Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuł się tak źle, aby mu co grozić mogło. Artrytyczne cierpienia nie były zbyt wielkie, siły wracały.. on sam znajdował się w stanie normalnym, ale Drożyński głową potrząsał i po cichu zawsze defektem jakimś komórek sercowych zagrażał. Sędzina modliła się, bo sama nie wiedziała, co począć.
Stary Szelawski choć na pozór rozporządzał sobą i mógł czynić, co chciał — był jednak pod wpływem żony, dzieci, a ich troskliwość i pieszczoty czasem wywierały na nim to wrażenie, iż — niepokój obudzały.. Domyślał się, że stan jego musiał czemś zagrażać..
Ile razy mówić zaczynał o wyjeździe po odebraniu listu od ks. Zaręby — albo Sędzina albo Bronisławowa reflektowały go, że po chorobie powinien był przynajmniej dobrze wypocząć, nim podróż nużącą przedsięweźmie.
Pora z początku zdawała się za chłodna i słotna, nagle potem przyszły nieznośne upały. Doktór Drożyński życzył czekać i nie radził jeszcze jechać.
Tak się to przeciągało. Mecenas zaś nie wyrzekając się swojej myśli, szukał doktora, któregoby mógł rodzicom polecić i skłonić go do jechania z nimi.
Warunki nie były tak — do lekceważenia, jakby się na pozór mogły zdawać. Szelawscy oprócz zupełnego utrzymania, pomieszczenia i zaspokojenia wszelkich potrzeb lekarza, mogli mu ofiarować