Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

matkę przez wnuki.. a co dalej będzie, jeśli się oddadzą w kuratelę..
Ruszył ramionami.
— Zatem idzie, że i w Wólce i w interesach ojciec się zaniedba.. lub wszystko zda jednemu.. a i dla zdrowia i dla spokoju naszych starych miasto nie jest najlepszem.
— Masz waćpan słuszność, przerwał przytomny powitaniu Porkowski, zażywny, okrągły, wesoły, żywy staruszek.. Nie wiem czy to angielski poeta powiedział, czy jakiś mąż święty, ale mnie się to widzi prawdą, że — Pan stworzył wieś, a człowiek skomponował miasto..
— Miasto jest też potrzebnem, przerwał Mecenas, ale ono nie dla wszystkich, a mianowicie nie dla starych..
I nie dla tych, co długiemi laty do wsi nawykli — dołożył ks. Zaręba. Z tem wszystkiem o Sędziego naszego ja się nie lękam — bo musi powrócić do Wólki.. to darmo.. a co mybyśmy bez niego tam robili, gdyby nas osierocił!
Zasiedli tedy przy popasie do rozmowy. Mecenas opisywał nowy tryb życia starych i usiłowania Bronisławowstwa, aby ich tam uprzyjemnieniem życia zatrzymać i przywiązać.
— Oprócz Bronisława — odezwał się wikary — wszyscyśmy jednego zdania, i jedne mamy obawy o rodziców.