Państwo i rewolucja/całość z komentarzami
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Państwo i rewolucja |
Wydawca | F. Hoesick |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Czesław Hulanicki |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Społeczeństwo chcące się rozwijać normalnie powinno być należycie informowane o różnych istniejących kierunkach socjalno-politycznych, bez względu nawet na to, czy są one pożyteczne, czy szkodliwe. Pierwsze należy naturalnie propagować, krzewić; drugie zaś energicznie zwalczać. Jednakże jedne i drugie należy dobrze znać.
Tak zwany „bolszewizm“ socjalno-demokratyczny w Rosji, który bez mała rok prawie rządzi w Wielkorosji — jest niewątpliwie zjawiskiem zasługującym na bliższe zbadanie, zjawiskiem złowrogim, patologicznym, zarazem jednak nader charakterystycznym i, w skutkach swych, doniosłym w sensie ujemnym. Dla poznania tego kierunku nader cennym dokumentem jest właśnie niniejsza praca Lenina, przywódcy bolszewików, która obecnie udostępnioną została czytelnikom polskim. Jest to dokument pierwszorzędnej wartości, zawiera bowiem kwintesencję „mądrości“ politycznej i rewolucyjnej bolszewików. Dokument ten jednak sam przez się, bez odpowiednich objaśnień i komentarzy, nie nadaje się do rozpowszechnienia, w społeczeństwie naszym łatwowiernym, lgnącym do głośnych frazesów i wrażliwym na różne „nowinki“ z Zachodu i Wschodu. Dla tego też, oddając czytelnikom polskim ostatnią pracę Lenina do użytku, wydawcy uznali za rzecz słuszną, aby poprzedzona ona była wstępem historyczno-krytycznym, w którym, w zwięzłym zarysie, przedstawionąby była geneza bolszewizmu, jako kierunku socjalno-rewolucyjnego, oraz jego ocena ze stanowiska uznającego zarówno konieczność rozległych przeobrażeń socjalno-politycznych, jak i ciągłość rozwoju społecznego, pod warunkiem niezbędnym celowości przedsiębranych reform, z punktu widzenia interesów społeczeństwa.
Czyniąc zadość żądaniu wydawców napisałem wstęp historyczno-krytyczny. W końcu zaś książki umieszczam mały dodatek charakteryzujący praktykę teorji bolszewickich.
Warszawa, d. 30 lipca 1918 r.
„Bolszewizm“ wyłonił się z lewego skrzydła Rosyjskiej Socjalno-Demokratycznej Partji Robotniczej. Nazwa „bolszewizm“ nie pochodzi, jak to niektórzy sądzą mylnie, stąd, że zwolennicy tego kierunku żądają więcej od zwolenników innych umiarkowanych kierunków (bolsze znaczy, w języku rosyjskim, więcej); lecz powstała dlatego, że w 1904 roku, po rozłamie w partji, zwolennicy Lenina tworzyli większość. Członków tej to większości nazwano już w 1904 roku „bolszewikami“, członków zaś mniejszości „mieńszewikami“.
Tyle co do samej nazwy.
Co zaś do kierunku, to bolszewizm, od samego początku swego istnienia, wyróżniał się od innych kierunków socjalno-demokratycznych przez swoje poglądy nie tyle programowe, w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, ile raczej — organizacyjno-taktyczne.
Lenin i jego zwolennicy stali na tym stanowisku, że partja powinna być zgrupowaniem ścisłym, obejmującym nie tyle ogół współwyznawców ideowych, ile raczej ludzi nietylko ożywionych ideą wspólną, lecz złączonych węzłami dyscypliny organizacyjnej, z których każdy spełnia określoną funkcję. Bolszewicy byli zawsze centralistami, w sprawach organizacyjnych, przez co wyróżniali się od innych socjalistów rosyjskich. Między nimi a mieńszewikami były jeszcze inne, nie mniej ważne różnice.
Podczas kiedy mieńszewicy stali na tym stanowisku, że rewolucji nie można wywołać i zorganizować, lecz, że zjawia się ona żywiołowo jako dojrzały wynik długiego procesu przygotowawczego, na tle całego rozwoju społeczeństwa; bolszewicy dowodzili, że, w stopniu pewnym, rewolucję można przygotować, a nawet i zorganizować przez odpowiednie zgrupowanie świadomych sił rewolucyjnych, oraz przez odpowiednią taktykę, odrzucającą kompromisy i stawiającą na plan pierwszy ostrą walkę klasową.
Mieńszewicy uważali za możliwe, a nawet pożyteczne, w walce z absolutyzmem, oraz żywiołami wstecznymi w Rosji — wchodzić w przejściowe porozumienie z lewicą radykalną mieszczaństwa; bolszewicy taktyce tej przeciwstawiali sojusz stały proletarjatu z radykalnym odłamem chłopów małorolnych.
Początkowo, w sprawach pojmowania socjalizmu, nie było różnic między obu odłamami socjalnej demokracji rosyjskiej. Wyłoniły się one dopiero później. Podczas pierwszej rewolucji rosyjskiej zarówno mieńszewicy, jak i bolszewicy, w początkach jej zwłaszcza, oddawali się złudzeniom maksymalistycznym — sądząc, że uda im się zaprowadzić w Rosji rządy republikańskie i urzeczywistnić reformę agrarną, pomyślaną bardzo szeroko i opartą na wywłaszczeniu wielkich właścicieli ziemskich bez odszkodowania. Dopiero pod koniec pierwszej rewolucji mieńszewicy nawrócili nieco do umiarkowania; bolszewicy zaś zaostrzali walkę, dążąc do wywołania zbrojnego powstania, co udało im się zrobić, w małych rozmiarach, w niektórych miastach tylko, przy współudziale innych żywiołów, chwilowo z nimi związanych. Ruchy te nie udały się jednak, przybierając małe rozmiary.
Po pierwszej rewolucji, podczas reakcji, różnice pomiędzy bolszewikami a mieńszewikami utrwalały się coraz bardziej. Mieńszewicy czekali na obudzenie się ducha opozycyjnego w lewym skrzydle burżuazji rosyjskiej, sądząc, że przy jej pomocy — uda się proletarjatowi popchnąć Rosję na drogę normalnego rozwoju konstytucyjnego. Bolszewicy zaś czekali na warunki, na tle których mogłaby wybuchnąć druga rewolucja rosyjska. Doświadczenie pierwszej rewolucji rosyjskiej niczego ich nie nauczyło.
Nareszcie doczekali się wybuchu wielkiej wojny światowej z 1914 roku, trwającej i dziś jeszcze. Wojna ta pogłębiła jeszcze różnice istniejące dotychczas pomiędzy bolszewikami a mieńszewikami. Pierwsi stanęli na tym stanowisku, że należy bezwzględnie zwalczać „stary porządek“ w Rosji, nie oglądając się na to, czy wpłynąć to może na porażkę caratu w wojnie, czy nie. Więcej nawet; dowodzili oni, że porażka Rosji może właśnie przyśpieszyć wybuch rewolucji, że może być nawet z tego względu pożądaną.
Mieńszewicy stanęli na innym stanowisku — walki z wojną wogóle, walki z imperjalizmem, zarówno koalicji, jak i państw centralnych. Linja mieńszewików była czysto teoretyczna, nie dość konsekwentna, unikająca konfliktów z ówczesnymi nastrojami rosyjskimi.
Początkowo, dopóki Rosja nie ponosiła klęsk, zdawało się, że bolszewicy będą odosobnieni. Dopiero później wpływ ich szybko zaczął wzrastać. Ale nawet po wybuchu rewolucji i detronizacji Mikołaja II — bolszewicy nie stanowili jeszcze większości.
Już podczas pierwszej rewolucji rosyjskiej Lenin skłaniać się zaczął coraz bardziej ku programowi pochwycenia władzy przez socjalną demokrację. Cały jego program rewolucyjno-republikański, opierający się na sojuszu proletarjatu ze skrajnym odłamem chłopstwa — stawał się w końcu środkiem tylko do celu t. j. do pochwycenia władzy, celem „stopniowej realizacji socjalizmu“.
Program taki, ze stanowiska socjalnej demokracji, ze stanowiska marksizmu był właściwie anachronizmem.
Wprawdzie Marks chwilowo, w artykule swoim „Marks contra Michajłowskij“, pisanym w 1881 roku, uznał, że jeżeli Rosja nie posunie się jeszcze daleko na drodze rozwoju kapitalizmu, to, przy pewnych warunkach zewnętrznych i wewnętrznych, ustrój jej agrarny (gminne władanie ziemią) stać się może punktem wyjścia dla rewolucji socjalnej zarówno wewnątrz niej jak i na zachodzie. Od tego jednak czasu dużo się zmieniło. Rosja weszła istotnie na drogę rozwoju kapitalizmu, co uznali wszyscy marksiści i co dowodził wymownie sam Lenin w swej dużej pracy statystyczno-ekonomicznej „Rozwój kapitalizmu w Rosji“, napisanej pod pseudonimem Ilina. Z drugiej strony, ten rozwój kapitalizmu w państwie carów nie zakończył jeszcze bynajmniej swej roli, gdyż znaczna część Rosji posiadała jeszcze zacofane stosunki gospodarcze, a siły jej produkcyjne dużo jeszcze pozostawiały do życzenia. Pomimo wzrostu klasy robotniczej, tonęła ona jeszcze morzu chłopskim.
Marks dowodził zawsze, że kapitalizm wtedy tylko może ustąpić, kiedy dojdzie do najwyższego stopnia rozwoju. Lenin, który w pracy swej, przytacza ważne cytaty z Marksa i Engelsa, zapomina o tym poglądzie autora „Kapitału“.
Socjalni demokraci czy to niemieccy, czy też inni wychodzili zawsze z tego założenia, że dojście do władzy socjalistów będzie zakończeniem długiego procesu rozwoju społeczeństwa, że będzie ono rezultatem zarówno wysokiego rozwoju sił wytwórczych, na tle rozrostu kapitalizmu, jak demokratyzacji politycznej społeczeństwa, organizacji klas pracujących i wysokiego ich rozwoju kulturalnego.
Z tego punktu widzenia zwalczali oni aż do przesady blankietów, dążących do pochwycenia władzy państwowej w swe ręce, nie czekających na zrealizowanie się wspomnianych stosunków. Blankizm był straszydłem dla socjalnych demokratów, chociaż blankizm, dążąc do pochwycenia władzy, nie myślał, w osobach najwybitniejszych swych przedstawicieli, o natychmiastowej realizacji socjalizmu. I bolszewicy zwalczali blankizm teoretycznie, ale praktycznie urzeczywistnić się starali gorsze jego wzory.
Rosja współczesna nie przedstawiała terenu dojrzałego, nawet z punktu widzenia teorji marksizmu, do realizacji ideałów socjalistycznych. Struktura socjalna Rosji nie pozwalała przypuszczać, że nadszedł już moment odpowiedni dla objęcia władzy przez socjalistów. Ani klasa robotnicza (proletarjat fabryczny) nie była dość liczna, ani dostatecznie zorganizowana, ani stojąca na wysokim poziomie kultury. Lenin, pomimo swego ciasnego doktrynerstwa, pomimo temperamentu rewolucyjnego pchającego go do różnych skrajności — powinien był to wszystko zrozumieć. Stało się jednak inaczej.
Blankizm wyróżniał się dodatnio od bolszewizmu przez to, że nie był tak fanatycznie jak on jednostronny i że, dążąc do pochwycenia władzy w państwie — zawsze starał się występować w interesach ogółu, albo przynajmniej jego ogromnej większości. Blankizm francuski był bądź co bądź kierunkiem kulturalnym, bolszewizm zaś jest barbarzyństwem, które „upraszcza“ najzawilsze zagadnienia socjalne.
Oprócz blankizmu inny jeszcze kierunek zachodnio-europejski wycisnął swe piętno na bolszewiźmie. Mam tu na myśli t. zw. francuski syndykalizm rewolucyjny. Jest to kierunek, który, pod pewnymi względami, jest antytezą blankizmu. Przedewszystkim neguje on państwo, zwalcza je bezwzględnie, pragnąc je usunąć całkowicie po rewolucji. Państwo ma być, w pojęciu syndykalistów, zastąpione przez organizacje zawodowe, przez ich związki. Rewolucyjna mniejszość mas robotniczych ma być inicjatorką przewrotu społeoznego, który ma być przygotowany przez bezwzględną walkę klas. Syndykaliści rewolucyjni nie uznają parlamentaryzmu, nie uznają żadnych bloków z innymi żywiołami. Dążą do wywołania strajku powszechnego, który ma być prologiem rewolucji socjalnej.
Bolszewicy przejęli się tą nauką, chociaż oficjalnie o syndykalistach odzywają się pogardliwie.
We Francji, ojczyźnie syndykalizmu rewolucyjnego, kierunek ten, po roku 1910, zaczął szybko upadać. Jałowość jego wykazała praktyka. Po szumnych zapowiedziach nie zdziałał on nic doniosłego w ciągu lat kilkunastu.
Natomiast w Rosji ta karykatura i jaskrawa ideologja syndykalistyczna zdobywać zaczęła wśród socjalistów cichych zwolenników.
Odpowiadała żywym zawsze maksymalistycznym tendencjom rewolucjonistów rosyjskich. Bolszewizm posiada w sobie zarówno pierwiastki blankizmu, jak i syndykalizmu złączone mechanicznie. Z jednej strony bolszewizm za punkt wyjścia organizacji społeczeństwa bierze niby organizacje robotnicze, z drugiej zaś, na ich podstawie, pragnie utworzyć „przejściowe“ państwo z rządem silnym i centralistycznym.
Tak zwane Rady Robotnicze, żołnierskie i Chłopskie — nie są, ściśle mówiąc, organizacjami proletarjackiemi. Te Rady Robotnicze są organizacjami dorywczemi, bez żadnych dokładnie przestrzeganych statutów. Decyzje ich są przypadkowe, jak i ich skład. Rady zaś Żołnierskie mają bardzo różnorodny skład personalny i nie mogą być uważane za odłam organizacji robotniczych. To samo należy powiedzieć o Radach Chłopskich.
W organizacji bolszewickiej mamy więc wszystko pomieszane razem: organizacje niby robotnicze, — wojskowe, będące zawiązkiem dyktatury wojskowej, wreszcie organizacje chłopskie. Na tle tych wszystkich organizacji występuje rząd niby od nich zależny, opierający się jednak właściwie na oddziałach pretorjańskich „czerwonej gwardji“. I to ma być wyrazem „dyktatury proletarjatu“.
Ewolucja rosyjskiego socjal-demokratyzmu jest bardzo ciekawą, gdyż uwidocznia, jak silnymi są w rosyjskim ruchu, rewolucyjnym popędy maksymalistyczne.
Jak wiadomo, ruch socjalno-demokratyczny w Rosji, od chwili swego powstania — był reakcją przeciwko prądom „narodniczeskim“, które znowu były pewnego rodzaju anarchizmem chłopskim.
Rewolucyjne narodniczestwo dążyło do obalenia państwa i do federacji wolnych jednostek w gminach wolnych, tych w wyższe jednostki terytorjalne, mogące być w każdej chwili rozwiązanemi. Narodniczestwo to naturalnie dążyło do wywłaszczenia ziemi i fabryk. Nazwałem je anarchizmem chłopskim, gdyż nadzieje swoje opierało, zwłaszcza w początkach, nie tyle na proletarjacie fabrycznym, ile raczej na włościanach, oraz na gminnym władaniu ziemią.
Rewolucyjne narodniczestwo odrzucało parlamentaryzm, bojąc się, aby nie utwierdził wpływów i panowania burżuazji. Żądało więc przeskoku od despotyzmu do anarchizmu kolektywistycznego.
Pierwszą reakcją przeciwko temu kierunkowi była partja „Narodnej Woli“, w początkowych zwłaszcza fazach swego rozwoju. Wysunęła ona żądanie konstytucji, sądząc, że wolność polityczna umożliwi narodowi rosyjskiemu szybkie przejście, dzięki „gminnemu“ władaniu ziemią — od istniejącego stanu rzeczy do socjalizmu.
Stopniowo jednak od roku 1882 w „Narodnej Woli“ wzięły przewagę żywioły maksymalistyczne, pragnące „pochwycenia władzy“ przez rewolucjonistów.[1]
Kierunek socjalno-demokratyczny był reakcją przeciwko temu wszystkiemu. Wskazywał on na to, że rozwój kapitalizmu w Rosji jest konieczny i pożądany, że zmieniając strukturę jej socjalną, zwiększając wszędzie proletarjat rosyjski, ułatwiając jego organizacje — stwarza zarazem warunki objektywne dla późniejszego tryumfu socjalizmu... Kierunek socjalno-demokratyczny był, że tak powiem, europeizacją rosyjskiej myśli socjalistycznej.
Domagał się on demokratycznej konstytucji, a, stając na gruncie walki klas, uznawał zarazem możliwość i pożytek bloków przejściowych socjalistów z demokracją mieszczańską.
Rosyjska socjalna demokracja przechodziła rozmaite fazy rozwoju, o których nie mogę tu się rozwodzić. Zaznaczę tylko, jak to już zresztą wspominałem wyżej, że przed rewolucją 1905 roku — zarysował się już ogólnie, choć nie w całej jeszcze pełni — bolszewizm Lenina i jego politycznych przyjaciół. Było to w lat 20 po ukazaniu się pierwszych rosyjskich wydawnictw socjalno-demokratycznych.
Podczas samej rewolucji 1905 roku — maksymalizm rosyjski święcił już tryumfy. Chwilowo nawet znaczna część mieńszewików stała na tym stanowisku, że rewolucja rosyjska — wybuchając jako polityczna, mająca na celu zdobycze czysto konstytucyjne — trwając dłużej, przeobrazi się na socjalną.
Pewien odłam socjalistów rewolucjonistów utworzył, podczas pierwszej rewolucji rosyjskiej, stronnictwo maksymalistyczne, stawiające sobie za cel bezpośrednie przejście do ustroju socjalistycznego. O dalszej ewolucji bolszewizmu wspomniałem już wyżej.
Tak więc, bolszewizm, wyrosły na gruncie ortodoksji marksowskiej, odszedł od tradycji socjalno-demokratycznych i stał się zlepkiem różnych kierunków, którego cechą był przedewszystkim — maksymalizm polityczny i socjalny.
Zachodzi teraz pytanie, dlaczego bolszewizm, pomimo całej swej utopijności, mógł, choć na pewien czas tylko, zwyciężyć. Główną przyczyną jego popularności chwilowej w masach była ta okoliczność, że oświadczał się wyraźnie i konsekwentnie, od samego początku, przeciwko wojnie i za pokojem. Podczas gdy inne frakcje socjalistyczne nie mogły się wyzwolić od frazeologji wojennej — bolszewizm ją zwalczał.
Drugą przyczyną chwilowej przewagi bolszewizmu jest małe uświadomienie mas robotniczych i ludowych wogóle, które ułatwia tryumfy żywiołom demagogicznym, obiecującym masom prędkie osiągnięcie wielkich zdobyczy.
Trzecią wreszcie przyczyną jest skłonność Rosjan wogóle do maksymalizmu. Rosjanie czy to z pośród klas wyższych, czy niższych, czy wreszcie średnich są urodzonymi maksymalistami. Tak ich urobiła cała historja.
Absolutyzm, albo dyktatura rewolucyjna, albo wreszcie ludowładztwo, będące, w praktyce, dyktaturą popularnych jednostek — oto formy rządu najbardziej odpowiadające Rosjanom, przynajmniej dotychczas.
Konserwatyści rosyjscy byli i są maksymalistami w reakcji. Część ich znaczna niedawno jeszcze stosunkowo, bo za czasów Aleksandra III i w początkach panowania Mikołaja II — marzyła o wznowieniu zamaskowanego oczywiście poddaństwa włościan. Biurokracja rosyjska odłamu konserwatywnego nie godziła się na żadne współdziałanie społeczeństwa z administracją, na żadną kontrolę.
Żywioły liberalne i demokratyczne, w sensie europejskim, były zawsze w Rosji słabe. Tak zwani kadeci byli nie tyle liberałami i demokratami, ile raczej radykałami. Wszak godzili się na wywłaszczenie ziemi, a nawet pragnęli go, jeszcze w pierwszych dwu Dumach, chociaż za wynagrodzeniem właścicieli.
Ogół Rosjan zbyt szybko przeszedł od „staro-moskiewskiego porządku“ do powierzchownego zbliżenia się z Zachodem. Przeskok ten był zbyt duży, naruszył też równowagę psychiczną inteligencji rosyjskiej, która, żyjąc pod rządami despotycznymi i przesiąkając ich praktyką życiową, na tle swoistej, zacofanej i niezdrowej kultury, zarazem nienawidziła ich, pogardzała nimi i marzyła o idealnym, wyższym, innym zupełnie ustroju socjalno-politycznym.
Począwszy od pamiętnego ruchu Dekabrystów za Aleksandra I, kończąc zaś na najnowszych prądach rewolucyjnych — wszystkie grupy rewolucyjne były najskrajniejszemi Rosjanie zawsze chcieli mieć (oczywiście postępowi i rewolucyjni) najświeższy, najdalej idący „towar ideowy“.
Rosyjska przeszłość i teraźniejszość były zawsze prawie tak okropnymi, że nie zdołały wytworzyć żadnej tradycji u jednostek i grup wrażliwszych, żadnego przywiązania do tego co było i jest.
Rosyjska inteligencja rewolucyjna była zawsze gotową do tego, aby własnemi rękami zwalić cały gmach ustroju socjalno-politycznego, rodzinnego i obyczajowego — odziedziczonego po przeszłości.
„Niech będzie co chce, aby nie było tego co dotychczas“, „plujemy na wszystko“ — oto zwięzłe ujęcie stosunku Rosjan opozycyjnych do przeszłości i teraźniejszości.
Pozornie możnaby mi było zrobić zarzut, że przesadzam, że wszak bolszewicy spotkali, we własnym socjalistycznym, a nawet socjalno-demokratycznym obozie, zawziętych przeciwników.
Zapewne, tak jest istotnie, ale zapominać nie należy, że ci ich przeciwnicy nigdy nie okazali dość charakteru i śmiałości, któreby pozwoliły im zwalczać ich skutecznie. Nawet socjaliści rewolucjoniści i mieńszewicy, pomimo całego swego antagonizmu do bolszewików, nie tak znowu daleko od nich odbiegają. Wszystkie te partje naprz. żądały szybkiego wywłaszczenia średniej i wielkiej własności ziemskiej — bez wszelkiego wynagrodzenia właścicieli. Jeszcze przed dojściem do władzy bolszewików, przywódca socjalistów rewolucjonistów, Wiktor Czernow pisał, że „rozruchy agrarne, którym towarzyszyły pożary, niszczenie dobytku i inne analogiczne objawy — nie przestraszają go“.
Kiedy Lenin przyjechał, za rządów rewolucyjnych, do Petersburga, mieńszewicy jak Ceretelli i inni przyjęli go jak wielkiego człowieka. Oświadczyli wprawdzie, że różnią się z nim w poglądach, zarazem jednak wyrazili wdzięczność i uznanie, chociaż wiedzieli dobrze z pism jego, z jakimi planami przyjeżdża do Rosji. W odpowiedzi na to przywitanie Lenin wygłosił mowę, w której zaznaczył wyraźnie, że zadaniem socjalnej demokracji powinno być natychmiastowe objęcie władzy państwowej, celem realizacji swego programu.
Przytoczyłem ten fakt, gdyż jest on nader charakterystyczny. Nawet ci co zwalczali maksymalizm Lenina, nie mogli się obejść, początkowo przynajmniej, bez pokłonów bizantyjskich w jego stronę.
Idealizowanie mas najpierw chłopskich, a później robotniczych było i jest bardzo charakterystyczną rzeczą dla inteligencji rosyjskiej. Pod względem stosunku bałwochwalczego do mas — rosyjski ruch socjalno-demokratyczny jest podobny do narodniczestwa. Jest od właściwie robotniczym narodniczestwem.
Przejdźmy teraz do oceny poglądów Lenina, zawartych w książce niniejszej.
Co uderzyć musi czytelników pracy Lenina, to ta okoliczność, że nosi ona wyłącznie dogmatyczny charakter. Istotnie, autor wszystkie swoje wywody opiera wyłącznie na zestawieniu ze sobą różnych tekstów z dzieł Marksa i Engelsa. Lwia część książki poświęcona jest zagadnieniu o państwie.
Zamiast jednak rozpatrzeć znaczenie państwa z rozmaitych punktów widzenia, tak jak ono występowało historycznie, w różnych czasach, w rozmaitych krajach, zamiast szczegółowiej zatrzymać się nad ewolucją tej instytucji, w czasach ostatnich, to znaczy od utrwalenia się rządów konstytucyjnych i parlamentarnych na lądzie stałym Europy, odkąd ciała reprezentacyjne uległy demokratyzacji — Lenin przyjmuje za dogmat pogląd autorów Manifestu Komunistycznego o państwie i następnie tylko stara się wykazać, że poglądowi temu zostali wierni aż do końca życia, precyzując go w innych pismach, wydawanych z powodu ważnych wypadków dziejowych.
Prócz autorów Manifestu Komunistycznego — Lenin, powołuje się jeszcze na stanowisko Komuny paryskiej, na jej organizację polityczną.
Taki sposób traktowania zagadnień naukowych i praktyczno-politycznych jest typowy dla rosyjskich doktrynerów — marksistów, dla których teorja socjalizmu jest szeregiem dogmatów, niewymagających uzasadnienia, wymagających tylko przypomnienia, od czasu do czasu i precyzji.
Naturalnie, łatwiej jest traktować zawile zagadnienia socjologiczne i polityczne w sposób czysto dogmatyczny, aniżeli naukowy, polegający na nagromadzeniu materjału faktycznego i poddaniu go gruntownej analizie, celem wyprowadzenia później uogólnień syntetycznych.
Jedną z najsłabszych stron teorji Marksa było to, na co w pismach swoich zwracałem niejednokrotnie uwagę, że zajmowała ona nie dość jasny i określony stosunek do państwa.
Wprawdzie niezawodnie Marks i Engels wypowiadali się, jak to zresztą czytelnicy sami zobaczą, w sposób dość konsekwentny o państwie, ale: 1) te luźne najczęściej ich uwagi nie były wystarczające i nie odpowiadały rzeczywistości; 2) nie przesądzały i przesądzać nie mogły o przyszłości, państwo bowiem współczesne nie wypowiedziało swego ostatniego słowa; 3) cała praktyka marksizmu, znajdująca swój wyraz w ruchu socjalno-demokratycznym — szła w innym kierunku, niżby to można było przypuszczać z luźnych ustępów Marksa i Engelsa o państwie.
Lenin konstatuje tę rozbieżność pojęć o państwie, istniejącą pomiędzy twórcami Manifestu Komunistycznego a przywódcami ruchu socjalno-demokratycznego. Zgodnie z duchem swego doktrynerstwa dochodzi do przekonania, że zapoznanie, w tym punkcie, nauki mistrzów było „błędem“ ciężkim Kautskiego i innych wodzów ideowych socjalnej demokracji.
Marks i Engels sądzili, że państwo jest tylko organizacją panowania klasowego, i że póki istnieć będzie nie zmieni tego swego zasadniczego charakteru. Co do przyszłości zaznaczali, że, po wybuchu rewolucji socjalistycznej, państwo, w dawnym znaczeniu, powinno być zburzone — co nie znaczy jednak, aby wszelka władza polityczna miała zaniknąć. Przeciwnie — do czasu, powinna ona stać się ważnym narzędziem, w rękach zwycięskiego proletarjatu, służącym do zgnębienia klas posiadających. Ta rewolucyjna władza polityczna, będąca wyrazem dyktatury proletarjatu, opierać się powinna na organizacji rewolucyjno-gminnej, takiej, jaką stworzyła Komuna paryska w 1871 roku, z obieralnymi urzędnikami, w każdej chwili odwołalnymi, pobierającymi nieznaczne pensje, odpowiadające płacy robotników. Dopiero znacznie później, kiedy nowy porządek rzeczy zniesie ślady ustroju kapitalistycznego, kiedy siły produkcyjne wzrosną i kiedy urzeczywistni się pełny komunizm, — dopiero wówczas wszelka władza polityczna, wszelkie przeżytki państwa znikną. W okresie przejściowym, dyktatury proletarjatu — państwo będzie obumierało. Mówiąc o przyszłości, Engels twierdzi, ze władza nad ludźmi przeobrazi się we władzę nad rzeczami. Lenin w pracy swiojej, przy pomocy licznych cytat, zapoznaje obszernie czytelników z poglądami twórców Manifestu Komunistycznego na państwo.
Otóż, chcąc zrozumieć i ocenić należycie poglądy Marksa i Engelsa, w tym przedmiocie, — należy przyponmić także w jakim czasie działacze ci wypowiadali się w tym względzie i jak przedstawiały się ówczesne państwa, a ściśle mówiąc jaki był ich stosunek do proletarjatu i wogóle mas ludowych?
Marks umarł jeszcze w 1883, a Engels w 1895 roku. Jednakże zasadnicze ich poglądy o państwie urabiały się w połowie zeszłego stulecia, to jest wówczas, kiedy w ustroju i w praktyce państw europejskich przeważały, albo przeżytki „starego porządku“, albo też doktryneryzm liberalny, jałowy co najmniej na terenie reform socjalnych, dotyczących szerokich warstw ludowych.
Marks umarł właśnie wówczas, kiedy w Niemczech zapoczątkowane zostało prawodawstwo socjalne. Nie doczekał się on wejścia Anglji na drogę szerokich i daleko sięgających reform społecznych. W Australji robotnicy nie mieli jeszcze tego wpływu na państwo co obecnie.
Engels żył dłużej, ale i za jego życia ewolucja współczesnego państwa nie doszła jeszcze do tego punktu z którego dopiero można należycie ocenić jego obecny charakter. Zresztą Marks i Engels, choć bardzo wrażliwi i dobrze poinformowani o wszystkim, co się działo, w dziedzinie socjalno-politycznej, wówczas w Anglji, jak i na lądzie stałym Europy — nie stali jednak praktycznie w centrze życia politycznego, nie stykali się z tą maszyną państwową, nie mogli należycie ocenić tych zmian, jakim ona uległa.
W odmiennym zupełnie położeniu byli Kautsky i inni działacze socjalno-demokratyczni. Stojąc bliżej praktyki życiowej, doczekawszy się najnowszej fazy rozwoju państwa, jakiej nie dożyli twórcy „Manifestu Komunistycznego“ — nic mogli oni nadal, bez zmian, powtarzać starych, nie odpowiadających rzeczywistości frazesów Marksa i Engelsa o państwie.
Nie chcąc, ze względów taktycznych, osłabić ich autorytetu, owszem broniąc go zawsze demonstracyjnie — faktycznie młodsi teoretycy i praktycy ruchu socjalno-demokratycznego — musieli zmienić nie jedno w nauce swych mistrzów. Znaleźli się też teoretycy marksizmu jak nap. Reaner, którzy otwarcie powiedzieli, że życie wskazało wiele stron nowych — poprzednio nie znanych, co musi mieć i ma swe naturalne konsekwencje w teorji socjalizmu.
Polityka wewnętrzna dzisiejszych państw, w stosunku do proletarjatu, różni się zupełnie nie tylko od tej, która była w połowie wieku XIX, lecz także i od tej z przed laty jeszcze 30.
Klasa robotnicza zdobyła olbrzymi wpływ na prawodawstwo i administrację państw europejskich, a jeżeli nawet wpływ ten może się wydać, z pewnego ściśle klasowego proletariackiego punktu widzenia, — niedostatecznym jeszcze, to i wówczas nie ma żadnego powodu do przypuszczenia, że nie może on w przyszłości bliższej i dalszej, znacznie się zwiększyć.
Anglja w końcu XIX i w początkach XX wieku uległa gruntownej przebudowie, bardzo znacznie zmieniły się stosunki państwowe w Austrji. Jeżeli w Niemczech, w latach ostatnich przed wojną, nie widzimy tak raptownych zmian, to tylko dlatego, że chronologicznie wyprzedziły one państwa inne na drodze prawodawstwa socjalnego.
Prawodawstwo fabryczne, różnego rodzaju ubezpieczenia społeczne, udostępnienie kultury dla mas, wreszcie ich organizacja ekonomiczna, polityczna — zrobiły w państwach współczesnych tak ogromne postępy, że nie mogły one nie wpłynąć na zmianę poglądów wybitnych nawet socjalistów na charakter współczesnego państwa i stosunek jego do proletarjatu.
Że zmiany te są istotne, że nie są one urojeniem optymistów — inteligentów — widać to choćby z tego tylko, że same masy robotnicze zachowują się dziś inaczej niż dawniej. Same te masy cenią te zdobycze, jakie osiągnęły w państwach współczesnych, a najnowszy ruch robotniczy odbywa się bez porównania prawidłowiej, posiada więcej ciągłości, a mniej epizodów burzliwych, niż przed laty kilkudziesięciu. Niezawodnie naogół, abstrahując od poszczególnych momentów, masy robotnicze są dziś mniej rewolucyjne, w znaczeniu skłonności do gwałtownych wybuchów, niż dawniej.
Faktu tego nie można zaprzeczyć.
Pomimo tego, że od czasu do czasu w Europie Zachodniej ujawniają się z energją pewną prądy rewolucyjne wśród robotników, naogół jednak nie mogą one ogarnąć bardzo szerokich mas i popchnąć ich do rewolucji. Ani syndykalizm rewolucyjny we Francji, ani lewica socjalnej demokracji w różnych państwach, ani anarchizm wreszcie nie zdołały wywołać wielkich i trwałych rewolucyjnych ruchów masowych.
Lenin i bolszewicy tego wszystkiego nie rozumieją, są zupełnie ślepi i głusi w stosunku do tego co się dzieje w Europie, zapatrzeni w tradycje rewolucyjne, zasklepieni w starym, odświeżonym światopoglądzie Marksa i Engelsa mają pretensję do „oportumistów“, to znaczy do ludzi liczących się z rzeczywistością, o to, że sprzeniewierzyli się poglądom na państwo autorów „Manifestu Komunistycznego“.
Jeżeli nawet rewolucja socjalna, sama przez się, nie wprowadzi jeszcze od razu, nawet zdaniem założycieli socjalizmu naukowego, całkowitej realizacji ideałów komunistycznych i zapoczątkuje tylko okres przejściowy dyktatury proletarjatu, to dlaczego ma się wymagać od współczesnego państwa, aby dziś już pokazało wszystko co zdziałać może.
Ale abstrahując nawet od ewolucji państwa w ostatnich latach 30, zauważyć należy, że poglądy Marksa i Engelsa na zasadniczy charakter państwa były z gruntu fałszywe. Istotnie, jakkolwiek państwo, aż do czasów ostatnich, kierowało się przeważnie w swej działalności interesami klas wyższych, to jednak zawsze spełniało ono jeszcze pewne ogólne zadania.
Czy to weźmiemy stare monarchje despotyczne, regulujące produkcję rolną, za pomocą rozgałęzionego i celowego systemu irrygacyjnego uprawianych pól, czy też państwa feudalne, czy kapitalistyczne — zauważymy zawsze, że przy najbardziej jednostronnym składzie rządu, państwo jako takie spełniało przecież pewne ogólnie potrzebne i ogólnie korzystne funkcje w społeczeństwie; funkcje te mogły być nieliczne, w porównaniu z tymi, które były wyrazem panowania stanowego, albo klasowego, ale zawsze istniały. Ewolucja państwa zwłaszcza współczesnego charakteryzuje się przez to, że właśnie te funkcje państwa przynoszące korzyść ogółowi wzrastają ciągle kosztem innych.
Sam Marks przyznać musiał, w swym „Kapitale“, że prawodawstwo fabryczne zdziałało dużo dobrego w Anglji. Czyż można zaprzeczyć, że obowiązkowa oświata, urządzenia zdrowotne i inne tego rodzaju przedsięwzięcia państwa mają ogólne, pożyteczne znaczenie i nie są wyrazem tylko panowania klasowego. Cała technika urządzeń większych miast, z ich dogodnymi środkami komunikacyjnymi, z ich ułatwieniami różnego rodzaju — czyż nie jest korzystną dla wszystkich. A tak zwany socjalizm municypalny, tu i owdzie kwitnący i ułatwiający dzieciom warstw biednych nie tylko oświatę, ale odżywianie się, odziewanie i t. p. czyż także jest tylko wyrazem klasowego panowania? A wszak wszystko to odbywa się w ramach dzisiejszego państwa, nie poza nim, lecz przy jego udziale.
Mógłbym tu, w tym przedmiocie pisać dużo jeszcze więcej, ale muszę się streszczać. To zresztą co powiedziałem, wystarcza zupełnie, aby wykazać, że pojmowanie państwa przez Marksa i Engelsa jest jednostronne i nie odpowiada rzeczywistości.
W innych swoich pracach omawiałem ten przedmiot obszerniej. Dość tu wspomnieć „Anarchizm Współczesny“, „Nowy kierunek w socjaliźmie europejskim“. Rozpatrzmy teraz tę władzę państwową, o której mówi Lenin, idąc w ślad za Marksem i Engelsem, tę dyktaturę proletarjatu i tę organizację gminną zapoczątkowaną przez Komunę. Należy tu omówić pewne koncepcje „przejściowej władzy państwowej“, „obumierającego państwa“, o których mówi tak dużo Lenin.
Lenin zachwyca się organizacją władz politycznych i administracyjnych w Paryżu podczas Komuny. Widzi w nich wzór dla analogicznych instytucji w innych państwach, w czasach „przejściowych“.
W zachwytach tych jest dużo naiwności i nieświadomości. Istotnie, nie podobna uważać organizacji jednego miasta, choćby tak dużego jak Paryż za prototyp organizacji na rozległym terytorjum państw współczesnych. W jaki Sposób „zupełnie samorządne gminy“ mogą sprawować władzę na ogromnych terytorjach — tego Lenin nam nie wyjaśnia. A jednak, w sprawach tak ważnych niepodobna wykręcać się frazesami.
Gdyby chciano organizację rozległego terytorjum jakie zajmuje nap. Rosja, oprzeć li tylko na samorządzie gmin, wówczas jedno z dwojga: 1) albo powstałby ogólny chaos; 2) albo wytwarzyćby się musiała silna władza centralna, ponad tymi gminami, prowadząca na swoją rękę całą politykę wewnętrzną, a tymbardziej zewnętrzną.
W Rosji widzimy obecnie jedno i drugie.
Przypuśćmy jednak, ze w „czasie przejściowym“ tworzy się taka organizacja polityczno-administracyjna, oparta na „całkowicie samorządnych“ gminach z obieralnymi urzędnikami pobierającymi małe pensje. Czyż taka organizacja byłaby czymś zupełnie odrębnym od państwa? Oczywiście, że nie.
Państwo przypuszcza istnienie terytorjum, zamieszkującej go ludności, oraz władzy. Wszystkie te czynniki znajdujemy w organizacji wyidealizowanej przez Lenina, a zapożyczonej od Komuny paryskiej.
Zachodzi teraz pytanie, czy państwo posiadające taką organizację byłoby żywotniejsze, bardziej sprawne i bezstronne od państwa parlamentarnego typu demokracji współczesnych?
Na pytanie powyższe dać można tylko odpowiedź przeczącą. Istotnie, doświadczenie uczy nas, że przeniesienie władzy całkowitej do małych jednostek administracyjno-politycznych posiada strony ujemne, gdyż wówczas właśnie ta władza staje się zazwyczaj faktycznie bardziej uciążliwą, niż władza państwowa na terytorjach większych.
Oczywiście, nie trzeba tu porównywać władzy państwowej samodzielnej gminy z władzą czysto administracyjną tejże gminy (przy samorządzie).
Urzędnik działający na miejscu, ale należny od wyższej władzy centralnej, jest zwykle bardziej skrępowany od urzędnika mającego za sobą większość na miejscu, która go wybrała i od niej tylko zależnego. Takie bezpośrednie rządy większości na partykularzu są często wprost straszne. Prowadzą one silą rzeczy do bezpośrednich nieudolnych, ale fanatycznych, niekompetentnych i wysoce wadliwych rządów tłumu, co widzimy istotnie obecnie w Rosji. Taki system organizacji politycznej posiada wszystkie wady spotykane w państwach czy to konstytucyjnych, czy też parlamentarnych, nie posiadając natomiast ich zalet, polegających na wyspecjalizowaniu administracji; na istnieniu różnych instancji i t. p. Doświadczenie Komuny paryskiej jest mało pouczające. Trwała ona bowiem zbyt krótko w warunkach nader anormalnych.
Okres „obumierania“ państwa, czyli t. z. okres przejściowy od rewolucji socjalnej, aż do wprowadzenia całkowitego komunizmu — wyłożony starannie przez Lenina, nie może być, jak to wynika z teorji Marksa krótkim, gdyż właśnie podczas jego trwania i siły wytwórcze mają znacznie wzrosnąć, i oświata zrobić duże postępy i psychika ludzka odpowiednio się zmienić.
System parlamentarny może ulegać, stosownie do potrzeb społeczeństwa, różnym przeobrażeniom, ale nie da się — przynajmniej w dużych społeczeństwach — narodach, zastąpić z pożytkiem przez system inny.
Ani Lenin, ani nikt inny nie dowiedli nam tezy przeciwnej.
Zresztą, jakże mogłyby dodatnio funkcjonować owe rządy „obumierającego“ państwa, jeżeli głównym ich zadaniem byłoby celowe niszczenie, bez żadnych gwarancji obywatelskich, „burżuazji“, s właściwie tych wszystkich, którzy nie mieliby szczęścia należenia wówczas do „proletarjatu“. Można sobie wyobrazić, można nawet uznać konieczność, w pewnych momentach dziejowych — obalenia, panowania pewnych warstw siłą, celem stworzenia na ich miejsce sprawiedliwszego, niż poprzednio, porządku.
Nie podobna jednak wyobrazić sobie, aby okres, pojętego w sposób powyższy, „obumierania państwa“, „okres przejściowy“ do komunizmu — z panowaniem, niekrępowanego przez nikogo, tłumu — miał być istotnie okresem przygotowawczym jod względem moralno-psychicznym do wyższych form życia zbiorowego.
Idźmy teraz dalej i spytajmy, czy państwo w okresie pełnego komunizmu, gdyby taki istotnie nastąpił — byłoby zupełnie niepotrzebne, jak to sądzą Marks, Engels, Lenin i inni?
Przeciwnicy państwa, w przyszłym ustroju, wyobrażają sobie, zgodnie ze swoją błędną, jak widzieliśmy, teorją, że skoro nie będzie klas społecznych, z wyraźnie zorganizowanymi antagonizmami, to i państwo, jako przymusowa organizacja polityczna, z hierarchją władzy — będzie zbyteczne.
Otóż wówczas właśnie państwu przypadłaby wyłącznie rola organizatora porządku społecznego i wytwórczości społeczeństwa. Frazes Engelsa, że wówczas panowanie nad ludźmi zniknęłoby i pozostałoby tylko panowanie nad rzeczami, dla którego państwo potrzebne nie jest — nie wytrzymuje krytyki.
Istotnie, rzeczy są martwe, kierują nimi i zarządzają ludzie, chcąc więc mieć nadzór nad tymi rzeczami, odpowiednio je wyzyskiwać dla siebie i t. d. — należy mieć także władzę nad ludźmi, związanymi, w ten albo inny sposób, z tymi rzeczami.
Skomplikowana administracja komunistycznego społeczeństwa wymagałaby licznych, związanych ze sobą władz, zorganizowanych hierarchicznie. Musiałyby być określone władze z prawem decyzji, musiałyby istnieć ciała rozstrzygające różne wątpliwości natury gospodarczo-administracyjnej, słowem musiałby istnieć cały aparat rządowy.
Z drugiej strony nie należy sobie wyobrazić naiwnie, że władze bezpieczeństwa byłyby zbyteczne.
Lenin, twierdzi, że bez idealizowania przyszłych pokoleń można przyjąć za pewnik, że istnienie tych władz będzie zbyteczne, gdyż samo społeczeństwo będzie reagowało na ujawnianie się czynów szkodliwych.
Otóż, gdyby nawet zawsze tak być miało, co bynajmniej pewnikiem nie jest, to i wówczas jeszcze trzebaby właśnie unormować w formie praw to reagowanie, gdyż chodziłoby o to, aby odbywało się ono prawidłowo w dobrze zrozumiałym interesie społeczeństwa i jednostki popełniającej zły czyn, aby nie było wypływem przypadku, temperamentu tłumu i t. d.
Nie należy też sobie wyobrazić naiwnie, że w ustroju komunistycznym nie byłoby ostrych walk, antagonizmów i nawet przestępstw.
Te ostatnie powstają nie tylko na tle nędzy i nierówności społecznych, lecz także na tle płciowym, oraz na tle różnych namiętności wogóle, możliwych przy wszystkich ustrojach społecznych.
Im bardziej społeczeństwo się rozwija, tym bardziej wzrasta indywidualizm poszczególnych jednostek, jest to pewnik socjologiczny. Przy wygórowanym indywidualizmie o samorzutną zgodę społeczeństwa coraz jest trudniej. Nawet po zniknięciu, różnic klasowych pozostałyby jeszcze różnice światopoglądów, różnice intelektualne, moralne, obyczajowe, różnice dążności, temperamentów i charakterów, w różnych zakresach, powstałe na tle rozmaitych tendencji, zajęć, pochodzenia.
Widzimy często, że w jednym obozie są zażarte walki pomiędzy frakcjami poszczególnymi. To samo będzie i w społeczeństwie komunistycznym, jeżeli ono będzie wogóle istniało.
Otóż z tych wszystkich względów byłyby potrzebne w tym hypotetycznym ustroju władze bezpieczeństwa, zapobiegawcze, a nawet władze karne.
W interesie właśnie wolności rzeczywistej będą one potrzebne.
Państwo jest zbyteczne tylko w społeczeństwach małych psychicznie nie zróżniczkowanych, w społeczeństwach pierwotnych, bez podziału pracy, w których wszyscy żyjąc razem i ciągle razem przebywając — posiadają wspólną psychikę. W takich społeczeństwach, u wszystkich nielicznych zresztą członków panuje wspólna moralność, wspólny obyczaj. Bałoby jednak naiwnością przypuszczać, że społeczeństwo komunistyczne, powstałe ze społeczeństw — wysoce zróżniczkowanych, społeczeństwo mające za sobą tysiącolecia kultury, przez sam fakt zniknięcia różnic klasowych może doprowadzić do powszechnej niwelacji jednostek, stać się jednolitym psychicznie, na wzór społeczeństw pierwotnych.
Sprawa państwa w przyszłym ustroju jest więc sprawą, jak to widzą czytelnicy, o wiele bardziej skomplikowaną, niż to sądzili twórcy manifestu komunistycznego i niż to sądzi dziś jeszcze Lenin.
Nawet teoretycy anarchizmu, o których Lenin ma tylko pośrednio bardzo małe wyobrażenie, pomimo swojej pomysłowości w zakresie obrany ideału bezpaństwowego — nie zdołali wybrnąć z trudności teoretycznych i odpowiedzieć zadawalająco na zarzuty swych przeciwników.
Trzeba być istotnie barbarzyńcą, jakim jest niewątpliwie Lenin, aby twierdzić, że „uzbrojony proletarjat“ nadaje się bardzo dobrze do rozstrzygania różnych sporów.
Marks, w słynnym swym liście z 1375 r. skreślił swoje pojmowanie przejścia od stanu obecnego do pełnego komunizmu. Lenin przyjmuje naturalnie pogląd Marksa bez żadnych zastrzeżeń. A zatym, w okresie przejściowym, w okresie „zamierającego państwa“, panować będzie jeszcze „burżuazyjna sprawiedliwość“, nie będzie wprawdzie „burżuazyjnego wyzysku“, gdyż narzędzia pracy będą „uspołecznione“, ale system podziału bogactw nie będzie jeszcze „prawdziwie“ sprawiedliwym, gdyż ludzie o nierównych potrzebach będą równie wynagradzani. Dopiero przy pełnym komunizmie zwycięży zasada „od każdego wedle jego sił, każdemu wedle jego potrzeb“.
Otóż przypuszczenie możliwości takiego „pełnego komunizmu“ jest jedną z niedorzeczności marksizmu.
Istotnie, przypuszczenie to opiera się na przeświadczeniu, że zorganizowana planowo produkcja, nieznająca kryzysów, produkcja w której uczestniczy całe społeczeństwo, produkcja oparta na niezwykle wysokiej technice — da tyle wszystkiego, że każdy członek społeczeństwa będzie mógł brać z ogólnych składów „wedle swych potrzeb“.
Otóż jest to złudzeniem.
Przedewszystkim zauważyć należy, że niepodobna sobie wyobrazić stanu społeczeństwa, w którym wszystkie przedmioty potrzebne mogłyby być wytworzone omal, że nie w nieograniczomych ilościach. Niepodobna dlatego, że nasze potrzeby wzrastają i wysubtelniają się, że więc zawsze będą przedmioty, które niedawno dopiero zaczęto wyrabiać i technika wyrobu których może nie być jeszcze należycie posuniętą.
Następnie zauważyć należy, że ludzie nie przyciśnięci przez przymus zewnętrzny do pracy, przez konieczności życiowe — będą się starali pracować możliwie krótko, więc o ile z jednej strony postępy techniki wzmocnią siły produkcyjne, o tyle z drugiej strony, zmniejszenie ilości pracy będzie ograniczało produkcję.
Wreszcie pewne kategorje pracy są przykre i oddawanie się im będzie się spotykało z niechęcią. Nakoniec nie wszystkie rzeczy potrzebne mogą się znajdować w tak dużej ilości, że opanowanie ich nie wywołałoby starć. Dość wspomnieć nap. mieszkania w miastach które są w gorszych i lepszych punktach, lepiej i gorzej urządzone, w miejscowościach pięknych i nieładnych. To samo dotyczy użytkowania gruntów i t. p.
Ludzie mogą chcieć nap. ciągle podróżować i korzystać z kolei żelaznych, a tymczasem w pociągach jest ograniczona liczba miejsc.
Twierdzenie więc, że nastanie okres czystego komunizmu, w którym żadne normy dla podziału bogactw i korzystania z różnych urządzeń nie będą potrzebne — jest błędne. I wówczas normy takie będą potrzebne i wówczas będą musiały istnieć władze stojące na ich straży.
Tak więc cała ta paplanina o zbędności państwa jest zupełnie bezpodstawna, nie wytrzymująca krytyki. Im bardziej przeobrażenia społeczne będą głębokie a ludzie bardziej rozwinięci i indywidualni, tym państwo będzie instytucją coraz bardziej niezbędną. Komunizm nie da się pogodzić ze stanem bezpaństwowym, ani nawet komunizm anarchistyczny.
Romanse przyszłości Krapotkina i innych są naiwne. Stan bezpaństwowy istnieć może tylko przy anarchiźmie indywidualnym, polegającym na niczem nie krępowanej walce wszystkich ze wszystkimi, samorzutne, albo nawet planowe, ale nie obowiązkowe współdziałanie, w społeczeństwach dużych i wysoko rozwiniętych — nie może wystarczyć.
Wielkie przeobrażenie obecnego ustroju przez uspołecznienie znacznej kategorji środków produkcji może być uskutecznionym tylko przez silne dobrze zorganizowane państwo.
Mówiłem tu o znacznym, a nie zupełnym uspołecznieniu środków produkcji, gdyż ewolucja socjalno-gospodarcza nie idzie w całości w kierunku przewidywanym przez Marksa i Engelsa. Jest to jednak już inne zagadnienie nie związane bezpośrednio z książką Lenina, o czym pisać będę w innej pracy.
Tak więc, zasadnicza teza Lenina o „obumieraniu“ państwa po rewolucji socjalnej i o zupełnym jego zniesieniu w okresie zupełnego komunizmu — nie da się, jak widzimy, utnzymać.
W związku z tezą powyższą Lenin porusza mnóstwo spraw innych, rozwiązując je w sposób nieuzasadniony. Chcąc jednak; prostować te błędne jego wywody trzeba by było pisać nową książkę. Dlatego też musiałem się tu ograniczyć tylko do krytyki podstawowych jego założeń.
Rozumowanie Lenina niekiedy jest tak naiwne, że staje się przez to rozbrajające. Tak np. zachwyca się on tym, że Komuna paryska oznaczyła dla urzędników swoich nie więcej jak 6, 000 fr. pensji. Zdawałoby się, że norma ta jest pomysłem nadzwyczajnym, mającym jakieś nesłychane wielkie znaczenie.
Zapewne, państwo nie powinno trwonić pieniędzy publicznych, przepłacając swoich urzędników, ale również zapominać nie należy, że urzędnik dobrze płatny, ale sprawny, z inicjatywą, sumiennie spełniający swe obowiązki, korzyści więcej przynosi społeczeństwu od urzędnika płatnego miernie, ale powolnego, zrutynizowonego, nieorjentującego się zbyt dobrze w warunkach skomplikowanych.
Socjalizm (stan przejściowy po rewolucji) i komunizm tak jak go pojmuje Lenin, biorąc za podstawę wywody Marksa, przedstawiają się nam obecnie, jako pomysły zbyt uproszczone, nie licząc się z zawiłymi warunkami rzeczywistości.
Jest rzeczą charakterystyczną, że Lenin pisząc o tych rzeczach po 40 z górą latach po Marksie (słynny list autora „Kapitału“ pisany był w 1875 r.), — nie miał nic do dodania. Obecnie, stojąc na czele rządu rewolucyjnego w Rosji, nie może się na nic więcej zdobyć, jak na pomysły z czasów Komuny w 1871 roku, pomysły jeszcze przez niego, w praktyce wypaczone.
Teorja socjalizmu rewolucyjnego, w zasadniczych swych punktach, a nawet w wielu podrzędnych — nie zrobiła żadnego postępu od lat 40 z górą. Ten sam brak precyzji, to samo rozumowanie ogólnikowe.
Faktycznie jednak nawet w obozie socjalistycznym w Europie Zachodniej i w Rosji — panują już obecnie inne poglądy, które wprawdzie nie przeciwstawiają się otwarcie i jaskrawo starej „wierze“, ale zawsze robią w niej coraz większe wyłomy. Któż dzisiaj stoi na gruncie poglądów wyrażonych przez Marksa w słynnym jego liście z 1875 roku? Niektóre jednostki na Zachodzie i bolszewicy w Rosji.
Lenin to widzi i wpada z tego powodu w gniew. Jego i przyjaciół jego politycznych wiara w te dogmaty socjalistyczno-komunjistyczne jest tylko przeżytkiem wykwitłym na tle specyficznych warunków rosyjskich.
Bolszewizm nie obroni starych dogmatów marksizmu. Jako kierunek teoretyczny jest za słaby, jego zaś praktyczna działalność może tylko wpływać odstręczająco.
Socjalizm, w formie dotychczasowej, utrzymać się nie może. Dawne jego stanowisko przeważnie krytyczne, bez precyzji „przyszłego ustroju“ — dziś już nie wystarcza. Precyzja zaś w stylu uproszczonym — leninowskim — jest dla niego zabójczą.
Ewolucja kapitalizmu tak jak ją sformułowali Marks i Engels nie odbyła się w rzeczywistości. Proletarjat nie pochłania i nie pochłonie klas innych. Wnioski więc również muszą być inne.
Socjalizm mający zreorganizować całkowicie społeczeństwo musi wystąpić z dojrzałym planem reform. Frazesy o solidarności ludzkiej, o wyższej moralności, po zniknięciu klas, nie mogą już wystarczyć.
Marksizm wyobrażał sobie, że historja, przez samorzutny rozwój kapitalizmu — ułatwi wszystko i umożliwi wprowadzenie kolektywizmu, a później komunizmu. Stało się inaczej. Inni więc podrzędni teoretycy i pseudo teoretycy (jak Lenin) wyobrazili sobie, że to czego nie zdziałał naturalny rozwój ekonomiczny — zastąpionym być może przez siłę.
Dawniej Marks i Engels wychodząc z założenia, że realizacja socjalizmu jest bardzo odległą nie precyzowali „przyszłego ustroju“, nie widząc tego potrzeby. Dziś po latach kilkudziesięciu, Lenin i inni bolszewicy w Rosji i poza nią, marząc o szybkim urzeczywistnieniu socjalizmu, nie mogą się zdobyć na nic innego, jak na powtarzanie starych ogólników swoich mistrzów.
Jest rzeczą charakterystyczną, a zarazem śmieszną, że Lenin sądzi, iż odkrywa Amerykę wykazując, że pomiędzy poglądami na państwo Marksa i Engelsa a Kautskiego i innych młodszych teoretyków i kierowników socjalnej demokracji — istnieje wielka różnica; tymczasem zrobił to już przed nim na lat 20 holenderski anarchista F. Domela Nieuwentuis w pracy p.t. „Le socialisme en denger“ (Paryż 1897 r.). Książka Lenina jest ciekawym dokumentem bizantynizmu, ciasnoty poglądów i braku twórczości bolszewizmu, tego najnowszego przełomu „rewolucyjnej socjalnej demokracji“. Wiedza Lenina też nie budzi zaufania. Można o nim powiedzieć to co Plechanow powiedział o swym starym przyjacielu Deiczu, który zresztą stał niżej bez porównania pod względem umysłowym od teoretyka bolszewizmu — „towariszcz Lenin nikogda iskustwom cztienia nie złoupotreblał“ (towarzysz Lenin nigdy nie nadużywał sztuki czytania). Istotnie, poza literaturą marksowską, Lenin jest bardzo mało oczytany. Brak mu zarówno socjologicznego, jak historycznego i filozoficznego wykształcenia.
Zagadnienie o państwie nabiera obecnie szczególnej wagi i pod względem teoretycznym i praktyczno-politycznym. Wojna imperialistyczna nadzwyczaj przyśpieszyła a zaostrzyła proces przemiany monopolistycznego kapitalizmu w państwowo-monopolistyczny kapitalizm. Potworny ucisk mas pracujących przez państwo, coraz ściślej i ściślej zespalające się z wszechpotężnymi związkami kapitalistów, staje się coraz potworniejszym. Kraje przodujące — mówimy o ich „tyłach“ — przemieniają się w wojenno-katorżnicze więzienia dla robotników.
Niesłychane okropności i klęski przeciągającej się wojny czynią położenie mas nie do zniesienia, potęgują ich oburzenie. W oczach rośnie międzynarodowa rewolucja proletarjacka. Kwestja o jej stosunku do państwa nabiera znaczenia praktycznego.
Nagromadzone przez dziesiątki lat względnie pokojowego rozwoju pierwiastki oportunizmu stworzyły panujący w oficjalnych partjach socjalistycznych w świecie całym prąd socjal-szowinizmu.
Prąd ten (Plechanow, Potresow, Breszkowska, Rubanowicz, dalej w cokolwiek okrytej formie pp. Ceretelli, Czernow i Sp. w Rosji; Szeideman, Legin, Dawid i in. w Niemczech; Renaudel, Gaide, Vamdervelde we Francji i Belgji; Hyndman i Fabjanism w Anglji i t. d. i t. d.), w słowach socjalizm, w rzeczywistości szowinizm odznacza się podłym lokajskim przystosowaniem „przywódców socjalizmu“ do interesów nie tylko „swojej“ narodowo burżuazji, lecz do „swego“ państwa mianowicie, ponieważ większość tak nazw. wielkich mocarstw oddawna eksploatuje i ujarzmia cały szereg drobnych i słabych narodowości. A wojna imperjalistyczna jest właśnie wojną o podział i rozdział tego rodzaju łupu.
Walka o oswobodzenie mas pracujących z pod wpływu burżuazji wogóle, burżuazji imperialistycznej w szczególności, jest niemożliwą bez walki z oportunistycznymi przesądami co do „państwa“.
Rozważamy naprzód naukę Marksa i Engelsa o państwie, zatrzymując się szczegółowo na zapomnianych lub podległych skażeniu oportunistycznemu częściach tej nauki. Rozbieramy następnie specjalnie głównego przedstawiciela tych skażeń, Karola Kautsky‘ego, najwięcej znanego drugiej Międzynarodówki wodza (1889—1914), który poniósł takie nędzne bankructwo w czasie obecnej wojny. Podsumujemy w końcu najważniejsze wnioski z doświadczeń rosyjskich rewolucji 1905 i zwłaszcza 1917 roku. Ta rewolucja z 1917 r. kończy, zdaje się, obecnie pierwszą strefę swego rozwoju, ale cała ta rewolucja wogóle może być pojętą tylko jako jedno z ogniw w łańcuchu rewolucji proletarjackich, wywołanych przez wojnę imperjalistyczną. Kwestja o stosunku rewolucji socjalistycznej proletarjatu do państwa zyskuje w ten sposób nietylko na znaczeniu praktycznie-politycznym, ale staje się pełną życia sprawą o wyjaśnienie masom tego, co one winny będą robić dla swego wyzwolenia od jarzma kapitału — w czasie najbliższym.
Sierpień. 1917 r.
Z teorją Marksa dzieje się obecnie to, co już nieraz w historji zdarzało się z doktrynami rewolucyjnych myślicieli i wodzów klas uciskanych w ich walce o oswobodzenie. Klasy uciskające za życia wielkich rewolucjonistów odpłacały nim nieustannym prześladowaniem, spotykały ich nauki dziką złością, wściekłą nienawiścią, bezceremonjalną kampanją kłamstw i oszczerstw. Po ich skonie zaś próbują uczynić z nich nieszkodliwy obraz święty, pragną niby ich kanonizacji, otoczenia ich imienia pewną sławą w celu „pocieszenia“ klas uciskanych i ich ogłupiania przez kastrowanie treści rewolucyjnej teorji, przytępianie jej ostrza rewolucyjnego, poniżanie.
Na takim „obrobieniu“ marksizmu schodzą się obecnie burżuazja i oportuniści w łonie ruchu robotniczego.
O stronie rewolucyjnej teorji zapominają, zacierają, przekręcają jej ducha rewolucyjnego. Wysuwają na plan pierwszy, sławią to, co jest do przyjęcia lub co się wydaje do przyjęcia dla burżuazji.
Bez żartów! Wszyscy socjal-szowiniści dziś są „marksistami“. I coraz częściej niemieccy uczeni burżuazyjni, wczorajsi specjaliści w trzebieniu marksizmu, prawią o „nacjonalno-niemieckim“ Marksie, który jakoby tak wspaniale wychował dla celów zaborczej wojny zorganizowane związki robotnicze.
Wobec takiego stanu rzeczy, wobec niesłychanego skażenia marksizmu, nasze zadanie przedewszystkiem polega na przywróceniu prawdziwej nauki Marksa o państwie. Do tego jest niezbędne zacytowanie całego szeregu ustępów z własnych dzieł Marksa i Engelsa. Takie dłuższe cytaty wykład być może uczynią nieco ciężkim i nie będą sprzyjały jego popularności. Jest niepodobieństwem wszakże obejść się bez nich. Wszystkie, lub przynajmniej wszystkie, decydujące ustępy, o państwie należy koniecznie przytoczyć w możliwie pełnej postaci, aby czytelnik mógł sobie wyrobić samodzielne zdanie o całokształcie poglądów twórców naukowego socjalizmu oraz o rozwoju tych poglądów, jak również, aby ich skażenie przez panujący teraz „kautskjanizm“ udowodnione zostało dokumentalnie i unaocznione z całą wyrazistością.
Zaczniemy od najwięcej rozpowszechnionej pracy Fr. Engelsa: „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa“, które to dziełko już w 1894 r. ukazało się w Sztutgarcie w 6-ym wydaniu.
Tutaj w pełni jasności wyrażoną jest zasadnicza idea marksizmu o historycznej roli i znaczeniu państwa. Państwo jest wytworem i objawieniem nieprzejednanych przeciwieństw klasowych. Państwo powstaje tylko tam, wtedy i o tyle, o ile przeciwieństwa klasowe nie mogą być objektywnie uzgodnione. I odwrotnie: istnienie państwa jest dowodem, że przeciwieństwa klasowe są nie do pogodzenia.
W tym to mianowicie najważniejszym i kardynalnym punkcie zaczyna się skażenie marksizmu, idące w dwóch głównie kierunkach.
Z jednej strony, burżuazyjni i zwłaszcza drobnomieszczańscy ideologowie, — zmuszeni pod naciskiem bezspornych faktów historycznych przyznać, że państwo jest tylko tam, gdzie są przeciwieństwa klasowe i walka klas, — „poprawiają“ Marksa w taki sposób, iż państwo wydaje się rzekomym organem pojednania klas.
Podług Marksa, państwo nie mogłoby ani powstać, ani utrzymać się, gdyby było możliwem pojednanie klas. A według mieszczańskich i filisterskich profesorów i publicystów okazuje się, — przy nieustannych, życzliwych, powoływaniach się na Marksa! — że właśnie państwo godzi klasy. Podług Marksa państwo jest organem panowania klasowego, organem ucisku jednej klasy przez drugą, jest tworem „porządku“, który uprawnia i utrwala ten ucisk, uśmierzając starcie klas. Według drobnomieszczańskich polityków porządek stanowi właśnie pokój klas, a nie ucisk jednej klasy przez drugą; uśmierzać starcia — znaczy godzić, a nie pozbawiać klasy uciśnione określonych środków i sposobów walki o zrzucenie ciemiężycieli.
Naprzykład, wszyscy eserzy (socjaliści-rewolucjoniści) i mieńezewicy w rewolucji 1917 roku, kiedy zagadnienie o znaczeniu i roli państwa wypłynęło w całej pełni, wypłynęło życiowo, jako sprawa natychmiastowego działania i nadto w skali masowej, — wszyscy stoczyli się odrazu i całkowicie do teorji drobnomieszczańskiej „pogodzenia“ klas przez „państwo“. Niezliczone rezolucje i artykuły polityków obu tych partji naskroś są przepojone tą mieszczańską i filisterską teorją „pogodzenia“. Że państwo jest organem panowania określonej klasy, która nie może być pojednaną ze swoim antypodą (z przeciwną jej klasą), tego drobnomieszczańska demokracja nigdy nie jest w stanie pojąć. Stosunek do państwa — jest to jeden z najjaskrawszych przejawów tego, że eserzy i mieńszewicy nie są zgoła socjalistami (cośmy, bolszewicy, zawsze udawadniali), lecz drobnomieszezańskimi demokratami z prawie socjalistyczną frazeologią.
Z drugiej strony, skażenie przez Kautskiego marksizmu jest o wiele subtelniejsze. „Teoretycznie“ nie neguje się tego, że państwo jest organem panowania klasowego, ani to, iż przeciwieństwa klasowe są nieprzejednane. Traci się atoli z uwagi lub tuszuje się rzecz następującą: jeżeli państwo stanowi produkt nieprzejednanych przeciwieństw klasowych, jeżeli jest siłą, stojącą po nad społeczeństwem i „coraz bardziej a bardziej wyodrębniającą się od społeczeństwa“, to oczywista, że oswobodzenie klasy uciśnionej jest niemożliwe nie tylko bez gwałtownej rewolucji, lecz i bez unicestwienia tego aparatu władzy państwowej, aparatu, stworzonego przez klasę panującą i w którym to „wyodrębnienie“ jest wcielone. Wniosek ten, jasny sam przez się teoretycznie, Marks wyprowadził, jak to zobaczymy, z całą wyrazistością na podstawie konkretnie-historycznej analizy zadań rewolucji. O tym to właśnie wniosku Kautsky — jak to się okaże w dalszym wykładzie — ...„zapomniał“ i wypaczył go.
....„W porównaniu z dawną rodową (lub klanową) organizacją — mówi dalej Engels — państwo się wyróżnia: po pierwsze podziałem poddanych podług terytorialnych rozgraniczeń...“
Nam ten podział wydaje się „naturalnym“, lecz jest on następstwem długiej walki ze starą organizacją rodową lub klanową.
...„Drugą wyróżniającą cechą jest — zaprowadzenie władzy państwowej, która już nie zbiega się bezpośrednio z ludnością, organizującą samą siebie, jako siła uzbrojona. Ta odrębna władza społeczna jest niezbędną dlatego, że samorzutna uzbrojona organizacja ludności okazała się niemożliwą z chwilą rozpadnięcia się społeczeństwa na klasy. Ta władza publiczna istnieje w każdym państwie. Składają się na nią nietylko uzbrojone oddziały, ale dodatki materjalne, jak więzienia i wszelkiego rodzaju przymusowe urządzenia, nieznane społeczeństwu rodowemu“...
Engels rozwija pojęcie tej „siły“, która się nazywa państwem, siły, pochodzącej ze społeczeństwa, lecz wywyższającej się nad nie i coraz bardziej wyodrębniającej się od niego. Na czym że polega przeważnie ta siła? Na odrębnych oddziałach uzbrojonych, rozporządzających więzieniami i t. p.
Mamy prawo mówić o odrębnych oddziałach uzbrojonych ludzi, ponieważ właściwa każdemu państwu władza publiczna „nie pokrywa się bezpośrednio“ z uzbrojoną ludnością, z jej „samorzutną uzbrojoną organizacją“.
Jak wszyscy wielcy rewolucyjni myśliciele, Engels stara się zwrócić uwagę uświadomionych robotników na to mianowicie, co panującym sferom obywatelskim wydaje się najmniej godnym uwagi, rzeczą najzwyklejszą, uświęconą przez przesądy nie tylko trwałe, lecz, rzec można, skamieniałe. Stałe wojsko i policja to są główne narzędzia siły władzy państwowej, lecz — czyż być może inaczej?
Z punktu widzenia olbrzymiej większości europejczyków z końca XIX stulecia, do których zwraca się Engels i którzy nie obserwowali bliżej ani jednej wielkiej rewolucji, to nie może być inaczej. Dla nich jest zupełnie rzeczą niezrozumiałą, czym jest „samorzutnie uzbrojona organizacja ludności?“ Na pytanie, czemu to zjawiła się potrzeba osobnych, nad społeczeństwem postawionych, wyosabniających się od społeczeństwa uzbrojonych oddziałów (policja, armja stała), zachodnio-europejski i nasz filister gotów odpowiedzieć frazesem zapożyczonym od Spencera lub od Michajłowskiego, powołaniem się na złożoność życia społecznego, różniczkowanie funkcji i t. p.
Taka cytata wydaje się „naukową“ i doskonale usypia obywatela, zaciemniając rzecz główną i podstawową: rozszczepienie społeczeństwa na nieprzejednanie wrogie klasy.
Gdyby nie to rozszczepienie, „samorzutnie uzbrojona organizacja ludności“ odróżniałaby się swoją złożonością, stopniem swej techniki i t. d. od prymitywnej organizacji stada małp, chwytających pałki, lub od ludzi pierwotnych, lub ludzi zjednoczonych w klanowe społeczeństwa, lecz taka organizacja byłaby niemożliwą.
Ona jest niemożliwą dlatego, że społeczeństwo cywilizowane rozczepione jest na wrogie i przytem nieprzejednanie — wrogie klasy, których „samorzutne“ uzbrojenie doprowadziłoby do zbrojnej walki między niemi. Powstaje państwo, powstaje odrębna siła, osobne oddziały uzbrojonych ludzi, i każda rewolucja, burząc aparat państwowy, pokazuje nam naocznie, jak klasa panująca dąży do wznowienia służących jej oddzielnych oddziałów uzbrojonych ludzi, jak klasa uciśniona dąży do stworzenia nowej organizacji tego rodzaju, zdolnej do służenia nie wyzyskiwaczom, lecz wyzyskiwanym.
W przytoczonym rozumowaniu Engels teoretycznie rozważa tę samą kwestję, którą praktycznie, życiowo i przytem w skali masowej akcji stawia przed nami każda wielka rewolucja, mianowicie kwestję o wzajemnym stosunku „osobnych“ oddziałów uzbrojonych ludzi i „samorzutnie uzbrojonej organizacji ludności“. Zobaczymy, jak sprawę tą konkretnie ilustruje doświadczenie europejskich i rosyjskich rewolucji.
Wróćmy jednak do wywodów Engelsa.
Wskazuje on, że niekiedy, naprzykład gdzie-niegdzie w Północnej Ameryce, ta publiczna władza jest słabą (jest tu mowa o rzadkim dla społeczeństwa kapitalistycznego wyjątku i o tych częściach Półn. Ameryki w jej przedimperjalistycznym okresie, gdzie przeważał wolny kolonista), lecz naogół się potęguje ona:
...„Władza publiczna potęguje się o ile zaostrzają się klasowe przeciwieństwa wewnątrz państwa, i o ile sąsiadujące ze sobą państwa powiększają się i zaludniają.
Spojrzyjcie choćby na współczesną Europę, w której walka klasowa i konkurencja na drodze do zdobyczy wyszrubowały władzę społeczną do takiej wysokości, że grozi ona pochłonąć całe społeczeństwo i nawet państwo“...
Ustęp powyższy pisany jest nie później, niż na początku 90-tych lat wieku zeszłego. Ostatnia przedmowa Engelsa datowaną jest 16-go czerwca 1891 roku. Wtedy zwrot do imperjalizmu — w sensie pełnej władzy trustów, w sensie panowania wielkich banków, w sensie kolosalnej polityki kolonjalnej i t. d. — tylko co (zaczynał się we Francji, jeszcze słabszym był w Północnej Ameryce i w Niemczech. Od czasu tego „konkurencja zawojowań“ zrobiła gigantyczny krok naprzód, ile że kula ziemska w początku drugiego dziesięciolecia XX wieku została -ostatecznie podzieloną między temi „konkurującemi zdobywcami“, t. j. wielkiemi grabieżczemi mocarstwami.
Wojenne i morskie uzbrojenia wyrosły od tego czasu niesłychanie i wojna grabieżcza 1914—1918 lat z powodu panowania nad światem Anglii lub Niemiec, z powodu podziału łupów, zbliżyła „pochłonięcie“ wszystkich sił społecznych przez drapieżną władzę państwową, wróżąc pełną katastrofę.
Engels potrafił już w 1891 r. wskazać na „konkurencję zawojowań“, jako na jedną z najważniejszych, wyróżniających cech polityki zewnętrznej wielkich mocarstw, a nędznicy socjal-szowinizmu w latach 1914—1918, kiedy właśnie ta konkurencja, wielokrotnie zaostrzywszy się, zrodziła wojnę imperjalistyczną, okrywają obronę grabieżczych interesów „swojej“ burżuazji frazesami o „obronie ojczyzny“, o „obronie republiki i rewolucji“ i t. p.!
Dla utrzymania osobnej, stojącej nad społeczeństwem władzy publicznej potrzebne są podatki i długi państwowe.
Kwestja o uprzywilejowanym stanowisku urzędników, jako organów władzy państwowej, została tu wysuniętą. Jako rzecz podstawowa występuje pytanie: co ich stawia nad społeczeństwem? Zobaczymy jak tę teoretyczną kwestję rozstrzygała praktycznie Komuna Paryska w 1871 roku i jak ją reakcyjnie tuszował Kautsky w 1912 r.
Takim był — dodamy od siebie — rząd Kierenskiego w republikańskiej Rosji po przejściu do prześladowania rewolucyjnego proletarjatu, w tym momencie, kiedy Sowiety, zawdzięczając kierownictwu drobnomieczczańskich demokratów były już bezsilne, burżuazja zaś jeszcze nie natyle silną, aby poprostu je rozpędzić.
W czasach obecnych imperjalizm i panowanie banków „rozwinęły“ do nadzwyczajnego kunsztu obie te metody umacniania i urzeczywistnienia pełni władzy bogactwa we wszystkich demokratycznych republikach.
Jeżeli, naprzykład, w pierwszych zaraz miesiącach republiki demokratycznej w Rosji, rzec można, w miesiącu miodowym ślubu „socjalistów“ eserów i mieńszewików z burżuazją, w rządzie koalicyjnym p. Palczyński sabotażował wszystkie środki zmierzające do ukrócenia kapitalistów i ich rabunków, ich grabieży kasy państwowej w dostawach wojennych; jeżeli następnie po wyjściu z ministerjum p. Palczyński (zastąpiony, oczywiście, przez innego kompletnie takiego samego Palczyńskiego) „nagrodzony“ został przez kapitalistów — posadką z pensją 120,000 rubli rocznie, — to co to jest? Bezpośrednie, czy pośrednie przekupstwo? Sojusz rządu z syndykalistami, czy „tylko“ przyjazne stosunki? Jaką rolę grali tu Czernowy i Ceretelli, Awksentjewy i Skobelewy? Czy to są „pośredni“ czy bezpośredni przyjaciele miljonerów-kaznokradów?!
Wszechwładza „bogactwa“ jest tem pewniejszą w demokratycznej republice, że nie jest uzależnioną od lichej politycznej błony kapitalizmu. Demokratyczna republika stanowi możliwie najlepszą polityczną błonę kapitalizmu i dlatego kapitał, opanowany (przez Palczyńskich, Czennowów, Ceretellich et C-o) przez tą najlepszą błonkę, utwierdza swą władzę z taką ufnością i taką pewnością, że już żadna zmiana osób, urządzeń lub partji burżuazyjuej demokratycznej republiki władzy tej nie zachwieje.
Należy nadto zauważyć, że Engels z całą świadomością kwalifikuje powszechne prawo wyborcze jako narzędzie panowania burżuazji. Powszechne prawo wyborcze, mówi on, dyskontując oczywiście długie doświadczenie niemieckiej socjaldemokracji, jest
Drobnomieszczańscy demokraci, w rodzaju eserów i mieńszewików, jak również ich rodzeni bracia, wszyscy socjal-szowiniści i oportuniści Europy Zachodniej, oczekują mianowicie czegoś „wielkiego” od powszechnego prawa wyborczego. Oni sami się łudzą i wmawiają ludowi tę fałszywą myśl, jakoby powszechne prawo wyborcze w państwie współczesnym zdolne było ujawnić rzeczywiście wolę większości pracujących i zapewnić jej wcielenie w życie.
Możemy w tem miejscu odnotować tylko tę fałszywą myśl, tylko wskazać na to, że zupełnie jasne, ścisłe, konkretne twierdzenie Engelsa ulega skażeniu na każdym kroku w propagandzie i agitacji „oficjalnych”, (t. j. oportunistycznych) socjalistycznych stronnictw. Szczegółowe wyjaśnienie całej fałszywości tego poglądu, odrzucanego precz przez Engelsa, znajdzie się przy następnym wykładzie poglądów Marksa i Engelsa o „współczesnym państwie”.
Ogólne resume swoich poglądów w tym najpopularniejszym dziele daje Engels w słowach następujących:
Nie często zdarza się spotykać tę cytatę w literaturze, propagandzie i agitacji służącej współczesnej socjal-demokracji. A nawet wtedy, kiedy cytata ta się spotyka, po większej części robi się to niby jak pokłon przed obrazem świętym, t. j. dla oficjalnego wyrażenia hołdu Engelsowi, bez najlżejszej próby wmyślenia się w to, jak szeroki i głęboki rozmach daje się rewolucji przez to „odesłanie całej państwowej maszyny do muzeum starożytności“. Po większej części nie daje się nawet zauważyć zrozumienie tego, co Engels nazywa „maszyną państwową“.
Słowa Engelsa o „obumieraniu“ państwa cieszą się tak szeroką popularnością, są tak często cytowane, tak wyraziście udawadniają, na czym polega zwykłe fałszowanie marksizmu przez oportunizm, że jest rzeczą konieczną szczegółowo zatrzymać się na nich. Przytaczamy rozumowanie, z którego są one wyjęte:
Kiedy państwo wreszcie stanie się rzeczywiście reprezentantem społeczeństwa całego, wtedy ono samo poczuje się zbytecznym. Z chwilą tą, kiedy nie będzie ani jednej społecznej klasy, którą trzeba było utrzymywać w ucisku, z chwilą, kiedy znikną wraz z panowaniem klasowym, wraz z walką o oddzielny byt, powodowaną obecną anarchją w produkcji, te starcia i ekscesy, wynikające z tej walki, — w tym momencie nie będzie kogo uciskać, okaże się więc zbędną osobna siła do tego służąca, państwo. Akt pierwszy, w którym państwo wystąpi rzeczywiście, jako przedstawiciel całego społeczeństwa — objęcie w posiadanie środków produkcji w imię całego społeczeństwa — będzie jednocześnie ostatnim jego samodzielnym aktem, jako państwa.
Bez obawy popełnienia błędu, rzec można, że z tego niepospolicie bogatego w ideje rozumowania Engelsa, rzeczywistą własnością myśli socjalistycznej we współczesnych socjalistycznych partjach pozostało to tylko, że państwo „obumiera“ w przeciwieństwie do anarchistycznej doktryny o „zniesieniu“ państwa. Tak kastrować marksizm, znaczy to sprowadzić go do oportunizmu; albowiem przy takim jego komentowaniu pozostaje tylko niewyraźne wyobrażenie o powolnym, równym, stopniowym przeobrażeniu, o braku burz i wichrów, braku rewolucji „Obumieranie“ państwa w wulgarnym, ogólnie-rozpowszechnionym, masowym, jeżeli tak się można wyrazić, pojmowaniu, oznacza niewątpliwie jeżeli nie negację, to zatuszowanie rewolucji.
A tymczasem tego rodzaju „komentowanie“ jest najordynarniejszym, pożytecznym jedynie burżuazji, skażeniem marksizmu, teoretycznie zbudowanym na zapoznaniu najważniejszych okoliczności i rozważań, wskazanych chociażby w tymże, zacytowanym w całości, reasumującym rozumowaniu Engelsa.
Po pierwsze. Na początku tego rozumowania Engels mówi, że, po opanowaniu władzy państwowej, proletarjat „tem samym niweczy państwo jako państwo“. Jaki to ma sens, o tem myśleć „nie jest rzeczą przyjętą“. Zwykle twierdzenie to bądź bywa ignorowane, bądź kładzione na karb „choroby hegeljańskiej“ Engelsa. W istocie rzeczy jednak w tych słowach sformułowane jest doświadczenie jednej z największych proletarjackich rewolucji, doświadczenie Komuny Paryskiej 1871 r., o czem szczegółowiej pomówimy na właściwem miejscu. W rzeczywistości tutaj Engels mówi o „unicestwieniu“ przez rewolucję proletariacką państwa burżuazji, kiedy słowa o „obumieraniu“ odnoszą się do resztek proletarjackiej państwowości po rewolucji socjalistycznej. Państwo burżuazyjne nie „obumiera“ podług Engelsa, lecz „unicestwia się“ w rewolucji przez proletarjat. Obumiera po tej rewolucji państwo lub pół-państwo proletarjackie.
Powtóre. Państwo jest „odrębną siłą dla ucisku“. To wspaniałe i w najwyższym stopniu głębokie określenie Engelsa zostało tutaj podane z najzupełniejszą jasnością. Wynika z niego, że „odrębna siła do ucisku“ proletarjatu przez burżuazję, miljonów pracowników przez garsteczkę bogaczy, winna być zastąpioną przez „odrębną siłę dla zgniecenia“ burżuazji przez proletarjat (dyktatura proletariatu). Na tem polega właśnie „unicestwienie państwa jako państwa“. To stanowi i ów „akt“ opanowania środków produkcji w imię społeczeństwa. I samo przez się jest rzeczą oczywistą, że taka zmiana, takie zastąpienie jednej (burżuazyjnej) „odrębnej siły“ przez drugą (proletarjacką) „odrębną siłę“ w żaden sposób nie może być dokonane pod postacią „obumierania“.
Po trzecie. O „obumieraniu“ i nawet jeszcze plastyczniej i wymowniej o „zasypianiu“ Engels mówi zupełnie jasno a określenie odnośnie do epoki po „zagarnięciu środków produkcji przez państwo w imieniu całego społeczeństwa“, t. j. po rewolucji socjalistycznej.
Wszyscy wiemy, że polityczną formą „państwa“ w tym czasie będzie najpełniejsza demokracja. Lecz nikomu z oportunistów, bezwstydnie wypaczających marksizm, nie przyjdzie do głowy, że mowa tutaj, a więc u Engelsa o „zasypianiu“ i „obumieraniu“ demokracji. Wydać się to może na pierwszy rzut oba rzeczą bardzo dziwną. Ale „niepojętem“ jest to tylko dla tego, kto się nie wmyślił w to, że demokracja jest także państwem i że przeto demokracja również zniknie, kiedy zniknie państwo. Państwo burżuazyjne może być zniesione tylko przez rewolucję. Państwo wogóle, t. j. najpełniejsza demokracja może tylko „obumierać“.
Po czwarte. Postawiwszy swą sławną tezę: „państwo obumiera“, Engels zaraz konkretnie wyjaśnia, że skierowaną jest ona i przeciw oportunistom i przeciw anarchistom. Na pierwszym miejscu przytem Engels postawił ten wniosek z tezy o „obumieraniu państwa“, który skierowany jest przeciw oportunistom.
Można być pewnym, że z dziesięciu tysięcy ludzi, którzy czytali lub słyszeli o „obumieraniu“ państwa, 9990 zupełnie nie wie lub nie pamięta, iż Engels skierowywał swoje wnioski z tego założenia nie tylko przeciw anarchistom. A z pozostałych 10-ciu napewno 9 nie zdaje sobie sprawy, czem jest „wolne narodowe państwo“ i dlaczego w krytyce tego hasła zawiera się atak na oportunistów. Tak to pisze się historja!
Tak się odbywa niedostrzegalne podrabianie wielkiej rewolucyjnej doktryny dostrojone do panującej opinji! Argument przeciw anarchistom po tysiąc razy się powtarzał, trywjalizował, wbijał się w głowy w sposób najbardziej uproszczony, zyskując trwałość przesądu. Natomiast argument przeciw oportunistom został zatuszowany i „zapomniany“!
„Wolne narodowe państwo“ było programowym żądaniem i popularnym hasłem niemieckich socjaldemokratów lat 70-tych. Żadnej treści politycznej oprócz po mieszczańsku napuszonego określenia pojęcia demokracji w tym haśle niema. O ile w nim legalnie można było wypowiedzieć aluzję do republiki demokratycznej, o tyle Engels decydował się chwilowo usprawiedliwić to hasło z punktu agitacyjnego. Ale hasło to było oportunistyczne, ponieważ wyrażało nietylko upiększanie demokracji burżuazyjnej, lecz i niepojmowanie krytyki socjalistycznej każdego państwa wogóle. Jesteśmy za republiką demokratyczną, jako za najlepszą dla proletarjatu formą państwa w ustroju kapitalistycznym, lecz nie mamy prawa zapominać, że najemne niewolnictwo jest przeznaczeniem ludu i w najdemokratyczniejszej republice burżuazyjnej. A dalej. Każde państwo stanowi „osobną siłę dla uciemiężenia“ uciskanej klasy. Dlatego każde państwo nie jest wolne i nie jest ludowe. Marks i Engels nieraz wyjaśniali to swoim partyjnym towarzyszom w 70-tych latach.
Po piąte. W tymże samym utworze Engelsa, z którego wszyscy pamiętają rozważania o „obumieraniu“ państwa znajduje się rozprawa o znaczeniu gwałtownej rewolucji. Ocena historyczna jej roli zmienia się u Engelsa w prawdziwy panegiryk rewolucji gwałtownej. O tem nikt „nie pamięta“, o znaczeniu tej idei mówić a nawet myśleć we współczesnych socjalistycznych partjach nie jest przyjęte, w codziennej propagandzie i agitacji wśród mas myśli te nie grają żadnej roli. A jednak są one związane z „obumieraniem“ państwa nierozerwalnie w jedną harmonijną całość.
Oto rozumowanie Engelsa:
„Że przemoc odgrywa również w historji inną rolę (oprócz demona złego), mianowicie rolę rewolucyjną, że ona, podług Marksa, zjawia się, jako akuszerka każdego starego społeczeństwa, brzemiennego nowym porządkiem, że przemoc okazuje się narzędziem, za pomocą którego ruch społeczny toruje sobie drogę i łamie skamieniałe, obumarłe formy polityczne, — o tem wszystkiem ani słowa u p. Düringa. Tylko z westchnieniami i jękiem dopuszcza on możliwość tego, że dla obalenia eksploatatorskiej gospodarki użytą będzie przemoc — niestety! Albowiem każde zastosowanie przemocy jakoby demoralizuje tego, kto jej używa. I to się mówi nie bacząc na ten wysoki moralny i ideowy polot, który bywa udziałem każdej zwycięskiej rewolucji! I to się mówi w Niemczech, gdzie starcie gwałtowne, do którego wszak może być zmuszony naród, miałoby przynajmniej tę dodatnią stronę, że wytrzebiłoby tego ducha służalczego, który przenikł do świadomości narodowej z poniżenia 30-letniej wojny. I to mętne, starcze, bezsilne księże myślenie ośmiela się ofiarować najwięcej rewolucyjnej partji, jaką tylko znają dzieje?“
W jakiż więc sposób można łączyć w jednej doktrynie ten panegiryk rewolucji gwałtownej, uporczywie rekomendowany przez Engelsa niemieckim socjaldemokratom z 1878 do 1894 r., t. j. do samej jego śmierci, z teorją „obumierania“ państwa?
Zwykle łączą to i drugie za pomocą eklektyzmu bezideowego lub sofistycznego wysnuwania dowolnego (lub dla przypodobania się władzy) bądź jednego bądź drugiego rozumowania, przyczem w 99 wypadkach na 100 wysuwa się na plan pierwszy właśnie „obumieranie“. Djalektykę zastępuje elektyzm: jest to najzwyklejsze, najwięcej rozpowszechnione zjawisko w oficjalnej socjaldemokratycznej literaturze dni naszych odnośnie do marksizmu.
Nie jest taka zamiana nowością, można ją zauważyć nawet w historji klasycznej filozofji greckiej. Przez fałszowanie marksizmu w duchu oportunizmu, djalektyki przez eklektyzm najłatwiej daje się oszukać masy, czyniąc przytem pozornie zadość potrzebie uwzględnienia wszystkich stron procesu, wszystkich tendencji rozwoju, wszystkich sprzecznych wpływów i t. p., w istocie zaś rzeczy nie daje to żadnego pełnego i rewolucyjnego ujęcia procesu rozwoju społecznego.
Mówiliśmy już wyżej i szczegółowo do tego wrócimy, że nauka Marksa i Engelsa o uniknąć się nie dającej gwałtownej rewolucji odnosi się do państwa burżuazyjnego. Nie może być ono zastąpione przez państwo proletarjackie (dyktaturę proletarjatu) na drodze „obumierania“, lecz z reguły tylko przez gwałtowną rewolucję.
Panegiryk, wyśpiewany jej przez Engelsa i najzupełniej odpowiadający wielokrotnym oświadczeniom Marksa (wspomnijmy końcowe ustępy „Nędzy Filozofji“ i „Manifestu Kom.“ z dumnym i szczerym oświadczeniem o konieczności gwałtownej rewolucji; wspomnijmy krytykę programu gotskiego 1875 r. w 30 lat prawie potem, gdzie Marks niemiłosiernie biczuje oportunizm tego programu) — panegiryk ten to zgoła nie „uniesienie“, nie deklamacja, nie wybryk polemiczny. Niezbędność systematycznego wychowania mas właśnie w takim poglądzie na rewolucję leży u podstaw całokształtu nauki Marksa i Engelsa. Sprzeniewierzenie się ich nauce przez panujący obecnie socjal-szowinizm, „kautskianism” ze szczególną plastyką wyraża się w zapoznaniu takiej właśnie propagandy, takiej agitacji.
Zastąpienie państwa burżuazyjnego przez proletarjackie jest niemożliwe bez gwałtownej rewolucji.
Zniknięcie państwa proletariackiego, to znaczy zniknięcie państwa wogóle jest niemożliwe, jak tylko drogą „obumierania”.
Szczegółowe i konkretne rozwinięcie tych poglądów Marks i Engels dawali przy badaniu każdej rewolucyjnej sytuacji, analizując doświadczenia każdej rewolucji z osobna. Do tej, bezwarunkowo najważniejszej części ich przechodzimy.
Pierwsze utwory dojrzałego Marksizmu „Nędza Filozofji“ i „Manifest Komunistyczny“ należą do czasów z przededniu rewolucji 1848 roku. Skutkiem tego, obok wykładu ogólnych podstaw marksizmu posiadamy tutaj do pewnego stopnia odbicie tamtoczesnej sytuacji rewolucyjnej, i dlatego wskazanem będzie rozpatrzeć to, co mówią autorowie tych utworów o państwie, bezpośrednio przed ich wnioskami z doświadczeń 1848 — 1851 lat.
...„Klasa robocza — pisze Marks w „Nędzy Filozofji“ — postawi w swym rozwoju w miejsce starego społeczeństwa burżuazyjnego taką asocjację, która wyklucza klasy społeczne i ich przeciwieństwa; nie będzie już żadnej właściwie władzy politycznej, bo właściwie władza polityczna jest to oficjalne wyrażenie przeciwieństw klasowych wewnątrz państwa burżuazyjnego“ (str. 182 wyd. niem. 1885 r.)
Jest rzeczą pouczającą zestawić z tym ogólnym wykładem myśli o zniknięciu państwa, po zniesieniu klas ten pogląd, który został opublikowany kilka miesięcy później przez Marksa i Engelsa w listopadzie 1847 r. — w „Manifeście Komunistycznym“.
...„Opisując najogólniejsze fazy rozwoju proletarjatu, śledziliśmy mniej lub więcej zamaskowaną wojnę domową wewnątrz istniejącego społeczeństwa, aż do tego momentu, kiedy ona przeobraża się w jawną rewolucję, i proletarjat opiera swe panowanie na gwałtownym obaleniu burżuazji...“
...„Widzieliśmy już wyżej, że pierwszym krokiem ku rewolucji robotniczej jest przemiana (dosłownie: wzniesienie się) (proletarjatu na klasę panującą, zdobycie przez nią demokracji“. Proletarjat wykorzysta swoje panowanie polityczne, aby stopniowo odebrać burżuazji cały kapitał, scentralizować wszystkie narzędzia produkcji w rękach państwa, t. j. zorganizowanego, jako klasa panująca, proletarjatu i możliwie szybko powiększyć ilość sił wytwórczych“ (str. 31 i 37 w 7-em wyd. 1906 r.).
Widzimy tu sformułowanie jednej z najważniejszych i najznakomitszych idei marksizmu w zagadnieniu o państwie, mianowicie idei „dyktatury proletarjatu“ (Marks i Engels zaczęli używać tego wyrażenia po Komunie paryskiej), następnie w najwyższym stopniu jest interesującą definicja państwa, należąca rówmież do „słów zapomnianych“ marksizmu. Państwo jest to zorganizowany w klasę panującą proletarjat“.
Ta definicja państwa nietylko że nigdy nie była wyjaśnianą w obecnej propagandzie i agitacyjnej literaturze oficjalnych socjal-demokratycznych partji, lecz była naumyślnie zapomnianą, ponieważ ona zupełnie nie godzi się z reformizmem, policzkuje przesądy oportunistyczne i złudzenia mieszczaństwa o „pokojowym rozwoju demokracji“.
Proletarjatowi potrzebne jest państwo — to powtarzają wszyscy oportuniści, socjal-szowiniści i adherenci Kautsky‘ego, zapewniając, że tak uczy Marks, „zapominają“ jednak dodać, że, według Marksa, proletarjatowi potrzebne jest tylko obumierające państwo, to jest tak urządzone, aby ono niezwłocznie zaczęło obumierać i nie mogło nie obumierać. A powtóre, klasie pracującej potrzebne jest „państwo“ — „zorganizowany w klasę panującą proletarjat“.
Państwo jest to specjalna organizacja siły organizacja przemocy dla zgniecenia jakiejś klasy. Jakąż to klasę mia zgnieść proletarjat? Oczywiście tylko klasę eksploatującą, t. j. burżuazję. Pracującym potrzebne jest państwo tylko dla zgniecenia oparu eksploatatorów, kierować zaś tym, urzeczywistnić to jest w stanie tylko proletarjat, jako jedyna do ostatka klasa rewolucyjna, jedyna klasa, zdolna zjednoczyć wszystkich pracujących i wyzyskiwanych do walki przeciw burżuazji aż do zupełnego zniesienia jej.
Klasom wyzyskującym potrzebne jest polityczne panowanie w interesie egoistycznym nieznacznej mniejszości, wyzyskującej olbrzymią większość narodu. Klasom wyzyskiwanym potrzebne jest polityczne panowanie w widokach zupełnego zniesienia wyzysku, t. j. w interesie olbrzymiej większości narodu przeciw znikomej mniejszości współczesnych właścicieli niewolników — obszarników i kapitalistów.
Drobnomieszczańscy demokraci, ci jakoby socjaliści, zastępujący walkę klasową przez marzenia o zgodzie klas, wyobrażali sobie przewrót socjalistyczny w sposób fantastyczny, nie pod postacią zniesienia klasy wyzyskującej, lecz w formie poddania się mniejszości uświadomionej większości. Ta drobnomieszczańska utopja, nierozerwalnie związana z uznaniem ponad-klasowego państwa prowadziła w praktyce do zdrady interesów klas pracujących, jak to pokazała naprz. historja francuskich rewolucji 1848 i 1871 lat, jak tego dowiódł udział socjalistów w burżuazyjnych ministerjach w Anglji, Francji, we Włoszech i innych krajach w końcu zeszłego wieku i na początku tego.
Marks całe życie walczył z tym drobnomieszczańskim socjalizmem, obecnie odrodzonym w Rosji przez partje eserów i mieńszewików. Marks przeprowadził naukę o walce klasowej konsekwentnie aż do nauki o władzy politycznej, o państwie.
Obalenie panowania burżuazji jest możliwe tylko przez proletariat, jako osobną klasę, której ekonomiczne warunki istnienia przygotowują ją do takiego aktu, dają jej możliwość i siłę dokonania tego. W tym czasie, kiedy burżuazja rozdrabnia i proszkuje chłopstwo i wszystkie drobnomieszczańskie warstwy, on jednoczy, zespala, organizuje proletarjat. Tylko proletarjat, — na mocy jego roli ekonomicznej w wielkiej produkcji, — zdolny jest być wodzem całej pracującej i wyzyskiwanej masy, którą burżuazja wyzyskuje, uciska, dusi często nie mniej a jeszcze silniej, niż proletarjat, lecz która nie jest zdolną do samodzielnej walki o swoje oswobodzenie.
Nauka o walce klasowej, zastosowana przez Marksa do kwestji o państwie i o rewolucji socjalistycznej, nieuniknienie prowadzi do uznania politycznego panowania proletarjatu, jego dyktatury, t. j. władzy, której z nikim nie podzieli, władzy opartej bezpośrednio na zbrojnej sile mas. Obalenie burżuazji może być urzeczywistnione tylko przez przeobrażenie proletariatu w klasę panującą, zdolną pokonać nieunikniony, rozpaczliwy opór burżuazji, oraz zorganizować, dla nowych norm gospodarczych, wszystkich pracujących i wyzyskiwanych.
Proletarjatowi niezbędną jest władza państwowa, scentralizowana organizacja siły, organizacja przemocy i w celu złamania oporu eksploatatorów i dla kierowania olbrzymią masą ludności, chłopstwem, drobną burżuazją, pół-proletarjuszami w sprawie zaprowadzenia gospodarki socjalistycznej.
Wychowując partję robotniczą, marksizm wychowuje awangardę proletarjatu, zdolną ująć władzę i prowadzić cały naród do socjalizmu, organizować nowy ustrój, kierować nim, być nauczycielem, kierownikiem, wodzem wszystkich pracujących i wyzyskiwanych w sprawie urządzenia swego życia społecznego bez burżuazji i przeciw burżuazji. Przeciwnie, rozpowszechniony obecnie oportunizm wychowuje w robotniczej partji odrywających się od masy przedstawicieli lepiej opłacanych robotników, „urządzających się“ jako tako w ustroju kapitalistycznym, sprzedających za miskę soczewicy swoje prawo pierworodztwa, t. j. wyrzekających się roli wodzów rewolucyjnych narodu przeciw burżuazji.
Atoli jeżeli proletariatowi jest potrzebne państwo, jako osobna organizacja przemocy przeciw burżuazji, to sam przez się naprasza się wniosek, czy jest do pomyślenia stworzenie takiej organizacji bez uprzedniego zniesienia, zburzenia tej maszyny państwowej, którą sobie zbudowała burżuazja? Do wniosku tego w całości dochodzi „Manifest Komunistyczny“ i o nim mówi Marks, streszczając doświadczenie rewolucji 1848 — 1851 lat.
W interesującym nas zagadnieniu o państwie Marks reasumuje wyniki rewolucji 1848 — 1851 lat w następującym rozumowaniu w dziełku „18 Brumaira Ludwika Napoleona“.
...„Lecz rewolucja odbywa się gruntownie. Jeszcze znajduje się w przejściu przez czyściec. Spełnia też swe dzieło metodycznie. Do 2 grudnia 1851 (data przewrotu państwowego Ludwika Bonaparte) ukończyła połowę swej przygotowawczej pracy, teraz kończy drugą połowę. Z początku doprowadza do doskonałości władzę parlamentarną, aby móc ją obalić. Teraz, kiedy to osiągnęła, doprowadzi do doskonałości władzę wykonawczą, sprowadza ją do najczystszego wyrazu, izoluje ją, przeciwstawia ją sobie, jak jedyny wyrzut, w celu skoncentrowania przeciw niej wszystkich sił burzących. I kiedy rewolucja ukończy tę drugą połowę swej przygotowawczej pracy, wtedy Europa podnosząc się ze swego miejsca powie tryumfująco: dobrze ryjesz ziemię, stary krecie!“
„Ta władza wykonawcza, z jej olbrzymią biurokratyczną i wojenną organizacją, z jej wielce złożoną i kunsztowną państwową maszyną, z tym wojskiem urzędników o pół miljonie ludzi, razem z armją również półmiljonową, ten potworny organizm-pasożyt, oplątujący niby siecią całe ciało społeczeństwa francuskiego, wciskający się we wszystkie jego pory, powstał w epoce despotycznej monarchji w czasie upadku feudalizmu, upadku, który ten organizm przyśpieszał. Pierwsza rewolucja francuska rozwinęła centralizację, rozszerzając jednocześnie objętość, zakres działania i liczbę pomocników władzy państwowej. Napoleon uwieńczył tę maszynę państwową. Monarchje Bourbonów i lipcowa nie dodały nic do tego oprócz większego podziału pracy...
Nakoniec republika parlamentarna okazała się, w swej walce przeciw rewolucji, zmuszoną powiększyć, razem ze środkami represji, środki i centralizację władzy państwowej. Wszystkie przewroty udoskonaliły tę maszynę zamiast ją złamać. Partje, zastępujące jedna drugą, walczyły o panowanie i uważały pochwycenie tego olbrzymiego państwowego gmachu za główną swą zdobycz przy swym zwycięstwie“.
W tym znakomitym rozumowaniu marksizm czyni krok wielki naprzód w porównaniu do „Manifestu Kom.“ Tam zagadnienie o państwie postawione było jeszcze nader abstrakcyjnie, w najogólniejszych pojęciach i wyrażeniach. Tutaj kwestja postawioną jest konkretnie i wniosek zrobiony jest nadzwyczaj ścisły, określany, praktycznie-dotykalny: wszystkie poprzednie rewolucje udoskonalały maszynę państwową, a ją trzeba rozbić i zburzyć.
Ten to wniosek jest rzeczą główną, zasadniczą w nauce marksizmu o państwie. I wniosek ten zasadniczy jest nietylko zupełnie zapomniany przez panujące oficjalne soc.-dem. partje, ale poprostu wywrócony (jak to zobaczymy niżej) przez K. Kautsky‘ego, znanego teoretyka II Międzynarodówki.
W „Manifeście Komunistycznym“ wyprowadzone są ogólne wyniki historji, zmuszające do uważania państwa za organ klasowego panowania i prowadzące do nieuniknionego wniosku, że proletarjat nie może obalić burżuazji, jeżeli nie zdobędzie z początku władzy politycznej, nie zapanuje politycznie, nie przekształci państwa w „organizowany, jako klasa panująca, prioletarjat“, i że to proletarjackie państwo zaraz po swym zwycięstwie, obumierać zaranie, albowiem w społeczeństwie bez klasowych przeciwieństw państwo jest niepotrzebne i zbyteczne. Tutaj nie poruszoną jest kwestja, jakąż winna być — z punktu widzenia rozwoju historycznego — ta zmiana burżuazyjnego państwa przez proletarjackie.
Taką mianowicie kwestję stawia Marks i rozstrzyga ją w 1852 roku. Wierny swej filozofji djalektycznego materjalizmu, Marks za podstawę bierze doświadczenie historyczne wielkich lat rewolucji 1848 — 1851. I tutaj, jak wszędzie u Marksa, oświetlone to jest przez głęboki filozoficzny światopogląd i bogaty zasób wiedzy historycznej reasumujący doświadczenia dziejowe.
Zagadnienie o państwie postawione jest konkretnie: jak historycznie powstało państwo burżuazyjne, niezbędna dla panowania burżuazji maszyna państwowa? Jakim ulegała zmianom w swej ewolucji wobec rewolucji burżuazyjnych i wobec samodzielnych wystąpień klas uciśnionych? Jakie to są zadania proletarjatu w stosunku do tej maszyny państwowej?
Scentralizowana władza państwowa, właściwa społeczeństwu burżuazyjnemu, powstała w epoce upadku absolutyzmu. Dwie instytucje najwięcej charakteryzują tę maszynę państwową: biurokracja i stała armja. O tem, w jaki sposób tysiące nici wiąże te instytucje właśnie z burżuazją, nieraz się mówi w dziełach Marksa i Engelsa. Doświadczenie każdego robotnika unaocznia ten związek z nadzwy czajną wyrazistością i przekonywująco. Klasa robotnika na skórze swej uczy się rozpoznawać ten związek, — oto czemu ona tak łatwo przejmuje i tak mocno przyswaja sobie naukę o konieczności tego związku, — naukę, którą drobnomieszczańscy demokraci bądź lekkomyślnie i prostacko negują, bądź jeszcze lekkomyślniej przyznają „wogóle“, zapominając o odpowiednich praktycznych wnioskach.
Biurokracja i armja stała, to „pasożyt“ na ciele burżuazyjnego społeczeństwa, pasożyt, zrodzony przez wewnętrzne przeciwieństwa, które to społeczeństwo rozdzierają, no właśnie pasożyt, tkwiący w porach życiowych. Panujący teraz w oficjalnej socjal-demokracji oportunizm Kautsky‘ego uważa pogląd ma państwo, jako ma pasożytniczy organizm, za specjalną i wyłączną właściwość anarchizmu. Rzecz naturalna, że wywrócenie marksizmu nadzwyczaj podoba się tym mieszczanom, którzy doprowadzili socjalizm do niesłychanej hańby usprawiedliwiania i upiększania wojny imperjalistycznej, drogą stosowania pojęć „obrony ojczyzny“, — wszystko to jest — właściwie bezwarunkowym skażeniem.
Po przez wszystkie burżuazyjne rewolucje, których tyle widziała Europa od czasów upadku feudalizmu, idzie rozwój, udoskonalenie, umodnienie tego urzędniczego i, wojennego aparatu. Szczególniej drobnomieszczaństwo przechodzi na stromę wielkiej burżuazji i podlega jej w znacznym stopniu, przy pomocy tego aparatu, który daje zwierzchnim warstwom chłopstwa, rzemieślników, handlujących i t.d. względnie wygodne, spokojne i zaszczytne posadki, stawiające ich posiadaczy ponad narodem.
Zauważcie to, co się stało w Rosji w pół roku po 27 lutego 1917 r.: posady urzędnicze, które przedtem oddawane były przeważnie czarnej sotni, stały się przedmiotem zdobyczy kadetów, mieńszewików i eserów. O żadnych poważnych reformach, w rzeczy samej, nie myślano, starając się ich odłożyć do „Konstytuanty“, a „Konstytuantę“ odciągnąć powoli do końca wojny! Z podziałem wszakże zdobyczy, z zajęciem posad ministrów, wice-ministirów, jenerał-gubernatorów i t. d. i t. d. nie zwlekali, i żadnej Konstytuanty nie oczekiwali! Gra co do kombinacji składu rządu była, w rzeczywistości, tylko wyrazem tego podziału „zdobyczy“, idącego od góry i od dołu, w kraju całym, w całym centralnym i lokalnym zarządach. Rezultat, objektywnie wzięty w ciągu pół roku 27 lutego — 27 sierpnia 1917 r. niewątpliwy: reformy odłożone, podział posad zrobiony i „błędy“ podziału poprawione przez kilka innych podziałów.
Lecz im więcej następuje „podziałów“ urzędniczego aparatu między różnemi burżuazyjnemi i drobnomieszczańskiemi partjami (między kadetami, eserami, mieńszewikami — na rosyjskim gruncie), tem jaśniej staje się klasom uciśnionym z proletarjatem na czele ich nieprzejednana wrogość do całego społeczeństwa burżuazyjnego. Stąd wynika niezbędność dla wszystkich burżuazyjnych partji, nawet dla najdemokratyczniejszych i „rewolucyjnie-demokratycznych“, powiększać represje przeciw rewolucyjnemu praletarjatowi, umocniać aparat represji, t. j. tę-że państwową maszynę. Taki bieg wypadków zmusza rewolucję „koncentrować wszystkie siły burzące“ przeciw władzy państwowej, zmusza do uznania za, zadanie nie poprawianie maszyny państwowej, lecz jej zburzenie, zniweczenie.
Nie rozumowania logiczne, a rzeczywisty rozwój wypadków, żywe doświadczenie 1848 — 1851 lat doprowadziły do tak postawionej kwestji. Do jakiego stopnia Marks trzyma się mocno faktycznego gruntu historycznego doświadczenia, to widać z tego, że w 1852 r. nie stawiał on jeszcze konkretnego pytania, przez co zastąpić tę podlegającą zniszczeniu maszynę państwową. Doświadczenie nie dawało jeszcze wtedy materjału dla takiej kwestji, wysuniętej przez historję na porządek dzienny później, w 1871 r. W 1852 r. ze ścisłością przyrodniczo-historycznej obserwacji można było tylko konstatować, że rewolucja proletarjacka zbliżyła się do zadania „zogniskowania wszystkich sił burzenia“ przeciw władzy państwowej, do zadania „złamania“ maszyny państwowej.
Tu może powstać wątpliwość, czy prawomocnym jest uogólnienie doświadczenia, obserwacji i wnioskowania Marksa, przeniesienie ich na teren szerszy, aniżeli historja Francji w ciągu 3 lat, 1848 — 1851? Dla rozważenia tego pytania przypominamy z początku jedną uwagę Engelsa, a następnie przejdziemy do danych faktycznych.
...„Francja, — pisał Engels w przedmowie do 3 wydania „18 Brumaira“, — Francja jest to kraj, w którym historyczna walka klas dochodziła za każdym razem więcej, niż gdzieindziej, do swego decydującego końca. We Francji w najostrzejszych zarysach wykuwane były te zmienne formy polityczne, wewnątrz których poruszała się ta walka klasowa i w których znajdowały swój wyraz jej wyniki. Środowisko feudalizmu w wiekach średnich, typowy kraj jednolitej stanowej monarchji z czasów Renesansu, Francja rozgromiła w czasie wielkiej rewolucji feudalizm i ugruntowała czyste panowanie burżuazji z taką klasyczną jasnością, jak żaden europejski kraj. I walka podnoszącego głowę proletarjatu przeciw panującej burżuazji występuje tu w tak ostrej formie, jaka jest nieznaną w innych krajach“.
Ostatnia uwaga jest przestarzałą, o ile w 1871 r. nastąpiła przerwa w walce rewolucyjnej francuskiego proletarjatu, chociaż ta przerwa, bez względu na długość jej trwania, nie wyklucza zgoła możliwości, że w przyszłej proletariackiej rewolucji Francja okaże się do końca krajem klasycznym walki klas.
Rzućmy ogólny pogląd na historję przodujących krajów w końcu 19 i początku 20 w. Widzimy, że wolniej, różnostronniej, na daleko szerszej arenie, odbywał się ten sam proces, z jednej strony, tworzenia się „władzy parlamentarnej“, zarówno w republikańskich krajach (Ameryka, Szwajcarja) jak i w monarchicznych (Anglja, Niemcy do pewnego stopnia, Włochy, Skandynawja i t. d.), — z drugiej strony, walki o władzę różnych burżuazyjnych i drobnomieszczańskich partji, dzielących między sobą „zdobycz“ posadek urzędniczych przy niezmienności podstaw ustroju burżuazyjnego, — wreszcie, udoskonalenia i umocnaenia „wykonawczej władzy“, jej urzędniczego i wojennego aparatu.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że to są ogólne rysy całej nowszej ewolucji państw kapitalistycznych. W ciągu 3 lat, 1848 — 1851 Francja w bystrej, ostrej, skoncentrowanej formie pokazała te samo procesy rozwoju, które są właściwemi całemu kapitalistycznemu światu.
W szczególności imperjalizm, epoka bankowego kapitału, epoka gigantycznych kapitalistycznych monopolów, epoka przerastania monopolistycznego kapitalizmu w państwowo-monopolistyczny kapitalizm, ujawnia niebywałe spotęgowanie „maszyny państwowej“, niesłychany wzrost jej urzędniczego i wojennego aparatu w związku z powiększaniem represji przeciw proletarjatowi zarówno w monarchicznych, jak i w „wolnych“, republikańskich krajach.
Historja świata prowadzi obecnie, niewątpliwie, w nieporównanie więcej szerokim zakresie, aniżeli w 1852 r., do „koncentracji wszystkich sił“ rewolucji proletarjackiej na zburzenie maszyny państwowej.
Czym ją zastąpi proletarjat, tego najwięcej pouczający materjał dostarczyła Komuna Paryska.
Jest rzeczą wiadomą, że na kilka miesięcy przed wybuchem. Komuny, w jesieni 1870 r. Marks ostrzegał robotników paryskich, udawadniając, że próba obalenia rządu byłaby. głupstwem rozpaczy. Lecz kiedy w marcu 1871 r. robotnikom narzucono walkę decydującą i oni ją przyjęli, kiedy powstanie stało się faktem, Marks z największym entuzjazmem witał proletarjacką rewolucję, nie bacząc na złe wróżby. Marks nie upierał się przy potępieniu pedantycznym „niewczesnego“ ruchu, jak smutnie — znakomity renegat marksizmu Plechanow, który w listopadzie 1905 r. pisał w duchu zachęcającym do walki robotników i chłopów, a po miesiącu, w grudniu 1905 r. liberalnie krzyczał: „nie trzeba było zbrojnie występować“.
Marks jednak nietylko zachwycał się bohaterstwem „szturmujących niebo“, podług jego wyrażenia, komunardów. W masowym ruchu rewolucyjnym, który nie dopiął celu, widział on wielkiej wagi doświadczenie dziejowe, krok pewien naprzód w kierunku światowej rewolucji proletarjackiej, krok praktyczny, więcej posiadający znaczenia, niż setki programów i rozpraw.
Zanalizować to doświadczenie, wyciągnąć z niego nauki taktyczne, na zasadzie jego rozpatrzyć ponownie całą swą teorję — oto jak postawił swe zadanie Marks.
Jedyna „poprawka“, którą uważał Marks za konieczną do wprowadzania w „Manifeście Komunistycznym“, była przezeń zrobioną na podstawie rewolucyjnego doświadczenia paryskich komunistów.
Ostatni wstęp do nowego niemieckiego wydania „Manifestu“, podpisany przez obu jego autorów, datowany jest 24 czerwca 1872 r. W tym wstępie autorowie, Karol Marks i Fryderyk Engels, mówią, że program „Manifestu Komunistycznego“ „teraz częściowo zestarzał się“.
...„Osobliwie — kontynuują oni — Komuna dowiodła, że „klasa robotnicza nie jest w możności po prostu opanować gotową maszynę państwową i uruchomić ją dla swych własnych celów...“
Umieszczone w powtórnym cudzysłowie wyrazy tej cytaty zapożyczone są przez ich autorów z utworu Marksa: „Wojna domowa we Francji“.
A więc, za jedną z zasadniczych i głównych lekcji Komuny Paryskiej Marks i Engels uważali za posiadającą tak kolosalną wagę, że wprowadzili ją, jak istotną poprawkę do „Manifestu Komunistycznego“.
Rzecz nader charakterystyczna, że właśnie ta istotna poprawka została przez oportunistów skażoną, i sens jej napewno nie jest znany dziewięciu dziesiątym, jeżeli nie dziewiędziesięciu dziewięciu setnym czytelników „Manifestu Komunistycznego“. Szczegółowo o tem skażeniu powiemy niżej, w rozdziale specjalnie poświęconym skażeniom. Tymczasem będzie wystarczającem zaznaczenie, że zwykłe, wulgarne „pojmowanie“ przytoczonego przez nas znakomitego wyrażenia Marksa polega na tem, jakoby Marks podkreślał ideę stopniowego rozwoju w przeciwieństwie do opanowania rządu i temu podobne.
A w rzeczywistości rzecz się ma zupełnie przeciwnie, Myśl Marksa zawiera się w tem, że klasa robotnicza winna rozbić, rozwalić „daną maszynę państwową“, a nie ograniczać się przez proste jej opanowanie. 12 kwietnia 1871 r., a więc podczas Komuny Marks pisał do Kugelmana:
...„Jeżeli zajrzysz do ostatniego rozdziału mego „18 Brumaire‘a“, to się przekonasz, że za następną próbę rewolucji francuskiej uważam: nie przekazywanie z jednych do drugich rąk biurokratyczno-wojennej maszyny, jak to bywało dotąd, lecz rozbicie jej (podkreślenie Marksa; w oryginale napisane jest: zerbrechen) i takim mianowicie jest przedwstępny warunek każdej rzeczywiście ludowej rewolucji na kontynencie. Na tem właśnie polega próba naszych bohaterskich towarzyszy paryskich“ (str. 109 w „Neue Zeit“, XXI rok 1901 — 2).
W tych słowach „rozbić wojenno-biurokratyczną maszynę państwową“ zawiera się, zwięźle wyrażona, główna lekcja marksizmu w sprawie o zadaniach proletarjatu podczas rewolucji odnośnie do państwa. I właśnie ta lekcja nie tylko została zapomnianą, lecz poprostu odrzuconą przez panujące kautskjanistyczne komentowanie marksizmu!
Co się tyczy powołania się Marksa na „18 Brumaire‘a“, tośmy odpowiedni ustęp przytoczyli w całości.
Jest rzeczą interesującą zaznaczyć dwa punkty w przytoczonym rozumowaniu Marksa. Popierwsze, ogranicza on swój wniosek do kontynentu. To było zrozumiałe w 1871 r., kiedy Anglja była jeszcze wzorem kraju czysto kapitalistycznego, lecz bez militaryzmu i w znacznym stopniu bez biurokracji. Dlatego Marks wyłączył Anglję, gdzie rewolucja i to nawet ludowa rewolucja wydawała się wtedy możliwą i była nią istotnie bez przedwstępnego warunku zburzenia „gotowej maszyny państwowej“.
Obecnie, w 1918 r., w epoce (pierwszej wielkiej imperialistycznej wojny, to zastrzeżenie Marksa odpada, i Anglja i Ameryka, największe i ostatnie w całym świecie przedstawicielki, anglosaskiej „wolności“ w sensie braku militaryzmu i biurokracji, stoczyły się całkowicie do ogólno-europejskiego brudnego, krwawego błota biurokratyczno-wojennych urządzeń, wszystko sobie podporządkowujących i wszystko sobą przygniatających. Teraz i w Anglji i w Ameryce „przedwstępnym warunkiem każdej rzeczywiście ludowej rewolucji“ jest złamanie, zburzenie „gotowej“ (przygotowanej tam w 1914—17 latach na modlę doskonałego „europejskiego ogólno-imperialistycznego wzoru) „maszyny państwowej“.
Po wtóre, na szczególniejszą uwagę zasługuje to nad wyraz głębokie spostrzeżenie Marksa, że zburzenie biurokratyczno-wojennej maszyny państwowej stanowi „przedwstępny warunek, każdej rzeczywiście ludowej rewolucji“. To pojęcie „ludowej“ rewolucji wydaje się dziwnym w ustach Marksa, i rosyjscy plechanowcy i mienszewicy, ci następcy Struwego, pragnący uchodzić za marksistów, mogliby dajmy na to, uznać takie wyrażenie u Marksa za „omyłkę“. Oni sprowadzili marksizm do takiego marnego liberalnego skażenia, że oprócz przeciwstawienia burżuazyjnej i proletarjackiej rewolucji dla nich nic nie istnieje, ale i to przeciwstawienie pojmują oni w sposób zupełnie nieżywotny, martwy.
Jeżeli naprz. wziąć rewolucje XX-go wieku, to i portugalską i turecką należy uznać za burżuazyjne. Lecz „ludową“ ani jedna, ani druga nie były, ponieważ masa ludowa, olbrzymia jej większość aktywnie, samodzielnie ze swemi ekonomicznemi i politycznemi żądaniami w obu tych rewolucjach dostrzegalnie nie wystąpiły. Przeciwnie, rosyjska burżuazyjna rewolucja 1905—7 lat, jakkolwiek w niej nie było takich „świetnych“ powodzeń, jakie były udziałem portugalskiej i tureckiej, jednak niewątpliwie była „rzeczywiście ludową“, rewolucją, ponieważ masa ludowa, większość ludu najgłębsze „niziny“ społeczne, gnębione przez ucisk i wyzysk, samodzielnie powstały, wycisnęły na całym biegu rewolucji; piętno swoich żądań, swoich prób urządzenia po swojemu nowego społeczeństwa, na miejsce burzonego starego.
W Europie 1871 r. na kontynencie w żadnym kraju proletarjat nie stanowił większości narodu. „Ludowa“ rewolucja, wciągając do ruchu rzeczywistą większość, wtedy tylko mogłaby zostać taką, o ile by objęła i proletarjat i chłopstwo. Obie te klasy i stanowiły wtedy „lud“. Obie klasy zjednoczone są przez to, że „biurokratyczno-wojenna państwowa maszyna“ uciska, dusi, wyzyskuje je.
Rozwalić tę maszynę, zburzyć ją — takim jest rzeczywisty interes „narodu“, jego większości, robotników i większości chłopów, takim jest „przedwstępny warunek“ wolnego związku uboższego chłopstwa z proletarjatem, a bez takiego związku jest nietrwałą demokracja i niemożliwe socjalistyczne przeobrażenie.
Do takiego związku torowała sobie, jak wiadomo, drogę Komuna paryska, nie osiągnąwszy celu z powodów o charakterze wewnętrznym i zewnętrznym.
A więc, mówiąc o „rzeczywiście ludowej rewolucji“, Marks, bynajmniej nie zapominając o właściwościach drobnomieszczaństwa (o czem mówił wiele i często), najściślej liczył się z faktycznymi stosunkami wzajemnemi klas w większości kontynentalnych państw Europy w 1871 r. Z drugiej zaś strony on konstatował, że „zburzenie“ maszyny państwowej wymagane jest przez interesy i robotników i chłopów, łączy ich, stawi przed nimi wspólne zadanie usunięcia „pasożyta“ i zastąpienia go przez coś nowego.
Przez cóż mianowicie?
Na pytanie to, w 1847 r. w „Manifeście Komunistycznym“ Marks dał jeszcze zupełnie abstrakcyjną odpowiedź, wskazującą raczej zadania, lecz nie metody ich rozwiązania.
„Przez zastąpienie klasy panującej przez organizację proletariatu“, „przez zawojowanie demokracji“ — taką była odpowiedź „Manifestu Komunistycznego“.
Unikając utopji, Marks z doświadczeń ruchu masowego oczekiwał odpowiedzi na pytanie, w jakie formy konkretne ta organizacja proletarjatu, jako klasy panującej, odleje się, w jaki mianowicie sposób ta organizacja zostanie zespoloną z najpełniejszym i konsekwentnym „opanowaniem demokracji“.
Doświadczenie Komuny, jakkolwiek było niewielkie, Marks poddaje w „Wojnie domowej we Francji“ najbaczniejszej analizie. Przytoczymy ważniejsze ustępy z tego utworu:
„W 19 wieku rozwijały się pochodzące ze średniowiecza „scentralizowana władza, państwowa z jej wszechobecnemi organami: stałą armją, policją, biurokracją, klerem i stanem sędziowskim“. W miarę rozwoju antagonizmu klasowego między kapitałem a pracą „władza państwowa coraz więcej i więcej przyjmowała charakter władzy społecznej dla ucisku pracy, charakter maszyny klasowego panowania. Po każdej rewolucji, znaczącej nowy krok naprzód w walce klasowej, ten czysto uciskający charakter władzy państwowej uzewnętrza się z coraz większą oczywistością“. Władzia państwowa po rewolucji 1848—9 lat staje się „narzędziem narodowem wojny kapitału przeciw pracy“. Drugie cesarstwo to umacnia, „Bezwzględnym przeciwieństwem cesarstwa była Komuna. Była ona formą określoną „takiej rzeczypospolitej, która winna była usunąć nie tylko monarchiczną formę panowania klasowego, lecz i samo panowanie klasowe...“
Na czymże mianowicie polegała ta „określona“ forma proletariackiej, socjalistycznej republiki? Jakież to było państwo przez nią tworzone?
...„Pierwszym dekretem Komuny było zniesienie wojska stałego i zastąpienie go przez uzbrojenie ludu...“
Ten postulat należy obecnie do programu wszystkich, życzących się nazywać socjalistycznemu, partji. Lecz co są warte ich programy, najlepiej to się uwidocznia z zachowania się eserów i mieńszewików, którzy właśnie po rewolucji 27 lutego wyrzekli się urzeczywistnienia tego żądania!
...„Komuna została utworzoną przez wybór za pomocą powszechnego prawa wyborczego radnych miejskich w różnych okręgach Paryża. Oni byli odpowiedzialni i w każdej chwili usuwalni. Większość ich składała się, co się samo przez się rozumie, z robotników lub z uznanych przedstawicieli klasy robotniczej“...
...„Policja, będąca dotąd narzędziem rządu państwowego, natychmiast została pozbawioną wszystkich swoich funkcji politycznych i przekształconą w odpowiedzialny organ Komuny, usuwalny w każdej chwili...
...To samo — urzędnicy wszystkich pozostałych gałęzi zarządu... Poczynając od członków Komuny, z góry do dołu, urzędy publiczne winny były być wykonywane za roboczą płacę zarobkową. Jakiekolwiek przywileje i wyznaczanie pieniędzy na reprezentację wyższych urzędów państwowych zniknęło wraz z temi urzędami... Po zniesieniu wojska stałego i policji, tych narzędzi władzy materjalnej starego rządu, Komuna zajęła się niezwłocznie złamaniem narzędzia duchowego ucisku, siły kleru... Urzędy sędziowskie straciły swą pozorną niezależność... One były odtąd obieralne, odpowiedzialne i usuwalne...“
Tak więc, zdruzgotaną maszynę państwową Komuna zastąpiła jak gdyby „tylko“ przez więcej zupełną demokrację: zniesienie armji stałej, powszechne wybory i usuwalność urzędników. W czy samej jednak to „tylko“ oznacza olbrzymią zamianę urządzeń jednych przez urządzenia zasadnicze innego rodzaju. Właśnie tu się daje obserwować zjawisko „przeobrażania się ilości w jakość“: demokracja, przeprowadzona z taką pełnią i konsekwencją, jaka jest tylko do pomyślenia, przeobraża się z demokracji burżuazyjnej w demokrację proletarjacką, z państwa (odrębnej siły dla uciemiężenia klasy określonej) w coś takiego, co już nie jest właściwie państwem. Jest to rzeczą niezbędną przezwyciężyć burżuazję i jej opór. Dla Komuny było to szczególniej niezbędnem, i jedna z przyczyn jej porażki polega na tem, że robiła to ona w sposób nie dość stanowczy. Lecz naciskającym i zwycięzkim czynnikiem jest tu już większość ludności, a nie mniejszość, jak to bywało zawsze przy niewolnictwie, poddaństwie i najemnej niewoli. A z chwilą, kiedy większość narodu sama pokonywa swoich ciemiężycieli, wtedy „osobnej siły“ dla ucisku już niepotrzeba, W tym sensie państwo zaczyna obumierać. Zamiast odrębnych urządzeń uprzywilejowanej mniejszości (uprzywilejowana biurokracja, dowództwo armji stałej), większość ludności bezpośrednio może wykonywać jej czynności a im więcej wszechludowym staje się wykonywanie funkcji władzy państwowej, tem mniejszą staje się potrzeba tej władzy.
Szczególniej godne uwagi w tym względzie jest podkreślone przez Marksa zarządzenie Komuny: skasowanie wszelkich wydatków na reprezentację, wszelkich pieniężnych przywilejów dla biurokracji, sprowadzenie pensji wszystkich urzędników państwowych do poziomu „płacy zarobkowej robotnika“. Tutaj mianowicie najwyraźniej występuje przewrót — od demokracji burżuazyjnej do demokracji proletarjackiej, od demokracji ciemiężycielskiej do demokracji klas uciśnionych; od panowania, jako „osobnej siły“ dla uciskania określonej klasy, do pokonania uciskających powszechną siłą większości narodu, robotników i chłopów.
I właśnie w tym oczywiście najważniejszymi w nauce o państwie punkcie nauki Marksa najwięcej zostały zapomniane! W popularnych wydawnictwach — których jest ilość niezliczona — o tem się nie mówi. „Przyjęto“ to przemilczać, jakby o „naiwności“ przestarzałej, — w tym sensie, jak chrześcjanie, uzyskawszy stanowisko religji państwowej, „zapomnieli“ o „naiwnościach“ pierwotnego chrześcjanizmu z jego demokratycznie rewolucyjnym duchem.
Obniżenie pensji wyższych państwowych urzędników wydaje się „poprostu“ żądaniem naiwnym prymitywnego! demokratyzmu. Jeden z „uzasadniających“ nowszy oportunizm, ekssocjalny-demokrata, Edward Bernstein, nieraz ćwiczył się w powtarzaniu nędznych naigrywań się burżuazyjnych z „pierwotnego“ demokratyzmu. Wzorem wszystkich oportunistów i obecnych zwolenników Kautsky‘ego, Bernstein zupełnie nie zrozumiał tego, że po pierwsze, przejście od kapitalizmu do socjalizmu jest rzeczą niemożliwą bez pewnego „powrotu“ do „prymitywnego“ demokratyzmu (gdyż inaczej jakże przejść do wykonywania funkcji państwowych przez większość ludności i wszystkich z osobna?), a po wtóre, że „prymitywny demokratyzm“ na fundamencie kapitalizmu i kultury kapitalistycznej — to nie to, co demokratyzm pierwotny w czasach pierwotnych i przedkapitalistycznych. Kultura kapitalistyczna stworzyła wielką wytwórczość, fabryki, koleje żelazne, pocztę, telefony i t. d., a na tej podstawie olbrzymia większość funkcji starej „władzy państwowej“ tak została uproszczoną i może być sprowadzoną do tak prostych czynności rejestracji, zapisywania, kontroli, że funkcje te zostaną zupełnie dostępne wszystkim ludziom piśmiennym, że funkcje te będzie można wykonywać za zwykłą „płacę roboczą robotnika“, że więc można (i należy) zdjąć z tych funkcji wszelki cień czegoś uprzywilejowanego „zwierzchniczego“.
Z chłopstwa, jak i z innych warstw drobnomieszczaństwa, drobna zaledwie ilość „idzie w górę“, „zostaje ludźmi“ w znaczeniu burżuazyjnym, t. j. albo stają się zamożnymi, burżujami, albo zostają zabezpieczonymi i uprzywilejowanymi urzędnikami.
Olbrzymia większość włościaństwa, w każdym kapitalistycznymi kraju, gdzie tylko ono się znajduje, (a takich kapitalistycznych krajów jest większość) jest ciemiężona przez rząd i ona pragnieniem obalenia go, łaknie też „taniego“ rządu. Urzeczywistnić to może tylko proletarjat, i urzeczywistniając to, czyni on jednocześnie krok do socjalistycznej przebudowy państwa.
„Komuna — pisał Marks — winna była być nie parlamentem, lecz zgromadzeniom pracującem, jednocześnie i prawodawczem i wykonawczem...“
„Zamiast tego, aby raz na trzy lub na sześć lat decydować, jaki członek klasy panującej będzie reprezentował i uciskał (ver-und zertreten) lud w parlamencie, zamiast tego powszechne prawo wyborcze winno służyć ludowi, zorganizowanemu w komuny, do tego, aby wybierać dla swoich przedsięwzięć robotników, kierowników i buchalterów podobnie, jak indywidualne prawo wyborcze służy dla tego celu każdemu innemu pracodawcy“.
Ta znakomita krytyka parlamentaryzmu z 1871 roku również należy obecnie, dzięki planowaniu socjal-szowinizmu i oportunizmu, do „słów zapomnianych“ marksizmu. Ministrowie a zawodowi parlamentarzyści, zdrajcy proletarjatu i aferzyści-socjaliści dni naszych pozostawili w całości krytykę parlamentaryzmu anarchistom, i na tej zdumiewająco rozumnej zasadzie ogłosili każdą krytykę parlamentaryzmu za „anarchizm“! Nic przeto dziwnego, że proletarjat przodujących krajów, uczuwając wstręt, pogardę i obrzydzenie na widok takich „socjalistów“, jak Scheidemann, Dawid, Legien, Sembat, Renandel, Henderson, Vanderwelde, Jodko, Branting, Bissoleti i C-o, coraz częściej wyrażał swe sympatje anarcho-syndykalizmowi, nie bacząc na to, że to kierunek pokrewny oportunizmowi.
Lecz dla Marksa djalektyka rewolucyjna nigdy nie była tym pustym modnym frazesem, grzechotką, którą z niej zrobili Plechanow, Kautsky i inni. Marks potrafił karcie anarchizm za nieumiejętność wykorzystania nawet tego „chlewu“, jakim jest burżuazyjny parlamentaryzm, zwłaszcza, w czasach nie-rewolucyjnych, — jednocześnie wszakże potrafił on krytykować i rzeczywiście krytykował, z punktu widzenia rewolucyjnie-proletarjackiego, parlamentaryzm.
Raz na kilka lat decydować, jaki członek klasy panującej będzie ciemiężył i uciskał lud w parlamencie, — oto w czem leży istota burżuazyjnego parlamentaryzmu, nie tylko w parlamentarnie konstytucyjnych monarchiach, lecz i w najdemokratyczniejszych republikach.
Lecz jeśli stawia się kwestję o państwie, jeśli się rozważa parlamentaryzm jako jedno z urządzeń państwowych, z punktu widzenia zadań proletarjatu w tej dziedzinie, to gdzież jest wyjście z parlamentaryzmu? Jakże bez niego obyć się można?
Znowu i znowu należy powiedzieć: nauki Marksa, oparte na zbadaniu Komuny, natyle zostały zapomniane, że dla współczesnego „socjal-demokraty“ (czytaj: dla współczesnego zdrajcy socjalizmu) poprostu niezrozumiałą jest inna krytyka parlamentaryzmu, oprócz anarchistycznej albo reakcyjnej.
Wyjście z parlamentaryzmu, naturalnie, nie polega na zniesieniu reprezentacyjnych urządzeń i obieralności, lecz na zastąpieniu paplaniny przez „pracujące“ instytucje. „Komuna winną była być nie parlamentem, lecz zgromadzeniem pracującem, jednocześnie prawodawczem i wykonawczem“.
„Nie parlamentem, lecz pracującą“ instytucją, to powiedziano bez ogródki w oczy naszym współczesnym parlamentarzystom i parlamentarnym „pieskom pokojowym“ socjaldemokracji! Spojrzyjcie na jakikolwiek kraj parlamentarny, od Ameryki do Szwajcarji, od Francji do Anglji, Norwegji i t. d.: rzeczywiście „państwowa“ akcja odbywa się za kulisami w departamentach, kancelarjach, sztabach. W parlamentach jedynie gadają ze specjalnym celem okpiwania „pospólstwa“. Jest to do tego stopnia prawdziwe, że nawet w rosyjskiej republice, zanim jeszcze zdążył utworzyć się rzeczywisty parlament, zarysowały się w niej natychmiast wszystkie te cele parlamentaryzmu. Tacy bohaterowie zgniłego mieszczaństwa, jak Skobelewowie i Ceretellowie, Czernowowie i Awksentjewowie potrafili i „Sowiety“ (Rady) sprofanować na modlę najobrzydliwszego parlamentaryzmu burżuazyjnego, zmienić je w beztreściwe gawędziarnie. W Sowietach panowie „socjalistyczni“ ministrowie okpiwają dowierzających chłopków za pomocą frazesów i rezolucji.
„Sprawa Ludu“, organ rządowej partji „socjalistów-rewolucjonistów“, niedawno w redakcyjnym wstępnym artykule wyznała, — z nieporównaną szczerością ludzi „dobrego towarzystwa“, w którym „wszyscy“ uprawiają polityczną prostytucję, — iż nawet w tych ministerjach, które należą do „socjalistów“ (wybaczcie wyrażenie!), nawet w nich cały aparat urzędniczy pozostaje nietknięty, w rzeczywistości, funkcjonuje po dawnemu, uprawia „sabotaż swobodnie w stosunku do rewolucyjnych zapoczątkowań“.
Ale, jeżeliby nawet nic było tego wyznania, czyż historja faktyczna udziału eserów i mieńszewików w rządzie nie dowodzi tego? Charakterystyczną rzeczą jest tylko to, że, znajdując się w towarzystwie ministerskim z kadetami, panowie Czernowowie, Rusanowowie, Zenzinowowie i inni redaktorowie „Sprawy Ludu“ na tyle stracili wstyd, że nie żenują się publicznie opowiadać, jako szczegół, nie czerwieniąc się, iż „u nich“ w ministerjach wszystko po staremu!! Rewolucyjnie-demokratyczny frazes — dla ogłupiania wiejskich Maćków, urzędniczo-kancelaryjne zaś wałęsanie się — dla „udobruchania“ kapitalistów — oto macie istotę „uczciwego“ ich współdziałania.
Sprzedajny i przegniły parlamentaryzm społeczeństwa burżuazyjnego zastąpiła Komuna przez instytucje, w których swoboda sądu i rozpraw nie wynaturza się w oszustwo, ponieważ parlamentarzyści obowiązani być powinni sami pracować, sami wykonywać swe prawa, sami kontrolować to, co życie przynosi, sami odpowiadać bezpośrednio wobec swych wyborców. Instytucje reprezentacyjne pozostają, lecz parlamentaryzmu, jako systemu osobnego, prowadzącego do rozdziału pracy prawodawczej i wykonawczej, oraz uprzywilejowanego stanowiska (posłów — tutaj niema. Bez instytucji reprezentacyjnych nie możemy sobie wyobrazić demokracji, nawet i proletarjackiej demokracji, bez parlamentaryzmu możemy i powinniśmy, jeżeli krytyka społeczeństwa burżuazyjnego nie jest dla nas pustym frazesem, jeżeli dążenie do obalenia panowania burżuazji jest naszym poważnym i szczerym dążeniem, a nie „wyborczym“ frazesem dla łowienia głosów robotniczych, dla mieńszewików i eserów, dla takich jak Scheidemann, Legien, Sembat i Vanderwelde.
Jest rzeczą nader pouczającą, że mówiąc o funkcjach tych urzędników, którzy byli potrzebni i Komunie i demokracji proletarjackiej, Marks posługuje się porównaniem z pracującymi u „każdego innego pracodawcy“ t. j. ze zwykłem kapitalistycznem przedsięwzięciem z „robotnikami, kierownikami i buchalterami“.
U Marksa niema ani kropelki utopizmu w tym sensie, żeby on tworzył „nowe społeczeństwo“ i fantazjował na jego rachunek! Nie, bada on, jako przyrodniczo-historyczny proces, narodziny nowego społeczeństwa ze starego; formy przechodnie z drugiego do pierwszego. Bierze on doświadczenie faktyczne masowego ruchu proletarjackiego i stara się wyciągnąć z niego lekcje praktyczne. „Uczy się“ u Komuny, jak wszyscy wielcy rewolucyjni myśliciele nie bali się uczyć z doświadczeń wielkich ruchów klasy uciśnionej, nigdy nie stosując do nich z pedantyzmem „nauk moralnych“ (w rodzaju Plechanowskiego: „nie trzeba było zbrojnie występować“, albo Ceretellewskiego: „klasa winna samoograniczać się“).
O zniesieniu doraźnem biurokracji, wszędzie i ostatecznie, mowy być nie może To — utopja. Ale zburzyć odrazu starą urzędniczą maszynę, to nie jest utopją, to wynik doświadczenia Komuny, to bezpośrednie, występujące kolejne zadanie rewolucyjnego proletarjatu.
Kapitalizm uproszczą funkcje „państwowego“ zarządu, pozwala odrzucić „zwierzchnictwo“ i sprowadzić sprawę całą de organizacji proletarjuszy (jako klasy panującej), w imieniu całego społeczeństwa, najmującej „robotników, kierowników, buchalterów“.
Myśmy nie utopiści. Myśmy nie marzyciele o tem, jakby to odrazu obejść się bez wszelkiego zarządu, bez wszelkiego posłuszeństwa; te marzenia anarchistyczne, oparte na niezrozumieniu zadań dyktatury proletarjatu, w podstawie swej obce są marksizmowi i w istocie swej odciągają rewolucję socjalistyczną do tych czasów, kiedy ludzie staną się innymi. Nie, my chcemy rewolucji socjalistycznej z takimi ludźmi, jacy są obecnie, którzy bez posłuszeństwa, bez kontroli, bez „kierowników i buchalterów“ nie obejdą się.
Ale należy poddać się uzbrojonej przedniej straży wszystkich wyzyskiwanych i pracujących — proletarjatowi. Specyficzną „zwierzchność“ państwowych urzędników można i należy natychmiast, z dziś na jutro, zacząć zastępować przez zwykłe funkcje „kierowników i buchalterów“, funkcje te dziś już są zupełnie dostępne przy ogólnym poziomie rozwoju obywateli i zupełnie wykonalne za „płacę najemną robotnika“.
Organizujemy wielką wytwórczość, wychodząc z tego, co już jest stworzone przez kapitalizm; my zaś sami robotnicy, opierając się na swoim robotniczem doświadczeniu i na najsurowszej, żelaznej karności, podtrzymywanej przez władzę państwową uzbrojonych robotników, sprowadźmy urzędników państwowych do roli zwykłych wykonawców naszych zleceń, odpowiedzialnych, usuwalnych, skromnie opłacanych „kierowników i buchalterów“ (oczywiście z technikami wszystkich rodzajów, specjalności i stopni) — oto, nasze, proletarjackie zadanie, oto, od czego można i należy rozpocząć przy dokonaniu rewolucji proletarjackiej. Taki początek, na fundamencie wielkiej produkcji, sam przez się prowadzi do stopniowego „obumierania“ wszelkiego, biurokratyzmu, do stopniowego utworzenia takiego porządku, — porządku nie w cudzysłowie, porządku, niepodobnego do niewolnictwa najmu, takiego porządku, który, coraz bardziej upraszczające się funkcje dozoru i rachunkowości przekaże do wykonania wszystkim po kolei, czynności te staną się przyzwyczajeniem i w końcu odpadną jako osobne funkcje osobnej warstwy ludzi.
Pewien dowcipny niemiecki socjaldemokrata, w 70-ych latach zeszłego wieku, nazwał pocztę wzorem socjalistycznej gospodarki. Jest to słuszne. Obecnie poczta stanowi gospodarstwo, zorganizowane na modłę państwowo-kapitalistycznego monopolu. Imperjalizm przemienia stopniowo wszystkie trusty na organizacje takiego typu. Nad „prostymi“ pracownikami, którzy są obarczeni pracą i cierpią głód, tutaj panuje taż biurokratyczna burżuazja. Mechanizm wszakże społecznej gospodarki jest już tu przygotowany. Obalić kapitalistów, pokonać ręką żelazną uzbrojonych robotników opór tych eksploatatorów, rozbić maszynę biurokratyczną współczesnego państwa — a stanie przed nami uwolniony od pasożytnictwa wysoko technicznie skonstruowany mechanizm, doskonale mogący być uruchomionym przez zjednoczonych robotników, którzy zaangażują techników, kierowników, buchalterów, opłacając ich wszystkich tak, jak i wogóle wszystkich „państwowych“ urzędników, płacą najemną robotnika. Oto zadanie konkretne, praktyczne, do urzeczywistnienia natychmiast odnośnie do wszystkich trustów, wyzwalające pracujących od eksploatacji, uwzględniające doświadczenie, już praktycznie rozpoczęte przez Komunę (szczególniej w sferze państwowej budowy).
Całe narodowe gospodarstwo, zorganizowane, jak poczta, przy uwzględnieniu tego, aby technicy, dozorcy, buchalterzy oraz wszyscy oficjaliści byli wynagradzani nie więcej ponad „płacę zarobkową robotnika“, pod kontrolą i kierunkiem uzbrojonego proletarjatu — oto nasz najbliższy cel. Oto jakie państwo, oto jaki ekonomiczny fundament są nam niezbędne. Oto, co nam da zniesienie parlamentaryzmu i zachowanie reprezentacyjnych instytucji, oto co wybawi klasy pracujące od prostytuowania tych instytucji przez burżuazję.
...„W tym krótkim zarysie narodowej organizacji, którego Komuna nie miała czasu opracować dokładniej, mówi się w sposób zupełnie określony, że Komuna winna być... polityczną formą najmniejszej nawet wioski..“ Komuny obierałyby „narodową delegację“ do Paryża.
...„Nieliczne, ale nader ważne funkcje, któreby pozostały wtedy centralnemu rządowi, nie mają być skasowane, — takie twierdzenie było świadomym fałszem, — lecz powinny zostać przekazane komunalnym, t. j. ściśle odpowiedzialnym urzędnikom...“
...„Jedność narodu nie była unicestwioną, lecz przeciwnie, zorganizowaną za pomocą komunalnych urządzeń. Jedność narodu powinna urzeczywistnić się przez zniesienie tej państwowej władzy, która przyswajała sobie uosobienie jej, lecz pragnęła być niezależną od narodu, stojącą nad nią. W rzeczywistości ta władza państwowa była tylko pasorzytniczą naroślą na ciele narodu...“ Rzecz polegała na tem, aby odciąć czysto ciemiężycielskie narządy starej państwowej władzy, pretendującej do wywyższenia się nad społeczeństwo, i przekazać odpowiedzialnym sługom społeczeństwa.“
Do jakiego stopnia nie zrozumieli — być może, słuszniej będzie powiedzieć: nie chcieli pojąć — oportuniści współczesnej socjaldemokracji tych rozważań Marksa, najlepszym dowodem jest herostratowej sławy książka renegata Bernsteina: „Przesłanki socjalizmu i zadania socjal-demokracji“. Mianowicie z powodu przytoczonych słów Marksa Bernstein pisał, że program ten „ze swej politycznej treści ujawnia we wszystkich, istotnych rysach największe podobieństwo z federalizmem — Prudhona... Przy wszystkich innych różnicach między Marksem i „drobnym burżua“ Prudhonem (Bernstein „drobny burżua“ pisze w cudzysłowie, który podług jego mniemania winien oznaczać ironję), w tych punktach bieg myśli u nich o tyle bliski, o ile to jest możliwe.
Oczywiście, ciągnie Bernstein, znaczenie municypalności wzrasta, lecz „wydaje mi się rzeczą wątpliwą, aby pierwszym zadaniem demokracji było zniesienie (Aufloesung — dosłownie rozpuszczenie) współczesnych państw i taka zupełna zmiana (Umwandlung — przewrót) ich organizacji, jak to sobie wyobrażają Marks i Prudhon — przez utworzenie zgromadzenia narodowego z delegatów prowincjonalnych i okręgowych zebrań, składających się ze swej strony z wysłańców komun. — tak że cała poprzednia forma reprezentacji narodowej — zniknęłaby zupełnie.“
Jest to poprostu potworne: pomieszać poglądy Marksa na „unicestwienie władzy państwowej — pasożyta“ z federalizmem Prudhona! I to nie przypadkiem, ponieważ oportuniście do głowy nawet nie przyjdzie, że Marks mówi tu zgoła nie o federaliźmie w przeciwieństwie do centralizmu, ale o rozwaleniu starej burżuazyjnej we wszystkich krajach burżuazyjnych istniejącej maszyny państwowej.
Oportuniście przychodzi do głowy to tylko, co on widzi dokoła siebie, w środowisku mieszczańskiej obywatelszczyzny i „reformatorskiego“ zastoju, mianowicie tylko „municypalności“! O rewolucji proletarjatu oduczył się oportunista nawet myśleć.
Jest to zabawne. Lecz jest godne uwagi, że w tym punkcie z Bernsteinem nie polemizowano. Wielu Bernsteina zwalczało — szczególniej Plechanow w rosyjskiej literaturze, Kautsky w europejskiej, lecz ani ten, ani ów o tem skażeniu Marksa przez Bernsteina nie mówili.
Oportunista na tyle oduczył się myśleć rewolucyjnie i rozmyślać o rewolucji, że przypisuje „federalizm“ Marksowi, mieszając go z założycielem anarchizmu, Prudhonem. A pragnący uchodzić za ortodoksalnych marksistów, obronić naukę rewolucyjnego marksizmu Kautsky i Plechanow o tem przemilczają! Tu leży jedna z przyczyn tego krańcowego spospolitowania poglądów na różnicę między marksizmem i anarchizmem, właściwego oportunistom i adherentom, Kautsky‘ego, i o którym jeszcze mówić będziemy.
Niema ani śladu, nawet w przytoczonych wywodach Marksa, federalizmu. Marks różni się z Prudhonem właśnie w tem, w czem Bernstein upatruje ich podobieństwo, a zgadza się w tem, czego nie widzi oportunista Bernstein.
Marks zgadza się z Prudhonem w tem, że obaj są zwolennikami „rozbicia“ współczesnej maszyny państwowej. Tego podobieństwa marksizmu z anarchizmem (i z Prudhonem i z Bakuninym), ani oportuniści, ani adherenci Kautsky‘ego nie chcą dostrzec, ponieważ w tem rozeszli się z marksizmem.
Marks niezgadzał się z Prudhonem i z Bakuninem właśnie w kwestji federalizmu (nie mówiąc już o dyktaturze proletarjatu). Federalizm zasadniczo wynika z drobnomieszczańskich poglądów anarchizmu. Marks jest centralistą. I w przytoczonych jego rozumowaniach żadnego niema odstępstwa od centralizmu. Tylko ludzie, pełni mieszczańskiej „zabobonnej wiary“ w państwo, mogą uważać, że zniesienie maszyny burżuazyjnej jest zniesieniem centralizmu.
A jeżeli proletarjat z uboższym chłopstwem zagarną w swe ręce władzę państwową, zorganizują się z całą swobodą w komunach i zjednoczą akcję wszystkich komun w ciosach przeciw kapitałowi, w dążeniu do pokonania w nich oporu kapitalistów, w oddania własności prywatnej, dróg żelaznych, fabryk, ziemi i t. d. całemu narodowi, całemu społeczeństwu, to czyż to nie będzie centralizm? Czyż to nie będzie najkonsekwentniejszy centralizm? I przytem centralizm proletarjacki?
Bernsteinowi poprostu do głowy nie może przyjść, że możliwym jest dobrowolny centralizm, dobrowolne zjednoczenie komun w nację, dobrowolny związek proletariackich komun w sprawie zburzenia panowania burżuazyjnego i burżuazyjnej maszyny państwowej. Bernstein, jak każdy filister, wyobraża sobie centralizm, jako coś narzucone tylko z góry, tylko mogący być zachowany i utrzymany przez biurokrację i militaryzm.
Marks umyślnie, jakby przewidując możliwość wypaczenia jego poglądów, akcentuje, że świadomym oszustwem są oskarżenia Komuny, jakoby ona chciała znieść jedność narodu, skasować władze centralne. Marks umyślnie używa wyrażenia „organizować jedność narodu“, aby przeciwstawić świadomy, demokratyczny proletarjacki centralizm burżuazyjnemu, wojennemu, biurokratycznemu centralizmowi.
Atoli... niema więcej głuchego nad tego, kto nie chce słuchać. A oportuniści współczesnej socjaldemokracji mianowicie ani chcą słyszeć o zniesieniu władzy państwowej, o ucięciu pasożyta.
Myśmy już zacytowali odpowiednie słowa Marksa i winniśmy je uzupełnić.
...„Zwykłym losem nowego historycznego tworu — pisał Marks — bywa to, że go uważają za ukształtowany na podobieństwo dawnych i nawet przeżytych form społecznych, do których nowe urządzenia cokolwiek są podobne. Tak samo i ta nowa Komuna, która łamie (bricht — rozbija) współczesną władzę, była rozważaną, jako wskrzeszenie Komuny średniowiecznej... jako związek małych państewek (Monteskjusz, żyronda)... jako niezwykle powiększona forma starej walki przeciw nadmiernemu centralizmowi...“
...„Komunalne urządzenie wróciłoby ciału społecznemu te wszystkie siły, które są dotąd pożerane przez ten pasożytniczy narost „państwo“, karmiący się sokami społeczeństwa i tamujący jego wolne ruchy. Przez to jedno już odrodzenie Francji postąpiłoby o krok naprzód...“
...Urządzenie komunalne oddałoby wytwórców rolnych pod moralne przewodnictwo większych miast w każdym okręgu i zapewniłoby im tam, w osobie proletarjatu miejskiego, naturalnych obrońców ich interesów. Samo istnienie Komuny sprowadziło ze sobą, jako coś samo przez się rozumiejące, miejscowy samorząd, ale już nie w charakterze przeciwwagi władzy państwowej, która teraz stałą się zbyteczną...“
„Zniesienie władzy państwowej“, będącej „pasożytniczym narostem“; „odcięcie jej“; „zburzenie jej“; „władza państwowa staje się teraz niepotrzebną“ — oto w jakich wyrażeniach mówi Marks o państwie, oceniając i analizując doświadczenie Komuny.
Wszystko to pisane było bezmała półwieku temu, a obecnie trzeba niby w skamieniałościach ryć się, aby do świadomości mas szerokich wprowadzić marksizm niewywrócony.
O wnioskach, wyprowadzonych z analizy ostatniej wielkiej rewolucji, którą przeżył Marks, zapomniano właśnie wtedy, kiedy nadszedł czas następnych wielkich rewolucji proletarjatu.
...„Różnorodność komentarzy, wywołanych przez Komunę, wielostronność interesów, znajdujących w niej swój wyraz, dowodzi, że była ona w najwyższym stopniu giętką formą polityczną, podczas kiedy wszystkie poprzednie formy rządu były z istoty swej ciemiężycielskiemi. Oto co stanowiło jej właściwy sekret: była ona naprawdę rządem klasy robotniczej, wynikiem wałki klasy wytwarzającej przeciw klasie przywłaszczającej, była ona wreszcie jawną formą polityczną, przy której mogło dokonać się wyzwolenie ekonomiczne pracy...“
„Bez tego ostatniego warunku urządzenie komunalne byłoby niemożliwością i oszustwem...“
Utopiści zajmowali się „wynalezieniem“ form politycznych, przy których winna nastąpić socjalistyczna przebudowa społeczeństwa. Anarchiści wogóle odżegnują się od zagadnień form politycznych. Oportuniści współczesnej socjaldemokracji uważają formy burżuazyjne polityczne parlamentarnego państwa demokratycznego za kres nie do przekroczenia, i, modląc się do tego „wzoru“, łby sobie tłukli, ogłaszając za anarchizm każde dążenie do zburzenia tych form.
Marks wywnioskował z historji całej socjalizmu i walki politycznej, że państwo będzie musiało zniknąć, że formą przejściową tego znikania (przejściem od państwa do nie-państwa) będzie „zorganizowany w klasę panującą proletarjat“. Ale wynalezienia tych przyszłych form politycznych Marks nie podejmował się. Ograniczył się na ścisłych spostrzeżeniach z historji francuskiej, jej analizą i wnioskiem, do którego go doprowadził 1851 rok: sprawa się zbliża do zburzenia burżuazyjnej państwowej maszyny.
I kiedy wybuchł masowy ruch rewolucyjny proletarjatu, Marks, nie bacząc na niepowodzenie tego ruchu, nie bacząc na jego krótkotrwałość i rzucającą się w oczy słabość, przystąpił do analizy, jakie formy on ujawnił.
Komuna — „wynaleziona wreszcie“ forma proletarjackiej rewolucji, przy której nastąpić może ekonomiczne oswobodzenie pracy.
Komuna — pierwsza próba proletarjackiej rewolucji zburzenia burżuazyjnej maszyny państwowej i „wywalczona nakoniec“ forma polityczna, przez którą można i należy zastąpić zburzone.
Zobaczymy w dalszym wykładzie, że rewolucje rosyjskie 1905 i 1917 lat, w innych warunkach i stosunkach kontynuują twór Komuny i stwierdzają genjalną historyczną Marksa analizę.
Znaczenie doświadczenia Komuny Marks zbadał pod względem zasadniczym. Engels nieraz powracał do tego tematu, wyjaśniając analizę i wnioski Marksa, niekiedy z taką siłą i wyrazistością oświetlając inne strony sprawy, iż jest rzeczą niezbędną na tych wyjaśnieniach specjalnie się zatrzymać.
W pracy swej o sprawie mieszkaniowej (1872) Engels uwzględnił już doświadczenie Komuny, dłużej omawiając zadania rewolucji w stosunku do państwa. Jest rzeczą interesującą, że na temacie konkretnym zostają tu wyjaśnione z jednej strony cechy podobieństwa państwa proletarjackiego z państwem obecnym, — cechy dające podstawę w obu wypadkach mówić o państwie, — z drugiej zaś strony, cechy różnicy czyli przejścia do zniweczenia państwa?
W jaki sposób rozstrzygnie kwestję tę rewolucja socjalna, jest to uzależnione nietylko od okoliczności czasu i miejsca, jest to związane również ze sprawami, sięgającymi daleko głębiej, śród których jedną z najważniejszych stanowi — zagadnienie o usunięciu przeciwieństwa między miastem i wsią. Ponieważ dalecy jesteśmy od tworzenia systemów utopijnych urządzenia przyszłego społeczeństwa, byłoby przeto więcej, niż próżniaczym marnowaniem czasu zatrzymywanie się na tem. Jest niewątpliwem to jedno, że w miastach wielkich znajduje się już obecnie dostateczna ilość gmachów mieszkalnych, aby niezwłocznie okazać rzeczywistą pomoc w zaspokojeniu potrzeby mieszkań, rozumnie wykorzystując te gmachy. Jest to do urzeczywistnienia, rzecz jasna, tylko przy pomocy wywłaszczenia właścicieli obecnych i osiedlenia w tych domach robotników bezdomnych i robotników, zamieszkujących obecnie przeludnione mieszkania. I jak tylko proletarjat zdobędzie władzę polityczną, środek ten, podyktowany względami pożytku społecznego, równie łatwo zastosowany zostanie, jak i inne wywłaszczenia“ (str. 22 niem. wyd. 1887 r.).
Tutaj nie jest rozpatrywaną zmiana formy władzy państwowej, lecz bierze się pod uwagę treść jej działalności. Wywłaszczenia i zajęcia mieszkań odbywają się i obecnie na mocy rozporządzeń współczesnego państwa. Państwo proletarjackie formalnie również „wyda rozporządzenie“ o zajęciu mieszkań i wywłaszczeniu domów. Lecz jest rzeczą jasną, że dawny aparat wykonawczy, biurokracja, związany z burżuazją, byłby poprostu nieodpowiedni do wykonania zarządzeń państwa proletarjackiego.
Jest wątpliwem, czy korzystanie z tych domów, fabryk i t. d. pozostawione będzie, przynajmniej w czasie przejściowym, osobom pojedynczym lub stowarzyszeniom bez pokrycia wydatków, jak również zniesienie własności rolnej nie każe przypuszczać zniesienia renty gruntowej, lecz przekazanie jej, jakkolwiek w formie zmienionej, społeczeństwu. Opanowanie faktyczne wszystkich narzędzi pracy przez lud pracujący, nie wyklucza przeto żadną miarą utrzymania najmu i wynajęcia“, (str. 69).
Kwestja, poruszona w tym rozumowaniu, mianowicie: o podstawach ekonomicznych obumierania państwa, rozpatrzoną przez nas zostanie w następnym rozdziale. Engels wyraża się niezmiernie oględnie, mówiąc, że wątpliwem jest, czy państwo proletariackie bez zapłaty udzielać będzie mieszkań „przynajmniej w czasie przejściowym“. Wynajmowanie mieszkań, należących do całego ludu, za zapłatą oddzielnym rodzinom, każe przypuszczać odbiór tej zapłaty, pewną kontrolę, i takie lub inne normowanie rozdziału mieszkań. Wszystko to wymaga pewnej formy państwa, lecz zgoła do tego nie jest potrzebny osobny wojenny i biurokratyczny aparat ze specjalnie uprzywilejowanym stanowiskiem osób urzędowych. Przejście zaś do takiego stanu rzeczy, kiedy można będzie oddawać mieszkania bezpłatnie, jest związane z zupełnym „obumieraniem“ państwa.
Mówiąc o przejściu blankistów, po Komunie i pod wpływem jej doświadczenia, na zasadnicze stanowisko marksizmu, Engels mimochodem stanowisko to formułuje w sposób następujący:
Różni formaliści lub burżuazyjny „trzebiciele marksizmu“ odkryją, być może, sprzeczność między tym przyznaniem „zniesienia państwa“ a negacją takiej formuły, jako anarchistycznej, w przytoczonym wyżej ustępie „Anti-Düringa“. Nie byłoby rzeczą dziwną, jeżeliby oportuniści i Engelsa zaliczyli do „anarchistów“, — obecnie staje się rzeczą coraz zwyklejszą, że socjal-szowiniści oskarżają międzynarodowców o anarchizm.
Że razem ze zniesieniem klas nastąpi i zniesienie państwa, o tem marksizm pouczał zawsze. Powszechnie znany ustęp o „obumieraniu państwa“ w „Anti-Düringa“ zarzuca anarchistom nie to, że oni propagują zniesienie państwa, lecz, że uważają to za możliwe zaraz „z dziś na jutro“.
Wobec zupełnego przeinaczania przez panującą obecnie „socjaldemokratyczną“ doktrynę stosunku marksizmu do anarchizmu w sprawie zniesienia, państwa, szczególniej pożytecznem będzie przypomnienie jednej polemiki Marksa i Engelsa z anarchistami.
Polemika ta datuje się z 1873 roku. Marks i Engels wydrukowali artykuły przeciw prudonistom „autonomistom“, lub „antiautorytestytom“ we włoskim zbiorowym wydawnictwie, i dopiero w 1913 roku artykuły te zostały przetłomaczone po niemiecku do „Neue Zeit.“
...„Jeżeli walka polityczna klasy roboczej, — pisał Marks, wyśmiewając anarchistów za ich negowanie polityki, — przyobleka się w formy rewolucyjne, jeżeli robotnicy na miejsce dyktatury burżuazji stawiają swoją dyktaturę rewolucyjną, to popełniają straszne przestępstwo obrazy zasad, ponieważ dla zaspokojenia swoich marnych, materjalnych potrzeb dnia powszedniego, w celu złamania oporu burżuazji, robotnicy nadają państwu formę rewolucyjną i przejściową, zamiast tego, aby broń złożyć i państwo znieść“.... (Neue Zeit, 1913—14, rok 32, t. I, str. 40).
Oto, przeciw jakiemu to „zniesieniu“ państwa występował Marks wyłącznie, polemizując z anarchistami! Nie przeciw temu zgoła, że państwo zniknie wraz ze zniknięciem klas albo zniesione zostanie wraz z ich zniesieniem, lecz przeciw temu, aby robotnicy nie wyrzekali się użycia broni, zorganizowania przemocy, to jest państwa, mającego służyć celowi: „złamać opór burżuazji“.
Marks umyślnie podkreśla — aby nie wypaczali właściwego sensu jego walki z anarchistami — „rewolucyjną i przejściową formę“ państwa, niezbędnego proletarjatowi. Tylko na pewien czas proletarjat potrzebuje państwa. Zupełnie nie różnimy się z anarchistami w sprawie zniesienia państwa, jako celu. Utrzymujemy tylko, że dla osiągnięcia celu tego jest rzeczą niezbędną czasowe wykorzystanie narzędzi, środków, metod władzy państwowej przeciw wyzyskiwaczom, jak dla zniesienia klas niezbędną jest dyktatura tymczasowa klasy uciskanej.
Marks stawia najjaśniej i najwyraźniej sprawę przeciw anarchistom: czy, zrzucając jarzmo kapitalistów, mają robotnicy „broń złożyć“, czy też wykorzystać ją przeciw kapitalistom w celu pokonania ich oporu? Systematyczne zaś użycie przez jedną klasę broni przeciw innej klasie, cóż to jest takiego, jeżeli nie „tymczasowa forma“ państwa?
Niechże każdy socjal-demokrata zapyta siebie: czy w taki sposób stawiał on sprawę o państwie w polemice z anarchistami. Czy tak stawiała sprawę olbrzymia większość urzędowych socjalistycznych partji drugiej Międzynarodówki?
Engels jeszcze szczegółowiej i więcej popularnie wykłada te same myśli. Wyśmiewa on przedewszystkiem plątaninę myśli prudonistów, nazywających siebie „antiautorytetystami“, t. j. nie uznającymi żadnego autorytetu, żadnego podporządkowania się żadnej władzy.
Weźcie fabrykę, kolej żelazną, okręt na morzu — mówił Engels — czyż nie jest rzeczą jasną, że bez pewnej podległości, a więc bez pewnego autorytetu władzy jest niemożliwe funkcjonowanie żadnego z tych skomplikowanych technicznych urządzeń, opartych na zastosowaniu maszyn i planowej współpracy wielu osób?
...„Jeżeli wysuwam te argumenty — pisał Engels — przeciw szalonym antiautorytetystom, to są oni w stanie tylko odpowiedzieć: „A! to prawda, lecz tu chodzi nie o autorytet, którym obdarzamy naszych delegatów, lecz o pewne zlecenia“. Ludzie ci myślą, że możemy zmienić rzecz jaką, zmieniając jej nazwę...“
Wykazawszy w ten sposób, że autorytet i autonomja są to pojęcia względne, że sfera ich zastosowania zmienia się przy różnych fazach rozwoju społecznego, że absurdem jest uważanie ich za jakieś absoluty, dodawszy, że sfera stosowania maszyn i wielkiej produkcji stale się rozszerza, Engels przechodzi od rozważań ogólnych o autorytecie do zagadnienia o państwie.
...„Jeżeliby autonomiści — pisze on—chcieli powiedzieć to tylko, że organizacja socjalna przyszłości dopuszczać autorytet będzie w tych tylko granicach, jakie nieuniknienie dyktowane są przez warunki produkcji, wtedy możnaby z nimi się zgodzić. Lecz ślepi są oni w stosunku do wszystkich faktów, czyniących autorytet niezbędnym, i walczą namiętnie przeciw wyrazowi.
„Dlaczego antiautorytetyści nie ograniczają się na tem, żeby występować przeciw politycznemu autorytetowi, przeciw państwu?
Wszyscy socjaliści są zgodni co do tego, że państwo, a wraz z nim i autorytet polityczny, znikną w następstwie rewolucji socjalnej. t. j., że funkcje społeczne stracą swój polityczny charakter i zmienią się w zwykłe funkcje administracyjne, dozorujące sprawy socjalne.
Atoli antiautorytetyści domagają się, ażeby państwo polityczne zniesione zostało od jednego ciosu, przedtem jeszcze, nim znikną te stosunki socjalne, które go zrodziły. Żądają oni, aby pierwszym aktem rewolucji socjalnej było zniesienie autorytetu.
Czyż ci panowie oglądali kiedy rewolucję? Rewolucja niewątpliwie jest najwięcej powagi pełną rzeczą, jaka tylko jest możliwą. Rewolucja stanowi akt, w którym jedna część ludności narzuca wolę swą innej części za pomocą; broni, bagnetów, armat, t. j. środków niezmiernie autorytetnych. I partja zwycięska z konieczności zmuszoną bywa do utrzymania swego panowania przez ten strach, jaki wpaja u reakcjonistów jej broń.
Czyż Komuna paryska, gdyby się nie opierała na autorytecie ludu uzbrojonego przeciw burżuazji, utrzymałaby się dłużej nad dzień jeden? Czyż przeciwnie, nie mamy prawa przyganiać Komunie, iż zbyt niewiele korzystała z tego autorytetu? A więc: albo antiautorytyści sami nie wiedzą, o czem rozprawiają i w takim razie sieją tylko gmatwaninę pojęć, albo wiedzą i wtedy zdradzają sprawę proletarjatu. W obu wypadkach służą oni tylko reakcji“. (Str. 39).
W tym (rozumowaniu są poruszone kwestje, które należy rozważyć w związku z zagadnieniem o wzajemnym stosunku polityki i ekonomiki przy obumieraniu państwa (temu poświęcony jest następujący rozdział). Są to kwestje o przekształceniu funkcji społecznych z politycznych w zwykłe administracyjne i o „państwie politycznym“. To wyrażenie ostatnie, mogące wywołać nieporozumienia, wskazuje na proces obumierania państwa: państwo obumierające na pewnym stopniu jego obumierania nazwać można państwem niepolitycznym.
W rozumowaniu tym Engelsa najwięcej godnem uwagi jest znowu postawienie sprawy przeciw anarchistom. Socjaldemokraci, pragnący uchodzić za uczniów Engelsa, miljon razy polemizowali z anarchistami, lecz właśnie polemizowali nie w sposób taki, w jaki to należy czynić marksistom.
Koncepcja anarchistyczna o zniesieniu państwa jest zagmatwaną i nierewolucyjną — oto jak stawia sprawę Engels. Anarchiści mianowicie widzieć nie chcą rewolucji w jej powstaniu i rozwoju, w jej nadaniach specyficznych w stosunku do gwałtu, autorytetu, władzy, państwa.
Zwykła krytyka anarchizmu sprowadzoną została przez współczesnych (socjaldemokratów do najzwyklejszego mieszczańskiego prostactwa: „my uznajemy państwo, a anarchiści nie uznają!“ Oczywiście, takie prostactwo marne nie może. nie odtrącać cokolwiek myślących i rewolucyjnych proletarjuszy. Engels mówi co innego: podkreśla on, że wszyscy socjaliści uznają zniknięcie państwa, jako następstwo rewolucji socjalnej. Stawia on potem kwestję konkretnie o rewolucji, co socjaldemokraci zwykle przez oportunizm omijają, pozostawiając ją jakby wyłącznie na „pastwę“ anarchistom. A stawiający kwestję tę, Engels chwyta byka za rogi: czy nie należało Komunie więcej korzystać z rewolucyjnej władzy państwa, t. j. uzbrojonego, zorganizowanego w klasę panującą proletarjatu?
Panująca oficjalna socjaldemokracja zwykle od kwestji o zadaniach konkretnych proletarjatu w rewolucji bądź uwalnia się za pomocą, drwinek filisterskich, bądź, w najlepszym razie, wykrętnie — sofistycznie przez frazes: „jakoś to będzie“. I anarchiści mieli uzasadnione prawo występować przeciw takiej socjaldemokracji, zarzucając jej, że zdradza ona swój obowiązek wychowywania rewolucyjnego proletarjatu. Engels wykorzystuje doświadczenie ostatniej rewolucji proletarjaokiej właśnie dla takiego konkretnego zbadania, co i jak należy proletariatowi czynić i w stosunku do banków i w stosunku do państwa.
Jednym z najznakomitszych, jeżeli nie najznakomitszym rozumowaniem w utworach Marksa i Engelsa w zagadnieniu o państwie jest następujący ustęp w liście Engelsa do Bebla w marcu 1875 r.
List ten, nawiasowo zauważymy, wydrukowany został, o ile wiemy, po raz pierwszy przez Bebla w drugim tomie jego pamiętników („Z mojego życia“), który się ukazał w 1911 r., t. j. w 36 lat po jego napisaniu i wysłaniu.
Engels pisał do Bebla, krytykując ten sam projekt programu Gotskiego, który krytykował i Marks w sławnym liście do Brakiego, specjalnie zaś w sprawie o państwie co następuje:
...Wolne państwo ludowe zmieniło się w wolne państwo. Podług gramatycznego sensu wyrazów państwo wolne jest takie, w którym państwo w stosunku do swoich obywateli jest wolne, t. j. państwo z rządem despotycznym. Należałoby porzucić to paplanie całe o państwie, zwłaszcza po Komunie, która była już państwem we właściwym sensie. „Państwem ludowym“ kłóli nam oczy anarchiści aż do zbytku, jakkolwiek już utwór Marksa przeciw Prudonowi, a potem „Manifest Komunistyczny“ mówią wyraźnie, że z zaprowadzeniem ustroju socjalistycznego państwo samo przez się roztwarza się (sich aufloest) i znika. Ponieważ państwo stanowi tylko instytucję przejściową, którą należy wykorzystać w walce, w rewolucji, aby siłą pokonać przeciwników swoich, to mówić o wolnym państwie ludowym jest czystym nonsensem i póki proletarjatowi potrzebne jest państwo, dotąd potrzebuje go on nie w interesie wolności, lecz w interesie pokonania przeciwników swoich, a kiedy staje się możliwym mówić o wolności, wtedy państwo, jako takie, przestaje istnieć. Dlatego zaproponowalibyśmy zastąpić wszędzie wyraz państwo przez wyraz „gmina“ (Gemeinwesen), piękny stary wyraz niemiecki, odpowiadający francuskiemu wyrazowi „Komuna“ (str. 322 wyd. niem.).
Trzeba mieć na względzie, że list ten odnosi się do programu partyjnego, który Marks krytykował w liście, datowanym wszystkiego kilka tygodni później (list Marksa 5 maja 1875 r.), i że Engels mieszkał wtedy razem z Marksem w Londynie. Dlatego, mówiąc „zaproponowalibyśmy“ (w ostatnim zdaniu) Engels niewątpliwie w imieniu swoim i Marksa proponuje wodzowi niemieckiej partji robotniczej usunąć z programu wyraz „państwo“ i zastąpić go przez wyraz „gmina“.
Jakiżby wrzask o „anarchizmie“ wzniecili matadorzy dzisiejszego, przystosowanego do ugody oportunistów „marksizmu“, skoroby im zaproponowano taką poprawkę programu!
Niechże wrzeszczą. Spotka ich za to pochwała burżuazji. A my róbmy swoje. Przy rewizji programu naszej partji radę Marksa i Engelsa bezwarunkowo należy uwzględnić, aby być bliższym prawdy, aby podźwignąć marksizm, oczyścić go ze skażeń, aby racjonalniej skierować walkę klasy robotniczej o jej wyzwolenie. Śród bolszewików, napewno przeciwników rady Engelsa i Marksa się nie znajdzie. Trudność polegać tylko może w terminie. W niemieckim są dwa wyrazy: „gmina“, z których wybrał Engels taki, jaki nie oznacza gminy odosobnionej, lecz ich skupienie, system gmin. W rosyjskim brak takiego wyrazu i być może trzeba będzie wybrać wyraz francuski „Komuna“, chociaż to ma również swoje niedogodności.
„Komuna nie była już państwem we właściwym sensie“ — oto najważniejsze, teoretycznie, twierdzenie Engelsa. Po tym, co powiedziano wyżej, twierdzenie to jest zupełnie zrozumiałe. Komuna przestawała być państwem, o ile zadaniem jej było ciemiężyć nie większość ludności, lecz mniejszość (wyzyskiwaczów); machinę państwową burżuazyjną ona rozbiła; w miejsce osobnej siły dla ciemiężenia, na scenę wstąpiła ludność sama. Wszystko to są odchylenia od państwa we właściwym sensie. I jeżeli Komuna pozostałaby utrwaloną, to samo przez się „obumarłyby“ w niej ślady państwa, nie potrzebowałaby „znosić“ jego instytucji: one przestałyby funkcjonować w miarę tego, jak nie miałyby co do roboty.
„Anarchiści kłóją nam oczy „państwem ludowym“; mówiąc to, Engels ma na widoku przede wszystkim Bakunina i jego napaści na niemieckich socjaldemokratów. Engels przyznaje napaści te o tyle za uzasadnione, o ile „państwo ludowe“ jest takim samym nonsensem i równym odstępstwem od socjalizmu, jak i „swobodne państwo ludowe“. Engels stara się skorygować walkę niemieckich socjaldemokratów przeciw anarchistom, zrobić walkę tę zasadniczo słuszną, oczyścić ją od przesądów oportunistycznych co do „państwa“. Niestety! List Engelsa 36 lat pozostał w ukryciu. Zobaczymy, że i po jego opublikowaniu Kautsky uparcie powtarza, w istocie rzeczy, te same błędy, przed któremi ostrzegał Engels.
Bebel odpowiedział Engelsowi listem z dnia 21 września 1875 r., w którym pisał m.in., że „zupełne się zgadza.“ z jego zdaniem o projekcie programu i że czynił wyrzuty Liebknechtowi z powodu jego ustępliwości (str. 304 wyd. niem. pamiętników Bebla t. II). Jeżeli jednak weźmiemy broszurę Bebla „Nasze cele“, to w niej spotkamy zupełnie niesłuszne rozumowania o państwie. „Państwo należy przekształcić ze zbudowanego na klasowym panowaniu państwa w państwo ludowe“ (wyd. niem., Unsere Ziele, 1886, str. 14).
Tak jest wydrukowane w dziewiątym wydaniu broszury Bebla! Nic też dziwnego, że tak uparte powtarzanie oportunistycznych zdań o państwie wsiąkało do niemieckiej socjaldemokracji, zwłaszcza, kiedy rewolucyjne wyjaśnienia Engelsa trzymane były w ukryciu, a całokształt stosunków długo „oduczał“ od rewolucji.
Krytyka projektu programu Erfurtskiego, posłana przez Engelsa Kautsky‘emu 29 czerwca 1891 r. i opublikowana zaledwie po 10 latach w „Neue Zeit“, pominiętą być nie może przy analizie nauki marksizmu o państwie, ponieważ poświęcona jest ona właśnie przeważnie krytyce poglądów oportunistycznych socjaldemokracji w sprawie ustroju państwowego.
Tutaj uwydatnianą jest rzecz zasadnicza w ocenie teoretycznej kapitalizmu najnowszego, t. j. imperjalizmu, mianowicie, że kapitalizm przeobraża się w monopolistyczny kapitalizm. Należy to podkreślić, ponieważ najwięcej rozpowszechnionym błędem okazuje się burżuazyjno-reformatorskie twierdzenie, jakoby monopolistyczny albo państwowo-monopolistyczny kapitalizm to już nie kapitalizm, lecz nazwanym być może „socjalizmem państwowym” i t. p. Zupełnej planowości od trustów oczywiście oczekiwać nie można, nie dają jej dotąd i dać nie mogą. Lecz chociaż są w stanie działać planowo; chociaż magnaci kapitału z góry określają rozmiary produkcji w gospodarce narodowej lub nawet międzynarodowej, chociaż planowo ją regulują, jednakże pozostajemy wciąż w ustroju kapitalistycznym, jakkolwiek w nowym jego stadjum, ale niewątpliwie jest to kapitalizm.
„Zbliżanie się takiego kapitalizmu do socjalizmu winno stanowić dla rzeczywistych przedstawicieli proletarjatu dowód zbliżania się, łatwości, wykonalności i niezbędności rewolucji socjalistycznej, atoli bynajmniej nie może przemawiać za tem, aby stać na stanowisku negatywnym tej rewolucji i upiększać kapitalizm, czem się zajmują wszyscy refomniści.
Wróćmy jednak do kwestji państwa. Trzech rodzajów wskazówki szczególnie cenne podaje nam tu Engels: po pierwsze — w kwestji republiki; po wtóre, w sprawie związku zagadnienia narodowości z ustrojem państwowym; po trzecie, o samorządzie lokalnym.
Odnośnie do republiki, to Engels uczynił z tego punkt ciężkości swej krytyki projektu Erfurtskiego programu. A jeżeli pamiętać będziemy, jakiego znaczenia program Erfurtski nabrał w całej międzynarodowej socjaldemokracji, jak on stał się wzorem dla całej drugiej Międzynarodówki, to bez przesady powiedzieć można, że Engels poddaje tutaj krytyce oportunizm całej drugiej Międzynarodówki.
„Niebezpiecznem jest dotykanie tematu tego“ — dodaje Engels, zdając sobie doskonale z tego sprawę, że wystawienie legalne w programie żądania republiki w Niemczech jest zakazane. Lecz Engels nie przechodzi nad tą sprawą tak lekko do porządku, nie godzi się z tym motywem, którym „wszyscy“ się zadawalniają. Engels mówi dalej: Tem nie mniej sprawa w taki lub inny sposób winna być posuniętą. Do jakiego zaś stopnia jest to niezbędne, tego dowodzi mianowicie coraz więcej rozpowszechniający się w literaturze socjaldemokratycznej oportunizm. Z obawy Wznowienia praw wyjątkowych przeciw socjalistom, albo pamiętając na złożone w czasie panowania praw tych niektórych przedwczesnych oświadczeń, pragną teraz, aby partja uznała obecny prawny porządek w Niemczech za wystarczający do pokojowego urzeczywistnienia wszystkich jej postulatów...“
Że niemieccy socjaldemokraci w działalności swej kierowali się obawą wznowienia praw wyjątkowych, ten zasadniczy fakt Engels wysuwa na pierwsze miejsce i bez wahania piętnuje go jako oportunizm, oświadczając właśnie na zasadzie nieistnienia republiki i wolności w Niemczech, że są zgoła bezmyślne wszystkie rojenia o „pokojowej“ drodze. Engels na tyle jest ostrożny, że rąk sobie nie wiąże. Przyznaje on, że w krajach o republikańskim ustroju politycznym lub o dużej wolności „można sobie wyobrazić" (tylko wyobrazić“!) rozwój pokojowy do socjalizmu, ale w Niemczech, powtarza
Rzeczywiście w olbrzymiej większości osłonicielami absolutyzmu okazali się przywódcy oficjalni niemieckiej socjal. dem. partji, która „pod sukno“ schowała te wskazania.
...„Polityka taka może tylko koniec końców zaprowadzić partję na drogę fałszywą. Na plan pierwszy wysuwane są ogólne, abstrakcyjne kwestje polityczne i w ten sposób zasłaniane są najbliższe kwestje konkretne, narzucające się same przez się przy pierwszych ważniejszych wydarzeniach, przy pierwszym kryzysie politycznym. Jakiż to może dać wynik, oprócz tego, że partja nagle w momencie rozstrzygającym okaże się bezradną, bo w sprawach decydujących panuje u niej niejasność i brak jedności, wynik tego, że kwestje te nigdy nic były roztrząsane...
Być może, że to zapomnienie o wielkich zasadniczych sprawach gwoli przelotnym interesom bieżącym, ta pogoń za doraźnemi korzyściami i walka o nie bez względu na dalsze następstwa, to przynoszenie na ofiarę teraźniejszości ruchu przyszłego; — być może, że to pochodzi z motywów „uczciwych“. Test to jednak oportunizm niebezpieczniejszy od wszystkich innych...
Jeżeli co nie ulega żadnej wątpliwości, to to, że partja nasza i klasa robocza mogą zapanować tylko przy takiej politycznej formie, jak republika demokratyczna. Okazuje się ona nawet specyficzną formą dla dyktatury proletarjatu, jak to dowiodła już wielka rewolucja francuska...“
Engels powtarza tu w niezwykle wyrazistej formie tę zasadniczą ideę, która jak nić czerwona przewija się przez wszystkie dzieła Marksa, mianowicie, że republika demokratyczna stanowi najbliższy etap do dyktatury proletarjatu. Albowiem republika taka, w niczem nie usuwając panowania kapitału, a więc ucisku mas i walki klasowej, nieuniknienie prowadzi do takiego rozszerzenia, rozwinięcia, ujawnienia i zaostrzenia tej walki, że kiedy zjawi się możliwość zaspokojenia zasadniczych wymagań mas uciskanych, ta możliwość jedynie i wyłącznie urzeczywistnia się w dyktaturze proletarjatu, w kierowaniu tych mas przez proletarjat. Dla całej drugiej Międzynarodówki to są — także „słowa zapomniane“ marksizmu i ich zapomnienie niezwykle jaskrawo ujawniła historja partji mienszewików w pierwszym półroczu rosyjskiej rewolucji 1917 roku.
W sprawie republiki federacyjnej w związku ze składem narodowościowym ludności, Engels pisał:
Engels nietylko nie okazuje obojętności w sprawie formy państwa, lecz przeciwnie, z nadzwyczajną pilnością stara się analizować przejściowe właśnie formy, aby w zależności od konkretnie historycznych właściwości każdego wypadku oddzielnie, określić z góry od czego do czego zmierza dana przejściowa forma.
Engels, również jak i Marks, staje w obronie, — z punktu widzenia interesów proletarjatu i rewolucji proletarjackiej, — centralizmu demokratycznego, w obronie jednej i niepodzielnej republiki. Republikę federacyjną rozważa on bądź jako wyjątek i tamę rozwoju, bądź jako przejście od monarchji do republiki centralistycznej, jako „krok naprzód“ przy pewnych specjalnych warunkach. I wśród tych specjalnych warunków występuje kwestja narodowościowa.
Bez względu na bezlitosną krytykę przez Engelsa, zarówno jak i przez Marksa, reakcyjności drobnych państewek i osłonięcia tej reakcyjności kwestją narodowościową w określonych wypadkach konkretnych, niema nigdzie u nich nawet cienia dążenia do uchylenia się od omawiania kwestji narodowościowej, — dążenia, którym często grzeszą holenderscy i polscy marksiści, wychodzący z najbardziej uprawnionej walki przeciw wąsko — mieszczańskiemu nacjonalizmowi „swoich“ państewek maleńkich.
Nawet w Anglji, gdzie warunki gospodarcze, wspólność języka i historia wielu setek lat, zdawałoby się „skończą“ z kwestją narodowościową pojedyńczych szczepów, nawet tam Engels wskazuje na fakt oczywisty, że kwestja narodowościową nie jest jeszcze przeżyta i dlatego republikę federacyjną uznaje za „krok naprzód“. Naturalnie, niema tu nawet cienia wyrzeczenia się krytyki braków republiki federacyjnej i najenergiczniejszej propagandy i walki o jedną, centralistycznie — demokratyczną republikę.
Lecz centralizmu demokratycznego Engels bynajmniej nie pojmuje w sensie biurokratycznym, w jakim go używają burżuazyjni i drobno-mieszczańscy ideologowie łącznie z anarchistami. Centralizm w pojęciu Engelsa nic wyklucza tego szerokiego samorządu lokalnego, który przy dobrowolnej obronie przez „komuny“ i prowincje jedności państwa, usuwa wszelki biurokratyzm i wszelkie bezwarunkowo „zwierzchnictwo“ z góry.
...„A więc, jedna republika" — pisał Engels, rozwijając poglądy programowe marksizmu na państwo. „Lecz nie w sensie współczesnej republiki francuskiej, która wyobraża nie więcej, jak utworzoną w 1798 r. monarchję bez monarchy. Od 1792 do 1798 r. każdy departament francuski, każda gmina korzystały z pełnego samorządu według wzoru amerykańskiego, i to myśmy mieć powinni. W jaki sposób należy organizować samorząd i jak się można bez biurokracji obejść, to nam pokazała i tego dowiodła Ameryka i pierwsza republika francuska, obecnie zaś uczy nas tego Kanada, Australja i inne kolonje angielskie. I taki prowincjonalny i gminny samorząd — są to daleko swobodniejsze instytucje, niż naprz. federalizm szwajcarski, gdzie, prawda, kanton jest niezależny w stosunku do Bundu (t. j. do federalistycznego państwa jako całości), „lecz niezależny również i w stosunku do powiatu (Bezirk) i do gminy. Rządy kantonalne mianują naczelników powiatu i prefektów, czego zupełnie niema w krajach języka angielskiego, i cośmy Stanowczo powinni u siebie usunąć, jak i pruskich landratów i innych „ratów“, wogóle urzędników, mianowańców z góry. Odpowiednio do tego Engels proponuje sformułować punkt programu o samorządzie w sposób następujący: „Pełny samorząd prowincjonalny, powiatowy i gminny przy pomocy urzędników, wybranych przez powszechne prawo wyborcze; usunięcie wszystkich lokalnych i prowincjonalnych władz, mianowanych przez państwo“
W zamkniętej przez rząd Kiereńskiego i innych „socjalistycznych“ ministrów „Prawdzie“ (nr. 68 z d. 28 maja 1917 r.), miałem już sposobność wskazać, jak w tym punkcie — naturalnie, bynajmniej nie tylko w tym jednym — nasi rzekomo socjalistyczni przedstawiciele rzekomo rewolucyjnej rzekomo demokracji popełniali krzyczące odstępstwa od demokratyzmu. Jest rzeczą jasną, że ludzie związani przez „koalicję“ z burżuazją imperjalistyczną, pozostali głusi na te wskazania.
Jest nader ważnem odnotować, że Engels z faktami w ręku, na ścisłych przykładach, obala nader rozpowszechniony — zwłaszcza wśród drobnomieszczańskiej demokracji — przesąd, jakoby republika federalistyczna oznaczała bezwzględnie więcej swobody, aniżeli centralistyczna. Fakty, przytaczane przez Engelsa odnośnie do centralistycznej republiki francuskiej 1792—1798 r. i federalistycznej szwajcarskiej obalają to. Więcej wolności udzielała rzeczywiście demokratyczna republika centralistyczna, aniżeli federalistyczna. Albo inaczej: największa suma wolności w gminie, prowincji i t. d. jaka tylko znana jest w historji, pochodziła od republiki centralistycznej, nie zaś federalistycznej.
Na fakt ten, jak i wogóle na kwestję federalistycznej i centralistycznej republiki i na sprawy samorządu lokalnego, w naszej propagandzie i agitacji partyjnej nie zwraca się dostatecznej uwagi.
W przedmowie do wydania 3 „Wojny domowej we Francji“ — datowana jest ona 18 marca 1891 r. i pierwotnie wydrukowana była w „Neue Zeit“ — Engels obok interesujących nawiasowych uwag w sprawach, związanych ze stosunkiem do państwa, podaje niezwykle wyraziste zestawienie doświadczeń Komuny. Zestawienie to, pogłębione przez całe doświadczenie 20-letniego okresu, dzielącego autora od Komuny, i specjalnie skierowane przeciw rozpowszechnionej w Niemczech „zabobonnej wierze w państwo“ może być słusznie nazwane ostatnim słowem marksizmu w roztrząsanej kwestji.
We Francji — mówi Engels — po każdej rewolucji robotnicy byli uzbrojeni; „dlatego pierwszym nakazem było dla burżuazji, będącej u steru państwowego, rozbrojenie robotników. Stąd — po każdej zwycięskiej dla robotników rewolucji powstawała walka nowa, która się kończyła porażką robotników“...
Wynik doświadczeń rewolucji burżuazyjnych jest równie zwięzły, jak wymowny. Jądro kwestji między innemi i w sprawie o państwie (czy uzbrojona jest klasa uciśniona?) ujęte jest tutaj znakomicie. A właśnie jądro to najczęściej bywa omijane zarówno przez profesorów, będących na usługach ideologji burżuazyjnej, jak i przez drobnomicszczańskich demokratów. W rosyjskiej rewolucji 1917 r. na „mieńsziewika“, „również — marksistę“ Ceretellego spadł honor (Cavaignack‘a honor) wypaplać tę tajemnicę rewolucji burżuazyjnych. W swej „historycznej“ mowie 9 czerwca Ceretelli wygadał się o postanowieniu burżuazji rozbrojenia robotników petersburskich, podając to postanowienie za swoje i wogóle za „państwową“ konieczność!
Historyczna mowa Ceretellego z d. 9 czerwca stanowić będzie dla każdego dziejopisa rewolucji 1917 roku jedną z najoczywistszych, ilustracji tego, jak blok eserów i mieńszewików pod przewództwem pana Ceretellego przeszedł na stronę burżuazji przeciwko rewolucyjnemu proletarjatowi.
Druga, mimochodem wypowiedziana uwaga Engelsa, również w związku z kwestją państwa, odnosi się do religji. Wiadomo, że niemiecka socjaldemokracja, w miarę gnicia, stając się coraz więcej oportunistyczną, coraz częściej staczała się do filisterskiego wykrętnego komentowania sławnej formuły: „religja jest sprawą prywatną“. A więc: formuła ta tłomaczoną była w ten sposób, jakoby i dla partji proletarjatu rewolucyjnego sprawa religji była sprawą prywatną!!
Przeciw temu pełnemu zdrady programowi rewolucyjnego proletarjatu powstał Engels, który w 1891 r. obserwował tylko kiełkujące początki oportunizmu w siwej partji i dlatego wyraża się najbardziej oględnie.
„Odpowiednio do tego, że w Komunie zasiadali prawie wyłączone robotnicy albo uznani przedstawiciele robotników, uchwały jej wyróżniały się charakterem zdecydowanie proletarjackim. Bądź uchwały te stawały się dekretami reform takich, których burżuazja republikańska wyrzekła się jedynie z powodu podłego tchórzostwa i które stanowią niezbędną podstawę nieskrępowanej działalności klasy robotniczej. Takim dekretem jest wprowadzenie do życia zasady, że w stosunku do państwa religja stanowi poprostu sprawę prywatną. Bądź Komuna wydawała rozporządzenia bezpośrednio leżące w interesie klasy robotniczej i które po części głęboko wrzynały się w stary społeczny ustrój“.
Engels podkreślił wyrażenie „w stosunku do państwa“ umyślnie, kierując uderzenie nie w brew a w oczy niemieckiemu oportunizmowi oznajmiającemu, że religja jest sprawą prywatną w stosunku do partji i w taki sposób zniżającemu partję proletarjatu rewolucyjnego do poziomu marnego „wolnomyślicielstwa“ mieszczańskiego, gotowego pogodzić się z pozawyznaniowym stanem, lecz wyrzekającego się zadania prowadzenia, walki partyjnej przeciw religijnemu opjum, lud ogłupiającemu.
Przyszły historyk niemieckiej socjal-demokracji, śledząc początki jej upadku hańbiącego w 1914 r., znajdzie wiele interesującego materjału w tej sprawie, poczynając od wykrętnych, naoścież oportunizmowi otwierających drzwi oświadczeń w artykułach przywódcy ideowego partji, Kautsky‘ego, kończąc zaś stosunkiem partji do „Los-von-Kirche-Bewegung“ (ruch do oddzielenia kościoła), w 1913 roku.
Przejdźmy wszakże do tego, w jaki sposób w 20 lat po Komunie Engels wyprowadzał z jej doświadczeń wnioski na pożytek walczącego proletarjatu.
Oto, co wysuwał Engels na plan pierwszy:
„Komuna winna była od początku uznać, że klasa robotnicza, przychodząc do panowania, nie może gospodarować dalej przy pomocy dawnej maszyny państwowej; że klasa robotnicza, aby nie stracić ponownie tylko co zdobytego panowania, powinna, z jednej strony, usuwać całą, dotąd używaną przeciw niemu, starą maszynę ucisku, z drugiej zaś strony, zabezpieczyć siebie przed swemi własnemi deputowanemi i urzędnikami, ogłaszając ich wszystkich — bez żadnego wyjątku — usuwalnemi w każdym czasie...“
Engels znowu podkreśla, że nietylko w cesarstwie, ale i w republice demokratycznej państwo pozostaje państwem, t. j. zachowuje swą zasadniczą wyróżniającą go cechę: przekształca osoby urzędujące, „sługi społeczeństwa“, jego organy, na zwierzchników nad nim.
...„Przeciwko temu, nieuniknionemu we wszystkich dotąd państwach, przekształceniu państwa i organów państwa ze sług społeczeństwa w jego panów, Komuna zastosowała dwa środki nieomylne. Po pierwsze, zaprowadziła na wszystkich urzędach, w administracji, w sądownictwie, w oświacie, osoby wybrane przez powszechne prawo wyborcze, ustanawiając w każdym czasie ich usuwalność stosownie do decyzji ich wyborców. A powtóre, Komuna płaciła wszystkim urzędującym osobom, zarówno wyższym jak i niższym taką płacę, jaką pobierali inni robotnicy. Najwyższa pensja, wogóle wypłacana przez Komunę, wynosiła 6,000 franków.[2]
W taki to sposób powstała niezawodna przeszkoda w pogoni za posadami i karjerowiczostwem, niezależnie nawet od mandat imperatif deputatów do ciał prawodawczych, wprowadzonego oprócz tego przez Komunę...
Engels zbliża się tu do tej interesującej krawędzi, gdzie konsekwentna demokracja, z jednej strony, przeobraża się w socjalizm, z drugiej zaś domaga się ona socjalizmu. Albowiem w celu zniesienia państwa jest niezbędną przemiana funkcji służby państwowej na takie nieskomplikowane operacje rachunku i kontroli, które są dostępne i możliwe dla olbrzymiej większości ludności, a następnie staną się takiemi dla całego ogółu. Zupełne zaś usunięcie karjerowiczostwa wymaga, aby „honorowa“, chociaż niedochodowa, posadka w państwowej służbie, nie mogła służyć za mostek do przeskakiwania na wysoko-dochodowe stanowiska w bankach i w towarzystwach akcyjnych, co jest zjawiskiem stałym we wszystkich, cieszących się niejaką wolnością, krajach kapitalistycznych.
Ale Engels nie popełnia tego błędu, który robią niektórzy np. marksiści w kwestji o prawie narodów na samookreślenie: przy kapitalizmie, mówią, jest to niemożliwe, a przy socjalizmie zbyteczne.
Równie dowcipne, w rzeczywistości niesłuszne rozumowanie, możnaby było powtarzać o jakimkolwiek urządzeniu demokratycznym, i o skromnych pensjach urzędników w ich liczbie, ponieważ konsekwentny do ostateczności demokratyzm przy kapitalizmie jest niemożliwym, a przy socjalizmie obumrze wszelka demokracja.
Jest to — sofizmat, przypominający stary kawał, czy człowiek zostanie łysy, jeżeli włos mu się zmniejszy o włos.
Rozwój demokracji do końca, poszukiwanie form takiego rozwoju, wypróbowanie ich w praktyce i t. d., wszystko to stanowi jedno ze składowych zadań walki o rewolucję socjalną. W odosobnieniu, żaden demokratyzm nie da socjalizmu, ale w życiu demokratyzm nigdy nie będzie „w odosobnieniu“, a „wzięty razem“, okazywać będzie wpływ swój na ekonomikę, pobudzać ją do przeobrażeń, i samemu ulegać wpływowi rozwoju ekonomicznego: i t. d. Taką jest djalektyka żywej historji.
Engels pisze dalej:
...„To rozsadzenie (Sprengung) starej władzy państwowej i zastąpienie jej przez nową, naprawdę demokratyczną, opisane jest w trzecim rozdziale „Wojny domowej“. Ale krótkie ponowne zatrzymanie się na niektórych rysach tej zamiany było tutaj niezbędne, dla tego że właśnie w tym czasie w Niemczech wiara zabobonna w państwo z filozofji przedostała się do ogólnej świadomości burżuazji i nawet wielu robotników. Podług filozofów, państwo jest to „wcielenie idei“, albo przetłumaczone na język filozoficzny „królestwo boże na ziemi“, państwo stanowi arenę, na której urzeczywistnia. się albo winna urzeczywistnić się. prawda wieczna i sprawiedliwość. Stąd zaś wypływa zabobonny szacunek do państwa i do tego wszystkiego, co się znajduje w stosunku do państwa, — szacunek zabobonny, tem łatwiej utrwalany, że ludzie przyzwyczajają się od dzieciństwa myśleć, jakoby sprawy i interesy, wspólne dla całego społeczeństwa, inaczej nie mogą być załatwiane i ochraniane, jak tylko dawnym trybem, t. j. za pośrednictwem państwa i jego wynagradzanych przez intratne posadki urzędników. Wyobrażają sobie ludzie, że czynią niezwykle duży krok naprzód, jeżeli wyzwalają się z wiary w monarchję dziedziczną i stają się zwolennikami republiki demokratycznej. W rzeczywistości zaś państwo nie jest czem innem, jak maszyną do uciskania jednej klasy przez drugą, w republice demokratycznej ani trochę mniej, niż w monarchji.
W najlepszym razie państwo jest ziem, przekazanem w spadku proletarjatowi zwycięskiemu w walce o panowanie klasowe; proletarjat zwycięski, również jak Komuna, zmuszony będzie natychmiast odciąć więcej dokuczliwe strony tego zła, póki pokolenie, wychowane w nowych, wolnych warunkach społecznych, będzie w możności odrzucić precz całe rumowisko państwowości“.
Engels ostrzegał niemców, aby z powodu zastąpienia momarchji przez republikę nie zapomnieli podstaw socjalizmu w zagadnieniu o państwie wogóle. Jego przestrogi czytane są teraz, jako lekcja bezpośrednia dla panów Ceretellich i Czernowów, którzy w swej „koalicyjnej“ praktyce wykazali taką wiarę zabobonną w państwo i zabobonny doń szacunek!
Jeszcze dwie uwagi: 1) Jeżeli Engels twierdzi, że w formie republiki demokratycznej państwo „ani trochę mniej“, niż przy monarchji, nie pozostaje „maszyną uciskającą jedną klasę przez drugą“, to jednak to nie oznacza, aby forma ucisku dla proletarjatu była obojętną, jak o tem „pouczają“ anarchiści. Szersza, wolniejsza, szczersza więcej forma walki klasowej i ucisku klasowego sprawia proletarjatowi olbrzymią ulgę w walce o zniesienie klas wogóle.
2) Czemu to tylko nowe pokolenie będzie w stanie wyrzucić całą tę ruderę państwowości, — kwestja ta związaną, jest z inną, o przezwyciężeniu demokracji, do czego przechodzimy.
Engelsowi wypadło wypowiedzieć się o tem w związku ze sprawą o niepoprawnej naukowo nazwie „socjaldemokrata“.
W przedmowie do wydawnictwa artykułów swych 1870-ych lat o różnych kwestjach, przeważnie „międzynarodowej treści“ („Internationales aus dem Volksstaat“), — przedmowie, datowanej 3 stycznia 1894 r., t. j. napisanej na półtoraroku przed zgonem Engelsa, pisał on, że we wszystkich artykułach używa nazwy „komunista“, nie zaś „socjaldemokrata“, ponieważ wtedy socjaldemokratami nazywali się prudoniści we Francji, lasalczycy w Niemczech.
Engels djalektyk, na zachodzie dni swoich, pozostał wiernym djalektyce. Myśmy z Marksem, mówił on, posiadali piękną, ścisłą naukowo nazwę partji, atoli nie istniała rzeczywista, t. j. masowa partja proletarjacka. Teraz (koniec 19 wieku) mamy rzeczywistą partję, ale jej nazwa naukowa jest nieścisła. Ale to nic, to „ujdzie“, byleby partja rozwijała się, byleby nieścisłość naukowa jej nazwy nie pozostała dla niej tajemnicą i nie przeszkadzała jej w jej należytym kierunku!“
Jakiś być może żartowniś i nas, bolszewików, zechce na modłę Engelsa pocieszać: mamy partję rzeczywistą, rozwija się doskonale; „ujdzie“ i taki bezsensowny, szkaradny wyraz, jak „bolszewik“, nie wyrażający absolutnie nic innego, prócz tej zgoła przypadkowej okoliczności, żeśmy posiadali na zjeździe brukselsko-londyńskim w 1903 r. większość...
Być może, że obecnie, kiedy lipcowe i sierpniowe prześladowania partji naszej przez republikanów i „rewolucyjną“ demokrację mieszczańską uczyniły wyraz „bolszewik“ takim wśród ludu zaszczytnym, kiedy oprócz tego znamionują one ten wielki, historyczny krok naprzód, zrobiony przez partję naszą w jej rzeczywistym rozwoju, być może, że zawahałbym się w swej kwietniowej propozycji zmienienia nazwy partji. Być może, zaproponowałbym towarzyszom „kompromis“: nazwać się partją komunistyczną, ale w nawiasie pozostawić wyraz: „bolszewiki“...
Lecz kwestja nazwy partji bezporównania jest mniej ważną, aniżeli stosunek proletarjatu rewolucyjnego do państwa.
W zwykłych rozstrząsaniach o państwie stale robiony jest ten błąd, przed którym tutaj ostrzega Engels i na który, zwróciliśmy uwagę mimochodem w poprzednim wykładzie. Mianowicie: stale zapominają, że zniesienie państwa jest zniesieniem również i demokracji, że obumieranie państwa jest obumieraniem demokracji.
Na pierwszy rzut oka twierdzenie takie wydaje się nader dziwnym i niezrozumiałym; a nawet może powstać u kogokolwiek obawa, czy nie oczekujemy nastania takiego społecznego ustroju, w którym nie będzie przestrzeganą zasada, aby mniejszość podporządkowała się większości, a przecież demokracja jest przyznaniem takiej zasady.
Otóż nie. Demokracja nie jest identyczną z podporządkowaniem się mniejszości większości.
Demokracja jest-to państwo podporządkujące mniejszość większości, t. j. organizacja dla systematycznego ucisku klasy jednej przez drugą, jednej części ludności przez drugą.
Dla nas celem ostatecznym jest zniesienie państwa, t. j. wszelkiego zorganizowanego i systematycznego ucisku, wszelkiego wogóle nad ludźmi ucisku. Nie oczekujemy nadejścia takiego, społecznego porządku, kiedy nie będzie przestrzeganą zasada, aby się mniejszość podporządkowała większości. Ale, dążąc do socjalizmu, jesteśmy przekonani, że on wyrośnie na komunizm, a w związku z tem znikać będzie wszelka potrzeba wywierania ucisku nad ludźmi wogóle, w uleganiu jednego człowieka drugiemu, jednej części ludności drugiej, ponieważ ludzie przyzwyczają się do przestrzegania elementarnych warunków uspołecznienia bez ucisku i bez uległości.
Aby podkreślić ten czynnik przyzwyczajenia, Engels mówi o nowym pokoleniu, które wzrośnie w nowych, swobodnych społecznych warunkach, pokoleniu, które będzie w stanie odrzucić precz całe te rupiecie państwowości, — wszelkiej państwowości, w liczbie, tej i demokratyczno-republikańskiej państwowości.
W celu wyjaśnienia tego, potrzebną jest analiza zagadnienia o ekonomicznych podstawach obumierania państwa.
Najgruntowniej wyjaśnienie tego zagadnienia wyłożone zostało przez Marksa w jego „Krytyce programu Gotajskiego“ (list do Brakego z d. 5 maja 1875 r., wydrukowany dopiero w 1891 roku w „Neue Zeit“, IX, I i wydany po rosyjsku w osobnym wydaniu). Część polemiczna tego znakomitego utworu, polegająca na krytyce łasalizmu, pozostawiła w cieniu jego pozytywną część, mianowicie: analizę związku między rozwojem komunizmu i obumieraniem państwa.
Przy powierzchownym porównaniu listu Marksa do Brakego z d. 5 maja 1875 r. i rozpatrzonego wyżej listu Engelsa do Bebla z dnia 28 marca 1875 r. wydać się może, że Marks dużo większym jest „państwowcem“, niż Engels, i że różnice w poglądach obu autorów na państwo są znaczne.
Engels proponuje Beblowi porzucać zupełnie gawędę o państwie, wyrzucić całkiem wyraz „państwo“ z programu, zastąpiwszy go przez wyraz „gmina“; Engels oświadcza następnie, że Komuna nie była już państwem w sensie właściwym. Marks tymczasem mówi nawet o „przyszłej państwowości społeczeństwa komunistycznego“, t. j. jakby uznawał konieczność państwa nawet przy komuniźmie.
Lecz podobny pogląd byłby z gruntu niesłuszny. Bliższe rozważenie pokazuje, że poglądy Marksa i Engelsa na państwo i jego obumieranie są zupełnie zgodne, przytoczone zaś wyrażenie Marksa odnosi się właśnie do tej państwowości obumierającej.
Rzecz jasna, że mowy być nie może o określeniu momentu przyszłego „obumierania“, ile że ono wyobraża z góry proces przewlekły. Pozorne różnice między Marksem i Engelsem objaśniają się różnicą tematów przez nich rozważanych i zadań, do których dążyli. Engels postawił sobie za zadanie w sposób oczywisty, wyraźny, w ostrych zarysach dowieść Beblowi całą absurdalność utartych (i w znacznym stopniu podzielanych przez Lassala) przesądów co do państwa. Marks zaś tylko mimochodem dotyka tej kwestji, interesując się innym tematem: rozwojem społeczeństwa komunistycznego.
Cała teorja Marksa jest zastosowaniem teorji rozwoju — w jej; najwięcej konsekwentnej, pełnej, przemyślanej i bogatej treścią formie — do współczesnego kapitalizmu. Rzecz naturalna, że przed Marksem stanęła kwestja o zastosowaniu teorji tej i do spodziewanego krachu kapitalizmu i do przyszłego rozwoju przyszłego komunizmu.
Na podstawie jakich czynników stawiać można kwestję o przyszłym rozwoju komunizmu?
Na podstawie tego, że pochodzi on od kapitalizmu, historycznie rozwija się z kapitalizmu, stanowi rezultat działania takiej siły społecznej, którą zrodził kapitalizm. Niema nawet cienia u Marksa usiłowań do tworzeniu utopji, do pustej gadaniny o tem, czego wiedzieć nie można. Marks stawia kwestję o komunizmie, jak przyrodnik postawiłby kwestję o rozwoju nowej, dajmy nato, biologicznej odmiany gatunku, o ile wiemy w jaki sposób ona powstała i w jakim określonym kierunku ulega zmianom.
Przedewszystkim Marks odrzuca precz tą plątaninę, którą program Gotajski wnosi do wzajemnego stosunku państwa i społeczeństwa.
„Wszelako, nie bacząc na różnorodność pstrokatą ich form, różne państwa różnych krajów cywilizowanych mają to ze sobą wspólnego, że stoją na gruncie współczesnego społeczeństwa burżuazyjnego mniej lub więcej kapitalistycznie rozwiniętego. Posiadają przeto niektóre wspólne cechy zasadnicze. W tym sensie mówić można o „państwowości współczesnej“ w przeciwieństwie do tej przyszłości, kiedy obumrze obecna jej podstawa, społeczeństwo bnrżuazyjne.
Ośmieszywszy w ten sposób całą gadaninę o „państwie ludowym“, Marks stawia zagadnienie i jakby ostrzega, że dla odpowiedzi zgodnej z nauką operować można tylko niezbicie ustanowionymi faktami naukowymi.
Pierwszą rzeczą, ściśle zupełnie stwierdzoną, przez całą teorję rozwoju, wogóle przez całą naukę, — a o czem zapominali utopiści i co zapominają dzisiejsi oportuniści, — jest okoliczność, że historycznie niewątpliwą winna być osobna faza albo etap osobny przejścia od kapitalizmu do komunizmu.
Wniosek ten opiera Marks na analizie tej roli, jaką odgrywa proletarjat we współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym, na faktach o rozwoju społeczeństwa tego i o nieprzejednaniu sprzecznych interesów proletarjatu i burżuazji.
Poprzednio sprawa stawianą była tak: aby osiągnąć swe wyzwolenie, proletarjat winien obalić burżuazję, zdobyć władzę polityczną, ogłosić swą dyktaturę rewolucyjną.
Obecnie sprawę stawiają cokolwiek inaczej: przejście od społeczeństwa kapitalistycznego, przeobrażającego się w komunizm, społeczeństwo komunistyczne, jest niemożliwe bez „przejściowego okresu politycznego“ i państwem okresu tego być może tylko dyktatura rewolucyjna proletarjatu.
Jakiż jest stosunek dyktatury tej do demokracji?
Widzieliśmy, że „Manifest Komunistyczny“ stawia obok siebie dwa pojęcia: „przeobrażenie proletarjatu w klasę panującą“ i „podbój demokracji“. Na zasadzie wszystkiego wyżej powiedzianego można określić ściślej, w jaki sposób zmienia się demokracja w czasie przejścia od kapitalizmu do komunizmu.
W społeczeństwie kapitalistycznym, przy warunkach najwięcej sprzyjających jego rozwojowi, mamy mniej lub więcej zupełny demokratyzm. w republice demokratycznej. Lecz demokratyzm ten zawsze zacieśniony jest w wąskich ramkach wyzysku kapitalistycznego i dlatego pozostaje, w istocie rzeczy, demokratyzmem dla mniejszości, tylko dla klas posiadających, tylko dla bogaczów. Wolność społeczeństwa kapitalistycznego pozostaje zawsze podobną do wolności w starożytnych republikach greckich: wolności dla właścicieli niewolników. Współcześni niewolnicy najmu, z powodu warunków eksploatacji kapitalistycznej, są natyle przygnieceni ubóstwem i nędzą, że nie „demokracja im w głowie“, nie „polityka“, co w zwykłym, spokojnym biegu zdarzeń usuwa większość ludności od udziału w życiu społeczno-politycznym.
Najoczywiściej słuszność twierdzenia tego występuje, być może, w Niemczech dlatego, że w państwie tym legalizm konstytucyjny utrzymał się zadziwiająco długo i stale niemal przez pół wieku (1871—1914), socjaldemokracja zaś w tym okresie czasu potrafiła w daleko większym, niż gdzieindziej, stopniu, „wykorzystać legalność“ dla zorganizowania tak znacznej części robotników w partję polityczną, jak nigdzie na świecie.
Ileż wynosi więc ta najwyższa z obserwowanych w społeczeństwie kapitalistycznym część politycznie uświadomionych i czynnych, niewolników najmu? Miljon członków partji socjal-demokratyczinej z 15 miljonów najmitów! Trzy miljony zawodowo zorganizowanych — z 15 miljonów!
Demokracja dla znikomej mniejszości, demokracja dla bogatych, oto demokratyzm społeczeństwa kapitalistycznego. Kto się wgłębi w mechanizm demokracja kapitalistycznej, spostrzeże wszędzie i zawsze bądź w „niewielkich“ — rzekomo „niewielkich“, — detalach prawa wyborczego (cenzus zamieszkania, pozbawienie praw kobiet i t. d.), w technice urządzeń reprezentacyjnych, w przeszkodach faktycznych w prawie zebrań, w czysto kapitalistycznej organizacji prasy codziennej, i tak dalej i t. d., — wszędzie ograniczenia i ograniczenia demokratyzmu. Te ograniczenia, wyłączenia, wyjątki, przeszkody dla ubogich wydają się drobnymi, — zwłaszcza w oczach tych, kto sam biedy nie zaznał i z klasami uciskanemi w ich życiu zbiorowym nie stykał się (a takich jest dziewięć dziesiątych jeżeli nie dziewięćdziesiąt dziewięć setnych dziennikarzy i polityków burżuazyjnych), — w sumie jednak ograniczenia te wyłączają, odtrącają biedotę, od polityki, od udziału czynnego w demokracji.
Marks ujął wspaniale tę istotę demokracji kapitalistycznej, powiedziawszy w swej analizie doświadczenia Komun): uciśnionym raz na lat kilka pozwalają decydować, kto mianowicie z przedstawicieli klasy uciskającej ma w parlamencie ich reprezentować i uciskać!
Lecz od tej demokracji kapitalistycznej, nieuniknienie zwężonej, chyłkiem odpychającej biedotę i dlatego nawskroś obłudnej i kłamliwej, — rozwój nie postępuje drogą prostą, zwykłą i gładką „ku coraz większemu i szerszemu demokratyzmowi“, jak tę sprawę przedstawiają profesorowie liberalni i drobnomieszazańscy oportuniści. Bynajmniej. Rozwój naprzód, t. j. do komunizmu, idzie przez dyktaturę proletarjatu, inaczej iść nie może, albowiem złamać opór eksploatatorów-kapitalistów nikt inny nie jest w stanie i niema innej drogi.
A dyktatura proletarjatu, t. j. organizacja straży przedniej uciskanych w klasę panującą w celu pokonania uciskających, nie może dać w wyniku poprostu — tylko rozszerzenia demokracji. Łącznie z olbrzymim rozszerzeniem demokratyzmu, po raz pierwszy stającego się demokratyzmem biednych, demokratyzmem ludu, nie zaś demokratyzmem bogatych, dyktatura proletarjatu wnosi ze sobą szereg wyłączeń z wolności w stosunku do ciemiężycieli, wyzyskiwaczy, kapitalistów. Musimy ich zgnieść, aby uwolnić ludzkość od niewoli najmu, ich opór należy złamać siłą — oczywiście, tam gdzie jest złamanie, jest gwałt, niema wolności, niema demokracji.
Engels wyraził to pięknie w liście do Bebla, powiedziawszy, jak to pamięta czytelnik, że „dla proletarjatu potrzebne jest państwo nie w interesie wolności, lecz w celu zgniecenia wrogów swych, kiedy zaś mówić będzie można o wolności, — państwo zniknie“.
Demokracja dla olbrzymiej większości ludu, pokonanie siłą, t. j. wykluczenie z demokracji eksploatatorów, ciemiężycieli ludu, — oto przeobrażenie, jak go należy rozumieć, demokracji przy przejściu od kapitalizmu do komunizmu.
Tylko w społeczeństwie komunistycznym, kiedy opór kapitalistów ostatecznie jest już złamany, kiedy kapitaliści zniknęli, kiedy
klas niema (t. j. rozróżnienia członków społeczeństwa zależnie od ich stosunku do środków społecznych wytwarzania), — tylko wtedy „znika państwo i mówić można o wolności“. Tylko wtedy możliwą będzie i zostanie urzeczywistnioną demokracja istotnie pełna, istotnie bez żadnych wyłączeń. I wtedy tylko demokracja obumierać zacznie z tej prostej przyczyny, że, wyzwoleni od niewoli kapitalizmu, od niezliczonych potworności, dzikości, bredni, nikczemności eksploatacji kapitalistycznej, ludzie stopniowo przyzwyczajają się do przestrzegania elementarnych, od wieków znanych, w ciągu tysiącoleci powtarzających się we wszystkich wzorach kaligraficznych zasad współżycia, przestrzegania ich bez przymusu i gwałtu, bez posłuszeństwa, bez aparatu specjalnego dla wywierania nacisku, aparatu, który się nazywa państwem.
Wyrażenie „państwo obumiera“ wybrane jest nader trafnie, bo ono wskazuje na stopniowość procesu i na jego żywiołowość.
Tylko przyzwyczajenie może wywrzeć i niewątpliwie wywrze taki wpływ, bo wokół siebie obserwujemy miljon razy, jak łatwo ludzie przyzwyczajają się do przestrzegania niezbędnych dla nich prawideł współżycia, o ile niema wyzysku, niema tego wszystkiego, co oburza, wywołuje bunt i protest, stwarza niezbędność uciskania.
A więc: w społeczeństwie kapitalistycznym demokracja bywa ułomną, nędzną, fałszywą, demokracja dla bogaczów, dla mniejszości. Dyktatura proletarjatu, okres przejścia do komunizmu, po raz pierwszy wykaże demokrację dla ludu, dla większości, współrzędnie z niezbędnym ujarzmieniem mniejszości — eksploatatorów. Jeden tylko komunizm jest w stanie wydać demokrację istotnie pełną, a im ona jest pełniejszą, tem prędzej okaże się niepotrzebną, sama przez się zemrze.
Innymi słowy: w ustroju kapitalistycznym mamy państwo we właściwym słowa znaczeniu, maszynę odrębną dla uciskania jednej klasy przez drugą, nadomiar większości przez mniejszość. Rzecz zrozumiała, że dla powodzenia takiej sprawy, jak systematyczny ucisk większości wyzyskiwanej przez mniejszość wyzyskującą niezbędne są: krańcowa srogość, zwierzęcość ucisku, konieczne morza krwi, po przez które ludzkość dąży do swego losu w niewolnictwie, poddaństwie, najemnictwie.
Następnie, w czasie przejścia od kapitalizmu do komunizmu ucisk jest jeszcze konieczny, ale już ucisk mniejszości wyzyskiwaczów przez większość wyzyskiwaną. Aparat odrębny, machina odrębna dla ucisku, „państwo“ jeszcze jest nieodzowne, ale to już państwo przejściowe, to już nie jest państwo w sensie właściwym, ponieważ ucisk mniejszości eksploatatorów przez większość wczorajszych najmitów-niewolników, jest sprawą na tyle, stosunkowo, lekką, nieskomplikowaną i naturalną, że wymagać będzie bezporównania mniej krwi, aniżeli poskramianie buntów niewolników, poddanych, robotników-najmitów, — kosztować będzie ludzkość dużo mniej.
I to się godzi z rozszerzaniem demokracji na taką przytłaczającą większość ludności, że znikać zaczyna niezbędność odrębnej maszyny ucisku. Eksploatatorzy, rzecz naturalna, nie są w stanie uciskać lud nie rozporządzając taką skomplikowaną machiną przeznaczoną do celu tego, ale lud pokonać może eksploatatorów przy pomocy, bardzo nawet prostej „maszyny“, niemal bez „maszyny“, bez odrębnego aparatu, zwykłą organizacją mas uzbrojonych (w rodzaju Rad Robotniczych i Żołnierskich Delegatów — zauważymy, uprzedzając wypadki).
Wreszcie, komunizm tylko wytwarza zupełną zbędność państwa, ponieważ niema nikogo uciskać, „nikogo“ w sensie klasy, w sensie walki systematycznej z określoną częścią ludności. Nie jesteśmy utopistami i bynajmniej nie negujemy możliwości i nieuchronności ekscesów pojedynczych osób, jak również konieczności tłumienia takich ekscesów. Ale, po pierwsze, do tego nie jest potrzebny aparat odrębny, maszyna specjalna ucisku, czynić to będzie sam lud uzbrojony tak łatwo i lekko, jaki to się zdarza nawet obecnie, kiedy gromada ludzi cywilizowanych rozłącza bijących się w kłótni lub nie dopuszcza gwałtu nad kobietą. Po wtóre, wszak wiemy, że podstawową przyczyną społeczną wybryków, polegających w pogwałceniu zasad współżycia, jest eksploatacja mas, nędza i ubóstwo. Wraz z usunięciem tej przyczyny głównej ekscesy nieuniknienie zaczną „obumierać“.
Nie wiemy, jak szybko i w jakiej kolejności, ale wiemy, że obumierać będą. Z ich obumieraniem i państwo obumrze.
Marks, nie wdając się w utopje, szczegółowiej określił to, co może obecnie określać stosunki przyszłości, mianowicie: rozróżnienie niższej i wyższej fazy (stopnia, etapu) społeczeństwa komunistycznego.
W „Krytyce programu gotajskiego“ obala Marks szczegółowo ideę Lassala o otrzymaniu przez robotnika w ustroju socjalistycznym „nieobciętego“ albo „pełnego wytworu pracy“. Marks udowadnia, że z całej pracy społecznej społeczeństwa całego rzeczą niezbędną będzie potrącić fundusz rezerwowy, na rozszerzenie wytwórczości, na amortyzację i t. p., z przedmiotów zaś spożycia na wydatki zarządu, na szkoły, szpitale, schroniska starców i t. d.
Zamiast mglistego, niejasnego, ogólnikowego fraizesu Lassala („pełny produkt pracy — dla robotnika“) Marks podaje trzeźwy pogląd na to, w jaki mianowicie sposób społeczeństwo, socjalistyczne gospodarować będzie. Marks zbliża się do analizy konkretnej warunków życia społeczeństwa, w którym kapitalizmu nie będzie, i mówi:
„Mamy tutaj do czynienia (przy rozbiorze programu partji robotniczej) nie z takim społeczeństwem komunistycznym, które się rozwinęło na swej podstawie własnej, lecz które powstaje ze społeczeństwa kapitalistycznego i dlatego we wszystkich stosunkach, ekonomicznym, moralnym i umysłowym nosi jeszcze piętno społeczeństwa, z którego ono, wyszło“.
Otóż to społeczeństwo komunistyczne, które tylko co ujrzało światło boże z łona kapitalizmu, które nosi we wszystkich stosunkach piętno dawnego społeczeństwa, Marks nazywa „pierwszą“ albo niższą fazą społeczeństwa komunistycznego.
Środki wytwórczości przestały już być własnością prywatną osób pojedyńczych. Narzędzia produkcji należą do całego społeczeństwa. Każdy członek społeczeństwa, wykonywując pewną część pracy społecznie niezbędnej, otrzymuje zaświadczenie od społeczeństwa, że daną ilość pracy odrobił. Na zasadzie takiego zaświadczenia otrzymuje z magazynów społecznych odpowiednią ilość artykułów spożycia. Po potrąceniu przeto tej ilości pracy, która przeznaczoną jest do funduszu społecznego, każdy robotnik otrzymuje od społeczeństwa tyle, ile mu dał.
Króluje rzekomo „równość“.
Ale kiedy Lassal mówi, mając na względzie ten stan społeczny (zwykle nazywany socjalizmem, a przez Marksa ochrzczony, jako pierwsza faza komunizmu), że to jest „sprawiedliwy podział“, że to „równe prawo każdego do równego wytworu pracy“, to Lassal jest w błędzie i Marks wyjaśnia mu błąd ten:
„Równe prawo“ — mówi Marks — mamy tu je rzeczywiście, ale to jeszcze „prawo burżuazyjne“, które, jak wszelkie prawo, przypuszczać każe nierówność.
Prawo każde jest stosowaniem jednakowej skali do różnych ludzi, którzy w rzeczywistości nie są jednacy, nie są równi jedni drugim; i dlatego „równe prawo“ gwałci równość i sprawiedliwość. W rzeczy samej, każdy otrzymuje, odrobiwszy równą z innymi część pracy społecznej, — równą część społecznego wytworu (po wskazanych potrąceniach).
A przecież ludzie oddzielni nie są równi, jeden jest silniejszy, drugi słabszy; jeden żonaty, drugi nie, jeden ma więcej dzieci, drugi mniej i t. d.
...„Przy pracy równej“ — wnioskuje Marks — a więc przy równym udziale w społecznym funduszu spożywczym, w samej rzeczy jeden otrzyma więcej, aniżeli drugi, będzie bogatszym od drugiego i t. d.; aby uniknąć tego wszystkiego, prawo, zamiast być równym, winno być nierównym.
A więc pierwsza faza komunizmu ani sprawiedliwości i równości dać jeszcze nie może; różnice w zamożności pozostaną i różnice niesprawiedliwe, ale niemożliwą będzie eksploatacja człowieka przez człowieka, bo nie można będzie mieć w posiadaniu prywatnym środków produkcji, fabryk, maszyn, ziemi i t. d. Rozbijając po drobnomieszczańsku niejasny frazes Laissala o „równości“ i „sprawiedliwości“ wogóle, wskazuje Marks na bieg rozwoju społeczeństwa komunistycznego, które zmuszone będzie z początku usunąć tylko tę niesprawiedliwość, że środki wytwórczości zagarnęły jednostki prywatne społeczeństwa, które nie będzie w stanie usunąć odrazu niesprawiedliwości, wynikającej z podziału dóbr „podług pracy“ (a nie podług potrzeb).
Ekonomiści wulgarni, wśród nich profesorowie burżuazyjni, w ich liczbie „nasz“ Tuhan, ciągle zarzucają socjalistom, że jakoby, zapominają o nierówności ludzi i „marzą“ o jej zniesieniu. Zarzut taki, jak widzimy, zdradza tylko wielką ignorancję pp. ideologów burżuazji.
Marks nietylko że w sposób najściślejszy uwzględnia nieuniknioną nierówność ludzi, ale bierze pod uwagę również i to, że samo przejście środków produkcji na własność społeczeństwa („socjalizm“ w zwykłym znaczeniu) nie usuwa braków podziału, i nierówności „prawa burżuazyjnego“, które nie przestaje panować, dopóki produkt? dzielą się „podług pracy“.
...„Ale braki te — kontynuuje Marks — są nieuniknione w pierwszej fazie społeczeństwa komunistycznego w tym stanie, w, jakim ono się zjawia po długich mękach porodu z ustroju kapitalistycznego. Prawo nigdy nie może być wyżej nad budową ekonomiczną i uwarunkowany przez nią rozwój kulturalny społeczeństwa“.
Takim sposobem w pierwszej fazie społeczeństwa komunistycznego (nazywanej zwykle socjalizmem) „prawo burżuazyjne“ unieważnia się nie w całości, a tylko częściowo, tylko w miarę osiągniętego już przewrotu ekonomicznego, t. j. tylko w stosunku do środków wytwarzania. „Prawo burżuazyjne“ przyznaje ich własność prywatną poszczególnych osób. Socjalizm robi środki te własnością wspólną. O tyle — ale tylko o tyle — „prawo burżuazyjne“ odpada.
Ale ono pozostaje w drugiej swej części, pozostaje w charakterze regulatora podziału wytworów i podziału pracy między członków społeczeństwa. „Kto nie pracuje, ten nie powinien jeść“ ta zasada socjalistyczna już została urzeczywistnioną; „za równą ilość pracy, równa ilość wytworów“ — i ta zasada socjalistyczna już jest zrealizowaną. Jednakże to nie jest jeszcze komunizm, i to nie usuwa jeszcze „prawa burżuazyjnego“, podług którego ludziom nierównym za nierówną (faktycznie nierówną) ilość pracy przypada równa ilość produktów.
To są „braki“, mówi Marks, ale są one nieuniknione w fazie pierwszej komunizmu, ponieważ, bez pogrążenia się w utopji, nie można myśleć, że po zniesieniu kapitalizmu, ludzie zaraz nauczą się pracować ma społeczeństwo, nie będąc pobudzani przez prawo oraz przez motywy ekonomiczne — takiej przemiany zniesienie kapitalizmu nie wytworzy odrazu.
A norm innych, krom „prawa burżuazyjnego“, niema. I o tyle pozostaje niezbędność państwa, któreby, zachowując własność społeczną środków wytwarzania, zabezpieczało równość pracy i równość podziału wytworów.
Państwo obumiera, o ile kapitalistów już niema, klas nie ma, nie można przeto uciskać już jakiejkolwiek klasy.
Ale państwo jeszcze nie obumarło zupełnie, pozostaje bowiem ochrona, „prawa burżuazyjnego“, sankcjonującego faktyczną nierówność. Do zupełnego obumarcia państwa niezbędny, komunizm zupełny.
Marks mówi w ciągu dalszym:
Teraz tylko możemy ocenić całą słuszność uwag Engelsa, kiedy wyszydzał bezlitośnie niedorzeczność łączenia pojęć: „wolność“ i „państwo“. Dopóki jest państwo, niema, wolności. Kiedy wolność będzie, państwa nie będzie.
Podstawą ekonomiczną zupełnego obumarcia państwa jest taki wysoki rozwój komunizmu, przy którym znika przeciwstawność pracy umysłowej i fizycznej, a więc znika jedno z najważniejszych źródeł współczesnej nierówności społecznej i przytym źródło takie, którego za pomocą przejścia środków wytwarzania na własność społeczną, jednym wywłaszczeniem kapitalistów odrazu usunąć żadną miarą nie można.
Wywłaszczenie to daje możliwość olbrzymiego rozwoju sił wytwórczych. Widząc zaś, jak już teraz kapitalizm nie do uwierzenia tamuje rozwój ten, jak wiele można by na podstawie współczesnej techniki posunąć naprzód, mamy prawo z najzupełniejszą pewnością twierdzić, iż wywłaszczenie kapitalistów nieuniknienie da w wyniku kolosalny rozwój sił wytwórczych społeczeństwa ludzkiego. Ale w jak szybkim tempie rozwój ten dalej postępować będzie, jak szybko dojdzie do zerwania podziału pracy, do unicestwienia przeciwstawności między pracą, umysłową i fizyczną, do przekształcenia pracy w „przednią potrzebę życiową“, tego nie wiemy i wiedzieć nie możemy.
Dlatego właśnie mamy prawo mówić tylko o nieuniknionym obumieraniu państwa, podkreślając przewlekłość procesu tego, jego zależność od szybkości rozwoju fazy wyższej komunizmu, pozostawiając sprawę terminu i form konkretnych obumarcia otwartą, ponieważ materjału dla rozstrzygania spraw takich niema.
Państwo może obumrzeć całkowicie wtedy, kiedy społeczeństwo urzeczywistni zasadę: „każdy według zdolności, każdemu według potrzeb“, t. j. kiedy ludzie natyle przyzwyczają się do przestrzegania zasadniczych prawideł współżycia i kiedy praca ich będzie na tyle wydajną, że ludzie dobrowolnie pracować będą podług zdolności.
„Wąski widnokrąg prawa burżuazyjnego, zniewalający do obrachunku z czerstwością Shyloka, czy pół godziny nie pracowało się dłużej od drugiego, czy nic zarobiło się mniej od innego, — ten wąski horyzont wtedy zniknie. Nie będzie wymagać wtedy podział produktów normowania ze strony społeczeństwa ilości otrzymywanych przez każdego produktów; każdy nie krępując się brać będzie „podług potrzeb“.
Z punktu widzenia burżuazyjnego takie urządzenia społeczne łatwo jest kwalifikować jako „czystą utopję“, wyśmiewając się, jak to socjaliści „obiecują“ każdemu prawo do otrzymywania od społeczeństwa bez żadnej kontroli nad jego pracą, dowolną ilość trufli, automobilów, pianin i t. d. Takim szczerzeniem zębów dotąd zadawalniają się „uczeni“ burżuazyjni, okazujący tem ignorancję swą i obronę samolubną kapitalizmu.
Nieuctwo, — ponieważ „obiecywać“ tej fazy wyższej w rozwoju komunizmu żadnemu socjaliście nie przychodziło do głowy, przewidywanie zaś wielkich socjalistów, że ona nastąpi, przypuszczać każe nie obecną pracy wydajność i nie współczesnego nam obywatela, zdolnego na ślepo — w rodzaju wychowańców bursy u Poniatowskiego — do uiszczenia społecznego bogactwa i żądania niemożliwego.
Do czasu, kiedy nastanie „wyższa“ faza komunizmu, żądają socjaliści najsurowszej kontroli ze strony społeczeństwa i ze strony państwa nad wymiarem pracy i spożycia, atoli kontrolę tę należy rozpocząć od wywłaszczenia kapitalistów, od ich kontroli przez robotników i prowadzoną być winna ona nie przez państwo urzędników, ale przez państwo uzbrojonych robotników.
Samolubna obrona kapitalizmu przez ideologów burżuazji (wraz z ich cieniami w rodzaju pp. Ceretelli, Czernowów i Sp.) polega właśnie na tem, że przez polemikę i zbyteczne rozmowy o przyszłości dalekiej podmieniają oni na dobie będącą i życiem nabrzmiałą kwestję polityki współczesnej: wywłaszczenie kapitalistów, przemianę wszystkich obywateli w robotników, oddanych jednemu wielkiemu „syndykatowi“, mianowicie: państwu i zupełne poddanie wszystkiej pracy całego syndykatu tego państwu rzeczywiście demokratycznemu, państwu rad delegatów robotniczych i żołnierskich.
W istocie rzeczy, kiedy „uczony profesor“, za nim zwykły obywatel, za obywatelem pp. Ceretelli i Czernow prawią o nierozumnych utopjach, o obietnicach demagogicznych bolszewików, o niemżliwości „wprowadzenia“ socjalizmu, to mają oni na względzie wyższą mianowicie fazę lub stadjum komunizmu, którego nikt nie tylko nie obiecywał „zaprowadzać“, ale nawet o tem nie myślał, albowiem „zaprowadzać“ wogóle jego nie można.
I oto zbliżyliśmy się tutaj do zagadnienia o różnicy między socjalizmem a komunizmem, którego dotknął się Engels w przytoczonym poprzednio rozumowaniu o nieracjonalności nazwy „socjal-demokraci“. Politycznie różnica między pierwszą czyli niższą a wyższą fazą komunizmu z czasem prawdopodobnie olbrzymią będzie, atoli teraz, przy kapitaliźmie, przyznawać ją byłoby śmiesznem oraz wysuwać na plan pierwszy mogliby ją zaledwie pojedyńczy anarchiści (o ile pozostali jeszcze wśród anarchistów ludzie, którzy się niczego nie nauczyli po „plechanowskiej“ przemianie Kropotkinów, Grawa, Kornelissena i innych „gwiazd“ anarchizmu w socjal-szowinistów, albo w anarcho-okopowców, jak się to wyraził jeden z niewielu, ratujących honor i sumienie anarchistów, Gait).
Ale różnica naukowa między socjalizmem a komunizmem jest jasną. To, co zwykle nazywają socjalizmem, Marks nazwał „pierwszą“ albo niższą fazą społeczeństwa komunistycznego. O ile własnością ogólną stają się środki wytwórcze, o tyle wyrazi „komunizm“ i tu znajduje zastosowanie, jeżeli się pamięta, że to nie zupełny komunizm. Wielkie znaczenie wyjaśnień Marksa polega na tem, że konsekwentnie stosuje i tutaj djalektykę materjalistyczną, naukę o rozwoju, rozważając komunizm, jako coś rozwijającego się z kapitalizmu. Zamiast scholastycznie — wymyślonych, „skonstruowanych“ definicji i bezowocnych dyskusji o wyrazy (czem jest socjalizm a czem komunizm), Marks analizuje to, coby nazwać można stopniami dojrzałości ekonomicznej komunizmu.
W fazie swej pierwszej, na pierwszym stopniu komunizm nie może być jeszcze zupełnie dojrzałym ekonomicznie, w zupełności wolnym od tradycji lub pozostałości kapitalizmu. Stąd wypływa takie interesujące zjawisko, jak zachowanie „wąskiego horyzontu prawa burżuazyjnego“ — przy komunizmie w jego fazie pierwszej. Prawo burżuazyjme względem rozdziału produktów spożycia przypuszcza oczywiście w sposób nieunikniony państwo burżuazyjne, ponieważ prawo jest niczem bez aparatu przynaglającego do przestrzegania przepisów prawa.
Pokazuje się, że nietylko przy komunizmie ostaje się w ciągu pewnego czasu prawo burżuazyjne, ale nawet państwo burżuazyjne — bez burżuazji!
To się wydać może paradoksem, albo zwykłą djalektyczną grą umysłu, o co często oskarżają marksizm ludzie, którzy sobie nie zadali nawet pracy, aby zbadać jego treść niesłychanie głęboką.
W rzeczywistości zaś pozostałości starego w nowym życie nam pokazuje na każdym kroku, i w naturze i w społeczeństwie. I niedowolnie wcisnął Marks kawałeczek „burżuazyjnego“ prawa do komunizmu, wziął zaś to, co ekonomicznie i politycznie nieuniknione jest w społeczeństwie, wychodzącem z łona kapitalizmu.
Demokracja posiada znaczenie olbrzymie w walce klasy roboczej przeciw kapitalistom o wyzwolenie. Ale demokracja nie jest zgoła kresem nie do przebycia, lecz tylko jednym z etapów po drodze od feudalizmu do kapitalizmu i od kapitalizmu do komunizmu.
Demokracja oznacza równość. Jest rzeczą zrozumiałą, jakie wielkie znaczenie posiada walka proletarjatu o równość i hasło równości, — jeżeli je się słusznie pojmuje w sensie zniesienia klas. Ale demokracja oznacza tylko równość formalną. I natychmiast tuż zaraz za urzeczywistnieniem równości wszystkich członków społeczeństwa w stosunku do posiadania środków produkcji, t. j. równości pracy, równości płacy roboczej, przed społeczeństwem nieuniknienie powstanie zagadnienie o tem, aby iść dalej, od równości formalnej do istotnej, t. j. do wcielenia w życie zasady: „każdy według zdolności, każdemu według potrzeb“. Przez jakie etapy, drogą jakich zarządzeń praktycznych pójdzie ludzkość do tego celu wyższego, nie wiemy i wiedzieć nie możemy.
Ale jest ważnem wyjaśnić sobie, jak nieskończenie kłamliwem jest przedstawienie burżuazyjne, jakoby socjalizm był czemś martwym, skostniałym, raz na wieki skończonym, kiedy w rzeczywistości dopiero od socjalizmu zacznie się szybki, prawdziwy, naprawdę masowy, z udziałem większości ludności, następnie całej ludności, ruch postępowy we wszystkich sferach życia publicznego i indywidualnego.
Demokracja stanowi formę państwa, jest jedną z jego ukształtowań. A więc wyobraża ona, jak i każde państwo, zorganizowane, systematyczne stosowanie ucisku względem ludzi. To jedna strona. Z drugiej zaś, oznacza, demokracja formalne przyznanie równości obywatelskiej, prawa równego dla wszystkich w urządzeniu i rządzeniu państwem. A to znowu związane jest z tym, że na stopniu pewnym rozwoju demokracji, łączy ona, po pierwsze, klasę rewolucyjną przeciw kapitalizmowi — proletarjat i umożliwia mu rozbicie, rozwalenie, unicestwienie maszyny państwowej burżuazyjnej, choćby nią była republikańsko-burżuazyjna, armji stałej, policji, biurokracji, zastępując to wszystko więcej demokratyczną, jakkolwiek ciągle jeszcze państwową, maszyną, pod postacią uzbrojonych mas robotniczych, stających się milicją.
Tutaj „ilość zamienia się w jakość“: taki stopień demokratyzmu związany jest z rozsadzeniem ram społeczeństwa burżuazyjnego, z początkiem jego budowy socjalistycznej. Jeżeli naprawdę wszyscy uczestniczą w zarządzie państwem, to na kapitalizm przyszedł kres. A rozwój kapitalizmu stwarza warunki, aby rzeczywiście „wszyscy“ mogli uczestniczyć w zarządzie państwem.
Do takich przedwstępnych warunków należy powszechne nauczanie, urzeczywistnione już w najwięcej przodujących krajach kapitalistycznych, dalej „wyszkolenie i karność“ miljonów robotników w wielkich, złożonych, uspołecznionych aparatach poczty, dróg żelaznych, wielkiego, przemysłu i handlu, bankowości i t. d. i t. d. Trzy takich ekonomiczmych przedwstępnych warunkach, jest zupełnie możliwem natychmiastowe, z dziś na jutro, zastąpienie kapitalistów i urzędników w sprawie kontroli produkcji i podziału, w sprawie obrachunku pracy i jej wytworów — przez robotników uzbrojonych, przez lud cały uzbrojony. (Nie należy mieszać kontroli i obrachunku ze sprawą o naukowo wykształconym personelu inżynierów, agronomów i t. d.: panowie ci pracują dziś na usługach kapitalistów, jutro lepiej jeszcze pracować będą na usługach robotników uzbrojonych).
Obrachunek i kontrola — oto co jest najważniejsze, czego wymaga wprowadzenie i prawidłowo działanie pierwszej fazy społeczeństwa komunistycznego. Wszyscy obywatele stają się tutaj najmitami państwa, jakim są uzbrojeni robotnicy. Wszyscy obywatele służą i pracują dla jednego wszechludowego, „syndykatu“ państwowego. Rzecz, cala polega na tym, żeby pracowali na równi, zachowując miarę słuszną pracy i zapłaty równej. Obrachunek i kontrola tego uproszczoną jest przez kapitalizm nadzwyczajnie, sprowadza się do niezwykle prostych, dla każdego piśmiennego człowieka dostępnych operacji notowania i zapisywania, znajomości czterech działań arytmetycznych i wydawania odpowiednich pokwitowań.[3]
Kiedy większa część ludu zacznie wykonywać samodzielnie i powszechnie takie obliczenia i taką kontrolę kapitalistów (zmienionych obecnie w pracujących) i panów inteligentów, którzy zachowali nałogi kapitalistycznego ustroju, wtedy kontrola taka stanie się rzeczywiście powszechną, ogólną, wszechstronną, wszechludową, wtedy w żywy sposób uchylić się od niej nie będzie można, „nie będzie gdzie ujść“ od niej.
Społeczeństwo cale będzie jednym biurem i jedną fabryką z równością pracy i równością płacy.
Ale ta „fabryczna“ karność, którą po zwyciężeniu kapitalistów, po obaleniu eksploatatorów rozpowszechni proletarjat na całe społeczeństwo, w żadnym razie nie wydaje się nam ideałem, ani naszym celem ostatecznym, lecz jedynie stopniem, niezbędnym dla radykalnego oczyszczenia społeczeństwa od bezeceństw i nikczemności eksploatacji kapitalistycznej i dla dalszego postępu.
Z chwilą, kiedy wszyscy członkowie społeczeństwa, albo chociaż by znaczniejsza ich część nauczyli się sami rządzić w państwie, sami sprawę tę wzięli w swe ręce, zaprowadzili kontrolę nad znikomą mniejszością kapitalistów, nad pankami, pragnącymi zachować zwyczaje kapitalistyczne, nad robotnikami, których kapitalizm głęboko zdeprawował — z chwilą tą zaczyna znikać potrzeba wogóle rządu jakiegokolwiek. Im demokracja jest zupełniejszą, tem bliższym jest moment, kiedy się stanie zbyteczną. Im demokratyczniejsze jest „państwo“, składające się z uzbrojonych robotników i będąc już nie państwem we właściwym swym znaczeniu“, tem szybciej zaczyna obumierać wszelkie państwo.
Albowiem, kiedy wszyscy nauczą się kierować i w rzeczy samej samodzielnie będą kierować produkcją społeczną, samodzielne prowadzić będą obliczanie i kontrole pasorzytów, panków, oszustów i t. p. „piastujących tradycję kapitalizmu“, — wtedy uchylanie się od tego ludowego rachunku i kontroli stanie się tak niezwykle trudnym, tak rzadkim wyjątkiem, towarzyszyć mu będzie prawdopodobnie tak szybka i poważna kara (ponieważ robotnicy uzbrojeni — to ludzie życia praktycznego, nie zaś sentymentalni inteligenci i drwić z siebie nie pozwolą), że niezbędność w przestrzegali im prymitywnych zasadniczych norm, obowiązujących w każdym ludzkim współżyciu, bardzo prędko stanie się przyzwyczajeniem.
I wtedy otwarte zostaną naścieżaj drzwi od pierwszej fazy społeczeństwa komunistycznego do stadjum wyższego, a wraz z tem do zupełnego obumierania państwa.
Zagadnienie o stosunku państwa do rewolucji socjalnej i odwrotnie rewolucji socjalnej do państwa niewiele zajmowało teoretyków i publicystów 2-ej Międzynarodówki (1889—1914), jak wogóle sprawa rewolucji. Ale najcharakterystyczniejszym w tym procesie wzrostu stopniowego oportunizmu, który doprowadził do bankructwa 2-ej Międzynarodówki w 1914 r., jest to, że kiedy nawet zbliżali się do zagadnienia tego, to usiłowali ominąć je lub zlekceważyć.
Wogóle rzec można, że z powodu tego omijania i unikania sprawy stosunku rewolucji proletariackiej do państwa, co było dla oportunizmu wygodnym, wynikło zwulgaryzowanie marksizmu i jego obniżenie.
Aby choć pobieżnie scharakteryzować ten smutny proces, pokażemy go w roztrząsaniach dwóch głośnych teoretyków marksizmu, Plechanowa i Kautsky‘ego.
Plechanow poświęcił sprawie stosunku anarchizmu do socjalizmu specjalną broszurę: „Anarchizm i socjalizm“, która się ukazała
w języku niemieckim w r. 1894.
Plechanow rozprawił się z tematem dowcipnie, ominąwszy zupełnie rzecz najwięcej aktualną, palącą i najważniejszą w walce przeciw anarchizmowi, mianowicie stosunek rewolucji do państwa i wogóle zagadnienie państwa!
W broszurze jego wyróżnić należy dwie części: jedną — literacko-historyczną z materjałem wartościowym o rozwoju idei Stirnera, Prudhona i t. d. i drugą: filisterską a prostackim rozwodzeniem się nad tym, że nie można odróżnić anarchisty od bandyty.
To połączenie jest arcyzabawne i arcycharakterystyczne dla całej działalności Plechanowa w przeddzień rewolucji i w okresie rewolucyjnym w Rosji: oto Plechanow ukazał się nam w 1905—1917 latach — na poły doktrynerem, na poły filistrem, w polityce wlokącym się w ogonie burżuazji.
Widzieliśmy, jak Marks i Engels, polemizując z anarchistami, najstaranniej wyjaśniali poglądy swe na stosunek rewolucji do państwa. Engels, wydając w 1891 r. „Krytykę programu Gotajskiego“ Marksa, pisał, że „my (t. j. Engels i Marks) z zapałem wtedy walczyliśmy z Bakuninym i jego anarchistami — po kongresie haskim Międzynarodówki (pierwszej) upłynęło zaledwie dwa lata“.
Anarchiści usiłowali mianowicie ogłosić Komunę paryską rzekomo za „swoją“, udawadniającą ich doktrynę, przyczem nie zrozumieli zupełnie lekcji Komuny i analizy lekcji tych przez Marksa. Nawet nic przybliżanego do prawdy w sprawach konkretnie politycznych anarchizm nie podał; nie wypowiedział się też: czy należy rozbić starą maszynę państwową i przez co ją zastąpić.
Ale mówić o „anarchizmie i socjalizmie“, omijając zupełnie kwestję państwa, nie spostrzegając całego rozwoju marksizmu przed i po Komunie, oznaczało to nieunikniony upadek do oportunizmu. Na tem właśnie zależy oportunizmowi najwięcej, aby obie tylko co wskazano, tu kwestje, nie były stawiane. To już jest zwycięstwo oportunizmu.
W literaturze rosyjskiej znajduje się niewątpliwie daleko więcej przekładów utworów Kautsky‘ego, aniżeli w jakiejkolwiek innej. Nie napróżno żartują sobie niektórzy socjaldemokraci niemieccy, że Kautsky‘ego czytają w Rosji więcej, aniżeli w Niemczech.
Znanym jest zwłaszcza w Rosji Kautsky, po za popularnym wykładem marksizmu, ze swej polemiki z oportunistami, z Bernsteinem na czele. Ale niemal nikomu nieznany jest fakt, o którym jednak zapominać nie wolno, kiedy kto sobie kładzie za zadanie zbadać, w jaki sposób stoczył się Kautsky do tej nieprawdopodobnie hańbiącej dezorjentacji i obrony socjal-szowinizmu w czasie największego kryzysu z lat 1914—15.
Faktem jest, że nim wystąpił przeciw wybitniejszym reprezentantom oportunizmu we Francji (Millerendowi i Jauresowi) i w Niemczech (Bernsteinowi), Kautsky wielce się wahał. „Zorza“ marksowska, wychodząca w 1901—02 latach w Sztuttgarcie, walcząca o poglądy rewolucyjnie-proletarjackie, zmuszaną się widziała do polemiki z Kautskym, nazywając „kauczukową“ jego połowiczną, niezdecydowaną, pojednawczą w stosunku do oportunistów rezolucję na międzynarodowym kongresie socjalistycznym 1900 r. W literaturze niemieckiej wydrukowanie były Listy Kautsky‘ego, zdradzające nie mniejsze jego wahania, od tych jakim ulegał Bernstein, zanim został przez niego zaatakowany.
Nieskończenie jednak większe znaczenie posiada ta okoliczność, że w samej jego polemice z oportunistami, w samym stawianiu kwestji i sposobie jej traktowania zauważyć można dziś, kiedy zaznajamiamy się z historją najnowszej zdrady marksizmu przez Kautsky‘ego, systematyczne odchylenia w stronę oportunizmu, mianowicie w sprawie państwa. Weźmy pierwszą większą pracę Kautsky‘ego przeciw oportunizmowi, jego książkę „Bernstein i socjal-demokracja“. Kautsky drobiazgowo zbija Bernsteina. Ale oto co jest charakterystyczne.
Bernstein w swoich herostratowo głośnych „przesłankach socjalizmu“, oskarża marksizm o „blankizm“ (odtąd oskarżenie to tysiąckrotnie powtarzają oportuniści i liberalna burżuazja, jako argument przeciw wyznawcom marksizmu rewolucyjnego, bolszewikom). Bernstein zatrzymuje się przytem specjalnie na „Wojnie domowej we Francji“ i sili się — jak żeśmy to widzieli, zupełnie bez powodzenia) — utożsamić punkt widzenia Marksa na doświadczenia. płynące z Komuny z punktem widzenia Prudhona. Szczególniejszą zaś uwagę Bernsteina wywołuje wniosek Marksa, przezeń podkreślony w przedmowie z 1872 r. do „Manifestu Komunistycznego“, wniosek, który
opiewa: „klasa robocza nie może tak prosto opanować istniejącej maszyny państwowej i uruchomić ją dla celów własnych“.
Bernsteinowi tak bardzo spodobała się ta sentencja, że aż trzykrotnie powtarza ją w swej książce, komentując ją w najwięcej opacznym, oportunistycznym sensie.
Marks, jak żeśmy to widzieli, twierdzi przez to, że klasa robotnicza winna rozbić, złamać, wysadzić (Sprengung, wybuch, — wyrażenie użyte przez Engelsa) całą maszynę państwową. A podług Bernsteina wygląda na to, jakoby Marks przestrzegał klasę robotniczą przeciw nadmiernej rewolucyjności przy zagarnianiu władzy!
Trudno sobie wyobrazić więcej nieokrzesane i więcej szkaradne wypaczenie myśli Marksa.
W jakiż sposób postąpił Kautsky w swym najdrobiazgowszym zwalczaniu bernstejnady?
Uchylił się od zanalizowania całej głębi wypaczenia marksizmu w tym miejscu. Zacytował przytoczony wyżej ustęp z przedmowy Engelsa do „Wojny domowej“ Marksa, dodając, że, podług Marksa, klasa robotnicza .nie może poprostu opanować istniejącej maszyny państwowej, ale że wogóle może ja opanować, i na tym koniec.
O tem, że Bernstein wmawiał Marksowi poglądy wprost przeciwne do rzeczywistej myśli Marksa, że Marks od 1852 r., jako zadanie rewolucji proletariackiej stawiał „rozbicie“ maszyny państwowej, o tem Kautsky nie mówi ani słowa. Skutek jest tego taki, że najrdzenniejsza różnica między marksizmem a oportunizmem w kwestji zadań rewolucji proletarjackiej została przez Kautsky‘ego zatuszowaną!
„Rozstrzygnięcie zagadnienia o dyktaturze proletarjatu — pisał Kautsky przeciw Bernsteinowi — z całym spokojem pozostawić możemy przyszłości.“
To nie jest polemika przeciw Bernsteinowi, w rzeczywistości jest to ustępstwo dla niego, kapitulacja przed oportunizmem, albowiem oportunistom niczego na razie więcej nie potrzeba, jak tylko, aby „z całym spokojem pozostawić przyszłości“ wszystkie zasadnicze, kwestje o zadaniach rewolucji proletariackiej.
Marks i Engels od 1852 r. do 1891, w ciągu czterdziestu lat nauczali proletarjat tego, że musi rozbić maszynę państwową. A Kautsky w 1899r., wobec kompletnej zdrady przez oportunistów marksizmu, w punkcie tym ucieka się do wybiegów i kwestję o to, czy jest rzeczą niezbędną rozbicie tej maszyny, zamienia kwestją o formach konkretnych rozbicia i ukrywa się w cieniu „bezspornej“ (i bezpłodnej) prawdy filisterskiej, że o formach konkretnych z góry nic wiedzieć nie możemy!
Między Marksem i Kautsky‘m — leży przepaść w ich stosunku do zadań partji proletariackiej o przygotowywaniu klasy robotniczej do rewolucji.
Weźmy następną, więcej dojrzałą pracę Kautsky‘ego, poświęconą również w stopniu znacznym zwalczaniu błędów oportunizmu. Jest nią broszura o „Rewolucji socjalnej“. Autora zajmuje tutaj specjalnie temat o „rewolucji proletairjackiej“ i o „porządku proletarjackiim“. Autor wiele cennego zgromadził tu, ale właśnie sprawa o państwie została przezeń pominiętą. Mówi się tam o zdobyciu władzy państwowej, i nic nad to, t. j. sprawę tak się formułuje, że się robra ustępstwa oportunistom przez przypuszczenie zdobycia władzy bez zburzenia maszyny państwowej. To właśnie, co Marks ogłosił w 1872 r. jako rzecz „przestarzałą“ w programie „Manifestu Komunistycznego“, wskrzesza Kautsky w 1892 r.
W broszurze poświęcony jest specjalny rozdział „Formie i orężowi rewolucji socjalnej“. Jest tam mowa o politycznym strajku powszechnym, o wojnie domowej i o takich „narzędziach siły współczesnego wielkiego państwa, jak armja i biurokracja“, ale ani dudu o tem, czego już nauczyła robotników Komuna. Jest rzeczą oczywistą, że nic napróżno przestrzegał Engels, zwłaszcza socjalistów niemieckich, przed „zabobonnym szacunkiem“ dla państwa.
Kautsky wykłada sprawę w ten sposób: zwycięski proletarjat „urzeczywistni program demokratyczny“ i podaje jego paragrafy. O tem, co nowego, dał 1871 rok w sprawie zastąpienia przez demokrację proletarjacką demokracji burżuazyjnej, ani słowa. Wykręca się od togo Kautsky przy pomocy takich „poważnie“ brzęczących ogólników:
„Samo przez się jest rzeczą oczywistą, że nie zdobędziemy władzy przy porządkach obecnych. Rewolucja przypuszcza długą i głęboko ogarniającą zachłanną walkę, która zmieni socjalną i polityczną budowę obecną“.
Niewątpliwie, że to „samo przez się jest oczywiste“, jak i to, że konie jedzą owies i że Wołga płynie ku morzu Kaspijskiemu. Szkoda tylko, że przy pomocy tego pustego i nadętego frazesu o zachłannej walce omija się tę powszednią dla proletarjatu rewolucyjnego kwestję, w czym wyraża się „głębia“ jego rewolucji w stosunku do państwa, do demokracji w odróżnieniu od poprzednich, nieproletarjackich rewolucji.
Omijając tę kwestję, Kautsky w rzeczywistości w tym zasadniczym punkcie ustępuje oportunizmowi, wojując z nim groźnie słowami, podkreślając znaczenie „idei rewolucji“ (czy dużo wartą jest ta „idea“, jeżeli się obawia propagować robotnikom idee konkretne rewolucji?), lub mówiąc: „przedewszystkiem idealizm rewolucyjny“, lub ogłaszając robotników angielskich za „bodaj co innego, niż drobnomieszczan“.
„W społeczeństwie socjalistycznym — pisze Kautsky — istnieć mogą obok siebie... najrozmaitsze formy przedsiębiorstw: biurokratyczne (??) trades-unionistyczne, spółdzielcze, indywidualne“...
„Istnieją, naprzykład, przedsiębiorstwa, które obejść się nie mogą bez organizacji biurokratycznej (??) — jak koleje żelazne. Tutaj organizacja demokratyczna może otrzymać kształt taki: robotnicy wybierają delegatów, którzy formują coś nakształt parlamentu, dla urządzenia pracy i kontroli aparatu biurokratycznego. Inne przedsiębiorstwa przekazać można związkom robotniczym, lub organizować na podstawach spółdzielczych“.
Jest to błędne rozumowanie i stanowi uwstecznienie w stosunku do wyjaśnień, udzielonych w 70-ych latach przez Marksa i Engelsa z powodu Komuny.
Z punktu widzenia rzekomo niezbędnej „biurokratycznej“ organizacji koleje żelazno zgoła niczem nie odróżniają się od wszystkich wogóle przedsięwzięć wielkiego przemysłu, fabryki, wielkiej gospodarki rolno-kapitalistycznej. We wszystkich tego rodzaju przedsiębiorstwach nakazuje technika bezwzględną najściślejszą karność, największą dokładność przy wykonywaniu przez każdego wyznaczonej mu roboty pod groźbą zatamowania całej pracy, zepsucia mechanizmu i wytworu pracy. We wszystkich tego rodzaju przedsiębiorstwach robotnicy będą oczywiście „wybierać delegatów, którzy utworzą coś w rodzaju parlamentu“.
Ale w tem leży sens cały, że to „coś w rodzaju parlamentu“ nie będzie parlamentem w znaczeniu burżuazyjno-parlamentarnych urządzeń. Na tem polega sens właściwy, że to „coś w rodzaju parlamentu“ nie będzie tylko „urządzało pracę i kontrolę aparatu biurokratycznego“, jak to sobie wyobraża Kautsky, którego idea nie przekracza ramek parlamentaryzmu burżuazyjnego.
W społeczeństwie socjalistycznym „coś w rodzaju parlamentu“ z deputatów robotniczych oczywiście będzie „kierować pracą i kontrolować aparat biurokratyczny“, ale aparat ten nie będzie biurokratycznym.
Robotnicy, zdobywszy władzę polityczną, rozbiją dawny aparat biurokratyczny, złamią go do podstaw, kamień na kamieniu nie zostawią na nim, zastąpią go przez nowy, składający się z tychże samych robotników i urzędników, przeciw przekształceniu się których w biurokratów zastosowane zostaną natychmiast środki, szczegółowo omówione przez Marksa i Engelsa: 1) tnie tylko obieralność ale i natychmiastowa usuwalność; 2) płaca nie wyższa od płacy robotnika; 3) dążenie bezwłoczne, aby wszyscy pełnili czynności kontroli i dozoru, aby wszyscy co pewien czas stawali się „biurokratami“, a więc aby nikt nie mógł zostać „biurokratą“.
Kautsky zupełnie nie wniknął w myśl Marksa: „Komuna była stowarzyszeniem nie parlamentarnym, lecz pracującym, jednocześnie prawodawczem i wykonawczem“.
Kautsky zupełnie nie zrozumiał różnicy między parlamentaryzmem burżuazyjnym, łączącym demokrację (nie w interesach ludu) z biurokracją (przeciw ludowi), — a demokratyzmem proletariackim, który natychmiast przedsięweźmie środki, podcinające biurokratyzm w jego podstawach, i który doprowadzi środki te do końca, do zupełnego zniesienia biurokratyzmu, do pełnego wprowadzenia demokracji w interesie ludu.
Kautsky ujawnił tutaj ową „cześć zabobonną“ dla państwa, „wiarę zabobonną“ do biurokratyzmu.
Przejdźmy do ostatniej i lepszej pracy Kautsky‘ego przeciw oportunistom, do jego broszury „Droga do władzy“. Broszura stanowi wielki krok naprzód, o ile w niej się mówi nie o programie rewolucyjnym wogóle, jak w broszurze 1899 r. przeciw Bernsteinowi, nie o zadaniach rewolucji1 socjalnej bezwzględnie do czasu jej nadejścia, jak w broszurze „Rewolucja socjalna“ 1902 r., lecz o warunkach konkretnych, zmuszających nas do uznania, że „era rewolucji“ nadchodzi.
Autor w sposób określony wskazuje na zaostrzenie przeciwieństw klasowych wogóle i na imperjalizm, grający w tem szczególniej dużą rolę. Po okresie rewolucyjnym 1789—1871 lat dla Europy Zachodniej, zaczyna się od 1905 r. okres analogiczny dla Wschodu“. „Wojna światowa nadciąga z groźną szybkością“. „Nie może proletarjat więcej już mówić o przedwczesnej rewolucji“. „Wstąpiliśmy w okres rewolucyjny“. „Zaczęła się era rewolucyjna“.
Oświadczenia te są zupełnie wyraźne. Ta broszura Kautsky‘ego winna stanowić sprawdzian tego, czym obiecywała stać się socjaldemokracja, niemiecka przed, wojną imperjalistyczną, jak zaś nędznie upadła (wraz z Kautskym) po wybuchu wojny. „Sytuacja obecna — pisał Kautsky w tej broszurze — prowadzi ku temu niebezpieczeństwu, że nas (niemiecką socjaldemokrację) łatwo mogą uważać za więcej umiarkowanych, aniżeli jesteśmy“.
I cóż się okazało? Oto, partja socjaldemokratyczna niemiecka jest nieporównanie więcej umiarkowaną i oportunistyczną, aniżeli to się zdawało!
Tem więcej charakterystyczne jest to, że przy takiej określoności oświadczeń Kautsky‘ego co do rozpoczynającej się już ery rewolucji, w broszurze, poświęconej — według własnych jego słów — analizie właśnie zagadnienia o „rewolucji politycznej“, on znowu zupełnie ominął kwestję państwa.
Z sumy tych obejść zagadnienia tego, przemilczań, odchylań, otrzymujemy owe nieuniknione przejście do oportunizmu, o czem zaraz pomówimy.
Socjaldemokracja niemiecka, w osobie Kautsky‘ego jak gdyby oświadczała: pozostaję przy poglądach rewolucyjnych (1899 r.). Uznaję, zwłaszcza nieuchronność rewolucji socjalnej proletarjatu (1902). Przyznaję nadejście nowej ery rewolucji (1909). Ale tem nie mniej idę wstecz od tego, co już w 1852 r. Marks mówił, jak tylko postawioną jest kwestja o zadaniach rewolucji proletariackiej w stosunku do państwa (1912 r.).
Tak mianowicie stanęła kwestja w polemice z Pannekukiem.
Pannekuk wystąpił przeciw Kautskiemu, jako jeden z przedstawicieli tego „lewicoworadykalnego“ prądu, liczącego w szeregach swych Różę Luksemburg, Karola Radka i in., prądu, broniącego taktyki rewolucyjnej i uznającego, iż Kautsky skłania się ku „centrum“, wahającemu się bezideowo między marksizmem a oportunizmem. Słuszność tego przeświadczenia wykazała w pełni wojna, kiedy prąd „centrum“ (niesłusznie nazywanego „marksowskim“) albo „kautskjanstwo“ ujawnił się w całej swej wstrętnej ohydzie.
W artykule: „Ruch masowy i rewolucja“ (Neue Zeit, 1912; XXX, 2), poruszającym kwestję państwa, scharakteryzował Pannekuk stanowisko Kautskiego, jako „bierny radykalizm“, „teorję bezwładnego oczekiwania“. „Kautsky widzieć nie chce procesu rewolucji“ (str. 616).
Stawiając w ten sposób kwestję, Pannekuk zbliżył się do interesującego nas tematu o zadaniach rewolucji proletarjackiej w stosunku do państwa.
„Walka proletarjatu — pisał — nie jest walką przeciw burżuazji o władzę państwową, lecz walką przeciw władzy państwowej... Treść rewolucji proletariackiej stanowi zniszczenie narzędzi siły państwa i zastąpienie ich (dosłownie: rozpuszczenie ich, Auflösung) przez narzędzia siły proletarjatu... Walka zakończy się wtedy tylko, kiedy w wyniku jej ostatecznym zupełnie zburzoną zostanie organizacja państwowa. Organizacja większości udawadnia przez to swą przewagę, że usuwa organizację mniejszości panującej“ (str. 548).
Sformułowanie tych myśli przez Pannekuka posiada wielkie braki. Ale idea jednak jest jasną, ciekawe przeto, w jaki sposób odpierał ją Kautsky.
„Dotąd — pisał — przeciwstawność między socjaldemokratami a anarchistami polegała na tem, że pierwsi: chcieli opanować władzę państwową, drudzy — zburzyć ją. Pannekuk chce jednego i drugiego“, (str. 724).
Jeżeli wykład Pannekuka cierpi na brak zwięzłości i konkretnego ujęcia (nie mówiąc tutaj o brakach innych nie odnoszących się do rozważanego teraz tematu), to Kautsky, rozbierając wysuniętą przez Pannekuka zasadniczą tezę, opuścił zupełnie grunt marksizmu, przeszedł w całości do oportunizmu. Różnicę między socjaldemokratami i anarchistami określił najfałszywiej, skaził marksizm i ostatecznie go spospolitował.
Różnica między marksistami i anarchistami polega na tem:
1) Pierwsi, kładąc za cel swój usumięcie zupełne państwa, uznają, że cel ten urzeczywistniony być może tylko po zniesieniu klas przez rewolucję socjalistyczną, jako wynik zaprowadzenia socjalizmu, prowadzącego do zamarcia państwa; drudzy dążą do zniesienia zupełnego państwa z dziś na jutro, nie pojmując warunków urzeczywistnienia tego.
2) Pierwsi uważają za niezbędne, aby proletarjat, zdobywszy władzę, polityczną, zburzył w całości dawną machinę państwową, zastąpiwszy ją przez nową, składającą się z organiziacji robotników uzbrojonych według typu Komuny; drudzy, obstając przy zburzeniu machiny państwowej, nie zdają sobie zupełnie sprawy przez co proletarjat ją zastąpi i w jaki sposób korzystać będzie z władzy rewolucyjnej; zaprzeczają nawet wykorzystaniu władzy państwowej przez rewolucyjny proletarjat, jego dyktaturę rewolucyjną.
3) Pierwsi domagają się przygotowania proletarjatu do rewolucji na drodze wykorzystania państwa współczesnego; anarchiści to odrzucają.
W polemice tej marksizm reprezentowany jest jednak przeciw Kautskiemu przez Pannekuka, ponieważ właśnie Marks nauczał, że proletarjat nie może poprostu opanować władzy państwowej w sensie przejścia do rąk nowych dawnego aparatu państwowego, lecz winien rozbić, złamać aparat ten, zastąpić go przez nowy.
Kautsky ucieka od marksizmu do oportunistów wobec tego, że u niego zanika ta potrzeba zburzenia machiny państwowej, co jest nie do przyjęcia dla oportunistów, którzy pozostawiają sobie furtkę przez komentowanie „opanowania“, jako naturalnego nabytku większości.
W celu zamaskowania swego skażenia marksizmu, Kautsky ucieka się do „cytaty“ samego Marksa. W 1850 r. pisał Marks o niezbędności „całkowitej centralizacji siły w rękach władzy państwowej“. I zapytuje Kautsky tryumfująco: czy nie chce Pannekuk zburzenia „centralizmu“?
To już jest zwykłym kuglarstwem, podobnym do utożsamiania bernsteinowskiego marksizmu i prudhonizmu w poglądach na federację w miejsce centralizmu.
„Cytata“ Kautskiego ni wpięć ni wdziewięć. Centralizm jest możliwym i przy dawnej i nowej machinie państwowej. Jeżeli robotnicy dobrowolnie zjednoczą swe siły uzbrojone, to będzie centralizm, ale oparty na „zupełnym zburzeniu“ centralistycznego aparatu państwowego, armji stałej, policji, biurokracji. Kautski w sposób zgoła oszukańczy omija doskonale znane wywody Marksa i Engelsa o Komunie, wytrząsając cytatę nieodnoszącą się do zagadnienia.
...„Być może, Pamnekuk pragnie unicestwiania czynności państwowych urzędników?“ kontynuuje Kautsky. Ależ nie obchodzimy się bez urzędników w organizacji zarówno partyjnej jak i zawodowej, nie mówiąc już o zarządzie państwowym. Program nasz wymaga nie skasowania, urzędników państwowych, lecz obieralności urzędników przez naród...
...Mowa jest u nas obecnie nie o tem, jakie kształty przyjmie aparat zarządu w „państwie przyszłości“, lecz o tem, czy znosi nasza walka polityczna władzę państwową przed jej zdobyciem (podkreślenie Kautskiego). „Jakież ministerjum z jego urzędnikami może być usunięte?“ Po wyliczeniu ministerjów oświaty, sprawiedliwości, skarbu, wojny, oznajmia: „Żadne z obecnych ministerjów usunięte nie zostanie przez naszą walkę polityczną przeciw rządowi... Powtarzam dla uniknięcia nieporozumień: rzecz nie w tem, jaką formę „państwu przyszłości“ nada zwycięska socjaldemokracja, lecz w tem, w jaki sposób zmienia nasza opozycja państwo obecne“. (Str. 725).
Jest to oczywista szulerka. Pannekuk stawiał właśnie kwestję rewolucji. O tem powiedziane jest wyraźnie zarówno w nagłówku artykułu jego, jak i w cytowanych ustępach. Przeskakując ma sprawę „opozycji“, podstawia Kautski rewolucyjny punkt widzenia na oportunistyczny. Podług niego tak się rzecz ma: teraz opozycja, po zdobyciu zaś władzy pomówimy osobno. Rewolucja znika... Tego właśnie potrzeba oportunistom.
A tu sprawa idzie właśnie nie o opozycji i nie o walce politycznej wogóle, lecz o rewolucji. Rewolucja polega na tem, że proletarjat burzy „aparat rządzenia“ i cały aparat państwowy, zastępując go przez, nowy, złożony z robotników uzbrojonych. Ujawnia Kautsky „szacunek zabobonny“ do „ministerjów“, ale czemu one nie miały by być zastąpione przez komisje, dajmy na to, specjalistów przy wszechwładnych radach robotników i żołnierzy?
Istota sprawy bynajmniej nie na tym polega, czy pozostaną „ministerja“, czy powstaną „komisje specjalistów“ lub inne instytucje — to zupełnie nie jest ważne. A rzecz w tem, czy zostanie zachowaną stara machina państwowa (związana tysiącem nici z burżuazją i nawskroś przepojoną rutyną i zaśniedziałością), czy też zostanie zniweczoną i zastąpioną przez nową. Rewolucja nie na tem ma polegać, aby klasa nowa rządziła, kierowała przy pomocy starej machiny państwowej, lecz na tem, aby ona rozbiła tę machinę i rządziła, kierowała przy pomocy nowej maszyny — tę zasadniczą myśl Kautsky zatuszował lub zgoła jej nie zrozumiał.
Jego ujęcie sprawy urzędników dowodzi wyraźnie, że on nie zrozumiał doświadczenia Komuny i nauk Marksa. „Nie obcbodzimy się bez urzędników ani w partyjnej ani w zawodowej organizacji“...
Nie obchodzimy się bez urzędników przy kapitalizmie, przy panowaniu burżuazji. Uciskany jest proletarjat, masy pracujące ujarzmione przez kapitalizm. Zwężoną jest demokracja przy kapitalizmie, ściśnioną, obrzezaną, spotworniałą przez całe otoczenie niewoli najemnej, nędzy i biedy mas. Dlatego i tylko dlatego, w naszych politycznych i zawodowych organizacjach osoby urzędujące psują się (ściślej mówiąc, mają ku temu tendencję) dzięki otoczeniu kapitalizmu i zdradzają dążności do przekształcenia się w biurokratów, t. j. w oderwane od mas, stawiające się nad masami, uprzywilejowane osoby.
Na tym polega istota biurokratyzmu i dopóki kapitaliści nie są wywłaszczeni, dopóki burżuazja nie powalona, dotąd nieuniknioną, jest w pewnym stopniu „biurokratyzacja“ nawet proletariackich funkcjonariuszy.
Podług Kautskiego rzecz się ma tak: jeżeli pozostaną wybieralni funkcjonarjusze, to pozostaną urzędnicy przy socjalizmie, pozostanie biurokracja! Akurat jest to pogląd fałszywy. Na przykładzie wszak Komuny Marks pokazał, że przy socjalizmie osoby urzędujące przestają być „biurokratami“, „urzędnikami“, przestają nimi być w miarę wprowadzania oprócz obieralności jeszcze usuwalności w każdym czasie oraz sprowadzenia płacy do przeciętnego poziomu robotniczego i zastąpienia urządzeń parlamentarnych przez „pracujące“, t. j. „prawodawcze i wykonawcze jednocześnie“.
W istocie rzeczy, cała argumentacja Kautskiego przeciw Pannekukowi i zwłaszcza wspaniały dowód Kautskiego, że w zawodowych i partyjnych organizacjach nie obchodzimy się bez urzędników, jest powtarzaniem przez Kautskiego starych „dowodów“, Bernsteina przeciw marksizmowi wogóle. W swym zaprzańczym dziele „Przesłanki socjalizmu“ Bernstein występuje przeciw ideom „prymitywnej“ demokracji, przeciw temu, oo nazywa „demokratyzmem doktrynerskim“ — instrukcje poselskie, urzędy bez wynagrodzenia, bezsilne przedstawicielstwo centralne i t. d. Na dowód upadłości „demokratyzmu prymitywnego“ powołuje się Bernstein na doświadczenie trades-unionów angielskich w interpretacji małżonków Webb. W ciągu 70 lat swego rozwoju, trades-unions‘y rozwijające się rzekomo „w pełni wolności“, przekonały się o nieodpowiedniości demokratyzmu prymitywnego i zastąpiły go przez zwykły parlamentaryzm połączony z biurokracją.
W rzeczywistości jednak, trades-unions‘y rozwijały się nie w „pełni wolności“, lecz; w pełnej kapitalistycznej niewoli, przy której oczywiście trudno się „obyć“ bez szeregu ustępstw panującemu złu, przemocy, fałszowi, wyłącznie biedoty od „wyższego“ zarządu. Przy socjaliźmie wiele z demokracji „pierwotnej“ niewątpliwie wskrzeszone zostanie, ponieważ w historji społeczeństw cywilizowanych masa ludności wzniesie się do uczestnictwa samodzielnego nietylko w głosowaniu i wyborach, lecz w zarządzie codziennym. Przy socjaliźmie po kolei zarządzać będą wszyscy i rychło się przyzwyczają, aby nikt nie rządził.
Marks z jego genjalnie krytyczno-analitycznym umysłem spostrzegł w zarządzeniach praktycznych Komuny ten przełom, któtego się obawiają i którego nie chcą oportuniści uznać tchórzliwie, nie chcąc zerwania bezpowrotnego z burżuazją, a którego anarchiści bądź z pośpiechu nie widzą bądź z niepojmowania wogóle warunków zbiorowych przewrotów socjalnych.
„Nie należy nawet myśleć o zburzeniu starej maszyny państwowej, jakże się mamy obejść bez ministerjów i bez urzędników“ — rozprawia oportumista, nawskroś przepojony filisterstwem, nietylko nie wierzący w rewolucję, w siłę twórczą rewolucji, lecz śmiertelnie obawiający się jej (jak się jej boją mienszewicy i eserzy).
„Myśleć należy tylko o zburzeniu starej maszyny państwowej, darmo wnikać w doświadczenia konkretne poprzednich rewolucji proletarjackich i analizować, przez co i w jaki sposób zastąpić zburzone“ — rozprawia anarchista (prawdziwy anarchista, nie taki, co wślad za pp. Kropotkinami i S-ka wlecze się za burżuazją); i u anarchisty zjawia się taktyka rozpaczy, nieraz bezlitośnie śmiałej i jednocześnie liczącej się z warunkami praktycznemi ruchu mas i pracy rewolucyjnej nad zadaniami konkretnemi.
Marks nauczył nas unikać obu błędów, wpajał odwagę do burzenia starej machiny państwowej i jednocześnie nakazywał stawiać kwestję konkretnie: Komuna w ciągu kilku tygodni była w stanie przystąpić do budowy nowej proletarjackiej machiny państwowej po zastosowaniu omówionych środków demokratyzacji i wyplenienia biurokratyzmu. Uczmy się od komunardów odwagi rewolucyjnej, w ich praktycznych poczynaniach upatrujmy te natychmiastowo-niezbędne środki i sposoby postępowania, po których drodze idąc, obalimy biurokratyzm.
Możliwość takiego obalenia poręczona jest przez to, że socjalizm skróci dzień roboczy, wzniesie masy do życia nowego, wytworzy dla większości ludności warunki pozwalające wszystkim bez wyjątku wykonywać „czynności państwowe“, a to prowadzi do zupełnego obumarcia państwa wogóle.
...„Zadanie strajku powszechnego — ciągnie Kautsky — nie może nigdy polegać na tem, aby zburzyć moc państwową, lecz na tem tylko, aby doprowadzić rząd do ustępstw w danej określonej sprawie albo też, aby zastąpić wrogi dla proletarjatu rząd przez liczący się z, jego żądaniami. ...Nigdy atoli i w żadnych warunkach to zwycięstwo proletarjatu nad wrogim rządem nie może prowadzić do zburzenia władzy państwowej, lecz tylko do pewnych przegrupowań stosunku sił wewnątrz rządu... I celem naszej walki politycznej jest teraz, jak i poprzednio, zdobycie władzy państwowej przez osiągnięcie w parlamencie większości i przekształcenie parlamentu w pana i władcę rządu“.
Jest to już najczystszej wody i najnędzniejszy oportunizm, wyrzeczenie się w rzeczywistości rewolucji i trzymanie się frazesu o niej.
Nie sięga dalej myśl Ksutskiego po nad „rząd, liczący się z żądaniami proletarjatu“ — jest to krok wstecz ku filisterstwu w porównaniu z 1847 r„ kiedy „Manifest Komunistyczny“ proklamował „organizację proletarjatu w klasę panującą“.
Niechże Kautsky urzeczywistnia umiłowaną przezeń „jedność“ z Szajdemanami, Plechanowymi, Vanderweldami, którzy wszyscy gotowi walczyć o „rząd liczący się z proletarjatem“.
Co do nas, odgrodzimy się od tych zdrajców socjalizmu i walczyć będziemy o zburzenie całej dawnej machiny państwowej, aby uzbrojony proletarjat został rządem. A to są — „dwie wielkie różnice“.
Niechże Kautisky pozostaje w miłym towarzystwie Legienów, Dawidów, Plechanowów, Potresowów, Ceretellich i Czernowów, godzących się w zupełności na „przesunięcia stosunków sił wewnątrz władzy państwowej“, „na osiągnięcie w parlamencie większości“ i na „wszechmoc parlamentu nad rządem“, cel najszlachetniejszy, w którym wszystko jest do przyjęcia dla oportunistów, wszystko pozostaje w ramach parlamentarnej republiki burżuazyjnej.
My zaś pójdziemy przeciw opontunistom; i cały uświadomiony proletarjat walczyć z nami będzie nie o „przegrupowanie stosunków sił“, lecz o zburzenie parlamentaryzmu burżuazyjnego, o obalenie burżuazji, o republikę natomiast demokratyczną typu Komuny lub republikę Rad Robotników i Delegatów Żołnierskich, o dyktaturę rewolucyjną proletarjatu.
W socjaliźmie międzynarodowym więcej na prawo od Kautekiego znajdują się takie prądy, jak „Miesięcznik Socjalistyczny“ w Niemczech (Legin, Dawid, Kolb i wielu innych, włączając do nich skandynawów Stauninga i Brantinga), wyznawcy Jaures‘a i Vanderwelda we Francji i Belgji, Turatti, Treves i inni przedstawiciele skrzydła prawego partji włoskiej, Fabjusze i „niezależni“ („niezależna partja robotnicza“ naprawdę zawsze była uzależnioną od liberałów) w Anglji i t. p. Wszyscy ci panowie, odgrywający dużą, często przeważającą rolę w parlamentarnej działalności i w publicystyce partyjnej, nie uznają wprost dyktatury proletarjatu, przeprowadzają jawny oportunizm. Dla tych panów „dyktatura“ proletarjatu „sprzeciwia się“ demokracji“. W rzeczywistości niczem nie odróżniają się oni od demokratów drobnomieszczańskich.
Biorąc to wszystko pod uwagę, jesteśmy w prawie wnioskować, że druga Międzynarodówka w przytłaczającej większości swych oficjalnych przedstawicieli stoczyła się zupełnie do oportunizmu. Nie tylko że zapomniano o doświadczeniach Komuny, ale je skażono. Nie tylko nie wpajano masom, że nadchodzi czas, kiedy zmuszone będą wystąpić, rozwalić starą machinę państwową, zastąpić ją przez nową i przekształcić w ten sposób swą polityczną władzę w podstawę przebudowy socjalistycznej społeczeństwa, — masom wpajano coś zupełnie przeciwnego, „zdobycie władzy“ przedstawiając w taki sposób, że tysiące furteczek pozostawiano oportunizmowi.
Takie wypaczanie i przemilczanie zagadnienia o stosuinku rewolucji proletarjackiej do państwa nie mogło roli swej nie odegrać wtedy, kiedy państwa ze spotęgowanym skutkiem spółzawodnictwa imperjalistycznego przez, aparat wojenny zmieniły się w monstra wojenne, pochłaniające miljony ludzkich istnień gwoli rozstrzygnięcia — Anglja czy Niemcy, ten czy ów kapitał finansowy ma zapanować nad światem.
Broszura niniejsza została napisaną w sierpniu i wrześniu 1917 r. Miałem już zakreślony plan następnego, siódmego rozdziału: „Doświadczenia rewolucji rosyjskich 1905 i 1917 lat“. Ale oprócz tytułu nie zdążyłem ani wiersza napisać: „przeszkodził“ kryzys polityczny, przeddzień rewolucji październikowej 1917 roku. Z takiej „przeszkody“ można się tylko cieszyć. Ale drugi zeszyt broszury (poświęcony „doświadczeniom rewolucji rosyjskich z lat 1905 i 1917“) przyjdzie pewnie odłożyć na długo; przyjemniej i pożyteczniej współdziałać „doświadczeniom rewolucji“, niż o nich pisać.
Dla należytej oceny koncepcji socjalno-politycznej, uzasadnionej w pracy Lenina jest rzeczą niezbędną zapoznanie się z polityką praktyczną prowadzoną przez niego, oraz jego zwolenników. Nie chodzi tu o szczegóły, lecz o główne wytyczne tej polityki. Najważniejszymi jej przejawami były: 1) reforma agrarna, 2) przemysłowa, 3) finansowa, 4) organizacja państwowa, 5) polityka narodowościowa na terytorjum dawnej Rosji, 6) polityka międzynarodowa.
Bolszewicy posiadali własny program agrarny, różny od programu socjalistów-rewolucjonistów oraz mieńszewdików. Polegał on na upaństwowieniu ziemi i oddaniu jej dla użytkowania ludowi, to znaczy poszczególnym gospodarzom. Bolszewicy, jak wogóle socjalni demokraci, zwalczali program agrarny socjalistów-rewolucjonistów, polegający na utrzymaniu gminnego władania ziemią i periodycznych podziałów, dążących do wyrównywania pomiędzy włościanami uprawianych przez nich gruntów. Nie mogąc tu wchodzić, dla braku miejsca, w różne szczegóły programów agrarnych zaznaczę tylko, że programy socjalno-demokratyczne dążyły do nadania ziemi włościanom, ale nie do jej socjalizacji...
Program mieńszewików (Masłowa) był najlepiej opracowany i dążył do t. z. municypalizacji, czyli do oddania ziemi ziemstwom, a więc organom samorządu powiatowego i gubernialnego, które miały wydzielać grunta do użytkowania włościanom.
Mieńszewicy pragnęli utrzymać wyższą kulturę rolną, tam gdzie ona istniała rzeczywiście i gotowi byli, przez czas jakiś, bliżej nie określony, utrzymać nawet własność większą z wyższą kulturą (w charakterze wyjątków).
Wszystkie te programy jednak zgodne były w tym, że wywłaszczona ziemia miała być oddana ludowi bez wynagrodzenia poprzednich właścicieli.
Kiedy bolszewicy doszli do władzy zdawało się, że ich program agrarny będzie urzeczywistniany. Stało się jednak inaczej. Wpływy socjalistów-rewolucjonistów na wsi były i są bardzo znaczne, bez porównania większe niż bolszewików. Prócz tego bolszewicy weszli w blok z lewym skrzydłem socjalistów-rewolucjonistów. To zdecydowało o charakterze reformy agrarnej, która miała wejść w życie.
Bolszewicy poszli na kompromis (jest to ten właśnie oportunizm zwalczamy przez Lenina) i wzięli program agrarny socjalistów-rewolucjonistów za swój, aby tylko utrzymać się u władzy.
Ziemia zastała wywłaszczona bez wynagrodzenia i oddana komitetom agrarnym, złożonym z włościan.. One miały przeprowadzić podział ziemi. Reforma przewidywała następnie dalsze perjodyczne podziały ziemi. W ten sposób rolnicza Rosja stać się miała jakby wielką gminą rolną, z powtarzającymi się podziałami gruntów.
Faktycznie na wsi zapanował zupełny chaos. Pomijając już barbarzyńskie niszczenie majątków ziemskich, inwentarza, zauważyć należy, że średnia i wielka własność ziemska; została nie tylko zniszczona, lecz i rozdrapana. Komitety rolne chłopskie nie były w stanie przeprowadzić żadnego jakiegoś systematycznego podziału gruntów, opartego na normach określonych. Chłopi bogaci, t. z. kułacy, zabierali sobie ziemię lepszą, zabrali wogóle jej więcej niż inni, W ten sposób reforma, mająca na celu zaprowadzenie równości, nie tylko jej nie urzeczywistniła, lecz przeciwnie znosząc średnią i wielką własność ziemską — wzmocniła na wsi włościan bogatych, dając bardzo mało biedakom, którzy zresztą nie mieli i przeważnie nie dostali inwentarza.
Ciemne, zupełnie nieudolne komitety włościańskie do spraw agrarnych okazały całą swą nieudolność. Tak rozległa reforma mogła być tylko przeprowadzoną przez rząd silny, dobrze zorganizowany, mający na swe usługi światłą i dobrze funkcjonującą biurokrację.
Takiej administracji jednak rząd Lenina nie miał, mieć nie mógł, gdyż na swym sztandarze wywiesił hasło bezpośrednich rządów mas ludowych.
Reforma przemysłowa miała na celu unormowanie warunków pracy w fabrykach, kopalniach i t. p. Mogła być ona przeprowadzona w roizmaity sposób: 1) albo przez rząd, za pośrednictwem inspekcji fabrycznej, rozszerzonej pod względom personelu i zakresu działania; 2) albo przez związki zawodowe; 3) albo przez miejscowych robotników i wyłonione z nich komitety.
Dopóki istnieją fabrykanci i robotnicy dotąd reformy takie mogą być przeprowadzane z korzyścią tylko przez stronę trzecią, jaką jest państwo, gdyż oddanie decyzji jednej ze stron tylko, musi, z konieczności, prowadzić do nadużyć i bezwzględnej walki.
Bolszewicy mogli więc wydać bardzo radykalne nowe prawo fabryczne, ale powinni byli kierować się zarazem dwoma zasadami: 1) aby prawa te nie doprowadziły do zamknięcia fabryk, przez takie uszczuplenie wpływów fabrykantów, że imby się nie opłaciło utrzymywać zakładów przemysłowych; 2) aby normy regulujące porządek w fabrykach były racjonalne i wykonywane przez czynniki bezstronne, a nie przez bezpośrednio zainteresowanych i to z jednej tylko strony.
Gorszym był już projekt oddania tego, że tak powiem, dozoru fabrycznego — związkom zawodowym. Gorszym dlatego, że 1) związki te nie posiadały dostatecznej ilości ludzi wyrobionych, którzyby chcieli się liczyć z warunkami realnymi; 2) ponieważ reprezentowały one tylko robotników.
Wreszcie najgorszym projektem było oddanie tej sprawy samym robotnikom w fabrykach i wyłonionym z pośród nich komitetom. System taki prowadzi z konieczności do nadużyć, do nieustających walk — wreszcie do zamknięcia fabryk.
Bolszewicy wybrali naturalnie ton trzeci system.
Jeżeli się chciało „usunąć burżuazję“, to już lepiej było zrobić to wprost i objąć fabryki w swój zarząd. Przecież było to, conajmniej, rzeczą przedwczesną.
Bolszewicy przyczynili się najwięcej do tego chaosu w stosunkach ekonomicznych, jaki dziś istnieje w Rosji. Niektórzy publicyści usiłują główną winę złożyć na burżuazję przemysłową w Rosji, twierdząc, że nie chciała się przystosować do nowych warunków i opierała się reformom. Zapewne, ale opór jej bolszewicy mogli przełamać w inny sposób, przez odpowiednią planową akcję państwową, a nie przez oddanie spraw fabrycznych tłumom robotniczym, w poszczególnych zakładach przemysłowych.
Naturalnie, fabryki stanęły i mnóstwo ludzi zostało bez zajęcia, co pogorszyło przez to ogólną sytuację.
Równie fatalnie wypadały eksperymenty bolszewików z bankami, zwiększając rozstrój ekonomiczny. Organizacja władz państwowych wreszcie, przeprowadzona przez bolszewików była i jest bardzo wadliwą.
Błędem ich zasadniczym było rozpędzanie konstytuanty, z którą, gdyby opuścili swoje nie już partyjne, ale sekciarskie stanowisko — współdziałanie było możliwym.
Tutaj Lenin, mimo całego swego doktrynerstwa, sprzeniewierzył się marksizmowi, który zawsze twierdził, że dyktatura proletarjatu ma być dyktaturą większości nad mniejszością. Otóż: 1) w Rosji proletarjat nie stanowi jeszcze większości, chyba, że doliczymy do niego dowolnie chłopów małorolnych; 2) bolszewicy nie są jeszcze proletarjatem. W najlepszym razie zaprezentować go mogłyby wszystkie razem partje socjalistyczne.
Tymczasem Lenin, za pomocą różnych sztuczek demagogicznych, chwilowo skupiał przy sobie niby większość różnych Rad, które były i są nie prawidłowemi, ustalonemi organizacjami, lecz tylko dorywczymi zgrupowaniami. Bolszewicy nie stanowią nawet większości socjalistów.
Organizacja polityczna Rosji opiera się obecnie u dołu na tych Radach różnych, u góry zaś na klice Lenina. Cała maszyna administracyjna funkcjonuje źle i jest anachronizmem, dziwolągiem.
Właściwie w Rosji panuje obecnie zupełny chaos, z którego droga prowadzi wprost do reakcji. Te różne Rady działają sprzecznie ze sobą wywołując straszny chaos.
A przecież można było tego uniknąć zupełnie, ale wówczas trzeba było wrócić do form tak znienawidzonych przez Lenina i jego zwolenników — do parlamentaryzmu, a przynajmniej do konstytucjonalizmu z silnym rządem.
To co istnieje w Rosji obecnie, w zakresie organizacji politycznej — nie jest, ani rządem klasy robotniczej, ani rządem partji nawet; nie jest ani państwem, ani dobrowolnym związkiem gmin; nie jest nawet „obumierającym“ państwem. Czym że więc jest obecnie polityczna organizacja Rosji? Jest rządem tłumów w różnych miejscach u dołu, u góry zaś jest rządem policyjno-wojskowym.
Niesłychanie wadliwą była i jest jeszcze polityka narodowościowa bolszewików. Przedewszystkiem zaś jest ona wysoce niekonsekwentną.
Lenin, w pracy niniejszej, występuje jako zacięty wróg ustroju federalistycznego, przeciwstawiając mu osławiony centralizm demokratyczny z samorządem gminnym. W Rosji ten centralizm „demokratyczny“ pochodzi w linji prostej od „carskiego demokratyzmu“.
W drobnej pracy p. t. „Federalizm a polityka socjalistyczna“ wykazałem dodatnie strony federalizmu. Obecnie nie będę tego powtarzał. Zaznaczę tylko, że w państwie wielonarodowościowym, o ile narody te chcą w nim pozostać i współdziałać i o ile zajmują zwarte terytorja — federalizm jest jedynym wyjściem racjonalnym.
Bolszewicy uznali teoretycznie zasadę samookreślenia się narodów. Faktycznie jednak postępują stale wbrew tej zasadzie. Nie uznali ani samookreślenia się Finlandczyków, ani Ukraińców, ani Gruzinów. Przeciwnie, kiedy tylko jakiś naród się samookreślał, w tym sensie, że pragnął odłączenia się od Rosji — bolszewicy natychmiast wysyłali przeciwko niemu swe wojska, wszczynali lokalne rozruchy i t. p.
Właściwie bolszewicy nie mieli i nie mają żadnego planu w sprawach narodowych, ani na wewnątrz, ani też na zewnątrz Rosji. Frazes o samookreślaniu się narodów jest u nich tylko hasłem agitacyjnym. Zasadą zaś ich właściwą jest rewolucyjny centralizm, skupiający całą władzę w ręku małej kliki, z pozorami ludowładztwa robotniczego u dołu.
Co uderzyć musi każdego bezstronnego obserwatora, to absolutny brak twórczości socjalno-politycznych u bolszewików. Rewolucja rosyjska nie przyniosła ze sobą absolutnie żadnej świeżej myśli. A przecież i owo „samookreślenie“ się nie jest pomysłem jej ani teoretycznym, gdyż istniał on przed nią, ani praktycznym, gdyż nie wprowadziła go ona w życie. Nie znam drugiego wielkiego wypadku dziejowego, któryby był tak mało twórczy, jak druga rewolucja rosyjska.
Bolszewizm okazał się również jałowym w polityce zagranicznej, jak i w wewnętrznej. Silną jego stroną było> niewątpliwie to, że pragnął pokoju. Przystępował jednak do niego nieszczerze. Z jednej strony zawierał pokój, z drugiej zaś robił wszystko, aby wywołać rewolucję w państwach, z którymi niby się godził.
W sprawie tej zdania bolszewików były podzielone. Trocki dążył jawnie do tego, aby wywołać rewolucję w całej Europie, łudząc się, że, nawet przy obecnych warunkach, jest ona możliwą. Lenin odnosił się do tych planów bardziej sceptycznie. W każdym razie nie przeciwdziałał im. Wysuwając zasadę samookreślenia się narodów — bolszewicy nie umieli jej sprecyzować należycie. Istotnie, jak pojmować to samookreślenie się? Czy samookreślać się mają większe, czy mniejsze jednostki terytorjalne? Gminy, powiaty, czy też gubernje? A przecież od odpowiedzi na te pytania zależy niewątpliwie wynik samookreślenia się. Weźmy pierwszy lepszy przykład — Białoruś. Samookreślenie się gubernji, powiatów i gmin da inne zupełnie wyniki.
Zapatrzeni w rewolucję socjalną, u siebie i obcych, w pierwszą socjalistyczną i drugą komunistyczną fazę rozwoju — bolszewicy stoją bezbronni wobec współczesnych, przez życie wysuniętych, zagadnień. Uzyskawszy władzę, nie umieją należytego z niej zrobić użytku. W rezultacie nie osiągną ani pierwszego, ani tym mniej drugiego okresu przewrotu socjalnego.
Bolszewicy zamiast wzmocnić, jak tego żąda marksizm, siły wytwórcze — osłabili je znacznie. Zamiast stworzyć jakąś żywotną organizację polityczną, doprowadzili państwo do chaosu, z którego nie może wyjść; zamiast zorganizować masy i przygotować je do wyższych form współżycia — zdemoralizowali je, rozbestwili i ogłupili przez demogogję; zamiast podniesienia dobrobytu mas — przez fałszywą politykę ekonomiczną — doprowadzili przemysł do ruiny, a rolnictwo do zastoju: zamiast poprawienia organizacji administracyjnej, aprowizacji i t. p. pogorszyli je. Taki jest bilans działalności bolszewików. Praktyka ich nie jest, jak widzimy lepszą od ich teorji. To też eksperymenty bolszewickie tu i tam mogą wywołać chęć do naśladowania ich, wśród żywiołów niewyrobionych — nie staną się jednak bynajmniej punktem wyjścia dla rewolucji socjalnej w Europie, nie staną się tym wskaźnikiem dla innych narodów jakim była, w stopniu znacznym Wielka Rewolucja Francuska. Eksperymenty bolszewickie będą raczej odstraszającym przykładem nieobliczalnych skutków dyletantyzmu politycznego, demagogji oraz ambicji ludzi energicznych, zręcznych w agitacji, ale zarazem ciasnych, płytkich, pragnących rozwiązywać najzawilsze zagadnienia za pomocą kilku frazesów wyrwanych z pism wybitnych działaczy z przed lat 40-tu.
Nie państwo, lecz bolszewizm obumiera. Rosja jest w przededniu reakcji silnej i długiej. Dziś już objawy jej są widoczne. Bolszewizm w Rosji ten mieć będzie skutek, że społeczeństwo rosyjskie leczyć się zacznie radykalnie ze swoich wad ideologicznych, z maksymalizmu różnego rodzaju, oraz z narodniczestwa zarówno chłopskiego, jak i robotniczego.
Stosunkowo długie trwanie bolszewizmu objaśnia się przez to, że w narodzie rosyjskim istnieje silny nałóg słuchania rządu, który może karać i który jest bezwzględny. Drugim sprzymierzeńcem bolszewizmu jest bezradność innych frakcji socjalistycznych, mieńszewików i socjalistów rewolucjonistów. Stronnictwa te nienawidzą bolszewików, ale nie mają, dość energji zwalczać ich bezwzględnie. Boją się narażać na zarzut, że są żywiołami „reakcyjnymi“, że łączą się z „burżuazją“. Inteligencja rosyjska bijąca przez lat dziesiątki pokłony bezkrytyczne przed „mużykami“ (chłopami) i proletarjatem, ta radykalna inteligencja obecnie torturowana, pogardzana — wpadła w pesymizm, bezwład i nie jest na razie zdolną do walki. W czasach ostatnich bolszewicy weszli w ostry konflikt z licznymi rzeszami chłopskimi, w czasie licznych rozruchów na wsi, tysiące chłopów zostało rozstrzelanych. Lenin i Trockij zorganizowali nową armję dość karną i dobrze zaopatrzoną w broń, uruchomili też część najpotrzebniejszych dla rządu fabryk; to częściowe zaprowadzenie dyscypliny nie jest żadnym objawem żywotności bolszewizmu, gdyż nie zmienia to ogólnego tła i istniejących obecnie w Rosji stosunków.
Bolszewizm musi upaść. Zginie on: 1) albo dzięki interwencji wojsk obcych; 2) albo skutkiem ruchu kontrrewolucyjnego; 3) albo wreszcie skutkiem doprowadzenia Rosji do większego jeszcze rozprzężenia, po którym nastąpi zwolna zmiana na lepsze. Po porażce Niemiec i tam ujawnił się bolszewizm w ruchu grupy Spartakusa. Pu ostrych walkach ruch ten został pokonany, a przywódcy jego ponieśli śmierć, resztki jego tu i owdzie mogą się ujawnić, ale mimo to stwierdzić należy już obecnie upadek bolszewizmu niemieckiego.
Socjaliści niemieccy, należący do większości, łącznie z burżuazją stłumili ruch zagrażający cywilizacji.
Po tych eksperymentach sama koncepcja socjalizmu musi się przeobrazić. Socjalizm marksowski w stylu Kautskiego nie da się utrzymać.
Fanatycy jego nie liczący się z rzeczywistością, traktujący go jako dogmat — będą od czasu do czasu urządzali manifestację, a nawet wybuchy, mające na celu „dyktaturę proletarjatu“.
Szeroki, masowy ruch socjalistyczny przeobrazi się w kierunek dążący do głębokich reform socjalnych, przy pomocy aparatu parlamentarnego. Chwilowe ruchy rewolucyjne nie są wykluczone i w przyszłości, ale mogą one powstać w imię ściśle określonych reform praktycznych, możliwych, a nie w imię albo mglistego, abstrakcyjnego komunizmu, ani też w imię trywjalnego komunizmu Lenina i Trockiego. Praktycznie ruch socjalistyczny będzie ruchem demokratyczno-radykalnym, dążącym do reform w zakresie socjalizmu państwowego. Państwo będzie miało obowiązek ubezpieczyć robotników na wypadek różnych możliwych nieszczęść, dolegliwości i t. p., będzie musiało zapewnić swym obywatelom pracę i minimum egzystencji. W tym celu (pewne gałęzie produkcji i usług publicznych, jak górnictwo, środki komunikacji i inne będą upaństwowione. Państwo i społeczeństwo przedsiębiorą szereg reform różnych, które usuną główne niedomagania obecnego ustroju.
O reformach tych pisać będę na innym miejscu. Komunizm jednak czysty nie tylko w pojmowaniu Lenina, albo Trockiego, ale także i Marksa nie może być realnym celem żadnego ruchu rewolucyjnego. W przyszłym społeczeństwie, do którego się szybko zbliżamy, będą tylko pierwiastki socjalistyczno-komunistyczne.
Na zakończenie słów kilka o naszym domowym bolszewiźmie. Jak wiadomo, nasi komuniści powstali z dwu grup z tak zwanej lewicy P.P.S. i z Socjalnej Demokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Na czele tych grup stoją doktrynerzy socjalizmu ciaśni i niesłychanie tępi pod względem umysłowym, pozbawieni zmysłu historycznego. Są to przeważnie (60 do 70%) żydzi, którzy o tyle oddalili się od masy żydowskiej, że nie należą do Bundu, Poali Sjonisistów
i Socjalistów Sjonistów; za mało jednak zasymilowali się ze społeczeństwem polskim, aby wejść do jakiegoś polskiego stronnictwa. Ludzie ci przeszli zbyt szybko od Talmudu do marksizmu. Nie będąc antysemitą muszę to stwierdzić, jako fakt.
Robotnicy należący do komunistów u nas składają się z ludzi obałamuconych, którym dużo obiecują. Idą oni za tymi, którzy obiecują więcej. Komunizm ich jest naleciałością chwilową, narzuconą im przez przywódców.
Nasi bolszewicy nie tworzą poważnej siły. Jeżeli w czasach ostatnich rozrośli się nieco, to tylko dlatego, że nie znajdowali prawie przeciwwagi żadnej znikąd i że sprzyjały im okoliczności.
P. P. S., chociaż stoi na antybolszewickim stanowisku, nie postępuje jednak konsekwentnie. Teoorja była i jest zawsze słabą jej stroną. P. P. S. częściowo zwalcza bolszewików, ale zarazem ich broni, a powinna im się stale przeciwstawiać. Zamiast się czegoś nauczyć z doświadczeń 2 rewolucji rosyjskich i z dziejów lat ostatnich ruchu robotniczego na zachodzie; zamiast zrozumieć, że socjalizm, w dawnej formie nie, da się utrzymać i pokusić się o jego należyte zreformowanie — powtarza ona stare frazesy, powstałe na tle innych warunków z przed laty, kilkudziesięciu.
W P. P. S. panuje chaos poglądów, należą do niej różni bardzo socjaliści. Są tam już i bolszewicy, chociaż na razie jest ich mało, są też i odpowiadający niezależnym w Niemczech. W 1905 roku w ramach starej organizacji P. P. S. ujawniła się nazewnątrz „lewica“, która obecnie weszła w skład obozu komunistów. Faktycznie istniała ona już przedtym.
W czasie najbliższym może się powtórzyć coś podobnego. W Radzie Delegatów Robotniczych w Warszawie P. P. S. ma — nieco więcej głosów od komunistów, ale nie stanowi większości. Komuniści obiecują robotnikom więcej i chwilowo mają sukces. P. P. S. zajmuje tylko stanowisko obronne. Ale musi przyjść do krachu bolszewizmu u nas. Ogół naszych robotników, sam przez się, nie jest ani tak radykalny teoretycznie, ani tak „rewolucyjny“ praktycznie, jakby to się zdawać mogło. Niezbyt wysoki poziom ich umysłowy ułatwia różnym płytkim agitatorom, posługującym się demagogją, zdobywać wpływ na nich chwilowy.
Powstające państwo polskie musi się gorąco zaopiekować klasą robotniczą, zarówno przez przeprowadzenie szerokich reform społecznych, jak i przez umożliwienie jej wszechstronnego rozwoju kulturalnego.
Polska klasa robotnicza, w swej większości, jest do Ojczyzny przywiązaną. Znaczna liczba robotników weszła dobrowolnie do Legjonów, a później do Wojska Polskiego. Wchłonięcie przez naszą klasę robotniczą całego dorobku kultury polskiej zwiąże ją silniej jeszcze z całym narodem.
Państwo polskie po wojnie przyjść powinno z pomocą robotniczym instytucjom, nie stojącym na gruncie antypaństwowym i antypolskim — przez pomoc okazywaną związkom zawodowym, przez ułatwienie budowania domów ludowych, przez szereg innych środków mających na celu rozlanie kultury polskiej na najszersze masy.
Musi się u nas wytworzyć państwowe stronnictwo robotnicze, które, broniąc gorliwie interesów klasy robotniczej, — zarazem rozumiałoby doniosłość dla niej państwa narodowego i dlatego popierałoby je. Na takim naogół stanowisku stoi nap. Narodowy Związek Robotniczy. P. P. S. stronnictwem takim nie jest w swej całości i nie będzie nim, chyba, że nastąpi w niej rozłam. Nie chcę bynajmniej poddawać w wątpliwość szczerego partjotyzmu pewnej części jej członków, ale stwierdzić muszę, że albo nie mają oni dostatecznego wpływu, albo też nie są konsekwentni. Czują się oni np. w obowiązku bronić naszych bolszewików, ludzi którzy, nie oglądając się na nic, chcą gwałtem, w sposób brutalny narzucić większości społeczeństwa swoje uproszczone ideały pseudo-komunistyczne; którzy, w formie połączenia się z „Republiką sowietów“, chcą nas oddać Rosji. Naród nasz, w tej chwili przełomowej zwłaszcza, musi się bronić i nie może dopuścić, aby garstka awanturników, kierowanych przez ludzi z poza naszego społeczeństwa, narażała nas na utratę niepodległości, na panowanie barbarzyństwa bolszewickiego.
Zarówno społeczeństwo nasze, jak i państwo musi energicznie zwalczać bolszewizm, widząc w nim chorobę społeczną zaraźliwą.
Na dalszym zachodzie bolszewizm nie ma gruntu. Nawet w Bawarji głosowanie do konstytuanty ujawniło przewagę żywiołów umiarkowanych. Socjaliści uzyskali zaledwo koło jednej trzeciej liczby posłów, a przecież system wyborczy jest tam jaknajdalej idący w radykalizmie. W Anglji stronnictwo socjalistyczne stosunkowo umiarkowane uzyskało, po ostatniej wielkiej reformie wyborczej, tylko 65 posłów, co stanowi nie duży procent ogółu posłów.
Im kraj jakiś ma starszą kulturę, im naród jest bardziej politycznie wyrobiony, tym mniejszy wpływ mają żywioły skrajne, pojmujące politykę w sposób uproszczony. W krajach, w których wolność polityczna weszła w krew narodu — wszelkiego rodzaju dyktatury, zwłaszcza na długi okres przejściowy, nie są popularne. Nie należy więc sądzić, że bolsziewizm musi, chociażby na krótko, wszędzie zwyciężyć. Na szczęście tak nie jest.
Walka z nim jest jednym z najważniejszych naszych zadań w chwili obecnej.
- ↑ Pisałem o tym obszernie w II tomie mojej „Rewolucji Rosyjskiej“.
- ↑ Wynosi to nominalnie około 2,400 rubli, podług obecnego kursu około 6,000 rubli. Zupełnie nie do usprawiedliwienia postępują ci z bolszewików, którzy proponują, naprz. w zarządach miejskich pensje po 9.000 rubli, nie proponując wprowadzenia dla całego państwa maksimum 9,000 rubli, sumę wystarczającą.
- ↑ Kiedy państwo sprowadza się w najważniejszym dziale swych funkcji do takiego obrachunku i kontroli ze strony samych robotników, wtedy przestaje być ono „państwem politycznym, wtedy funkcje społeczne zmieniają się z politycznych w zwykłe administracyjne“ (por. wyżej rozdział IV o polemice Engels? z anarchistami).