Przejdź do zawartości

Izabella królowa Hiszpanii/XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XXVII.
IZABELLA I HENRYKA.

W jednym z apartamentów skrzydła kościelnego, które z apartamentami królowej połączone było bezpośrednim korytarzem mieszkała od kilku dni pobożna, i jak zapewniał ojciec Fulgenty, cudownie natchniona zakonnica, którą tenże gorąco zalecał łasce królewskiej.
Izabella, niezmiernie skłonna do wiary w rzeczy nadziemskie i pod wpływem przemowy ojca, kazała wyszukać mniemaną dotkniętą cudownemi cierpieniami, i wkrótce ofiarowała jej mieszkanie w gmachu przy kościele zamkowym, bo zjawienie się zakonnicy Rafaeli del Patrocinio wywarło na niej wpływ szczególny, lecz w każdym razie przychylny.
Towarzystwo dworskie głosiło, że pewnych nocy jakaś niepokonana siła owłada zakonnicą, która wtedy daje dziwne odpowiedzi na tajemnicze zapytania, że zatem ulega niepojętemu jasnowidzeniu i w tym stanie przepowiada przyszłość.
Ponieważ zaś wieść ta tylko pod sekretem przechodziła z ust do ust, więc się rozeszła tem prędzej.
I królowa dowiedziała się o tem; bardzo więc jej było na rękę doniesienie pobożnego ojca Fulgentego, że właśnie w nocy, gdy Franciszek Serrano tak niespodzianie został, zraniony zakonnica Patrocinia usnęła snem magnetycznym.
Nikt o tent nie wiedział; Izabella zatem zarzuciwszy na głowę i ramiona gęstą zasłonę, udała się za ojcem Fulgentym do mieszkania przy kościelnem skrzydle.
— Niechże Wasza Królewska Mość nie przestraszy się na widok siostry, która mimo swej pobożności, tyle cierpi! cicho powiedział spowiednik króla.
— Więc nieszczęśliwa cierpi rzeczywiście?
— Mocno, bardzo mocno, Najjaśniejsza Pani! Choroba jej nieuleczona, wraca w pewnych terminach, podkopuje i pochłania jej duszę. Zakonnica częstokroć z dziwną dokładnością przepowiada dzień i godzinę, w której napadnie ją znowu ten niepojęty sen.
— Mocno ubolewamy nad pobożną siostrą i mamy sobie za obowiązek starać się aby jej nie zbywało na niczem, co jej cierpienia ulżyć i przyjemność sprawić może! znajdujemy jednak że powierzchownie wygląda na silną i zdrową kobietę!
— To właśnie jest oznaką cudu. Najjaśniejsza Pani; ciało kwitnie, dusza trawi się!
— Szczególna rzecz szepnęła królowa wchodząc do przedpokoju zakonnicy.
— Racz Najjaśniejsza Pani pozwolić, abym ją przeprowadził, — rzekł mnich! i przesunął się na palcach do ciemno oświetlonego pokoju, którego posępną barwę podwyższało jeszcze ciemno błękitne obicie.
Na środku pokoju leżała w łożu, nie poruszając żadnym członkiem, w białem, długiem okryciu zakonnica Parrocinia. Ręce miała zakryte, spoczywające sztywnie obok ciała wyciągniętego jak nieżywe. Blade jak marmur, piękne, pełne oblicze spoczywało na białych jedwabnych poduszkach, po których spływały czarne, długie włosy. Usta miała nieco otwarte, tak, iż można było widzieć końce pięknych zębów, ale nie dostrzegano ani tchu ani też podnoszenia się i opadania piersi; spoczywająca wyglądała tak zwodniczo, jakby na wieki zasnęła, że Izabella, którą jezuita przyprowadził do łoża zakonnicy, w pierwszej chwili cofnęła się i przelękła.
Poczem przezwyciężyła bojaźń i zbliżyła się do bladej zakonnicy, leżącej w pozornie śmiertelnem uśpieniu. Oczy miała na wpół otwarte, wzrok błędny, przysłoniony, tak że tylko białko widać było, a wzrok ten przerażał swoją nadziemskością.
— Siostro Rafaelo del Patrocinio, przemówił do niej ksiądz Fulgenty, stanąwszy z założonemi rękami u nóg leżącej: czy widzisz naszą najdostojniejszą królowę?
— Widzę nietylko królowę, stojącą przy mojej głowie, ale i wszystkich z nią związanych, rzekła zakonnica, jednotonnie jak kaznodzieja. Widzę króla, klęczącego w swojej modlitewni; widzę królowę matkę, która właśnie otwiera tajemne drzwi, przez które ma przyjść do niej książę Rianzares; widzę księcia de la Torre, który w tej chwili w domu swojej kochanki zostaje raniony...
Królowa zbladła: zatem dręcząca ją obawa sprawdziła się! Chciała jeszcze czegoś więcej dowiedzieć się od jasnowidzącej zakonnicy, skinęła więc na księdza, aby wyszedł do przedpokoju.
Fulgenty był posłuszny, ostrożnie wyszedł i zamknął drzwi za sobą; mocno zaciekawiona Izabella pozostała sama z chytrą zakonnicą.
Hrabina genueńska, zemsty pragnąca Aja, zdrożną grała komedję!
Królowa przeszła na miejsce, z którego jezuita zadawał pytania jasnowidzącej.
— Jak się nazywa kochanka księcia de la Torre? spytała.
— Która? Będąca najbliżej jego serca, nazywa się Henryka!
Królowa zadrżała: ową zatem czarno ubraną nieznajomą kochał on goręcej i dawniej jak ją; tego było za wiele dla dumnego, pałającego serca Izabelli!
— I Franciszek Serrano był dzisiaj wieczorem u owej Henryki?
— Szukał w pałacu przy ulicy Granada, ale Don Azzo, teraźniejszy opiekun Henryki, postarał się, aby nikt nie mógł się do niej dostać — Franciszek Serrano nie znalazł kochanki, do której tak mocno tęskni!
Izabella uśmiechnęła się tryumfująco.
— Jakimże sposobem zawikłał się w walkę? spytała nakoniec.
— Na schodach pałacu spotkał się z trzecim kochankiem Henryki!
— „O wielce upragniona piękności!“ z pogardą szepnęła królowa; potem dodała głośno:
— Kiedyż Franciszek Serrano znowu ją zobaczy?
— Jutro wieczorem! Azzo wydali się ze swojego pałacu, a niecierpliwy książę znajdzie sposobność dostania się do upragnionej.
— Mówisz, że nikt obcy nie może się dostać do pałacu; powiedzże, jak tam wejść, aby się widzieć z Henryką? ze wzrastającą niecierpliwością spytała królowa.
— Pięć wejść ujrzysz przed sobą; trzy nęcą cię całym przepychem i pięknością, jakich tylko ręka ludzka dokonać mogła; tych trzech wejść unikaj, one cię na błędną drogę wprowadzą! Dwa inne są niezmiernie ciemne, okrywa je noc głęboka. By wejść na górę, wybierz wejście z prawej strony; weź z sobą światło; o godzinie dziesiątej wieczorem znajdziesz Don Serranę u Henryki!
— Wybornie! pomyślała Izabella; teraz brak mi tylko powodu dla dostania Henryki w moc moją; może mi i w tem dopomoże jasnowidząca!
Zakonnica ciągle leżała nieruchoma z nawpół przymkniętemi oczami.
— Od kiedy zna Franciszek Serrano ową Henrykę? wahając się zapytała rozdrażniona Izabella.
— Od czasów swojej młodości! jednotonnym głosem odpowiedziała zakonnica.
— Muszę ją dostać w moje ręce, chociażbym się na wszystko miała narazić! szepnęła w miłości swojej obrażona. Powiedzże mi jeszcze jedno!
— Byle prędko, bo pytania zawsze zadają mi ból; jest to zapowiedz uwolnienia mnie od oślepiających promieni światła, które mnie otaczają i wszystko przenikają.
Zaświeciły oczy Izabelli, wiedziała teraz jak najlepiej zadać pytanie jasnowidzącej, i nietylko pragnęła dowiedzieć się o wszystkiem, ale nadto cudowną jasnowidzącą wystawić na próbę, któraby zniszczyła wszelką wątpliwość o jej niepojętej wiedzy.
— Kto oprócz Don Serrany i Henryki, jutro o dziesiątej wieczorem znajdować się będzie w pałacu przy ulicy Granda? spytała najmocniej zaciekawiona Izabella.
— Królowa, odpowiedziała jasnowidząca.
— A jakim sposobem królowa dostanie ową Henrykę w moc swoją?
— Pytaniem: gdzie Henryka podziała swoje i Don Franciszka Serrany dziecię?
Izabella gwałtownie krzyknęła, musiała się oprzeć, bo omal nie padła usłyszawszy tak niespodzianą odpowiedź; potem po zawsze czarownych rysach królowej przebiegł lodowaty uśmiech.
— Pytaniem: gdzie Henryka podziała swoje dziecię! powtórzyła, bo dowiedziawszy się o takim związku, imienia Franciszka Serrany nie mogła przecisnąć przez swoje usta; triumfowała, bo teraz już wiedziała wszystko, wszystko — bo więcej niż się spodziewała, niż się obawiała.
„Niewierny! szepnęła O! strasznie go ukarzę za to, że oszukał dwa serca kobiece...“
Królowa pośpieszyła do drzwi, które je ojciec Fulgenty otworzył z głębokim ukłonem. Izabella mocno okryła szyję i twarz, potem śmiałym krokiem wróciła do swoich apartamentów. Na twarzy jej jaśniało namiętne wzruszenie: tej samej nocy jeszcze powzięła pewne postanowienie i własnoręcznie napisała rozkazy na następny dzień i wieczór — młoda królowa w tej godzinie stała się starszą o lat kilka!
Gdyby była mogła jeszcze na chwilkę zajrzeć do mieszkania przy kościele, w którem przebiegła kobieta oplątała ją w swoje sieci i moc!
Zakonnica Rafaela del Patroicnio, która tak długo leżała nieruchoma, która z wielką śmiałością i zręcznością odegrała rolę jasnowidzącej, powoli podniosła się na oświetlonym ciemnym błękitem łożu. Na jej pięknem marmurowem obliczu osiadł znowu ów szatański uśmiech, który ciągle jej czarna dusza odbijała na oślepiająco białej, wabiącej twarzy, ilekroć uznała swoją przewagę i odniosła świetne zwycięstwo.
Hrabina genueńska powstała; biała, szeroka zasłona spadała z jej plastycznie pięknego ciała, lekko odznaczając jego kształty; spojrzała po sobie z upodobaniem i zadowoleniem, a także i z ironją zdradzającą rysy jej zimiego, a jednak tak uwodząco pięknego oblicza, i mniemała, że przy tak boskich kształtach i zręcznem ich ukryciu, posiadała niezwyciężoną władzę, tembardziej teraz, gdy i królowę miała w swych rękach.
Zrzuciła okrycie, chciała się przekonać czy piękność jej nic nie straciła i czy jej wielbiciele mieli słuszność; piękna hrabina, przypatrzywszy się swoim kształtom, przyznać musiała, że gdyby była mężczyzną, dałaby się im w każdym razie uwieść i wzburzyć!
Ojciec Fulgenty, szedł po cichu i milcząc przypatrywał się temu przeglądowi ciała wspaniałej i pulchnej kobiety, więcej jak kiedykolwiek odkrytego — oczy księdza, jak później zobaczymy, niezmiernie skłonnego do zmysłowych uciech, zaświeciły jak dwa żarzące się węgle, i gdyby jeszcze chwilę dłużej potrwał ten łudzący widok, to pobożny mnich zapominając o sobie, byłby się rzucił ku hrabinie, opętany namiętnością przebiegającą po wszystkich jego żyłach.
Nadzwyczaj dobrze obliczająca Aja, całkiem powstała z łóżka: biała, długa zasłona opadła zupełniej, a jasnowidząca, lodowato uśmiechnięta spojrzała na księdza, który stał blady i wzburzony.
— Zawołajcie mi szanowny bracie, do mojego gabinetu, dona w czarnym półpłaszczu z czerwoną brodą, rzekła; muszę jeszcze tej nocy z nim pomówić! Dziwicie się temu? O, nie sądźcie, mój pobożny bracie, aby między owym obcym, a mnie wielce usłużnym donem i mną, istniał jakiego rodzaju stosunek; wiecie dobrze, pobożny bracie, że Rafaela del Patrocinio przywdziała zasłonę zakonną i została waszą siostrą, wyrzekając się wszelkich światowych wpływów.
Ojciec Fulgenty znał władzę zakonnicy, uśmiechnął się dziko i zazdrośnie, na obliczu jego wyryte były wszelkie zbrodnie i grzechy, jakich się tylko człowiek dopuścić może.
— Oddajcie królowi, co królewskie! — rzekł do hrabiny, która zdawała się nie rozumieć tego żartu, lecz mu się ręką kłaniając zbliżyła się ku drzwiom wiodącym do jej gabinetu. Jeszcze raz obróciła się ku temu według niej bardzo wiele znaczącemu inkwizytorowi, i szepnęła mu, igrając błyszczącem okiem:
— Za sześć miesięcy przypada dzień świętego Franciszka, pobożny bracie; wtedy zobaczymy się w pawilonie Santa Madre!
— Upragniona nocy! z cicha odpowiedział ksiądz; biada mi, jeżeli cię nie będę mógł uściskać! Oszaleję, jeżeli mnie kto inny uprzedzi, a ja nie będę mógł moich ust zbliżyć do twoich, ty najpiękniejsza grzesznico!
Aja weszła do gabinetu i zamknęła drzwi za sobą. Pokój ten urządzony dla zakonnicy, mimo uderzającej w oczy prostoty mebli i obicia, zawsze jednak przyjemniejszy był od klasztornej celi.
Przy jednej ścianie stał klęcznik z pięknie rzeźbionego drzewa, a na nim krucyfiks z kości słoniowej, przy drugiej skromny stół do pisania z najpiękniejszego drzewa różowego, które całą przestrzeń przejmowało zapachem; w niszy tej ściany umieszczona była Najświętsza Panna z białego, niesplamionego marmuru, przed którą nieustannie gorzała mała lampa. Pod tą niszą na konsoli, w marmurowej miseczce znajdowała się święcona woda. Kilka krzeseł z czarnego, polerowanego drzewa dopełniało umeblowania gabinetu zakonnicy; lecz należy uważać, że buduar i sypialnia pięknej hrabiny, drzwiami i portjerą przedzielone od tak skromnego gabinetu, pod względem komfortu i wygody nie pozostawiały nic do życzenia, tak, iż mogły zaspokoić najwykwintniejszy smak króla, który wkrótce umiał znaleźć drogę do tego buduaru boskiej Julii.
Wchodząca pośpieszyła do stołu do pisania i szybko puściła pióro po papierze; a tak w tej chwili nietylko Izabella wydawała rozporządzenia i rozkazy, lecz i Aja przygotowywała się do dnia następnego.
W kilka minut później, wszedł do jej mieszkania prawie niesłyszany ów brat księcia de la Torre, będący narzędziem hrabiny, ów straszny, rudobrody Józef, zezowaty o bladym, namiętnościami zniszczonym obliczu.
Aja nie zaszczyciła go powitaniem; miała ona powody do pogardzania tym Don Józefem, Serraną, do pogardzania tak mocnego, iż nawet ów szatan niewieści brzydził się djabelską przewrotnością i najokropniejszemi zbrodniami bestji, która się zwała bratem księcia de la Torre.
Ale hrabina genueńska potrzebowała jeszcze Don Józefa!
— Jakież polecenie ma jeszcze dla mnie niespokojna hrabina? — zapytał. Wszak przekonałem ją, że nieustannie stoję na czatach?
— Don Serrano, macie doręczyć potajemnie dwa listy, dwa tak ważne listy, że od nich zawisło moje i wasze życie; pierwszy jest do posiadacza cudownego pałacu ulicy Granda.
— Do Azza, którego kochacie?
— Drugi, do generał-kapitana Hiszpanji, księcia de la Torre.
— Do mojego dostojnego brata — ach! Zapewne macie takich ludzi, którzy punktualnie spełniają wasze rozkazy i umieją milczeć?
— Mam punktualnych i milczących jak ja sam! — rzekł Józef uniżenie, kłaniając się hrabinie.
— Dobrze! Liczę na was i na wasze usługi!
Podczas gdy rudobrody łotr odszedł i przy jednej z zamkowych latarń przeczytał lekko zapieczętowane listy, zamierzając je w domu zapieczętować na nowo, hrabina zadzwoniła na swojego zaufanego kamerdynera, na którego we wszystkiem spuścić się mogła.
Przywołany, nie bardzo już młody człowiek z lisią twarzą, niezmiernie skromnie ubrany, wszedł i stał pokornie.
— Mam dla ciebie zlecenie Joachimie! — rzekła hrabina, odczytując mały pachnący liścik, który brzmiał następująco;

„Do Marji Nepardo. Powierzone wam pod imieniem Marji Henryki dziecię, przyślijcie mi przez oddawcę tego listu. Na znak rzetelności okaże wam wiadomy pierścień, który możecie zatrzymać za wasze trudy.“

Hrabina nad temi słowy wycisnęła pierścień na laku święcącym jak złoto i zapieczętowała list.
— Jutro skoro na ulicach Madrytu zapadnie wieczór, pójdziesz z tym listem i pierścieniem do Prado Bermudez. Tam na środku Manzanaresu jest samotna wyspa.
— Znam ją, JW. Pani!
— Na tej wyspie mieszka pustelnica, Marja Nepardowa. Popłyniesz do niej gondolą, ale nie prędzej objawisz moje polecenie, aż znajdziesz jednooką. Oddaj jej list i pierścień, a ona ci za to odda dziewczynę. Na tem dziecku wszystko mi zależy! Weźmiesz je w swoją opiekę i nietknięte oddasz w moje ręce. Od tego zawisło twoje życie!
— Przywiozę je JW, pani!
— Pamiętaj o pierścieniu, bez niego nie odbierzesz dziecięcia! — półgłosem, ale nalegająco mówiła Aja, oddając służącemu list i ważny klejnot.
— Jutro o godzinie dziesiątej wieczorem będę wraz z dzieckiem w ciemnym bocznym portyku kościoła Antocha! — również półgłosem odpowiedział i wyszedł.
— Dzięcię nie jest już teraz dosyć pewne u tej chciwej Nepardowej, bo za kilka dni mogą ofiarować znaczne pieniądze za wynalezienie dziecka, mówiła do siebie Aja. Jutro o tej godzinie nienawistna mi rywalka zostanie na zawsze pognębiona, a Azzo nie odrzuci tajemniczego zaproszenia! A tak nakoniec stanę u pożądanego celu!
Hrabina genueńska stanęła dumnie wyprostowana; obliczała korzyści, jakie jej przyniesie przedsięwzięte postępowanie, i jak czatujący wąż, który ofiarę wszelkiego rodzaju pragnie przynęcić przebiegami, z błyszczącem okiem rachowała, ile jeszcze upłynie czasu, który ją oddziela od jej ofiar. Powabów swoich i uwodzącej postaci użyła dla wzbudzenia miłości, burzliwie gorącej miłości gotowej na wszystko, a potem dla zużytkowania tego żaru z lodowatym chłodem na swoją korzyść.
Hrabina genueńska w swojem pięknem ciele wcale nie miała serca — a jednak z szaloną zmysłowością kochała swojego Azza! A jeżeli miała serce, to go jej nie dał Bóg, ale szatan!...
Franciszek Serrano po przepędzonej dosyć spokojnie nocy, z nadchodzącym porankiem uczuł się zdrowszym i silniejszym. Wstał, bo przed królową nie chciał się wydać ze swojem zranieniem.
Nie domyślała się, że Izabella wiedziała o wszystkiem! Uczuwszy znowu ból, zacisnął zęby, ubrał się w bogaty mundur i przyjmował przybyłych z raportami generałów i ordynansów, jakby nigdy nic nie zaszło. Prim i Topete dowiadywali się o jego zdrowie i ucieszyli się widząc, że ma się dobrze; Olozaga wyjechał był w tajemniczą podróż, o której celu nie uprzedził swoich przyjaciół. W tej dyplomatycznej ostrożności skądinąd wielce zacnego dona, było tyle tajemnicy, że nie uważał wcale na opowiadanie Prima.
W tej chwili jeden z adjutantów księcia przyniósł mu list, którego ozdobny format kazał wnosić, że pochodzi od jakiejś donny. Topete swoim zwyczajem uśmiechnął się.
— Zapewne od kogoś wysoko położonego, szepnął przyjacielowi i dał mu czas do otworzenia listu.
Franciszek zdziwił się; czuł, że serce jego głośno bije, gdy niecierpliwie rozrywał zapewne jakieś ważne pismo, które brzmiało:

Mój Franciszku! Przyjdź dzisiaj wieczorem o godzinie dziesiątej w objęcia twojej z gorącą
tęsknotą oczekującej cię Henryki. Jestem więziona; jeżeli nie będziesz przy mnie o oznaczonym czasie, w którym będę sama, to raczej wolę umrzeć, aniżeli dłużej rozłączoną być z tobą!“

Ręka Franciszka, trzymającego tę oznakę miłości Henryki, drżała; czuł, że niesłusznie postąpił, gdy na widok bogatego towarzysza Henryki, obawiał się jej niewiary, której raczej nie ona, ale on się dopuścił, jak go o tem list przekonywał.
— Przyjdę, szepnął, przyjdę choćbym to życiem miał przypłacić!
Książę de la Torre nie domyślał się, że list był sfałszowany.
Z dręczącym niepokojem oczekiwał wieczoru; z nigdy dotąd niewidzianym pośpiechem załatwił najpilniejsze interesa należące do generała-kapitana, i cały wzruszony zapomniał o ranie grożącej jeszcze niebezpieczeństwem, którą mu w pałacu Azza zadał brat jego przez Prima także poznany.
Obaj nie mogli pojąć, jakim sposobem ukazał się im nagle w cudownym pałacu ów mniemany umarły; ale Prim który teraz poznał dokładnie szelmostwa tego nędznika, wytłumaczył sobie ten zbieg okoliczności. Widział on, że odebrał list, i z nadejściem wieczoru, coś mu poszepnęło, aby ostrzegł przyjaciela, iżby nieprzygotowany nie narażał się na niebezpieczeństwo.
Franciszek podziękował troskliwemu Primowi, ale żadna przeszkoda, żadne ostrzeżenie, żadne niebezpieczeństwo nie mogło go powstrzymać od odwiedzin przy ulicy Granada.
— Ani ja, ani Topote, nie możemy ci towarzyszyć Franciszku, mówił Prim przewidując złe; dla tego miej się na ostrożności! Na polu bitwy jesteś wybornym rycerzem i bohaterem, ale przeciw politowania godnym zbójcom, którzy w ciemnych przejściach czyhają na ciebie, obronić się trudno!
— Dziękuję, mój drogi Juanie! Ale nie wyrzekniesz ani słowa więcej, skoro ci powiem, że list ten pochodzi od Henryki, — jęczącej w więźieniu! Dzisiaj wieczorem o godzinie dziesiątej śpieszę do niej, aby ją uspokoić, aby nakoniec posiadać znowu ukochaną, mówił Serrano z całym zapałem głosu. Osądź więc co mną powoduje i co mną porusza. Zaledwie doczekać się mogę!
— Wezwani jesteśmy do królowej, i dla tego nie możemy być blisko ciebie! nie bez namysłu rzekł Prim.
— Wezwani do królowej? zapytał zdziwiony Franciszek, i wnet dodał szybko: Dobrze, że mnie także nie wezwała, bo — na wszystkich świętych! — pierwszy raz musiałabym uciec się do kłamstwa, aby salonów jej uniknąć! Nie myślcie o mnie, oddajcie się wszelkim uciechom i przyjemnościom, śpieszę do mojej Henryki!...
Przyjaciele pożegnali się. Prim z ciężkiem sercem udał się do Topetego, aby później wraz z nim uczynić zadość zaproszeniu królowej; Franciszek Serrano schwycił kapelusz, który mu zakrywał twarz, oraz ciemny płaszcz, bo właśnie wieczór rozrzucaj już po ulicach upragnioną pomrokę. Serce jego biło mocno; teraz na nowo poczuł, jak bardzo kochał Henrykę.
Nakoniec wskazówka wielkiego ściennego zegara przybliżyła się ku godzinie dziesiątej; Franciszek przekonał się że ma pałasz pod płaszczem, mocniej kapelusz nacisnął na czoło i wyszedł bocznym korytarzem.
W kilka minut później był na ulicy. Niepoznany przeciskał się śpiesznie pomiędzy przechodzącymi, i wreszcie przybył do pałacu przy ulicy Granada. Balkon był wprawdzie oświetlony, ale Henryka nie ukazała się.
Bez niedowierzania i zwłoki dostał się Franciszek do rotundy, z której przebywszy wiele błędnych dróg, trafił łatwiej do wykręcających się drzwi. W ciemnym przejściu znalazł schody; tęsknota i pragnienie serca niepowstrzymanie naprzód go gnały.
Wtem w pobliżu dał się słyszeć miły śpiew dziewiczy przy towarzyszeniu mandoliny. Franciszek, słuchał go z błogiem uczuciem, znał głos Henryki, tylko kilka kroków przedzielało go od ukochanej, szukał wejścia do pokoju, ale nadaremnie!
Dziesiąta godzina już zapewne wybiła.
Na wszystko zdecydowany Franciszek, zawołał głośno: „Henryko!“
Na pobliskim krużganku otworzyły się drzwi, około których w ciemności ciągle krążył; oczekującego oblało światło.
— Henryko! zawołał jeszcze raz i zbliżył się do przejścia, z którego usłyszał czyjeś lekkie kroki — oblicze jego rozjaśniło się, dusza rozradowała, bo w bladym zjawisku, które z pokoju na otwarty korytarz wybiegło, poznał Henrykę, która jego wołanie usłyszała i z bijącem sercem również poznała głos jego, a teraz nie mogąc wymówić ani słowa, pokonana tak długo oczekiwaną rozkoszną chwilą, padła w objęcia odzyskanego.
— Mój Franciszku! wymówiła, a łzy radości jak perły w oczach jej zabłysły; w tych dwóch wyrazach odbiła się cała rozkosz jej duszy. Serca ich razem uderzyły, usta zerknęły się w gorącym pocałunku; była to szczęśliwa chwila spotkania się dwojga ludzi, na wieki z sobą złączonych mimo wszystkiego co ich dzieliło, i co od czasu owego nagłego rozłączenia zaszło!
— Przybywam uwolnić cię, moja Henryko! rzekł na koniec Franciszek. Nie ociągaj się, weź zasłonę i chodź ze mną!
— Pozwól niech ci się przedewszystkiem przypatrzę; pozwól niech niepojęcie uradowana spocznę w twojem objęciu, po tak długiem, cięźkiem rozłączeniu! odpowiedziała Henryka tak mile, tak serdecznie, że głęboko wzruszony Franciszek wszedł z nią do salonu. Tu dopiero mógł na nowo podziwiać jej piękność, jej miłe radością zarumienione oblicze, jej wszystkie wdzięki, które go zawsze zachwycały.
Przyćmione światło obszernego, eleganckiego salonu, w którego urządzeniu znać było kobietę, oblało postać szczęśliwej Henryki. Z balkonu, na który wychodziło się z salonu, wiał zapach bujnych kwiatów; na ścianach wisiały przecudne obrazy Madonny, ale Franciszek widział tylko odzyskaną kochankę!
Jej ciemne włosy, bez żadnego świetnego stroju, w lokach spadały na ramiona, łagodnie świecące oczy jak gwiazdy patrzały w niego, długiemi, ciemnemi rzęsami jakby żałobnym welonem ociemnione; na małych, delikatnie wyrzeźbionych ustach osiadł błogi uśmiech, który od dawna już ich nie ożywiał; czarna suknia osłaniała piękne jej kształty, czarny miała stanik, czarny welon.
Straszliwa myśl wstrząsnęła duszą Franciszka, tonącą w rozkoszy i miłości, — myśl, którą zaledwie śmiał objawić.
— Gdzie jest nasze dziecię? zapytał wahając się i z gorączkowem oczekiwaniem patrząc na zbladłe oblicze ukochanej; powiedz przez wszystkich świętych, gdzie jest nasze dziecię?
To pytanie, jak wszystko niszczący piorun spadło na Henrykę, oddaną niewypowiedzianej rozkoszy widzenia ukochanego: było ono przekleństwem jej życia, straszna klęską dla jej duszy, to niszczyło świętość chwili. Kochanek żądał od niej rachunku, ojciec żądał dziecka!
Nieszczęśliwa drżała; pobladłemi ustami zaledwie wymówiła: „Porwane — zgubione...“
Franciszek w obu dłoniach ukrył twarz swoją; jego piękne, ciemne włosy w nieładzie opadły mu na oczy; książę de la Torre jęczał przygnieciony całym ciężarem tej okropnej wiadomości.
— Ktoś idzie, uchodźmy! zawołała Henryka trwożliwie nadsłuchując.
— Na tożeś mnie przywołała? W liście twoim nie ma wzmianki o tej wiadomości! boleśnie wyrzekł do głębi duszy wzruszony Franciszek.
— W moim liście! powtórzyła Henryka. — Zimny dreszcz przebiegł po jej członkach: co ją czeka? na korytarzu słychać brzęczące stąpania, listu do Franciszka nie pisała...
Okropna chwila oczekiwania.
Trwogą i zgrozą dręczona Henryka, jakby przez Boga natchniona, rzucając się w objęcia Franciszka, zawołała nagle: „Przy twojej piersi wszystko zniosę!“ Franciszek w tej chwili jeszcze raz cieszył się rozkoszą jej oglądania i z gorącą miłością przygarnął do siebie Henrykę, która spoglądała z trwogą ku drzwiom.
— I któżby śmiał jeszcze raz mi cię porwać? dumnie prostując się zawołał Franciszek i zrzucił płaszcz, aby wysoka jego postać w bogato haftowanym mundurze generał-kapitana widoczną była.
— Książę de la Torre trzyma cię w swojem opiekuńczem ramieniu; biada temu kto mi cię wydrzeć zapragnie!
I Franciszek prawą ręką wydobył swój błyszczący pałasz, lewą zaś przytrzymywał Henrykę.
W tej chwili z ust przelękłej wybiegł okrzyk największego przerażenia.
Otworzyły się drzwi w długim, wielu pochodniami oświetlonym korytarzu; ukazali się nagle adjutanci i owi straszliwi szpiegowie inkwizycji, zwani familjares; ale na progu stała wysokiego wzrostu donna, okryta ciemno błękitną, szeroką mantyllą, która w bogatych fałdach z jej ramion spadała, a gęsty biały welon zasłaniał twarz jej i szyję.
Franciszek osłupiałym wzrokiem spojrzał na to nagłe zjawisko.
— Królowa! — szepnął i pałasz w dół pochylił.
Izabella odwinęła welon; Henryka i Franciszek ujrzeli dumne, surowe oblicze monarchini, której zawsze czarowne niebieskie oczy teraz cały swój blask utraciły; ich ułudny powab ustąpił miejsca kolącym pociskom, które lepiej aniżeli wyniosła królewska postawa, malowały gniew i obrazę silnie je duszą wstrząsające.
Izabella aż do ostatniej chwili wątpiła o prawdzie tego czego się dowiedziała; nie mogła dać wiary słowom, które jej wydzierały najukochańszego w życiu człowieka!
Gdy się zbliżała złowroga, przez jasnowidzącą oznaczona godzina, rozdrażniona królowa postanowiła z razu nie jechać na ulicę Granada, a takim sposobem nie sprawdziłaby się przepowiednia zakonnicy, okazałoby się, że skłamała! Myśl ta na chwilę uspokoiła straszliwie zazdrością dręczoną królową; lecz wnet przemogła w niej nieposkromiona siła ciekawości, postanowiła zatem przekonać się, czy to dręczące podejrzenie jest uzasadnione i czy jasnowidząca mówiła prawdę.
Śmiała i zdecydowana Izabella powstała ze swojego fotelu.
— Bądź co bądź muszę mieć pewność! w uniesieniu zawołała do zdziwionej margrabiny de Beville. Rozkaż przygotować mi mały ekwipaż i oddaj te rozkazy służbowemu adjutantowi. Będziesz nam towarzyszyła na ulicę Granada, gdzie pragniemy obejrzeć cudowny pałac cudzoziemskiego Krezusa, o którym od kilku tygodni mówi cały Madryt.
W kwadrans później, królowa, w towarzystwie margrabiny i licznych przez Fulgentego przysłanych familiarów niosących pochodnie, weszła do pałacu przez drugie drzwi, które prowadziły wprost do wejścia na pierwsze piętro. Szła właśnie w pośród czerwonego światła przez korytarz, a za nią margrabina i adjutanci, gdy z salonu dał się słyszeć głos:
— Biada temu kto mi cię wydrzeć zapragnie!
Izabella otworzyła drzwi — i w oczach jej sprawdziło się to, co jasnowidząca przepowiedziała. Musiała zebrać wszystkie siły, aby zachować przytomność umysłu; zatem czy to chwiejąca się z obawy, czy też pragnąc utrzymać się, schwyciła margrabinę za rękę.
— My sami wydrzemy wam tę donnę, mości książę, bo powiedzieliśmy sobie, że przy znanej waszej brawurze, kto inny uczynićby tego nie śmiał. Przybyliśmy zatem sami, nie miej nam tego za złe, bo wam odpłacamy tem za ostatnią wyświadczoną nam usługę. Mości książę de la Torre, w objęciach waszych trzymacie morderczynię!
Królowa krokiem naprzód postąpiła, znowu uczuła całą swą siłę i przewagę, którą chciała ukarać ukochanego zdrajcę, kara ta miała być straszną.
Henryka obłąkana tak nagłemi wypadkami i słowami królowej, wyrwawszy się z objęć Franciszka, niepewnym krokiem posunęła się ku ukorowanej rywalce, i załamując wzniesione ku niej ręce, padła na kolana.
Zgroza przejęła obecnych, gdy usłyszeli powyższe słowa królowej. Margrabina blada i przerażona spojrzała na czarną donnę i na generał-kapitana, który ponurym wzrokiem odpowiadał królowej; również mocno zdziwieni adjutanci spojrzeli po sobie szukając wyjaśnienia.
— Najjaśniejsza pani, i bez łask, jakiemi mię dotąd obdarzać raczyłaś, jestem szlachcicem. Don Franciszek Serrano y Dominguez de Delmonte, żąda od was usprawiedliwienia się z okropnych słów, któremiście zelżyli tę w obec was bezbronną kobietę! w najwyższem uniesieniu zawalał Franciszek, dumnie krokiem przybliżając się do równie dumnej, ale zimnej Izabelli.
— Dziwnej mowy używacie, mości książę! Czy jesteście opiekunem tej donny?
— Powstań Henryko, my tylko przed Bogiem klękamy, więcej przed nikim! i nie zważając na królowę, podał rękę klęczącej: ja staję za ciebie! Świadków, słowa waszej królewskiej mości mają dosyć, ale ja proszę o dowody!
Królowa zbladła jak welon, który opadł na jej piersi. Czuła, że drży, że ulubieniec jej w strasznego przemieni się przeciwnika, jeżeli go drażnić będzie; ale raz powzięła postanowienie, gorzko więc uśmiechając się pomyślała o jasnowidzącej, która jej wszelkich środków wyjścia dostarczyła.
— Żądacie dowodów na to, że będąca w waszem objęciu donna jest morderczynią — zatem, gdzie ta donna podziała dziecię, owo dziecię, które zawsze swoim klejnotem nazywała? ową śliczną dziewczynkę?
Franciszek Serrano czuł, że zimny pot wystąpił mu na czoło; czuł, że Henryka postradała zmysły; okropność chwili wyczerpała szczupłe siły udręczonej kobiety...
— Donna milczy, mości książę, szyderczym tonem mówiła dalej najwyższą zazdrością uniesiona królowa; to milczenie niech będzie odpowiedzią na żądanie przez was w skutek mojego oskarżenia wyrażone. Jesteśmy gotowi dostarczyć wam dokładniejszych wyjaśnień w tym przedmiocie, który jak się zdaje, więcej was obchodzi aniżeli nas.
Franciszek słuchał, domyślił się całej okropności, poznał familiarów, wiedział, że inkwizycja potajemnie przywróconą została.
— Rozkazujemy uwięzić tę dzieciobójczynię! rzekła Izabella.
Adjutant, skłoniwszy się przed królową, otworzył drzwi; Franciszek Serrano ujrzał, że korytarz pełen czerwonego światła pochodni, obsadzony jest halabardzistami królowej, w błyszczących kirysach i hełmach.
— Kapitanie de las Rosas! Polecamy wam tę morderczynię zaprowadzić na ulicę Foburgo, aby w klasztorze dominikanów wyznała, gdzie owo dziecię, ten wyraz Izabella zawsze z większym naciskiem wymawiała, ową dziewczynkę podziała! Chcemy raz dać przykład, aby nie mówiono, że korona za ciężką jest dla kobiety! Jesteśmy to winni sobie i krajowi!
Henryka przetarła ręką oczy i czoło; zdawało się jej: że marzy; zabrakło jej słów, zabrakło łez.
Ale gdy Franciszek chciał oddzielić ją własną osobą od kapitana de las Rosas, i własną krwią i życiem obronić, niemem wzruszającem spojrzeniem błagała go, aby ją pozostawił losowi, jakby powiedzieć chcjała, że tu oboje zgubieni zostaną, że kiedy on pozostanie wolny, to może ją jeszcze ratować, ale królowa przewidując zamiar Franciszka, powiedziała ostro:
Panie generał-kapitanie, taki jest nasz rozkaz!
Henryka opierała się, jeszcze raz chciała upaść do nóg królowej i błagać łaski, bo przecież przez porwanie dziecka dosyć była ukarana i dręczona. Lecz któżby jej uwierzył, że dziecię jej skradziono? Izabella skinęła na kapitana de las Rosas, sama zaś napawała się zupełnie i boleścią Franciszka; ostatniemi dniami stała się zupełnie inną kobietą.
Henryka chwiejącym się krokiem poszła za oficerem halabardzistów, który miał ją zaprowadzić na ulicę Foburgo; lecz w korytarzu przedzielona od Franciszka wysokiemi, barczystemi postaciami straży, padła — żołnierze darli jej suknię i wlekli ją, aż nakoniec kapitan spostrzegłszy to, ulitował się i rozkazał tym ludziom bez serca, aby nieszczęśliwą nieśli na ręku.
Tymczasem Izabella znalazła niedostrzeżoną chwilę i szepnęła księciu de la Torre:
— Wkrótce muszę mówić z wami, Don Serrano, i to śpiesznie; w przeciwnym razie byłabym w stanie i was zgubić.
— Nie będzie to trudną rzeczą dla królowej! cicho odpowiedział Franciszek, który już knuł plany ocalenia Henryki. Czyń wasza królewska mość co jej serce każe!
Gdy niosący pochodnie i straż opuścili pałac, Izabella z margrabiną zeszły do ekwipażu i udały się z powrotem do zamku.
Franciszek Serrano śpieszył w tymże samym kierunku, a owinięty płaszczem, chciał niezwłocznie wywołać Prima i Topetego z salonów królowej, aby wspólnie z nimi uwolnić Henrykę, chociaż nawet tak bezpiecznie i tak głęboko w sklepieniach Santa Mądre zamknięta była, iż zaledwie głos ludzi dosłyszeć mogła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.