W matni (Urke-Nachalnik, 1938)/Rozdział X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Urke-Nachalnik
Tytuł W matni
Podtytuł Powieść sensacyjna
Wydawca Wydawnictwo M. Fruchtmana
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ X

W jednym z najelegantszych pensjonatów pod Nowym Jorkiem panował ruch ożywiony. Gośce poruszali się z dystynkcją, nie zważając na siebie. Wszystko tu odbywało się w nastroju sztucznym, sztywnym Służba murzyńska stała na umówionych miejscach, pełna oczekiwania na najmniejszy rozkaz wyfraczonych partów i wydekoltowanych pań.
Większość gości rekrutowała się z posażnych, ale starszych panien i podtatusiałych kawalerów, którym interesy nic pozwalały na to, by w porę zainteresować się zmianą stanu cywilnego. Goście tu sprawiali wrażenie, jakby byli pokłóceni z całym światem i nawzajem się nie znosili.
Jedynie dwie osoby wyróżniały się w tym towarzystwie, ściągając powszechną uwagę. Byli nimi Stasiek Lipa i jego córka Aniela.
Oboje podróżowali po całym świecie, a gdy dotarli do Nowego Jorku Stasiek Lipa umyślnie wybrał ten osobliwy pensjonat w przeświadczeniu, że w tym towarzystwie jego urodziwej córce nic grozić nie może...
A Aniela rozkwitała i promieniała swoją urodą, budząc wszędzie powszechny zachwyt dla swej osoby.
O Janku nie mogła zapomnieć. Im bardziej oddalała się od Warszawy, tym silniejsza trawiła ją tęsknota.
Staśkowi nie był obcy jej stan psychiczny. Nie spuszczał jej z oka. Na okręcie Aniela dostawała silnych ataków nerwowych i była bliska obłędu. Pozostawała pod opieką lekarza okrętowego. Imię Janka nie schodziło z jej ust. Z biegiem czasu opanowała wybuchy płaczu. W duszy przywiązanie do Janka wzmacniało się z każdym dniem.
Stasiek Lipa robił w pensjonacie wrażenie starszego przemysłowca, który odbywa podróż w towarzystwie córki. Wszędzie panowie oprowadzali Anielę pożądliwymi spojrzeniami, nie mogąc sobie wybaczyć, że Stasiek Lipa nie opuszcza córki ani na chwilę.
Anieli me zależało na towarzystwie mężczyzn. Przeciwnie, starała się zapomnieć o nich.
Pewnego razu Aniela próbowała nawet uciec do Europy, do swego ukochanego. W ostatnim momencie przed ucieczką opanowała się, zdając sobie sprawę z tego, że byłoby to dobiło jej ojca do reszty.
W oczach Staśka Lipy Aniela nie była dorosłą panną, kobietą dojrzałą, lecz małym dzieckiem, którego nie można zostawić na chwilę bez opieki. Razem spędzali czas, przy jednym stole spożywali posiłki, w jednym nocowali pokoju.

W czasie długich spacerów Stasiek opowiadał córce dzieje swego życia. Aniela nie czuła teraz do niego urazy, ani nie żywiła do niego nienawiści lub pogardy. Przeciwnie, słuchając tych straszliwych historyj, budziło się w niej współczucie. Nikt, jak ona, nie mógł zrozumieć jej ojca. Ryła przekonana, że jej ojciec byłby zupełnie innym człowiekiem, gdyby los inaczej pokierował jego życiem.
Stasiek Lipa postanowił zabawić dłużej w tym pensjonacie, by oddać córkę dłuższej kuracji nerwów.
Po kilkudniowym pobycie w pensjonacie, gdy Aniela siedziała wieczorem w pokoju u okna naraz zauważyła młodego człowieka, który jej się ukłonił z elegancją.
Aniela utkwiła wzrok w przybyłym, który żywo przypomniał jej Janka.
Naraz Aniela odskoczyła od okna. Po chwili Aniela znów podeszła do parapetu okna. Nieznajomy stal na tym samym miejscu, zapatrzony w okno pokoju Anieli. Teraz przyjrzała mu się bliżej. Był to mężczyzna lat 28, wysoki, wysportowany o niebieskich oczach  Blond czupryna ozdabiała jego głowę.
Aniela odeszła od okna zawstydzona, ze tak długo obserwowała nieznajomego. Serce jej z niewiadomej przyczyny zabiło mocniej.
Usiadła zadumana. Nawiedziły ją marzenia. W wyobraźni ujrzała ukochanego Janka i zagrały w niej namiętności. Naraz odżyła w jej pamięci scena w pokoju hotelowym, kiedy przed przybyciem policji Janek rzucił się na nią.
A po chwili ujrzała siebie w objęciach komisarza Żarskiego. Uczucie strachu przejmowało ją teraz, na myśl, że Żarski już nie żyje. Nie wątpiła, że komisarz kochał ją prawdziwie. Niejednokrotnie przeżywała wyrzuty sumienia, że z jej powodu popełnił samobójstwo.
Również niegodziwiec Moryc wypłynął teraz w jej wyobraźni. Przypomniała sobie pobyt w willi Krygiera w Poznaniu oraz nocną nieproszoną wizytę Moryca w jej pokoju. Była zadowolona, że go wówczas spoliczkowała.
Na wspomnienie o tym bliska była wybuchu śmiechu. I nie wiedziała dlaczego naraz pragnęła go tu zobaczyć w Ameryce. Tęskniła za widokiem znajomej twarzy, za człowiekiem, który miał coś wspólnego z jej przeżyciami przeszłości. Wiedziała, że Moryc jest Amerykaninem i że mieszka w Nowym Jorku.
Rozmyślając o tych rzeczach czuła, że jej serce bije niespokojnie, tęskni za czymś, co ludzie nazywają miłością. Opanowało ją uczucie niepokoju.
Rozważania te i wspomnienia obudziły w niej niebieskie oczy nieznajomego, który stanął pod jej oknem.
Stasiek Lipa wiedział, jak trafić do serca Anieli, dobrym słowem wpłynął na córkę, by coraz mniej myślała o Janku, a w duchu postanowił wyszukać dla Anieli odpowiedniego kandydata na męża, człowieka uczciwego.
Zdrowie Staśka Lipy pogarszało się z każdym dniem. Co raz częściej dostawał ataków sercowych... Niewiele spodziewał się od życia. Pragnął tylko umrzeć już po tym, gdy córka jego znajdować się będzie przy boku godnego jej męża.

Chwilami był nawet gotów oddać córkę matce, hrabinie. Czyż dziecku może być źle u matki? Ale po chwili rozwagi porzucał tę myśl.
Żyję jeszcze i potrafię urządzić jedyną córkę — strofował samego siebie w duchu.
Tego wieczora doszło między ojcem a córką do zasadniczej rozmowy.
Było to tak.
Gdy nieznajomy odszedł, Aniela zaczęła przeglądać się w lustrze, kokietując samą siebie. Przekonała się, że jest piękna i powabna.
Wtem Stasiek Lipa, który przez cały czas drzemał w fotelu, obudził się. Zdumiony spojrzał na Anielę, wystającą przed lustrem.
— Co się stało? — zapytał Stasiek Lipa.
— Nic. Bardzo się cieszę, że już nie śpisz. Smutno mi bez ciebie.
— Z tego powodu przeglądałaś się w lustrze?... Powiedz, co ci już strzeliło do głowy. Widać, coś zaszło podczas mego snu?
— Nie, ojcze..
— Nie powinnaś niczego przede mną ukrywać.
— Trzymasz mnie, jak więźnia w celi. Nawet własnych myśli mieć mi nie wolno!... — tupnęła Aniela nóżka.
Słowa te spadły na Staśka niespodzianie.. Zrozumiał teraz, że Aniela jest dojrzałą kobietą, i że nie można jej więzić. Owszem, jest jej ojcem, ale córka musi mieć swoje towarzystwo.
Przez dłuższy czas Stasiek Lipa siedział pogrążony w rozmyślaniach. Gdy wstał i wyprostował się, rzekł do córki:
— Z dniem dzisiejszym zmieniamy nasz tryb życia...
Aniela spojrzała na niego pytająco.
— Jestem zbyt egoistycznie nastrojony — uśmiechał się gorzko Stasiek Lipa. — Niedobrze postępowałem, trzymając cię stale przy moim boku. Jestem stary, a ty — młoda. Chociaż jestem twoim ojcem, stałe przebywanie w moim towarzystwie może ci się wreszcie znudzić... Zdaję sobie sprawę z tego, że wolisz przebywać w otoczeniu wesołych, roześmianych twarzy...
Naraz Stasiek urwał. Jego uwagę przykuł pewien mężczyzna, który stał oparty o drzewo i zaglądał do ich pokoju.
Aniela zbliżyła się do okna, by zobaczyć, kim się ojciec naraz zainteresował. Ujrzawszy stojącego opodal mężczyznę, Aniela odruchowo odskoczyła..

Stasiek Lipa wybuchnął śmiechem.
— Ach, tak się rzeczy mają! — rzekł ojciec. — A mnie nic nie mówiłaś! Wy, kobiety, nawet na odludziu znalazłybyście okazję do flirtu.
— Ależ ojcze, zapewniam cię że nie znam tego pana — odparła zarumieniona Aniela.
— To obojętne. Oświadczam ci, moja droga, że od dziś masz absolutną swobodę. Tylko proszę cię, nie zakochaj się odrazu i na zabój. Człowieka należy uprzednio poznać. Powiedz mi, kochanie, jak długo tak trwa wasz flirt przez okno? Że ten młody człowiek, który stał pod oknem jest w tobie zakochany, nie ulega dla mnie wątpliwości.
Aniela opowiedziała ojcu o tym, w jaki sposób „poznała“ nieznajomego. Stasiek Lipa znów podszedł do okna, by bliżej przyjrzeć się stojącemu mężczyźnie, który udawał, że przebywa w ogrodzie okalającym pensjonat. Aniela, stojąc za ojcem, mogła niepostrzeżenie  obserwować młodego człowieka.
Odeszli od okna na skutek dzwonka u drzwi. To pokojówka podała im kolację, którą spożyli w milczeniu. Oboje czuli, że między nimi urosła ściana. W ich życie wdarł się ktoś trzeci. Aniela rozmyślała na tym, jak zapozna się z przystojnym Amerykaninem, który przypadł jej do gustu. Zrezygnowała z miłości do Janka. Zmysły zabiły w niej resztki uczucia do ukochanego, który został daleko w Europie.
Tej nocy ani Stasiek Lipa, ani Aniela nie zmrużyli oka.
Nazajutrz na spacerze ojciec zapytał córkę:
— Gdybyś się zakochała, wyszłabyś zamąż?
— Chyba — zaśmiała się Aniela..
— A co byłoby z nim?
Aniela oburzona odparła:
— Dlaczego mi go przypominasz?
— Świadomie to uczyniłem.. Chcę, abyś była szczęśliwa. O ile tęsknisz za tym wyrzutkiem, nie wolno ci się z innym związać.
— Bądź o to spokojny, ojcze. Należę do tego typu kobiet, które nie kochają po raz drugi.
— Co?... A zatym kochasz tylko tamtego?
— Tak. I kochać go będę zawsze. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak tęsknię za nim. Co prawda, dawno już o nim nie wspominałam.. Chciałam zapomnieć.. Bardzo często wydaje mi się, że Janek nie istnieje, że nie ma go na tym świecie. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak tęsknię za nim.
Stasiek Lipa uśmiechnął się zjadliwie. Zatrzymał się na chwilę, rozejrzał, czy nikt go nie podsłuchuje — i zdecydowanym tonem odpowiedział:
— Postanowiłem ci dłużej nie przeszkadzać. Pozostawiam ci od dziś zupełną swobodę. Nie będę ci w niczym zawadą.
— Nie kochasz mnie już więcej, ojcze?
— Właśnie, dlatego, że cię kocham, nie chcę cię więcej krępować. Nie będę dłużej chorobliwym egoistą.
Aniela podziękowała ojcu spojrzeniem i odpowiedziała:
— Mówisz to szczerze, ojcze? Wszak nikt tak jak ty nie zdoła tego pojąć, jak przykro jest znajdować się stale pod czyjąś kontrolą.
— Masz na myśli więzienie, dziecko? Słusznie, nie miałem prawa z tobą tak postępować.
— Nie oskarżam ciebie, ojcze. Rozumiem cię w zupełności.
— A ja mam nadzieję, że postarasz się mnie przekonać, iż moja kontrola była istotnie zbyteczną. Liczę na twoją inteligencję i twój charakter, że wskażą ci należytą drogę, by nam obojgu nie wypadło żałować.
Aniela posmutniała i utkwiła w ojcu błagalne spojrzenie.
Lipa odezwał się:
— Czy ciągle jeszcze myślisz o nim?
Aniela nie odpowiedziała, tylko ręką wskazała na okolicę serca.
Lipa ujął dłoń córki i uścisnął ją serdecznie. Przez dłuższą chwilę spacerowali, nie odzywając się do siebie słówkiem.
— Ojcze! — zatrzymała się Aniela.
— Czego chcesz, Anielciu?
— Chcę wrócić do Warszawy, do Janka — wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Lipa roześmiał się głośno.
— Powiedziałem, że zwracam ci samodzielność i nie zmienię swego słowa.
— Pozwalasz mi odjechać? — rzuciła się Aniela ojcu na szyję, pokrywając jego czoło pocałunkami.
— Nawet dziś. Wolno ci robić, co chcesz — odpowiedział Stasiek Lipa spokojnie, ale w myśli układał już plan, jakby ją powstrzymać od wyjazdu.
— A ty, ojcze, pojedziesz ze mną?
— O nie, dziecko, nie mogę wrócić. Pragnę zapomnieć o przeszłości.
Aniela sposępniała. Staczała z sobą walkę. Z jednej strony żal jej było starego ojca, a z drugiej ciekawa była wiedzieć, co się dzieje z Jankiem.
W swej rozkochanej wyobraźni widziała go wciąż złamanego, niepocieszonego po jej stracie. Nie przyszło jej wcale na myśl, że inne kobiety zajęły miejsce w jego sercu. Nie zdawała sobie sprawy, że Janek jest tego typu człowiekiem, który nie potrafi kochać na odległość. Wyobrażała sobie w myśli, jak będzie wyglądało ich spotkanie, jaki on będzie szczęśliwy. W duszy postanowiła już na wieki zostać przy nim...
— Trudno mi będzie rozstać się z tobą, ojcze — szepnęła.
— Nie mniej, niż mnie z tobą, dziecinko, — odparł Lipa, odwracając głowię.
Znów milczeli. W pewnej chwili Aniela odwróciła do ojca twarz i jednym tchem wyrzuciła z siebie:
— Mówisz poważnie, że pozwalasz mi wrócić do Janka?
— Tak.
— Nie będziesz mi robił trudności?
— Nie.
— I dasz mi pieniądze na drogę?
— Wiele tylko zapragniesz.
Aniela zamyśliła się i utkwiła nieme spojrzenie w ojcu.
— Rozumiem cię, kochanie, — odezwał się Lipa łagodnie do córki. — Staczasz ze sobą walkę. Sama nie wiesz, kto jest ci droższy: ojciec czy ukochany. Tak, w twoim wieku nie wie człowiek czego chcieć — zakończył Lipa melancholijnie.
— Ja wiem, czego chcę — zawołała Aniela zdecydowanym tonem. — Jutro wracam do Polski. Muszę się z nim zobaczyć.
Stasiek Lipa zbladł.. Zabolało go, że córka wybrała Janka, nie jego. Mało ją obchodziło, co się stanie z ojcem, gdy go pozostawi samego.. Rwie się do ukochanego. Lipa był bliski rozpaczy.
Przez cały dzień Aniela szykowała się do podróży. Lipa wyszedł z domu mówiąc córce, że udaje się na miasto celem załatwienia związanych z podróżą formalności.
Faktycznie udał się do pobliskiego lasku i w rozpaczy tłukł głową o drzewa. Nie bolało go to, że córka od niego ucieka, ale nie mógł sobie darować, że Aniela całą duszą jest przy Janku. Ojciec jest dla niej na drugim planie.
Lipa należał do ludzi, którzy nie cofają się przed żadnym ryzykownym przedsięwzięciem, prowadzącym do celu. W duchu postanowił za żadną cenę nie dopuścić do wyjazdu córki. Odegrał swą rolę według zgóry opracowanego planu.
Przed wieczorem podszedł on do owego młodzieńca, który poprzedniego dnia zaglądał do jego pokoju. Uprzednio poinformował się o nim, że jest to młody inżynier, syn bardzo zamożnych rodziców i bawi w tej okolicy na wywczasach.
— Przepraszam pana — zwrócił się Stasiek Lipa do młodego mężczyzny. Ale zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, młody człowiek z zadowoleniem wyciągnął pierwszy rękę i rzekł:
— Czym mogę służyć ojcu urodziwej córki? Już oddawna chciałem pana osobiście poznać.
Stasiek Lipa ściągnął groźnie brwi i odpowiedział:
— Po pierwsze poprosiłbym pana, by nie zaglądał tak natarczywie do mego pokoju poprzez okno. Po drugie — by pan przestał interesować się moją córką.
Młody człowiek zmieszał się. Słowa Staśka Lipy spadły nań, jak grom z jasnego nieba. Po chwili opanował się i wyjąkał na swoją obronę:
— Bardzo przepraszam, że moim zachowaniem niepokoiłem pana. Zapewniam pana, że nie miałem na myśli nic złego. Szukałem okazji osobistego zetknięcia się z córką pana. Tu w pensjonacie można oszaleć. Zebrało się tu dziwne towarzystwo, które wzajemnie się unika.
— Ludzie ci przybyli tu na odpoczynek. Potrzebują spokoju — odparł Stasiek Lipa. — I my nie jesteśmy żądni nowych znajomości.
— Ale może pan uczyni dla mnie wyjątek. Bardzo lubię turystów z Europy. Mój ojciec także pochodzi z Europy.
— Bardzo mi przyjemnie, a jednak radzę panu: niech pan sobie obierze inne okno pokoju dla obserwacji.
Stasiek Lipa chciał już odejść, ale inżynier zatrzymał go:
— Pod jednym warunkiem gotów jestem spełnić pańskie życzenie: że pozwoli mi pan osobiście przedstawić się pańskiej córce — uśmiechał się.
Stasiek Lipa, choć zmierzył nieznajomego od stóp do głowy, pomyślał w duchu.
— O to właśnie mi chodzi.
W kilka minut później, zaledwie Stasiek Lipa zdążał zdjąć palto po powrocie do pokoju, rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Aniela je otworzyła. Na widok wchodzącego odskoczyła zarumieniona.
— Dzień dobry — rzekł inżynier na powitanie, kłaniając się uprzejmie. — Proszę mi wybaczyć to najście na spokojnych ludzi.
Stasiek Lipa przyjął surowy wyraz twarzy. Przedstawił go córce.
— Panowie się znają? — zdziwiła się nie bez racji Aniela. — Młodzi ludzie zamienili ze sobą spojrzenia, mówiące za siebie.
Stasiek Lipa z ukosa obserwował młodych ludzi, ciesząc się w duchu z triumfu, którego był w stu procentach pewny...
— Pani ojciec jest dżentelmenem — rzekł młody inżynier. — Zabronił mi, abym wystawał pod oknem. Więc zdecydowałem się wejść... przez drzwi. Mam nadzieję, że pani będzie dla mnie łaskawa i nie nakażę natychmiastowego odwrotu — śmiał się beztrosko.

— Ja nie jestem surowa, ale za mego ojca nie ręczę — śmiała się radośnie Aniela.
Stasiek Lipa wtrącił się do rozmowy:
— Pańską odwagą zasłużył się pan na wyrozumiałość.
— My, Amerykanie, nie przywiązujemy wiele wagi do zewnętrznych form towarzyskich. Nawiązujemy nici znajomości i sympatii bez trudu, tymbardziej w pensjonacie.
— Pan na długo tu przybył? — zapytała Aniela.
— Teraz, gdy się znamy, gotów jestem tu pozostać całe życie.
Jego spojrzenie spoczęło na rozwartych walizkach.
— Państwo już opuszczają ten pensjonat? — zapytał inżynier, nie mogąc ukryć smutku i rozczarowania.
— Córkę moją ciągnie do Europy — odrzekł Stasiek Lipa.
Aniela zauważyła nagłą zmianę w wyrazie twarzy inżyniera. Serce jej zabiło mocniej.
Stasiek Lipa przerwał milczenie:
— Córka moja jedzie do narzeczonego, a ja tu pozostaję.
Młody człowiek zbladł.
— Ojcze, papiery mam już w porządku? — zwróciła się Aniela do ojca, by coś powiedzieć i rozwiać przy gnębiający nastrój.
— Muszę tam zaraz iść. Powiedziano mi, bym się zgłosił za godzinę — odpowiedział Stasiek Lipa.
Młody inżynier poczuł, że jest tu zbyteczny. Napomknięcie o „narzeczonym“ zepsuło mu nastrój. Nie mógł oderwać oczu od Anieli.

Stasiek Lipa wstał, włożył palto i, rzekłszy kilka słów na usprawiedliwienie, wyszedł z pokoju. Zaraz wrócę — rzucił, będąc już we drzwiach; da, w ten sposób przybyłemu do zrozumienia, by sobie na zbyt wiele nie pozwalał.
Młody człowiek bez wstępu oświadczył się Anieli w miłości. Stasiek Lipa, który stał za drzwiami, słuchał jego wyznań miłosnych z radością. Gdy wyszedł na ulicę pogwizdywał sobie wesołą piosenkę.
Inżynier, spostrzegłszy smutek na twarzy Anieli, zauważył:
— Pani tęskni za swoim narzeczonym?
— Tak — odpowiedziała Aniela, której w tej chwili wypłynął w wyobraźni obraz Janka.
— W takim razie nie będę się pand więcej narzucał.
— I już pan zapomniał, co pan przed chwilą po wiedział — rzekła Aniela z wyrzutem w głosie.
— Moje uczucie miłosne nie płynie z egoizmu. Nie chcę burzyć pani szczęścia..
Aniela zestawiała w duchu obu mężczyzn: Janka, przestępcę, i inżyniera, człowieka szlachetnego. Naiwne, dziecięce oczy niebieskie inżyniera mówiły za siebie, że ustami wypowiada szczerze, co ma na sercu i na myśli. Przypomniała sobie wyznanie miłosne Janka i doszła do przekonania, że oświadczyny inżyniera były wyrazem człowieka uduchowionego. Janek zaś był typem człowieka o zwierzęcej namiętności. Teraz dopiero zrozumiała, dlaczego serce jej biło mocniej na widok inżyniera: on ją kocha!
Aniela odnosiła się do inżyniera z największą ufnością. Było to tak od samego początku. Walczyła z tym uczuciem w duchu, do czego nawet nie chciała się przyznać. Również inżynier wyczuwał, że Aniela nie jest obojętna wobec niego. Zachowanie się inżyniera nie budziło żadnych wątpliwości, że jest zakochany.
Inżynier przez dłuższą chwilę siedział pogrążony w rozmyślaniach. W pewnym momencie wstał, ukłonił się i rzekł:
— Pani wybaczy, że już odejdę. Życzę wszystkiego najlepszego i proszę mi pozwolić myśleć o pani zawsze tak, jak ją sobie wyobrażałem w duchu. O ile przyszły pani mąż jest jej godzien, życzę wam z całego serca wiele szczęścia.
Anielę przebiegła myśl:
— On tak rozumuje, jakby znał Janka...
Odparła jednak:
— Kto zdobył moje serce, z pewnością na to się zasłużył.
Inżynier spojrzał na Anielę i odrzekł spokojnie:
— Nie zawsze serce ludzkie wie czego pragnie. Bardzo często prowadzi nas na manowce. Serce często popełnia błąd, za który wypada później ponosi odpowiedzialność przez całe życie.
Słowa inżyniera trafiły Anieli do przekonania, chociaż podejrzewała go o to, że specjalnie dobiera słów, by wzbudzić w niej podejrzliwość do Janka.
— A gdzie pańska pewność że serce pana nie prowadzi na manowce? — zapytała Aniela z uśmiechem na ustach, który budził w młodym człowieku dziwne uczucie szczęśliwości. — Wszak pan mnie zna tylko z widzenia.
— Przyznam się pani, że wraz z uczuciem miłości budzi się we mnie dziwny lęk.
Inżynier stał teraz bardzo blisko Anieli, której oddziaływanie na niego wzrastało z sekundy na sekundę. I poruszył ustami tak, jakby chciał z siebie zrzucić wielki ciężar, który dźwigał na sercu.
Na jego twarzy odmalowała się potęga uczucia, które rozsadza i jednocześnie ujarzmia człowieka, potęga miłości, która sprzęga uczucie najszlachetniejsze z siłą żądzy.
Aniela przypomniała sobie teraz Janka, jak wyglądał w przystępie szału namiętności.
Inżynier wyrwał ją z kręgu tych myśli:
— Pani zapewne traktuje mnie, jak jednego z wielu donżuanów, poszukujących przygód miłosnych w pensjonacie. Ale zapewniam panią, że nigdy nie uganiałem się za piękną twarzyczką czy ładną spódniczką. Flirt i inne „zabawy miłosne“ były mi zawsze obce. Bogactwo moich rodziców którzy mnie, jedynakowi niczego nie odmawiają, mogło mi ułatwić w tym kierunku zadanie. Wykazałem więcej żądzy nauki niż zabawy. Czekałem cierpliwie na głos serca, który się teraz odezwał. Wybranką mego serca — jest pani, nie  kto inny.
Te słowa wyrzucił z siebie jednym tchem. Ciężko oddychał.
Aniela nic spuszczała zeń oka, jakby chciała go przeniknąć i poznać tajniki jego duszy. Chciała wiedzieć, czy przemawia człowiek czysty i uczciwy, czy przewrotny lub doświadczony mężczyzna, który wie, jak trafić do czułego serca kobiety.
— Jestem miłośnikiem przyrody. Po roku nauk: przybyłem tu na odpoczynek, by na łonie przyrody radować się pięknem świata. I oto panią ujrzałem w oknie. I nie wiem, jak się to stało, ale poczułem, że od tej chwili coś się zmienia w moim życiu. Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka. Już niejednokrotnie stawałem przed pokutą, ale dotychczas wychodziłem z tej walki   zwycięsko, nie zdradziwszy swego ideału wielkiej, czystej miłości o której marzyłem w skrytości ducha od wczesnej młodości. W moim pojęciu miłość winna być czymś wielkim, wzniosłym, czymś, co stoi ponad człowieka, o co trzeba walczyć i dla której trzeba się poświęcić.
Gotów jestem wyzwać wszystkich do walki o moje szczęście — a tym szczęściem jest — pani.
— Ale mam narzeczonego, sercem należę do innego — zawołała Aniela, a w głosie jej brzmiała nuta rozpaczy. — Nawet źle czynię, mówiąc z panem o tym. W moim pojęciu mężczyzna nie powinien być tak sentymentalny, jak pan. Mam wrażenie, że pan raczej nadaje się na bohatera wielkiej powieści, niż na towarzysza w życiu codziennym. Czy wszyscy Amerykanie kochają tak jak pan? Pan może zostaje pod zbytnim wrażeniem romantycznej poezji?
Słowa Anieli przeczyły jej uczuciom. Inżynier podobał się jej. Słowa jego i wyznanie miłosne oczarowały Anielę. Właśnie o takim wybranku serca zawsze marzyła. W duchu przyznawała, że miłość Janka była brutalna, zwierzęca, okrutna.
— Mam nadzieję, że pani jednak zmieni swoje zdanie o mnie — odrzekł. — Prawdziwa miłość musi dojrzeć, jak owoc. Gdy pani mnie pozna bliżej, nabierze większego przekonania, że jesteśmy stworzeni dla siebie. Los nas sprzągł. Opatrzność kierowała nami, choć byliśmy na dwóch półkulach naszej ziemi.
A gdy mówił, oczy jego niebieskie patrzały na Anielę dziwnym wzrokiem. Jego oczy były jasne, jak czyste niebo. Biła z jego słów szczerość. Prawda.
Aniela nie wiedziała, jak to się stało, ale właśnie dopiero teraz spostrzegła jego iście męskie rysy twarzy, które stanowiły kontrast do jego niewinnych niebieskich oczu i sentymentalnego wyznania miłosnego.
Mądry wyraz twarzy świadczył o zrównoważaniu charakteru i skupionej energii.
Jego usta delikatnie się poruszały, jakby szeptały. błagalną modlitwę o miłość. Oczy patrzyły spokojnie. Był zakochany i pewny swej miłości. Ale w tym spokoju był ogrom zachwytu dla jej niezwykłej urody.
Aniela nie wytrzymała jego badawczych spojrzeń i rzekła:
— Pan wybaczy, ale naprawdę nie mam czasu i muszę się szybko pakować.
— Pani zdecydowana jest jednak pojechać?
— Bezwarunkowo.
— A jednak wierzę, że pani odmieni swoją decyzję.
Oboje spoglądali na siebie. Twarz Anieli przybrało wyraz zaniepokojenia.
— Czy pani obawia się czegoś? — podchwycił tę zmianę nastroju Anieli.
— Tak. Pańskiego sposobu mówienia — odpowiedziała Aniela.
— Ale ja mam wrażenie, że ten lęk jest przed pani narzeczonym, do którego pani wybiera się do Europy — rzekł inżynier tym samym spokojnym tonem.
Aniela zamilkła.
To milczenie było wymowniejsze od słów.
— Proszę mi wybaczyć — dodał po chwili, przekonawszy się, że słowa jego sprawiły Anieli ból.
Młodzi ludzie zamienili się spojrzeniami. Aniele nie mogła sobie wytłumaczyć, dlaczego inżynier budzi w niej niepokój. Podobne uczucie przeżywał także inżynier.
Aniela nie należała do tego rzędu kobiet które wywierają na mężczyzn demoniczną siłę. Była wolne od kokieterii i wyreżyserowanej kobiecości. Przeciwnie, była prosta w zachowaniu, bezpośrednia, bez fał szu i sztuczności. A przy tym była pełna tajemniczości, jak sfinks, który wie wiele i nic nie mówi.
Rzucała dokoła czar spojrzeniem i zadziwiającą Harmonią kształtów.
Aniela znała siebie. Rozróżniała granicę dobra i zła, ukrytego u niej. Była opanowana, a jednak miłosne wyznanie inżyniera oszołomiło ją. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna teraz dać posłuchu jego upalającym słowom, a jednak w duszy pragnęła, by ten strumień miłości popłynął przez całe życie. Jego twarz coraz głębiej wryła się w jej pamięci i wyobraźnię. Inżynier wdzierał się coraz śmielej i silniej do jej duszy, zwycięsko wypierając rywala, Janka, o którym  sądziła, że tylko jego kocha.
Potężna siła, która stoi ponad wyrzuty sumienia, pchała ją w objęcia nowego znajomego. Walczyło z urastającym w niej uczuciem, które nakazywało jej mienić postawę wobec inżyniera. Chciała mu Dowiedzieć, co czuje, ale nie mogła. Tajemniczy głos powstrzymywał ją od tego kroku. Drugi jednak szeptał jej:
— To jest twój przeznaczony. Nie przeciwstawiaj się losowi. On — jest twoim szczęściem!
I uwierzyła, że tylko inżynier może ją uszczęśliwić.
Młody człowiek nie zdejmował z niej oka, jakby czytał z jej twarzy. Zbliżył się do niej i ujął za rękę.
— Jakże jestem bliski pani, a jednocześnie tak daleki — zawołał w zadumie.
Aniela nie wyrywała swej ręki, którą inżynier pieścił w swej dłoni.
Oboje czuli, że teraz może się coś stać, czego należy uniknąć. Serca biły im mocno, niby młotem. Ich ciała przebiegał dziwny prąd, który zabija w człowieku logikę i siłę woli. Oboje byli bliscy zamroczenia świadomości.
On czuł, że ta kobieta ma w sobie utajoną siłę, która łamie opanowanie mężczyzny, jego pewność siebie i wytrąca go z równowagi.
To wszystko trwało kilkanaście sekund.
I naraz Aniela znalazła się w jego objęciach. Chciał ją pocałować, ale Aniela, która przed chwile czekała na to, by ją przytulił do siebie, teraz, gdy się to stało, wyrwała się momentalnie z jego objęć.
Został odepchnięty siłą.
Wyjąkał:
— Poniżyłem się w pani oczach, ale nie mogłem panować dłużej nad sobą. Wstydzę się mojej słabości.
Aniela ciężko oddychając w pośpiechu zaczęła pakować manatki. Intuicyjnie wyczula, że gdyby to się raz jeszcze powtórzyło, nie mogłaby oprzeć się pokusie...
Inżynier stał bezradny na środku pokoju, nie wiedząc, co z sobą począć.
Aniela odezwała się w pewnej chwili:
— Wszystko, co mi pan miał do powiedzenia, już wiem. Sądzę, że pan lepiej teraz uczyni, gdy sobie pójdzie.
Ale młody człowiek wyczytał z jej oczu co innego. Rzekł:
— Teraz, gdy pani wyznałem wszystko, będę czekał. Będę czekał na pani decyzję ze świadomością, że ona się nigdy nie odmieni. Przyznaję, wierzę w to, że pani mnie kocha. Daję przy tym słowo, że odtąd nigdy nie będę się pani narzucał swoją miłością.
Podszedł do okna, by zaczerpnąć chłodnego powietrza.
Aniela obserwowała go z ukrycia. Różne myśli przebiegały teraz jej mózg. W pewnym momencie zapytywała siebie w duchu:
— Gdzie ta pewność, że i on nie należy do świata przestępczego? Może jest handlarzem żywym towarem? Jego skromność i gładkie postępowanie mogą tym lepiej maskować podstęp i ukryte zamiary7 Kto wie?
Aniela dobrze wiedziała o tym, że w świecie przestępczym nie brak jednostek, które swoją zewnętrzną prezencję i elegancją wprowadzają ludzi w błąd. Świetnie się asymilują z otoczeniem ludzi ze sfer towarzyskich. Mimowoli pomyślała o swoim ojcu.
Tu jej myśli urwały się.
Dlaczego ojciec teraz wyszedł z domu, pozostawiając ich sam na sam? Zapewne miał w tym cel. Może młodzieniec spodobał mu się i umyślnie dał im możność zbliżenia się. W takim wypadku ojciec musiał poznać się na młodym człowieku, że jest uczciwy. Na jej ojcu można polegać. Zna się na ludziach.
Serce jednak obawiało się nowej miłości. Nie zagoiły się jeszcze rany pierwszej miłości, nieszczęsnego romansu ze złodziejem, przestępcą.
Anieli wydawało się, że łzy napłynęły młodemu człowiekowi do oczu. Ogarnęło nią uczucie litości.
Naraz inżynier odwrócił się od okna. Rzucił okiem na walizki, znamionujące o bliskim wyjeździe ukochanej. Z szacunkiem w głosie rzekł, wyciągając rękę na pożegnanie:
— Jeszcze raz proszę o przebaczenie! Szczęśliwej podróży do swego narzeczonego!.. Życzę pani wiele szczęścia. Będę pani towarzyszył myślą wszędzie, gdzie tylko pani znajdować się będzie. O jedno tylko proszę.
Aniela podniosła na niego oczy.
Zamienili ze sobą nieme pytanie, którego nikt z nich nie miał odwagi wypowiedzieć na głos.
Po tym inżynier powiedział:
— Niech się pani jeszcze raz zastanowi. Proszę sobie zdać sprawę z tego, co pani robi. Czy wolno pani zostać jego żoną? Wedle mego przekonania nie była to miłość szczera.
— Pan jest brutal! — zawołała Aniela. — Wdziera się pan do cudzego serca bez pardonu. Nienawidzę pana!
Odwróciła się od niego. Nie chciała, by mógł  obserwować jej twarz.
— Od nienawiści do miłości jest tylko jeden krok — rezonował. — Powinienem być szczęśliwy, że już mnie pani zaczyna nienawidzieć.
Inżynier skierował się do wyjścia. Jeszcze raz objął spojrzeniem to wszystko, co znajdowało się w pokoju, jakby chciał to utrwalić w pamięci. Gdy spojrzał na Anielę, uczyniła ona ruch rękę jakby chciała go zatrzymać. Inżynier zbliżył się do niej. Padli sobie w objęcia.
— Kocham cię... Kochem cię tak...
Nie dokończył zdania. Ich usta złączyły się w płomiennym pocałunku.
Niespodziewanie drzwi się otwarły. Młodzi ludzie odskoczyli od siebie. Stasiek Lipa wszedł do pokoju, udając, że niczego nie zauważył.
— Pan jeszcze tutaj? zapytał inżyniera Zwracając się do Anieli ojciec powiedział: — Twoje papiery są już w najlepszym porządku. Odjeżdżasz o dwudziestej w nocy.
— Nie jadę... — wyjąkała. — Nie mogę się z tobą rozstać...
Stasiek Lipa podejrzliwie spojrzał na Anielę. Miły ojcowski uśmiech wystąpił na twarzy Staśka Lipy. Jego oczy zabłysnęły nowym życiem.
— Jedynie ze względu na mnie postanowiłaś nie wyjeżdżać? A może ktoś młodszy cię tu w Ameryce zatrzymuje?
Aniela stanęła w ponsach i spojrzała na młodego przyjaciela, jakby go prosiła o interwencję. Zbliżył się do Staśka Lipy i rzekł:
— To moja wina. Gotów jestem ponieść karę.
Stasiek Lipa roześmiał się dobrotliwie.
— Ach, młodzi, młodzi! Jak wam dobrze na świecie!.. Zrobiliście to naprawdę w tempie amerykańskim.
— Mnie się wydaje, że znam pańską córką od dawna i proszę o jej rękę!...
Stasiek Lipa spojrzał na młodego człowieka i starał się przybrać wyraz łagodnej powagi.
— Pan to robi zbyt pohopnie. Zresztą, córka moja jest samodzielnym człowiekiem i może sama zadecydować komu ma oddać serce. Z prośbą swoją winien pan tedy zwrócić się do córki.
Aniela była podniecona słowami ojca. Wypieki na jej twarzy świadczyły, że jest podekscytowana.
Nie ważyła spoglądać w oczy ojcu. Wstydziła się przed sobą, że tak szybko zmienia wybór. Że okazała się gąską mieszczańską, podobną do wielu innych kobiet!
Nawpół rozpakowane walizki przypominały obecnym, do kogo jeszcze niedawno należało serce Anieli. Inżynier oczekiwał teraz decyzji Anieli z bijącym sercem.
Aniela milczała. Oparła głowę o piersi ojca. Z przymkniętymi oczyma w pozycji siedzącej robiła wrażenie nawpół omdlałej. Zbyt raptownie zbliżyła się chwila przełomowa, kiedy trzeba było wybierać: zbrodniarza czy inżyniera.
Ujrzała siebie w wyobraźni w sypialni Reginy, gdzie przyłapała Janka w niedwuznacznej sytuacji. Zawrzała gniewem. Oburzona była na siebie, że jeszcze wówczas nie zerwała z Jankiem. Nie mogła sobie teraz wybaczyć, że przyjmowała od niego, po tej zdradzie, płomienne pocałunki.
Była teraz niezadowolona z siebie, Janka, a nawet z inżyniera. Aniela spojrzała, jakby dla skontrolowania, na inżyniera. I istotnie wydawał się jej teraz mniej pociągającym niż dotychczas. Wszyscy mężczyźni wydawali się jej teraz podrażnionymi wygłodniałymi zwierzętami, stale polującymi na żer.
Stasiek Lipa przerwał milczenie.
— Jeżeli nie możecie przemówić z powodu mojej osoby, mogę wyjść, by nie być przeszkodą.
Stasiek Lipa uczynił ruch, jakby zamierzał opuścić pokój. Aniela spojrzała na niego z wyrzutem. Ojciec zajął miejsce z powrotem.
W pewnej chwili Aniela zwróciła się do Inżyniera:
— Pan wybaczy, ale teraz nie udzielę panu odpowiedzi. Otrzyma ją pan za 10 dni.
Inżynier chciał coś powiedzieć, zaprotestować, ale Aniela niemym spojrzeniem zabroniła mu.
— Tak chcę i inaczej nie będzie — dodała. — Raz już sądziłam, że jestem zakochana. Teraz nie chcę samej sobie oszukać.
Młody człowiek posmutniał. Bezradnie spoglądał na Staśka Lipę, jakby u niego szukał pomocy. Czuł, że ojciec jest po jego stronie.
— Więc, już mogę iść — rzekł z rezygnacją.
— Tak i proszę przyjść za dziesięć dni — zaakcentowała Aniela.
— To wyrok surowy — odparł inżynier ze wzruszeniem. — Dziesięć dni nie zobaczę pani!
Na pożegnanie Stasiek Lipa rzekł inżynierowi:
— Przyjacielu, dziesięć dni szybko miną. Są ludzie, którzy czekają na swoje szczęście lata całe!
Stasiek przypomniał sobie w tej chwili, pobyt w celi więziennej w Moabyt, w Niemczech, w której lata wyczekiwał na chwilę, kiedy będzie mógł ujrzeć Anielę.
Gdy inżynier wyszedł, między ojcem a córką doszło do awantury. Aniela obrzuciła ojca nieprzyjemnymi wyrzutami.
— Za co mnie to spotkało? — spytał, ledwie panując nad nerwami.
— Dlaczego, że złamałaś dane mi słowo, że nie przeszkodzisz mi w podróży do Janka. Umyślnie nasłałeś na mnie tego młodego człowieka. Skoro sądzisz, że jestem w nim zakochana mylisz się.
— Jeżeli tak sprawa się ma, to tym gorzej dla ciebie — ironizował Stasiek Lipa. — Nie wiedziałem, że córka moja, która specjalizuje się w umoralnianiu ludzi, całuje się z ludźmi, którzy są jej obojętni. Dotychczas byłem innego, lepszego zdania o tobie. Przekonywam się, że nie jesteś warta lepszego męża, od Janka.
— Szpiegowałeś mnie! — traciła Aniela panowanie nad sobą. — A kim jesteś, jeżeli nie zbrodniarzem, którego policja ściga i poszukuje.
— A ty mnie mało szpiegowałaś? — ze spokojem odparł Stasiek Lipa.
— Nienawidzę cię! — krzyknęła Aniela, biegnąc w stronę drzwi.

Jednym skokiem Stasiek Lipa, który naraz jakby odmłodniał o dziesięć lat, znalazł się przy córce, chwycił ją i siłą rzucił o kozetkę.
— Co ty tu będziesz wyprawiać? — huknął. — Ja cie tu...
Stasiek Lipa urwał zdanie. Twarz jego wykrzywił skurcz bolesny. Aniela chciała krzyknąć. Wtem drzwi się otworzyły i w progu ukazał się młody inżynier. Był przerażony widokiem.
Aniela nie mogła podnieść oczu ze wstydu. Również Stasiek Lipa nie wiedział, co ze sobą począć. Wołałby, by podłoga się teraz pod nim rozstąpiła, niż dać obcemu człowiekowi okazie do ingerencji.
Inżynier wyjąkał krótko: „przepraszam“ i skierował się ku wyjściu.
Aniela zawołała:
— Pan dżentelmenem i podsłuchuje pode drzwiami?
— Nie. Krzyki słychać było aż w trzecim pokoju. Przybyłem, by was ostrzec, że w pensjonacie może to wywołać przykre wrażenie...
Znów chciał już odejść, gdy Stasiek Lipa zatrzymał go:
— Siadaj pan.
Młody człowiek był posłuszny.
— Uważam za swój obowiązek — rozpoczął Stasiek Lipa — uświadomić pana, że moja córka przebyła niedawno chorobę nerwową. Widać, niezupełnie uleczona została, gdyż od czasu do czasu, w przystępie nerwowym wyrzuca z siebie słowa, naprowadzające obcego na myśl o świecie przestępczym.

Aniela nie wierzyła własnym uszom. Chciała napluć ojcu w twarz, zaprzeczyć jego słowom, ale tajemnicza siła powstrzymywała ją od tego kroku.
Młody człowiek uśmiechał się zagadkowo.
Naraz stała się rzecz zgoła nieoczekiwana. Młody człowiek zbliżył się do ojca Anieli i rzekł krótko, bez wstępu:
— Stasiek, uspokój się. Szkoda nerwów!
— Co? Co?...
Stasiek Lipa chwycił się obiema rękami za serce, bliski ataku z oszołomienia.
Również Aniela zerwała się z miejsca. Chwyciła młodego człowieka za ramię. W pokoju zapanowała konsternacja. Młody człowiek spojrzał dziwnie na Anielę i rzekł:
— Uspokójcie się... Jestem swój człowiek...
Stasiek Lipa momentalnie odzyskał równowagę ducha.
— Kim jesteś? — zapytał.
— Kim jestem? — roześmiał się młody człowiek. Nie poznajesz mnie, ale twój przyszły zięć, Klawy Janek, dobrze mnie zna.
Aniela była złamana, wstrząśnięta, oszołomiona, jak nigdy, przed tym. Tylko Jedna myśl świdrowała jej mózg:
— Znów złodziej... Znów złodziej...
A młody człowiek, jakby odczytywał jej myśli z twarzy, rzekł:
— Klawy Janek Jest lepszym zawodowcem ode mnie.
Aniela chwyciła go za klapy i krzyknęła:
— Kim jesteś i skąd przybywasz?
Stasiek Lipa z jękiem osunął się na fotel:
— Taka pomyłka.... Taka fatalna pomyłka... — powtarzał samemu sobie. — A ja, stary dureń, sądziłem, że to poczciwy człowiek!...
Młody człowiek odpowiedział Anieli:
— Wszak jesteśmy tylko ludźmi.
— Ale jak się tu dostałeś? — grzmiała Aniela.
— O tym byłoby zbyt wiele do opowiadania — uśmiechał się młody człowiek.
— A więc i pan jest złodziejem — rozpaczała Aniela.
— O, nie, złodziejem nigdy nie byłem. Tylko tak sobie jestem „swój“ człowiek.
— Wybacz mi, córko — zwrócił się Stasiek Lipa do Anieli. — Mimo woli mogłem cię wtrącić w odmęty nieszczęścia. Ktoby się mógł tego spodziewać?
— Wystarczy, że on ciebie zna — wyrzuciła Aniela z nienawiścią.
— Jestem jeden z największych handlarzy żywym towarem — przerwał tę dyskusję młody człowiek, zmierzając Staśka Lipę od stóp do głowy.
— Jak pan śmiał ze mną mówić o miłości? — nie wytrzymała Aniela.
— Czy pan: sądzi, że nie potrafię kochać prawdziwie? — nie wyzbywał się cynicznego tonu. — Ja odrazu wiedziałem z kim mam do czynienia.
— Jakże tedy ty, alfonsie, śmiałeś zbliżyć się do mojej córki? — podskoczył do młodego człowieka Stasiek Lipa.
— Mieliśmy ze sobą zadawnione porachunki. Chciałem się zemścić.
— Dlaczego nie zemściłeś się, ty, łajdaku?
— Bo pokochałem twoją córkę! Gdyby nie moja miłość, już dawno znalazłaby się na okręcie, kursującym do Argentyny.
— Precz z mego domu! — wołał Stasiek Lipa.
— Ciszej! — wycedził młody mężczyzna przez zęby. Zapominasz o tym, że tu jestem inżynierem. Tu  nawet znają moich rodziców — uśmiechał się w dalszym ciągu. — Ale ty możesz każdej chwili trafić do więzienia.
Ojciec Anieli był bezsilny.. Stał blisko córki, która tuliła się do niego, jakby w obawie przed porwaniem..
— Czego chcesz ode mnie? — zapytał Stasiek Lipa niemal z płaczem.
— Chcę twojej córki za żonę. W razie odmowy....
— ...zadenucjujesz mnie? — dokończył za niego Stasiek Lipa zdanie.
— Yes.
— Za takiego wyrzutka nigdy cię nie uważałem.
— Podły czyn, którego Janek dopuścił się wobec mnie, jest o wiele gorszy. Z jego winy zostałem sierotą, mając lat 12. Muszę pomścić krew ojca. Również mego brata Janek zamordował w Argentynie.
— Kto zabił pańskiego ojca? — odsunęła się Aniela z pogardą.
— Jego ojca zamordował Klawy Janek — wtrącił się Stasiek Lipa. — jego ojciec także był kapusiem.. Z winy jego ojca Janek przebył karę 8 lat więzienia, ale Janek, odzyskawszy wolność, pomścił krzywdę
— A teraz ja zemszczę się na was — szepnął Mody człowiek, a jego niewinne oczy zabłysnęły złym ogniem.
— Rób, co chcesz — machnął Stasiek ręką.
— Córki twojej, która jest narzeczoną Janka, tuż oddawna poszukujemy. Będzie to dla niego najsurowsza kara, gdy Aniela będzie w naszym ręku Dwa lata trwały moje poszukiwania. Nasi agenci, rozsiani po całym świecie, byli mi pomocni w poszukiwaniach. Czy przynajmniej wiesz, że twoja córka już od dłuższego czasu znajduje się pod naszą czujną obserwacją? Przybyłem tu, by ją uwieść. A mnie jeszcze żadna kobieta nie oparła się. Ale tu zakochałem się w twojej córce naprawdę. I ciebie odrazu poznałem. Przypominasz sobie, jak przychodziłeś do nas do domu w Londynie? Byłem podówczas dzieckiem. Mogłem się z tobą załatwić „na zimno“, porwać twoją córkę i nie bawić się w otwarte karty. Jeżeli tego nie uczyniłem, masz to swej córce do zawdzięczenia.
Aniela obserwowała go przez cały czas i w duchu przyznała mu rację, że żadna kobieta nie mogłaby nie się oprzeć, gdy on tylko zechce tego. Miała ochotę teraz splunąć mu w twarz. Brzydziła się sobą, że go ucałowała.
— Właściwie mówiąc — odparł Stasiek Lipa — masz porachunki z Jankiem, a nie ze mną. Przyjdź dziś o dziesiątej wieczorem, pogadamy o wszystkim. Córka moja nie musi wiedzieć o wszystkim.
Stasiek Lipa dążył do wygrania na czasie, by wykręcić się z przykrej sytuacji.
— Córka twoja musi należeć do mnie, choćbym miał życiem przypłacić!...
Stasiek Lipa jednym skokiem znalazł się przy młodym człowieku. Silnym uderzeniem rękojeścią rewolweru między oczy oszołomił młodego człowieka. Cios był tak niespodziewany, że ten runął na podłogę, niby podpiłowana młoda sosna. Stasiek Lipa z błyskawiczną szybkością owiązał jego głowę serwetką i sznurem, który miał przygotowany do pakowania. Aniela stała roztargniona z rozwartymi ustami, ale nie krzyczała. Wiedziała. że ta walka toczy się o nią.
Stasiek Lipa działał zwinnie i szybko jak za dawnych „dobrych czasów“. Tu chodziło o jego córkę. I od młodniał naraz, odzyskał siły z lat młodzieńczych.
Nadaremnie młody człowiek usiłował uwolnić się z więzów. Stasiek Lipa rozprawił się z nim z taką znajomością fachu, że skrępowany nie mógł wydobyć najmniejszego dźwięku. Później ulokował go w szafie, którą zamknął na klucz.
W pośpiechu spakował walizki i oboje, Stasiek Lipa wraz z Anielą, niebawem pędzili taksówką do portu. Wiedziano o tym, że Aniela odjeżdża do Europy. Niko mu nie wpadło na myśl podejrzewać ich o coś podobnego, co miało miejsce przed kwadransem w pokoju hotelowym..


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Icek Boruch Farbarowicz.