Strona:Jan Lam - Zawichost.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —

Czerwcowe słońce gaśnie na zachodzie:
Głośno i gwarno pod namiotów rojem,
Lecz spokój całą przyrodę okrywa,
Milczy bór wkoło, i uspiona niwa.

Już i w obozie rycerstwo nie gwarzy,
Ucichły spiewy, i tylko szum wody
Wtórzy wołaniom obozowej straży.
Kniaź Roman patrzy na zbrojne narody,
O sławie swojej, o zwycięztwach marzy,
I dawnych bojów wspomina przygody,
I pewność widzi w losach nowej wojny:
Więc słodko usnął, o jutro spokojny.

Lecz Wisła dziwnym jakoś grała szumem
I nocne ptaki żałośnie kwiliły,
A ciężkie myśli, much nieznośnych tłumem
Natrętnie brzęcząc, cięgle się roiły
Przed rozmarzonym pomyślnością umem,
I sen kniaziowi przyśnił się niemiły.
Może wiatr szumiał przez ruskie sztandary,
I z wiatrem nocne przesuwały mary?

Bo widział Roman o północnej dobie
Jak niebo w czarne oblekło się chmury,
A w chmurach rozdźwięk zajęczał ponury
I dwa się wojska zbliżały ku sobie;
Dwie rzesze ptaków. Sokół czarnopióry
Hetmanił jednej; i zwarły się obie:
A trzykroć większą sokoł wiódł od wschodu;
Mniejsza, bez wodza, przyszła od zachodu.