Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny w rozmyślaniach. Gdy wstał i wyprostował się, rzekł do córki:
— Z dniem dzisiejszym zmieniamy nasz tryb życia...
Aniela spojrzała na niego pytająco.
— Jestem zbyt egoistycznie nastrojony — uśmiechał się gorzko Stasiek Lipa. — Niedobrze postępowałem, trzymając cię stale przy moim boku. Jestem stary, a ty — młoda. Chociaż jestem twoim ojcem, stałe przebywanie w moim towarzystwie może ci się wreszcie znudzić... Zdaję sobie sprawę z tego, że wolisz przebywać w otoczeniu wesołych, roześmianych twarzy...
Naraz Stasiek urwał. Jego uwagę przykuł pewien mężczyzna, który stał oparty o drzewo i zaglądał do ich pokoju.
Aniela zbliżyła się do okna, by zobaczyć, kim się ojciec naraz zainteresował. Ujrzawszy stojącego opodal mężczyznę, Aniela odruchowo odskoczyła..

Stasiek Lipa wybuchnął śmiechem
— Ach, tak się rzeczy mają! — rzekł ojciec. — A mnie nic nie mówiłaś! Wy, kobiety, nawet na odludziu znaleźlibyście okazję do flirtu.
— Ależ ojcze, zapewniam cię że nie znam tego pana — odparła zarumieniona Aniela.
— To obojętne. Oświadczam ci, moja droga, że od dziś masz absolutną swobodę. Tylko proszę cię, nie zakochaj się odrazu i na zabój. Człowieka należy uprzednio poznać. Powiedz mi, kochanie, jak długo tak trwa wasz flirt przez okno? Że ten mołdy człowiek, który stał pod oknem jest w tobie zakochany, nie ulega dla mnie wątpliwości.
Aniela opowiedziała ojcu o tym, w jaki sposób „poznała“ nieznajomego. Stasiek Lipa znów podszedł do okna, by bliżej przyjrzeć się stojącemu mężczyźnie, który udawał, że przebywa w ogrodzie okalającym pen-