Bolszewicy/Akt trzeci

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł Bolszewicy
Podtytuł Dramat w trzech aktach
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1922
Druk Tłocznia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



AKT TRZECI

Ten sam „hall“, co w pierwszym akcie, pora przedpołudniowa, słońce. Przez okno widać uwijających się, ale w mniejszej liczbie, bolszewików. Pod prawem oknem na zewnątrz stoi wóz, na który żołnierze ładują skrzynie, kosze, meble, naczynia... Żołnierze wychodzą od czasu do czasu ze stołowego pokoju oraz snują się po schodach z tobołami w ręku. Pod schodami telefonista siedzi na krzesełku przed małym stoliczkiem i trzyma słuchawkę przy uchu. Przed nim pośrodku „hall’u“ stoi Razin.

SCENA PIERWSZA
Razin, telefonista, Marcinek
RAZIN

Łącz, łącz!... Muszę się zaraz rozmówić...

TELEFONISTA (krzyczy)

Halo!... Halo!... Sztab... Centrala... Mówi telefon Róża... telefon Róża... Co?... Wyraźniej... Czort bierz! (nowa przerwa) Halo!... Halo!... Sztab... Centrala... Centrala... Halo!... telefon Róża... Do licha!... Powarjowali!...

(ze drzwi na lewo wysuwa się Marcinek)
MARCINEK (do Razina)
My do pana komisarza...
RAZIN

Czegóż znowu?

MARCINEK

My, proszę pana, już dwa dni nic nie jedli. My przyszli po kwit. Znowu dwie krowy zarżnęli, wszystkim mięso dają, a nam nic...

RAZIN

Któż to — my?....

MARCINEK

No my!... Ja i pan starszy!...

RAZIN

Nie dają, bo wy pewnie nie pracujecie... Niema was na liście robotniczej...

MARCINEK

To wszystko tutaj było nasze, panowe było... Starszego pana... To jemu się choć trochę należy...

RAZIN

Nic mu się nie należy. Cóż to on sam wszystko zrobił?... Ludzie za niego robili...

MARCINEK (zdziwiony)

La Boga! To pan komisarz wszystko sam zrobił: i buty, (przysiada zlekka) i walizkę i leworwert!...

RAZIN (dobrodusznie)

Filut z ciebie, chłopcze!... Ciebieby do szkoły, do obowiązkowego nauczania... Z ciebieby dobry wyszedł komunista?...

MARCINEK (prostuje się wzgardliwie)

Wolę szwoliżyra!

TELEFONISTA

Towarzyszu komisarzu, towarzyszu komisarzu, jest połączenie... Halo, Halo!... Czekajcie! Towarzyszka Sonia woła towarzysza Sarnowskiego... Halo, halo!... Towarzysza Sarnowskiego niema, jest towarzysz Razin... Zaraz mówi... Halo!... Halo!... Tfu!... Czort!... Znowu przerwali!... Halo!... Halo!... Sztab... Centrala... Mówi telefon Róża... Halo!... Halo!... Telefon Róża... Skaranie Boskie!... Halo!...

MARCINEK (do Razina)

Więc jakże, panie komisarzu... z kwitem?... Starszy pan doprawdy pracować nie może, bezemnie on i chodzić nie może...

RAZIN

Stróż Piotr tyle ma lat co i on, a pracuje. Choć na obiad trąbi...

MARCINEK

Co Piotr?... Piotr chłop! A mój pan to ledwie się rucha... Jemu kości całkiem skamieniały. On we dwuch wojnach był... Niech już pan komisarz da kwit, to już ja będę i za siebie i za niego pracował!

RAZIN
A cóż, on nie ma dzieci?...
MARCINEK

Ma; dziedziczka to będzie jego wnuczka... Ale cóż — dziedziczka tam!... (pokazuje na górę)

(w tej chwili we drzwiach stołowego ukazuje się Lasota, posuwa się z trudnością, przytrzymując ręką za odrzwia)
SCENA DRUGA
Ciż, Lasota
MARCINEK (przyskakuje do niego)

Co to, wielmożny pan sam przyszedł?!... A czy wolno? A jakby wielmożny pan upadł, to co?... To ja byłby winowaty... Co?

LASOTA
(odpędza chłopca niecierpliwie i posuwa się wolno ku Razinowi)

Hm... Hm!...

MARCINEK

No, no... Niech się pan oprze!...

(podstawia mu swe ramię z prawej strony)
LASOTA
(podchodzi do Razina, staje, prostuje się i pokazuje palcem na górę)

Bóg!...

MARCINEK

On prosi, żeby ją pan wypuścił.

LASOTA

Bóg...

(składa ręce jak do modlitwy)
RAZIN (niechętnie)

Nic ja więcej zrobić nie mogę: trzy papiery już wysłałem.

LASOTA (znowu)

Bóg!

(podnosi palec do góry)
RAZIN (z rozdrażnieniem)

Bóg i Bóg!... Ty Bóg, a ja komuna! Jednego my pola jagody! My rozstrzeliwujemy, a wy na stosach palili... Co?... Może wy nie mieli inkwizycji?... Nie gubili ludzi niewinnych?... Tysiącami wy ich gubili... Więcej niż my teraz... Co, może nie?!... Taka to już jest rzeczy kolej!... Krzywda mści się. Musi być sprawiedliwość!... Muszą ci, co grzeszą i uciskają, pamiętać, że na nich też przyjdzie kolej... Jak nie na nich to, na ich dzieci,... a zawsze przyjdzie! Nic na świecie nie ginie!... Ot, ja syn chłopa pańszczyźnianego...

(do Marcinka, kiwając głową w stronę Lasoty)

a on pewnie wielki pan?...

MARCINEK

Juściż, on starszy pan, jego wszyscy w rękę całują!

RAZIN
To to — a no to? Ja był trochę młodszy, jak ty, kiedy na własne oczy widział, jak mego ojca, starego, siwego, człowieka, rózgami w wołosti bili i taki też starszy pan stał nad nim i krzyczał: mocniej! A teraz: Bóg! (do telefonisty) Cóż, masz nareszcie połączenie? Chyba trzeba będzie gońca posłać, albo sam pojadę, czy co?!...
TELEFONISTA

Sam nie wiem, co to jest?!... Powarjowali!... Halo, halo!... Sztab... Centrala... Halo!?...

(Lasota przystępuje jeszcze bliżej do Razina, w milczeniu wznosi palec do góry prawie groźnie i chwyta komisarza za rękaw),
RAZIN
(wyrywa rękaw i cofa się)

Kiedy teraz to już ja nic w tej sprawie nie mogę... Proście towarzysza Sarnowskiego, on tu teraz wszystko!

(Lasota, opierając się na Marcinka, stoi chwilkę, poczem obraca się i idzie ku drzwiom na prawo)
(TELEFONISTA krzyczy)

Towarzyszu Razin jest połączenie... Bierzcie... Spieszcie się... Zaraz... zaraz!... Halo!... (woła do telefonu) Mówi telefon Róża... Te-le-fon Róża!... Głośniej!... Tfu, czorty. Po jakiemu mówicie? Żarty sobie stroicie!... Ja tu już godzinę wołam... Co?... kto?...

(na twarzy jego maluje się przerażenie, odrywa słuchawkę od ucha i mówi ciężko dysząc do Razina, który wyciąga rękę po słuchawkę. — Lasota z Marcinkiem zatrzymują się przy drzwiach)

Nie, nie, n-i-e... nie... bierzcie, towarzyszu Razin... tam... tam... Po-la cy!

(Na twarzach Lasoty i Marcinka maluje się radość)
RAZIN

Co?...

(porywa słuchawkę i przykłada do ucha)
TELEFONISTA
(biegnie ku schodom, potem rzuca się ku drzwiom na prawo i krzyczy przeraźliwie)
Bracia... zginęliśmy!... To-wa-rzysze mili!... Po-la-cy w telefonie!...
(wybiega na środek, przykłada ręce do ust jak tubę i krzyczy na górną galerję)

Ratuj się, kto w Boga wierzy... Po-la-cy w tele-fo-nie!...

(odpowiada mu w całym domu echo głosów)
SCENA TRZECIA
Ciż, żołnierze, Li.

Polacy... Po-la-cy w te-le-fo-nie!... Uciekajmy!... Czorci... Mat’ ich!... Rzucaj!... Puszczaj! Oho.... ho!...

(Wybiegają z góry, z dołu, z bocznych drzwi — wyrywają sobie z rąk rzeczy, rzucają się z kąta w kąt jak błędni)
RAZIN
(ze słuchawką przy uchu woła)

Uspokójcie się... stójcie... Zaraz się dowiem!... Tam mówią!... Halo, halo! Kto mówi!... Tu telefon Róża... Sztab... Centrala... kto?... Głośniej!... Aha, słucham! Dowódca?... którego pułku?... Tak, tak!... Doskonale... Sto dwudziestego drugiego... Tak... doskonale!... Więc alarm fałszywy... Żadnego niebezpieczeństwa niema... Mówiłem... mówiłem!... Doskonale!...

(Tymczasem żołnierze uciekają, okrzyki „Polacy w telefonie“ cichną i dom zwolna puścieje; ostatni zbiega ze schodów Li, z rozwiązanym warkoczem, wołając):
LI

Pol-ak-ki te-le-fan!...

(Kilku żołnierzy wypada ze stołowego pokoju ze zrabowanemi przedmiotami w ręku i wywala się całą gromadą przez otwarte drzwi na ganek, widać przez okna, jak biegną przez dziedziniec, jak inni opadają stojący w rogu wóz, jak gramolą się nań, ładują swe rzeczy, biją się i spychają. Marcinek z Lasotą dawno wycofali się przez stołowy pokój w głąb domu. W „hallu“ zostaje tylko Razin ze słuchawką przy uchu, powtarzający machinalnie):
RAZIN

Halo!... Halo!... Sztab... Centrala!... Do licha!... Nie słyszycie!... Mówi telefon Róża... Przy słuchawce komisarz Razin... Ra-zin... Ogłuchliście... Ra-zin... Dobrze!... Słucham... Alarm fałszywy!... Wiem... Wstrzymać!... Dobrze!... Ach, znowu przerwa... Halo!...

(Ze stołowego pokoju wychodzi pośpiesznie Grosberg-Sarnowskij po cywilnemu, w meloniku, z kufereczkiem w ręku i kieruje się ku drzwiom na ganek).
SCENA CZWARTA
Razin, Sarnowskij.
RAZIN

Towarzyszu, wy dokąd? To fałszywy alarm... Niepotrzebna panika!... Trzeba tych ludzi wstrzymać!... Doprowadzić do opamiętania... Toć oni poszaleli!...

SARNOWSKIJ

Skąd wiecie, że fałszywy?...

RAZIN

Ha, powiedziano mi po rusku przez telefon...

SARNOWSKIJ

He, he!... Kto mówił? Ktoś znajomy?

RAZIN

Jakiś pułkownik sto dwudziestego drugiego pułku...

SARNOWSKIJ

Żarty!... Takiego pułku wcale niema w pobliżu,... Ja przynajmniej nie słyszałem... A po rusku wśród nich dużo umie... To wybieg wojenny!... Chcą nas zatrzymać... Ja nie czekam i wam radzę, towarzyszu, też nie zwlekać... Chodźcie z nami... Zatrzymałem naumyślnie furmankę...

(staje w progu; słychać strzały)

A co?... Spieszcie się...

RAZIN (kładzie na stole słuchawkę)

W takim razie... zaraz... Zaczekajcie na mnie chwileczkę.. Tylko wezmę papiery.

(Razin odchodzi we drzwi na lewo; Sarnowskij znika na ganku, widać jak przebiega mimo okna do wozu i gramoli się nań, znowu słychać strzały już bliżej, wóz rusza... Przez pusty „hall“ przebiega ze drzwi na lewo na schody Wojciechowa i pędzi na górę wołając:)
SCENA PIĄTA
Wojciechowa.
WOJCIECHOWA

Paniusiu, paniusiu... Niema ich... poszli!...

(znika we drzwiach górnej galerji i widać ją biegnącą tam na prawo)
SCENA SZÓSTA
Razin, Gułaj.
RAZIN
(wychodzi w komisarskiej czapce z gwiazdką na głowie, z kufereczkiem w ręku. Staje pośrodku, spogląda w okno i woła:)

Aha! już go niema!... Uciekł!... A to świnia!...

(We wnętrzu na górnej galerji nawprost widowni ukazuje się głowa Morskiej. Spostrzega Razina i cofa się, potem przechodzi na lewą stronę galerji. Razin kieruje ku drzwiom; wtem na ganku pojawia się Gułaj z kilkoma żołnierzami, z drzwi na prawo wysuwa się Beznosy)
RAZIN

Aa!... Wracacie... Więc nieprawda? Więc alarm fałszywy?

GUŁAJ

Gdzie burżujka?

RAZIN

Pewnie na górze. Macie wóz?... To jabym się z wami zabrał, jeżeli już postanowione, że nikt tu nie zostaje!...

(Żołnierze nie odpowiadają — przebiegają mimo na schody i znikają na górnem piętrze. Widać ich w oknach idących na prawo, gdzie był pokój Morskiej. Razin stoi sam pośrodku „hall’u“ niezdecydowany i mruczy)
SCENA SIÓDMA
Razin sam, później Morska.
RAZIN

Okazja!

(Na górze na prawo słychać tupot i krzyki kobiece, w tej chwili Morska zbiega szybko po schodach na sam dół, spotyka się oko w oko z Razinem i składa ręce błagalnie)
MORSKA

Ratuj mię pan!...

RAZIN (zdumiony, po chwili wahania)

Dobrze. Ale jak?... Oni tu panią wszędzie znajdą...

(na górze słychać zbliżający się tupot i krzyk Wojciechowej. Morska rozgląda się po pokoju, wreszcie przyskakuje do schowanka pod schodami, otwiera drzwi i ukrywa się. Razin kiwa głową, po chwili namysłu bierze słuchawkę ze stołu, opiera się plecami o drzwi skrytki i woła:)
Halo!... Sztab... Centrala... Mówi komisarz Razin...
(Gułaj z towarzyszami schodzą w tym czasie tłumnie po schodach, wiodąc pośród siebie czerwoną i zadyszaną Wojciechową, Gułaj idzie pierwszy)
SCENA ÓSMA
Razin, Gułaj, Wojciechowa, Beznosy, bolszewiccy żołnierze.
GUŁAJ (już na dole pośrodku hall’u)

Gadaj, gdzie pani?!... Gadaj, bo ja cię... Wo imia światowo komunizma...

WOJCIECHOWA

Nie szturgaj mię... Nie wiem... Powiedziałam, że nie wiem, to nie wiem...

GUŁAJ

Zagadasz... Bierzcie ją chłopcy!!...

RAZIN (surowo)

Puśćcie ją: stara i głupia... Czego od niej chcecie?...

GUŁAJ

Burżujki tam niema, a wyjść nie mogła, bo my tu wszystkie wyjścia obstawili. Bierzcie ją!...

(wskazuje na Wojciechową, Beznosy chwyta ją za ramię. Wojciechowa wyrywa się)
WOJCIECHOWA

Jak mię który z was tknie, draby, to ja wam!...

(wyjmuje nóż kuchenny z pod fartucha i odskakuje w stroną Razina)
RAZIN
Zostawcie ją... Halo!... Centrala... Sztab...
WOJCIECHOWA (spokojniej)

Powiedziałam że pani niema... W nocy ją jeszcze wywieźli... Czy to ja tam trzymałam karauły... Czy co?!...

GUŁAJ

Nieprawda! Towarzysz Sarnowskij mówił, że jest... Ja ją muszę wziąć — taki rozkaz!...

RAZIN (spokojnie)

Poczekajcie, towarzyszu Gułaj. Właśnie mówi towarzysz Sypniewski ze sztabu... ja go się spytam... Halo... halo!... Towarzyszu kapitanie.. Gułaj tu szuka właścicielki majątku... lecz powiadają, że wyście ją zabrali w nocy... Halo... Halo... Tak!... Dobrze!... Zaraz!... Nie rzucajcie słuchawki, zaraz mu powiem i będę znowu was słuchał, co dalej... (do Gułaja) Burżujka jest w sztabie...

GUŁAJ (podejrzliwie)

Wo imia światowo komunizma!... My jednak jej tu poszukamy... Nie mogła przecie ścierwa z domu uciec... a towarzyszka Sonia dałaby znać ze sztabu, gdyby tam była... Dalej szukać (do jednego z bolszewików) A ty pilnuj babę!

(wskazuje na Wojciechowę, która nieznacznie pomyka ku drzwiom jadalni na prawo. Gułaj razem z Beznosym wchodzą we drzwi na lewo do pokoju Razina, inni bolszewicy wraz z Wojciechową skierowują się na prawo)
(Nazewnątrz znowu rozlegają się strzały. Razin niespokojnie spogląda w okno, ale nie opuszcza ani słuchawki ani stanowiska przy schodach, wciąż oparty o drzwi, skrytki. Z drzwi na prawo wybiegają bolszewicy, niosąc rozmaite rupiecie, jeden z nich dźwiga tryumfalnie niklowy samowar, Gułaj i Beznosy wyskakują z drzwi na lewo)
BOLSZEWIK (z samowarem)
Patrzcie, bratcy, co ja mam!... Jeszcze ciepły stał!...
GUŁAJ (do niego)

A gdzie baba?

BOLSZEWIK

Zbiegła... Przez ganek do ogrodu zbiegła... I tak szybko, anim się spostrzegł!...

GUŁAJ

Trzeba było bagnetem w kałdun, niedołęgo!

BOLSZEWIK

Winien, towarzyszu, darujcie!... Ale właśnie wylewałem wodę z samowaru...

(znowu słychać strzały, Razin spogląda niespokojnie w okno, kładzie słuchawkę, ale po chwili znowu ją bierze.)
GUŁAJ (do żołnierzy)

Rzucić te rupiecie... I dalej szukać burżujki tu na dole!... Nie mogła nigdzie ujść!... Marsz!... Rozkaz!...

(żołnierze mruczą i idą ku drzwiom na prawo i lewo, ale tobołów nie rzucają — Gułaj z Beznosym wchodzą za nimi do stołowego pokoju na prawo. Razin wciąż oparty o drzwi schowanka, trzyma słuchawkę przy uchu, ale nic nie mówi. Ogląda się za siebie na ganek, gdzie słychać kroki i gdzie nagle ukazuje się Sypniewski, zmęczony, smutny, zakurzony)
SCENA DZIEWIĄTA
Razin, Sypniewski, później Sonia.
RAZIN

Towarzyszu Sypniewski, wy tu?... Jakże to?... Powiedzcie nareszcie, co jest prawda? Alarm fałszywy? Co?...

(wyprostowuje się, opuszcza rękę ze słuchawką i oddala się od drzwi skrytki)
SYPNIEWSKI (apatycznie)

Cofamy się.

RAZIN

Tu... w tę stronę?...

SYPNIEWSKI

Nie.

RAZIN

A jakże wy?...

SYPNIEWSKI

Ja... tak... papiery... zapomniałem... Gdzie Morska?

RAZIN (ostrożnie)

Morska?... N-i-e wiem!...

(znów z rezygnacją w twarzy opiera się plecami o drzwi schówki i przykłada słuchawkę do ucha. Po za Sypniewskim ukazuje się we drzwiach ganku Sonia)
SONIA (ochrypłym głosem)

Ha!... Niema, widzę, złej drogi do mojej niebogi!... Cóż to, towarzyszu Sypniewski... (szyderczo) gotowiście iść po nią nawet w stronę... nieprzyjaciela!?...

SYPNIEWSKI
(wzdryga się i obraca w pół do mówiącej)

Ach! To ty!...

RAZIN
(mocniej przyciska się plecami do drzwi i tuli słuchawkę do ucha)
O-ka-zja!
SONIA

Tak, to ja... I nic z tego nie będzie!... (do Razina) Gdzie Gułaj?

RAZIN

Szuka burżujki.

SONIA

Jakto?... Więc uciekła?...

RAZIN

Podobno.

SONIA (tupiąc nogami)

Niedołęgi, gamonie!... Nic z tego. Z pod ziemi dobędę!... Musi umrzeć... tu w naszych oczach!... (do Sypniewskiego) I ty nie ujdziesz, nie!... Ja cię na wylot widzę!... Wiem, po coś tu przyszedł!... Powinęła nam się noga, więc wiejesz od nas... pod skrzydełko twej świeżej miłości!

RAZIN
(wydyma wargi i opuszcza na chwilę rękę ze słuchawką na stół)

Wstyd wam, towarzyszu Sonia i Sypniewski w takiej chwili... Lepiej zebralibyście żołnierzy...

SONIA
(niecierpliwie w stroną Razina)

Zaraz...

(zwraca się znowu do Sypniewskiego, który w tym czasie zerkał na ganek i za siebie ku drzwiom na prawo)

Nic z tego! Zbyt wiele wiesz, towarzyszu kapitanie, zbyt wiele wiesz... o naszych tajemnicach, abyśmy mogli cię wypuścić, towarzyszu miły... Zostaniesz, kochanku z nami... Wiesz wszystko z mojej łaski... I dlatego ja oka z ciebie nie spuszczam w całym tym zamęcie... Czuła dusza moja... Tak, tak!... Ty wrócisz z nami, wrócisz... Tyś nam bardzo jeszcze potrzebny, ale przedtem (syczy) zobaczysz, co zrobimy tu w twoich oczach z twoją kochanicą!... (krzyczy) Gułaj! Gułaj!... Tu do mnie!...

SCENA DZIESIĄTA
Ciż, Gułaj z bolszewickimi żołnierzami.
(Gułaj z towarzyszami wypada z drzwi na prawo, Sypniewski, cofa się ku drzwiom w głębi).
SYPNIEWSKI

Sonia, zaklinam cię!... Przez pamięć... na naszą miłość!...

SONIA (śmieje się)

Ha, ha!... Zrozum nareszcie tchórzu i nędzniku, że... że się brzydzę sobą, jakbym kochała... psa! (do Gułaja) Bierzcie go, wiążcie!... On dezerter, zdrajca!...

(bolszewicy spoglądają na Razina i wahają się; Razin macha przecząco słuchawką).
SONIA (tupie nogą i wyciąga rewolwer)

No, rozkaz, draby!... Albo... (celuje do Gułaja)

GUŁAJ (z rykiem)

Wo imia komunizma!

(rzuca się wraz z Beznosym na Sypniewskiego, który odpycha najbliższego żołnierza i jednym skokiem znika w stołowym pokoju)
SONIA

Łapcie go, chwytajcie!... Nie śmie ujść!... Głową odpowiadacie... Tu go napowrót!... Ruszajcie... Czego stoicie jeszcze, gamonie?! Przeciąć mu drogę, tędy, dookoła

(wskazuje na ganek; pozostali bolszewicy rzucają rzeczy i biegną w ślad Gułaja; ostatni pędzi bolszewik z samowarem pod pachą, on jeden nie rzucił zdobyczy. Razin przykłada słuchawkę do ucha i mocniej opiera się o drzwi).
SCENA JEDENASTA
Sonia, Razin.
SONIA

A teraz ja poszukam... Ja stąd bez niej nie odejdę... Dom spalę, zburzę... Z pod ziemi wydobędę...

(wchodzi na schody, ale zastanawia się sekundę, poczem przechyla się przez poręcz schodów i przygląda Razinowi)

Coś wy, towarzyszu Razin... wy zbyt mocno stoicie tu na jednem miejscu... Dlaczego nie odjechaliście ze Sarnowskim?...

RAZIN

Rzucił mię. Chwileczki nawet nie zaczekał...

(na dziedzińcu słychać strzały)
SONIA (słodko)

I wy tak cały ten czas ze słuchawką przy uchu... Pokażcie, co oni wam tam mówią... Oni tam są już oddawna...

(zbliża się i wyciąga rękę)
RAZIN
(odtrąca ją, słuchawki od ucha nie odejmuje i nie rusza się)

Ostawtie Sofja Abramowna!... Co wam do tego, co ja robię!?...

SONIA
Więc nie pójdziecie z nami? zostaniecie? To dziwne!... Pozwolicie się tak wziąć, tak ze słuchawką przy uchu...
RAZIN (z gniewem)

Ależ weźcie ją, weźcie, szalona kobieto!..

(rzuca słuchawkę na stół i prostuje się. Strzały słychać coraz bliżej; pod oknem przelatuje schylony bolszewik z samowarem)
SONIA
(podchodzi do stołu i nagle odtrąca w bok Razina)

Aha, domyśliłam się! Przyznajcie, towarzyszu, że ona tu!.

(wskazuje na schowanko; zbliża się i chce ująć za tkwiący w drzwiach klucz. Razin ją odtrąca)
RAZIN

Wściekła babo, zostaw!... Sonia, zginiesz sama za chwilę!...

SONIA

Zginę, ale nie sama!...

(strzela z rewolweru raz i drugi w drzwi; Razin chwyta ją za rękę, mocują się)
RAZIN

To zadużo!.. Nie pozwolę!... Mówię ci, że tam niema nikogo!...

(drzwi od schowanka otwierają się i na progu pojawia się Morska)
SCENA DWUNASTA
Ciż, Morska, Gułaj za sceną wraz z żołnierzami bolszewickimi.
RAZIN

Nieszczęsna!... Pocóż wyszłaś?!...

MORSKA
Wolę umrzeć w świetle dnia!...
SONIA

Ach, to tak!... To i ciebie, stary durniu, zdążyła już oplątać ta ladacznica?...

(przechyla się wtył za Razina i chce strzelać do Morskiej, ale Razin zagradza jej drogę)

...Precz, bo i ciebie!... Tyś też zdrajca!

RAZIN

Ja zdrajca? Milcz suko!...

SONIA

Coś powiedział?... Poczekaj, ja was oboje... Jeszcze czas...

(w tej chwili pod oknami przelatuje najpierw Sypniewski, a za nim Gułaj, Beznosy i inni bolszewicy)
SONIA (staje w drzwiach ganku, wołając:)

Gułaj, Gułaj... Do mnie!...

GUŁAJ (za sceną zdyszanym głosem)

Twaju ...mat’!!... Ucieknie!...

SONIA

Nie ucieknie!...

(zbiega z ganku, słychać strzał za sceną)
SCENA TRZYNASTA
Morska, Razin, później Zosia.
MORSKA
(biega niespokojna po pokoju i szuka oczami)
Broni! broni! za wszelką cenę!...
(spostrzega stojący w rogu karabin, przyskakuje doń i chwyta go w ręce)
(Na dziedzińcu rzęsiste strzały; ze stołowego pokoju wbiega Zosia, krzycząc radośnie:)
ZOSIA

Paniusiu, zbawienie!... Nasi są już na dziedzińcu!

RAZIN (spogląda w okno)

Tak, to wasi. A ten karabin to dla mnie!

(odbiera go z rąk Morskiej)
MORSKA

Panie Razin, niech pan zostanie, niech pan się niczego nie obawia... Pan mię ocalił!

RAZIN

Nie, proszę pani, przyszedł mój koniec. Żywy ja się nie oddam...

(odwodzi z trudem zamek karabinu i mówi:)

My rostrzeliwujemy waszych oficerów, wy rozstrzeliwujecie komisarzy... I słusznie: jak wojna, to wojna!... Trzeba niszczyć świadomość, co winien chłop!

(zagląda do zamku karabinowego)

Tfu ty!... Czort!... Nienabity!...

(chwilę waha się w bolesnem zakłopotaniu, Morska podchodzi i kładzie mu łagodnie dłoń na rękę)
MORSKA

Panie Razin!

(Razin rozgląda się, rzuca wzrok w kąt, skąd Morska wzięła karabin, spostrzega tam wiszącą na gwoździu ładownicę bolszewicką — zwykły parciany worek, chwyta ją, kładzie na stole, wyjmuje ładunki, nabija karabin, cały ten czas mówi z przerwami:)
RAZIN

Nie, nie!... Jakbyście wy teraz mnie oszczędzili, to nasi zarazby pomyśleli, żem zdradził i nie mógłbym ja więcej wrócić do Rosji... A bez Rosji, co ja?. Nic, zupełnie nic, obywatelko!... Schowaj się!... Będę strzelał...

(odtrąca zlekka Morską i podchodzi do drzwi; Morska przytula się do ściany między oknem i drzwiami ganku, Zosia pada na klęczki i tuli się do jej nóg, Razin z karabinem na „gotuj broń“ staje w progu, mierzy i strzela)
SCENA PIĘTNASTA
Ciż, Sonia.
(Na ganek w tej chwili wchodzi i idzie pośpiesznie ku drzwiom Sonia — blada, posępna, z rewolwerem w opuszczonej ręce. Staje na progu i patrzy w milczeniu na Razina. Razin spogląda na nią i również milczy)
SONIA (po chwili głucho)

Uciekł! Gdzie Morska?...

RAZIN
(zastępuje Soni drogę do pokoju i popycha ją z powrotem za drzwi na ganek)

Uciekajmy!... Polacy zaraz tu będą...

(wychodzi i wyciąga opierającą się Sonię na ganek, w hall’u zostaje tytko Morska pod ścianą i Zosia u jej nóg. Razin i Sonia robią kilka kroków razem na prawo, ale natychmiast cofają się i wpadają w popłochu z powrotem do hall’u; Razin pierwszy)
SCENA SZESNASTA
Morska, Zosia, Razin, Sonia.
RAZIN
Zapóźno. Są wokoło!
MORSKA

O Boże!... Schowaj się pan... schowaj się pan... na górę! Muszę z nimi przedtem pomówić!

(Chce zrobić krok naprzód, Sonia robi ruch ku niej, Zosia chwyta Morską za kolana i przytrzymuje szepcząc)
ZOSIA

Pani... Paniusiu!... Rany boskie... Ta bolszewiczka zabije panią!

(Razin chwyta Sonię za przegub ręki z rewolwerem i pociąga mocno ku schodom, w drugiem ręku niesie karabin)
RAZIN

Chodź, chodź!... Musisz iść!... Jak ciebie znajdą, to i mnie znajdą!...

(Szybko wstępuje na schody i wlecze za sobą Sonię. Nikną na górze na lewo. Morska wciąż stoi przy ścianie, Zosia klęczy u jej nóg. W tej chwili z drzwi ze stołowego pokoju wpada żołnierz polski w szturmowym hełmie, z bagnetem nastawionym do ataku)
SCENA SIEDEMNASTA
Morska, Zosia, I. Żołnierz, II. Żołnierz, III. Żołnierz, później Wojciechowa.
I. ŻOŁNIERZ

Poddaj się!... Kto tu strzelał. (do Morskiej) A, to ty!

(mierzy do niej z karabinu)
ZOSIA (krzyczy)

Rany boskie!... To nie my! Żołnierzu, nie strzelaj!... To dziedziczka!

I. ŻOŁNIERZ
(opuszcza karabin i bystrem spojrzeniem przegląda pokój, schody, oraz górną galerję)
II. ŻOŁNIERZ
(wpada przez drzwi z ganku, za nim widać jeszcze jednego żołnierza; wszyscy w hełmach i bojowym rynsztunku)
II. ŻOŁNIERZ (do I-go)

Grześ, ty już tutaj?!

I. ŻOŁNIERZ

Odleciały ptaszki!

II. ŻOŁNIERZ

Tak!... Nikoguj niema?!

I. ŻOŁNIERZ

Owszem są jakieś tutejsze... brzany!

(wzgardliwie wskazuje ruchem głowy na zmartwiałą w poprzedniej pozycji Morską i Zosię. Ze stołowego w tej chwili wpada Wojciechowa i rzuca się na szyję Żołnierza I-ego)
WOJCIECHOWA

Gołąbeczki, zbawiciele... żołnierzyki nasze kochane!

II. ŻOŁNIERZ
(ogląda wesołem okiem kucharkę od stóp do głowy)

A to co za kaliber?

III. ŻOŁNIERZ (śmiejąc się)

Mörser i Spółka!... Masz szczęście, Grześ!...

MORSKA
(podchodzi ku nim i mówi słabym głosem)
Skąd jesteście?
I. ŻOŁNIERZ (niedbale)

Zdaleka!...

II. ŻOŁNIERZ (żartobliwie)

My, dobrodzijko... z pola bitwy!

III. ŻOŁNIERZ (do Wojciechowej)

Dałabyś, matko, co pić!... Ozory nam pousychały!...

(siada na fotelu przy wejściu na schody)
WOJCIECHOWA

Zaraz... duchem! (woła) Wody, Zosiu... wody... soku!... Zaraz gołąbeczki moje, zaraz kwiatuszki moje!...

(biegnie ku drzwiom na lewo; Zosia, która poprzednio już wstała, spogląda na Morską, zerka na górę, waha się...)
MORSKA

Idź, Zosiu, idź!...

(Zosia wychodzi i mija się w progu drzwi od stołowego na prawo z Marcinkiem i Lasotą. Na ganku ukazuje się Chołupko z dubeltówką w ręku i jeszcze jeden żołnierz)
SCENA OSIEMNASTA
Morska, ciż sami żołnierze, Lasota, Marcinek, Chołupko, IV Żołnierz.
LASOTA (do żołnierzy)

Zuchy!...

(idzie w głąb sceny i siada na kanapce pod oknem na prawo)
CHOŁUPKO (we drzwiach)
Tego... już tu jesteście... A gdzie dziedziczka?
MORSKA

Tutaj jestem.

CHOŁUPKO

Bogu niech będą dzięki!

(podchodzi i całuje Morską w rękę)
I. ŻOŁNIERZ

A tu w domu kto strzelał?

MORSKA (cicho)

Tu strzelała z ganku... kobieta...

II. ŻOŁNIERZ

Aha, to ta, co my ją widzieli we drzwiach. A gdzie ona?

(Morska ostrożnie posuwa się w głąb pokoju i staje między żołnierzami i wejściem na schody)
I. ŻOŁNIERZ (podejrzliwie)

A tak!... Gdzie ona?... Mówiono nam, że tu miał być ich sztab... Może to ich naczelniczka?... (do Morskiej) Niech się pani przyzna; schowała ją pani, co?...

SCENA DZIEWIĘTNASTA
Ciż, Wojciechowa, Zosia.
WOJCIECHOWA
(która przed chwilą weszła z Zosią, niosąc dzbanki i szklanki, krzyczy na Żołnierza I-ego)

Co wy, co wy?! Nie gadajcie głupstw!... Te zbrodniarze koniecznie chciały panią rozstrzelać!... Najgorzej ją nienawidziły!... Jeszcze dziś po nią wracali... Chińczyk ją pilnował...

(W czasie rozmowy rozlewa i rozdaje żołnierzom szklanki i kubki pełne wody)
ZOSIA

Soku niema! Wszystko wypiły bolszewniki.

(podaje kubek I żołnierzowi)
I. ŻOŁNIERZ
(pije i spogląda z upodobaniem na Zosię)

Znamy to: zabrały Niemce, zafasowały Austrjaki, wypiły Moskale, a dla nas, Polaków, zostały same... puste uśmiechy!

II. ŻOŁNIERZ

A wyby, niewiasty, doprawdy czego poszukały... bo kiszki grają taki marsz ojczysty, że... ha! Uf!... Jak gorąco!... (zdejmuje hełm)

MORSKA (gorączkowo)

Niech panowie siadają, niech wypoczną... Każę poszukać na folwarku, może jaka kura zbłąkana została...

(Lasota kiwa głową i robi żołnierzom zapraszający gest)
CHOŁUPKO

Znajdzie się, znajdzie... Zaraz poślemy ludzi...

(Morska, Chołupko, Marcinek, Zosia podsuwają żołnierzom fotele, ci zdejmują hełmy, rozwalają się w fotelach i piją wodę, podaną przez Wojciechową, przytrzymując karabiny kolanami. Tylko żołnierz I pozostaje w hełmie i nie siada. Lasota, który przyjaźnie uśmiecha się, podkręcając wąsa, pokazuje od czasu do czasu Marcinkowi jakby chwyt broni.)
WOJCIECHOWA

Oj, kochaneczki moje, kochaneczki, jak toście się spocili, zgrzali, zdyszeli, nas ratując... Pójdę ja, poszukam, może jeszcze co znajdę...

(wychodzi na lewo. Morska, która jest w ciągłym niepokoju, przechodzi od schodów przez scenę do Lasoty.)
MORSKA

Dziaduś zmęczony!

LASOTA (macha niecierpliwie ręką)

Furda!

II. ŻOŁNIERZ (do I-go)

Aleś, Grzesiu, chybał przez to błoto, niech cię nie znam! Niczem zając!... Szwoleżery to jeszcze na grobli!

I. ŻOŁNIERZ (do Zosi)

Wiadomo: jazda! Każdego dźwigają cztery nogi, to je dwa razy dłużej podnosić muszą!...

MARCINEK

To może, panowie śwoleżyry... złapią jeszcze tego grubego komisarza, co stąd uciekł?!.

III. ŻOŁNIERZ

A jakże!... Oni tylko zołzy łapać umieją!...

(Lasota kiwa nagannie głową)
IV. ŻOŁNIERZ

I furgony z prowiantami!...

II. ŻOŁNIERZ

Prowiantu trochę to i namby się przydało. Panienki, la boga, miejcie zmiłowanie, od wczoraj nic w ustach nie mieliśmy.!..

(Lasota chce powstać i robi znak Chołupce w stronę ganku)
CHOŁUPKO

Marcinek, biegnij na folwark! Niech niosą, co mają!

(Marcinek wybiega przez drzwi na ganek)
I. ŻOŁNIERZ (do żołnierza II-go)

Słyszałeś: komisarz był! Należałoby dom przeszukać!...

(obrzuca wzrokiem schody, górną galerję, drzwi na prawo i lewo. Morska ostrożnie, z niepokojem śledzi za nim)
II. ŻOŁNIERZ (macha ręką)

Ech! Dom duży, nas mało... Jeżeli są, lepiej ich nie płoszyć!... Zaraz będą szwoleżery!

SCENA DWUDZIESTA
Ciż bez Marcinka, Wojciechowa.
WOJCIECHOWA
(wraca ze stołowego pokoju ze słoiczkiem w ręku)

Zeziarły wszystko, wszystko do okruszynki zeziarły te mochy!... Ledwiem słoiczek jeden ocaliła... Dla pani chciałam, ale niech tam, już jedzcie!... (żołnierze jedzą)

II. ŻOŁNIERZ

Duszębym oddał za kawałek kiełbasy do tych komfitur.

III. ŻOŁNIERZ

Albo za kromkę chleba!...

(Lasota kręci głową współczująco i ogląda się na Morską. Morska trzyma się wciąż w pobliżu schodów; kiwa na Chołupkę. Chołupko podchodzi)
MORSKA (do Chałupki)
Kiedyż to oni uciekli? Jestem wprost oszołomiona... (cicho) Czy nie widział pan: nie jedzie tu jaki nasz oficer?!
CHOŁUPKO

Nie, nie widziałem. A bolszewicy to... już wczoraj, proszę dziedziczki, wyczuć można było u nich... tego... chwianie...

(Morska spogląda w okno, Chołupko mówi dalej do żołnierzy. Wszyscy obecni, służba i chłopi, którzy zwolna wypełnili ganek i wtłoczyli się do pokoju słuchają, przytakując)

Zaczęli ni z tego, ni z owego... toboły... tego... pakować... Tylko nie można się było w żaden sposób dowiedzieć... tego... przyczyny... Starszyzna surowo prostaków pilnowała...

MORSKA (wychodzi na ganek)

Ach, Boże, Boże!... Nikt nie jedzie!...

CHOŁUPKO
(nie zważając, ciągnie głośno dalej jak przedtem, wszyscy słuchają, żołnierze palą papierosy, żołnierz II wylizuje słoik od konfitur)

No, i do dziedziczki, też w żaden sposób... tego.. dopuścić nie chcieli. Co ja się naprosiłem ...tego... A wszyściutko w około pomarnowali... Czego wziąć nie mogli, to psuli... Koniczynę w błoto wdeptali, zboże potratowali, bydło ugnali... Rzeczy, jedzenie do kruszynki wybrali... Parobkom, jak który miał dobre buty, to z nóg ...tego... ściągali...

I. ŻOŁNIERZ

A co wsi spalili, co miast zniszczyli, co krwi ludzkiej przelali... Niema dla nich pardonu!

(stuka karabinem, inni żołnierze również stukają i pokrzykują, tłum wyraża oburzenie)
LASOTA (zrywa się z krzesła)
Tak!... Andrzej Zamoyski!... Allez vous en! Precz!... Niech idą precz!
MORSKA
(ciężko dyszy, zakrywając twarz rękami, przechodzi z ganku ku schodom)

Boże, Boże!... Ah, czy aby nie wrócą?

III. ŻOŁNIERZ

Ee, nie!... Wieją tera jak plewa na dobrym wietrze!... Mocno się człowiek napoci, zanim ich dogoni.

(zwolna wszyscy obecni skupiają się około opowiadających. Morska opiera się o słupek schodów. Lasota, siedząc, posuwa się wzdłuż kanapki, ku żołnierzom)
IV. ŻOŁNIERZ

A po drodze to serce boli, tyle tego dobra mijać trzeba... Sucharów, mąki, cukru, papierosów, rondlów, rzeczów rozmaitych... Stoją całe tabory... Bierz, ile dusza zapragnie... A tu nie!... Dymaj i dymaj za nimi... Chwilki, ścierwy, nie postoją!...

I. ŻOŁNIERZ (poważnie)

Niema obawy, nie wrócą. Komendant Piłsudski im samą centrę przełamał... Sam wojsko od Wieprza im w bok poprowadził... Taką dziurę wybił, że owa!...

(obecni śmieją się i wyrażają ruchem zapał)
II. ŻOŁNIERZ

„Nemtudeckiego“ narobił gulaszu... Wszystko im pomięszał: harmaty, tabory, piechotę, kawalerję... Morowy ten „Dziadek“! (z czułością) Niech go cholera!...

(wszyscy słuchają z zapartym oddechem. Sekunda ciszy. Nagle rozlegają się ostrożne, skradające się kroki w stołowym pokoju na lewo. Żołnierz I szybko obraca się twarzą w tę stronę. Lasota przywstaje, opierając się na kiju. We drzwiach ukazuje się Sypniewski)
SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA
Ciż, Sypniewski, potem Sonia i Razin na górnej galerji.
SYPNIEWSKI (woła)

Rodacy...

(Żołnierze szybko zrywają się, chwytają za broń, wkładają hełmy)
III. ŻOŁNIERZ

Psia krew!... Bolszewik!... Bolszewicy!

II. ŻOŁNIERZ (ze spokojnym humorem)

Nijak kontr-anteczek!...

IV. ŻOŁNIERZ
(równie składając broń do ataku)

Będzie ciepło! Cholera!

I. ŻOŁNIERZ

Kto pan jest?.

SYPNIEWSKI

Polak... przyjaciel!...

I. ŻOŁNIERZ

Znamy takich przyjaciół!... (groźnie) Ręce do góry!...

(przykłada broń do oka, inni trzymają karabiny na „gotuj broń“)
SYPNIEWSKI

Przychodzę dobrowolnie... Poddaję się... Nie jestem bolszewikiem... Poznałem ich... Wszystko powiem!...

(wznosi ręce do góry i w tejże chwili spostrzega głowę Soni, wychyloną z niszy na górnem piętrze w głębi sceny, oraz jej rękę z rewolwerem wyciągniętą na dół, ku niemu)
SYPNIEWSKI

Oh!... Ona tu jest jeszcze!...

(Robi gest rękami, jakby chciał marę odepchnąć i cofa się w tył. Morska i Zosia z przerażeniem spoglądają w górę; wszyscy inni pozostają bez ruchu, jakby skamienieli, zapatrzeni na cofającego się coraz szybciej w tył Sypniewskiego. Żołnierze mimowoli, lecz jednocześnie pochylają się w tę stronę, wreszcie rzucają się za uciekającym Sypniewskim. W tej chwili z góry rozlega się strzał, Sypniewski chwyta się za piersi, skacze w bok i niknie za framugą drzwi.)
I. ŻOŁNIERZ (w biegu do III-go)

Matys, pilnuj góry! Marsz!

(III Żołnierz tuż od widowni zawraca i biegnie ku schodom. I i II-gi żołnierz biegną za Sypniewskim i znikają za drzwiami. Za plecami Soni na galerji zjawia się Razin i uprowadza ją wgłąb. Żołnierz III wstępuje na schody, wchodzi na galerję, zagląda na lewo, potem na prawo i idzie tam wahając się i nasłuchując. Na dziedzińcu przed gankiem ruch, słychać zbliżający się tętent, biegnie służba folwarczna. Wpada z ganku Marcinek wołając:)
SCENA DWUDZIESTA DRUGA
Ciż bez żołnierzy i Sypniewskiego, później Klemens.
MARCINEK

Dziedzic jedzie!...

(w hall’u ogólne poruszenie, za Marcinkiem, który wyprowadza Lasotę cokolwiek naprzód sceny, wbiega Klemens, ubrany jak dawniej we frak i biały krawat. Staje koło drzwi)
KLEMENS (uroczyście)

Jaśnie Pan!...

SCENA DWUDZIESTA TRZECIA
Ciż, Morski.
(na ganku wśród rozstępujących się ludzi pojawia się Morski, z ręką obandażowaną, mundur na nim potargany, podarty, zabłocony. Ztyłu po za nim migają na dziedzińcu biało-amarantowe chorągiewki szwoleżerów i ich mundury)
MORSKA
(rzuca się do męża na ganek, domownicy za nią)

Jesteś?!. Jak to dobrze, że przyjechałeś!...

MORSKI

Janko, Janko!... Więc żyjesz, więc nie skrzywdzili cię?! A mnie mówili...

MORSKA

Aleś ty ranny... o Boże!...

MORSKI

Drobiazg... Zwycięstwo... Wielkie zwycięstwo... Warszawa wolna!...

(głośne krzyki radości wśród tłumu. Morski podchodzi do Lasoty i wita się z nim; ten tuli go)
LASOTA

Zuch!... Warszawa...

(potem puszcza go, prostuje się, mówi głosem nabrzmiałym łzami wielkiego szczęścia)

Widziałem...

(ruch ręką i głową w stronę szwoleżerów na ganku)

Polska wolna... potężna... Mogę umrzeć!...

(idzie wolno ku fotelowi)
MORSKI (wesoło, z szerokim gestem)

Poco umierać dziadziuniu, będziemy żyć!...

(Lasota siada na fotelu, Marcinek całuje go w rękę i ucieka na ganek do szwoleżerów; Morski zwraca się do Chołupki)
MORSKI
Więc tu żadnej potyczki nie było?
CHOŁUPKO

Owszem... tego...

MORSKA
(idzie wciąż uczepiona do ręki męża i szarpie go niecierpliwie)

Słuchaj, tu na górze...

SCENA DWUDZIESTA CZWARTA
Ciż, bez Marcinka, żołnierze.
(na prawo ze stołowego pokoju wychodzą żołnierze)
I. ŻOŁNIERZ
(staje o krok od progu na baczność)

Panie poruczniku melduję: jest oficer bolszewicki... zabity!...

MORSKA (boleśnie)

Ah!

I. ŻOŁNIERZ
(rzuca na nią surowe spojrzenie)

Ale nie my... To ktoś inny... Należy zrobić rewizję...

MORSKI

No więc co?... O co chodzi?

MORSKA
(przystępuje ku niemu, chwyta go za ręką i szepcze gorączkowo)

Słuchaj... tu jest.. na górze... On ma broń... Będzie strzelał... Sama pójdę...

MORSKI (chmurząc się)
Nic nie rozumiem! Gdzie? Kto?...
MORSKA (gorączkowo)

On mi ocalił... więcej niż życie!

MORSKI

Więcej niż życie?!... Ależ kto?... Gdzie on? Dlaczego nie idzie?... Czy może ten... zabity?...

MORSKA (z trwogą)

Ależ nie!... Tutaj... (pokazuje na górę.)

(W tej chwili na górze słychać strzał na galerji; a na dziedzińcu wśród szwoleżerów oraz ludności niepokój, ruch, rozlegają się dalekie krzyku gwałtowny oddalający się tętent konia oraz dalekie rzadkie strzały. Wbiega z ganku zdyszany Marcinek)
SCENA DWUDZIESTA PIĄTA
Ciż, Marcinek.
MARCINEK

...Ten... gruby... ko-mi-sarz! ten... gruby... i ta... ta... Sonia... z ok-na na gó-rze... po... skrę-co-nem prześ-cie-radle... na dach ku-chen-ki... A potem... My wszyscy tu stali, patrzali na śwolażyrów... Tymczasem oni... te bolszowniki... jak skoczą na rządcową kasztankę, co przy kuchni stała... Tyle ich widzieliśmy!... Ino się zakurzyło!... La boga, la boga!...

MORSKI
(energicznie zwraca się ku drzwiom, wybiega na ganek i woła)

Kudlik, konia! Siadać!...

MORSKA

Stachu, Stachu... Na Boga! Daj pokój!... Opowiem ci, opowiem!...

(uprowadza go na lewo. Lasota śledzi ze swego fotela za wszystkiem z żywem zajęciem)
CHOŁUPKO (żałośnie do żołnierzy)

A to łajdaki!... Na mojej kasztance... tego...

I. ŻOŁNIERZ
(wraca na środek sceny: staje twarzą do widowni, stawia mocno przed sobą: karabin i mówi, kręcąc głową z niezadowoleniem)

Nie-do-brze!

(Żołnierze II i IV-ty zatrzymali się po obu stronach drzwi w pozach stanowczych, patrzą na mówiącego i przytakują mu)
WOJCIECHOWA
(przyskakuje do I-go Żołnierza z przymileniem z prawej strony, a Zosia z lewej)

Ech, głupstwo, panie wachmistrz! Powolutku my tu znowu wszystko ślicznie, eligancko oprzątniemy... A wy już ochwiarujcie życie temu jednemu bolszewikowi, kiedy dziedziczka oto prosi... Oni mnie też chcieli zabić!

I. ŻOŁNIERZ
(oparty malowniczo na karabinie mówi z ukrytem kpiarstwem)

Pewnie; jak uciekł, to mu można darować!... Niech, wraca do swojej Rassiei! Ale u nas (surowo i z naciskiem) po-rzą-de-czek mu-si być!

WOJCIECHOWA

O tak!

ZASŁONA



Chełmica Wielka3 Października, 1921 rok.


Hall w Miłowicach.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.