Ten sam „hall“, co w pierwszym akcie, pora przedpołudniowa, słońce. Przez okno widać uwijających się, ale w mniejszej liczbie, bolszewików. Pod prawem oknem na zewnątrz stoi wóz, na który żołnierze ładują skrzynie, kosze, meble, naczynia... Żołnierze wychodzą od czasu do czasu ze stołowego pokoju oraz snują się po schodach z tobołami w ręku. Pod schodami telefonista siedzi na krzesełku przed małym stoliczkiem i trzyma słuchawkę przy uchu. Przed nim pośrodku „hall’u“ stoi Razin.
SCENA PIERWSZA
Razin, telefonista, Marcinek
RAZIN
Łącz, łącz!... Muszę się zaraz rozmówić...
TELEFONISTA (krzyczy)
Halo!... Halo!... Sztab... Centrala... Mówi telefon Róża... telefon Róża... Co?... Wyraźniej... Czort bierz! (nowa przerwa) Halo!... Halo!... Sztab... Centrala... Centrala... Halo!... telefon Róża... Do licha!... Powarjowali!...
My, proszę pana, już dwa dni nic nie jedli. My przyszli po kwit. Znowu dwie krowy zarżnęli, wszystkim mięso dają, a nam nic...
RAZIN
Któż to — my?....
MARCINEK
No my!... Ja i pan starszy!...
RAZIN
Nie dają, bo wy pewnie nie pracujecie... Niema was na liście robotniczej...
MARCINEK
To wszystko tutaj było nasze, panowe było... Starszego pana... To jemu się choć trochę należy...
RAZIN
Nic mu się nie należy. Cóż to on sam wszystko zrobił?... Ludzie za niego robili...
MARCINEK (zdziwiony)
La Boga! To pan komisarz wszystko sam zrobił: i buty, (przysiada zlekka) i walizkę i leworwert!...
RAZIN (dobrodusznie)
Filut z ciebie, chłopcze!... Ciebieby do szkoły, do [114]obowiązkowego nauczania... Z ciebieby dobry wyszedł komunista?...
MARCINEK (prostuje się wzgardliwie)
Wolę szwoliżyra!
TELEFONISTA
Towarzyszu komisarzu, towarzyszu komisarzu, jest połączenie... Halo, Halo!... Czekajcie! Towarzyszka Sonia woła towarzysza Sarnowskiego... Halo, halo!... Towarzysza Sarnowskiego niema, jest towarzysz Razin... Zaraz mówi... Halo!... Halo!... Tfu!... Czort!... Znowu przerwali!... Halo!... Halo!... Sztab... Centrala... Mówi telefon Róża... Halo!... Halo!... Telefon Róża... Skaranie Boskie!... Halo!...
MARCINEK (do Razina)
Więc jakże, panie komisarzu... z kwitem?... Starszy pan doprawdy pracować nie może, bezemnie on i chodzić nie może...
RAZIN
Stróż Piotr tyle ma lat co i on, a pracuje. Choć na obiad trąbi...
MARCINEK
Co Piotr?... Piotr chłop! A mój pan to ledwie się rucha... Jemu kości całkiem skamieniały. On we dwuch wojnach był... Niech już pan komisarz da kwit, to już ja będę i za siebie i za niego pracował!
Nic ja więcej zrobić nie mogę: trzy papiery już wysłałem.
LASOTA (znowu)
Bóg!
(podnosi palec do góry)
RAZIN (z rozdrażnieniem)
Bóg i Bóg!... Ty Bóg, a ja komuna! Jednego my pola jagody! My rozstrzeliwujemy, a wy na stosach palili... Co?... Może wy nie mieli inkwizycji?... Nie gubili ludzi niewinnych?... Tysiącami wy ich gubili... Więcej niż my teraz... Co, może nie?!... Taka to już jest rzeczy kolej!... Krzywda mści się. Musi być sprawiedliwość!... Muszą ci, co grzeszą i uciskają, pamiętać, że na nich też przyjdzie kolej... Jak nie na nich to, na ich dzieci,... a zawsze przyjdzie! Nic na świecie nie ginie!... Ot, ja syn chłopa pańszczyźnianego...
(do Marcinka, kiwając głową w stronę Lasoty)
a on pewnie wielki pan?...
MARCINEK
Juściż, on starszy pan, jego wszyscy w rękę całują!
RAZIN
To to — a no to? Ja był trochę młodszy, jak ty, kiedy na własne oczy widział, jak mego ojca, starego, siwego, człowieka, rózgami w wołosti bili i taki też starszy pan stał nad nim i krzyczał: mocniej! A teraz: Bóg! (do telefonisty) Cóż, masz nareszcie połączenie? Chyba trzeba będzie gońca posłać, albo sam pojadę, czy co?!... [117]
TELEFONISTA
Sam nie wiem, co to jest?!... Powarjowali!... Halo, halo!... Sztab... Centrala... Halo!?...
(Lasota przystępuje jeszcze bliżej do Razina, w milczeniu wznosi palec do góry prawie groźnie i chwyta komisarza za rękaw),
RAZIN
(wyrywa rękaw i cofa się)
Kiedy teraz to już ja nic w tej sprawie nie mogę... Proście towarzysza Sarnowskiego, on tu teraz wszystko!
(Lasota, opierając się na Marcinka, stoi chwilkę, poczem obraca się i idzie ku drzwiom na prawo)
(TELEFONISTA krzyczy)
Towarzyszu Razin jest połączenie... Bierzcie... Spieszcie się... Zaraz... zaraz!... Halo!... (woła do telefonu) Mówi telefon Róża... Te-le-fon Róża!... Głośniej!... Tfu, czorty. Po jakiemu mówicie? Żarty sobie stroicie!... Ja tu już godzinę wołam... Co?... kto?...
(na twarzy jego maluje się przerażenie, odrywa słuchawkę od ucha i mówi ciężko dysząc do Razina, który wyciąga rękę po słuchawkę. — Lasota z Marcinkiem zatrzymują się przy drzwiach)
Nie, nie, n-i-e... nie... bierzcie, towarzyszu Razin... tam... tam... Po-la cy!
(Na twarzach Lasoty i Marcinka maluje się radość)
RAZIN
Co?...
(porywa słuchawkę i przykłada do ucha)
TELEFONISTA
(biegnie ku schodom, potem rzuca się ku drzwiom na prawo i krzyczy przeraźliwie)
Bracia... zginęliśmy!... To-wa-rzysze mili!... Po-la-cy w telefonie!... [118]
(wybiega na środek, przykłada ręce do ust jak tubę i krzyczy na górną galerję)
Ratuj się, kto w Boga wierzy... Po-la-cy w tele-fo-nie!...
(Wybiegają z góry, z dołu, z bocznych drzwi — wyrywają sobie z rąk rzeczy, rzucają się z kąta w kąt jak błędni)
RAZIN
(ze słuchawką przy uchu woła)
Uspokójcie się... stójcie... Zaraz się dowiem!... Tam mówią!... Halo, halo! Kto mówi!... Tu telefon Róża... Sztab... Centrala... kto?... Głośniej!... Aha, słucham! Dowódca?... którego pułku?... Tak, tak!... Doskonale... Sto dwudziestego drugiego... Tak... doskonale!... Więc alarm fałszywy... Żadnego niebezpieczeństwa niema... Mówiłem... mówiłem!... Doskonale!...
(Tymczasem żołnierze uciekają, okrzyki „Polacy w telefonie“ cichną i dom zwolna puścieje; ostatni zbiega ze schodów Li, z rozwiązanym warkoczem, wołając):
LI
Pol-ak-ki te-le-fan!...
(Kilku żołnierzy wypada ze stołowego pokoju ze zrabowanemi przedmiotami w ręku i wywala się całą gromadą przez otwarte drzwi na ganek, widać przez okna, jak biegną przez dziedziniec, jak inni opadają stojący w rogu wóz, jak gramolą się nań, ładują swe rzeczy, biją się i spychają. Marcinek z Lasotą dawno wycofali się przez stołowy pokój w głąb domu. W „hallu“ zostaje tylko Razin ze słuchawką przy uchu, powtarzający machinalnie):
Halo!... Halo!... Sztab... Centrala!... Do licha!... Nie słyszycie!... Mówi telefon Róża... Przy słuchawce komisarz Razin... Ra-zin... Ogłuchliście... Ra-zin... Dobrze!... Słucham... Alarm fałszywy!... Wiem... Wstrzymać!... Dobrze!... Ach, znowu przerwa... Halo!...
(Ze stołowego pokoju wychodzi pośpiesznie Grosberg-Sarnowskij po cywilnemu, w meloniku, z kufereczkiem w ręku i kieruje się ku drzwiom na ganek).
SCENA CZWARTA
Razin, Sarnowskij.
RAZIN
Towarzyszu, wy dokąd? To fałszywy alarm... Niepotrzebna panika!... Trzeba tych ludzi wstrzymać!... Doprowadzić do opamiętania... Toć oni poszaleli!...
SARNOWSKIJ
Skąd wiecie, że fałszywy?...
RAZIN
Ha, powiedziano mi po rusku przez telefon...
SARNOWSKIJ
He, he!... Kto mówił? Ktoś znajomy?
RAZIN
Jakiś pułkownik sto dwudziestego drugiego pułku...
SARNOWSKIJ
Żarty!... Takiego pułku wcale niema w pobliżu,... Ja [120]przynajmniej nie słyszałem... A po rusku wśród nich dużo umie... To wybieg wojenny!... Chcą nas zatrzymać... Ja nie czekam i wam radzę, towarzyszu, też nie zwlekać... Chodźcie z nami... Zatrzymałem naumyślnie furmankę...
(staje w progu; słychać strzały)
A co?... Spieszcie się...
RAZIN (kładzie na stole słuchawkę)
W takim razie... zaraz... Zaczekajcie na mnie chwileczkę.. Tylko wezmę papiery.
(Razin odchodzi we drzwi na lewo; Sarnowskij znika na ganku, widać jak przebiega mimo okna do wozu i gramoli się nań, znowu słychać strzały już bliżej, wóz rusza... Przez pusty „hall“ przebiega ze drzwi na lewo na schody Wojciechowa i pędzi na górę wołając:)
SCENA PIĄTA
Wojciechowa.
WOJCIECHOWA
Paniusiu, paniusiu... Niema ich... poszli!...
(znika we drzwiach górnej galerji i widać ją biegnącą tam na prawo)
SCENA SZÓSTA
Razin, Gułaj.
RAZIN
(wychodzi w komisarskiej czapce z gwiazdką na głowie, z kufereczkiem w ręku. Staje pośrodku, spogląda w okno i woła:)
Aha! już go niema!... Uciekł!... A to świnia!...
(We wnętrzu na górnej galerji nawprost widowni ukazuje się głowa Morskiej. Spostrzega Razina i cofa się, potem przechodzi na lewą stronę galerji. Razin kieruje ku drzwiom; wtem na ganku pojawia się Gułaj z kilkoma żołnierzami, z drzwi na prawo wysuwa się Beznosy)
Aa!... Wracacie... Więc nieprawda? Więc alarm fałszywy?
GUŁAJ
Gdzie burżujka?
RAZIN
Pewnie na górze. Macie wóz?... To jabym się z wami zabrał, jeżeli już postanowione, że nikt tu nie zostaje!...
(Żołnierze nie odpowiadają — przebiegają mimo na schody i znikają na górnem piętrze. Widać ich w oknach idących na prawo, gdzie był pokój Morskiej. Razin stoi sam pośrodku „hall’u“ niezdecydowany i mruczy)
SCENA SIÓDMA
Razin sam, później Morska.
RAZIN
Okazja!
(Na górze na prawo słychać tupot i krzyki kobiece, w tej chwili Morska zbiega szybko po schodach na sam dół, spotyka się oko w oko z Razinem i składa ręce błagalnie)
MORSKA
Ratuj mię pan!...
RAZIN (zdumiony, po chwili wahania)
Dobrze. Ale jak?... Oni tu panią wszędzie znajdą...
(na górze słychać zbliżający się tupot i krzyk Wojciechowej. Morska rozgląda się po pokoju, wreszcie przyskakuje do schowanka pod schodami, otwiera drzwi i ukrywa się. Razin kiwa głową, po chwili namysłu bierze słuchawkę ze stołu, opiera się plecami o drzwi skrytki i woła:)
[122]Halo!... Sztab... Centrala... Mówi komisarz Razin...
(Gułaj z towarzyszami schodzą w tym czasie tłumnie po schodach, wiodąc pośród siebie czerwoną i zadyszaną Wojciechową, Gułaj idzie pierwszy)
Powiedziałam że pani niema... W nocy ją jeszcze wywieźli... Czy to ja tam trzymałam karauły... Czy co?!...
GUŁAJ
Nieprawda! Towarzysz Sarnowskij mówił, że jest... Ja ją muszę wziąć — taki rozkaz!...
RAZIN (spokojnie)
Poczekajcie, towarzyszu Gułaj. Właśnie mówi towarzysz Sypniewski ze sztabu... ja go się spytam... Halo... halo!... Towarzyszu kapitanie.. Gułaj tu szuka właścicielki majątku... lecz powiadają, że wyście ją zabrali w nocy... Halo... Halo... Tak!... Dobrze!... Zaraz!... Nie rzucajcie słuchawki, zaraz mu powiem i będę znowu was słuchał, co dalej... (do Gułaja) Burżujka jest w sztabie...
GUŁAJ (podejrzliwie)
Wo imia światowo komunizma!... My jednak jej tu poszukamy... Nie mogła przecie ścierwa z domu uciec... a towarzyszka Sonia dałaby znać ze sztabu, gdyby tam była... Dalej szukać (do jednego z bolszewików) A ty pilnuj babę!
(wskazuje na Wojciechowę, która nieznacznie pomyka ku drzwiom jadalni na prawo. Gułaj razem z Beznosym wchodzą we drzwi na lewo do pokoju Razina, inni bolszewicy wraz z Wojciechową skierowują się na prawo)
(Nazewnątrz znowu rozlegają się strzały. Razin niespokojnie spogląda w okno, ale nie opuszcza ani słuchawki ani stanowiska przy schodach, wciąż oparty o drzwi, skrytki. Z drzwi na prawo wybiegają bolszewicy, niosąc rozmaite rupiecie, jeden z nich dźwiga tryumfalnie niklowy samowar, Gułaj i Beznosy wyskakują z drzwi na lewo)
BOLSZEWIK (z samowarem)
Patrzcie, bratcy, co ja mam!... Jeszcze ciepły stał!... [124]
GUŁAJ (do niego)
A gdzie baba?
BOLSZEWIK
Zbiegła... Przez ganek do ogrodu zbiegła... I tak szybko, anim się spostrzegł!...
GUŁAJ
Trzeba było bagnetem w kałdun, niedołęgo!
BOLSZEWIK
Winien, towarzyszu, darujcie!... Ale właśnie wylewałem wodę z samowaru...
(znowu słychać strzały, Razin spogląda niespokojnie w okno, kładzie słuchawkę, ale po chwili znowu ją bierze.)
GUŁAJ (do żołnierzy)
Rzucić te rupiecie... I dalej szukać burżujki tu na dole!... Nie mogła nigdzie ujść!... Marsz!... Rozkaz!...
(żołnierze mruczą i idą ku drzwiom na prawo i lewo, ale tobołów nie rzucają — Gułaj z Beznosym wchodzą za nimi do stołowego pokoju na prawo. Razin wciąż oparty o drzwi schowanka, trzyma słuchawkę przy uchu, ale nic nie mówi. Ogląda się za siebie na ganek, gdzie słychać kroki i gdzie nagle ukazuje się Sypniewski, zmęczony, smutny, zakurzony)
SCENA DZIEWIĄTA
Razin, Sypniewski, później Sonia.
RAZIN
Towarzyszu Sypniewski, wy tu?... Jakże to?... Powiedzcie nareszcie, co jest prawda? Alarm fałszywy? Co?...
(wyprostowuje się, opuszcza rękę ze słuchawką i oddala się od drzwi skrytki)
Ja... tak... papiery... zapomniałem... Gdzie Morska?
RAZIN (ostrożnie)
Morska?... N-i-e wiem!...
(znów z rezygnacją w twarzy opiera się plecami o drzwi schówki i przykłada słuchawkę do ucha. Po za Sypniewskim ukazuje się we drzwiach ganku Sonia)
SONIA (ochrypłym głosem)
Ha!... Niema, widzę, złej drogi do mojej niebogi!... Cóż to, towarzyszu Sypniewski... (szyderczo) gotowiście iść po nią nawet w stronę... nieprzyjaciela!?...
SYPNIEWSKI
(wzdryga się i obraca w pół do mówiącej)
Ach! To ty!...
RAZIN
(mocniej przyciska się plecami do drzwi i tuli słuchawkę do ucha)
Tak, to ja... I nic z tego nie będzie!... (do Razina) Gdzie Gułaj?
RAZIN
Szuka burżujki.
SONIA
Jakto?... Więc uciekła?...
RAZIN
Podobno.
SONIA (tupiąc nogami)
Niedołęgi, gamonie!... Nic z tego. Z pod ziemi dobędę!... Musi umrzeć... tu w naszych oczach!... (do Sypniewskiego) I ty nie ujdziesz, nie!... Ja cię na wylot widzę!... Wiem, po coś tu przyszedł!... Powinęła nam się noga, więc wiejesz od nas... pod skrzydełko twej świeżej miłości!
RAZIN
(wydyma wargi i opuszcza na chwilę rękę ze słuchawką na stół)
Wstyd wam, towarzyszu Sonia i Sypniewski w takiej chwili... Lepiej zebralibyście żołnierzy...
SONIA
(niecierpliwie w stroną Razina)
Zaraz...
(zwraca się znowu do Sypniewskiego, który w tym czasie zerkał na ganek i za siebie ku drzwiom na prawo)
Nic z tego! Zbyt wiele wiesz, towarzyszu kapitanie, zbyt wiele wiesz... o naszych tajemnicach, abyśmy mogli [127]cię wypuścić, towarzyszu miły... Zostaniesz, kochanku z nami... Wiesz wszystko z mojej łaski... I dlatego ja oka z ciebie nie spuszczam w całym tym zamęcie... Czuła dusza moja... Tak, tak!... Ty wrócisz z nami, wrócisz... Tyś nam bardzo jeszcze potrzebny, ale przedtem (syczy) zobaczysz, co zrobimy tu w twoich oczach z twoją kochanicą!... (krzyczy) Gułaj! Gułaj!... Tu do mnie!...
SCENA DZIESIĄTA
Ciż, Gułaj z bolszewickimi żołnierzami.
(Gułaj z towarzyszami wypada z drzwi na prawo, Sypniewski, cofa się ku drzwiom w głębi).
SYPNIEWSKI
Sonia, zaklinam cię!... Przez pamięć... na naszą miłość!...
SONIA (śmieje się)
Ha, ha!... Zrozum nareszcie tchórzu i nędzniku, że... że się brzydzę sobą, jakbym kochała... psa! (do Gułaja) Bierzcie go, wiążcie!... On dezerter, zdrajca!...
(bolszewicy spoglądają na Razina i wahają się; Razin macha przecząco słuchawką).
SONIA (tupie nogą i wyciąga rewolwer)
No, rozkaz, draby!... Albo... (celuje do Gułaja)
GUŁAJ (z rykiem)
Wo imia komuniznakomunizma!
(rzuca się wraz z Beznosym na Sypniewskiego, który odpycha najbliższego żołnierza i jednym skokiem znika w stołowym pokoju)
SONIA
Łapcie go, chwytajcie!... Nie śmie ujść!... Głową [128]odpowiadacie... Tu go napowrót!... Ruszajcie... Czego stoicie jeszcze, gamonie?! Przeciąć mu drogę, tędy, dookoła
(wskazuje na ganek; pozostali bolszewicy rzucają rzeczy i biegną w ślad Gułaja; ostatni pędzi bolszewik z samowarem pod pachą, on jeden nie rzucił zdobyczy. Razin przykłada słuchawkę do ucha i mocniej opiera się o drzwi).
SCENA JEDENASTA
Sonia, Razin.
SONIA
A teraz ja poszukam... Ja stąd bez niej nie odejdę... Dom spalę, zburzę... Z pod ziemi wydobędę...
(wchodzi na schody, ale zastanawia się sekundę, poczem przechyla się przez poręcz schodów i przygląda Razinowi)
Coś wy, towarzyszu Razin... wy zbyt mocno stoicie tu na jednem miejscu... Dlaczego nie odjechaliście ze Sarnowskim?...
RAZIN
Rzucił mię. Chwileczki nawet nie zaczekał...
(na dziedzińcu słychać strzały)
SONIA (słodko)
I wy tak cały ten czas ze słuchawką przy uchu... Pokażcie, co oni wam tam mówią... Oni tam są już oddawna...
(zbliża się i wyciąga rękę)
RAZIN
(odtrąca ją, słuchawki od ucha nie odejmuje i nie rusza się)
Ostawtie Sofja Abramowna!... Co wam do tego, co ja robię!?...
SONIA
Więc nie pójdziecie z nami? zostaniecie? To dziwne!... Pozwolicie się tak wziąć, tak ze słuchawką przy uchu... [129]
RAZIN (z gniewem)
Ależ weźcie ją, weźcie, szalona kobieto!..
(rzuca słuchawkę na stół i prostuje się. Strzały słychać coraz bliżej; pod oknem przelatuje schylony bolszewik z samowarem)
SONIA
(podchodzi do stołu i nagle odtrąca w bok Razina)
Aha, domyśliłam się! Przyznajcie, towarzyszu, że ona tu!.
(wskazuje na schowanko; zbliża się i chce ująć za tkwiący w drzwiach klucz. Razin ją odtrąca)
RAZIN
Wściekła babo, zostaw!... Sonia, zginiesz sama za chwilę!...
SONIA
Zginę, ale nie sama!...
(strzela z rewolweru raz i drugi w drzwi; Razin chwyta ją za rękę, mocują się)
RAZIN
To zadużo!.. Nie pozwolę!... Mówię ci, że tam niema nikogo!...
(drzwi od schowanka otwierają się i na progu pojawia się Morska)
SCENA DWUNASTA
Ciż, Morska, Gułaj za sceną wraz z żołnierzami bolszewickimi.
(spostrzega stojący w rogu karabin, przyskakuje doń i chwyta go w ręce)
(Na dziedzińcu rzęsiste strzały; ze stołowego pokoju wbiega Zosia, krzycząc radośnie:)
ZOSIA
Paniusiu, zbawienie!... Nasi są już na dziedzińcu!
RAZIN (spogląda w okno)
Tak, to wasi. A ten karabin to dla mnie!
(odbiera go z rąk Morskiej)
MORSKA
Panie Razin, niech pan zostanie, niech pan się niczego nie obawia... Pan mię ocalił!
RAZIN
Nie, proszę pani, przyszedł mój koniec. Żywy ja się nie oddam...
(odwodzi z trudem zamek karabinu i mówi:)
My rostrzeliwujemy waszych oficerów, wy rozstrzeliwujecie komisarzy... I słusznie: jak wojna, to wojna!... Trzeba niszczyć świadomość, co winien chłop!
(zagląda do zamku karabinowego)
Tfu ty!... Czort!... Nienabity!...
(chwilę waha się w bolesnem zakłopotaniu, Morska podchodzi i kładzie mu łagodnie dłoń na rękę)
MORSKA
Panie Razin!
(Razin rozgląda się, rzuca wzrok w kąt, skąd Morska wzięła karabin, spostrzega tam wiszącą na gwoździu ładownicę bolszewicką — zwykły parciany worek, chwyta ją, kładzie na stole, wyjmuje ładunki, nabija karabin, cały ten czas mówi z przerwami:)
Nie, nie!... Jakbyście wy teraz mnie oszczędzili, to nasi zarazby pomyśleli, żem zdradził i nie mógłbym ja więcej wrócić do Rosji... A bez Rosji, co ja?. Nic, zupełnie nic, obywatelko!... Schowaj się!... Będę strzelał...
(odtrąca zlekka Morską i podchodzi do drzwi; Morska przytula się do ściany między oknem i drzwiami ganku, Zosia pada na klęczki i tuli się do jej nóg, Razin z karabinem na „gotuj broń“ staje w progu, mierzy i strzela)
SCENA PIĘTNASTA
Ciż, Sonia.
(Na ganek w tej chwili wchodzi i idzie pośpiesznie ku drzwiom Sonia — blada, posępna, z rewolwerem w opuszczonej ręce. Staje na progu i patrzy w milczeniu na Razina. Razin spogląda na nią i również milczy)
SONIA (po chwili głucho)
Uciekł! Gdzie Morska?...
RAZIN
(zastępuje Soni drogę do pokoju i popycha ją z powrotem za drzwi na ganek)
Uciekajmy!... Polacy zaraz tu będą...
(wychodzi i wyciąga opierającą się Sonię na ganek, w hall’u zostaje tytko Morska pod ścianą i Zosia u jej nóg. Razin i Sonia robią kilka kroków razem na prawo, ale natychmiast cofają się i wpadają w popłochu z powrotem do hall’u; Razin pierwszy)
O Boże!... Schowaj się pan... schowaj się pan... na górę! Muszę z nimi przedtem pomówić!
(Chce zrobić krok naprzód, Sonia robi ruch ku niej, Zosia chwyta Morską za kolana i przytrzymuje szepcząc)
ZOSIA
Pani... Paniusiu!... Rany boskie... Ta bolszewiczka zabije panią!
(Razin chwyta Sonię za przegub ręki z rewolwerem i pociąga mocno ku schodom, w drugiem ręku niesie karabin)
RAZIN
Chodź, chodź!... Musisz iść!... Jak ciebie znajdą, to i mnie znajdą!...
(Szybko wstępuje na schody i wlecze za sobą Sonię. Nikną na górze na lewo. Morska wciąż stoi przy ścianie, Zosia klęczy u jej nóg. W tej chwili z drzwi ze stołowego pokoju wpada żołnierz polski w szturmowym hełmie, z bagnetem nastawionym do ataku)
SCENA SIEDEMNASTA
Morska, Zosia, I. Żołnierz, II. Żołnierz, III. Żołnierz, później Wojciechowa.
I. ŻOŁNIERZ
Poddaj się!... Kto tu strzelał. (do Morskiej) A, to ty!
(mierzy do niej z karabinu)
ZOSIA (krzyczy)
Rany boskie!... To nie my! Żołnierzu, nie strzelaj!... To dziedziczka!
I. ŻOŁNIERZ
(opuszcza karabin i bystrem spojrzeniem przegląda pokój, schody, oraz górną galerję)
(wpada przez drzwi z ganku, za nim widać jeszcze jednego żołnierza; wszyscy w hełmach i bojowym rynsztunku)
II. ŻOŁNIERZ (do I-go)
Grześ, ty już tutaj?!
I. ŻOŁNIERZ
Odleciały ptaszki!
II. ŻOŁNIERZ
Tak!... Nikoguj niema?!
I. ŻOŁNIERZ
Owszem są jakieś tutejsze... brzany!
(wzgardliwie wskazuje ruchem głowy na zmartwiałą w poprzedniej pozycji Morską i Zosię. Ze stołowego w tej chwili wpada Wojciechowa i rzuca się na szyję Żołnierza I-ego)
(biegnie ku drzwiom na lewo; Zosia, która poprzednio już wstała, spogląda na Morską, zerka na górę, waha się...)
MORSKA
Idź, Zosiu, idź!...
(Zosia wychodzi i mija się w progu drzwi od stołowego na prawo z Marcinkiem i Lasotą. Na ganku ukazuje się Chołupko z dubeltówką w ręku i jeszcze jeden żołnierz)
SCENA OSIEMNASTA
Morska, ciż sami żołnierze, Lasota, Marcinek, Chołupko, IV Żołnierz.
LASOTA (do żołnierzy)
Zuchy!...
(idzie w głąb sceny i siada na kanapce pod oknem na prawo)
CHOŁUPKO (we drzwiach)
Tego... już tu jesteście... A gdzie dziedziczka? [136]
MORSKA
Tutaj jestem.
CHOŁUPKO
Bogu niech będą dzięki!
(podchodzi i całuje Morską w rękę)
I. ŻOŁNIERZ
A tu w domu kto strzelał?
MORSKA (cicho)
Tu strzelała z ganku... kobieta...
II. ŻOŁNIERZ
Aha, to ta, co my ją widzieli we drzwiach. A gdzie ona?
(Morska ostrożnie posuwa się w głąb pokoju i staje między żołnierzami i wejściem na schody)
I. ŻOŁNIERZ (podejrzliwie)
A tak!... Gdzie ona?... Mówiono nam, że tu miał być ich sztab... Może to ich naczelniczka?... (do Morskiej) Niech się pani przyzna; schowała ją pani, co?...
SCENA DZIEWIĘTNASTA
Ciż, Wojciechowa, Zosia.
WOJCIECHOWA
(która przed chwilą weszła z Zosią, niosąc dzbanki i szklanki, krzyczy na Żołnierza I-ego)
Co wy, co wy?! Nie gadajcie głupstw!... Te zbrodniarze koniecznie chciały panią rozstrzelać!... Najgorzej ją nienawidziły!... Jeszcze dziś po nią wracali... Chińczyk ją pilnował...
(W czasie rozmowy rozlewa i rozdaje żołnierzom szklanki i kubki pełne wody)
Znamy to: zabrały Niemce, zafasowały Austrjaki, wypiły Moskale, a dla nas, Polaków, zostały same... puste uśmiechy!
IIII. ŻOŁNIERZ
A wyby, niewiasty, doprawdy czego poszukały... bo kiszki grają taki marsz ojczysty, że... ha! Uf!... Jak gorąco!... (zdejmuje hełm)
MORSKA (gorączkowo)
Niech panowie siadają, niech wypoczną... Każę poszukać na folwarku, może jaka kura zbłąkana została...
(Lasota kiwa głową i robi żołnierzom zapraszający gest)
CHOŁUPKO
Znajdzie się, znajdzie... Zaraz poślemy ludzi...
(Morska, Chołupko, Marcinek, Zosia podsuwają żołnierzom fotele, ci zdejmują hełmy, rozwalają się w fotelach i piją wodę, podaną przez Wojciechową, przytrzymując karabiny kolanami. Tylko żołnierz I pozostaje w hełmie i nie siada. Lasota, który przyjaźnie uśmiecha się, podkręcając wąsa, pokazuje od czasu do czasu Marcinkowi jakby chwyt broni.)
WOJCIECHOWA
Oj, kochaneczki moje, kochaneczki, jak toście się spocili, zgrzali, zdyszeli, nas ratując... Pójdę ja, poszukam, może jeszcze co znajdę...
(wychodzi na lewo. Morska, która jest w ciągłym niepokoju, przechodzi od schodów przez scenę do Lasoty.)
Marcinek, biegnij na folwark! Niech niosą, co mają!
(Marcinek wybiega przez drzwi na ganek)
I. ŻOŁNIERZ (do żołnierza II-go)
Słyszałeś: komisarz był! Należałoby dom przeszukać!...
(obrzuca wzrokiem schody, górną galerję, drzwi na prawo i lewo. Morska ostrożnie, z niepokojem śledzi za nim)
II. ŻOŁNIERZ (macha ręką)
Ech! Dom duży, nas mało... Jeżeli są, lepiej ich nie płoszyć!... Zaraz będą szwoleżery!
SCENA DWUDZIESTA
Ciż bez Marcinka, Wojciechowa.
WOJCIECHOWA
(wraca ze stołowego pokoju ze słoiczkiem w ręku)
Zeziarły wszystko, wszystko do okruszynki zeziarły te mochy!... Ledwiem słoiczek jeden ocaliła... Dla pani chciałam, ale niech tam, już jedzcie!... (żołnierze jedzą)
II. ŻOŁNIERZ
Duszębym oddał za kawałek kiełbasy do tych komfitur.
III. ŻOŁNIERZ
Albo za kromkę chleba!...
(Lasota kręci głową współczująco i ogląda się na Morską. Morska trzyma się wciąż w pobliżu schodów; kiwa na Chołupkę. Chołupko podchodzi)
MORSKA (do Chałupki)
Kiedyż to oni uciekli? Jestem wprost oszołomiona... (cicho) Czy nie widział pan: nie jedzie tu jaki nasz oficer?! [140]
CHOŁUPKO
Nie, nie widziałem. A bolszewicy to... już wczoraj, proszę dziedziczki, wyczuć można było u nich... tego... chwianie...
(Morska spogląda w okno, Chołupko mówi dalej do żołnierzy. Wszyscy obecni, służba i chłopi, którzy zwolna wypełnili ganek i wtłoczyli się do pokoju słuchają, przytakując)
Zaczęli ni z tego, ni z owego... toboły... tego... pakować... Tylko nie można się było w żaden sposób dowiedzieć... tego... przyczyny... Starszyzna surowo prostaków pilnowała...
MORSKA (wychodzi na ganek)
Ach, Boże, Boże!... Nikt nie jedzie!...
CHOŁUPKO
(nie zważając, ciągnie głośno dalej jak przedtem, wszyscy słuchają, żołnierze palą papierosy, żołnierz II wylizuje słoik od konfitur)
No, i do dziedziczki, też w żaden sposób... tego.. dopuścić nie chcieli. Co ja się naprosiłem ...tego... A wszyściutko w około pomarnowali... Czego wziąć nie mogli, to psuli... Koniczynę w błoto wdeptali, zboże potratowali, bydło ugnali... Rzeczy, jedzenie do kruszynki wybrali... Parobkom, jak który miał dobre buty, to z nóg ...tego... ściągali...
II. ŻOŁNIERZ
A co wsi spalili, co miast zniszczyli, co krwi ludzkiej przelali... Niema dla nich pardonu!
(stuka karabinem, inni żołnierze również stukają i pokrzykują, tłum wyraża oburzenie)
(ciężko dyszy, zakrywając twarz rękami, przechodzi z ganku ku schodom)
Boże, Boże!... Ah, czy aby nie wrócą?
IIIIII. ŻOŁNIERZ
Ee, nie!... Wieją tera jak plewa na dobrym wietrze!... Mocno się człowiek napoci, zanim ich dogoni.
(zwolna wszyscy obecni skupiają się około opowiadających. Morska opiera się o słupek schodów. Lasota, siedząc, posuwa się wzdłuż kanapki, ku żołnierzom)
IV. ŻOŁNIERZ
A po drodze to serce boli, tyle tego dobra mijać trzeba... Sucharów, mąki, cukru, papierosów, rondlów, rzeczów rozmaitych... Stoją całe tabory... Bierz, ile dusza zapragnie... A tu nie!... Dymaj i dymaj za nimi... Chwilki, ścierwy, nie postoją!...
I. ŻOŁNIERZ (poważnie)
Niema obawy, nie wrócą. Komendant Piłsudski im samą centrę przełamał... Sam wojsko od Wieprza im w bok poprowadził... Taką dziurę wybił, że owa!...
(obecni śmieją się i wyrażają ruchem zapał)
II. ŻOŁNIERZ
„Nemtudeckiego“ narobił gulaszu... Wszystko im pomięszał: harmaty, tabory, piechotę, kawalerję... Morowy ten „Dziadek“! (z czułością) Niech go cholera!...
(wszyscy słuchają z zapartym oddechem. Sekunda ciszy. Nagle rozlegają się ostrożne, skradające się kroki w stołowym pokoju na lewolewo. Żołnierz I szybko obraca się twarzą w tę stronę. Lasota przywstaje, opierając się na kiju. We drzwiach ukazuje się Sypniewski)
Ciż, Sypniewski, potem Sonia i Razin na górnej galerji.
SYPNIEWSKI (woła)
Rodacy...
(Żołnierze szybko zrywają się, chwytają za broń, wkładają hełmy)
III. ŻOŁNIERZ
Psia krew!... Bolszewik!... Bolszewicy!
II. ŻOŁNIERZ (ze spokojnym humorem)
Nijak kontr-anteczek!...
IV. ŻOŁNIERZ
(równie składając broń do ataku)
Będzie ciepło! Cholera!
I. ŻOŁNIERZ
Kto pan jest?.
SYPNIEWSKI
Polak... przyjaciel!...
I. ŻOŁNIERZ
Znamy takich przyjaciół!... (groźnie) Ręce do góry!...
(przykłada broń do oka, inni trzymają karabiny na „gotuj broń“)
SYPNIEWSKI
Przychodzę dobrowolnie... Poddaję się... Nie jestem bolszewikiem... Poznałem ich... Wszystko powiem!...
(wznosi ręce do góry i w tejże chwili spostrzega głowę Soni, wychyloną z niszy na górnem piętrze w głębi sceny, oraz jej rękę z rewolwerem wyciągniętą na dół, ku niemu)
(Robi gest rękami, jakby chciał marę odepchnąć i cofa się w tył. Morska i Zosia z przerażeniem spoglądają w górę; wszyscy inni pozostają bez ruchu, jakby skamienieli, zapatrzeni na cofającego się coraz szybciej w tył Sypniewskiego. Żołnierze mimowoli, lecz jednocześnie pochylają się w tę stronę, wreszcie rzucają się za uciekającym Sypniewskim. W tej chwili z góry rozlega się strzał, Sypniewski chwyta się za piersi, skacze w bok i niknie za framugą drzwi.drzwi.)
I. ŻOŁNIERZ (w biegu do III-go)
Matys, pilnuj góry! Marsz!
(III Żołnierz tuż od widowni zawraca i biegnie ku schodom. I i II-gi żołnierz biegną za Sypniewskim i znikają za drzwiami. Za plecami Soni na galerji zjawia się Razin i uprowadza ją wgłąb. Żołnierz III wstępuje na schody, wchodzi na galerję, zagląda na lewo, potem na prawo i idzie tam wahając się i nasłuchując. Na dziedzińcu przed gankiem ruch, słychać zbliżający się tętent, biegnie służba folwarczna. Wpada z ganku Marcinek wołając:)
SCENA DWUDZIESTA DRUGA
Ciż bez żołnierzy i Sypniewskiego, później Klemens.
MARCINEK
Dziedzic jedzie!...
(w hall’u ogólne poruszenie, za Marcinkiem, który wyprowadza Lasotę cokolwiek naprzód sceny, wbiega Klemens, ubrany jak dawniej we frak i biały krawat. Staje koło drzwi)
KLEMENS (uroczyście)
Jaśnie Pan!...
SCENA DWUDZIESTA TRZECIA
Ciż, Morski.
(na ganku wśród rozstępujących się ludzi pojawia się Morski, z ręką obandażowaną, mundur na nim potargany, podarty, zabłocony. Ztyłu po za nim migają na dziedzińcu biało-amarantowe chorągiewki szwoleżerów i ich mundury)
Więcej niż życie?!... Ależ kto?... Gdzie on? Dlaczego nie idzie?... Czy może ten... zabity?...
MORSKA (z trwogą)
Ależ nie!... Tutaj... (pokazuje na górę.)
(W tej chwili na górze słychać strzał na galerji; a na dziedzińcu wśród szwoleżerów oraz ludności niepokój, ruch, rozlegają się dalekie krzyku gwałtowny oddalający się tętent konia oraz dalekie rzadkie strzały. Wbiega z ganku zdyszany Marcinek)
SCENA DWUDZIESTA PIĄTA
Ciż, Marcinek.
MARCINEK
...Ten... gruby... ko-mi-sarz! ten... gruby... i ta... ta... Sonia... z ok-na na gó-rze... po... skrę-co-nem prześ-cie-radle... na dach ku-chen-ki... A potem... My wszyscy tu stali, patrzali na śwolażyrów... Tymczasem oni... te bolszowniki... jak skoczą na rządcową kasztankę, co przy kuchni stała... Tyle ich widzieliśmy!... Ino się zakurzyło!... La boga, la boga!...
MORSKI
(energicznie zwraca się ku drzwiom, wybiega na ganek i woła)
Kudlik, konia! Siadać!...
MORSKA
Stachu, Stachu... Na Boga! Daj pokój!... Opowiem ci, opowiem!...
(uprowadza go na lewo. Lasota śledzi ze swego fotela za wszystkiem z żywem zajęciem)
(wraca na środek sceny: staje twarzą do widowni, stawia mocno przed sobą: karabin i mówi, kręcąc głową z niezadowoleniem)
Nie-do-brze!
(Żołnierze II i IV-ty zatrzymali się po obu stronach drzwi w pozach stanowczych, patrzą na mówiącego i przytakują mu)
WOJCIECHOWA
(przyskakuje do I-go Żołnierza z przymileniem z prawej strony, a Zosia z lewej)
Ech, głupstwo, panie wachmistrz! Powolutku my tu znowu wszystko ślicznie, eligancko oprzątniemy... A wy już ochwiarujcie życie temu jednemu bolszewikowi, kiedy dziedziczka oto prosi... Oni mnie też chcieli zabić!
I. ŻOŁNIERZ
(oparty malowniczo na karabinie mówi z ukrytem kpiarstwem)
Pewnie; jak uciekł, to mu można darować!... Niech, wraca do swojej Rassiei! Ale u nas (surowo i z naciskiem) po-rzą-de-czek mu-si być!