Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zastanów się Bronisławie, czy tak wbrew wszystkim, zrywając z familią, iść się godzi..
— Ale ja z nikim nie zrywam, nie mam sobie nic do wyrzucenia... zawołał Radca, wam się przywidują jakieś intrygi. Obrażacie mnie temi posądzeniami! Spytajcie ojca, czyśmy od niego żądali czego, cośmy skorzystali w czasie jego pobytu... Słowo daję! to oburzające..
Mecenas nakładał rękawiczkę.
— Róbcie sobie co chcecie — rzekł. Powiedziałem otwarcie, co myślę, nie ja sam, ale — wszyscy.
Z jednej strony stoi cała rodzina, z drugiej wy.
Nie mam więcej nic już do dodania — i do nóg upadam... Skłonił się Mecenas i poważnym krokiem wyszedł z salonu, wprost ztąd idąc do rodziców.
Dwa domy, przechodząc ulicą (bo drzwiami wewnątrz wybitemi nie chciał Mecenas wejść), dzieliło kroków tylko kilka — miał czas ochłonąć trochę.
— Noga moja nie postanie już u Bronisławowstwa — rzekł w duchu. Rodzicom nie potrzebuję o tem mówić, co się stało.. niech teraz piękna Lola i jej mąż czynią co chcą..
Mają wóz i przewóz.
Wszystko to działo się poza plecami rodziców, którzy ani się domyślali, ani wiedzieli o niczem. Sędzina oddawna dostrzegała, że rodzeństwo między sobą nie dosyć było serdeczne, nadto cere-