Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umiejący się trzymać na wodzy. Przywiązanie jego podobniejsze było do jakiegoś braterskiego, niż do miłości takiej, jaka się ona objawiać zwykła... u młodych.
Zdawali się tak pewni siebie, tak tym stanem obecnym zaspokojeni, jakby nic więcej nie pragnęli. Justysia coraz poufałej będąc z Kunaszewskim, trzymała go jednak w pewnem poszanowania pełnem oddaleniu — pan Floryan, gdy ją mógł widzieć, mówić z nią, czemś się jej przysłużyć, otrzymać uśmiech w nagrodę — był zupełnie szczęśliwym.
A że służba około panny Justyny łączyła w sobie posługiwanie Szelawskim, Kunaszewski im też w mieście razem z dziaduniem mnóztwo poleceń spełniał i wyręczał Bronisławowstwo... a często i Mecenasa.
Nie czyniono sobie żadnej ceremonii z młodym chłopakiem, który powtarzał ciągle, że za opiekę daną przez lat tyle dziadkowi, obowiązanym się czuje odwdzięczać. Uważano go za domownika.
Państwo Bronisławowstwo, choć im trochę zawadzał, bo go sobie ująć i podobać nie potrafili, — obojętnie się względem niego zachowywali. Mecenas instynktowo go nie lubił i koso patrzył na niego, czego Florek zdawał się nie domyślać. Wesół, dobrej myśli, miał ten talent, że gdy czego nie chciał widzieć — stawał się na pozór ślepym.
Ze swej strony względem pana Kaliksta był jak najczulszym i nie zrażając się chłodem, oka-