Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wie córki. Wszędzie panowie oprowadzali Anielę pożądliwymi spojrzeniami, nie mogąc sobie wybaczyć, że Stasiek Lipa nie opuszcza córki ani na chwilę.
Anieli me zależało na towarzystwie mężczyzn. Przeciwnie, starała się zapomnieć o nich.
Pewnego razu Aniela próbowała nawet uciec do Europy, do swego ukochanego. W ostatnim momencie przed ucieczką opanowała się, zdając sobie sprawę z tego, że byłoby to dobiło jej ojca do reszty.
W oczach Staśka Lipy Aniela nie była dorosłą panną, kobietą dojrzałą, lecz małym dzieckiem, którego nie można zostawić na chwilę bez opieki. Razem spędzali czas, przy jednym stole spożywali posiłki, w jednym nocowali pokoju.

W czasie długich spacerów Stasiek opowiadał córce dzieje swego życia. Aniela nie czuła teraz do niego urazy, ani nie żywiła do niego nienawiści lub pogardy. Przeciwnie, słuchając tych straszliwych historyj, budziło się w niej współczucie. Nikt, jak ona, nie mógł zrozumieć jej ojca. Ryła przekonana, że jej ojciec byłby zupełnie innym człowiekiem, gdyby los inaczej pokierował jego życiem.
Stasiek Lipa postanowił zabawić dłużej w tym pensjonacie, by oddać córkę dłuższej kuracji nerwów.
Po kilkudniowym pobycie w pensjonacie, gdy Aniela siedziała wieczorem w pokoju u okna naraz zauważyła młodego człowieka, który jej się ukłonił z elegancją.
Aniela utkwiła wzrok w przybyłym, który żywo przypomniał jej Janka.
Naraz Aniela odskoczyła od okna. Po chwili Aniela znów podeszła do parapetu okna. Nieznajomy stal na tym samym miejscu, zapatrzony w okno pokoju Anieli. Teraz przyjrzała mu się bliżej. Był to mężczyzna