, powietrze i woda, do których stary nasz nie przywykł. Najlepszą kuracyą będzie podobno powrót do domu.
— Ale, mój Kalikście — zawołała staruszka.. w domu my nie mamy tylko jednego starego Frycza na całą okolicę. Często na niego po kilka dni czekać potrzeba, nim go złapiemy, a tu godzina może stanowić o życiu. Oni mają słuszność. W Warszawie natychmiast się znajdzie ratunek, doktorowie, apteka, wszystko pod bokiem..
— To prawda! potwierdził Mecenas, ale doktorowie ani apteka nie zastąpią powietrza, spokoju, trybu życia, a rodzice dzięki Bogu są w tak szczęśliwem położeniu, że sobie mogą znaleźć lekarza, który na kilka miesięcy na wieś z nimi pojedzie i kochanego ojca będzie pilnować!
Sędzinę myśl ta uderzyła.
— A! prawda! zawołała — ale czy się taki doktór znajdzie!
— Wyszukamy go — rzekł Kalikst. Daleko rozumniej będzie w ten sposób postąpić, niż rodziców tu więzić, gdy miejskie życie i powietrze okazało się tak dla ojca szkodliwem..
— Ale ileż to będzie kosztowało! westchnęła frasobliwie Szelawska.
Ojciec przez oszczędność się na to zgodzić nie zechce.
— A! wykrzyknął Mecenas — jeżeli o to idzie, ja doktora biorę na siebie..
Sędzina uściskała Mecenasa, który z pół godziny jeszcze spędziwszy z matką, i starając się ją przekonać, że jego projekt był najrozumniejszym — odszedł nareszcie.
Lola tymczasem pracowała..
Z pewnemi ostrożnościami, aby starego nie straszyć, obmyślano naradę lekarzy, Drożyński gorąco i zręcznie prowadził sprawę, którą mu zdała pani Bronisławowa.. Sędzia, jakby na przekorę doktorowi nie czuł się gorzej, owszem, ponieważ apetyt mu powracał, a on to za ruch konwalescencyi uważał, obiecywał już sobie w prędce zupełne uzdrowienie..
Pod rozmaitemi pozorami wprowadzono do starego dwóch powołanych doktorów. Jeden z nich wypadkiem miał odwiedzić pana Bronisława — drugi nie przyznał się podobno, iż był lekarzem. Oba ci panowie, dobrzy koledzy i przyjaciele Drożyńskiego potwierdzali jego diagnozę i radzili staremu z Warszawy się nie ruszać.. Sędzina została o tem zawiadomioną, jemu jeszcze wyroku nie oznajmiono, mając go do niego przygotowywać powoli.
Sam Bronisław przyszedł do matki, aby jej usposobienie wybadać i skłonić ją do usłuchania rady Drożyńskiego.
Staruszka miała już na myśli inną radę — Kaliksta. Gdy Radca obszernie się z tem zaczął rozwodzić, jak na wsi o lekarza było trudno, a w późnym wieku czuwanie ciągłe stawało się potrzebnem, Szelawska przerwała mu.
— Mnie się zdaje, kochany Bronisławie, że tej waszej poczciwej troskliwości o zdrowie ojca stanie się zadość w inny sposób. My możemy znaleźć tu sobie młodego, zdolnego lekarza, który z nami na wieś pojedzie i wedle skazówek mu danych, mojego Jasia będzie kurował i dozierał..
Mnie się to daleko wydaje lepszem dlatego, bo wrócimy do naszego dawnego życia, które jegomości lepiej służyło, a on do niego nawykł od lat tylu.
Bronisław usłyszawszy to — zamilkł na chwilę, rażony jak piorunem. Znając ojca i matki oszczędność, nigdy nie przypuszczał nawet, aby o lekarzu nadwornym pomyśleć mogli.. Był pewien, że Sędzina tego sama, ani tem mniej on nie mógł skomponować.
Stał chwilę, nie wiedząc nawet co odpowiedzieć. Matka mu patrzyła w oczy. Odezwał się w końcu głosem słabym.
— Ale gdzież takiego doktora wynaleźć.
Szelawska miała już na ustach obietnicę Kaliksta, iż go wyszukać potrafi, ale się z tem wstrzymała, a Radca co najprędzej pospieszył z nowiną do żony.
— Wiesz Lolu, rzekł, wchodząc do niej, zamiast coby mieli tu pozostać rodzice — mówią już o tem, że doktora ztąd wezmą i trzymać będą go w Wólce.. jako nadwornego..
Zbladła pani Bronisławowa.
— A! to coś nowego! zawołała. Któż to poddał myśl tak oryginalną i szczęśliwą! Doktór, prawdziwie godzien takiego nazwiska, na którego by się spuścić można, za żadne w świecie pieniądze nie opuści Warszawy, a zabrać z sobą jakiegoś fuszera, cyrulika, to gorzej, niż nie mieć żadnego!
— Prawda — odparł z uśmiechem Radca — mnie to nawet na myśl nie przyszło. Powiedzże matce, bo ona mi o lekarzu nadwornym mówiła. Pewnie ona sama nie wpadła na to!
Spojrzeli sobie w oczy, uśmiechając się..
— Śmieszna rzecz — szepnęła piękna Lola, patrząc w zwierciadło wedle zwyczaju, i poprawując włosy i koleretkę — my o życie i zdrowie rodziców nawet walczyć musimy..
Nie było teraz ani chwili spokoju — około starych Szelawskich plątały się niewidzialne nici osnutych intryg.. Bronisławowstwo z jednej strony, reszta rodziny z Mecenasem na czele z drugiej. Na boku stali jako widzowie, nie domyślając się gry, dwaj Kunaszewscy. Pan Teodor po całych dniach, jak w Wólce był na usługach Sędziego, bawił go, służył do posyłek, grał z nim, rozrywał opowiadaniami. Młody przychodził po kilka razy na dzień, wybierając godziny, gdy się z Justysią najłatwiej było spotkać, i resztę czasu spędzając na poznawania miasta i ludzi, bardzo był rad z pobytu swojego, choć się ten przedłużał.
Stosunki jego z Justysią nie miały nic ważnego i dającego się domyślać jakiejś gwałtownej namiętności. Dziewczę było skromne i dosyć spokojnego temperamentu. P. Floryan żywy, ale pełen taktu i umiejący się trzymać na wodzy. Przywiązanie jego podobniejsze było do jakiegoś braterskiego, niż do miłości takiej, jaka się ona objawiać zwykła... u młodych.
Zdawali się tak pewni siebie, tak tym stanem obecnym zaspokojeni, jakby nic więcej nie pragnęli. Justysia coraz poufałej będąc z Kunaszewskim, trzymała go jednak w pewnem poszanowania pełnem oddaleniu — pan Floryan, gdy ją mógł widzieć, mówić z nią, czemś się jej przysłużyć, otrzymać uśmiech w nagrodę — był zupełnie szczęśliwym.
A że służba około panny Justyny łączyła w sobie posługiwanie Szelawskim, Kunaszewski im też w mieście razem z dziaduniem mnóztwo poleceń spełniał i wyręczał Bronisławowstwo... a często i Mecenasa.
Nie czyniono sobie żadnej ceremonii z młodym chłopakiem, który powtarzał ciągle, że za opiekę daną przez lat tyle dziadkowi, obowiązanym się czuje odwdzięczać. Uważano go za domownika.
Państwo Bronisławowstwo, choć im trochę zawadzał, bo go sobie ująć i podobać nie potrafili, — obojętnie się względem niego zachowywali. Mecenas instynktowo go nie lubił i koso patrzył na niego, czego Florek zdawał się nie domyślać. Wesół, dobrej myśli, miał ten talent, że gdy czego nie chciał widzieć — stawał się na pozór ślepym.
Ze swej strony względem pana Kaliksta był jak najczulszym i nie zrażając się chłodem, okazywał mu szacunek i życzliwość a nawet — coraz się poufalszym stawał.
Zwolna tak tydzień za tygodniem upływał, ks. Zaręba powróciwszy do domu, natychmiast się gorąco zajął przyspieszeniem budowy dachu i oczyszczenia dworu w Wólce, aby nie było pozoru nawet do odkładania powrotu.
Energiczny, czynny, pod bokiem mając ową fabrykę, ks. Zaręba codzień teraz przybywał na miejsce i nie spuszczał jej z oka.
Powiększono liczbę robotników, zmieniono nadzorców, zaczęło iść żywiej wszystko.. Dach w oczach rosnął, a tymczasem już oczyszczano podwórca, bielono ściany i krzątano się od białego dnia do nocy. W listach swych do Sędziego pisywanych, siostrzeniec dawał mu znać o postępach, opisywał co dokonano, a co zostawało do zrobienia, i mógł oznaczyć termin, gdy wszystko będzie gotowem..
Gdy się to działo, Lola ze swej strony gorliwie się krzątała około tego, aby doktorowie ojca na wieś nie puścili, utrzymując walkę w ciągłej obawie o następstwa.. Pomysł Mecenasa, aby lekarza z sobą zabrać do Wólki, na pozór bardzo szczęśliwy, zaczynał w wykonaniu okazywać się trudnym, a w skutkach wątpliwym.
W istocie żadna znakomitość lekarska nie mogła opuścić Warszawy dla państwa Szelawskich, a lada kogo wziąć z sobą, nic nie ważyło.
Sędzia znowu pomimo diagnozy lekarzy, nie czuł się tak źle, aby mu co grozić mogło. Artrytyczne cierpienia nie były zbyt wielkie, siły wracały.. on sam znajdował się w stanie normalnym, ale Drożyński głową potrząsał i po cichu zawsze defektem jakimś komórek sercowych zagrażał. Sędzina modliła się, bo sama nie wiedziała, co począć.
Stary Szelawski choć na pozór rozporządzał sobą i mógł czynić, co chciał — był jednak pod wpływem żony, dzieci, a ich troskliwość i pieszczoty czasem wywierały na nim to wrażenie, iż — niepokój obudzały.. Domyślał się, że stan jego musiał czemś zagrażać..
Ile razy mówić zaczynał o wyjeździe po odebraniu listu od ks. Zaręby — albo Sędzina albo Bronisławowa reflektowały go, że po chorobie powinien był przynajmniej dobrze wypocząć, nim podróż nużącą przedsięweźmie.
Pora z początku zdawała się za chłodna i słotna, nagle potem przyszły nieznośne upały. Doktór Drożyński życzył czekać i nie radził jeszcze jechać.
Tak się to przeciągało. Mecenas zaś nie wyrzekając się swojej myśli, szukał doktora, któregoby mógł rodzicom polecić i skłonić go do jechania z nimi.
Warunki nie były tak — do lekceważenia, jakby się na pozór mogły zdawać. Szelawscy oprócz zupełnego utrzymania, pomieszczenia i zaspokojenia wszelkich potrzeb lekarza, mogli mu ofiarować pensyę, — sąsiedztwo obiecywało praktykę, a stary Frycz jedyny na okolicę — gdyby z placu ustąpił, co w jego wieku dawało się przewidywać, — następstwo po nim zapewniało byt — nie do pogardzenia. Wiadomo było, że stary konsyliarz, w którego obrębie znajdowały się bardzo zamożne domy, zostawił po sobie piękny majątek..
Wszystko to nie jednego młodego mogło pociągać z Warszawy, gdzie konkurencya była wielka a pozyskanie klienteli nie łatwem. Kilku już, kandydatów miał zanotowanych Mecenas. Jednego dnia już Sędzina zgadzała się na nadwornego konsyliarza, drugiego obawy Loli — jej nalegania budziły niepokój i wszystko zostawało znowu w zawieszeniu. Tymczasem miły, wesoły, grzeczny, umiejący sobie zaskarbić względy, Drożyński zyskiwał u Sędziego coraz więcej zaufania.
Udawało mu się bardzo trafnie i szczęśliwie w małych dolegliwościach Szelawskiemu przyjść w pomoc, tak, że oboje sławili go jako nadzwyczaj zdolnego lekarza. Lola zdawała się blizką zwycięztwa.
Nie było mowy tymczasem o całkowitem na wieki wieków pozostaniu w Warszawie, ale Sędzina znajdowała rozumnem nie oddalać się ztąd, dopókiby stan męża najmniejszą wzbudzał obawę.
Drożyński zaś umiał ją utrzymywać, a miłość dla męża Sędzinej uczyniła ją trwożliwą..
Gdy z jednej strony ks. Zaręba już naglił o powrót, a Mecenas go popierał — pani Bronisławowa musiała się zdecydować na stanowcze rozstrzygnięcie..
Nie było tajemnicą, iż Kalikst stał naprzeciw Radcy i jego żonie, otwarcie popierając powrót do Wólki.. Potrzeba się było z nim rozprawić.. — a, co najtrudniejsza, schwytać go tak, aby się nie mógł od tego wyśliznąć.
Radca miał jakąś potrzebę porady prawnej — wezwał listownie brata, aby był łaskaw wraz z jego plenipotentem kwestyę sporną, grożącą procesem rozstrzygnąć. Zaproszeniu niepodobna było odmówić, nie zrywając stosunków z Bronisławem. Mecenas przyrzekł na oznaczoną stawić się godzinę.
Ułożonem zostało zawczasu, iż Drożyński trochę później znajdzie się tu — przypadkiem..
P. Kalikst kwaśny, chmurny, poważny, zimny stawił się na wezwanie w godzinie herbaty.. Drzwi dla obcych były zamknięte. We trzech tylko zasiedli do papierów, w których z bystrością sobie właściwą Mecenas się rozpatrzył i wypowiedział zdanie swoje..
Wszyscy się na nie pisali, ale małe różnice zdań co do formy, zabrały trochę czasu. Bracia z sobą byli przyzwoicie, lecz nadzwyczaj chłodno.
Mecenas zawsze mający mało czasu, już niespokojnie po kilka razy chwytał za kapelusz, a Bronisław ciągle go wstrzymywał, na drzwi spoglądając, gdy te się nareszcie otworzyły z trzaskiem, i Lola weszła, prowadząc z sobą Drożyńskiego. — W tejsamej chwili na dany przez Radcę znak, plenipotent jego szybko się pożegnawszy, wyszedł. Mecenas już miał żegnać się także, gdy pani Bronisławowa przystąpiła do niego i z wymuszoną grzecznością prosiła go, oby pozostał..
Kalikst siadł — przeczuwał już, że się rozprawa jakaś gotować musi.
— Ojciec — odezwała się głosem drżącym Lola, zwracając do Kaliksta, ojciec jest znowu gorzej — wskazała na doktora, który głowa dał znak potwierdzający. Ojciec jest gorzej, a na gwałt się wybiera na wieś..
Wiemy o tem dobrze, kochany bracie, że wy jesteście za tem, aby rodzice wracali do Wólki — uprosiłam więc doktora Drożyńskiego, aby pomógł mi prosić cię..
Tu ręce załamała i podniosła...
— Idzie o życie może! dodała. Nie zatrzymywalibyśmy rodziców.. ale ojcu grozi.. grozi, że na wsi..
W tem doktór Drożyński widząc, że z pospiechu plątać się zaczęła, zabrał głos, przystępując do Mecenasa.
— Ja z obowiązku lekarza mięszam się w tę sprawę, rzekł. Mogę sumiennie panu Mecenasowi poręczyć, że chcąc być spokojnym o jak najdłuższe utrzymanie zdrowia i życia pana Sędziego, należy go zostawić w mieście. Gdybyście państwo sobie nawet zapewnili ordynaryusza w domu — to jeszcze to nie tak ubezpiecza, jak w stolicy możność powołania w każdej chwili specyalistów i znakomitości.. Sumiennie więc muszę radzić i radzę, aby pana Sędziego nie wywożono..
Wyrzekłszy to, doktór Drożyński, który już więcej nie zdawał się mieć nic do orzeczenia, skłonił się z wielką powagą i elegancyą — i natychmiast oddalił.
Naprzeciw Mecenasa stała, wyzywająco do boju — bratowa.
Minka jej zdawała się mówić.
— A co?
Kalikst, który bladł i czerwieniał, widział wojnę nieuchronną, ale nie chciał dać pierwszego strzału.
Milczał.
P. Bronisław także nie opuszczając żony, gotów na jej obronę — nie życzył sobie rozpoczynać.
W pięknej Loli burzyło się wszystko i gotowało.
— Mówmy otwarcie — odezwała się zniecierpliwiona milczeniem — raz potrzeba się rozmówić i wypowiedzieć, co się myśli.
Posądzacie nas, że my rodziców dla własnego jakiegoś interesu i rachuby usiłujemy trzymać w mieście.. Masz pan przecie świadectwo lekarza, iż to nie jest ani fantazya, ani spekulacya nasza, ale istotna potrzeba. Nie chcemy mieć na sumieniu, gdyby jakie nieszczęście z tego wyniknąć mogło..
Mecenas poprawiał chustkę na szyi, usta mu się krzywiły.
— Nie ja jeden, odezwał się — jestem przeciwnym temu przesiedleniu się rodziców, i nie ja też sam patrzę na to z obawą, że wy ich bierzecie w kuratelę, ks. Zaręba podziela to zdanie, Julianowstwo i Sabina tak się na to jak ja zapatrują.
Bądź cobądź podajecie się w podejrzenie. Rodzice żyli przez lat tyle na wsi i dobrze im było — teraz nagle ma ojcu jakieś grozić niebezpieczeństwo!
— Ależ doktór! przerwała Radczyni.
— Nawet i trzech mnie nie przekona — zawołał Mecenas. Troskliwość taką zawsze można usprawiedliwić. Panowie lekarze radzi z tak dobrego pacyenta — będą go trzymali, dopóki mogą.
Rozśmiał się.
— Chcecie rodziców trzymać w ręku, dodał, miejcież przynajmniej odwagę otwarcie się do tego przyznać.
Nie przeczę, że dla was to może być miłem i dogodnem, ale nam — familii postępowanie to nie podoba się.
Wręcz mówię, jest podejrzanem.
My też ojca kochamy..
Lola płacząc, padła na krzesło i oczy sobie zakryła. Mecenas zwolna wyciągnął rękę po kapelusz i zwrócił się do brata.
— Zastanów się Bronisławie, czy tak wbrew wszystkim, zrywając z familią, iść się godzi..
— Ale ja z nikim nie zrywam, nie mam sobie nic do wyrzucenia... zawołał Radca, wam się przywidują jakieś intrygi. Obrażacie mnie temi posądzeniami! Spytajcie ojca, czyśmy od niego żądali czego, cośmy skorzystali w czasie jego pobytu... Słowo daję! to oburzające..
Mecenas nakładał rękawiczkę.
— Róbcie sobie co chcecie — rzekł. Powiedziałem otwarcie, co myślę, nie ja sam, ale — wszyscy.
Z jednej strony stoi cała rodzina, z drugiej wy.
Nie mam więcej nic już do dodania — i do nóg upadam... Skłonił się Mecenas i poważnym krokiem wyszedł z salonu, wprost ztąd idąc do rodziców.
Dwa domy, przechodząc ulicą (bo drzwiami wewnątrz wybitemi nie chciał Mecenas wejść), dzieliło kroków tylko kilka — miał czas ochłonąć trochę.
— Noga moja nie postanie już u Bronisławowstwa — rzekł w duchu. Rodzicom nie potrzebuję o tem mówić, co się stało.. niech teraz piękna Lola i jej mąż czynią co chcą..
Mają wóz i przewóz.
Wszystko to działo się poza plecami rodziców, którzy ani się domyślali, ani wiedzieli o niczem. Sędzina oddawna dostrzegała, że rodzeństwo między sobą nie dosyć było serdeczne, nadto ceremonialne — że nie żyło z sobą i stosunki coraz ostygały, ale nie przypuszczała takiego antagonizmu, takiej wojny. Justysia, która widziała więcej, słyszała lepiej, choć nie wtajemniczona całkowicie, dorozumiewała się wiele, aleby była miała za grzech ostrzegać o tem Sędzinę i martwić ją niepotrzebnie.
Kunaszewski stary także więcej od innych wiedział, zwierzał mu się Mecenas, lecz jak ognia obawiał się wmięszania w sprawę tak delikatną i tak smutną.
Starzy więc z kolei ulegając wpływom przeciwnym, wahając się — pozostawali w szczęśliwej nieświadomości swojego położenia. Pomiędzy nimi ta była różnica zdań, że Szelawski chciał wracać, a Sędzina więcej głosowała za opóźnieniem. Przeciągało się to z dnia na dzień, — i trudno było przewidzieć, na czem się skończy.
Po rozmowie Mecenasa z Radcą, która była już formalnem wypowiedzeniem wojny, Lola popłakawszy z gniewu, zaczęła rozmyślać nad tem, czyby jej nie wypadało na ostatek matce wyznać wszystko, i do niej się odwołać. Ważyć się na taki krok bez porady męża nie chciała, Bronisław się wahał, nie życzył sobie rozgłosu i niepokojenia rodziców..
Nie przestając na tem, pani Bronisławowa znając wpływ i rozsądek Justysi — wezwała ją, dosyć niewłaściwie do rady, ale przestraszone dziewczę natychmiast całując ją po rękach, zaczęło prosić, aby jej nawet nie mówiła o niczem, bo ona nie czuje się na siłach poradzić, będąc młodą i nie doświadczoną. Żadnem pochlebstwem ją pani Bronisławowa nie mogła skłonić do przemówienia choćby słowa.
Te chodzenia, szepty, narady po kątach, niepokój jakiś — w końcu jednak zwróciły uwagę Sędzinej, która się wszelkich tajemnic obawiała. Nie pojmowała, co to mogło być, ale czuła, że coś ukrywano przed nią. Jednego dnia nadszedł stary Kunaszewski, i pocałowawszy w rękę staruszkę, zapytawszy o zdrowie, — meldował się jakby na służbę.
— Niema pani Sędzina co do rozkazania?
Nie, kochany komorniku, nie — ale spytać cię poufnie o coś bym mogła.. zaczęła Sędzina, oglądając się do koła. Ty mnie może objaśnisz. Od niejakiego czasu Lola, Bronisław, Mecenas, chodzą jacyś niespokojni, kwaśni.. naradzają się po kątach.. Zdaje mi się, że przed nami coś ukrywają, mnie to zaczyna czynić obawę.. Nie wiesz nic?
Zmięszał się Kunaszewski niespodzianie zagadnięty, tak, że ukryć nie umiał zakłopotania. Chciał się wyprzeć, język mu się plątał.
— Jeżeli co wiesz — ciągnęła Sędzina, proszę cię, jakeś nasz przyjaciel, mów mi szczerze, otwarcie. Nie jestem dziecko, choćby co było przykrego, wolę wiedzieć, niż się trwożyć nadaremnie.
Komornik się po głowie pogładził.
— Ale, bo widzi pani Sędzina dobrodziejka, tak dalece niema nic..
— Mów.. nagliła staruszka.
— No, chodzi o zdrowie kochanego naszego pana, — odezwał się komornik. Pani Bronisławowa wraz z mężem utrzymują, że dla tego zdrowia dla pilności około niego możeby było lepiej, aby państwo posiedzieli tu w Warszawie, a znowu Mecenas, ks. Zaręba i reszta familii życzyliby państwa widzieć w domu, w Wólce..
Rozśmiał się Kunaszewski.
— Troszku w tem i zazdrości jest, dodał, inni oczywiście obawiają się, aby państwo się zbyt nie przywiązali do Radcy i jego rodziny, a dla reszty nie zobojętnieli. Ot co jest. Spór o to, kwasy o to.. Nie będę taił.. nawet Mecenas czynił wyrzuty pono Radcy i jej samej, ale niech mnie dobrodziejka nie zdradzi, że ja się plotkami zabawiam. Pytała pani, trudno było milczeć, może i lepiej, abyście państwo wiedzieli, jak rzeczy stoją.
Sędzina spoważniawszy, słuchała zamyślona. Niewiasta była jak dziecię prostoduszna i dobra, ale wielkiego serca, i to serce dawało jej częstokroć siły w takich wypadkach, w którychby rozum nie starczył..
Otworzyły się jej nagle oczy, zrozumiała położenie, ogarnęła jego następstwa.. Z tego zawikłania potrzeba było wyjść, nie dając poznać, że się zajrzało do głębi. Sędzina palec położyła na ustach.
— Komorniku mój, odezwała się cicho — dziękuję ci. Ani słowa o tem nikomu, proszę cię, to są domowe sprawy, które się w kółku rodzinnem z pomocą Bożą rozwiążą spokojnie i — szczęśliwie.
Bóg zapłać.
To mówiąc, wyszła do swojego pokoju i uklękła się pomodlić, wzywając ducha świętego. Popłakała trochę, otarła oczy, wstała mężna, spokojna, prawie wesoła, i udała się do pokoju mężowskiego.
Szelawski siedział w oknie na pół w ulicę spoglądając, na pół w kuryera, którego czytał z roztargnieniem. Sędzina przypatrzyła mu się bacznie. Wyglądał dosyć świeżo i zdrowo.
— Jakże się ty czujesz? zapytała, przysiadając się i patrząc mu w oczy.
— A no — jak widzisz? — dobrze..
— A apetyt?
— Zdaje się, że do obiadu mieć go będę — śmiejąc się, odparł stary.
— A siły?
— Cóż ty się tak po doktorsku dopytujesz — przerwał Szelawski — co to ma znaczyć? Stary nie mam oczywiście sił dawnych, ale zbyt się osłabionym nie czuję.
Sędzina się zadumała.
— Wiesz co — jeżeli się nie czujesz gorzej, wracajmy na wieś — rzekła. Rozerwaliśmy się tu, było nam dobrze, ale w domu jesteśmy potrzebni i ze wszechmiar by nam już tam być należało.
— Ale ja najzupełniej podzielam twoje zdanie, odparł Szelawski. Nie chciałem napędzać do wyjazdu, abyś się mogła cieszyć dłużej wnukami, ale mnie tęskno i jam gotów.
Sędzina wstała. — A zatem pakujmy się i za parę dni nieodwołalnie — w podróż. Poczciwi Kunaszewscy nas odprowadzają.
Sędzia widocznie uradowany, wstał ochoczo, raźnie, i w czoło pocałował żonę.
— Moja panno! zawołał, słowo się rzekło — Jazda! jak mówią tutejsi doróżkarze — jazda! do domu, do penatów naszych.. Ślicznieś to obmyśliła..
Podali sobie ręce. Sędzina łzy miała na oczach, bo sobie ukochaną Jadwisię przypomniała, ale potrzeba było siebie poświęcić.
Natychmiast, nie zwłócząc, Szelawski poszedł papiery porządkować.
— Widzisz, rzekł — biorę się do roboty, zajmijże się ty przygotowaniami, bo ich masz daleko więcej, niż ja.
Miała odchodzić Sędzina, gdy się drzwi uchyliły i pokazała główka Loli. Nie uszło bystrego jej wejrzenia, że Szelawski się krzątał i chodził, jak gdyby coś porządkował.
— Cóż to ojciec dziś się tak trudzi, zapytała. My tu wszystko poukładamy.
— Nie, moja kochana gosposiu — odpowiedział Szelawski — czyż nie widzisz, że ja się w drogę pakuję.
Jakto? w drogę? zakrzyknęła, bledniejąc Lola. Ojciec żartuje i chce mnie nastraszyć!
— Ja! ale gdzież zaś — seryo — rzekł Sędzia. Postanowiliśmy z Serafina, co to dziś? Sobota — a no, najdalej we Wtorek ruszyć do Wólki, czas wielki..
Sędzina, na którą Lola pytająco spojrzała, potwierdziła jej to znak dając, że — w istocie zamierzali jechać. Chwilę Bronisławowa stała niema.. czuła w tem czyjąś rękę, jakiś wpływ.. postanowienie przychodziło nagle.. Nie wiedziała, kogo posądzać.
— A zdrowie ojca? wtrąciła.
— Czuję się zupełnie zdrów, o ile w moim wieku nim być można — odezwał się Szelawski. Wierzcie mi, zbytnie pieszczoty na nic się nie zdały. Mój stary Frycz zna naturę moją od lat trzydziestu kilku.. ja sam..
Zamachnął ręką.
— Wierzaj mi, kiedy Serafinka się o mnie nie obawia, możecie i wy być spokojni, a jechać każą obowiązki. W Wólce tylko biedna ślepa Podkomorzyna gospodaruje, trudno, żeby tam dobrze szło.. Dach skończony, wiury odmieciono... ściany pobielono.. Konrad czeka z rądlem i łyżką..
Mówił Szelawski tak wesoło, tak był rzeźwy, że choroby mu wmawiać Lola nie śmiała.
Zakręciła się niespokojna i pobiegła do męża, ale Radca właśnie był wyszedł i nie mógł powrócić, aż na obiad. Lola pobiegła spytać Justysi.
— Co się stało? wyjeżdżacie? Był kto u was?
— Nikogo, oprócz starego komornika — odparło, rumieniąc się dziewczę. O wyjeździe dopiero pani mi powiedziała przed chwilą.
— Zkądże tak nagłe postanowienie?
— Nie wiem.
— Nie domyślasz się!
— Nie — wczoraj wieczorem jeszcze o tem mowy nie było..
Rzecz zdawała się niepojętą pani Bronisławowej.
— Nie przyszedł jaki list? pytała dalej.
— Nie — poczta dziś nic nie przyniosła. Nie badając już więcej, pani Bronisławowa powróciła do dzieci. Jadwisię wyprawiła do babki, a sama czekała na męża, aby go przed obiadem zobaczyć i z nim się rozmówić.
Pochwyciła go w progu niemal.
— Wiesz nowinę — zawołała — postawili na swojem, rodzice we Wtorek wyjeżdżają.
— Jak to może być?
— Ale, tak jest, matka i ojciec mi oświadczyli stanowczo.
Radca tak się zmięszał tem, iż stał nie wiedząc, czy iść wprost do ojca, czy rozprawiać z żoną.
— Cóż tu począć? spyta!.
— Zobaczemy — odpowiedziała Lola — w każdym razie, nacisk już i naleganie byłyby nie w miejscu, jeżeli się jaki inny środek nie znajdzie. Mamy trzy dni jeszcze, a w ciągu trzech dni wiele rzeczy się może zmienić. Bronisiu! z taktem! i ostrożnie!
Choćbyśmy tym razem przegrali.. ja — nie daję za wygranę.. Zobaczemy! Mecenas tryumfować będzie.. a my mamy odejść ze wstydem, jako zdemaskowani intryganci!
Pobladła pani Radczyni. — On sam stał mocno zafrasowany.
— Kto wie, rzekł — możeśmy za gwałtownie prowadzili.
Lola ramionami poruszyła.
— Gdzie tam! chyba za ślamazarnie odparła — ale — ja ci powtarzam, nie daję za wygranę, nie daję — wcale — wcale.
Do obiadu wyszła pani domu już tak na pozór uspokojona, jakby wewnątrz jej nie burzyło się wszystko. Uśmiechała się smutnie, Jadwisia siedząca przy babce, jak gdyby wyuczona, tuliła się do Sędzinej, szeptała, przymilała się.
— Dziecię się tak przywiązało — szeptała Lola, że prawdziwie nie wiem, co ja teraz z nią pocznę. Jestem pewna, że okrutnie tęsknić będzie.
Radca wyuczony, czy proprio motu mówił o podróży. Uspokajało go to, że się Kunaszewscy towarzyszyć ofiarowali.
— Jabym kochanym rodzicom służył chętnie — rzekł, ale właśnie mamy teraz taki nawał spraw, a ja tyle rachunków osobistych, iż niepodobna mi nietylko dni kilka, ale godzin kilkanaście poświęcić.
— Niech Bóg broni — przerwał Sędzia, dosyć już tych ofiar dla nas uczyniliście — przykro by mi było, gdybyś nawet pomyślał. Siedź, pracuj.. No — dodał stary Szelawski — przecież złego nic niema!
— A! nic, dzięki Bogu, wszystko pomyślnie idzie, ale tembardziej się pilnować należy..
— Tak jest, potwierdził stary.
Na jaką zmianę w ciągu tych trzech dni rachowała jeszcze Bronisławowa, trudno jest zgadnąć, nie zaszła jednak żadna. Sędzina ciągle będąc z wnuczką, pieszcząc ją, trzymając na kolanach — popłakiwała, ale dla niej już w zamierzonej podróży nawet zwłoki nie dopuściła.
Bronisławowa przywiązanie to wzajemne babki i wnuczki ciągle miała na ustach, rozrzewniała niem staruszkę, lecz nie skłoniła do przeciągnięcia pobytu. Rady Drożyńskiego, który także powołany został, nie skutkowały również.
Pakowano ciągle, a Sędzia ożywiony, krzepki, chodził i cieszył się swoim powrotem do domu, który już siostrzeńcowi i Porkowskiemu oznajmił.
Wszelkie więc nadzieje Bronisławowej rozwiać się i w niwecz obrócić musiały.
Lola chodziła po swoim pokoiku, gniewała się na siebie, na męża, na ojca, ale największą winę niepowodzenia składała na Bronisława. W jej przekonaniu ona czyniła wszystko, on nie robił nic, nie był jej pomocą, okazał się słabym i nieudolnym.
Nie czyniła mu wymówek, lecz zamiast obwiniać siebie, musiała winę złożyć na kogoś i ciężar jej spadł na męża..
Toczyła teraz walkę ostateczną z sobą i z myślą, która była strzałą Parta zmuszonego do ucieczki. Kochała swoją Jadwisię — ale przypuszczać zaczęła, że w sprawie tej, aby nie być zwyciężoną, należało dziecię poświęcić.
Jadwisi u babki przecież źle być nie mogło, a dając taki dowód przywiązania staruszce, mogła ją sobie i mężowi pozyskać..
Naówczas zwycięztwo by przy niej zostało..
Ale oddać tę ukochaną, śliczną, jedyną córeczkę i obawiać się, aby z niej nie zrobiono parafianki, szlachcianeczki — a! co to ją miało kosztować.
Mężowi nie mówiła nawet o powziętej myśli — bo w Niedzielę wieczorem jeszcze nie było stałego postanowienia, czy ją ma poświęcić lub nie..
Serce się sprzeciwiało, rachuba nakazywała.. Nosząc się z tą myślą dni parę, Lola zżółkła, zmizerniała, posmutniała, ale gdy sobie przypomniała tryumfującego Mecenasa, szydzącą z próżnych zabiegów rodzinę — naówczas gotową była wszystko poświęcić. Radca chodził w Niedzielę wieczorem z cygarem po sypialnym pokoju, gdy żona przystąpiła do niego i na piersi mu się rzuciła.
— Wiesz — zawołała — wiesz.. postanowiłam — nie można inaczej, muszę, babce na czas jakiś dać Jadwisię. Nie będą mogli powiedzieć po tem, żeśmy tylko wyzyskiwać chcieli rodziców — ofiarą tą zdobędę matkę, zwiążę ją z nami, ojciec będzie wdzięcznym.
Jadwisia potem przyciągnie ich nazad do nas. Zobaczysz!
Spojrzała w oczy mężowi, który umiejąc ocenić to bohaterstwo żony, stał, patrząc na nią z uwielbieniem.
— Lolu! jak Boga kocham, zawołał, ty jesteś. — Tobie ministrem być! Słowo daję. Machiawel! I całując ją mruczał..
— Szach i mat! niema wątpliwości! Górą pani Radczyni!

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.