Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawet zapewnili ordynaryusza w domu — to jeszcze to nie tak ubezpiecza, jak w stolicy możność powołania w każdej chwili specyalistów i znakomitości.. Sumiennie więc muszę radzić i radzę, aby pana Sędziego nie wywożono..
Wyrzekłszy to, doktór Drożyński, który już więcej nie zdawał się mieć nic do orzeczenia, skłonił się z wielką powagą i elegancyą — i natychmiast oddalił.
Naprzeciw Mecenasa stała, wyzywająco do boju — bratowa.
Minka jej zdawała się mówić.
— A co?
Kalikst, który bladł i czerwieniał, widział wojnę nieuchronną, ale nie chciał dać pierwszego strzału.
Milczał.
P. Bronisław także nie opuszczając żony, gotów na jej obronę — nie życzył sobie rozpoczynać.
W pięknej Loli burzyło się wszystko i gotowało.
— Mówmy otwarcie — odezwała się zniecierpliwiona milczeniem — raz potrzeba się rozmówić i wypowiedzieć, co się myśli.
Posądzacie nas, że my rodziców dla własnego jakiegoś interesu i rachuby usiłujemy trzymać w mieście.. Masz pan przecie świadectwo lekarza, iż to nie jest ani fantazya, ani spekulacya nasza, ale istotna potrzeba. Nie chcemy mieć na sumieniu, gdyby jakie nieszczęście z tego wyniknąć mogło..