Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Izabella królowa Hiszpanii.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bjęciu, po tak długiem, cięźkiem rozłączeniu! odpowiedziała Henryka tak mile, tak serdecznie, że głęboko wzruszony Franciszek wszedł z nią do salonu. Tu dopiero mógł na nowo podziwiać jej piękność, jej miłe radością zarumienione oblicze, jej wszystkie wdzięki, które go zawsze zachwycały.
Przyćmione światło obszernego, eleganckiego salonu, w którego urządzeniu znać było kobietę, oblało postać szczęśliwej Henryki. Z balkonu, na który wychodziło się z salonu, wiał zapach bujnych kwiatów; na ścianach wisiały przecudne obrazy Madonny, ale Franciszek widział tylko odzyskaną kochankę!
Jej ciemne włosy, bez żadnego świetnego stroju, w lokach spadały na ramiona, łagodnie świecące oczy jak gwiazdy patrzały w niego, długiemi, ciemnemi rzęsami jakby żałobnym welonem ociemnione; na małych, delikatnie wyrzeźbionych ustach osiadł błogi uśmiech, który od dawna już ich nie ożywiał; czarna suknia osłaniała piękne jej kształty, czarny miała stanik, czarny welon.
Straszliwa myśl wstrząsnęła duszą Franciszka, tonącą w rozkoszy i miłości, — myśl, którą zaledwie śmiał objawić.
— Gdzie jest nasze dziecię? zapytał wahając się i z gorączkowem oczekiwaniem patrząc na zbladłe oblicze ukochanej; powiedz przez wszystkich świętych, gdzie jest nasze dziecię?
To pytanie, jak wszystko niszczący piorun spadło na Henrykę, oddaną niewypowiedzianej rozkoszy widzenia ukochanego: było ono przekleństwem jej życia, straszna klęską dla jej duszy, to niszczyło świętość chwili. Kochanek żądał od niej rachunku, ojciec żądał dziecka!
Nieszczęśliwa drżała; pobladłemi ustami zaledwie wymówiła: „Porwane — zgubione...“
Franciszek w obu dłoniach ukrył twarz swoją; jego