Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie kochasz mnie już więcej, ojcze?
— Właśnie, dlatego, że cię kocham, nie chcę cię więcej krępować. Nie będę dłużej chorobliwym egoistą.
Aniela podziękowała ojcu spojrzeniem i odpowiedziała:
— Mówisz to szczerze, ojcze? Wszak nikt tak jak ty nie zdoła tego pojąć, jak przykro jest znajdować się stale pod czyjąś kontrolą.
— Masz na myśli więzienie, dziecko? Słusznie, nie miałem prawa z tobą tak postępować.
— Nie oskarżam ciebie, ojcze. Rozumiem cię w zupełności.
— A ja mam nadzieję, że postarasz się mnie przekonać, iż moja kontrola była istotnie zbyteczną. Liczę na twoją inteligencję i twój charakter, że wskażą ci należytą drogę, by nam obojgu nie wypadło żałować.
Aniela posmutniała i utkwiła w ojcu błagalne spojrzenie.
Lipa odezwał się:
— Czy ciągle jeszcze myślisz o nim?
Aniela nie odpowiedziała, tylko ręką wskazała na okolicę serca.
Lipa ujął dłoń córki i uścisnął ją serdecznie. Przez dłuższą chwilę spacerowali, nie odzywając się do siebie słówkiem.
— Ojcze! — zatrzymała się Aniela.
— Czego chcesz, Anielciu?
— Chcę wrócić do Warszawy, do Janka — wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Lipa roześmiał się głośno.
— Powiedziałem, że zwracam ci samodzielność i nie zmienię swego słowa.
— Pozwalasz mi odjechać? — rzuciła się Aniela ojcu na szyję, pokrywając jego czoło pocałunakmi.
— Nawet dziś. Wolno ci robić, co chcesz — odpo-