Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sjonat. Aniela, stojąc za ojcem, mogła niepostrzeżenie  obserwować młodego człowieka.
Odeszli od okna na skutek dzwonka u drzwi. To pokojówka podała im kolację, którą spożyli w milczeniu. Oboje czuli, że między nimi urosła ściana. W ich życie wdarł się ktoś trzeci. Aniela rozmyślała na tym, jak zapozna się z przystojnym Amerykaninem, który przypadł jej do gustu. Zrezygnowała z miłości do Janka. Zmysły zabiły w niej resztki uczucia do ukochanego, który został daleko w Europie.
Tej nocy ani Stasiek Lipa, ani Aniela nie zmrużyli oka.
Nazajutrz na spacerze ojciec zapytał córkę:
— Gdybyś się zakochała, wyszłabyś zamąż?
— Chyba — zaśmiała się Aniela..
— A co byłoby z nim?
Aniela oburzona odparła:
— Dlaczego mi go przypominasz?
— Świadomie to uczyniłem.. Chcę, abyś była szczęśliwa. O ile tęsknisz za tym wyrzutkiem, nie wolno ci się z innym związać.
— Bądź o to spokojny, ojcze. Należę do tego typu kobiet, które nie kochają po raz drugi.
— Co?... A zatym kochasz tylko tamtego?
— Tak. I kochać go będę zawsze. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak tęsknię za nim. Co prawda, dawno już o nim nie wspominałam.. Chciałam zapomnieć.. Bardzo często wydaje mi się, że Janek nie istnieje, że nie ma go na tym świecie. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak tęsknię za nim.
Stasiek Lipa uśmiechnął się zjadliwie. Zatrzymał się na chwilę, rozejrzał, czy nikt go nie podsłuchuje — i zdecydowanym tonem odpowiedział:
— Postanowiłem ci dłużej nie przeszkadzać. Pozostawiam ci od dziś zupełną swobodę. Nie będę ci w niczym zawadą.