Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdrowie Staśka Lipy pogarszało się z każdym dniem. Co raz częściej dostawał ataków sercowych... Niewiele spodziewał się od życia. Pragnął tylko umrzeć już po tym, gdy córka jego znajdować się będzie przy boku godnego jej męża.

Chwilami był nawet gotów oddać córkę matce, hrabinie. Czyż dziecku może być źle u matki? Ale po chwili rozwagi porzucał tę myśl.
Żyję jeszcze i potrafię urządzić jedyną córkę — strofował samego siebie w duchu.
Tego wieczora doszło między ojcem a córką do zasadniczej rozmowy.
Było to tak.
Gdy nieznajomy odszedł, Aniela zaczęła przeglądać się w lustrze, kokietując samą siebie. Przekonała się, że jest piękna i powabna.
Wtem Stasiek Lipa, który przez cały czas drzemał w fotelu, obudził się. Zdumiony spojrzał na Anielę, wystającą przed lustrem.
— Co się stało? — zapytał Stasiek Lipa.
— Nic. Bardzo się cieszę, że już nie śpisz. Smutno mi bez ciebie.
— Z tego powodu przeglądałaś się w lustrze?... Powiedz, co ci już strzeliło do głowy. Widać, coś zaszło podczas mego snu?
— Nie, ojcze..
— Nie powinnaś niczego przede mną ukrywać.
— Trzymasz mnie, jak więźnia w celi. Nawet własnych myśli mieć mi nie wolno!... — tupnęła Aniela nóżka.
Słowa te spadły na Staśka niespodzianie.. Zrozumiał teraz, że Aniela jest dojrzałą kobietą, i że nie można jej więzić. Owszem, jest jej ojcem, ale córka musi mieć swoje towarzystwo.
Przez dłuższy czas Stasiek Lipa siedział pogrążo-