Hygiena polska/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin
Tytuł Hygiena polska
Podtytuł Czyli Sztuka zachowania zdrowia, przedłużenia życia i uchronienia się od chorób zastosowana do użytku popularnego z szczególnym poglądem na okoliczności w naszym kraju i klimacie wpłynąć mogące na tworzenie się słabości, cierpień i chorób
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1857
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons.
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ IV.



WIEK MŁODOCIANY I MŁODZIEŃCZY U MĘŻCZYZN.


W kraju, w którym tyle znajduje się zdrowych, pełnych powabu i talentu kobiét, czemuż równa nie napotyka się ilość mężczyzn jaśniejących zdrowiem, siłą, pięknością i roztropnością?
Otóż pytanie nasuwające się u nas każdemu badaczowi, gdziekolwiek swoje spostrzeżenia robi czy na wsi, czy w miastach, czy na ulicy, czy w salonach, czy w partykularzu jakimś, czy nawet w saméj wykwintnéj Warszawie. A może najłatwiéj owa różnica wpada w oko w stolicy naszéj, słynącéj z powabności swych córek, a wcale jeszcze nie słynącéj z dzielności swych synów.
Istotnie u nas kobiéta siedmnastoletnia, zaledwie odjrzewać zaczynająca, pod względem fizycznym i moralnym prawie zawsze tak jest rozwiniętą i uzdatnioną, że sobie wystarczyć zdoła uczciwą pracą na utrzymanie się czy to szyciem, czy haftowaniem, robieniem kwiatów, czy w wyższéj sferze towarzystwa nauczaniem tańca, muzyki lub języków,—gdy tym czasem młodzieniec siedmnasto, ośmnasto, lub nawet dwudziestoletni po większéj części jest jeszcze bladą, słabą, nieudolną istotą, jest jeszcze młokosem nieumiejącym sobie w niczém dać rady.—Więcéj jak to, wyznać musiemy, że takie istoty należące rozumem jeszcze do dzieci, należą już częstokroć wadami, zdrożnościami i nałogami do dojrzalszego wieku; takie młokosy przekładają towarzystwo starszych rozpustników nad towarzystwo dobrze prowadzonego, zacnego rówiennika. Już na ich bladych, a bezwyrazowych, znękanych a nie mężnych twarzach, ujrzysz wybitne piętno winy, ich oko już nie spogląda z śmiałością niewinności, lecz z zuchwalstwem sumienia, które przełamało wiele skrupułów, przez nich starowiecznemi przesądami zwanych;—już owe oczy pożądliwemi strzygą źrenicami na kobiétę, już te usta zakosztowały gorzałki, już ów głos czuć tytoniem, już owe niemężne ręce nie raz drżały z wzruszenia trzymając karty, już owe nogi znękane obieganiem billardu. Zmuś takiego młokosa do pracy, a przekonasz się że nie jest w stanie zarobić sobie na chleb codzienny; ale wejdź z nim w rozmowę, a poznasz co to owa bezwstydna zarozumiałość, którą młokosowi udziela pewność, że już wygórował w psotach i zdrożnościach, w innych krajach właściwych tylko starszym, zepsutym, przeżyłym i żadnéj przyszłości niegodnym ludziom.
Zkąd pochodzi owa w oczy bijąca wyższość naszych kobiét? z czego wynikła owa serce zakrwawiająca niższość naszych młodzieńców?
A przecież oni płodzeni przez tych samych ojców, przecież są zrodzeni przez téż same matki; przecież ci młodzieńcy są braćmi tych uroczych dziewic,—a nareszcie przecież my starsi jeszcze pamiętamy, że u nas kiedyś, i to nie dawno, młodzież męzka odznaczała się zdrowiem, pięknością, pilnością, odwagą; a zarazem czystością obyczajów, do tego stopnia żeśmy młodzieży żadnego kraju nie potrzebowali zazdrościć niczego.
A więc gdzie szukać przyczyn owego nie od dawna trwającego, nagłego prawie upadku sił w synach ziemi naszéj?
Cały ten rozdział będzie odpowiedzią na to ważne pytanie.

Główne charaktery wieku młodocianego i młodzieńczego u mężczyzn.


Nie będziemy powtarzali definicyj, któreśmy o tych wiekach w ogólności dali na początku poprzedniego rozdziału; a w tém cośmy powiedzieli o charakterach fizyjologicznych, różniących kobiétę od mężczyzny, leży także charakterystyka tegoż ostatniego; wiemy już, że natura chciała, aby mężczyzna górował nad kobietą siłą, rozumem, odwagą i pracowitością.


Przejście z życia młodocianego do młodzieńczego.


W roku piętnastym, szesnastym, najpóźniéj siedmnastym życia, odbywa się w organizmie młodziana, ów tajemniczy, pełen uroku proces, którym natura przeprowadza go do wieku młodzieńczego, i robi go zdolnym do udzielenia życia sobie podobnym istotom. Głos przyrody silnie przemawia i następuje tak nazwana po łacinie pubertas czyli zmężczyznienie. [1]
Czasem odbywa się ta sprawa natury tak nagle, że nawet u młodzianów słabszéj konstytucyi, drażliwych i czułych, pewien rodzaj gorączki mu towarzyszy, że się głos w parę tygodni z cienkiego, drżącego przemieni w mocny, stały i pełen męzkiéj dźwięczności. Ale najczęściéj proces zmężczyznienia odbywa się wolniéj, trwa pół roku, rok, a u tępéj konstytucyi młodzieńców i dłużéj.
Pospolicie najprzód się objawia przedświt męzkości przez nagłe rozwijanie się siły w przyrządzie oddechowym, w muszkułach, i nawet przez wzmocnienie sprężystości duchowéj. Mech około ust zaczyna twardnieć i zmieniać się w wąsiki, włosy wyrastają około części rodnych, które same, jak z letargu zbudzone, tłum nowych nigdy niedoświadczonych uczuć, pragnień i żądz w młodzieńcu wzbudzają. Głos nabiera tęgości i staje się o kilka tonów, a czasem o całą oktawę grubszym. Oko ożywia się większym ogniem, ciało większą siłą i wytrzymałością; władze umysłowe mocniéj się rozwijają, pamięć się zaostrza, wyobraźnia jakby odrazu zyskuje polot, płodność, a nawet twórczość, rozum dumny z swego nagłego rozwoju, wola pyszna z swéj nagłéj siły, nabierają większéj stałości; budzi się coraz bardziéj, coraz wyraźniej dusza i już doznawać zaczyna pomimowolnie nieprzezwyciężonego pociągu do płci drugiéj. Cały ocean nieznanych jeszcze żądz, chęci, pokus, tkliwości, tęsknot, poezyi i zapałów ogarnia zdrowego młodziana, w którym się prawidłowo i dzielnie odbywa tajemniczy i pełen uroku proces zmężczyznienia; namiętna żądza zaczyna kołatać w jego serce i powoływać go do jéj zadosyć uczynienia; ale w równéj sile, w jakiej w organizmie dobrze prowadzonego religijnego młodziana, powstają nowe siły i chucie, w równej sile wzrasta rozum, budzi się poezyja, i płodzi się wstydliwość.
Młodzieniec walczy przeciw siłom rozwijającym się we własném swém ciele, w własnéj swéj duszy; walczy, zwycięża, i przez to zyskuje w własném swém przekonaniu wiedzę swéj siły i szlachetności. Teraz uszlachetnił się w sobie samym młodzieniec, — teraz wié, że wytrwać w szlachetném postanowieniu jest nie tylko cnotą, lecz powinnością; i tłumiąc w sobie przez żądze wzniecone uczucia, pracuje, uzdalnia sie, aby mógł godne siebie zająć stanowisko w towarzystwie ludzkiém, aby mógł czynem dowieść wysokiego polotu uczuć swoich i chęci.
Ale niestety! nie wszyscy młodzieńcy doświadczą podobnych uczuć, żądz, walk i uniesień podczas sprawy zmężczyznienia. Są grube, tępe, limfatyczne natury, w których wszystko to odbywa się bezmyślnie i zupełnie bezuczuciowo. Nie jeden opasły, zaspany młodzian rozwinie się sam nie wié jak, czemu i po co. Inni znów, także nie wiele doświadczą szlachetnych wzruszeń w chwili, gdy ich natura przeprowadza z jednego wieku do drugiego, bo ich zdrowie już jest nadwątlone, bo siły, które się dopiéro teraz mają zbudzić od razu na głos natury, zostały już wprzódy ze snu zrywane sztuczném, bezwstydném, i do najsmutniejszych następstw prowadzącém wzniecaniem....
Dla takich popsutych, splamionych młodzianów nie ma ani rzeźwości owych uczuć, ani poezyi, ani walki, ani tryjumfu, ani szlachetnych postanowień, ani téż wielkiéj nadziei, żeby się im owe zmężczyznienie na co dobrego przydało. Dla świata zaś nie ma z téj przemiany zysku; bo tacy ludzie nadużywać będą na zgorszenie i popsucie ludzkie owych nowych sił, które im wlewa natura; — bo oni rozszerzać będą rozpustę, i nigdy nie wyjdą na mężów, z którychby życia ludzkość mogła się cieszyć. A na starość życie własne będzie im ciężarem, chociażby im nie brakło dostatków i tytułów.

Płciowość.


Wszystkie zmiany nastające w organizmie podczas zmężczyznienia (pubertas) pochodzą od siły wrażenia jakie wywiera nasienie na organizm dojrzewającego człowieka. Dowodzą tego nieszczęśliwe ofiary włoskich spekulantów, owi rzeżańcy, którzy z utratą narzędzi, służących do zbierania i zachowania nasienia, tracą téż wszelkie władze męzkie taka ciała jak duszy: głos zachowują cienki jak dzieci; łakomi i zazdrośni są jak dzieci; porostu na twarzy i około części wstydliwych nie dostają; tyją niesłychanie i nabierają niewieścich nałogów; lubią plotki, zawsze się pomiędzy sobą swarzą, i ubierają się nadzwyczaj chętnie w jaskrawe barwy. Takie niezupełne istoty, do zapłodnienia pod żadnym względem nie zdolne, doznają czasem owych fałszywych chuci, które w zgrzybiałém ciele rozpustnych starców, nieraz jak szatany pokutują, i obrzydliwością do najwyższego stopnia oburzają....!
A zatém takie istoty, których pozbawiono znamion męzkości, są częścią dzieckiem, częścią kobiétą, częścią starcem, ale nigdy nie mogą być mężczyznami w całéj sile tego słowa.
Ileż to na świecie rzeżańców, nie pozbawionych znamion mężczyzny, tęgim włosem porosłych, grubym głosem mówiących, a jednakże pod względem moralnym zupełnie do kastratów włoskich podobnych? Ileż to u nas pomiędzy tak nazwanemi lwami łakomych, plotkarskich, próżnych i sprośnych istot?
Oto są umysłowi Eunuchy, ludzie, którzy młodość swą bezpożytecznie wyczerpali, a nie żadne lwy.
Aura seminalis, atmosfera nasienna, dzielność płodności pod fizycznym i moralnym względem uważana, powinna być znamieniem mężczyzny.
Nasienie pod materyjalnym względem, jest reprezentantem nasienia pod moralnym względem. Jedno pojęcie łączy się tutaj z drugiém; jedna władza, gdy jest doskonała czerpie siły z drugiéj. Jakie zaś zgubne skutki następują po zawczesném i nieroztropném rozproszeniu tego szlachetnego płynu ciała ludzkiego, o tém późniéj będzie mowa.








WPŁYWY ROZWOJOWI MŁODZIEŃCZEMU SZKODLIWE.




Nadzwyczaj wiele rzeczy szkodzić może rozwojowi umysłowemu młodzieńca; o wszystkich mówić nie sposób w dziele które musi być zamkniętém w szczupłych rozmiarach, jeźli ma być chętnie czytaném. Idzie tutaj o wyłożenie głównych przyczyn, które w kraju naszym, pod naszém niebem, mogą się opierać rozwojowi umysłowemu młodzieńca. Kto pojmie owe główne przyczyny, i wtajemniczyć się zdoła w zasady na których je opieramy, ten bardzo łatwo domyśli się podrzędnych powodów, dla których młodzież nasza przekłada gnuśność nad czynność, zabawę nad zatrudnienie, i dowcipne sofizmata nad surowy rozum.
Nieochędóstwo bardzo rzadko w kraju naszym, rodzice należący do sfer wyższych towarzystwa (to jest takich, w których się czytują książki) grzeszą w wychowaniu dzieci zaniedbaniem ochędóstwa; ale i to się zdarza, mianowicie w domach, w których się rzadko gościom przedstawiają dzieci, mianowicie w domach, w których pani jest młodą, piękną, stroje i zabawy lubiącą. Życia ściśle wewnętrznego prawie nie ma w takich domach, bo pani hołdując próżności, lubi się okazywać na spacerach, teatrach i balach, a mąż pięknéj kobiéty żeby żelaznym był wyposażony charakterem, nie zdoła się oprzéć długo bezprzestannym naleganiom swéj żony, i poduszczaniom jéj przyjaciół, i pełnić się nauczy wolę swojéj próżnéj połowicy.
I tak się dzieje nie raz, że dzieci świetnie ubieranych, i cudnie wyglądających matek, w najopłakańszym pozostają stanie opuszczenia co do ochędóstwa! i tak się dzieje nie raz, że ubóstwiacze pięknych kobiét, wcale nie wiedzą, że te Bóstwa są matkami kilkorga źle wyczesanych, rzadko umywanych i najokropniéj skrofulicznych dzieci.
Ale lekarze powołani do takich domów wszystko widzą i czują, bo to jest ich obowiązkiem; tylko ze względu na własne natychmiastowe dobro, nie wyjawiają tego co widzą, i nie zaradzają złemu tak sprężyście jakby sumienie nakazywało.
Ztąd niezliczone mnóstwo chorób, których leczenie bardzo drogo kosztuje, bo wymaga ciągłych lekarstw, medykamentycznych kąpieli i wyjazdów do wód mineralnych, a których zapobiegnięcie dalekoby mniéj kosztowało, bo wymaga tylko ochędóstwa, czystości w ubiorze, i regularności w żywieniu, dobremi, o ile można prostemi pokarmami. Skóra dziecięcia, młodziana i młodzieńca, jest prawie tak ważnym organem, jak jego płuca, a gdzie tylko istnieje jaka ważna przyczyna do chorób, i usposobień chorobliwych, tam przyroda hojną ręką udzieliła środki zaradcze.
Owym środkiem zaradczym przeciw wszystkim skutkom nieochędóztwa, jest prosta woda.
Woda—woda—i zawsze woda! krzyknie nie jeden krótko widzący człowiek, któryby wolał żeby na każdą słabość, chorobę lub dolegliwość, poradzić mu jaki kosztowny z daleka sprowadzony, i nie dawno przez Anglika lub Francuza wymyślony środek. Niezwalczony przesąd opiera się u nas użyciu tego prostego, ale częstego powtarzania wymagającego środka.
Używajcie dla dziecka grzebienia, wody prostéj i bielizny czystéj, a nie będzie tyle kołtunów, chorób skórnych i skrofułów, które w naszym kraju istnieją, i powodem się stają tak częstym wolnéj, ale przedwczesnéj śmierci.
Pieszczenie daleko częściéj truje w naszym kraju zdrowie dzieci. Od czasu jak wtargnęły do nas ckliwo-uczuciowe romanse z zagranicy, płeć piękna kraju naszego stała się niezmiernie tkliwą, i wychowując swe dzieci w duchu własnego usposobienia, folgowała aż zanadto przyrodzonemu prawie wszystkim dzieciom instynktowi do łakomstwa, ciekawości, wielomówności, roztargnienia i niepotrzebnéj ruchliwości; nie powściągała pociągu do psociarstwa i łamania, objawiającego się dość wcześnie u chłopców; instynkt zaś wrodzony dziewczętom do lalkowania i do kokieteryi uważała za jakiś dziwnie piękny objaw rokujący niesłychany zasób późniejszych zdolności, uczuciowości i gracyi. Już o wystawieniu dzieci na zniesienie miernego zimna lub lekkiéj słoty, mowy być nie mogło u takich uczuciowych matek, o wzbronieniu dzieciom potrawy niestosownéj do wieku, lub do stanu zdrowia także nie. Inne jeszcze inaczéj pojmowały powołanie swoje, i po prostu zabraniały dzieciom potraw pożywnych dla tego, że tylko ludzie pospolici podobne jedzą, — nie dawały bawić się z dziećmi zdrowszemi, jędrniejszemi dla tego, że te rubasznie wychowane, hałaszą a nawet biją, gdy im się dokuczy.
U takich dzieci wyrabia się takiém wychowaniem zbytnia czułość na wszystkie wrażenia, a czułość owa nie raz do tego wydoskonala się stopnia, że znieść nie mogą bez wstrętu żadnych w naszym klimacie zwykłych zmian powietrza, i w ogólności żadnych wrażeń mocniejszych, pochodzących z jakiegokolwiek bądź fizycznego lub moralnego źródła; i nie znoszą żadnego mocniejszego głosu, nie lubią żadnych zdań śmielszych, a nienawidzą śmiały wyraz twarzy człowieka otwartego, szczerego, w własne siły wierzącego.
Jedno spojrzenie cokolwiek bystrzejsze, zważy takich ludzi zupełnie, tak jak jedna kropla octu zważa kwartę mléka.
Jakżeż takie stworzenie wychowywane w sztucznéj cieplarni buduaru i salonu, karmione uczuciami idealno-wykwintnemi, mogą pokochać kraj rodzinny, w którym śniegi padają, mrozy chwytają iskrzące, i wiatry wieją wyjące jak Boreasz?
Jakżeż młodzian wypieszczony, wychuchany ma pokochać Sarmatę, śmiało mówiącego, silnego, i znosić umiejącego wszystkie niedogodności pochodzące z srogości naszego klimatu?
On wprawdzie wié z teoryi, że miłość do kraju jest nader piękną cnotą, zna na pamięć wszystko o o tém powiedzieli poeci, ale w gruncie serca nienawidzi swych rubasznych ziomków, i pragnie żyć pod obcem niebem, gdzie ludzie dobrze wychowani, ugrzecznieni, kłaniają się potulnie, pochlebiają i bawią. A potém takie uczucia prowadzą niechybnie do skrzywień umysłowych, do konieczności utworzenia sobie systemaciku filozoficznego, mogącego pojednać słabą duszę z własną nieudolnością.
I tak u nich odwaga jest dowodem tępości nerwów, szczerość dowodem braku wyobraźni, otwartość dowodem złego wychowania, prawdomówność dowodem brutalstwa.
U takich ludzi nie ma litości nad biédnym pomocy potrzebującym. „Człowiek pomocy potrzebujący wyznaje, że sobie rady dać nie może, i nie zasługuje na żadne poważanie, ani na żadne względy,“ mówi sobie w duszy taki wypieszczony młodzieniec, nawet w chwili gdy dla oka ludzkiego najnieszczęśliwszemu biedakowi daje jałmużnę.
Cóż ma z życia taka wypieszczona mdła dusza? Istność swą strawi w atmosferze obłudy i zakupionych pochlebstw; do niczego ważnego nigdy należéć nie będzie żeby był najbogatszym i najdostojniejszym; nikogo sobie nie przywiąże, ani żony, ani dzieci, ani sług, ani psa nawet.
Potém umiera z nudów nanudziwszy tysiąc osób w ciągu swego życia. Po zgonie jego próżni nie będzie na świecie.









NAŁOGIEM KTÓRY NAJWIĘCÉJ SZKODZI ROZWOJOWI SIŁ MŁODZIEŃCZYCH JEST ONANIZM.




Pisząc o bezwstydnéj, obrzydliwéj sprosności znanéj pod nazwą Onanizmu i samogwałtu, musiałem użyć właściwego słowa, którego wymówienie nie jednemu z moich czytelników rumieniec na twarz wpędzi, i dla dobréj sprawy musiałem wystawić się na naganną naszych Ultra Estetyków, Pseudo-Estetyków i innych wstydliwców czepiających się słowa, a dobroci myśli pojąć nie chcących.
Otóż mówię o samogwałcie jako o haniebnym nałogu, którego codziennie przed oczyma memi mam ofiary, wlokące bezbarwne, z wdzięku obrane życie.
Mówię o samogwałcie jako o nałogu zabijającym ciało i duszę młodzieży, a tak już niestety znacznie upowszechnionym, że młodzieńcy wolni od niego należą do rzadkich wyjątków.
Patrz na owego młodzieńca! Jeszcze przed miesiącem była to chodząca róża, jego oko błyskało roztropnością, jego rozum zdumiewał bystrością, jego mowa dowcipem; w ruchach była rzeźwość i swoboda, w dłoniach jego siła i zręczność, w pamięci wierność, w sądzie trafność.
Ale szatan zepsucia nawiedził go; złego człowieka haniebny przykład zepsuł go i zaraził, młodzieniec zasmakował w nikczemnym czynie, i bezwstydnie oddaje się brzydkiemu nałogowi, przez który codziennie głębiéj upada na ciele i na duszy.
Dziś już róże znikły z jego lica, wygląda jak schnące, z liścia opadające drzewo. Oko straciło swój blask, zapadło w głąb’ jak w otchłań, i spoziera nieśmiało jak oko zbrodniarza.
Twarz przedłużyła się, żółtawa siność ją zalała, całe ciało omdlało, zgnuśniało, osłabło; — drażliwość posiadła nerwy, odrętwienie i głupowatość ogarnęła umysł, wszelka żywość w nim zgasła, pamięć znikła. Dusza zaś przedtém tak szlachetna, utraciła upodobanie w wszelkich wzniosłych myślach, ona wié że jest niegodną tych myśli i zapałów!...
Wyobraźnia w tym młodzieńcu niegdyś tak lotna i miła, zepsuła się, skarłowaciała, i tylko na brudne, najhaniebniejsze zwraca się przedmioty.
Widok kobiéty obudza w nim dawniéj zupełnie nieznane chuci, myśli o niéj, marzy o niej, kocha ją, ale po swojemu, brudno, ze zwierzęcą pożądliwością, Już jego miłość kobiéty nie uszlachetni, bo wszelki zarodek zdrowéj poezyi na zawsze w nim zatruty, i trudno żeby się kiedykolwiek odrodził. A gdy chce się dopuścić z przedmiotem swéj brudnej miłości haniebnego czynu, wówczas przekonywa się jak jego siła wątła i osłabła. Wstyd, żal, rozpacz ogarnia przedwcześnie zwiędłego młodzieńca; przekonywa się, że sam sobie śmierć zadawał, i że nigdy na całkowitego człowieka, na członka towarzystwa użytecznego nie wyjdzie, tylko chyba na płonnego marzyciela, i chorobliwego pseudo-poetę. Teraz posiada go rozpacz, wątpi o uleczeniu, lęka się śmierci, a pragnie umrzéć; — myśli o śmierci i o samobójstwie powstają w jego duszy jak sowy i plugawe robactwo w opustoszałym kościele, ze snu go budzą, do licznych niedorzeczności pobudzają.
Nieszczęsny człowiek staje się całkowicie pastwą niesłychanéj rozpaczy, wpada w trawiącą gorączkę, w suchoty, lub w wielką chorobę, w idiotyzm; — albo śmierć sobie zadaje, lub wlecze chorobliwe, wstręt sobie samemu, i wszystkim innym co go kochali obrzydzenie sprawiające życie.
Znałem wielu którzy popełniając zbrodnię samogwałtu, uniknęli może srogości następstw tutaj opisanych; — ale niestety! znałem także wielu, którzy tak zaczęli i tak skończyli jak tu opisałem, i oddawna legli w grobie, lub téż roślinkują obarczeni wyrzutami sumienia.
A jednak łaska Boga wielka, i miłosierdzie Jego bez granic! Bóg przebaczył nie jednemu, nad którym się już natura nieubłaganie mścić zaczynała. Opatrzność zwróciła z bezdroża nie jednego, który się do Jego miłosierdzia wcześnie uciekł, i z skruchą w sercu wyrzekł się szkaradnego nałogu.
Wykroczenie przeciw przyrodzeniu jest powolnem samobójstwem, a zatém śmiertelnym grzechem, z którego przedewszystkiem wyspowiadać się winien winowajca nie tylko spowiednikowi, lecz i rodzicom, lub opiekunom, lub nauczycielowi.

O zapobiegnięciu samogwałtowi.


U nas wychowanie zasadzanem jest prawie bezwyjątkowo na posłuszeństwie; zaufanie i przyjaźń pomiędzy dzieckiem i rodzicami, pomiędzy uczniem i nauczycielem, jest u nas nadzwyczaj rzadkiem zjawiskiem; a pod tym względem pod którym to zaufanie tutaj rozumiem, zapewnie ono nie istnieje nigdy.
U nas fałszywy wstyd zabrania rodzicom mówić z dzieckiem już dorastającém o podobnych rzeczach, a jednakże byłoby daleko lepiéj, żeby dbali o dobro swych dzieci rodzice, przerywając od razu tamę odłączającą ich od zaufania swych synów i córek, obznajmili jak w stosownym czasie, w sposób przyzwoity i nauczający, z różnicą płci, i z ich przeznaczeniem tak ważnem dla spółeczeństwa ludzkiego. U nas rodzice, opiekunowie i nauczyciele, mniemają, że przez takie stosunki zaufania z dziećmi lub uczniami, pozbawić się mogą uroku wyższości, i że zarazem wyzuć mogą dzieci z wstydliwości. Bynajmniéj. W innych krajach istnieje ów stosunek ojcowskiego zaufania pomiędzy starszemi i młodszemi, i w nich przyjaźń najszczersza, zaufanie bez granic, stanowi najtrwalszą i najskuteczniejszą podstawę dobrego wychowania.
Lekarz przyjaciel domu, zasługuje pod tym względem bezwarunkowo na zaufanie, i jego jest obowiązkiem wglądać bardzo blizko w rzecz, o któréj mówimy. Zadaniem najważniejszém rodziców, opiekunów, nauczycieli i lekarza powinno być: jak zapobiedz złemu w samym zarodzie.
Próżnowanie jest najsilniejszą pobudką do samogwałtu. Umysł niczém dobrém nie zajęty, staje się bardzo łatwo pastwą wzburzonéj chorobliwie wyobraźni, i skorym jest do wpadania na bezdroża, do błąkania się i błądzenia. I tak się staje nieraz, że w skutek bezczynności obudza się już w młodzianie, nawet bez żadnego złego przykładu, przedwczesna i nienaturalna chuć płciowa; można nawet powiedziéć, że tym sposobem u nas największa część młodzieńców wpada bez wiedzy i winy swojéj w zgubny nałóg samogwałtu duszy, a potém i ciała.
Zatém rodzice, opiekunowie, nauczyciele, baczyć powinni, aby dzieci zostawały w ciągłém zatrudnieniu, nietylko umysłowém lecz i fizyczném. Zabawy połączone z ćwiczeniem sił i zręczności powinny zabierać czas wolny od nauki, i stanowić jedyny odpoczynek duszy.
W godzinach wieczornych dzieci powinny się aż do znękania zabawić, aby potém zdrowym snem spały.
Nigdy dzieci nie zostawiać samych, lecz miéć je zawsze na oku, czy to przy nauce, lub przy zabawie. Ale ta czujność dozoru powinna się odbywać z wielką roztropnością, jakby od niechcenia, aby nie ciążyła na dzieciach, i nie wzniecała w nich chęci podejścia, podstępu i fałszu.
Do twardéj i chłodnéj pościeli przyzwyczajać dzieci. Zmęczone dziecko uśnie i na sienniku bardzo smacznie, i wstaje z niego chętniéj jak z betów niemieckich.
Rano wstawać, natychmiast się umywać i ubierać, zmówić modlitwę z rzewnością i z wiedzą tego, co się mówi, a potém natychmiast z świeżym umysłem iść do pracy, nie w sypialnym pokoju lecz w innym.
Dziecko przyzwyczajone sypiać w dzień, stanie się gnuśném i źle spać będzie w nocy.
Prostemi pokarmami należy żywić dzieci; unikać pokarmów zbyt pożywnych, wszelkich korzeni i trunków rozgrzewających.
Śniadanie powinno się składać z mléka, lub lekkiéj herbaty z mlékiem, lub wodzianki, lub klejku z dobrze wypieczonym chlebem.
Bardzo rzadko dawać dla zmiany piwną polewkę, nigdy kartoflankę lub kawę.
Na obiad rosół, cokolwiek mięsa, dobrą jarzynę i chleb. Na kolacyą chléb, masło, powidła z szliwek, owoce, nigdy sera, bo bardzo niestrawny.
Za napój przez cały dzień wodę, która jest najlepszym, gdy przytém ruch ułatwia jéj strawienie.
Żaden wiek nie jest tak skłonnym do naśladownictwa jak młodociany, a zatém strzedz dzieci od złych towarzystw jak od zarazy [2]. Nawet w wyborze nauczycieli radzę być bardzo starannym, bo i ci czasem w brew swemu przeznaczeniu do złego prowadzą.
Nie dozwalać dzieciom wchodzić do kuchni i bawić się z sługami, aby w ich towarzystwie nie na łapały wyrazów sprośnych, złe myśli budzących.
Nie dopuszczać do dzieci żadnych starych sprośników lubiących łechtać wyobraźnią niewinności lubieżnemi obrazami.
Sami rodzice niech także czuwają nad swém postępowaniem w przytomności swych dzieci, bo te mają na wszystko bardzo baczne oko. Matki kokietki zatruwają nieraz nieostrożnem postępowaniem całą moralność i całe szczęście swych dzieci.
Czytanie romansów wznieca w dzieciach przedwczesną romantyczność, i czyni je niezdolnemi do smakowania w poważniejszéj literaturze.
Napadać dzieci z nienacka gdy są na osobności, nawet w kloakach, i dobrze uważać czy i jak dalece się bawią.
Czystość udziela ciału zdrowia, duszy zaś estetyczność. Najszlachetniejsze narody najwięcéj dbają o czystość ciała; — brudne narody są zarazem nikczemnemi.

Czy wcześnie obznajmić młodziana z niebezpieczeństwami grożącemi jego moralności?


Gdybyśmy byli w stanie utrzymywać dzieci w zupełnéj nieznajomości stosunków płciowych, gdybyśmy zapobiedz mogli, żeby sie one nie przypatrywały spółkowaniu zwierząt, gdybyśmy odłączyć ich mogli zupełnie od sług tłumaczących owe tajemnice w sposób nieprzyzwoity, gdybyśmy nakoniec żyli w powietrzu mniéj rubaszném, — to byśmy pewno nie potrzebowali obznajmiać młodzianów bliżéj z tajemnicami natury, i znajomość tę odłożyć moglibyśmy aż do zupełnéj dojrzałości.
Ale darmo, — żyjemy w kraju, w którym się znajduje wiele wróbli, wiele drobiu, wiele psów, koni i ludzi o niczém nie myślących jak o sprosnościach, i nadto jeszcze wiele uliczników lubiących zdobić rysunkami i napisami nieszczególniéj moralnemi wszystkie płoty i kloaki. Najwykwintniéj wychowana panienka, najprzyzwoiciéj wypieszczony młodzian często ma przed oczyma obrazy budzące wyobraźnią, i wzniecające bardzo osobliwe uczucia. Zapobiedz temu nie jesteśmy w stanie żadnym żywym sposobem. Więc zdaje się, że daleko korzystniéj będzie dla uniknienia samogwałtu, wcześnie obeznawać młodzież w sposób najprzyzwoitszy z przeznaczeniem obojga płci, i niebezpieczeństw im grożących, ze strony nadużywania popędów płciowych.
Trucizny stają się najdzielniejszemi lekarstwami w rękach biegłego lekarza, więc, i naga, nieubłagana prawda, tylko w ręku ostrożnego i roztropnego człowieka stać się może zapobiegającém lekarstwem.
Zaczynajmy tedy sposobem francuzkim estetycznie i naukowo. Zaczynajmy od botaniki, wykładajmy tajemnicę zapłodnienia kwiatu, przy czém nadarzy się sposobność oswojenia się z wyrazami: pręciki, słupki, czyli część męzka, część żeńska, proszek nasienny, nasienie, zapłodnienie, rodzenie.
A przytém przejdziemy do kanareczków lęgnących się w klatce, do wróbli, jaskółek, do bocianów na dębie, do psów, koni, a na końcu stopniowo wolno, ostrożnie i do człowieka. I wyłóżmy że największą chwałą, najtkliwszém szczęściem dla człowieka jest być ojcem; i że téj rozkoszy nie będzie używał ten, który płyn najszlachetniejszy ciała swego rozproszy bezwstydną zbrodnią na próżno.
Tak jest, na widok tego co się dzieje, na widok upadku młodzieży naszéj, już czas, żeby rodzice dbali o szczęście swych dziatek, przezwyciężyli przyrodzony wstręt do mówienia o tajemnicach natury, od których zależy cała nadzieja naszego odrodzenia.
Przezwyciężywszy raz niestosowną wstydliwość, ileż to niemożna dzieciom dobrego i nauczającego powiedziéć przytém, o przeznaczeniu człowieka, o zastraszających skutkach bezczelnéj sprosności, która posiadła dzisiejsze pokolenie?

O środkach leczących z samogwałtu.


Młodzieńcy już zdolni do zastanowienia się i własnego sądzenia o rzeczy, powinni, jeźli się poczuwają do bezecnéj zbrodni samogwałtu, sami nad sobą pracować, i postępować według zbawiennych rad, które im tutaj udzielam.
Onanista powinien przedewszystkiem unikać samotności; — samotność bowiem powiększa pożądliwość, a ta im częściéj opanowywa wyobraźnią i krew, tém trudniéj oderwać się od zbrodniczego nałogu.
Samotność budzi wyobraźnią, draźni ją plugawemi a ułudnemi obrazami, które duszę już osłabioną, do zwyciężania haniebnéj pokusy nie przyzwyczajoną, na nowo w otchłań zbrodni wtrąca.
Onanista powinien codziennie rzewnie się modlić, i zdawać sobie sumiennie sprawę z swego smutnego położenia. Niechaj pamięta że nic bardziéj nie wyzuwa z uczuć szlachetnych, z myśli pięknych, z siły woli i ciała, jak bezwstydne rękodzieło samogwałtu.
Wyrzec się powinien pożywnych i wszelkich rozgrzewających pokarmów i trunków, jakoto: tłustych i czarnych mięsiw, zwierzyny, jaj, korzeni, wina, piwa, kawy, czekolady, mocnéj herbaty i t. p.
Niechaj sie męczy chodzeniem, i ćwiczeniami gimnastycznemi; fechtowaniem, pływaniem, grą w bilard, a jeszcze lepiéj w kręgle. Nie tylko mu szkodzić nie będzie, ale owszem przybędzie mu wkrótce sił, umysł nękany wyrzutami rozweseli się, a chorobliwa drażliwość części rodnych zniknie powoli.
Do tańca mniéj namawiam; taniec ma swoje niebezpieczne strony dla onanistów.
Próżniactwo płodzi onanizm, i znów przez wzajemne oddziaływanie onanista pociąg ma niezwalczony do próżniactwa; niechaj więc młodzieniec chcący się wyleczyć z fatalnego błędu, nienawidzi próżniactwa jako źródła wszystkiego złego, jako przyczyny upadku swojego.
Zrywaj się z łóżka skoro tylko oczy otworzysz, nie pozostawaj w nim ani jednéj chwili przeciągając się, ziewając, i bezwstydnie dotykając się części rodnych.
Widzisz tych niewieściuchów z obwisłemi rysami twarzy, zawsze ziewających, ciągle jedzących, lub pijących, lub palących, wszelkiéj siły woli najzupełniéj pozbawionych?
Oto ci ludzie zatracili wszelką sprężystość ciała i duszy przez to, że nie umieli rano wstawać, i zrywać się od razu z łóżka.
Słodko jest oddychać rannem powietrzem, i ci, co go się pozbawiają, tracą samochcąc jeden z najprzyjemniejszych i najskuteczniejszych żywiołów zdrowia. Chłód nocny przywraca wolnemu powietrzu całą jego ożywiającą siłę, a rosa nasiąkła balsamiczną wonią kwiatów, wzbijając się zwolna w górę, jest prawdziwem lekarstwem na wszelkie osłabienia.
W powietrzu rannem człowiek, że tak powiem, pływa w roślinnych sokach, które ustawicznie w siebie wciąga, i nad które nic zdrowszego być nie może. Człowiek przywykły wstawać rano, cieszy się przez cały dzień dobrym humorem, rzeźkością, siłą, apetytem i gotowością do wszelkiéj, żeby najtrudniejszéj umysłowéj pracy, a wpływ zbawienny rannego wstawania na pamięć, i w ogólności na wszystkie władze umysłowe jest powszechnie znanym.
Niechaj czuwa młodzian nad swą własną wyobraźnią, niech jéj niepopuszcza wodzy, skoro go posiędzie jaka myśl brudna, niechaj nie pozwoli swéj duszy tarzać sie w plugawych myślach.
Precz z sprosnemi, niemoralnemi książkami, które już tyle ludzi nagubiły, a jeszcze na nieszczęście wałęsają się pomiędzy młodzieżą, wbrew zakazom i dozorowi.
U nas starsza młodzież częstokroć do tego stopnia jest płochą, lub nawet z wszelkich szlachetnych uczuć wyzutą, że godzi umyślnie na zepsucie młodszych pokazywaniem sprośnych obrazów.
Tacy młodzieńcy zasługują na surową karę, i przez całe życie dźwigać będą ciężkie brzemię zasłużonych wyrzutów sumienia.
Pospolicie bywa w każdéj szkole pomiędzy starszemi uczniami kilku, którzy się najgorzéj uczą i sprawują, a pomimo tego w wielkim są wzięciu u innych lepszych uczniów, i rej wodzą we wszystkich psotach i figlach namawiając do krnąbrności, niezliczonych zdrożności i sprosności. Tacy uczniowie są gorsi od najjadowitszéj zarazy, pospolicie wiele narobiwszy złego współuczniom, wychodzą na niemoralnych awanturników, na karciarzy i łotrów; — a potém giną marnie, przedwcześnie jakąś katastrofalną śmiercią.
Strzeżcie się owych réj wodzących nieuków i próżniaków jak czartów.
Używanie kąpieli zimnych, jest heroicznym środkiem przeciw samogwałtowi.
Najstosowniéj brać je przed wieczorem po dokładném strawieniu obiadu.
Z pełnym żołądkiem, i z rozgrzaném ciałem nie wchodzi się do kąpieli; pozostaje się w niéj najwięcéj kwadrans, po wyjściu z kąpieli wyciera się ciało flanelą, dla uniknienia zaziębienia.
Dobrze jest użyć po kąpieli lekkiego ruchu, jeżeli pogoda tego dozwoli, na wolném powietrzu; w razie zaś niepogody w pokoju.
Gdyby chory nie miał sposobności brać kąpiele, to przynajmniéj powinien sobie ciało całe obmywać zimną wodą.
Najbliższym skutkiem tych kąpieli i obmywań będzie sen spokojny, wstydliwy, i wzmacniający.
Onanista chcąc sobie obrzydzić swój haniebny nałóg, niechaj pomyśli, że życie swoje winien ojcu, i że ten ojciec byłby go nie mógł spłodzić, gdyby się sam był oddawał samogwałtowi. Niechaj także pomyśli o przeznaczonéj mu na przyszłość kochance lub żonie, o powinnościach jakie mu kiedy wypełniać należy, o nieszczęściu téj zawiedzionéj kobiety, która kiedyś przyjmie jego nazwisko, a nie będzie mogła zostać matką jego dzieci.
Jeśli onanista tylko jedną iskierkę szlachetnych uczuć w swém sercu zachował, to się na takie myśli zwróci z bezdroża na prawą i cnotliwą drogę.
Z ufnością w Bogu, z energią i wytrwałością wyrwać się można z otchłani w którą samogwałt prowadzi; i takiego tylko czekają dni smutku, zgryzoty, i upokorzenia, który w złém trwa uporczywie.
Ufność w Bogu! młodzieńcze wyrzecz się raz na zawsze brudnéj zabawy, idź za radami mojemi, a powoli wrócisz do dawnego zdrowia, do dawnéj wesołości, i staniesz się znowu zdolnym do użycia wszystkich godziwych rozkoszy, jakie wstrzemięźliwego i cnotliwego człowieka na tym i na tamtym świecie czekają.
Młodzieńcze, może już jedną nogą stoisz w grobie, ale ja ci podaję rękę, wyprowadzam cię z grobu, i znów cię zrobię zdolnym używać pociech jakie udziela miłość do kochanki, żony, dzieci, znów cię obdarzę siłą spełnienia godnie twego zawodu jako członek społeczności, jako obywatel.










O LECZENIU UPORCZYWYCH ONANISTÓW.





Czasem bywają młodzieńcy do tego stopnia wyzuci ze wszelkiéj szlachetności i siły woli, do tego stopnia zamiłowani w haniebnéj zbrodni samogwałtu, że się żadnym żywym sposobem, żadnemi prośbami, przedstawieniami a nawet umyślnemi upokorzeniami od paskudnego czynu odstręczyć nie dadzą.
Wyrodki takie właściwie już nie zasługują na żadną litość i na żadne względy, bo gdzie tak mało ambicyi jak w sercu poprawić się niechcącego onanisty, tam wcale nie ma nadziei żeby podobne indiwiduum na cośkolwiek dobrego komukolwiek się przydało.
Ale serce rodziców nie rozumuje tak nieubłaganie, jak rozum mędrca, i częstokroć dla ukojenia rozpaczy biednych rodziców trzeba się zlitować nad niegodnym wyrodkiem.
Nie dawno wymyślono we Francyi doskonały przyrząd mechaniczny, który przykłada się na części rodne, i ktory żadnym sposobem nie pozwoli najuporczywszemu onaniście dokonać brudnego występku.
Ten apparat okazał się bardzo skutecznym w niektórych zakładach pedagogiczno-lekarskich, w których sami tylko niepoprawni onaniści pobierają nauki; ale pilnować go trzeba, i zmieniać codziennie, co jest bardzo uciążliwém dla sługi i hańbiącém dla występnego młodzieńca.
Jeszcze innym sposobem można zmusić najuporczywszego onanistę, do odstąpienia od bezwstydnego dzieła; sposobem chirurgicznym, którego skuteczność sprawdzić sami mieliśmy już kilkanaście razy sposobność.
Tak nazwaną infibulacyją, czyli zaprowadzeniem srebrnego na kluczyk zamykanego kolczyka przez nadskórek członka męzkiego, można z największą pewnością zabezpieczyć ten członek od wszelkich przestępnych nadużywań. Nie jest to operacja tak bolesną jak się zdaje, sprawia może trzy razy więcéj boleści jak przekłucie ucha; zaś ów kolczyk srebrny na malutką kłódkę zamykany, może być zastąpionym grubym jak wronie pióro drutem ołowianym należycie zagiętym i okręconym.
W domach poprawy francuzkich, gdzie się nieletni zbrodniarze poprawiają i uczą, użyto tego sposobu dla wytępienia onanizmu, i pokazał się niezawodnym środkiem. Noszenie kilkomiesięczne takiego kolczyka, wystarczy na całe życie najzatwardzialszemu w niecnocie dziecku lub młodzianowi.
Zdarza się czasami, że w ciele wróconém do dobrego zdrowia, przebudzi się zdrowa dusza, tak jak się zdarza, że się największy zbrodniarz poprawi po wytrzymaniu sprawiedliwéj kary.
Bóg kocha tych którzy się poprawili jeszcze więcéj od tych, którzy nigdy z drogi cnoty nie zeszli.









O POTRZEBIE CZYSTEGO POWIETRZA.





Bardzo jasnego pojęcia o wartości i potrzebie czystego powietrza, [3] nie mamy jeszcze w kraju naszym, lubo doskonale wiemy jak prędko skutkuje na nasze zdrowie dobry kawałek mięsa i kieliszek dobrego wina.
Mieszkaniec miasta, gdy dni kilka przepędzi na wsi, i wraca do miasta, nawet do saméj tak wytwornéj na oko Warszawy, uczuje na piersiach swoich ciężar, w sercu swojém tęsknotę, chociażby do najmilszych wracał osób, i był pewnym że w domu swoim znajdzie wygody i rozrywki, na które u nas wieś jeszcze się zdobyć nie może. Kto wié, że nasze największe miasto nie posiada nawet kanałów odprowadzających nieczystość z atmosfery, kto przechodzi koło rynsztoków, kto mieszka w pokojach dolnych otoczonych wysokiemi gmachami, kto się obeznał z miejscami w których ryczałtem i hurtem kształci się młodzież, ten z pewnością zdoła sobie zdać jasną sprawę z wstrętnych uczuć, które wzbudza atmosfera ścieśniona, nieczystemi wyziewami przesiąkła miast naszych.
Ale z obawy zimna nauczyliśmy się połykać zgniłe powietrze! Nasza stolica posiada wodotryski, ale nie ma kanałów; — w lecie w każdém oknie pielęgnują u nas kwiatki, ale w zimie nie ma jednéj szyby w któréjby wentylator odnawiał powietrze, wprowadzał życiodawcze pierwiastki do obszarów przesiąkłych strawionemi substancyami, zarazę, bladość, słabość i liczne choroby roznoszącemi. Pochodzi to z tego, że u nas daleko więcéj lubią wykwintność, niż czystość, — i że u nas daleko więcéj obawiają się dotkliwości zimna jak szkodliwości brudnego powietrza.
Nawet w bardzo wielu wiejskich domach, podczas zimy, nie odnawia się u nas powietrze; wszystkie okna szczelnie zamknięte, zalepione, nigdy się nie otwierają. Na cóż się tedy zda obrać sobie mieszkanie w wiejskim powietrzu, a nie oddychać niém?
Powietrze zamknięte w izbach i nieodmieniane często, wszędzie jest jednakiém; przeprowadzić się z pokoju zamkniętego w mieście, do pokoju zalepionego na wsi, nie jest to odmienić powietrze? U nas lękają się przeciągu i wiatru, i dość słusznie, bo domy nasze nawet nowożytne i wspaniałe, są stawiane bez żadnego architektonicznego względu na zdrowie mieszkańców. Wygodę i życie człowieka poświęcono tutaj piękności kształtów zewnętrznych, albo téż wcale najmniejszéj nie zwracano uwagi na życie człowieka, jak to dowodzą źle urządzone kominy, drzwi prawie zawsze na przestrzał pomiędzy oknami dwóch pokoi umieszczone, kuchnie przytykające do sypialnego pokoju, nareszcie ciemne przedpokoje i jadalnie przytykające do salonów, — a kloaki bezecnie brudne i prawie umyślnie tak stawiane, żeby ludzie oddający dług naturze postradali wstyd lub zdrowie.
W życiu swojém nie widziałem nigdy tak dziwnego rozkładu mieszkań, jak u nas w Warszawie, nawet w niektórych najnowszych, bardzo kosztownych i wykwintnych domach; zdawałoby się że u nas architektura jest jeszcze w kolebce, gdybyśmy nie widzieli przed sobą kilku magnackich pałaców, pysznych i świetnych, ale w których nikt pracujący a przeto zdrowia potrzebujący nie gości. [4]
Powietrze, którém w miastach ciągle oddychamy, napełnione wilgocią, i zepsutemi oraz zarażonemi wyziewami, z dwóch względów jest niedobre, raz że nie ma dość kwasorodu nadającego własność ożywiającą, — potém że zawiera w sobie wiele cząstek szkodliwych w kształcie pyłków i gazów jak naprzykład: kwas węglowy, gaz wodorodno węglisty i siarkowy.
Rosnącym młodzianom i panienkom [5] potrzebniejsze jest jeszcze powietrze czyste, niż innym, jest ono bowiem żywiołem, który wzmacnia bez kosztu, leczy bez utrudzenia.
Na opadanie sił, na omdlenie, najlepsze jest powietrze suche i chłodnawe; wilgotne lub gorące osłabia, i wprowadza w chorobę.
Niechaj młodzież przebywa często pomiędzy łąkami, zdrojami i polem; wyziewy ich i uczucia jakie widoki te sprawiają, umacniają ducha, hartują nerwy, ożywiają siły muskularne i krew wprawiają w ruch potężniejszy.
Niechaj we wszystkich bez wyjątku sypialniach, wszystkich pensyjach umieszczone będą w każdym oknie wentylatory nowożytnego wydoskonalenia razem z termometrem.
Dziesięć stopni ciepła termometru Reaumüra wystarczy aż nadto na utrzymanie dostatecznego ciepła w organizmie młodzieńczym.
W jadalnych i szkolnych salach także odnawiane musi być powietrze, przez otworzenie kilku okien razem, przynajmniej dwa razy na dzień; nadto jeszcze trzeba w podobnych izbach, w których wiele osób oddycha i wyziewy swoje pozostawia, kadzić codziennie octem, jałowcem, bursztynem, a nawet czasem chlorkiem, ale nigdy żadnemi wykwintnemi aromatami, które nerwy draźnią, smrody przyduszają ale nie oczyszczają powietrza.
U nas na wsi wcale nie wiedzą jaki to potężny żywioł zdrowia, ruch, w owém wolném świeżém powietrzu wiejskiém; i dla tego téż córeczki i synowie przebywają całą zimę i wielką część wiosny w owych oblepionych, po większéj części niskich pokojach, z guwernerami i guwernantkami francuzkiemi, które od rana do wieczora narzekają na ten niegodziwy klimat polski, i przeklinając zimno, śnieg, deszcze i błoto, odbierają naszéj i tak już nie bardzo raźnéj a pieszczonéj młodzieży wszelką ochotę do przechadzek po świeżym powietrzu.
A troskliwe o piękne nóżki mamunie także nie bardzo nakłaniają do pieszych wycieczek; i do najbliżej położonego kościoła, jeżdżą w karetach, truchlejąc przed zimnem, ale wcale się nie brzydząc okropnemi wyziewami wydawanemi przez ludzi, którzy potnieją pod grubym kożuchem.
To też takie dzieci, wychowywane w zanieczyszczonéj atmosferze, słabe są, wątłe, nadzwyczaj skłonne do odziębienia rąk i nóg, do opuchnienia warg i nosa, do zapaleń oczu, do gruczołów, świerzby, ognipióra, opuchnień, robaków, ropień i tysiąca innych objawów szkrofulicznych.
Radzę aby się rodzice głęboko przejęli tém co tu mówię, aby sprawili panienkom i paniczom dobre, mocne, wodotrwałe obuwie, i aby ich wysyłali pod dozorem zdrowéj polskiéj guwernantki codziennie po dwa razy na przechadzkę, nie dając się zrażać ladajakiém zimnem, śniegiem, deszczem lub błotem.
I guwernantkom zwykle tak nerwowym, znudzonym, fantastycznym, niepojętym będzie lepiéj, bo te pospolicie zapadają w skutek życia sedentarnego na bardzo rozliczne przypadłości, jakoto: na bóle głowy, upławy, zatrzymanie regularności, spazmy, i na różne objawy rozkiełznanéj nerwowości, nietłumionéj tkliwości i źle powściąganéj wyobraźni.
Ruch w wolnym powietrzu przywróciłby tym użytecznym członkom społeczeństwa, ową równowagę między umysłem a ciałem, którą tak często zajęcie sedentarne i umysłowe niszczy; przez ruch ciała, wolne i czyste powietrze i rozweselenie umysłu, powiększają się niechybnie zasoby życia i jego szczęśliwości.









POKARMY I NAPOJE.





Po tem cośmy powiedzieli o pokarmach i napojach w rozdziale poświęconym hygienie wieku dziecinnego, mało nam pozostaje dodać tutaj; jednakże nadmienić tu musiem, że młodzian silnie rozwinięty, wyposażony wszystkiemi zębami, strawić może grubsze pokarmy i takich się ma prawo domagać. Wymieńmy tutaj pokarmy, które mu szkodzić mogą.
Wszystkie mięsiwa z przyrody swej twarde i niestrawne, jako to: wieprzowe, z starych bydląt, solone, wędzone, które tém samém wielką mają ostrość; zwierzyna cuchnąca, lub niepaproszona, stare gęsi, kaczki zbyt ościste lub tłuste ryby; mięsiwa zanadto tłuste, i wszelkie rozwalniające tłustości.
Ciasta niekwaszone osobliwie zarabiane tłustością, są rodzajem pokarmu bardzo trudnym do strawienia, przysposabiają do obstrukcyi, i przez długie we wnętrznościach zostawanie, nabywają cierpkości, sprawiającéj niespokojności, bóle, bezsenności, ucisk i gorączkę.
Szkodliwe są zieleniny nadęcie sprawujące, jakiemi czasem dla niektórych natur, są niektóre gatunki kapust, kalafiorów, galarep: i wszystkie strączkowe warzywa; kartofli najwięcéj trzy razy na tydzień i to wyborowo dobrych używać.
Owoce niedojrzałe są nadzwyczaj szkodliwe.
Nie nadużywać mącznych potraw, bo te usposabiają do szkrofuł i robaków; nigdy nie jeść jaj gotowanych na twardo.
Czasem i mléko, w ogóle tak wyborny pokarm, ma swoje wady, a główną jest jego skłonność do warzenia się. Mléko szkodzić może jeźli się prędko nie trawi, jeźli długo w żołądku zostaje, albo gdy w nim zostaną substancyje przyspieszające jego zważenie. Części maślane, serwatkowe i sér rozdzielają się wówczas tak jak w garnku. Serwatka sprawia czasami biegunkę, czasami uchodzi przez urynę i poty, nie przyłożywszy się bynajmniéj do karmienia.
Masło i sér w żołądku zatrzymane nudzą, sprawiają rozdęcie i kolki, mogą sprowadzić uporczywe zatwardzenie, albo nawet, nabywszy przez długi pobyt w kiszkach ostrości, mogą spowodować bardzo mocne zapalenie.
Wyjątkowo zdarzają się dzieci i młodzieńcy, którzy żadnym sposobem strawić nie mogą mléka, więc nie należy nalegać z mlékiem na takie żołądki, zwłaszcza w miastach gdzie mléko bardzo rzadko jest dobrem.
Nie mięszać potraw; potrawy całkiem od siebie różne, nie mogą się dobrze razem strawić, i mięszanina ta jest jedna z przyczyn rujnujących najlepsze zdrowie. Nie połykać bez dobrego przeżucia.
Herbaty i kawy, jako substancyi zaostrzających soki i usposabiających nerwy do draźliwości, dozwolić nie można w młodocianym wieku, zwłaszcza panienkom wychowującym się bez ruchu, w sztucznéj atmosferze chorobliwo wykwintnych uczuciowości. Dzięki herbacie połowa naszych panienek, doznaje bolesnego bicia serca, a połowa naszych paniczów truchleje na widok każdego prawdziwego lub urojonego niebezpieczeństwa, lub najmniejszéj trudności do przebycia, zwalczenia czy przetrwania.
Nadto kawa, herbata, czekolada z waniliją, cynamony i korzenie, przyśpieszają rozwój płciowy, odbierając ogólnemu organizmowi siły.







KONIECZNOŚĆ UPRAWY SIŁ UMYSŁOWYCH.





Człowiek najprzystojniejszy i najzdrowszy ale prosty, nieokrzesany i nic nieumiejący, nie jest jeszcze człowiekiem, ale raczéj piękném zwierzęciem, mającém wprawdzie usposobienie do przejścia w stan prawdziwie ludzki, ale zatracającem go, jeźli tego usposobienia nie rozwija. Widok człowieka pięknego, zdrowego, dobrze urodzonego i majętnego a najzupełniéj surowego pod względem umysłowym, sprawia daleko większe zmartwienie jak widok najbrzydszego karłaka, którego sama natura na idyjotę skazała.
Przez uprawę umysłu człowiek się doskonalić musi, jeżeli chce godnie odpowiedziéć widokom swego Stwórcy, jeżeli chce naturze pokazać się wdzięcznym za dary któremi go wyposażyła.
Istota przyrody ludzkiéj, zasadza się na zdolności coraz wyższego rozwoju, postępu, doskonalenia się; całe nasze szczęście, cała nasza chwała, zawisła od postępu; a tu widziemy tak często istoty bogato wyposażone przez traf i naturę, a do tego stopnia umysłowo zaniedbane, że nigdy nie wezmą książki do ręki, i jeszcze pogardzają temi, co pracować umieją dla chwały Boga i sławy kraju.
Są jeszcze bogate, dostojne matki, które mniemają, że wszelka uprawa umysłowa osłabia i skraca życie fizyczne; i dla tego synów, mianowicie jedynaków, wychowują zupełnie tak, jak się w innych krajach wychowują poprawne byczki i koniki, bardzo mało dbając o ich rozwój umysłowy.
Ale to niebezpieczeństwo, grożące ze strony nauk i wiadomości jest urojonem, przynajmniéj tyczy się ono tylko ostateczności, uprawy przesadzonéj, która człowieka zanadto osłabia. Nie brakuje nam na dowód mojego zdania, ludzi bardzo mądrych i uczonych, a przytém silnych i zdrowych; ale na nieszczęście ludzie głupi nie znają ludzi mądrych, albo téż częstokroć w ich mądrość wierzyć nie chcą.
Przyzwoity sposób umysłowéj i zarazem cielesnéj uprawy, harmonijne wykształcenie wszystkich sił, konieczném jest dla człowieka zadaniem.
Nawet musiemy uznać z wdzięcznością dla natury, że rozum wpływa dobroczynnie na zdrowie ciała.
Rozum udziela uczuciu życie przyjemniejsze i przestrzeńsze. Ileż to nie posiada człowiek z wykształconym umysłem zasobów szczęścia i odnowy, których nieokrzesanemu materyjaliście, żeby był najbogatszym, zupełnie brakuje.
Rozum chroni nas od działania burzących i istnienie skracających przyczyn, które drugiemu, z działalnością szkodliwych wpływów nieobznajmionemu człowiekowi, najmocniéj szkodzą, naprzykład mróz, upał, niestrawność i t. d.
Rozum umiarkowywa i porządkuje w nas rozkiełznane namiętności, zwierzęce wzruszenia, uczy nas dolegliwość znosić, trudności pokonywać. Owe istoty materyjalne i na pozór tak silne, są jednakże pastwą każdego wzruszenia, i tam gdzie taki atleta bezrozumny na apopleksyją umiera lub powoli ginie w skutek brutalskiego czynu, lub podłego odstąpienia od honoru, tam mędrzec pozostaje nieporuszonym i tryumfuje zimną krwią, którą sobie rozumem wyrobił. Niszczy się krewki passyjonat zbyt gwałtownemi uczuciami, i życia pewien nie jest człowiek namiętności swych hamować nie umiejący.
Rozum, błogi wynik wykształcenia, tworzy związki towarzyskie, wpływające bezpośrednio na utrzymanie życia swojego i bliźnich.
Rozum obznajmia z mnóstwem wygód ułatwiających zdobycie zacności życia.
Ileżto rozumu w kuchniach niektórych narodów, ileżto rozumu w systematycznéj gimnastyce, która tyle dobroczynnych wydała plonów, — ileżto rozumu w łatwéj do pojęcia hygienie.
Tylko w krajach prawdziwie oświeconych człowiek życie swoje w starości długo utrzymać może.
Nierozumni, a zatém niecnotliwi ludzie starości uszanować nie umieją; i chłop nasz biedny, gdy się zestarzeje, gdy stanie się niepotrzebnym światu i rodzinie, musi opuścić chatę swoję, iść w żebraki z kijem i kawałkiem jéża, i wkrótce przepadnie gdzieś na drodze w rowie.
Gdy wiosna zabłyśnie i odtają śniegi, znajdziesz mnóstwo umarłych starców, o których ubytku nikt nie wiedział!!!
I możnaż tu jeszcze wątpić o korzyściach wynikających z rozumu? i możnaż tu jeszcze potępiać tych, którzy się o rozum ubiegają?
Wiemy już, że kto za młodu popadł w nałóg, temu trudno będzie posiąść cnotę w dojrzałym wieku; teraz wiedzmy, że kto za młodu nie przyzwyczajał się do zdobycia nauki, temu jeszcze trudniéj posiąść będzie rozum w wieku dojrzałym.
Mówi jednak próżniak sofista, który w wieku męzkim nudzi się jak dziecko: „Poco nam się uczyć? poco nam się kształcić? Sterne przepowiedział nam przed pięćdziesięciu laty, że za lat dwieście biédacy, mówiący siedmioma językami, będą się ubiegali u panów o miejsce pucybuta; a ja widzę, że na to już się diablo zanosi.“ Być to może, ale daleko łatwiéj mówić siedmioma językami nędznie, jak jednym dobrze, i właśnie istnieją narody którym to nadzwyczaj łatwo przychodzi.
Więc lękajmy się przepowiedni gienijalnego Sterna, i chociaż w jednym języku starajmy się wysłowić nasze myśli dobitnie, bo i większe wrażenie na każdéj rozumnéj istocie wywrze człowiek wysławiający się dokładnie w jednym języku jak owi fanfaroni, którzy mają talent wykazywania próżni głowy swojéj w kilku językach.
Wszakże łatwiéj przytulić do serca swojego jednego człowieka, i w nim wzbudzić uczucie współczucia, jak uściskać od razu siedmiu ludzi chociażby miernie.
Kto w jednym języku ćwiczy mowę, temu i rozum łatwiéj zdobyć, bo łatwiéj wniknie w drobne odcienia rzeczy, i powierzchownie nie będzie brał żadnych.
A to się tylko rzeczywiście umie, co się dokładnie opowiedziéć zdoła.








O WYCHOWANIU UMYSŁOWÉM.





Dziecko nowonarodzone nié ma żadnéj idei, posiada li tylko charaktery zwierzęcości; dopiéro powoli i stopniowo uczy się słów i ich wartości. Podczas dwóch, a nawet trzech pierwszych lat życia swojego, dziecko nie posiada żadnego wyobrażenia o sprawiedliwości, o prawie i o obowiązku. Egoizm jest jego jedynym przewodnikiem. Dziecko kocha tego, który mu służy i przyjemność sprawia; a nienawiść okazuje temu, który go trapi lub mu zawadza. Dziecko przywłaszcza sobie wszystko co mu się podoba, wcale nie pytając o prawo słuszności; a jeżeli mu kto chce łup ten odebrać, wówczas krzyczy z całéj siły, i nie łatwo puści co już raz trzyma.
A zatém od początku życia wszystkie nasze wyobrażenia są zupełnie zmysłowe, a stają się ogólnemi dopiero późniéj w miarę rozkwitnienia intelligencyi.
Owa niewiadomość pierwszego wieku, owa niezdolność odróżnienia prawdy od fałszu, — sprawiedliwości od niesprawiedliwości, nakłada na opiekunów dzieci obowiązek uciekania się do zasad zwierzchnictwa, to jest do kształcenia wzrastającego umysłu sposobem przymusowym aż do rozwinięcia się rozumu, aż do chwili w któréj sztuczna idea powinności, zastąpi w duszy dziecka wrodzoną ideę samowolności.
Otóż co francuzki nazywają „rompre le caractère“ przełamać upór wrodzony dziecięciu.
Jednakowoż ten sposób postępowania winien być regularnym, systematycznym i ojcowskim, — tak ostrożnie i mądrze przeprowadzonym, żeby nie zafukał dziecka, i żeby go nie osłabiał. Matka wahająca się w swém postępowaniu od zbytniéj surowości do zbytniéj łagodności, utworzy w swém dziecku charakter krnąbrny i kapryśny, i prędzéj lub późniéj wybuchną w młodém stworzeniu skutki tych zgubnych usposobień duszy.
Dziecko nie posiada wprawdzie znajomości świata do którego przybyło, ale zato nadzwyczaj jest chciwém poznać wartość i przyrodę przedmiotów otaczających je.
Zaraz po obudzeniu rozumu swego, dziecko bada, pyta osoby otaczające je o to i o owo, i stara się pomimowoli rozproszyć ciemności je otaczające. W téj saméj mierze, w któréj jego niewiadomość znika, w téj saméj mierze twarz jego promienieje radością i wyraża niewymowne, czarujące widzów zadowolenie.
Ktokolwiek umie przejąć się wartością téj chciwości wiedzy, ten zdoła wznieść w rozkwitającéj intelligiencyi trwałe i dobre podstawy wiedzy, i to bez znękania jéj. A gdy raz organizm zyska dosyć sił, i zdolnym jest znieść wysilenie do ćwiczenia umysłowego konieczne, — gdy raz młody człowieczek pozna potoczne przedmioty życia, wówczas rozpocząć dopiéro należy jego prawdziwe wychowanie. Dopiero w wieku lat sześciu do siedmiu, należy uczyć go abecadła; dopiero w wieku lat dziesięciu należy rozpoczynać nauki wymagające rozumowania i ciągłej uwagi. — Umysłowa nauka tak jest spojoną z wychowaniem fizyczném, że musiemy tutaj o jedném i o drugiém nadmienić słów kilka. Fizyjologija i psychologija, łączą się tutaj w sposób nadzwyczaj ścisły, i że tak powiem nierozłączny.
Ktokolwiek badał chwilę umysłowego rozwoju w dziecku, zauważył niezawodnie, że ono czepia się tylko przedmiotów pod zmysły podpadających. Wszystkie pierwsze wyobrażenia dziecka są czysto na dotykalnych rzeczach oparte; dopiero późniéj, ale daleko późniéj, w miarę jak sie razem rozwija i w miarę jak liczba wiadomości zyskanych staje się coraz większą i rozmaitszą, — dopiéro wówczas dziecko zaczyna odosobniać pewne charaktery wspólne kilku przedmiotom, i zastanawia się nad niemi pod względem ogólnym. I tak najwięcéj zachwycają dziecko kolory, i gdy spostrzeże że najrozmaitsze przedmioty jedną noszą barwę, wówczas dopiero w rozumie rozwijającego się dziecka powstaje wyobrażenie o wartości i przyrodzie kolorów. Toż samo możemy powiedziéć o smaku różnych rzeczy, o ich tętnie, twardości, ciężkości i innych charakterach. A zatém już w bardzo wczesnym wieku kiełkuje w rozumie ludzkim wyobrażenie o abstrakcyjnych charakterach.
Badaj człowieka wyrosłego, pod względem fizycznym dojrzałego, ale którego umysł pozostał nieokrzesanym; on nic nie pojął prócz idei, które go przez zmysły doszły. Cała ludzkość nie postępowała inaczéj przez długi szereg wieków; pierwsze jéj myśli czerpane były jedynie z przyrody fizycznéj przedmiotów. Psychologiczne spostrzeżenia zjawiły się daleko późniéj. Pierwsi filozofowie starożytności byli tylko fizykami, i posiadali jedynie wyobrażenia o ciałach, o żywotach materyjalnych. Dopiéro późniéj powoli i stopniowo, wyrodziła się myśl z odmętów materyi, i wyniosła sie do szczytności, z któréj panowała nad materyją jak Bóg panuje od wieków nad światem całym.
Tak się działo w gromie znanéj nam natury, jak się dziś dzieje w rozkwitającym rozumie nowonarodzonego dziecka; i każde rozumne wychowanie winno być wspartém na prawach i przykładach odwiecznéj a zawsze świeżéj i młodéj natury. Zresztą noworozkwitająca w dziecku intelligencyja, tak jak dorosły, nieokrzesany, nieukształcony człowiek, zatrudnia się tylko istotami namacalnemi, jedynemi, które na jego zmysły wpływ wywierają. Dla tego téż trzeba na jego dobro korzystać z tego usposobienia, i mówić mu o kształtach, smaku i barwach, bo o innych rzeczach, o abstrakcyjnych przymiotach jeszcze żadnego wyobrażenia miéć nie może. Dlatego téż pewne zabawki nasuwają ideę pożyteczną, wiele się przykładają do rozwinięcia umysłu dziecięcego; i bardzo dobrze czynią ci rodzice, którzy we wczesnym wieku wpajają dzieciom zabawkami miłość do zwierząt i kwiatów, przez to zamiłowanie do historyi naturalnéj, bo ta miłość i ta nauka jest prawdziwą podstawą uczucia ludzkości i rękojmią szczęścia.
Późniéj przejść można do jeometryi, także za pomocą stosownych zabawek; i ta bowiem nauka wspiera się na podstawach czysto materyjalnych, dotykalnych przez linije, kąty i powierzchnie.
I tak za pomocą deszczułek wykrojonych w trójkąty, półkola, koła, kwadraty i inne figury jeometryczne, można nauczyć ośmioletnie dziecko praktycznym sposobem i wcale go nie nękając, całéj podstawy jeometryi, mianowicie teoryi o przystawaniu trójkątów, o kwadraturze, przeciwprostokątnéj i kole. W tym samym czasie należy zwracać uwagę dzieci na zjawiska natury, zwłaszcza na meteorologiczne, które najwięcéj w oczy biją i zastanawiają. Już wtenczas należy dążyć do hartowania dzieciom nerwów, i odganiać od nich wszelką bojaźń grzmotów, która zdaje się jest wrodzoną dzieciom.
Widok cudów natury wznosi duszę, rozprzestrzenia serce i we wczesnym już wieku zaszczepia zdrową, jędrną poezyją, niemającą nic wspólnego z chorobliwemi uniesieniami galwanizujących się sztucznym szałem poetów.
Istotnie czyż może być na świecie cóś wznioślejszego, jak owe wielkie sceny świata, które się przedstawiają w rzeczywistości?
Łatwo jest już w bardzo młodém dziecku wzbudzić jakieś uroczyste poszanowanie dla owych pięknych straszliwości natury, a przez to udzielić jego sercu hart, jego duszy wzniosłość i jego rozumowi siłę.
W starożytnéj Grecyi wychowywano dzieci z największą starannością, rozwijając jednocześnie wszystkie strony duszy i ciała. Wychowanie rozpoczynało się od urodzenia, i kończyło się dopiéro w wieku pełnoletności, kiedy prawo uznawało człowieka zdolnym do brania udziału w sprawach publicznych. Samo elementarne wychowanie rozpoczynające się w ósmym roku życia, w porównaniu z wychowaniem u nas w kraju udzielaném, już było nadzwyczaj rozciągłém. Arystofanes obznajmia nas, że to wychowanie elementarne przeprowadzaném było w każdéj szkółce przez trzech nauczycieli, to jest przez Grammatyka, który uczył czytać, pisać, grammatyki i arytmetyki; przez Cytarystę, który uczył muzyki i śpiewów religijnych, odśpiewywanych w świątyniach; przez Pedotrybę, który uczył gimnastyki, pływania, fechtowania i tańca. Naukę filozofii wykładali najpiérwsi mędrcy starożytności pod gołém niebem, w świętych gajach lub innych ogrodach, pośród pięknéj i bogatéj natury, któréj uroki wznosiły duszę i uszlachetniały umysł.
Ateńczykowie mieli trzy szkoły przeznaczone do wychowywania młodzieży: Wielkie Liceum, Gimnazyjum i Akademiją. We wszystkich tych zakładach mieściły się święte gaje, niezmierne gmachy i portyki otoczone czarującemi ogrodami. Platon udzielał swe nieśmiertelne lekcyje w akademii, przechadzając się w aleach pod cieniem drzew.
Już owa starożytna wielka Grecyja nie istnieje, ale ona wydała wielką ilość świętych mężów, których sława w historyi nigdy nie przebrzmi! Naśladujmy Greków w czém można co do wychowywania dzieci, kształćmy razem ciało i umysł, wzniecajmy w duszy szlachetne zamiłowanie do natury, owę najpewniejszą rękojmią szczerych pojęć religijnych i zdrowéj poezyi; żądajmy, aby nam dzieci malowały swe wrażenia ustnie, dobitnie i w jednym tylko języku; a niech dla zyskania mnogości języków nie tracą jasności wyobrażeń.
Tylko to się wie dobrze, co się dobrze opowiedziéć umie, powtarzam jeszcze raz jeden.
Nie wypuszczajmy z pamięci następującéj prawdy: „Nauka jest tylko o tyle korzystną, o ile jest przyjemną.“ Wstręt do nauki budzi już w najmłodszém sercu podstęp, kłamstwo, obłudę, i wkrótce uczyni dziecko zupełnie nieczułém na wszystkie przedstawienia i nagany ze strony rodziców i nauczycieli.
I tak się dzieje niestety! że się nie przyjmują duszy ucznia nauki dawane niechętnie, nieprzyjemnie, niepraktycznie, przez nauczycieli nie zagrzanych świętą miłością nauczania. I tak się dzieje, że młodzieńcy wychodzący ze szkół nie umieją jednym językiem chociaż miernie wysłowić się i wypisać, i że nic nie znają z historyi, z natury i ze świata wśród którego żyją. Ale co gorsza, tacy młodzieńcy nawet nie wierzą w skuteczność nauki!! ale co gorsza, że sceptycyzm już głęboko w ich duszy zaszczepiony, i że już zdobyli niektóre nałogi zagradzające im drogę do szlachetnego szczęścia. Żywiono ich słowami, cóż więc dziwnego, że prócz słów nic nie znają?
Wychowanie moralne czerpać się głównie powinno pod strzechą rodzinną; dobry przykład dany ze strony rodziców wzbudza w sercu dzieci uczucia szlachetne i wzniosłe. Ale czyż doświadczają tego szczęścia wszystkie dzieci? zwłaszcza dzieci pięknych matek i bogatych rodziców?
Takie dzieci wychowują się u nas zwykle opodal od oka rodziców i pod okiem cudzoziemskich guwernerów i ochmistrzyń. Potém zaś chłopacy dostąpiwszy dziesiątego roku życia zawożeni bywają do jakiego zakładu naukowego i rozpoczyna się owo wychowanie w kilku językach, czysto pamięciowe, żadnych zdrowych wyobrażeń, żadnych szlachetnych uczuć nie wzniecające.
Tak było niegdyś z wychowaniem we wszystkich krajach, i dzisiaj tak jeszcze jest w niektórych. Ale badania zdrowe, praktyczne, zaczynają już zajmować miejsce mrzonek i chimer. Praca umysłowa dotychczas tak niewolniczo pamięciowa, nieprzyjemna i płonna staje się każdym dniem przyjemniejszą i powabniejszą.
Nauki praktyczne towarzyszyć zaczynają od niedawnego czasu naukom teoretycznym; wszystkie części wchodzące w skład umysłowy organizmu ludzkiégo rozwijać się zaczynają jednocześnie i harmonijnie: już się wykształcają ludzie z których można będzie złożyć towarzystwo mocne, mądre i moralne.
I wkrótce może wyznamy z wdzięczném sercem jednę prawdę: że zaraza zdrowéj doktryny i dobrego przykładu z takąż samą szerzy się szybkością, jak zaraza błędu, fałszu i nałogu.








  1. Nie wahamy się tutaj użyć po raz pierwszy wyrazu zmężczyznienie, doskonale malującego znaczenie rzeczy i odpowiadającego najzupełniéj wyrazowi łacińskiemu pubertas, i niemieckiemu Mannbarkeit.
  2. Uciekaj kędy możesz od złego człowieka.Bo to czart co na twoją słabą duszę czeka.Drużbacka.
  3. Każda osoba potrzebuje do respiracyi i do transpiracyi w jednéj minucie dziesięć stóp kubicznych powietrza, czyli massę będącą mniéj więcéj dwa razy tak wielką, jak wielka jest sama postać człowieka. Za pomocą respiracyi czyli oddychania zostaje oddzielony węglik przez płuca, — za pomocą transpiracyi czyli wyziewania oddziela się nieustannie tak zwany niewidzialny pot przez pory, których człowiek posiada jak sumiennie obrachowano mniéj więcéj 170 milijonów. Na godzinę odchodzi w przecięciu dwie uncye tego niewidzialnego potu, który jeźli sie nie ulatnia przez wentylacyją przesiąka każdy przedmiot wilgocią.
  4. Architekci nasi powinniby być obeznani z tą częścią fizyki, która szkodliwość wpływów na zdrowie ludzkie wskazuje; w ówczas w budowaniu pomieszkań umieliby omijać podkopujące życie przyczyny. Pomieszkania powinnyby miéć najmniéj 7 do 8 stóp wysokości, złe bowiem powietrze w górniejszéj szychcie izby nagromadza się, otwór więc w oknie umieszczony być powinien u góry, aby łatwiéj szkodliwe powietrze odpływać mogło. Ludzie stawiający pałace z entresolami popełniają okrucieństwo.
  5. W niektórych szkołach, w których większa część dzieci szkrofułów dostawała, i w których najpilniejsza dyeta, ciepła odzież i lekarskie środki nie pomagały, zaprowadzono nareszcie należyte czyszczenie powietrza, i chorobliwe usposobienie dzieci, w bardzo krótkim czasie zupełnie ustało.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin.