Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby jej nawet nie mówiła o niczem, bo ona nie czuje się na siłach poradzić, będąc młodą i nie doświadczoną. Żadnem pochlebstwem ją pani Bronisławowa nie mogła skłonić do przemówienia choćby słowa.
Te chodzenia, szepty, narady po kątach, niepokój jakiś — w końcu jednak zwróciły uwagę Sędzinej, która się wszelkich tajemnic obawiała. Nie pojmowała, co to mogło być, ale czuła, że coś ukrywano przed nią. Jednego dnia nadszedł stary Kunaszewski, i pocałowawszy w rękę staruszkę, zapytawszy o zdrowie, — meldował się jakby na służbę.
— Niema pani Sędzina co do rozkazania?
Nie, kochany komorniku, nie — ale spytać cię poufnie o coś bym mogła.. zaczęła Sędzina, oglądając się do koła. Ty mnie może objaśnisz. Od niejakiego czasu Lola, Bronisław, Mecenas, chodzą jacyś niespokojni, kwaśni.. naradzają się po kątach.. Zdaje mi się, że przed nami coś ukrywają, mnie to zaczyna czynić obawę.. Nie wiesz nic?
Zmięszał się Kunaszewski niespodzianie zagadnięty, tak, że ukryć nie umiał zakłopotania. Chciał się wyprzeć, język mu się plątał.
— Jeżeli co wiesz — ciągnęła Sędzina, proszę cię, jakeś nasz przyjaciel, mów mi szczerze, otwarcie. Nie jestem dziecko, choćby co było przykrego, wolę wiedzieć, niż się trwożyć nadaremnie.
Komornik się po głowie pogładził.