Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lat 28, wysoki, wysportowany o niebieskich oczach  Blond czupryna ozdabiała jego głowę.
Aniela odeszła od okna zawstydzona, ze tak długo obserwowała nieznajomego. Serce jej z niewiadomej przyczyny zabiło mocniej.
Usiadła zadumana. Nawiedziły ją marzenia. W wyobraźni ujrzała ukochanego Janka i zagrały w niej namiętności. Naraz odżyła w jej pamięci scena w pokoju hotelowym, kiedy przed przybyciem policji Janek rzucił się na nią.
A po chwili ujrzała siebie w objęciach komisarza Żarskiego. Uczucie strachu przejmowało ją teraz, na myśl, że Żarski już nie żyje. Nie wątpiła, że komisarz kochał ją prawdziwie. Niejednokrotnie przeżywała wyrzuty sumienia, że z jej powodu popełnił samobójstwo.
Również niegodziwiec Moryc wypłynął teraz w jej wyobraźni. Przypomniała sobie pobyt w willi Krygiera w Poznaniu oraz nocną nieproszoną wizytę Moryca w jej pokoju. Była zadowolona, że go wówczas spoliczkowała.
Na wspomnienie o tym bliska była wybuchu śmiechu. I nie wiedziała dlaczego naraz pragnęła go tu zobaczyć w Ameryce. Tęskniła za widokiem znajomej twarzy, za człowiekiem, który miał coś wspólnego z jej przeżyciami przeszłości. Wiedziała, że Moryc jest Amerykaninem i że mieszka w Nowym Jorku.
Rozmyślając o tych rzeczach czuła, że jej serce bije niespokojnie, tęskni za czymś, co ludzie nazywają miłością. Opanowało ją uczucie niepokoju.
Rozważania te i wspomnienia obudziły w niej niebieskie oczy nieznajomego, który stanął pod jej oknem.
Stasiek Lipa wiedział, jak trafić do serca Anieli, dobrym słowem wpłynął na córkę, by coraz mniej myślała o Janku, a w duchu postanowił wyszukać dla Anieli odpowiedniego kandydata na męża, człowieka uczciwego.