Katarzyna I/Etap II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund Jezierski
Tytuł Katarzyna I
Podtytuł Z bagna — na wyżyny carskiego tronu
Wydawca Drukarnia Teatralna F. Syrewicza i S-ki
Data wyd. 1928
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ETAP II.
CAROWA.

Ażeby ostatecznie pognębić króla szwedzkiego. Karola XII, który po porażce pod Połtawą szukał schronienia w Turcji, wyruszył car Piotr na czele licznych wojsk z brzegów morza Azowskiego do Mołdawji i Wołoszy, licząc na pomoc ich hospodarów, podczas gdy pokonany Karol XII liczył na pomoc Turcji, oraz Ukrainy z jej hetmanem Mazepą.
Posuwał się car naprzód bardzo wolno, gdyż czterdziestopięciotysięcznej armji towarzyszył olbrzymi tabor, przepełniony gromadami ciurów...
Nie brakło w obozie tym niewiast, gdyż Piotrowi towarzyszyła Katarzyna z całym orszakiem haremu jego, a większej części oficerów, zwłaszcza cudzoziemców, towarzyszyły żony i dzieci, oraz nałożnice.
O niezliczonym tłumie dziewek żołnierskich, ciągnących w czasach owych za obozem wojskowym, niema co wspominać.
Należące do wyższej kategorji kobiety zbierały się codziennie dokoła przyszłej carowej, w ustawicznych zabawach i ucztach, zapominając o przejściach i niewygodach wojennych.
W tych warunkach zrozumiałem jest, iż posuwano się bardzo powoli naprzód, nie troszcząc się zbytnio o wrogów, których jakoś widać nie było, a przejmując się znacznie więcej wyczerpywaniem zapasów żywności...
Wysłał też po nie car Piotr gen. Renna je oddziałem kawalerji do Braiłowa, naznaczając miejsce spotkania na brzegu Prutu, sam zaś powolutku posuwał się w tymże kierunku naprzód, ze względu na panujące upały nie chcąc wyczerpywać nadmiernie sił wojska.
Pewien zupełnego bezpieczeństwa posuwał się tak powoli naprzód zaniedbując nawet wysyłania przednich straży, chociaż sztab uprzedzał go o podstępach turków i tatarów, których nagły atak mógł całą sytuację zamienić w groźną i poważnie niebezpieczną...
Lekceważył sobie car Piotr te wszystkie przestrogi, ogarnięty dziwnem jakiemś lenistwem, a jednocześnie ufny w swoją gwiazdę... Naraz, gdy o świcie dn. 18 lipca 1711 r. dotarł wreszcie po długim marszu do brzegów Prutu, i tam na dłuższy czas rozłożył się obozem, ażeby oczekiwać na powrót umówiony gen. Renna, wieczorem ze wszystkich nieomal stron, na wzgórzach, otaczających dolinę Prutu, gdzie stały wojska cara rosyjskiego, ukazały się niezliczone pułki tureckie i lotne watachy tatarskie, i otoczywszy w koło z obydwóch brzegów rzeki, paszcze niezliczonych dział, ustawionych na wyniosłościach, skierowały na obóz carski, grożąc mu każdej chwili zarzuceniem gradem pocisków i zupełną zagładą...
Sytuacja była straszliwą... Cofnąć się, wobec zupełnego otoczenia ze wszech stron było niemożebnem. przyjęcie zaś bitwy, wskutek znacznej przewagi liczebnej nieprzyjaciela, groziło albo śmiercią, albo niewolą haniebną...
Pełen zawsze przytomności i energji car Piotr, w tak rozpaczliwej sytuacji stracił zupełnie równowagę i głowę... Zamiast obmyślić sposoby przedarcia się przez szeregi wrogów, wyjścia z honorem z położenia rzeczywiście bardzo trudnego, zamknął się zrozpaczony w namiocie, nie przyjmując nawet oficerów swoich, a wszystkich odsyłając po rozkazy do... Katarzyny.
Ogarnięty w zupełności myślą ocalenia siebie, zdecydowany poświęcić wszystkich, byle* tylko unieść życie, prowadził długie a tajemne narady z kozakiem Iwanem Niekulz’em, badając go, czyby tenże za sowitą zapłatę nie zdołał przeprowadzić go wraz z Katarzyną wśród wrogich armji.
Jednocześnie wystosował pismo do senatu, w którem donosząc o trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, zalecał w razie otrzymania wiadomości o jego śmierci, wybranie najgodniejszego, jako następcy.
Znalazłszy się w tak trudnej sytuacji, Katarzyna zachowała się zgoła inaczej. Przywykła do radzenia sobie w najtrudniejszych chwilach życiowych, nie straciła i teraz przytomności ducha, i okazała zgoła męski spokój i panowanie nad sobą...
Odbyła wnet naradę z generałem Janusem, generałem-lejtnantem von Osten i feldmarszałkiem Szeremetjewym, pierwszym kochankiem swoim po wstąpieniu na ziemię rosyjską, i po długich debatach zdecydowała się wysłać parlamentarjusza do wielkiego wezyra tureckiego z propozycją zawarcia rozejmu.
Wiedząc zaś dobrze o chciwości dostojników tureckich, nie mniejszej zresztą od chciwości dygnitarzy rosyjskich, na złoto i klejnoty, ogołociła wszystkie kasy pułkowe, poświęciła swą biżuterję i posłała ją przez zaufanych ludzi do obozu tureckiego.
Wielki wezyr pierwszego parlamentarjusza nie chciał nawet wcale przyjąć, lecz później, gdy przekupieni już w tym czasie inni dygnitarze wpływać na niego poczęli, zgodził się na rozpoczęcie pertraktacji, i wtedy udał się do niego jeden z ulubieńców Piotra, Szafirów, chrzczony żyd polski, który, nie żałując złota, rokowania do końca doprowadził.
Nie wielkim kosztem, gdyż 200,000 rb., uzyskano pokój na warunkach bardzo dogodnych, tak że uwolniona z niebezpieczeństwa armja rosyjska wracać do kraju mogła.
Przebywający w Benderach Karol XII próbował protestować przeciwko temu, porwał nawet za broń, lecz pokonany siłą, utraciwszy w nierównej walce cztery palce, koniec ucha i nosa, mężny bohater północy znalazł się w więzieniu w zamku sułtańskim Timurtasz w pobliżu Demotiki...
Pozbywszy się zaś niebezpieczeństwa, pierwszą myślą Piotra było niedotrzymanie warunków rozejmu i dalsze zajmowanie wybrzeży morza Czarnego, które dla rozwoju Rosji uznawał za równie ważne, jak i Bałtyckie...
Inna wersja o działalności Katarzyny nad Prutem głosi zgoła co innego, rozwiewając w zupełności poetyczną legendę o poświęceniu przez nią klejnotów dla ocalenia armji rosyjskiej i Piotra.
Chciwa bardzo, ażeby ocalić klejnoty swoje od zginięcia w razie zajęcia obozu przez turków, rozdała je na przechowanie najbardziej zaufanym oficerom... Gdy niebezpieczeństwo minęło, odbierała je nader skrupulatnie, według zawczasu sporządzonego rejestru...
Ta wersja, odpowiadająca w zupełności charakterowi Katarzyny, jest znacznie prawdopodobniejszą.


∗                ∗
Ten czyn ostatni Katarzyny, podniesiony jeszcze przez Piotra do wyżyn bohaterstwa, do którego zresztą było mu daleko, posłużył mu za pretekst do spełnienia czynu, o którym pod wpływem podszeptów Mienszykowa i Katarzyny, oraz ich zwolenników, zamyślał oddawna, a którego się obawiał, ze względu na mogące wyniknąć z tego powodu zawikłania, zwłaszcza wśród ludu...

Przywiązawszy się do Katarzyny, nie mogąc się wprost obyć bez jej pełnych pieczołowitości starań, a głównie obawiając się, że mógłby ją utracić, jak tyle innych kochanek, postanowił uprawnić swój związek z nią, z kochanki i przyjaciółki zrobić żoną i carową...
Mimo swej gruboskórności i despotyzmu, mimo nie liczenia się z nikim i z niczem, odczuwał jednak, że podniesienie do wyżyn tronu dawnej dziewki żołnierskiej, miłośnicy wielu, której przeszłość niedawna tak żywą w pamięci wszystkich była, analfabetki, która sztukę podpisywania się z wielkim trudem zdobyła, która do czasu tego nawet przyzwoicie po rosyjsku mówić się nie nauczyła, używając jakiejś gwary ze słów rosyjskich, niemieckich i polskich, — wywołać musi sprzeciw, zwłaszcza wśród przedstawicieli starych rodów bojarskich, z natury swej konserwatywnych i wrogo odnoszących się do wszelkich czynów i reform jego i odbić się niekorzystnie na jego zamierzeniach, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych.
Czyn jej na brzegach Prutu, podniesiony jeszcze sztucznie do wyżyn bohaterstwa, nieomal do ocalenia armji rosyjskiej i jej wodza od klęski straszliwej i hańby bezgranicznej, usprawiedliwiałby teraz choć częściowo zamiary jego.
Jeżeli teraz car poprowadzi do ołtarza i u- wieńczy koroną carską skronie byłej sługi i dziewki, spłaci tylko dług wobec niej zaciągnięty.
Takie samo wyjaśnienie wypowiedział car otwarcie w manifeście, ogłoszonym po zawarciu małżeństwa...
Małżeństwo z niewolnicą liflandzką zawarte było, jak głoszą niektórzy pamiętnikarze, potajemnie jeszcze przed wyprawą na południe, i katastrofą nad Prutem. Mimo tej tajemnicy jednak wiedzieli o niej prawie wszyscy, nawet syn carski, domniemany następca jego, Aleksy, który w czasie owym przebywał w Niemczech i który zaraz potem, w dniu 23 maja 1711 r. pisał do swojej macochy:

„Madame! Słyszałem, że car-ojczulek raczył waszą miłość ogłosić swoją małżonką i z tem pozdrawiam waszą miłość, i proszę was, ażeby dawną łaskę swoją dla mnie zachowała, co do czego mam nadzieję.
Aleksy.
Carowi-ojczulkowi, nie śmiałem posyłać pozdrowienia, gdyż od niego piśmiennego zawiadomienia nie miałem“.

Tak upokarzał się prawy następca tronu, syn carski, przed tą, która miejsce matki jego, więzionej w klasztorze, zająć miała...
Czyż to nie wymowny dowód upodlenia?
Ażeby też choć w części uprawnić swój stosunek z Katarzyną i choć w części ujawnić go rodzinie, car Piotr zimą r. 1711, na dwie godziny przed odjazdem z Moskwy, zawezwał do siebie owdowiałą siostrę swoją Natalję, oraz jeszcze dwie siostry przyrodnie swoje a gdy te, zdumione przybyły do haremu carskiego, wprowadził Katarzynę do komnaty, w której oczekiwały i rzekł:
— Wiedzcie, że z woli naszej dama ta jest małżonką naszą i że musicie szanować ją, jako taką. Winnyście też na wypadek, gdyby w tej wyprawie wojennej spotkało mnie jakie nieszczęście, uznać ten jej tytuł, przywileje i dochody, które należą się według prawa carycom wdowom, gdyż ona jest prawdziwą żoną moją, i chociaż nie zdążyłem zawrzeć z nią małżeństwa zgodnie z obrzędami naszej świętej cerkwi prawosławnej oraz według obyczajów państwa naszego,- uczynię to w najbliższej przyszłości...
Carówny, które drżały przed gniewem Piotra, niejednokrotnie przy pomocy trzciny zmuszającego je do uznania swej władzy i posłuszeństwa, pełnemi uniżoności pokłonami przyjęły tą wolę jego, i z pokorą, bez słowa opozycji włączyły do grona swego tą kochanicę brata, poddaną chłopkę liflandzką, sługę i dziewkę żołnierską, tak daleko od nich stojącą zarówno pod względem pochodzenia, jak i wychowania,—przypochlebnie nawet starając się zdobyć sobie jej względy...
Aż wreszcie nadszedł czas, że car Piotr postanowił dotrzymać swej obietnicy i uroczyście odprawić obrzęd zaślubin.
W lutym 1712 r. poczęto czynić przygotowania do tej uroczystości, a w d. 18 tegoż m-ca dwaj ulubieńcy carscy, naczelnik admiralicji Kikin i generał lejtnant Jagużynskij, od samego rana objeżdżali z wspaniałym orszakiem domy osób, najbliżej dworu stojących, i zapraszali je na „dawne“ małżeństwo jego carskiej mości...
Ze względu, że Piotr zawierał małżeństwo jako kontr-admirał, w uroczystości tej brali udział w pierwszym rzędzie oficerowie marynarki...
Obrzęd zaślubin odbył się skromnie, bez żadnych ceremonji, w prywatnej kaplicy kniazia Mienszykowa, w dn. 19 lutego o godzinie 7 rano. Przybranymi ojcami przy ślubie byli: wice-admirał Kruis i pewien kontr-admirał, przybranemi matkami-caryca wdowa i żona wice-admirała, córki zaś Katarzyny, 5 i 3 letnia spełniały funkcje frejlin.
Obecne były tylko osoby, które z urzędu obowiązane byty stawić się przy dworze...
Skromny obrzęd zaślubin wynagrodził wspaniały obiad, wydany w pałacu carskim, a zakończony olbrzymim fajerwerkiem.
Następnego dnia na cześć nowożeńców wydał wspaniały bankiet kniaź Mienszykow, który jakby w ten sposób przekazywał swą byłą kochankę prawemu już teraz jej małżonkowi...
Car Piotr, któremu głównie chodziło o zabezpieczenie przyszłości Katarzynie i jej dzieciom, dotrzymał swego słowa...
Zapomniał jednak przytem o jednem, że pierwsza żona jego, Eudoksja, żyła jeszcze, i że małżeństwo jego z nią przez żadną władzę, ani duchowną, ani świecką rozwiązanem nie było.
Zapomniał również i o tem, że mąż Katarzyny, ów dragon szwecki Kruze, z którym na skutek polecenia pastora Glucka małżeństwo zawrzeć musiała, żył jeszcze i tułał się po świecie, i że małżeństwo to również rozwiązanem nie było...
Pod względem zatem prawnym, małżeństwo to, będące podwójną zbrodnią bigamji, nie było waźnem...
Nie zważał jednak na to car Piotr, który pomnąc li tylko o swojem samo władztwie, żadnych literalnie praw, ani ludzkich, ani boskich nie uznawał, sam dla siebie je stanowiąc...


∗             ∗

Jakim też był wygląd zewnętrzny tej, która z nizin społecznych wzniosła się na najwyższy szczyt?...
Różni różnie ją opisują. Baron Poelnitz, który widział ją w r. 1717 na dworze w Berlinie, tak ją opisuje:
„Carowa była w kwiecie lat, i nic w niej nie pokazuje, ażeby mogła być kiedykolwiek piękną. Była wysokiego wzrostu i pełna, bardzo smagła, i wydawałaby się jeszcze smaglejszą, gdyby nie gruba warstwa różu i bielidła, która okrywała jej twarz. W zachowaniu jej nie było nic nieprzyjemnego i możnaby nawet nazwać je dobrem, jeżeli tylko wziąć pod uwagę pochodzenie tej monarchini. Gdyby obok niej była jakaś rozumna istota, napewno rozwinęłaby się, gdyż miała dużo dobrej woli, lecz trudno było znaleźć kogoś śmieszniejszego nad damy jej świty. Mówiono, że car, monarcha niezwykły we wszystkich kierunkach, znajdował przyjemność w tem, ażeby wybierać właśnie takie, w celu poniżenia innych dam dworu, w większym stopniu zasługujących na pierwszeństwo. Można powiedzieć, że jeżeli monarchini ta n e posiadała wszystkich zalet swej płci, to posiadała jednak jej łagodność... Podczas swego pobytu w Berlinie, okazywała wielki szacunek królowej i dowiodła, że jej wysokie stanowisko nie zmusiło jej do zapomnienia o różnicy między tą monarchinią a nią“.
Margrabina Bayreuth opisuje ją w pamiętnikach swoich cokolwiek inaczej:
„Caryca była średniego wzrostu, tęga, o cerze smagłej i nie odznaczała się ani pięknością^ ani gracją. Wystarczało zobaczyć ją, ażeby odgadnąć jej niskie pochodzenie. Na widok dziwnego stroju można ją było wziąć za niemiecką aktorkę. Suknie jej, kupione widocznie w handlu starzyzną, były staromodne i całe okryte srebrem i błotem. Cały przód jej sukni był przybrany klejnotami. Tworzyły one dziwny rysunek: był to orzeł dwugłowy, którego wszystkie pióra były wyszyte drobniutkimi djamentami w oprawie. Wzdłuż wyłóg jej sukni naszyty był z tuzin orderów i tyleż obrazków świętych i relikwij, tak że gdy ona szła, można było przypuścić, że idzie muł objuczony“.
Ten nader niepochlebny wizerunek potwierdzają w zupełności jej portrety, zachowane w galerji Romanowych w pałacu Zimowym. Niema w nich ani piękności, ani wytworności. Bardzo pełna twarz, okrągła i wulgarna, brzydko zadarty nos, oczy wytrzeszczone, gruba szyja, ogólny wygląd służącej z niemieckiego podrzędnego hotelu.
Sam widok jej trzewików, z pietyzmem przechowywanych w Peterhofie, nasuwa myśl, że carowa Katarzyna żyła na bardzo szerokiej stopie.
Historja musi szukać innego wyjaśnienia losu Katarzyny. Ta niezgrabna kobieta, o powierzchowności mato pociągającej, co do siły i wytrzymałości swego temperamentu nic a nic nie ustępowała samemu Piotrowi, a pod względem moralnym była znacznie więcej zrównoważoną od niego.
W okresie czasu od 1704 r. do 1723, urodziła swemu kochankowi jedenaścioro dzieci, większość których umarła w niemowlęctwie, i często stan przyszłego macierzyństwa przebywała prawie niedostrzegalnie, co nie przeszkadzało jej towarzyszyć carowi we wszystkich jego podróżach.
Była prawdziwą żoną oficera, „pochodową żoną oficera* według ówczesnego określenia, zdolną do odbywania przemarszów, spania na twardem łożu połowem, przemieszkiwania w namiocie i odbywania konno długich parodniowych przemarszów.
Podczas wyprawy do Persji ogoliła sobie głowę i nosiła czapkę grenadjera. Dokonywała przeglądów wojsk, jeżdżąc przed ich szeregami przed bitwą, zachęcając żołnierzy słowami i rozdając im szklanki wódki. Kula, która powaliła jednego z członków jej świty nie przeraziła jej.
Katarzyna nie była pozbawioną pewnej kokieterji: farbowała na kolor czarny swe jasne włosy, ażeby w ten sposób podkreślić świeżość swej cery, zabraniała damom dworu naśladować swe toalety, tańczyła cudownie i wykonywała najbardziej skomplikowane piruety, szczególnie, kiedy sam car był jej partnerem. Z innymi tancerzami robiła tylko zwykłe pas. W charakterze jej zwykła delikatna kobiecość łączyła się z czysto męską energją. Potrafiła być uprzejmą z otaczającymi i powstrzymywać najbardziej dzikie wybuchy Piotra. Niskie pochodzenie zupełnie jej nie krępowało; mówiła o niem chętnie z ludźmi, którzy znali ją przed jej wywyższeniem — z niemcem nauczycielem, który uczył u Glucka w tym czasie, kiedy ona u niego była służącą, z Wilhworthein, który, jak sam twierdził, pozostawał z nią dawniej w nader bliskich, o charakterze poufnym, stosunkach, i którego nieraz zapraszała do tańca, zapytując, „czy nie zapomniał on dawnej Kasieńki".
Olbrzymi wpływ, jaki Katarzyna miała na męża, zależał w znacznej części od tego, że umiała uspokajać go w chwilach podniecenia nerwowego, wywołanego straszliwymi bólami głowy. Przechodząc stopniowo od zupełnego przygnębienia do szału, wydawał się być bliskim obłędu i wszyscy uciekali przed nim. Wtedy ona podchodziła do niego bez żadnej obawy, przemawiała specjalnym językiem, pełnym pieszczoty, a jednocześnie mocy, i sam głos jej działał już na niego uspakajająco. Potem brała go za głowę i łagodnie głaskała, prowadząc rękoma po włosach. Wkrótce Piotr zasypiał, z głową złożoną na jej piersiach. Wtedy siedziała ruchomo przez dwie lub trzy godziny, oczekując na dobroczynny wpływ snu, i Piotr budził się znów wypoczęty i rzeźki.
Godna towarzyszka wszelkich orgji i pijatyk cara, dotrzymująca mu wytrwale placu w wychylaniu kielichów, starała się jednak, widząc szkodliwy wpływ tego na jego zdrowie, powstrzymać go od wszelkich nadużyć. Wpływ jej w tym kierunku pod koniec życia Piotra był tak wielki, że wystarczył tylko sam jej głos, ażeby powstrzymać go od hulanki i pijaństwa...


∗                ∗

Ażeby w całej pełni zrozumieć trudności sytuacji i ocenić cały ogrom sprytu Katarzyny w walce o zdobycie tak wybitnego stanowiska, należy się przyjrzeć dokładnie całokształtowi stosunku cara Piotra do kobiet.
Wychowany w warunkach wprost azjatyckich, przejętych od tatarów, gdzie kobieta traktowana była jak niewolnica, trzymana w zamknięciu, a przy najmniejszem przewinieniu razami bata zmuszana do uległości, — traktował też je odpowiednio, a udzielona im przez niego wolność, z takim zachwytem głoszona przez historyków rosyjskich, jako wielce doniosła, epokowa wprost reforma, polegała li tylko przeważnie na dopuszczeniu ich do udziału wt orgjach pijackich, jak również do niebywałego wprost rozpasania obyczajów...
Reformą tą Piotr szczupły zakres haremu dworskiego rozszerzył prawie na całą Rosję, a przywilej swój carski rozumiał li tylko jako prawo czynienia wszystkich kobiet rosyjskich nałożnicami swemi lub faworytów swoich...
Do takiego stopnia i wyuzdania doprowadzonej rozpusty, jak za czasów Piotra w Rosji, dzieje doprawdy nie znają... Rosja za przykładem cara, stała się jednym wielkim domem rozpusty...
Wyrazem pogardliwego traktowania przez niego kobiet służyć może obojętność jego w stosunku do matki, na śmierć której czekał z niecierpliwością, ażeby udać się na jakąś rozrywkę... Siostry swoje pozamykał w klasztorach, patrząc obojętnie na ich wybryki erotyczne, a nawet zachęcając je do nich...
Wielką liczbę dzieci nieprawych we wszystkich prawie rodzinach Rosji, traktował jako rzecz normalną, jako przyrost naturalny przyszłych żołnierzy jego. Dzieciobójczynie karał surowo, — nie za zbrodnię popełnioną, lecz za to, że go tych przyszłych żołnierzy pozbawiły...
Stosunek jego do kobiet najlepiej charakteryzuje rozmowa, jaką prowadził z królem duńskim, przechowana w aktach urzędowych.
— Słyszałem, bracie mój,—rzekł król duński, że i ty masz także kochankę...
— Bracie mój — odrzekł mu car Piotr: moje kochanki kosztują mnie nie drogo, a ty na swoje tracisz tysiące talarów, któreby można użyć z większą korzyścią.
Rozmowa ta odbyła się w r. 1716, w Kopenhadze, gdzie Piotr przyjechał odwiedzić swego dobrego sojusznika, króla duńskiego, i daje pojęcie o tem, jakie miejsce kwestja kobieca zajmowała w życiu cara Piotra. Był on zbyt zajęty, zbyt ordynarny, ażeby zdobywać sobie miano kochanka, lub też być poprostu dobrym ojcem rodziny.
Pieszczoty i miłość kobiecą oceniał na pieniądze, i cenił je bardzo tanio: po jednej kopiejce za trzy uściski, jakie piękności Petersburga hojnie rozdzielały jego żołnierzom. Przyszłej carowej Katarzynie, jak już wspominaliśmy, dał dukata za pierwszą noc z nią spędzoną, co już było dowodem wielkiej hojności i zadowolenia.
Uczty, wyprawiane przez faworytów jego z udziałem kobiet, z natury rzeczy zamieniały się w orgje. Kiedy w 1693 r. na orgji u Leforta dwie z zaproszonych piękności zamierzały niepostrzeżenie ulotnić się, Piotr rozkazał żołnierzom schwytać je, wrócić siłą i zmusił do udziału w zabawie aż do końca.
W r. 1701, kiedy Piotr przebywał w Woroneżu, przybyła do niego na Wielkanoc liczna grupa kobiet, które przyjmował ucztami. Gdy niektóre z nich zachorowały, z uprzejmości dla nich odroczył swój wyjazd do Moskwy.
W przygodach miłosnych Piotra nie było najmniejszej troski o to, ażeby nie skalać czci kobiecej, lub też zachować należny szacunek dla siebie; nie umiał nawet utrzymać się w granicach zwykłej przyzwoitości.
Poelnitz w wspomnieniach swoich o pobycie cara w Magdeburgu w r. 1717, opowiada co następuje:
„Wobec tego, że król pruski nakazał okazywać mu wszelkie inożebne honory, przeróżne instytucje państwowe wysłały delegacje, ażeby witać go in corpore, i przewodniczący ich wygłaszali mowy. Von Kockzey, brat kanclerza państwa, na czele deputacji regencji, przybyw’ szy powitać cara, zastał go siedzącego między dwoma damami rosyjskieini, których piersi odsłonięte pieścił. Nie przerwał swego zajęcia przez cały czas wygłaszania mów“.
Lub oto opis spotkania jego w Berlinie z siostrzenicą, księżniczką Meklemburską:
„Car spiesznie podążył na spotkanie księżniczki, uściskał ją czule i odprowadził do pokoju, gdzie położył na kanapie, a potem, nie zamykając drzwi i nie zwracając uwagi na pozostałych w poczekalni, oddał się, nie krępując niczem zupełnie, wyrażeniu swej nieokiełznanej namiętności".
Że podobny zwyczaj „wyrażania nieokiełznanej namiętności* zaliczał car Piotr do rzeczy zupełnie zwykłych, świadczy wypadek z Barbarą Arsenjewą, siostrą Darji, przyszłej żony kniazia Mienszykowa.
Villebois wypadek ten opisuje jak następuje:
„Barbara była brzydką, lecz mądrą i złą. Piotr zaś lubił wszystko co niezwykłe. Podczas obiadu rzekł do Barbary:
— Nie myślę, ażeby ktokolwiek zachwycił się tobą, biedna Waria, tyś zbyt brzydka, lecz ja nie dam ci umrzeć, nie zakosztowawszy miłości...
I tu, przy wszystkich, osunął ją na kanapę i wypełnił swą obietnicę*.
Wogóle Piotr nie gardził niczyimi pieszczomi. W r. 1718, będąc w Berlinie, zobaczywszy margrabinę Bayreuth, którą poznał przed pięciu laty, podbiegł do niej, porwał ją w pół, okrywając twarz jej szalonymi pocałunkami. Margrabina broniła się rozpaczliwie, biła go po twarzy, lecz car nie puszczał jej...
W czasie tej podróży przy carycy Katarzynie znajdowało się około czterystu tak nazywanych „dam*. Były to w większości wypadków niemieckie sługi, spełniające obowiązki dam dworu, pokojówek, kucharek i praczek. Prawie wszystkie te osoby trzymały na rękach bogato wystrojone dzieci, i na pytanie, czyje to dzieci, odpowiadały, kłaniając się w pas po rusku:
— Car zaszczycił mnie...
Obchodzenie się cara Piotra z damami dworu Katarzyny również nie było zbyt wersalskiem. Naprzykład księżna Golicynowa służyła mu za rodzaj błazna. Wszyscy na wyścigi drażnili ją. Przy obiedzie car wyrzucał jej na głowę, resztki z swego talerza, zmuszał do podchodzenia do siebie, ażeby dawać jej szczutki. Według opowieści współczesnych, księżna zasługiwała na takie traktowanie swem życiem rozpustnem.
Według opowieści Nartowa, Piotr był wielkim miłośnikiem kobiet, lecz nigdy nie oddawał się miłości z niemi dłużej nad pół godziny. Zdobywanie przychylności kobiet siłą nie leżało w jego zwyczaju, że zaś jednak wybór jego padał na zwykłe służące, zazwyczaj nie spotykał wielkiego oporu.
Nartow, naprzykład, wymienia między jego kochankami jakąś praczkę...
Lecz Brius przytacza bardziej dramatyczną scenę z córką kupca zagranicznego w Moskwie, która, ażeby się uwolnić od nagabywań miłosnych Piotra, zmuszona była uciec z domu rodzicielskiego i ukrywać się w lesie.
Książe Golicyn w wspomnieniach swoich opisuje bójkę cara z ogrodnikiem, zmuszonego grabiami odpędzać cara od włościanki, której ten przeszkadzał pracować.
Mówią nawet, że te niewybredne zabawy doprowadziły Piotra do choroby, która źle wyleczona, przyspieszyła koniec jego.
Lecz do odpowiedzialności z tego powodu była pociągniętą jedna z kochanek cara, p. Czernyszewa, a poseł francuski, Campredon, wprost na nią składa winę zachorowania Katarzyny w r. 1725 po spędzonej z mężem nocy.
Jeszcze na zakończenie pewne szczegóły, natury bardzo drastycznej, których ścisłość historyka nie pozwala przemilczeć.
Bergholtz bez osłonek wspomina o pewnym lejtnancie, bardzo pięknym młodzieńcu, którego car trzymał przy sobie „dla osobistej przyjemności“.
W r. 1722 saski artysta Dannenhauer otrzymał polecenie zrobienia portretu jednego z ordynansów monarchy i wyobrażenia go zupełnie nagim.
Villebois rozpisuje się szeroko o „atakach wściekłej namiętności cara, w czasie których „nie istniała dla niego różnica płci“.
Poseł duński Juel w depeszy swej z dnia 6 marca 1710 r. prosi o nadanie szlachectwa jednemu ze znajdujących się przy Mienszykowie duńskich poddanych, który, będąc pięknym mężczyzną, mógłby okazać carowi pewne usługi.
Z tego wszystkiego widać, że ten rys charakteru i upodobania cara nie ulegają wątpliwości.
— Car musi posiadać w swej krwi cały legjon demonów namiętności, — mówił o Piotrze lekarz, który go leczył w czasie ostatniej choroby.
Takim był kochanek i mąż Katarzyny, którego ona jednak sprytem i przebiegłością swoją osidłać potrafiła...


∗                ∗

A teraz należy postawić jedno pytanie: czy uczucia Katarzyny były szczere?... czy nie kierowało niemi zimne wyrachowanie i chęć utrzymania się na wyżynach, z takim trudem zdobytych?
Mimo wszelkich pozorów, cały szereg faktów przeczy temu...
Po śmierci Piotra, zbolała wdowa z teatralną przesadą odegrała koinedję rozpaczy, jednocześnie z wielką energją i przytomnością umysłu domagając się i pilnując swoich interesów sukcesyjnych...
Przez całe sześć tygodni, podczas, gdy ciało zmarłego cara spoczywało tymczasowo w kaplicy, dawała Katarzyna zarówno wiernym poddanym, jak i licznym cudzoziemcom codzienne widowisko wdowiego żalu, a po powrocie do pałacu knuła intrygi i prowadziła zacięte targi z tymi, którzy ją na tron nie bez własnego interesu wynieśli i na nim utrzymać mogli.
Rozumiejąc dobrze znaczenie pieniędzy, zwłaszcza w polityce, pozostając przytem pod wpływem nieprzebierającego w środkach dla ich zdobycia kniazia Mienszykowa, za jego poradą i przy jego pomocy i wskazówkach, gromadziła skrzętnie po cichu znaczne kapitały, które lokowała przezornie w bankach Amsterdamu i Hamburga na obce nazwiska.
Chciwość jej w tym kierunku była wprost bezgraniczną. Nie poprzestając na dochodach, jakie dawało jej stanowisko, podejmowała się wszelkiego rodzaju pośrednictwa, ma się rozumieć za sowitą zapłatę... Wszyscy, na których padł promień niełaski carskiej, wszyscy, zagrożeni zesłaniem lub śmiercią za wszelkiego rodzaju nadużycia lub kradzieże, uciekali się do jej wszechmocnej pomocy, wiedząc dobrze, że nie odmówi jej ona, o ile prośba ich popartą będzie dobrze wypchanym workiem... Sama przekupna do ostatnich granic, system ten stosowała, w razie potrzeby, do dygnitarzy państwa bez żadnej ceremonji...
W r. 1718 naprzykład, został zagrożony szubienicą za pobieranie nadmiernych łapówek, generał-gubernator Syberji, książę Gagarin. Pragnąc uniknąć oczekującej go haniebnej śmierci, złożył na ręce Katarzyny olbrzymie sumy z odpowiednią prośbą. Ta energicznie zakrzątnęła się około tej sprawy, częścią otrzymanych pieniędzy przekupując księcia Wołkońskiego, któremu polecone było prowadzenie śledztwa. Był to stary, zasłużony inwalida-żołnierz, którego sławna przeszłość nie ochroniła przed pokusą...
Gdy cała sprawa ujawniła się, gdy mimo wszelkich wysiłków i zabiegów ze strony Katarzyny nie dało się jej zatuszować, książę Wołkonskij, aresztowany na rozkaz cara, na usprawiedliwienie swoje przedstawił, że obawiał się, odrzucając propozycję carowej, pokłócić ją z mężem. Na co Piotr odpowiedział mu:
— Głupcze, tybyś nas nie pokłócił; jabym tylko dał żonie dobrą nauczkę, co też i zrobię, a dla ciebie szubienica...


∗                ∗

Po zawarciu pokoju ze Szwecją w Neustadt, Piotr żartował z Katarzyny z powodu pochodzenia jej z Liflandji.
— Traktatem postanowione zostało—mówił: że zwrócę wszystkich jeńców wojennych, sam też nie wiem, co mam z tobą zrobić...
A Katarzyna z udaną pokorą pocałowała rękę jego i odrzekła:
— Służebnicą twoją jestem, rób, panie, ze mną, co ci się spodoba. Nie myślę jednakże, ażebyś mnie oddał, pragnęłabym tu pozostać...
A wtedy car odpowiedział:
— Wszystkich jeńców uwolnię, a co do ciebie umówię się z królem szwedzkim...
Wogóle w całym swym stosunku z Piotrem Katarzyna okazywała wielką dozę chytrości i sprytu niewieściego.
Tak np. podczas pobytu wspólnego w Rydze, znalazła sposobność pokazania carowi proroctwa, wypisanego na starym pergaminie, wziętym rzekomo z archiwum miejskiego, według którego rosjanie mieli zawładnąć tym krajem po wypadku, który wydawał się nieprawdopodobnym: „Car będzie musiał ożenić się z liflandką“.
Często też wskazywała mu na to, że nic mu się nie udawało, gdy jej nie znał, podczas, gdy potem jedno powodzenie goniło za drugiem.
Rozumie się, że tak usidłany Piotr nie od dałby „zdobyczy z Marienburga“ za żadną cenę.
Katarzyna posiadała tysiące sposobów, ażeby być mu przyjemną, pożyteczną, konieczną... Myśląc tylko o swoich interesach, a znając przytem dobrze skłonności męża, obojętnie, bez zazdrości patrzała na jego miłosne przygody, myśląc tylko o tem, ażeby nie dopuścić do zbyt poważnych następstw, ażeby w porę im zapobiec...
Otaczała nawet opieką jego liczne metresy; mało tego, gdy udawał się zagranicę dla kuracji, przydzielała mu jedną z nich dla rozrywki, a gdy ta, zaraziwszy się od swego „galanta“ chorobą weneryczną, musiała udać się na kurację gdzieindziej, opiekowała się nią w dalszym ciągu, pisząc o tem Piotrowi.
Razu pewnego, gdy romans Piotra z jakąś praczką, rodem z Narwy, więc rodaczką Katarzyny, począł przybierać obrót trochę dla niej niepożądany, ażeby kres temu położyć, przyjęła ją do swego dworu. Piotr, który o niczem nie wiedział, zdumiał się wielce, zastawszy ją w pokojach carycy. Zrobił jednak minę, jakby jej nie znał wcale. Spytał tylko:
— Skąd ona się tu wzięła?
Katarzyna spokojnie odpowiedziała:
— Tak chwalili mi jej rozum i piękność, że zdecydowałam się przyjąć ją do siebie do służby, nie poradziwszy się was...
Nie odpowiedział jej ani słowa, tylko w innym już kierunku zwrócił swe zapały miłosne.
Lekceważąc sobie prawie wszystkie byłe i obecne kochanki męża, które obdarzyły go nawet licznem potomstwem, Katarzyna miała trzy poważne wypadki, z którymi walka groziła smutnemi następstwami, i z którymi postąpiła z całem okrucieństwem i perfidją prostej, lecz zazdrosnej o zdobyty los, a nie o kochanka, kobiety.


∗                ∗

Pierwszą z nich była carowa Eudoksja, pierwsza żona Piotra, przebywająca w zamknięciu w klasztorze w Suzdalu, z którą węzły małżeńskie prawnie rozwiązane nie były, z którą Piotr miał prawego następcę tronu, Aleksieja, i do której, przy zmiennym charakterze cara, przy wpływie intryg dworskich, mógł on powrócić...
Blade widmo pięknej, mimo wszystko, samotnicy klasztornej, pozbawionej wszelkich wygód, stało wciąż przed Katarzyną, jako groźne ostrzeżenie, że i ją to w przyszłości spotkać może. Zwłaszcza, że mądra i dobra Eudoksja miała bardzo licznych zwolenników, wśród przedstawicieli starych rodów bojarskich, z niechęcią przyjmujących wszelkie reformy Piotra.
Przemyśliwała też Katarzyna nad sposobami pozbycia się jej, gdy naraz samo życie jej się przysłużyło...
Oto w cichym, dalekim klasztorze zakwitł przepiękny kwiat miłości... Eudoksja, w kwiecie lat zamknięta w ciemnej, ciasnej celi klasztornej, pozbawiona wszelkich wygód, strzeżona bacznie na rozkaz Piotra przez surowe, stare mniszki, przeważnie kobiety proste, bez najmniejszej ogłady, nawiązała stosunek miłosny z młodym, przystojnym majorem Glebowym, przysłanym do Suzdala dla poboru rekrutów. W romantycznej duszy majora, pod wpływem opowieści o smutnej doli młodej żony cara, o nędzy, w jakiej żyła, o cierpieniach, jakie znosiła, zbudziło się uczucie, które znalazło swój wyraz w chęci ulżenia jej ciężkiej doli...
Dowiedziawszy się, że carowa marznie i głoduje w swej celi samotnej, posłał jej futro, a póżniej przy pomocy przekupstwa, zdołał się z nią zobaczyć...
Powtarzające się coraz częściej widzenia przerodziły się w miłość, gorącą, płomienną miłość, znajdującą swój wyraz w licznych listach, wymienianych przez kochanków.
Stopniowo z uczuciami swemi nie kryli się już wcale. Glebow przychodził do Eudoksji i w dzień i w nocy, całowali się przy wszystkich i przez długie godziny pozostawali sam na sam.
Tak niedbale strzeżona tajemnica stała się wkrótce wiadomą wszystkim, i ze spokojnego klasztoru dotarła aż na dwór carski. Ze sposobności tej postanowiła skorzystać Katarzyna, ażeby się tylko pozbyć pozostającej w więzieniu klasztornem rywalki.
Za jej namową Piotr nakazał aresztowanie Glebowa i Eudoksji, oraz prowadzenie śledztwa, które miało kochankom dowieść przygotowanie spisku celem pozbawienia Piotra tronu i osadzenia na nim carewicza Aleksieja...
Aresztowany Glebow zachowywał się, jak bohater. Wśród najstraszliwszych tortur brał na siebie wszelkie winy, ochraniając, o ile tylko mógł, cześć i życie swej ukochanej.
Poddano również torturom pięćdziesiąt zakonnic klasztoru w Suzdalu, z których kilka zmarło pod knutami, oraz samą Eudoksję. Rozumie się, że w mękach zeznały one wszystko, co tylko oprawcy od nich chcieli, co było i nie było.
Tortury, jakim poddano nieszczęsnego kochanka, były tak straszliwe, że wykonanie wyroku śmierci, znacznie przyspieszone, wyznaczone zostało na dzień 16 marca 1718 r., wobec oświadczenia lekarzy, że nie uda się im przedłużyć życia nieszczęsnemu ponad dobę. Był on, naprzykład, zamknięty w lochu, o podłodze nabitej ostrymi gwoźdźmi, po których musiał stąpać bosemi nogami.
Jako rodzaj śmierci wybrał dla niego Piotr wsadzenie na pal. Źe zaś był wtedy mróz trzydziestostopniowy, ażeby przedłużyć męki nieszczęsnego, ubrano go w ciepłe futro, takież same buty i czapkę. Egzekucja zaczęła się o godzinie 3 po południu i ukończyła się dopiero śmiercią męczennika o g. 7 wiecz. dnia następnego.
Gdy zaś niefortunny kochanek carowej drgał na palu, Piotr, wiedziony ciekawością, wdrapał się na belkę katowską, w pobliżu pala wzniesioną, a do wykonania wyroku potrzebną, i tu, znalazłszy się wprost twarzy męczennika, jął mu prawić morały na drogę do tamtego świata, jednocześnie usiłując wydobyć od niego dodatkowe zeznania. Glebow, omdlewający z bólu, postrzegłszy wykrzywioną szyderczo twarz cara, zebrał resztki sił i plunął mu w oczy.
Skazania na śmierć Eudoksji lękał się Piotr ze względu na wrażenie, jakie mogłoby to wywołać w Rosji i zagranicą, poprzestał więc tylko na przeniesieniu jej z klasztoru w Suzdalu, do ubogiego, samotnego klasztoru na brzegu jeziora Ładogi, oraz po odbyciu fikcyjnego sądu wyższego duchowieństwa, na obiciu knutem przez dwóch mnichów.
W ten sposób pozbyła się Katarzyna groźnej rywalki, lecz to nie zadowolniło i nie ugasiło jej nienawiści w stosunku do mej.
Po śmierci Piotra, gdy zasiadła na tronie carskim, wiedząc, że tylko to blade widmo klasztorne jest groźnym pretendentem do władzy, którą ona uzurpatorsko zagarnęła, rozkazała chorą, bliską śmierci Eudoksję przenieść z klasztoru do fortecy w Szlisselburgu, do ciemnej, wilgotnej celi, przepełnionej szczurami.
Garść wilgotnej słomy stanowiła całą pościel byłej carowej, woda i chleb całe jej pożywienie, a usługę chorej — garbata staruszka, która sama potrzebowała pielęgnowania.
Tak mściła się była dziewka żołnierska, godna uczennica męża swego, cara Piotra...


∗                ∗

Bardziej tragiczną, niż Eudoksji była dola Marji Hamilton.
Całą winą tej zruszczałej angielki, pochodzącej ze znakomitego rodu emigrantów angielskich XVII wieku, był nie krótkotrwały, wywołany gwałtem związek z nią Piotra, lecz to, że wyśmiewała lekkomyślnie Katarzynę, poddając złośliwej krytyce, wobec grona osób, jej zbyt kwitnący wygląd.
W oczach Katarzyny było to już zbrodnią nie do wybaczenia; znieważona jej duma niewieścia domagała się kary— i przy pomocy intryg i podstępów —dopięła swego.
Lecz zapoznajmy się szczegółowo z dziejami tej nieszczęśliwej ofiary zemsty Katarzyny...
Marja Hamilton, piękna, delikatna angielka po mieczu, po kądzieli spokrewniona z najpierwszymi domami bojarskimi Rosji, a nawet i z carskim, w młodych jeszcze latach dostała się na dwór carski, gdzie pięknością swoją zwróciła uwagę Piotra.
Wybuch namiętności tegoż, zaspokojony gwałtem, dokonanym w przejściu literalnie, między dwojgiem drzwi, jak podają kroniki, zgasł dość szybko... Nie była ona w guście Piotra, miłośnika tęgich, rumianych, prawdziwie rosyjskich typów kobiecych, ta delikatna, blada, chuda angielka.
Przebywając jednak w przesiąkniętym rozpustą haremie carskim, Marja Hamilton nie mogła się oprzeć panującemu tam wszechwładnie zepsuciu... Zakosztowawszy przelotnej rozkoszy w ramionach carskich, rychło pocieszyła się i znalazła następcę w ordynansie jego a potem, zgodnie z obyczajami dworu carskiego, zmieniała kochanków jednego po drugim.
Owocem tych związków było kilkoro dzieci, które znikły, jedno po drugiem, w sposób tajemniczy.
Aż wreszcie w sercu Marji Hamilton zakwitła miłość dla jednego z licznych jej kochanków, młodego, lecz o marnym bardzo charakterze dworzanina carskiego, Orłowa, pradziada przyszłego faworyta Katarzyny II. Ażeby zatrzymać przy sobie płochego i wiecznie łaknącego gotówki kochanka, ukradła Katarzynie pieniądze i brylanty. Sprawa się wykryła, a aresztowany Orłów, przerażony grożącemi mu torturami, padł przed carem na kolana, zwalając całą winę na głowę Marji Hamilton, oskarżając ją nietylko o kradzież, ale i o dzieciobójstwo.
Rozpoczęły się dochodzenia. Chociaż dzieciobójstwo należało w Rosji do rzeczy zwykłych i nie było tak surowo karane, nieszczęsnej Marji Hamilton groziła jednak kara śmierci ze względu na jednocześnie dokonaną kradzież...
Szereg osób, litujących się nad niedolą pięknej, młodej Marji Hamilton, wstawiał się za nią do cara i szukał pośrednictwa w tej sprawie u Katarzyny. Ta pozornie stanęła po jej stronie, skłoniła nawet do tego starą carycę Praskowję, słynącą z surowości zasad, lecz wszystkie te zabiegi nie odnosiły żadnego skutku.
Katarzyna, która mogła jej wybaczyć i kradzież i dzieciobójstwo, gdyż według jej pojęć nie były to zbyt wielkie zbrodnie, w żaden sposób nie mogła jej wybaczyć krytycznej, a przytem ujemnej oceny swej urody. Zadraśnięta jej miłość własna w tym wypadku okazała się nieubłaganą.
Pozornie też wstawiała się za nieszczęsną do cara, lecz potajemnie podburzała go do wymierzenia najsurowszej kary. Czuć to wyraźnie w zdaniach samego Piotra, który był nieubłagany..
— Nie mogę naruszać — twierdził — najwyższych praw państwa, nie chcę być ani Achabem, ani Saulem. Zabijając dzieci, pozbawiła mnie kilku przyszłych żołnierzy, a to jest wina nie do przebaczenia.
Badano nieszczęsną Marję Hamilton kilkakrotnie w obecności cara, lecz mimo srogich tortur, nie wyjawiła ona nazwiska swego wspólnika. Ten zaś postępował zupełnie inaczej i w bezgranicznem tchórzostwie i nikczemności, zwalił całą winę na jej piękną, jasnowłosą główkę.
Wreszcie w dniu 14 marca 1719 roku nieszczęsna Marja Hamilton wstąpiła na szafot.
Stracenie jej odbyło się w sposób nader teatralny, czego wielkim miłośnikiem był sam car Piotr.
Katarzyna, jak na drwiny, sama zaopatrzyła ją w strój na tą ostatnią śmiertelną wędrówkę: w białą jedwabną suknię z czarnemi wstęgami. Sam Piotr prowadził ją na szafot pod rękę, wśród szeregów wojska i tłumów ludu. Nieszczęsna Marja Hamilton, która z tych przygotowań sądziła, iż jest to tylko komedja, która zakończy się u stopni szafotu ułaskawieniem, szła z uśmiechem na ustach, przesyłając ukłony spotykanym po drodze licznym znajomym.
Aż wreszcie, gdy stanęli przed szafotem, car Piotr objął ją ramieniem, przytulił czule do siebie, wycisnął na jej ustach gorący pocałunek, poczem oszołomioną tem wszystkiem popchnął w ramiona tuż obok stojącego oprawcy.
Zanim oprzytomnieć i zdać sobie sprawę ze wszystkiego zdołała, znalazła się na szafocie skrępowana, z głową złożoną na pniu.. Jeszcze chwila, błysnął w słońcu topór i cudna głowa stoczyła się z szafotu w dół, w błoto...
A wtedy zaszło coś naprawdę dzikiego i ohydnego, coś, co każdego wstrętem bezgranicznym przejąć może...
Car Piotr podszedł do leżącej w błocie cudnej głowy tej, którą niegdyś tulił w pieszczocie i zapewniał o swej miłości, ujął ją za koronę złotych włosów i podniósłszy do góry, wpatrywał się przez chwilę w piękne, błękitne oczy, w których zastygł wyraz śmiertelnego przerażenia, poczem spokojnym głosem rozpoczął wykładać otaczającym go oficerom i dworakom o znaczeniu i funkcji arterji, które przecięło bezlitosne żelazo, jak również specjalnie o przecięciu kręgosłupa.
Ukończywszy prelekcję, ucałował raz jeszcze pobladłe usteczka martwej głowy, usteczka, które tyle innych gorętszych pieszczot zaznały, potem rzuciwszy tą głowę w błoto, przeżegnał się- nabożnie i spokojnie odszedł...
Na rozkaz jego głowa Marji Hamilton, umieszczona w słoju ze spirytusem, znalazła się, jako- osobliwość w utworzonem przez niego muzeum.
W ten sposób Katarzyna pozbyła się drugiej, nie tyle może już niebezpiecznej rywalki, o ile tej, która ośmieliła się w lekceważący sposób krytykować jej urodę i przez to szkodzić w oczach cara...


∗                ∗

Trzecia wreszcie rywalka, najgroźniejsza ze wszystkich, gdyż rzeczywiście spowodować mogła odsunięcie Katarzyny, usuniętą została przy pomocy intryg dworaków, w okolicznościach nie tak tragicznych.
Była nią księżniczka Marja Kantemir.
Córka hospodara wołoskiego, księcia Dymitra Kantemira, sprzymierzeńca Piotra w czasie wyprawy tureckiej w r. 1711, skutkiem nieszczęsnego traktatu po porażce nad Prutem, pozbawionego swych władań, przebywała wraz z ojcem przy dworze carskim. Młoda, piękna, tą czarującą urodą kobiet południa, a przytem i wykształcona księżniczka, zaczęła zwracać na siebie uwagę cara.
Ambitny ojciec, rozmyślający tylko o powrocie do władzy i liczący w tym wypadku jedynie na pomoc Piotra, a przytem i snujący myśl o tem, ażeby córka jego zasiadła na tronie carskim, nie tylko nie stawiał przeszkód temu romansowi, lecz nawet w miarę możności pomagał mu gorliwie...
Trwało to czas pewien, gdy naraz okoliczności same sprzyjać tym jego zamysłom poczęły. Pozycja Katarzyny na dworze carskim słabnąć zaczęła. Przyczyną tego było nie tyle zmniejszenie się wpływu jej. wdzięków i sprytu, ile śmierć w r. 1719 jedynego syna jej i Piotra, malutkiego Piotra Piotrowicza...
Car Piotr, który oddawna już troszczył się o następstwo tronu w razie swojej śmierci, wobec usunięcia od tronu przez morderstwo syna z pierwszego małżeństwa, carewicza Aleksieja, zmartwił się tem bardzo. Coraz częściej rozmyślał o związku z księżniczką wołoską. A gdy skutki tego zaczęły być widoczne, na dworze coraz jawniej szeptać poczęto, że gdy Marja Kantemir urodzi carowi syna, pozbędzie się on Katarzyny w ten sam sposób, jak Eudoksji, i poślubiwszy księżniczkę wołoską, syna jej i swego następcą tronu ogłosi...
Pogłoski te, przy pomocy usłużnych dworaków, doszły w krótkim czasie do Katarzyny, która zatroskała się niemi niezmiernie...
Piotr, zgodnie ze zwyczajami swemi, nie krył się wcale z tym związkiem swoim i udając się w r. 1722 na wyprawę perską, zabrał ze sobą żonę i kochankę. Lecz skutkiem daleko już posuniętej ciąży i grożącego w razie dalszej podróży niebezpieczeństwa, Marja Kantemir musiała zatrzymać się w Astrachaniu.
Z tej sposobności postanowiła skorzystać Katarzyna. Z pozorami wielkiej pieczołowitości, otoczyła nieszczęsną kochankę męża całą gromadą zauszników swoich, którzy zdołali ją skłonić namowami i groźbami do popełnienia czynu, w oczach Piotra bardzo występnego, do wywołania sztucznego poronienia...
Niebezpiecznej operacji dokonał lekarz grek, przysłany przez Katarzynę...
To też gdy Piotr, dążący do niej z tęsknotą kochanka, przybył do Astrachania, zastał ją ciężko chorą w łóżku, po dopiero co przebytej operacji...
Nie badając powodów tego czynu, oburzony bezgranicznie, odtrącił, zdaniem jego niewierną kochankę i powrócił do Katarzyny.
Przebiegła liflandka triumfowała. Pozbyła się groźnej rywalki i przykuła cara znów do siebie, jak jej się zdawało tymczasem, na zawsze.
Nieszczęsna Marja Kantemir, odtrącona przez Piotra, wypłynęła znów na widownię na krótko przed jego śmiercią... Wyszła potem za mąż za jednego z usłużnych, a chciwych na zaszczyty dworaków.


∗                ∗

Przedtem jeszcze Katarzyna zdołała pozbyć się najgroźniejszego rywala i współzawodnika do tronu, carewicza Aleksieja, syna Piotra i Eudoksji.
Nieszczęsny ten carewicz, który po ojcu swoim odziedziczył dzikość i upór, od dzieciństwa swego pozbawiony był opieki rodzicielskiej. Po rozejściu się Piotra z żoną, wychowaniem jego zajmowali się ludzie obcy. Ojciec pragnął zrobić z niego żołnierza, lecz tchórzliwy, słabego zdrowia a przytem i wielki wygodniś, carewicz uczuwał wstręt nieprzejednany do żołnierki a zwłaszcza do pełnego niewygód życia obozowego i stawiał energiczny opór życzeniom ojca. Piotr wszelkimi sposobami, przeważnie jednak przy pomocy trzciny, starał się przełamać opór syna, lecz tem tylko podniecał wrodzony upór jego i umacniał go w nim.
Z czasów swej nauki żołnierskiej Aleksiej zdobył tylko zamiłowanie do pijaństwa i rozpusty, i nieprzejednaną wprost nienawiść do ojca. Do wzrostu tej ostatniej przyczyniało się jeszcze przymusowe rozłączenie z matką, której krzywdę i niedolę odczuwał gorąco, oraz podburzania przedstawicieli starych rodów bojarskich, należących do opozycji, przeciwnej wszelkim reformom Piotra i pokładającej wszystkie swe nadzieje w Aleksieju.

Z każdym rokiem oddalał się coraz bardziej Piotr od syna, a wzajemna już nienawiść ich rosła, potężniała. Myśląc, że może podróż zagranicę poprawi syna, nauczy wielu nowych rzeczy i skłoni do pracy w pożądanym przez niego kierunku, wyprawił go Piotr do Niemiec, otoczywszy uprzednio całą świtą oddanych sobie ludzi. Ożenili go wreszcie z księżniczką niemiecką Charlottą Wolfenbüttel, młodą, przystojną i łagodną. Z początku małżeństwo to zapowiadało się bardzo dobrze. Księżniczka Charlotta wywierała dodatni wpływ na rozhisteryzowanego carewicza, lecz po pewnym czasie małżeństwo to, skutkiem intryg kniazia Mienszykowa i Katarzyny, stało się bardzo nieszczęśliwem. Nieszczęsna, łagodna, dobra, marzycielska Charlotta nie mogła dać sobie rady z dzikim, nieokiełznanym, wybuchającym nieraz bez powodu, a przytem ulegającym postronnym wpływom, podburzających go stale agentów Katarzyny, małżonkiem, przymierała nieraz głodem, musiała pożyczać na swe utrzymanie pieniądze, aż w końcu, nie mogąc znieść tego dłużej, powróciła do rodziców.
Aleksy wrócił do żony, gdy ta urodziła mu córkę, lecz wrócił w towarzystwie kochanki swej, prostej chłopki, Eufrosinji, której dawał pierwszeństwo przed żoną.
Cierpiała w milczeniu biedna Charlotta, znosząc różne poniżenia i obelgi, aż wreszcie w roku 1715 zmarła przy porodzie syna.
Aleksy podobno rozpaczał przy jej zwłokach, przejęty spóźnionym żalem, lecz, zdaje się, najważniejszym powodem tego była nie śmierć żony, lecz to, że w osobie syna jego zjawiał się nowy następca, groźny rywal do tronu.
Dał mu to do zrozumienia zupełnie wyraźnie car Piotr w liście pisanym zaraz po śmierci Charlotty.
Aleksy, mimo wezwań wielokrotnych ojca, wiedząc dobrze, że czeka go zamknięcie w klasztorze nazawsze, nie chciał za żadną cenę wracać do Rosji, ażeby zaś zabezpieczyć się przed ewentualnym gwałtem, postanowił uciec się pod opiekę cesarza Niemiec, i w tajemnicy wielkiej, pod ścisłą strażą, umieszczony został w małym zameczku włoskim, wraz z nieodstępną Eufrosinją, przebraną za pazia...
Jednak szpiedzy Piotra w niedługim czasie wykryli miejsce jego pobytu, i na rozkaz cara, nie przebierając w środkach, postanowili sprowadzić go do Rosji.
Cesarz Karol VI, wierny danej obietnicy, stanowczo odmówił wydania carewicza bez jego dobrowolnej zgody. Obawiając się zatargu z możnym i potężnym monarchą zachodu, postanowiono uciec się do podstępu. Wysłani w tym celu Tołstoj i Rumiancew dotarli do miejsca pobytu carewicza i po zbadaniu sytuacji, w pierwszym rzędzie przekupili tak gorąco umiłowaną przez niego dziewkę Eufrosinję i przy jej pomocy, jak również groźbami i obietnicami, skłonili bezwolnego carewicza Aleksieja do powrotu do Rosji, zapewniając go, że ojciec przebaczy mu wszystko, że pozwoli na ożenienie się z Eufrosinją a nawet, po zrzeczeniu się tronu, pozwoli na zamieszkiwanie w jednem z miast zagranicznych, ażeby mógł tam prowadzić spokojny i dostatni żywot.
W styczniu 1718 r. carewicz Aleksy, pod silną strażą przywieziony został do Moskwy. W parę dni potem, w dniu 3 lutego odbył się w Kremlu sąd dygnitarzy duchownych i świeckich, który, wysłuchawszy oskarżenia syna przez samego Piotra o udział w spisku przeciwko niemu i inne zbrodnie stanu, orzekł pozbawienie go następstwa tronu i zamknięcie w klasztorze.
Badany przez ojca sam na sam, przyczem trzcina często była w użyciu, wymienił wszystkich rzekomych uczestników spisku, których wnet uwięziono i poddano srogim torturom.
Rozpoczęła się dzika orgja aresztowań, mąk w katowniach moskiewskich i egzekucyj straszliwych. Z ręki kata ginęli, prawie że bez sądu, przedstawiciele najstarszych rodów bojarskich, a w miarę ich zeznań, wymuszanych torturami przy badaniu, liczba aresztowanych potężniała, zataczając coraz szersze kręgi.
Aleksiej, przejęty panicznym lękiem o życie swoje, rzucał się do nóg Katarzyny, błagając ją rozpaczliwie o pomoc, o ratunek, o wstawienie się do cara, lecz ta z zimnym uśmiechem przyjmowała to upokorzenie się jego, wiedząc dobrze, że spokój jej i przyszłość mogą być zagwarantowane tylko jego śmiercią.
Na rozkaz Piotra Aleksiej znów został przewieziony do Petersburga, gdzie w pierwszych dniach czerwca, na skutek zeznań Eufrosinji, przywiezionej w tym czasie z Włoch, wznowiono znów sprawę. Cieszącego się względną wolnością Aleksieja, uwięziono w lochach bastjonu Trubeckiego i poddano nowym badaniom przy pomocy srogich tortur.
Strasznych tortur nie mógł wytrzymać Aleksiej i znów wymieniał nowe nazwiska i nowe aresztowania i tortury ogarnęły Rosję. W torturach tych brał czynny udział sam Piotr, bijąc syna bezlitośnie knutem, poczem ten zwykle tracił przytomność. „Jeszcze go djabli nie wzięli“ — mawiał wtedy Piotr z niezadowoleniem i znów brał się do swej katowskiej Toboty.
Wyrok śmierci był już zdecydowany, zastanawiał się tylko Piotr nad rodzajem wykonania go. Tedy Katarzyna zlitowała się nad niedolą syna carskiego, i w dniu 26 czerwca posłała Aleksemu swego nadwornego chirurga, Hobby’ego, który mu otworzył żyły...
Śmierć ta ocaliła Aleksego od najsroższych dalszych tortur, a jednocześnie ocaliła Katarzynę od smutnej bardzo doli, w razie wstąpienia jego -na tron, a zarazem zapewniła dziedzictwo tronu w przyszłości synowi jej, Piotrowi...


∗                ∗

Po pozbyciu się w ten sposób najpoważniejszych rywalek i spółzawodników, Katarzyna przypomniała sobie naraz rodzinę swoją, prostych włościan liflandzkich i po długim namyśle postanowiła sprowadzić ich na dwór carski, ażeby w ten sposób powiększyć liczbę stronników swoich...
Wątpić należy bardzo, ażeby po tylu latach rozłąki i obojętności zbudził się nagle w jej sercu tak gorący sentyment do tych najbliższych, stojących na nizinach społecznych, o czem ona sama rada byłaby bardzo zapomnieć...Współcześni kronikarze twierdzą, że raczej przyczynił się do tego wypadek, i że nie miała ona innej drogi wyjścia...
Prędzej też temu wierzyć należy...
Sprawa cała przedstawiała się jak następuje:
Na drodze z Petersburga do Rygi pewien woźnica zaprotestował energicznie przeciwko niezbyt uprzejmemu, a nawet wręcz grubjańskiemu postępowaniu z nim jednego z podróżnych, powołując się przytem na dostojne pokrewieństwo.
Aresztowano go, doniesiono wnet o tem carowi, a gdy na rozkaz tegoż przeprowadzono śledztwo, okazało się, że posiada on nagle całą, nader liczną rodzinę szwagrów i szwagierek, bratanków i bratanic, o których Katarzyna zbyt łatwo zapomniała.
Woźnica, Teodor Skawrońskij, był jej starszym bratem. Żonaty był z chłopką i miał trzech synów i trzy córki. Drugi brat, jeszcze kawaler, pracował jako rolnik, poddany. Starsza z sióstr, imieniem Katarzyna, które to imię przybrała młodsza, Marta, zasiadłszy na tronie, przebywała w Rewlu i zajmowała się tam niezbyt za Szczytnem rzemiosłem nierządnicy. Trzecia siostra, imieniem Anna, była zamężną za uczciwym poddanym chłopem, Michałem Joachimem; czwarta wyszła za mąż również za chłopa, Szymona Henryka, który zwolniwszy się z poddaństwa, osiadł w Rewlu i pracował jako szewc.
Piotr kazał dostawić woźnicę do Petersburga, urządził spotkanie jego z siostrą w domu ordynansa Szapiłowa, i kiedy osobistość jego została stwierdzoną tak, że nie pozostawało żadnych wątpliwości, odesłał go z powrotem na wieś, wyznaczywszy pensję.
W ten sam sposób zabezpieczył skromną przyszłość wszystkim krewniakom Katarzyny i urządził tak, ażeby więcej o nich nie słyszeć. Rewelską siostrę Marty-Katarzyny, Katarzynę, która, idąc tą samą drogą, co ona, nie zdołała osiągnąć tych zawrotnych wyżyn i pozostała w bagnisku, ażeby nie kompromitowała ich, rozkazał poprostu zamknąć na zawsze w więzieniu.
Za życia Piotra, Katarzyna, nie chcąc nadużywać wpływów swoich na korzyść rodziny, nie czyniła żadnych kroków celem polepszenia jej doli i zbliżenia do dworu... Dopiero po śmierci cara, gdy zasiadła na tronie, zjawiła się na dworze w Petersburgu cała ta gromada, trudna do poznania w wspaniałych swych nazwiskach, tytułach i strojach.
Szewc Szymon Henryk zmienił się w hrabiego Siemiona Leontjewicza Hendrykowa, Michał-Joachim zaczął nazywać się hrabią Michałem Efimowiczein Jefimowskim i. t. d. Wszyscy zostali szczodrze obsypani bogactwami, dobrami, pałacami. Jeden z hrabiów Skawrońskich, bratanek Katarzyny, zajmował wysokie stanowisko w czasie panowania carycy Elżbiety i wydał córkę swoją za księcia Sapiehę...

Istna historja z bajki...

∗                ∗

Tymczasem Katarzyna pięła się coraz wyżej po drabinie dostojeństw i zaszczytów. W dniu 23 grudnia 1721 r. Senat i Synod, na rozkaz Piotra, przyznały jej jednomyślnie tytuł imperatrycy, przyczem uznaną została za następczynię tronu.
W dwa lata potem odbyła się uroczysta jej koronacja w soborze Uspienskim w Moskwie.
Ceremonją tą Piotr postanowił olśnić wszystkich.
Korona, specjalnie zamówiona, przepychem swoim przewyższała znacznie wszystkie inne, używane przy poprzednich koronacjach caryc. Ozdobiona brylantami i perłami, z olbrzymim rubinem na szczycie, ważyła około czterech funtów i posiadała wartość półtora miljona rubli. Wykonaną była przez jednego z rosyjskich jubilerów Petersburga. Sukni nowej imperatorowej nie można było wykonać w newej stolicy, przywieziono więc ją z Paryża i kosztowała ona cztery tysiące rubli.
Po odpowiednich ceremonjach, Piotr sam włożył koronę na głowę żony. Klęcząc przed ołtarzem, Katarzyna płakała i chciała objąć ramionami kolana cara, lecz ten z uśmiechem podniósł ją i wręczył jej jabłko, symbol godności carskiej, zatrzymując przy sobie berło, znak władzy.
Po wyjściu z cerkwi nowa imperatorowa wsiadła do karety, przywiezionej, podobnie jak i suknia, z Paryża — całej złoconej i malowanej, z imperatorską koroną na szczycie.
Tegoż dnia wyprawiono ucztę dla ludu i spalono wspaniały fajerwerk pod samemi oknami imperatorowi, fajerwerk, przygotowany przez samego Piotra. W fajerwerku tym inicjały ich splatały się w serce, nad tem sercem unosiła się korona, a po bokach emblematy miłości. Skrzydlata postać, odtwarzająca kupidyna, niosącego pochodnię, wraz z innymi zwykłymi symbolami, leciała w powietrze i zapalała rakiety.
Ten uskrzydlony symbol miłości pełnej czułości i delikatności, nie był zbyt wiernem odtworzeniem miłości Piotra i Katarzyny, miłości bardzo przyziemnej, pozbawionej prawie że zupełnie subtelnych i szlachetnych uczuć a czasami nawet zalatującej bagniskiem.


∗                ∗

Ceremonja koronacji odbyła się w dniu 19 maja 1724 r., a w pół roku potem Katarzyna nieomal że nie została strącona z wyżyn, na jakie się wspięła, w błoto, z którego wyszła.
A przyczyną tego była miłość, przepotężna miłość, która w czterdziestym nieomal roku jej życia, zawitała do serca Katarzyny...
Można ze zdumieniem zapytać: a przecież całe jej życie było w zupełności, bez przerwy prawie poświęcone miłości?...
Czyż jednak kapłanka i służebnica miłości, która dla interesu coraz oddaje się komuś innemu, zapewniając go przytem o żarze swej miłości i namiętności, rzeczywiście żywi te uczucia dla swoich przelotnych i przygodnych kochanków i posiadaczy?...
Tak samo było i z Katarzyną.. Zbyt wielu i zbyt często zmieniała ona kochanków, ażeby mogła dla nich zapałać jakiemś gorętszein uczuciem. A zresztą żaden z jej kochanków dotychczasowych, od prostych żołdaków począwszy a na samym carze Piotrze skończywszy, uczuć swoich w sentymentalne szaty nie przybierał, traktował je raczej jako zaspokojenie zmysłów, poczem powracał do porządku dziennego.
Żadnego też ze swoich posiadaczy Katarzyna mianem prawdziwego kochanka obdarzyć nie mogła, i ku żadnemu z nich goręcej nie zabiło jej serce.
Pomińmy dawnych niezliczonych adoratorów, których już to z nadmiaru temperamentu, już to z musu wprost, jako dziewka żołnierska, hojnie obdarzała pieszczotami.
Mienszykow?... Wziął ją, jako niewolnicę, potem dla korzyści materjalnych odstąpił swemu władcy, a potem, choć cieszył się jej względami, napewno o żadnych uczuciach mowy między nimi nie było, a łączył ich li tylko wspólny interes.
Car Piotr?... Ten, pod względem erotycznym stojący na jednym poziomie ze swoimi żołdakami, nie miał literalnie żadnych danych na sentymentalnego kochanka. Ordynarny do najwyższego stopnia, brutalny, uważany był przez nią jako ten, który wyniósł ją na wyżyny i obdarzany był kłamaną, udawaną miłością, gdyż tego wymagał jej własny interes.
Miała też Katarzyna w czasie małżeństwa z Piotrem wielu kochanków, których nazwisk nie przekazały nam kroniki, bowiem potwornie zmysłowa jej natura, nie mogła wytrzymać bez ustawicznej, erotycznej podniety.
Lecz byli to wszystko przelotni wielbiciele, których imion nawet, o ile się zdaje, nie znała, a z którymi kryć się musiała starannie, ażeby wieść o nich nie doszła do uszu Piotra, gdyż ten, zazdrosny o swe prawo własności, napewno by jej tego nie puścił płazem.
Razu nawet pewnego, jak wspominają pamiętniki współczesne, padła, o dziwo, ofiarą przemocy...
Sprawcą tej „zbrodni” był kontradmirał Villebois, francuz-awanturnik, cieszący się wielkimi faworami cara Piotra.
W czasie pewnej orgji pijackiej wyprawił go Piotr z jakiemś poleceniem do Katarzyny, przebywającej w swoich komnatach. Mocno podchmielony kontradmirał, zastawszy carową w grubym negliżu, nie mógł się oprzeć czarowi jej wdzięków, i po całym szeregu oświadczeń miłosnych, o ile się zdaje mile wysłuchanych, misję swą posunął aż tak daleko, że dokonał zbrodni na osobie Katarzyny...
Śmiały ten czyn zuchwałego kontradmirała nie znalazłby napewno potępienia w oczach carowej, gdyż był on wielce gładkim junakiem, lecz fatalność zdarzyła, że Villebois, przywykły do bezceremonialnego postępowania na dworze Piotra, zbrodnię swą popełnił w obecności dość licznego grona świadków, w osobach służebnych Katarzyny.
Przybrawszy też pozę osoby wielce skrzywdzonej, pobiegła Katarzyna ze skargą do małżonka, który, z początku wpadłszy w silny gniew, nakazał uwięzienie śmiałka, lecz później, odzyskawszy przytomność, sam pierwszy śmiał- się z tej przygody, że zaś Villebois był marynarzem, cudzoziemcem, a przytem ulubieńcem jego, skazał go jedynie... na rok galer.
I oto Katarzyna, gdy już doszła do lat czterdziestu, po tylu różnych przeżyciach miłosnych, na drodze swej spotkała młodzieńca, dla którego serce jej po raz pierwszy w życiu żywiej zabiło, który stał się dla niej droższym od innych...
Młodzieńcem tym był Wiljam Mons...
Był on synem zwykłego awanturnika, handlarza win z Münden w Westfalji, który przywędrował przed laty do Rosji, ażeby w tym nawpół dzikim kraju zrobić majątek. Wiedząc dobrze, że mieszczańskiem pochodzeniem swojem nie zdoła w Rosji zaimponować nikomu, wywodził on swój ród z Flandrji i przybierał nieprawnie nazwisko Moens de la Croix.
Córka tegoż, a siostra naszego bohatera, Anna, spodobała się bardzo carowi Piotrowi i natychmiast po rozejściu się tegoż z Eudoksją, zajęła przy jego boku miejsce pierwszej faworyty i zajmowała je od roku 1698 do 1703, t. j. do czasu, gdy na widownię wystąpiła Katarzyna. Chciwa bardzo z natury, mimo iż hojnie i suto obdarowywaną była przez cara, wyciągała jeszcze z niego różnemi sposobami wszelakie dary, aż wreszcie przychwycona na gorącym uczynku zdrady z posłem saskim Königsackiem, dostała się do więzienia. Zdrady swej nieomal nie przypłaciła głową, gdyż Piotr zamierzał ożenić się z nią. Zburzywszy w ten sposób, własną pło- chością, gmach przyszłego szczęścia, Anna Mons wielkim sprytem zdoła uwolnić się z więzienia, poczem została kochanką, a następnie żoną posła pruskiego, Kayserlinga.
Otóż brat owej faworyty, Wiljam Mons, zdołał dostać się na dwór Piotra, gdzie w niedługim czasie doszedł do wysokiego stanowiska kamerhera.
Młody i piękny, nie odznaczał się zbyt głębokim rozumem, lecz za to był sprytnym, zręcznym, wesołym współbiesiadnikiem, a jednocześnie chętnie popisywał się swojemi zdolnościami poetyckiemrni, czem jednał sobie serca wszystkich dam dworu carskiego... Bardzo przesądny, nosił na palcach cztery pierścienie: złoty, ołowiany, żelazny i miedziany, przyczem złoty oznaczał miłość.
Dostrzegłszy powłóczyste spojrzenia, rzucane mu przez Katarzynę, domyślił się, że nie jest jej obojętny, i postanowił to odpowiednio wykorzystać.
Począł więc z wielkiem powodzeniem odgrywać rolę zakochanego, pisywał sentymentalne wiersze, które odczytywała Katarzynie, jako nie- umiejącej czytać, siostra jego, Modesta, żona generała Bałka, pozostająca przy Katarzynie w charakterze damy dworu i ciesząca się wielkiem jej zaufaniem, a jednocześnie przeznaczona przez cara Piotra do pilnowania wielce chwiejnej cnoty carycy.
Umiejętną grą zdołał kawaler de Mons osiągnąć pierwszą schadzkę, potem następne, a widząc rosnące z każdym dniem uczucie Katarzyny, począł snuć nader ambitne plany.
W owym czasie car Piotr trawiony przedawnioną, nieuleczalną chorobą weneryczną, nie opuszczał prawie łoża, energja jego osłabła w znacznym stopniu, i wszyscy spodziewali się rychłego końca. To właśnie postanowił wykorzystać sprytny kawaler de Mons, ażeby w razie śmierci Piotra, po wstąpieniu na tron Katarzyny, zająć przy jej boku miejsce jeżeli już nie męża, to chociażby faworyta, trzęsącego całem państwem.
Gorliwą pomocnicę w tych zamierzeniach zdobył w siostrze swojej, która pośredniczyła między nim a Katarzyną, urządzała i ułatwiała jej schadzki. Do spisku tego wciągnięto drugą damę dworu Katarzyny, wielce zaufaną, Juszkową, księżnę Annę kurlandzką i kilka innych dam, których względy de Mons zdobyć sobie potrafił.
Stworzono całą sieć intryg, tajemnych wpływów i ciemnych podstępów, w które oplątany Piotr nie wiedział o niczem, podczas gdy ten związek Katarzyny z Monsem był tajemnicą całego dworu. Dowodem tego były listy najwyższych nawet dostojników Państwa, pisywane do kamer- hera Monsa, a pełne uniżoności, przypodchlebne, zabiegające zawczasu o względy przyszłego faworyta.
Utworzyła się silna partja, czekająca tylko z wystąpieniem swojem na spodziewaną wkrótce śmierć Piotra.
Naraz jednak wybuchła burza, padł grom, który zburzył wszystkie ambitne zamierzenia i zachwiał poważnie sytuację Katarzyny.
W listopadzie 1724 r. car Piotr otrzymał anonimowe doniesienie o wszystkiem. Dotknięty do żywego intrygą, prowadzoną poza jego plecami, polecił szpiegom swoim odszukać anonimowego donosiciela, którym okazał się jeden z najbliższych przyjaciół Monsa, obrażony o coś na niego. Powróciwszy potajemnie do Petersburga, car sam przeprowadził badanie w fortecy Petropawłowskiej, zdobył tam przy pomocy tortur wszystkie potrzebne dowody, wreszcie naocznie przekonał się o zdradzie Katarzyny.
W piękną noc księżycową, w listopadzie, zaczaiwszy się w ogrodzie pałacowym, zobaczył Katarzynę, udającą się na schadzkę z kochankiem w parku, poczem zniknęli na czas dłuższy w jednej z altan parkowych, urządzonej jak domek, ogrzewanej, przed którą na straży stała generałowa Bałk.
Posiadłszy wszystkie potrzebne mu dowody zdrady, Piotr nagle w dniu 20 listopada powrócił do pałacu, nie zdradzając niczem uczuć, które wrzały w sercu jego. Zjadł jak zwykle kolację z Katarzyną, rozmawiał długo i żartował z Monsem, czem ostatecznie uspokoił i jego i wszystkich obecnych.
Dość wcześnie jednak, utrzymując, że jest zmęczony, spytał Katarzyny, która godzina.
Spojrzała Katarzyna na swój zegarek-repetier, przysłany jej z Drezna i odpowiedziała;
— Dziewiąta godzina.
Wtedy Piotr po raz pierwszy zrobił ostry ruch, wziął jej zegarek z ręki, otworzył kopertę i przekręciwszy trzykrotnie wskazówkę, rzeki swoim dawnym, nie dopuszczającym zaprzeczeń tonem:
— Mylicie się, dwunasta godzina jest teraz i wszystkim czas już iść spać!...
Rozeszli się wszyscy natychmiast, ogarnięci złemi przeczuciami.
A w kilkanaście minut potem kawaler de Mons został aresztowany w swojem mieszkaniu i pod silną eskortą przewieziony do katowni przy fortecy Petropawłowskiej, gdzie tejże jeszcze nocy zjawił się Piotr, biorąc na siebie rolę sędziego śledczego i przy pomocy wyrafinowanych tortur prowadził badania.
Sentymentalny kochanek i sprytny spiskowiec w chwili niebezpieczeństwa okazał się pospolitym tchórzem, gdyż na widok Piotra padł zemdlony, a potem, przy zastosowaniu pierwszych tortur, przyznał się odrazu do wszystkiego.
Lecz w czasie tych badań ani z ust Piotra, ani z ust Monsa nie padło imię Katarzyny. Pierwszy wystrzegał się wplątać ją w tą sprawę, ze względu na skutki, jakie musiałoby to pociągnąć za sobą, drugi zaś, nauczony doświadczeniem Glebowa, uważał, że najlepiej będzie przyznać się do intryg, nadużyć, łapownictwa, złodziejstwa i t. p., niż do tego, że był współzawodnikiem cara w alkowie małżeńskiej... W pierwszym wypadku mógł mieć jeszcze nadzieję na ocalenie życia, w drugim wypadku — śmierć była pewną...
Ponura chmurna twarz cara Piotra, w czasie długich godzin badań, kryła głęboko tajemnicę Katarzyny i Mons nie wiedział, czy znane mu są szczegóły stosunku jego z nią...
Śledztwo prowadzono bardzo energicznie. Przez dwa dni chodzili po ulicach Petersburga heroldowie, wzywając szynkarzy do składania zeznań.
Generałowa Bałk, aresztowana prawie że jednocześnie z bratem, odmawiała z początku wszelkich zeznań, dopiero uderzenia knutem przełamały jej upór i powiedziała wszystko, co tylko chciał Piotr.
Znów katownia fortecy rozbrzmiała jękami ofiar, torturowanych przy badaniu, a zwożonych dziesiątkami z miasta i z carstwa...
W dniu 28 listopada rano został ogłoszony wyrok na kawalera de Mons: ścięcie głowy toporem, — i na zarządzenie cara Piotra, prawie że natychmiast wykonany.
Przed samą egzekucją Piotr przybył do celi skazańca, ażeby, znęcając się nad nim w dalszym ciągu, nasycić swą zemstę i w formie drwin wyrazić mu swój żal z powodu rozstania się z nim.
Tchórzliwy w czasie tortur kawaler de Mons, potrafił możnie zginąć na szafocie. Panowanie Piotra, obfitujące w pełne wszelakiego rodzaju okrucieństw egzekucje, nauczyło ludzi umierać.
Przed złożeniem głowy na pniu, prosił kata, ażeby wyjął z kieszeni jego portret w ramce, ozdobionej brylantami, ażeby ramkę zatrzymał sobie, a portret zniszczył.
Spadła piękna głowa kawalera de Monsa pod toporem kata. Siostra jego, generałowa Bałk ukarana została 11 uderzeniami knuta, po których, gdy pozostała żywą, co dowodziło niezwykłej siły jej organizmu, zesłaną została na całe życie na Syberję.
Po śmierci jednak Piotra wróciła do Petersburga i do łask Katarzyny.
Na słupach, otaczających miejsce egzekucji, zostały przybite obwieszczenia z wyliczeniem wszystkich osób, które miały do czynienia z Monsem i jego siostrą. Byli tam przedstawiciele całej hierarchji urzędów, z wielkim kanclerzem Gołowkinem na czele. Figurował tam i kniaź Mienszykow, książę Holsztyński i nawet stara caryca Praskowja Fiedorówna.


∗                ∗

A co robiła w tym czasie Katarzyna?..
W pierwszej chwili oszołomiona tym ciosem straszliwym, stanęła bezradnie wobec faktu dokonanego. Noc jednak przyniosła jej uspokojenie. Przywoławszy na pomoc całą swą silną wolę, rozmyślała już teraz nie tyle nad utrzymaniem dotychczasowego stanowiska, ile nad ratowaniem swej wolności, a może nawet i życia. Znaną jej bowiem była dobrze mściwość Piotra i jego bezwzględne okrucieństwo.
Przybrawszy twarz w maskę pozornego spokoju i obojętności, w niczem nie zmieniła przyzwyczajeń swoich i niczem nie zdradzała miotających nią uczuć, zwłaszcza wobec licznie śledzących ją oczu zaufanych dworaków cara, którymi otoczył ją teraz Piotr.
A jednak przejmował ją lęk i trwoga bezgraniczna nie tyle o los kochanka, o którym egoistycznie zapomniała, ile o los własny.
W tem męstwie jej było coś przerażającego. O dniu egzekucji Monsa dowiedziała się z ust usłużnych dworaków i dnia tego była szczególnie wesołą.
Wieczorem kazała zawezwać do siebie córki z ich metrem tańców, i razem z niemi uczyła się trudnych pas menueta. Lecz obecni przy tej scenie stwierdzić mogli, że pod maską wesołości kryje ona jednak smutek i rozpacz, to też wszyscy z uwagą patrzeli na nią, oczekując, co z nią dalej dziać się będzie.
A tymczasem Piotr szykował dla niej pierwszy cios swej mściwości. Był on dla niej zupełną niespodzianką i pozbawiał ją wszelkich wpływów i znaczenia.
Tegoż samego dnia, w którym odbyć się miała egzekucja Monsa, ogłoszony został dekret cara Piotra, skierowany do wszystkich kollegji, którym polecało się na zasadzie nadużyć, dokonanych „bez wiadomości carowej“ nie przyjmować od niej na przyszłość żadnych rozkazów i poleceń. Jednocześnie położony został areszt na biura, kierujące osobistymi funduszami carowej; zostały one opieczętowane pod pretekstem mającej się odbyć rewizji państwowej i Katarzyna skutkiem tego znalazła się w tak trudnych warunkach finansowych, że dla zapłaty 1000 dukatów ordynansowi cara Wasilowi Piotrowiczowi, prawdopodobnie jako łapów^ki za poparcie, gdyż cieszył się on największem zaufaniem Piotra, musiała się uciec do pomocy dam dworu.
Lecz jeszcze cięższa i bolesna próba czekała ją dnia następnego.
Dnia tego zjawił się w jej komnatach car, który tam od dłuższego czasu nie zaglądał, i rzekł z uśmiechem:
— Kasieńko, cudna pogoda, może się przejedziesz ze mną...
Spojrzała w twarz jego Katarzyna, myśląc, że słowa te oznaczają przebaczenie i pojednanie, lecz zobaczywszy ten zimny i pełen okrucieństwa uśmiech, zadrżała cała, rozumiejąc, że szykuje on jej nową próbę i mękę.
Nie zdradziła jednak niczem miotających nią uczuć, ze zwykłym uśmiechem zgodziła się na propozycję i włożywszy futro, zajęła miejsce w saniach obok Piotra, który sam powoził. Rącze rumaki mknęły jak wicher po lśniącym śniegu, okrywającym ulice parku a potem miasta,, aż wreszcie w oddali ukazało się ponure rusztowanie szafotu.
Zwolnił Piotr bieg koni, tak że już stępa przejechał obok szafotu, na którym złożone było bezgłowe ciało kawalera de Monsa, przyczem tak kierował końmi, że skraj sukni Katarzyny obtarł się o zbroczone krwią zwłoki. Piotr przez cały czas wpatrywał się uporczywie w twarz Katarzyny, na której niezmiennie widniała obojętność i uśmiech. Widząc, że tym strasznym widokiem nie wyprowadzi ją z równowagi, car zaklął i zaciąwszy konie pomknął z powrotem do pałacu.
Lecz nie miało to być ostatnie okrutne doświadczenie, jakiemu ją poddała brutalna i bezwzględna mściwość Piotra. Tegoż jeszcze dnia rozkazał on głowę Monsa włożyć do słoju ze spirytusem i umieścić na specjalnym postumencie w sypialni Katarzyny.
To straszliwe sąsiedztwo i w dzień i w nocy, głowy sentymentalnego kochanka nie zachwiało Katarzyny i w dalszym ciągu zachowywała ona spokój i równowagę.
Być może w noce bezsenne wpatrywała się szeroko rozwartemi oczyma w tą głowę straszliwą, szepcąc słowa miłości, powtarzając to, co te usta pobladłe szeptały jej w chwili ekstazy miłosnej, lecz w dzień, zwłaszcża w obecności ludzi, ukazywała twarz spokojną, uśmiechniętą, niczein nie zdradzającą tortur, jakie przeżywała.
Ten jej spokój i równowaga irytowały bezgranicznie zapalczywego Piotra. Razu pewnego, straciwszy panowanie nad sobą, w przystępie szalonej wściekłości, rozbił w jej obecności wspaniałe zwierciadło weneckie i wykrzyknął:
— Tak będzie i z tobą i z twoimi bliskimi!
Na co mu odpowiedziała z zupełnym spokojem:
— Miłościwy panie, zniszczyliście najpiękniejszą ozdobę swego mieszkania; czyż sądzicie, że skutkiem tego stało się ono lepszem?
Car zaklął i wybiegł z pokoju...


∗                ∗

Zerwanie między Piotrem a Katarzyną stało się dla wszystkich zupełnie jawnem. Nie rozmawiał on z nią zupełnie, nie jadł i nie spał razem.
Jednocześnie nowa groza zawisła nad jej głową. Na widownię wystąpiła dawna a groźna rywalka. Car powrócił do dawnej swej kochanki, Marji Kanteinir, i codziennie odwiedzał ją w jej domu w Petersburgu, spędzając tam niejednokrotnie i noce.
W rozmowach z nią dowiedział się o powodach tajemniczego a wielce podejrzanego poronienia w Astrachaniu, przyczem lekarz, leczący wówczas młodą dziewczynę, grek Polikało, zeznał, że był w tym celu przekupiony przez Katarzynę.
Do licznych przewin i zarzutów przybyło jeszcze jedno...


∗                ∗

Wszyscy uważali Katarzynę za zgubioną ostatecznie. Odsunął się od niej prawie cały dwór i wytworzyła się w koło niej pustka. Opowiadano powszechnie, że car zamierza postąpić z nią za przykładem Henryka VIII i Anny Boleyn, i przygotowywa śmiertelny proces.
Lecz od kroku tego powstrzymywały go względy natury politycznej. Pragnąc zabezpieczyć los córek swoich, zanim skończy z ich matką, a to przez odpowiednie zamążpójście, starał się Piotr przyspieszyć małżeństwo starszej swej córki Anny, z księciem Holsztyńskim.
Jednocześnie czyniono starania o wydanie młodszej córki Elżbiety, albo za księcia francuskiego, albo nawet za króla Francji.
Projekt ten dogadzał ambitnym dążeniom Piotra, który małżeństwo to uważał za wielki zaszczyt dla siebie i to było głównym powodem, że Piotr nie wszczynał żadnych kroków przeciwko Katarzynie.
Prowadzący w tym kierunku rokowania z posłem francuskim, Campredonem, dygnitarze rosyjscy, Tołstoj i Osterman, przyznawali zupełną słuszność kwestji, czy król francuski mógłby się zgodzić na małżeństwo z córką rosyjskiej Anny Boleyn...
Ten wzgląd powstrzymywał Piotra od wszelkich ostrzejszych i stanowczych wystąpień przeciwko Katarzynie i pozwolił jej wygrać na czasie, co w następstwach okazało się tak fatalnem dla samego Piotra.


∗                ∗

Ze względów również politycznych, w styczniu 1725 r. nastąpiło pozorne pogodzenie się małżonków.
W dniu 16 stycznia Katarzyna weszła do pokoju Piotra, padła przed nim na kolana i w pełnych pokory słowach błagała o przebaczenie wszelkich win i przekroczeń.
Rozmowa małżonków trwała prawie trzy godziny, poczem po wspólnej wieczerzy rozeszli się, każde do swej komnaty.
Pozornie nastąpiła zgoda, lecz Katarzyna w zimnem, ponurem spojrzeniu Piotra zauważyła ten sam błysk, jaki miało ono w te dni straszliwe, kiedy carewicza Aleksieja na śmierć skazywał, kiedy wiózł ją na miejsce egzekucji kawalera de Monsa; wyczytała w nim wyrok na siebie i zdecydowała, że niema już czasu do stracenia, że od pośpiechu działania zależy ocalenie wszystkiego, a przedewszystkiem własnej jej głowy...
Chwila była bardzo poważna, zwłaszcza, że najwierniejszy jej sprzymierzeniec i pomocnik, kniaź Mienszykow, przyłapany w czapie owym na jakiemś grubszem złodziejstwie, pozostawał w niełasce, która w razie dalszego gniewu cara mogła mieć dla niego jeszcze gorsze następstwa.
Następnego zaraz dnia odbyła Katarzyna potajemną naradę właśnie z kniaziem Mienszykowym, Tołstojem i Buturlinym, również przez cara zagrożonym za różne nadużycia i po długich debatach przyszli do jednego wniosku, że Piotr musi koniecznie umrzeć.
W czasach owych zdrowie Piotra było bardzo nadwyrężone. Organizm, mimo potężnej siły fizycznej, wyniszczony ustawicznem pijaństwem i nadużyciami, zrujnowany przez zadawnioną i nieuleczalną chorobę, łatwo podatny był wszelkim przypadłościom, przyczem cierpiał na kamień w nerkach, usuwany parokrotnie drogą operacji, oraz na pęcherz. Objawy chorobowe występowały już oddawna. Cierpienia dokuczały mu prawie stale od roku 1721, a przejścia, związane ze sprawą Monsa, a potem i Mienszykowa, podkopały go do reszty.
Mimo rad lekarzy, car, jakby chcąc znaleźć zapomnienie w pracy, nie oszczędzał się wcale. W grudniu 1724 r., ratując tonących żołnierzy,, wszedł do lodowatej wody Newy i tem przyspieszył koniec. Badanie cara, dokonane przez chirurga angielskiego Horna, stwierdziło, że niema wogóle żadnej nadziei na wyleczenie.
Legł car na śmiertelnem łożu, a Katarzyna, jako „kochająca“ małżonka, zasiadła przy wezgłowiu jego, otaczając go jaknajtroskliwszą, bezustanną opieką.
Opieka ta była niezbędną, gdyż car, będąc przytomnym, mógł każdej chwili jeszcze dać wyraz swej zemście i nienawiści do Katarzyny, przez sporządzenie testamentu, któryby zburzył wszelkie nadzieje i jej i — jej sprzymierzeńców.
Dnie i noce spędzała też przy jego łożu nieodstępnie, oddalając się na chwilę tylko do przyległej komnaty, gdzie wiodła szeptem tajemne narady z kniaziem Mienszykowyin i generałem-lejtnantem oraz prokuratorem senatu Pawłem Jagużyńskim, niemcem o polskiem nazwisku, który od niedawna zostawszy faworytem Piotra, szybko posuwał się naprzód w hierarchii urzędowej.
On też dostarczył Katarzynie truciznę, którą ona zręcznie dolewając do lekarstw, w ten sposób przyspieszała zgon Piotra, oraz trzymała go w stanie nieprzytomnym, nie pozwalającym na sporządzenie testamentu.
Przebiegłość jego zdołała też pozyskać na rzecz Katarzyny spowiednika cara, Piotra Prokopowicza Teofana, który wobec umierającego stał się jej najgorętszym rzecznikiem i obrońcą, twierdząc, że tylko jej wstąpienie na tron ocalić zdoła Rosję przed zamieszkami wewnętrznemi.
Car Piotr, który tak hojnie szafował śmiercią innych, na myśl o swojej śmierci drżał i trząsł się ze strachu, błagając wszystkich, ażeby go ratowali.
Lecz śmierć jego była postanowioną nie tylko z wyższych wyroków, ale i przez tych, którzy mu najwięcej zawdzięczali...
W dniu 27 stycznia 1725 r. o godzinie 2-ej popołudniu poprosił car Piotr o podanie mu przyborów do pisania, lecz osłabłą ręką zdołał tylko nakreślić dwa słowa: „Oddajcie wszystko"... Wyczerpane chorobą i trucizną siły odmówiły mu posłuszeństwa i dalszych słów, mających wyrazić jego wolę, nakreślić już nie mógł...
W jakiś czas potem polecił zawezwać do siebie starszą swą córkę, Annę, której chciał podyktować ostatnią wolę, lecz głos mu odjęło i nie mógł wyrzec ani słowa.
A podczas gdy leżał w agonji, Katarzyna, zalewając się łzami u wezgłowia jego, od czasu do czasu osuszała łzy i przechodziła do sąsiedniej komnaty, gdzie naradzała się z Mienszykowym, Jagużyńskim, Tołstojem i Buturlinym nad sposobami dokonania przewrotu państwowego,, któryby zapewnił jej władzę.
Następnego dnia, 28 stycznia, o godzinie 6 rano car Piotr zakończył życie. Westchnienie ulgi wyrwało się z piersi Katarzyny. Droga do tronu dla tej, która przyspieszyła śmierć męża, stała otworem.
A jednocześnie westchnienie ulgi wydarło się z piersi nietylko tych, którzy drżeli przed niełaską jego, ale i całego narodu rosyjskiego, uważającego rządy cara Piotra za karę Bożą, zesłaną za grzechy ojców...
Nad trumną jego nikt nie zapłakał szczerze, a przeciwnie, na twarzach wszystkich widniała, radość i zadowolenie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edmund Krüger.