Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zgody między nami nigdy nie będzie — wołał — alem ja nie winien temu.. Nie ja, ale oni niech się w piersi uderzą. Ja kocham rodziców, gotówem do ofiar dla nich, oni tylko czyhają.
— Dajże pokój — nie mów — przerwał proboszcz. Dosyć tego. Spełniłem obowiązek, przestrzegając cię, rób co chcesz, ja tylko uprzedzam, że rodziców najmocniej do powrotu skłaniać będę. Powodów istotnych im nie wyłuszczę, nadto są smutne — inne też pobudki pilnie przemawiają za powrotem do Wólki. Jeżeli istotnie chcecie matce uczynić przyjemność, dajcie jej Jadwisię waszą.
— Żona moja z nią się rozdzielić nie może, rzekł Radca, a ja jej na to namawiać. Matka zawsze najlepiej wychowuje dziecię, babki pieszczą.
Tu w Warszawie utrzymuje się równowaga, na wsi dziecko się popsuje..
To powiedziawszy Bronisław, z widoczną niechęcią przerwał rozmowę, rozpoczął o czem innem i cały się w sobie zamknął dumnie, jakby obrażony niesłusznem posądzeniem.
Ks. Zaręba nie nalegał.
Nazajutrz rano po mszy przyszedł do wuja, chcąc go zastać samym.
— Kiedyż wraca wuj do nas do Wólki? zapytał.
— Chciałbym, przyznam ci się, jak najprędzej, odparł Szelawski, ale mi piszą, że dach nie gotowy,