Zawichost

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Zawichost
Podtytuł Spiew historyczny
Data wyd. 1862
Druk E. Winiarz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii


Z kronik halickiej ziemi.

ZAWICHOST
SPIEW HISTORYCZNY
napisał
JAN LAM.

LWÓW
Z drukarni E. Winiarza.

1862.







Kniaź Roman Mścisławicz, prawnuk Włodzimierza Monomacha, początkowo Włodzimierski, później Halicki książę, był bez wątpienia jednym z najdzielniejszych władców, których wydała rozrodzona niesłychanie dynastja Ruryka. Za młodu już zgromił wychylającą się podówczas po raz pierwszy na widownię dziejów Litwę i Jadźwingów, ale tylko broniąc dzielnicy swojej od ich najazdów; gdyż ówcześni kniaziowie nie zaczepiali sąsiadów u których nie było skarbów do złupienia. Dlatego też przechowały nam latopisy przypowieść powstałą z powodu wojen Romana z Litwą: »Romane, chudym żywieszy, Łytwu oreszy.« Przy pomocy opiekunów małoletniego brata swego ciotecznego Leszka, księcia krakowskiego, Roman opanował Halicz, i tworzył z niego i z dzielnic sąsiednich kniaziów, nowe państwo ruskie; gdy już kijowscy wielcy kniaziowie stali się byli poddanymi Włodzimiersko-Klazmeńskich, protoplastów Iwana Srogiego i poprzedników łagodnego a nader ludzkiego Aleksandra Wtórego. Chociaż wypadek ten ostatni w pośrednim tylko związku zostaje z opowiedzianemi w niniejszej pieśni zdarzeniami, jest on jednak tak wielkiej doniosłości, a oprócz autora Dziejów Litwy i Rusi tak mało polskich pisarzy o nim wspomina, że nim się rozpowszechnią prace nowszych badaczy, mianowicie gorąco badaniem i rozróżnieniem ruskich a moskiewskich dziejów zajmującego się p. Duchyńskiego, krótki pogląd na ówczesne stosunki Rusi, jakkolwiek niewyczerpujący i niewprawną ręką skreślony, może być pożądanym.
Ze Słowiańszczyzną graniczyły od wschodu ludy uralskiego, fińskiego czyli czuchońskiego jako też turańskiego szczepu, ludy liczne a dzikie, z których wyszli prócz wielu innych, niezbyt w dawnych czasach łagodnością obyczajów wsławieni Madiarowie i Bulgarowie. (O Madiarach patrz Szafarzyka »Narodopis Slowansky« str. 131, gdzie można oraz znaleść wiadomość o pozostałych dziś plemionach uralskich, czyli sewerańskich (północnych) jak je nazywa Szafarzyk.) Osady tych ludów sięgały niegdyś prawdopodobnie aż niedaleko Karpat, później ustąpiły one słowiańskim, od południa się szerzącym, aż daleko za Dniepr i Dźwinę. Gdy Rusowie zakładali początki swego władania nad Ladogą, Pejpuskiem, Ilmeńskiem i Białem jeziorem, niektóre szczepy nadwołżańskie dostały się pod ich panowanie, a mimo osłabienia potęgi ruskiej wyższość rusko-słowiańskiej oświaty i urządzeń państwowych pokonywała powoli Czuchońców; i Ruś słała panów osadom tym, zwanym zaleskiemi. Z religią chrześcijańską obrządku słowiańskiego, narzucono krainom figurującym na mapach przedstawiających wschód Europy w 9tym i 10tym wieku jako Biarmia, Czud, Wes, Murom, Mera i t. d. język słowiański; uralskie plemiona przemieniały się w Słowian, powierzchownie przynajmniej. Prawdziwość tych faktów jest niewątpliwa: lud moskiewski nie jest pochodzenia słowiańskiego, tego można dowieść z Karamzynem w ręku, z Karamzynem, co fałszował dzieje »po ukazu,« żeby carów petersburskich przedstawić jako prawnych następców wielkich książąt kijowskich, a Moskali jako Rusinów. — Tymczasem sam powiada: »Wes, Murom i Mera obratiliś w Sławian, pryniaw ich wieru, jazyk i obyczaj.« Mało na tem dziś zależy; nie wytłumaczy żaden Holstein Gottrop potomkowi Włodzimierza Monomacha, którego pogoń na orle swoim umieścił, że są jednego i tego samego rodu; a mimo usłużnej wzmianki Szafarzyka, że Małorusini w piśmienności przyjęli język wielkorosyjski, w całej n. p. Rusi Czerwonej nie ma dwiestu ludzi, coby rozumieli nietylko Karamzyna, ale nawet Denysa Zubryckaho, co przecież wyłącznie dla nas zrobił wyciąg z niego, upstrzony cytatami, które dla nieumiejących czytać grażdanką wyglądają z daleka jak autentyczne dowody. Z innej zaś strony, lojalni Rusowie będą zapewne woleli odnieść początek swój do źródła giermańskiego; nie ma więc obawy, żeby bajki nastojaszczych dziejopisów kogo obałamuciły; ale dlaczegoż nie poznać prawdy dziejowej, jeżeli dzieje mają nie być bajką?
Wynarodowienie pierwotnych mieszkańców Moskwy odbyło się na wielkie rozmiary, czegoś podobnego dokazali tylko Rzymianie w Galii i Hiszpanii; rezultat był jednakowy, jak jednakowe były przyczyny dla których dzieło się udało. Naród liczebnie słabszy, ale wyższy oświatą i organizacją państwową, może narzucić swój język licznemu, ale dzikiemu i na drobne plemiona podzielonemu; w przeciwnym razie, to jest, gdyby zdobywcy mniej byli oświeconymi i zorganizowanymi od podbitego narodu, przyjmą jego język, oświatę i wiarę. Tak się stało z Bułgarami, Normanami, Frankami, Gotami, Lombardami etc. Grecy zaś wynarodowili całą prawie zachodnią Azję, Rzymianie zachodnią Europę, Słowianie wschodnią.[1]
W dwunastym wieku, zaleskie osady, mianowicie księztwo Suzdalskie, dostały się Jerzemu Dołhorukiemu, najmłodszemu z synów Monomacha. Do Kijowa wdzierali się wówczas Olegowicze, od Kijowian znienawidzeni, strącając Monomachowiczów. W końcu jednak, czwarty z tych ostatnich, Dołhoruki opanował Kijów, ale nie zjednał sobie miłości ludu. (Czytaj: Lelewela Dzieje Litwy i Rusi.) Po jego śmierci, potomstwo starszych braci władało w Kijowie; syn Jerzego Andrzej, zapewne na pośmiewisko przezwany Boholubskim, przemyśliwał o zdobyciu lub poniżeniu Kijowa, bo w nim powstała myśl autokratyzmu, myśl przewodnicząca odtąd polityce jego potomków, godna władcy ujarzmionego narodu, ale nie jakiegokolwiek kniazia ruskiego, co mimo zamorskiego pochodzenia zrósł się z narodem i nie targał się na jego swobody. Takimi, mimo wielkiego znikczemnienia, byli ruscy książęta; Andrzej potrafił ich jednak użyć za narzędzie do wykonania swoich zamiarów, z których pierwszym było zupełne zniszczenie Kijowa, podlegającego Mścisławowi, ojcu Romana, upokorzenie jego ludności burzliwej i miłującej odwieczne, od wszystkich kniaziów szanowane swobody, i przeniesienie wszystkich jego blasków, całego uroku którym jaśniała »matka grodów ruskich« nad Wołgą i Oką. Wyjąwszy halickiego Ośmomysła i Wołyńskich kniaziów, wszyscy ruscy książęta powodowani chciwością zdobyczy, dali się nakłonić do napadu na Kijów pod przewodnictwem syna Andrzejowego. Prześlicznie, choć w kilku słowach, opisał to zdarzenie Lelewel; nie będę powtarzał słów jego, odsyłając czytelnika do przytoczonego powyżej dzieła, które obok Dziejów polskich potocznie opowiedzianych każden Polak, Rusin i Litwin na pamięć umieć powinien. Żeby jednak dać wyobrażenie, jak zdobywcy gospodarowali w nieszczęsnym Kijowie (działo się to roku 1169), przytoczę dosłownie tekst hipackiej kroniki:
»I hrabysza za dwa dny weś (cały) hrad, Podole i Horu, i monastyry, i Sofju, i Desiatyńnuju Bohoròdyciu; i ne byśt’ pomyłowànija nykòmuże ni otkùdyże, cerkwam horiaszczym, krestjanom ubywàjemym, druhym wiàżemym, żeny wedomy bysza w plin, razłuczàjemy nùżeju ot mużyj swoich, młàdency rydachu zriaszcze màteryj swoich; i wziasza iminija mnożestwò, i cerkwy obnażysza ikònamy i knýhamy i rýzamy (t. j. z obrazów, ksiąg i szat) i kołokoły iznesosza wsi, Sinolniane i Suzdalcy i Czernychowcy i Olhowa drużyna, i wsia światynia wziata byśt’, zażeżèn byśt' i monastyr Peczerskij światyja Bohoròdyca ot pohanych, no Boh mołytwamy światyja Bohoròdyca soblude i ot takowyja nuża; i byśt’ w Kijewi na wsich czełowicich stenanije i tuha, i skorb’ neutyszymaja, i słezy neprestannyja.«
W 600 lat później doznała Praga tego losu, ale inaczej znosi klęski naród już zupełnie utworzony, inaczej państwo którego rozwój w samym zarodzie zwichnięty, nie ukształtował jeszcze należycie stosunków wewnętrznych i zewnętrznych, nie dał życia silnej i rodzimej oświacie. Ruś uległa ciosowi: rozłożyła się na trzy żywioły składowe, które się nagromadziły na trzech odległych punktach: grodzko-gminowładczy w rzeczach pospolitych północnych, bizantyjsko- i warezko-samowładczy w zaleskich osadach, ziemiański w Haliczu.[2] Halicz odosobniony, za daleki żeby go dosięgło ramię rozboju z nad Wołgi, uchylał się z dawna władzy wielkich książąt kijowskich, i mógł się stać teraz po zupełnym upadku ich znaczenia, punktem wychodnim przyszłego państwa ruskiego, jakie powstało za Romana i Daniły. Ale zamięszania po śmierci każdego prawie kniazia następujące, brak oczywisty cnót obywatelskich u przemożnych bojarów a przymiotów monarszych u późniejszych kniaziów, osłabienie państwa w skutek najazdu Mongołów, a więcej niż to wszystko, podobieństwo stosunków społecznych do tych które naówczas istniały w pobratymczej Polsce, przygotowały większe jeszcze dzieło niż utworzenie odrębnego południowo-ruskiego państwa, bo zlanie się zupełne Polaków z Rusinami, przyjęcie oświaty zachodniej i rozwój zupełnie nieznanych gdzieindziej form ziemiańsko-gminowładczych. Fałszywie przypisują upadek odrębności ruskiej wyłącznie osłabieniu państwa przez Mongołów, Ruś mniej cierpiała i mniej była podległa niż Moskwa, mogła się więc była ostać i oswobodzić jak ta ostatnia. Nie można również podzielać zdania tych którzy utrzymują że Polacy Ruś zawojowali; ze wszystkich monarchów polskich Kazimierz Wielki z pewnością najmniej miał zaborczego ducha; opór przeciw przyłączeniu Rusi do Polski był słaby, i pochodził z podszeptów litewskich, nie z poczucia odrębności państwowej. Ruś pragnąca odrębności i niezawisłości, byłaby się mogła oprzeć zamiarom Kazimierza; była na to dość silna: Tatarzy i Litwini, gdyby ich ogromna większość narodu była przyzwała, byliby z łatwością pokonali Polaków. Lecz ta większość skłaniała się ku Polsce, zabezpieczającej wpływ na rządy tym samym bojarom, co już w 12. wieku, na wzór polskich możnowładców, mogli wyprowadzać własne poczty zbrojne w pole, czego nigdzie więcej w Rusi nie było. Bojarowie domagali się udziału w rządzie, zawierali pacta conventa z Węgrami, palili kochanki kniaziów na stosie, gdy te należały do przeciwnego im stronnictwa, i zmuszali kniazia do wierności małżeńskiej. Jeżeli któren z kniaziów ukrócał ich swawolę, okrzyczano jego srogość, tak się rzecz miała z Romanem, co dążąc do samowładzy, powtarzał, że chcąc dobyć plaster miodu, należy wprzód pszczoły wybić, i stosował się do tego prawidła. Dziedziczna łagodność i szlachetność Piastów, którą Haliczanie mieli sposobność poznać w Kazimierzu Sprawiedliwym i Leszku Białym, skłaniała ich serca ku Polakom, tylko duchowieństwo bojąc się żeby Lachy nie wyrugowały obrządku greckiego, stawiało opór tym dążnościom a kniaź Mścisław i Bolesław Trojdenowicz przepłacili życiem swoje zamiłowanie do łacinników, sprzeczne z interesami świadomego przymiotów niektórych ziół ruskich duchowieństwa prawosławnego. — Dzieje halickiej i całej przeddnieprskiej Rusi od najdawniejszych czasów tak ściśle złączyły się z polskiemi, że jednych bez drugich znać i rozumieć nie podobna. Za czasów Romana, stosunki obu ludów były tak ciągłe i ścisłe, pokrewieństwo książąt tak bliskie, że zdawało się iż nieprzyjaźń nie powinna była już nigdy wybuchnąć między braćmi, ale Roman zerwał związki, chcąc ujarzmić Lachów i wytępić ich wiarę, a przynajmniej wziąść im jak najwięcej ziemi.
Naruszewicz, chociaż prócz łacińskiego tłumaczenia Nestora wraz z dopełniaczami jego kilkoma nie znał innego źródła ruskiego, a z polskich najwięcej ufał Długoszowi, dość bezstronnie opowiedział te wypadki historyczne, które według niego starałem się powtórzyć w niniejszym spiewie, nie zmieniając nic ani dodając. Gdybym ze zdolnościami mojemi śmiał stawać obok autora »Jana z Tęczyna«[3], podałbym pieśń niniejszą wraz z innemi jako uzupełnienie »Spiewów historycznych« publiczności trójjedynej Rzeczypospolitej Polskiej, w której dotąd tylko dwie części znalazły piśmienne powtórzenie dawniejszych podań swoich. Ruś dawna, przedkozacka, czeka dotąd na to co już otrzymały Polska i Litwa. Może nieudolne usiłowanie moje naprowadzi zdolniejszych na myśl zaniedbaną przez tyle wieków, i obok podań o zwycięztwach Chrobrego zabrzmią kiedy w noworuskiej, t. j. polskiej mowie pieśni o pochodach na Greków, Połowców, o krwawych niezgodach kniaziów, o ciężkich bojach z Mongołami, o tylu wielkich sprawach których widownią była ta ziemia ruska.







Zawichost
Spiew historyczny.

Stań u rozdorożi stepu obidnoho
Tam tia mohyły do sebe zaprosiat;
Ale uże kostej ne znajdesz z nikoho
Tylko na hrobach worony hołosiat.
T. Padura.

Kniaź Roman pułki zbiera do wyprawy,
Zewsząd rycerstwo pod znaki się zbiega:
Od trąb i kotłów i wojennej wrzawy
W halickim grodzie odgłos się rozlega,
Dalekie szlaki ćmi tuman kurzawy.
Od granic Lachów do dzierzaw Olega
Ruś zbrojna staje, i posłuszna panu
Trzema szlakami pospiesza do Sanu.

Kniaź Roman pułki przesilne oblicza,
I hołd mu ruskie oddają narody,
Bo odtąd bramy wysokie Halicza
Przewaga Lachów i kniaziów niezgody
Otwarły groźnej władzy Mścisławicza
Od gór węgierskich do Dnieprowej wody
Ruś, w jedno ciało, choć niewolą zlana,
Najwyższym panem uznaje Romana.


W pochód Rusini! na północ wam droga!
Kniaź Roman woła, i sprawuje szyki:
Lecz nim przed wami oręż i pożoga
Kurz krwi, dym zagród i trwożne okrzyki
Pomiecie w niebo; dobrze jest od Boga
Rozpocząć dzieło. A więc do władyki
Posyła Roman, by władyka stary
Pobłogosławił książęce sztandary.

Przybył władyka ze swemi kapłany,
A kniaź mu rzecze: „Błogosław me woje,
„I poświęć sztandar wichrami rozwiany,
„Niech mię w szczęśliwe poprowadzi boje.
„Gdym połowieckie zwyciężał sałtany,
„Miecz mój wspierały święte modły twoje.
„Masz moc cudowną; więc do nowej bitwy
„Pokrzep mię słowem pobożnej modlitwy.
 
„Pragnę-bo szerszej i głośniejszej sławy,
„Niźli z Połowców lub litewskiej dziczy:
„W dziedziny Lachów mord poniosę krwawy,
„I Ruś zbogacę plonem mych zdobyczy.“
Władyka na to: „Zamysł twój nieprawy,
„Bo na przyjaciół oręż najezdniczy
„Chcesz podnieść kniaziu, niepomny przymierza
„Które cię łączy z rodem Kazimierza.“
  
„Jeden Bóg Rusi i Mazowsza strzeże,
„Chociaż niemiłe nam obrządki Lachów,
„Nie przeto tobie z Piastami przymierze
«Zrywać się godzi, wnuku Monomachów!

„Na wschód, o kniaziu! z kąd Chrystusa wierze
„I świętej Rusi tysiące zamachów
„Grożą od pogan i Klazmeńców dumy,
„Na wschód orężne prowadzić ci tłumy!“

„Nie tobie sądzić o książęcem prawie,“
Z gniewem kniaź Roman władyce odpowie,
„Jam cię do rady nie wezwał! Wyprawie
„Mojej błogosław, lub biada twej głowie!“
Władyka odparł: „W świętych modłów słowie
„Jest moc cudowna; lecz nie każdej sprawie
„Bóg błogosławi, i modły daremne,
„Gdzie chęć bezbożna, lub myśli nikczemne.“

Kniaź Roman gniewem oblicze nasroży,
I drżą bojary przed gniewem Romana:
A kornie głowę chyląc sługa boży,
Rzecze: „Masz władzę, i z nieba ci dana,
„Ale mię władza twoja nie zatrwoży,
„Bo wiem, co prawdą jest w obliczu Pana,
„Lecz ty, o kniaziu, nie wiesz czy z wyprawy
„Wrócisz, halickie oglądać dzierżawy.“

Przebóg! władyka krwią swoją się zbroczy:
Halicki książę przebaczać nie umie!
Lecz cóż-to? Roman w ziemię gniewne oczy
Wlepił, i stanął w głębokiej zadumie......
Czy w głosie starca uczuł duch proroczy,
Czy zemsty szukał obrażonej dumie?
Nie wiem, lecz dziwnie ponure miał lice
I nic nie rzekłszy, dał odejść władyce.


................

Zagrały trąby, powiały sztandary
Kniaź Roman pułki ku granicy wiedzie,
I dzielny rumak przez góry i jary
Unosi księcia, za którym na przedzie
W stalowych zbrojach hasają bojary
I chrobrej Rusi młódź dorodna jedzie.
Wszerz i wzdłuż, kędy tylko dojrzysz okiem
Ciągną się pułki wezbranym potokiem.
................
................
................

O gdybym pieśni Bojana polotem
Minionych czasów umiał spiewać sławę,
Lub z tobą wiekom słowem dzwonić złotem,
Wieszczu! Igora przetrudną wyprawę
Płaczący starym bujnej myśli zwrotem;
Godniejbym pułki i boje te krwawe
Opiewał, wedle śmiałej mojej chęci
Ku czci praojców, i wnuków pamięci!

Lecz inne czasy, odmienne dziś mowy,
A krwawsze jeszcze i straszniejsze dzieje;
Nie zagrzmieć pieśni w rozgłos Bojanowy,
Nie wieszczyć piersi, co boleścią mdleje!
O! z dawnych podań bogatej osnowy
Już duch rodzinny w inną stronę wieje;
I starym ojcom w grobach się nie śniło,
Co się w boleściach ich wnuków zmieniło.


Późniejsze kości spróchniały już w polu
Kędy ich prochy wiatry roznosiły;
Lasem piołunów, ostu i kąkolu
Na ich mogiłach porosły mogiły,
I pokolenia wychowane w bolu
Tych bolejących miejsce zastąpiły.
Zaledwie w tęsknej starych wieszczów dumie
Jęki przeszłości potomność zrozumie.

Zaledwie kędyś z pergaminów pleśni,
Co świętych murów wyściela zakątki,
W kilku oddźwiękach starodawnej pieśni
Odżyją wieków zapomniane szczątki,
I chwilkę jaką w dumaniu się prześni
Nad tajemniczym urokiem pamiątki
Gdy z kart pożółkłych zbutwiałego zwoju
Powstanie przeszłość w promiennym ustroju.

O! mimowolnie dłoń za gęśl porywa,
Chciałaby echo przerwanej piosenki
W dalszej melodji powiązać ogniwa,
Powtórzyć spiewu czarodziejskie dźwięki.
Daremna śmiałość! owa stróna żywa
Już dziś śmiertelnej nie usłucha ręki,
I tylko duchom w nadziemskiej krainie
Odszukać tonu, co tutaj zaginie!

Tam go w błękitów gwieździstem bezbrzeżu
Z tobą promienne strzegą cherubiny
Aniele Boży! ty duchu-rycerzu,
Coś sztandar Rusi ozdabiał w wawrzyny

Dopóki z Bogiem i z sobą w przymierzu
Umiały walczyć jej żelazne syny;
Tam duchom ziemską znękanym podróżą
Kiedyś go duchy eteru powtórzą.
................

Lecz synom ziemi z przeszłości pomroku
Miło ojczyste wydobywać wieści,
Choć dźwięk niesilny w nowej pieśni toku
Miło ją spiewać dla rodzinnej treści
Wiejącej smętem takiego uroku
Jak wiatr, co w trawie kurhanów szeleści,
Lub groźno huczy przez wieżyc zwaliska
I falą Dniestru pod stopy im pryska.

O szumny Dniestrze, sine twoje wody
Płyną a płyną ku dalekiej ziemi
Przez ziemię naszą, a z niemi w zawody
Czas niepowrotny mknie nurty szybkiemi.
Znikły plemiona, rozpadły się grody,
A ty falami nie przepłyniesz twemi:
Gdybyś te wieki opowiedzieć umiał
Któreś w kamiennem łożysku przeszumiał!

Gdybyś powtórzył, synu połoniny!
Sławę co niegdyś nad tobą zabłysła;
Dawniejszych kniaziów przygody i czyny,
I brzmiący rozgłos chwały Ośmomysła
Co ludem władał aż po Dunaj siny,
A po nim burza nad Rusią zawisła,
Aż Roman słynny z męztwa i srogości
Posiadł obszerne Włodymirska włości,


I znowu z kniaziów halickich stolicy
Świetniejszy jeszcze blask w okół uderza;
Wskrzeszone stalą w Romana prawicy
Zdają się wracać czasy Włodzimierza:
Roman na złotej kijowskiej stolicy
Kniaziów osadza i władzę rozszerza;
Za krzywdę ojca, za krzywdę Kijowa,
Nad Dnieprem błyska szabla Romanowa.
 
Wielkie to były, chociaż srogie czasy,
Żelazne pułki Ruś do boju słała,
Wrzały dokoła zwycięzkie zapasy,
Brzmiała cześć ziemi, a kniaziowi chwała.
Litwa na północ w nieprzebyte lasy
Uszła z pogromu, i Jaćwież zuchwała
Co z ruskich krain plon znosiła złoty,
Podała karki pod ostre brzeszczoty.

Przeglądnij Greków stare latopisy,
Te ci powiedzą o bojach Romana,
Te ci powiedzą przed czyjemi spisy
Pierzchła pohańców tłuszcza rozhukana,
Gdy się zagnały połowieckie bisy
W nędzne dziedzictwo wielkiego Trajana,
I pan najstarszej na świecie korony
W Haliczu szukał wsparcia i obrony.

Od czarnej puszczy w Litwinów krainie,
Od Świętej Zofii nad Bosforu falą,
Oddzwania grzmotem, pod niebiosa słynie
Chwała, hartowną wydzwoniona stalą,

Sokolim lotem po nad morza płynie,
Aż kędy Boga w stu kościołach chwalą
Słyszy rzymski władyka wyniosły
I do Halicza szle dary i posły.
 
Przyszli posłowie w książęce podwoje
I rzekli: „Kniaziu: możnyś i wsławiony,
„Masz dzielne hufce i hartowne zbroje;
„Lecz jak przystało, nie jesteś uczczony:
„Wyższe nad książąt dostojeństwo twoje;
„Czemuż królewskiej nie masz mieć korony?
„Weź ją! Lecz niechaj wprzód z królami świata
„Jedna cię wiara i obrządek zbrata.

„Niechaj Rusinów z ludami zachodu
„Na wieki sojusz połączy duchowy;
„Niechaj nienawiść siana z Carogrodu
„Przestanie dwoić kościół Chrystusowy.
„Dla sławy twojej, dla twego narodu
„Uczyń to panie! a oręż Piotrowy
„Co blasku ziemskim koronom dodaje
„Da ci potęgę i rozszerzy kraje!“

Posłów czekała odprawa zelżywa,
Bo gdy o Piotra mieczu wspominali,
Kniaź Roman głowni błyszczącej dobywa
Ze złotej pochwy — a z hartownej stali
Była to głownia; różne o niej dziwa
Po wszystkiej ziemi ludzie powiadali. —
„Póki mam, rzecze, ten mój kord stalowy,
„Nie dbam o inny, choćby i Piotrowy.“


Bujny Romanie! harde twoje słowa
Jako ten brzeszczot olśniony od słońca;
Lecz kiedy chmura nadciągnie gromowa,
Czy zawsze błyszczeć będzie twój obrońca,
Czy wierna głownia wierności dochowa?
Długo ten błyszczał, kto błyszczał do końca,
Ale na hardym sąd nieba widomy
I ciężki koniec niosą boże gromy!
................

Roman łacińskiej nienawidził wiary
I klął się w gniewie: „Lachów plemię wraże
„Wytnę do szczętu, spustoszę obszary,
„I w proch obrócę grody i ołtarze!“
Więc grają trąby, i wieją sztandary:
Roman Rusinom na Lachy iść każe;
Wszerz i wzdłuż, kędy tylko dojrzysz okiem,
Ciągną się pułki wezbranym potokiem.
 
Wezbrany potok szumi przez doliny,
Burza z gór ciągnie; a halki stadami
Na żer zlatują w lechickie równiny,
Któż się ostoi przed burzy gromami?
Kto w bystrym pędzie wstrzyma Dniester siny?
Kto bój podejmie z Romana pułkami?
Halki na północ mkną, a orłów stada
Do gniazd się skryły. Lackiej ziemi biada!

W modrzewim dworze, nad brzegami Wisły
Wszewołodówna biedzi się i trwoży;
Młodziutkich książąt dziecinne umysły
Nie dospią broni! Światłem krwawej zorzy

Po lackiej ziemi pożogi zabłysły,
Na lackim ludzie ruski miecz się sroży.
Już w ojcowiznie Leszka i Konrada
Zagościł Roman; lackiej ziemi biada!
 
O! płoną zamki, płoną ludne sioła,
Cwałują konie po zasianej roli;
Zielone niwy zdeptane dokoła:
Niewczesne żniwo wojennej swawoli!
Próżno lud jęczy, i o litość woła;
Kto uszedł śmierci nie ujdzie niewoli:
Już tłumy jeńców pędzone szlakami
Rodzinne strony żegnają ze łzami.

A tam za nimi dymią zgorzeliska
I sandomierska boleje kraina;
A miecz i ogień coraz dalej błyska:
Kniaź Roman staje u murów Lublina.
Za nim i przed nim czernią się zwaliska,
Za nim i przed nim niedoli godzina!
Warowny Lublin stanął mu na drodze,
Więc kniaź się zżyma i grozi załodze.

Broni się Lublin wkoło opasany;
Już czwarty tydzień w ciągłych walkach mija,
Już czwarty tydzień o kamienne ściany
I gniew i męztwo próżno się rozbija.
Wtem do obozu goniec zadyszany
Przybiega z wieścią. Roman obóz zwija,
Porzuca Lublin i do Sandomierza
Szybkim pochodem z całym wojskiem zmierza.


Słał bowiem Leszek posły do Romana
Prosząc o zgodę; i węzeł rodzinny,
I krew na wspólnych potrzebach przelana
I bratnich książąt słaby wiek dziecinny
O nią błagały. Lecz nieubłagana
Dusza wskazała księciu zamysł inny;
I ziem halickich szerokie granice
Miały braterskie rozszerzyć dzielnice.

I rzekł kniaź Roman: „Któż mi się ostoi,
„Helena może, lub ten jej pieszczony
„Dzieciuch, co w życiu swem nie dźwigał zbroi
„I dał się wyzuć z krakowskiej korony?
„Ho, kędy przejdą kopijnicy moi,
„Kędy przeleci koń mój doświadczony,
„Skłonią się grody pod stopy mojemi
„I rzymska wiara zniknie z lackiej ziemi!“

Leszek i Konrad w sandomierskim grodzie
Zwołują radę, i rzekła im rada:
„Z halickim kniaziem nie o bratniej zgodzie,
„Lecz o obronie pomyśleć wypada.“
Mazowieckiemu zatem wojewodzie,
Który zarządzał dzielnicą Konrada[4]
I Goworkowi rządcy Sandomierza,
Książęca rada obronę powierza.


Krystyn Gozdawa w głośny róg uderza,
Goworek wici szle po okolicy;
Ognie znak dają, hasło się rozszerza:
Z krakowskiej ziemi ciągną ochotnicy;
Po wszej krainie synów Kazimierza,
Po brzegach Wisły, po brzegach Pilicy,
W zamkach i dworach szlachta na koń siada
I ostre kosy gotuje gromada.

Oto wieść którą u murów Lublina
Odebrał Roman: Z tąd pospiech pochodu;
Pragnął albowiem, nim obok Krystyna
Liczniej się zbierze zbrojny tłum narodu,
Stanąć, gdzie Wisły ciągnie się dolina
I ubiedz bramy Leszkowego grodu.
Szybko Ruś zdąża, a sam kniaź na przedzie
Halickie pułki pod Zawichost wiedzie.

Tam kędy brzegi gęsty bór okrywa
I z jasną córą zatatrzańskich śniegów
Powolnym biegiem kręty San się spływa.
Na czele tłumnych i zbrojnych szeregów
Szeroką Wisłę kniaź Roman przebywa.
Spłoszone ptactwo nieznajomych brzegów
Z gęstych zarośli zrywa się chmurami,
Z wrzaskiem i z gwarem krąży nad pułkami.

Za wodą hufce o wieczornym chłodzie
Stanęły, spocząć przed jutrzejszym znojem
Po całodziennym dzisiejszym pochodzie.
U stóp ich Wisła drzémie w łożu swojem;

Czerwcowe słońce gaśnie na zachodzie:
Głośno i gwarno pod namiotów rojem,
Lecz spokój całą przyrodę okrywa,
Milczy bór wkoło, i uspiona niwa.

Już i w obozie rycerstwo nie gwarzy,
Ucichły spiewy, i tylko szum wody
Wtórzy wołaniom obozowej straży.
Kniaź Roman patrzy na zbrojne narody,
O sławie swojej, o zwycięztwach marzy,
I dawnych bojów wspomina przygody,
I pewność widzi w losach nowej wojny:
Więc słodko usnął, o jutro spokojny.

Lecz Wisła dziwnym jakoś grała szumem
I nocne ptaki żałośnie kwiliły,
A ciężkie myśli, much nieznośnych tłumem
Natrętnie brzęcząc, cięgle się roiły
Przed rozmarzonym pomyślnością umem,
I sen kniaziowi przyśnił się niemiły.
Może wiatr szumiał przez ruskie sztandary,
I z wiatrem nocne przesuwały mary?

Bo widział Roman o północnej dobie
Jak niebo w czarne oblekło się chmury,
A w chmurach rozdźwięk zajęczał ponury
I dwa się wojska zbliżały ku sobie;
Dwie rzesze ptaków. Sokół czarnopióry
Hetmanił jednej; i zwarły się obie:
A trzykroć większą sokoł wiódł od wschodu;
Mniejsza, bez wodza, przyszła od zachodu.


I widział Roman jako rój szalony
Zwarł się i harce napowietrzne zwodził,
I jak zuchwale od zachodniej strony
Skrzydlaty hufiec na sokoła godził
I orszak jego pierzchał przerażony,
A on ku Wiśle przed wrogiem uchodził,
I krwią Romana obryzgał czerwoną,
I czarne pióra ronił mu na łono.

Tak nieraz, kiedy płochym snom wesela
Zwodzić się dajem, ufni w błogiej doli,
Opatrzność sama przestróg nam udziela
I okiem duszy przejrzeć nam dozwoli;
A próżna duma, co nazbyt ośmiela
I szał znikomych uciech i swawoli
Znika przed światów ponurych widokiem,
Dojrzanych sennem, lecz nieziemskiem okiem.
 
Kniaź Roman nie był wolnym od tej trwogi
Co w snów znaczenie złe lub dobre wierzy,
I chętnie wieszczej usłucha przestrogi;
Lecz zbyt pożądał zwycięztw i łupieży,
Zbyt wielkie siły, a słabe miał wrogi,
I zbyt był pewnym, że skoro uderzy
Pokona Lachów, by go sen złowrogi
Zdołał przerazić i zawrócić z drogi.
...............

Świta dzień jasny na wschodnim błękicie,
Budzi się ptactwo, wesołemi spiewy
Witając jutrznię, i gwarliwe życie
Napełnia Wisły zamglone rozlewy.

Wstał kniaź halicki o zarannym świcie,
I snu widziadła i przedsenne gniewy
Przypomniał sobie: ale gniew przeważa,
Więc kniaź się zbroi, i na sen nie zważa.
 
Już ruskie pułki stanęły pod znaki
I trąby hasło do pochodu dały,
Ruszają przodem książęce orszaki
Kniaź i bojarów poczet okazały.
Lecz cóż to? w dali zatętniły szlaki,
I jakieś rogi w powietrzu zagrały.....
To Lachy! okrzyk szerzy się dokoła;
Kniaź zwraca konia, i na pułki woła.
 
To Lachy! oto sztandar sandomierski,
Przy nim Goworek siwy, — od Mozgawy
Znany książęciu stary wódz braterski:
Dalej wśród kopij i kłębów kurzawy
Płockiego grodu wieje znak rycerski;
A tam bez znaków bez dziedzicznej sławy,
Wezwan’ od książąt do odpornej wojny,
Lud pracowity, w swoje kosy zbrojny.

Lachy w bojowym postępują szyku
Żelazne roty jeżą się włóczniami,
A lekkie hufce wśród zgiełku i krzyku
Już się z Rusinów przedniemi strażami
Ścierają, strzały puszczając bez liku
I grożąc jeźdzcom ostremi kosami.
Za nimi tętni ciężki krok konnicy
I brzmi pobożna pieśń Bogarodzicy.


Wspiął Roman konia i na wodzów skinął
Wodzowie pułki do boju sprawili,
Lecz nim się całkiem ruski szyk rozwinął
Już nań Lechici pędem uderzyli,
Już świętej pieśni odgłos się rozpłynął
I sroższy rozdźwięk zawrzał w jednej chwili:
Zwarły się pierwsze kopijników roty,
Szczęknęły miecze, i tarcze i groty.

Lachy z kusz celne miotają pociski
Lecz gęściej rażą ruskich łuków strzały.
Chrzęszczą pancerze i orężów błyski
Migocą ponad rząd hełmów wspaniały.
Roman z orszakiem na pagórek blizki
Wjechał i z tamtąd Lachów poczet mały
I hufce swoje przejrzał i wśród wrzawy
Tak wołał szydząc do Lacha Gozdawy:

„A gdzie twój książę, mazurski sotniku,
„Co cię tu wysłał z tą garstką motłochu;
„Czy bał się może ruskich rot okrzyku,
„Czy skwaru słońca, lub kurzu i prochu?
„Czy w Piotra mieczu, lub też w namiestniku
„Jego zaufał, w owym dumnym Włochu
„Co to odbiera i daje korony,
„Jak Bóg od wszystkich Łacinników czczony?

„Pójdźcie tu Lachy! nie w rzymskim kościele
„Święcony kord mój, a jednak ujrzycie
„Ile nim Rzymian wnet trupem pościelę:
„Pójdźcie, któremu zbyt obrzydło życie!“

Krystyn Gozdawa na Lechitów czele
Słyszy Romana i woła: „Słyszycie
„Bracia, jakiemi wyzywa nas słowy
„Pokrewny książę i lennik Leszkowy!
 
„Naprzód Płoczanie, za ciężkie urazy,
„Za krzywdy nasze, za krew i rozboje!“
Słyszą Lechici Krystyna wyrazy,
I lecą naprzód i gruchocą zbroje,
I Ruś się krwawi pod ciężkiemi razy;
Uchodzą z pola Romanowe woje!
Krzyknął kniaź Roman i z koniem się rzucił
I pierzchających do szyku zawrócił.

Wre bój zażarty, kwiat niskiej młodzieży
Walczy o sławę dla kniazia i siebie.
„Boh s namy!“ okrzyk Rusinów się szerzy,
„Bóg z nami, Bóg nas wesprze w tej potrzebie“
Brzmi hasło lackich wodzów i rycerzy.
Jedna wam mowa, jeden Bóg na niebie,
Jedna w Nim wiara — czemuż w ciężkiej zwadzie
Brat przeciw bratu w Nim Nadzieję kładzie?

Czemuż o kniaziu, ty kniaziu Romanie,
Powiodłeś pułki w bój ten niegodziwy,
O czemuż w gniewie zamyśliłeś panie
Krwią ruską zrosić sandomierskie niwy!
U granic twoich zasiedli poganie,
A ziemię twoją czeka los straszliwy:
Krwawemi łzami zapłaczą po tobie
Dzieci sieroty, cała Ruś w żałobie!


Wre bój zażarty; znów Lachów przewaga
Halickie roty łamie i odpiera,
Pierzchają szyki i popłoch się wzmaga,
Gozdawa żwawiej i śmielej naciera
I kopijniki książęce przemaga,
Roman z odwodu posiłki przybiera,
Zagrzewa mową i zastępy nowe
Wiedzie, gdzie pułki przemogły Leszkowe.

O tętni ziemia, złota zbroja świeci,
Lśni święty Jerzy na czerwonej tarczy,
Jasnego miecza kniaź dobył i leci
Gdzie błyszczą groty, tysiąc łuków warczy
I świszczą strzały w burzliwej zamieci.
Leci kniaź Roman — o słów mi nie starczy
By postać jego opisać wspaniałą
I męztwo które z ócz jego błyskało.
 
I słów nie starczy, by oddać misternie
Jasnego miecza piorunne zamachy,
I zapał boju rosnący bezmiernie
I męztwo jednych, a drugich postrachy.
Ruś przy Romanie wytrzymała wiernie
I krew swą lała, i lały krew Lachy,
A długo, długo wrzała walka krwawa
Aż tak na swoich zawołał Gozdawa:

„Bracia, nie chwały szukamy w tym boju,
„O życie nasze i rodzin walczymy,
„Za pogwałcone ustawy pokoju,
„Za krew bezbronnych, za pożarów dymy!

„Kniaź Roman sztandar łupieztw i rozboju
„Na dom nasz podniósł; czyliż ustąpimy,
„Czyli nikogo nie masz w lackiej ziemi,
„By za krew ciosy odpłacić krwawemi?“
...............

Ho! na Mazowsza dzielna młódź dorasta
Jak i na Rusi, i z krwią Ukrainy
Równa się tylko krew serdeczna Piasta:
Wiedzą to Niemcy, wiedzą Moskwiciny!
Komu w tych krajach da życie niewiasta,
Kto dzieckiem Wisłę lub Dniepr widział siny,
Temu daj tylko oręż i swobodę
A sławą w gwiazdy wzleci orlę młode.
...............

Zawołał hetman, zniżyły się groty,
Poskoczył hufiec mazowieckiej młodzi;
Szumią u barków orlich skrzydeł loty:
Skrzydlaty hufiec na Romana godzi.
Ruś pierzcha z pola; mięszają się roty,
Kto żyw ku Wiśle przed śmiercią uchodzi;
Od lackich mieczów, przy kniaziu Romanie,
Polegli wierni słudzy i dworzanie.

Padł znak książęcy — a orły Leszkowe
Rozpięły skrzydła do chyżej pogoni;
Napróżno Roman szle rozkazy nowe
I mieczem w miecze sandomierskie dzwoni:
Z trwożnym pospiechem przez pole bojowe
Pędzi w zamieszce tłum mężów i koni;

Pod kniaziem rumak wspina się i pada,
Grzmią lackie rogi: Ruskiej ziemi biada!

Wyskoczył Roman z bogatego siodła,
Cisnął precz wierny miecz swój, miecz stalowy,
Czerwoną tarczę i książęce godła,
I dopadł konia, co go przez parowy
Uniosł, gdzie trwoga Rusinów zawiodła,
Gdzie Wisła w całun chłonęła grobowy
Tych co się mierzyć ważyli z jej falą,
Uszedłszy z pola przed lechicką stalą.

Kniaź Roman z koniem skoczył w nurt spieniony,
Za nim Lechici pędem się rzucili......
O! dzwonią rogi, wieje znak czerwony:
Sandomierzanie Wisłę wpław przebyli
I razem z kniaziem u przeciwnej strony
Dopadli brzegu; a w tej samej chwili
Błysnęły miecze nad głową Romana
I ruska ziemia została bez pana.
...............
...............

Takie-to waśnie przed laty bywały
I takie siły ścierały się wzajem;
A lepsze czasy później nieba dały
I pokój boży był nad biednym krajem.
Na wieki w jeden dwa rody zlały,
Zbratane mową, krwią i obyczajem,
I taką sławą wspólny dom okryły
Że przy jej blaskach dawniejsze się zćmiły.


Pięćset lat przeszło, jak halickie grody
Obiął w dziedzictwie po wnukach Romana
Jedyny z królów, co mu przez narody
Nazwa Wielkiego w Polsce była dana;
Pięćset lat przeszło, wśród wolności, zgody,
Ziemia ta ruska, z lechicką zbratana
Tak silnym węzłem z nią się kojarzyła
Że go już ludzka nie rozerwie siła.

Któż z was, potomki rycerskiej drużyny,
Co tam walczyła nad Wisły brzegami,
Zdoła powiedzieć, z czyimi pułkami
Szedł pod Zawichost dziad jego rodziny?
Czy skroń z Lachami ozdobił w wawrzyny,
Czyli zwyciężon, uszedł z Rusinami?
Gdy był zwycięzcą, któż się ztąd poszczyci,
Gdy poległ, w odwet któż za miecz pochwyci?

Zasłona wieków te dzieje pokryła,
Już duch rycerski zawiścią nie pała,
Nie woła zemsty praojców mogiła.
Z tego co pamięć wnukom przechowała,
Czem tarcz herbową przeszłość zaszczyciła,
Wspólna dziś Rusi jak i Laszni chwała;
I wspólnych wrogów mają obie ziemie,
I wspólnych nieszczęść przygniata je brzemię.

„Co w spiewie odżyć ma w potomne lata,
„To niechaj w życiu na wieki zaginie;“
Waśń ginie, skoro rycerstwo się zbrata,
Więc powieść o niej niechaj w pieśni słynie;

Niechaj ta przeszłość w pamiątki bogata
Przed okiem późnych wnuków się rozwinie,
Niech uczy wszystkie szanować wspomnienia,
I czyny mężów, i Boskie zrządzenia.

Bo tu nie koniec, o nie koniec pieśni,
O wielu rzeczach miałbym spiewać jeszcze,
O wielu dziwach nikt prawie już nie śni,
A gdy zechcecie, tu wam je domieszczę,
O wspólnej matki synowie boleśni!
W książnicy losów drzémią myśli wieszcze,
Tylko sen ciężki uspił naród chory
A duszę jego trapią senne zmory!








  1. Przez „wynarodowienie“ można tu jednak tylko rozumieć narzucenie języka i powierzchownych znamion cywilizacji, duch narodu nie da się wcielić w ten sam sposób, i tak Gallowie i Iberowie mimo przyjęcia języka łacińskiego nie zostali Rzymianami, Illirowie, Trakowie i Azjaci nie stali się w niczem podobnymi do dawnych Hellenów — chociaż ich nauczono mowy Peryklesa i Temistokla; Moskale zatrzymali odrębny charakter niesłowiański, mimo przyjęcia języka słowiańskiego.
  2. Lelewel, Dzieje Litwy i Rusi.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Julian Ursyn Niemcewicz.
  4. Dział między bracią w skutek którego Konradowi przypadło Mazowsze, nastąpił właściwie dopiero później. Krystyn Gozdawa herbu Lilie, znany jako pogromca i postrach Prusaków, był wojewodą płockim czyli mazowieckim, i dowodził pod Zawichostem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.