Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił Szelawski tak wesoło, tak był rzeźwy, że choroby mu wmawiać Lola nie śmiała.
Zakręciła się niespokojna i pobiegła do męża, ale Radca właśnie był wyszedł i nie mógł powrócić, aż na obiad. Lola pobiegła spytać Justysi.
— Co się stało? wyjeżdżacie? Był kto u was?
— Nikogo, oprócz starego komornika — odparło, rumieniąc się dziewczę. O wyjeździe dopiero pani mi powiedziała przed chwilą
— Zkądże tak nagłe postanowienie?
— Nie wiem.
— Nie domyślasz się!
— Nie — wczoraj wieczorem jeszcze o tem mowy nie było..
Rzecz zdawała się niepojętą pani Bronisławowej.
— Nie przyszedł jaki list? pytała dalej.
— Nie — poczta dziś nic nie przyniosła. Nie badając już więcej, pani Bronisławowa powróciła do dzieci. Jadwisię wyprawiła do babki, a sama czekała na męża, aby go przed obiadem zobaczyć i z nim się rozmówić.
Pochwyciła go w progu niemal.
— Wiesz nowinę — zawołała — postawili na swojem, rodzice we Wtorek wyjeżdżają.
— Jak to może być?
— Ale, tak jest, matka i ojciec mi oświadczyli stanowczo.