Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SONIA

Tak, to ja... I nic z tego nie będzie!... (do Razina) Gdzie Gułaj?

RAZIN

Szuka burżujki.

SONIA

Jakto?... Więc uciekła?...

RAZIN

Podobno.

SONIA (tupiąc nogami)

Niedołęgi, gamonie!... Nic z tego. Z pod ziemi dobędę!... Musi umrzeć... tu w naszych oczach!... (do Sypniewskiego) I ty nie ujdziesz, nie!... Ja cię na wylot widzę!... Wiem, po coś tu przyszedł!... Powinęła nam się noga, więc wiejesz od nas... pod skrzydełko twej świeżej miłości!

RAZIN
(wydyma wargi i opuszcza na chwilę rękę ze słuchawką na stół)

Wstyd wam, towarzyszu Sonia i Sypniewski w takiej chwili... Lepiej zebralibyście żołnierzy...

SONIA
(niecierpliwie w stroną Razina)

Zaraz...

(zwraca się znowu do Sypniewskiego, który w tym czasie zerkał na ganek i za siebie ku drzwiom na prawo)

Nic z tego! Zbyt wiele wiesz, towarzyszu kapitanie, zbyt wiele wiesz... o naszych tajemnicach, abyśmy mogli