Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
GUŁAJ (do niego)

A gdzie baba?

BOLSZEWIK

Zbiegła... Przez ganek do ogrodu zbiegła... I tak szybko, anim się spostrzegł!...

GUŁAJ

Trzeba było bagnetem w kałdun, niedołęgo!

BOLSZEWIK

Winien, towarzyszu, darujcie!... Ale właśnie wylewałem wodę z samowaru...

(znowu słychać strzały, Razin spogląda niespokojnie w okno, kładzie słuchawkę, ale po chwili znowu ją bierze.)
GUŁAJ (do żołnierzy)

Rzucić te rupiecie... I dalej szukać burżujki tu na dole!... Nie mogła nigdzie ujść!... Marsz!... Rozkaz!...

(żołnierze mruczą i idą ku drzwiom na prawo i lewo, ale tobołów nie rzucają — Gułaj z Beznosym wchodzą za nimi do stołowego pokoju na prawo. Razin wciąż oparty o drzwi schowanka, trzyma słuchawkę przy uchu, ale nic nie mówi. Ogląda się za siebie na ganek, gdzie słychać kroki i gdzie nagle ukazuje się Sypniewski, zmęczony, smutny, zakurzony)
SCENA DZIEWIĄTA
Razin, Sypniewski, później Sonia.
RAZIN

Towarzyszu Sypniewski, wy tu?... Jakże to?... Powiedzcie nareszcie, co jest prawda? Alarm fałszywy? Co?...

(wyprostowuje się, opuszcza rękę ze słuchawką i oddala się od drzwi skrytki)