Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cza na całą okolicę. Często na niego po kilka dni czekać potrzeba, nim go złapiemy, a tu godzina może stanowić o życiu. Oni mają słuszność. W Warszawie natychmiast się znajdzie ratunek, doktorowie, apteka, wszystko pod bokiem..
— To prawda! potwierdził Mecenas, ale doktorowie ani apteka nie zastąpią powietrza, spokoju, trybu życia, a rodzice dzięki Bogu są w tak szczęśliwem położeniu, że sobie mogą znaleźć lekarza, który na kilka miesięcy na wieś z nimi pojedzie i kochanego ojca będzie pilnować!
Sędzinę myśl ta uderzyła.
— A! prawda! zawołała — ale czy się taki doktór znajdzie!
— Wyszukamy go — rzekł Kalikst. Daleko rozumniej będzie w ten sposób postąpić, niż rodziców tu więzić, gdy miejskie życie i powietrze okazało się tak dla ojca szkodliwem..
— Ale ileż to będzie kosztowało! westchnęła frasobliwie Szelawska.
Ojciec przez oszczędność się na to zgodzić nie zechce.
— A! wykrzyknął Mecenas — jeżeli o to idzie, ja doktora biorę na siebie..
Sędzina uściskała Mecenasa, który z pół godziny jeszcze spędziwszy z matką, i starając się ją przekonać, że jego projekt był najrozumniejszym — odszedł nareszcie.
Lola tymczasem pracowała..