Tao (tłum. Lemański)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Laozi
Tytuł Tao
Wydawca Tow. Wyd. IGNIS
Data wyd. 1921
Druk Druk J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Lemański
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


JAN LEMAŃSKI.
TAO
TOW. WYDAWNICZE „IGNIS”. WARSZAWA
1921.




TAO

Druk J. Buriana, Mazowiecka 11.






Laotse urodził się w Chinach, w 604 r. przed Chrystusem. Kiedy umarł, nie wiadomo. Czas jakiś był wychowawcą Inhi, naczelnika prowincji Lingpao, następnie oddalił się w góry Tybetu i wieść o nim zaginęła. Właściwe jego nazwisko — Li­‑El­‑Pejang­‑Tan, zaś Laotse to przydomek i znaczy „sędziwy doktór“. Legenda mówi o nim, że przyszedł na świat, już mając lat 72, a przeżył lat 300. Podług innej wersji, Laotse nie umarł i nie umrze, bo wiedzą swoją zdobył nieśmiertelność. Filozoficzno­‑religijna osnowa tej wiedzy zawarta w trzech niedużych rozprawach: 1) Tao — Księga drogi, 2) Te — Księga cnoty albo prawości i 3) Kan­‑ing, czyli Księga sankcji. Dwie pierwsze są napisane, trzecia stanowi tradycję ustną i polega na kategoryzacji czynów ludzkich na dodatnie i ujemne, oraz na określeniu ich wzajemnego na siebie oddziaływania. Tao, wyraz pokrewny greckiemu teos lub łacińskiemu deus, charakteryzuje sam Laotse w taki sposób: „Istnieje — powiada on — jakieś najwyższe JEST, które zapłodniło niebyt i które z otchłani możliwości pierwotnej wyłoniło pierwiastki bytu, a później stworzyło z nich wszystkie istoty i ciała. Nie mam dla tego najwyższego JEST nazwy. Dam Mu imię, którem wyrażam Jego najistotniejszą własność (twórczą) — TAO (czyli Droga).
W strofach niniejszych starałem się nie o dosłowność przekładową, ile raczej o oddanie myśli przewodniej tego mędrca wielkiego Wschodu. Czytelników, chcących zapoznać się tekstualniej z treścią Tao, odsyłam do „La voie rationelle“ Matgioi, lub do „The saiings of Leo­‑Tzeu“ przez Lionela Giles’a.

Jan Lemański.




I.

To, co nieistność w byt ten przemienia,
A czego zmienny czas się nie imie;
To, z czego wszelkie pochodzi imię:
Samo żadnego nie ma imienia.

To wszechpotęgi dobro olbrzymie,
Samo wyzbyte z wszelkiego mienia;
Oto jest prawda, godna umienia,
A która w sercu twem niech się przyjmie:

TAO — to droga pośród ciemności,
Opromieniona tchem świetlaności;
TAO — to ducha najgłębsze bezdno;
TAO — to łącznik z przestrzenią gwiezdną;
W TAO się wszelka istność poczyna,
Zeń czyn, a ono jest — Bezprzyczyna.



II.

Jedność bezzjawnem źródłem jest wszechtreści.
Objaw z niej płynie, jak ze zdroju rzeka,
A ona — przyczyn przyczyna daleka —
Nigdy się w słowach, ni w czynach nie streści.

Naokół niebo ziemię przyobleka,
Empirejskiemi dalami ją pieści,
Stwarzając z ziemskiej gliny jej niewieściej
Lennego pana wszechbytu — człowieka.

Emanujący z tych prarodzicieli,
Mąż człowieczeństwo ze swą żoną dzieli.
A tak, poczęcie mając to dwoiste,
Niebem i ziemią człowiek jest zaiste.
Umrze — w proch jego ciało się obróci;
Sam duch, że z nieba — do niebios powróci.



III.

Jestestwo, istność niestworzona cała —
Oto co dla nas prawdą jest jedyną,
A reszta — złuda, choć dziś zachwycała,
Niknie z chwilami, które w bezkres płyną.

Naoczny zjaw ma postać coraz inną;
Esencja życia — ta jedynie trwała;
Stworzone rzeczy i ludzie przeminą,
Lecz TO po wszystek jest czas. Temu chwała!

Egzystujące i rzeczy i ludzie
Mijają prędko, jak w sennej ułudzie.
A choć tak dzisiaj żywe, jutro zbledną.

Nie wstrzymasz życia, choćbyś chciał rozpacznie.
Umrze, co żyło, skończy się, co zacznie.
Samo TO wieczne, tylko ono jedno.



IV.

Jest droga TAO, ale to droga
Od ziemskich nizin do niebios proga,
A dalej idzie w bezmiar przestworzy,
Nieprzeniknionych, jak sekret boży.

Napróżno człowiek, w ludzkiej swej dumie,
Enigmat ten się rozwiązać sili.
Setki prawd ludzie już nagłosili,
Lecz żadna TEGO pojąć nie umie.

Element pierwszy, życia poczęcie,
Może‑ż mieć w słowach ludzkich ujęcie?
A to, co słowem człek ograniczy,
Nie jest‑że kłamem prawd bezgraniczy?
Ucisz zgiełk żądz swych, a prawda święcie
Sama ci skarb da swój tajemniczy.



V.

Inaczej widzisz, patrząc z wyżyny;
Inne są życia ziemskie ścieżyny.
Gdy z wyżyn patrzysz, widno twym oczom:
Gdyś zszedł na poziom, dale się mroczą.

Droga w niebiesiech, jak strzelił — prosta,
Ale na ziemi człek tem nie sprosta.
Na ziemi, pragnąc żyć tak strzeliście,
Jakżeż się często z dróg zmyliliście!

Jest prawda, ale tej prawdy łono —
Jej najtajniejsze rodzime wnętrze,
W którem się żary tlą najgorętsze —
Nieprzeniknioną skryte zasłoną.
Wiesz tylko jedno, że wśród przestworzy,
W błyskawic dnie, jest moc, która tworzy.



VI.

Choćby najżywiej, choć najbarwiściej,
Jeśli się prawda cieleśnie ziści:
Gdy cielesności tych więcej będzie,
Czyż przeto prawdy samej przybędzie?

Można‑ż prawdami żyć dwiema? trzema?...
Prawda jest jedna, lub prawdy niema.
Jeśli jej niema, nikt jej nie złowi;
Jeśli jest jedna, nikt nie wysłowi,

Jest prawda TAO, jak dal bez brzega,
Której nie pojmiesz ciała oczami;
Choć w niej się myśl, jak słońce, zażega,
I chociaż łudzi cię przezroczami,
Lecz ten, kto po nią cielesne dłonie
Wyciąga, żądny jej wcieleń — spłonie.



VII.

Być, czem się jest, właściwe niższemu stworzeniu:
Człowiek się uistotnia nie w bycie — w dążeniu.
Treść twoja — to twa dusza, ciało — to twa postać:
Nie tem jesteś, czem jesteś, ale czem chcesz zostać.

Dąż najwyżej, najmocniej, najświęciej, najczyściej,
A to wszystko się tobie, ani wiesz jak, ziści.
Jak ziarno, które siewca zasiał w ziemi łonie,
Miej w duszy cel, aż kwiatem zbożnym ci zapłonie.

Człowiek jest utworzony zasadami dwiema:
Stworzeniem jest znikomem i ciału lenniczem,
Dla którego „nad życie“ — umiłowań niema,

I jest duszą, jest wiecznie gorejącym zniczem;
Jest wolą, która pragnie „po nad życie“, niema,
Niewymownie swobodna, nie ujęta niczem.



VIII.

Istnienia ziemi i niebios Przyczyna
Ani się kończy, ani się zaczyna.
Jedynie tylko tej Przedwiecznej Woli
Mędrzec pożąda, aż się z nią zespoli.

Lecz zanim przyjdzie chwila upragniona,
Weź obowiązków swój trud na ramiona,
Kochaj swych bliźnich serca bezgraniczem,
Oddaj im wszystko, sam się nie wiąż niczem.

Mędrzec niczego nie pragnie od ludzi,
Kłamnemi słowy nikogo nie łudzi,
Powściąga żądze znikomego ciała,
Milczący, w sobie zamknięty i niemy,
Obudza duszę, ażeby widziała.

Czas przyjdzie: wszyscy tacy się staniemy.



IX.

Na rzeczy ziemskie spłynie śmierci era,
I samo niebo przeminie i zniknie,
Ale istota duszy nie umiera.
TAO głębokie: nikt go nie przeniknie.

Wola przedwieczna życia jest korzeniem
I nieba z ziemią ślubnem skojarzeniem.
Niebo wraz z ziemią — rzecz codzienna, zwykła,
Ale w istocie czem jest? Któż rozwikła?

Myśl o tem zawsze, o każdym momencie,
Rozwijaj w sobie prawdziwe pojęcie.
Myśl. Z wyraźnością żywych barw naoczną,
Te zjawiać ci się tajemnice poczną:
Jak nie jest życie bez śmierci niczyje,
Tak to, co zmarło, — przyjdzie czas — ożyje.



X.

 
Takie człowieczych władz są zadania:
W rzeczach materji czyn rodzi mienie,
Z czynności uczuć są pożądania,
A czynem ducha jest — zrozumienie.

O mienie bogactw ludzie krew leją,
Niewolnik uczuć kocha, przeklina...
Uczniu, podążaj myśli koleją:
Oto spokoju wieczna kraina.

Kto w życiu bogactw żył atmosferą,
Po tym, po latach, zostanie zero;
Ten, kto żył sercem, tego miłośnie
Po śmierci wspomni wnuk niedaleki,
I wnet zapomni, skoro podrośnie.
Sam tylko mędrzec — ten przetrwa wieki.



XI.

 
Umieć... Umienie jest lepsze od mienia;
To jest niezmienne, co wiecznie się zmienia.
Od prawdy człowiek oddali się, jeśli
Uczonem słowem zwęży ją — określi.

W której‑ż uznanej mieści się maksymie
To, czego żadne nie da poznać imię?
Niebo i ziemia tę nam prawdę wieści:
Niebo — twór męski, ziemia — twór niewieści.

Gdy ich coś cieszy, gdy coś dręczy srodze,
Ci nie są jeszcze na prawdziwej drodze;
Którzy się z złudą zmysłów nie rozstali,
Będą od prawdy coraz dalej stali:
Poznają tylko życia barwy zwierzchnie,
Lecz tajemnica, gdy się zbliżą — pierzchnie.



XII.

 
Ten, który patrzy, nie zawsze dostrzega;
Jeden pracuje, a plon zbiera inny;
Nie jest bezbrzeżny, kto zbiera bez brzega;
Ten, kto strofuje, często sam jest winny.

Niezawsze widzi ten, który spoziera;
Ten, kto nie zbiera, posiada na wieki;
Źle chodzi ten, kto na palcach się wspiera;
Ten widzi jasno, kto zamknął powieki.

Sędziowie błędów sami też się mylą;
Kto wiecznie żyć chce, niech nie żyje chwilą;
Kto każdą chwilą jest wiecznie przytomny,
Przed tym się schyli do nóg czas potomny.
W kim jest potęga i dobroć łagodna,
Ta osobistość być najpierwszą godna.



XIII.

 
Każdej rzeczy, która jest w materjalnym bycie,
Widzisz — zda się — początek jej i jej pozbycie;
Ale to tylko pozór, a w istocie rzeczy
Bez początku i końca ten jest byt człowieczy.

Stwarzać — znaczy dostrzegać, co już dawniej było,
A co się teraz, niby na nowo, dobyło,
I stwarzać znaczy również obecne zniszczenie
Rzeczy jednych, by drugim zapewnić ziszczenie.

Tak jak w trójcy się jedność ukrycie zawiera:
Tak wczorajsza z dzisiejszą i z przyszłą jest era.
To, co było, jest dziś, co dziś jest — jutro będzie.
Dawniej, dzisiaj i kiedyś — to trzy ery w pędzie:
Kto je wszystkie ogarnął jednym myśli rzutem,
Ten, mędrzec, życiem żyje, z czasu pęt wyzutem.



XIV.

 
Jeśli chcesz dociec istnienia przyczyny,
Wprzód odpokutuj złe i dobre czyny.
Jedna rzecz z drugą nieodmiennie skuta:
Za zło i dobro musi być pokuta.

Kto świat ogarnął sercem miłosiernie,
Temu świat głowę musi owić w ciernie,
Bo żąda poznać, do jakiej ty głębi
Potrafisz cierpieć, człowiecze gołębi.

Ci tylko życia tajnikiem zawładną,
Którzy nie idą za chęcią żyć żadną.
Jeślim jest atom rzeki i z nią lecę,
Jakże mam wiedzieć cośkolwiek o rzece?
Wiedzą‑ż, jak mają żyć, ludzkie plemiona,
Jeśli ich istność żądzą żyć splamiona?



XV.

 
Trzymaj gotową strzałę na cięciwie,
Ale zabijać nie pragnij zbyt chciwie.
Wszędzie przed tobą nieskończone sedno:
Nie trafisz w drugie, gdyś utrafił w jedno.

Często za dobry czyn odbierasz pletnie;
Niecnieś postąpił, stało się szlachetnie;
Trudna z pozoru rzecz, w istocie łatwa;
Prosta rzecz, spojrzysz bliżej, już się gmatwa.

Z największą rzeczą krewny drobiazg mały;
Dąb mniej od trzciny na wiatr wytrzymały;
Góra upada, nic nie przetrwa stale;
Zburzy czas to, co dziś na piedestale;
Traci, kto zysk miał, zyskuje, kto traci;
Bratem ci obcy, wrogiem — ideał braci.



XVI.

 
Oto mądrości nieomylna ścieżka:
Mędrzec buduje świat, lecz w nim nie mieszka.
On jest jak drzewo z owocem w ogrodzie:
Tworzy i służy chciwej żeru trzodzie:

Mędrca zadaniem twór jest — myśl przeczysta:
Z duszy ją wysnuł, a świat z niej korzysta.
Mędrzec to słońce — szafarz tego żaru,
Którym się karmi wieczny chłód obszaru.

Stworzyciel się nad wynalazkiem głowi,
Aż znalazł... Inny zyskiem się obłowi.
Ale w tym innym nie upatruj wroga.
Myśli twej cenność — oto twoja droga.

Bądź morza głębią, z której ludzkie plemię
Wyławia perły i dźwiga w djademie.



XVII.

Jak drzewo z słońca, tak ty czerp z mądrości.
Żyj najspokojniej, najciszej, najprościej.
Choć miałbyś z czego, lecz się nie kwap chwalić:
Im kto pyszniejszy, tem go łatwiej zwalić.

Do fortunnego nędzarz prawo rości:
Milcz, gdyś szczęśliwy, i nie budź zazdrości.
Patrz, złotodajna góra czy ci o tem
Głosi, że pokład zawiera ze złotem?

Górnik uderza tam i sam ją w gniewie,
A często minie skarb, i o tem nie wie.

Milcz, i niech twojej złotej tajemnicy
Szukają w tobie łupiezcy­‑górnicy.
Niech się wokoło rozszaleją żądze.
Ty milcz, zamknięte duszy miej wrzeciądze.



XVIII.

 
Ci, którzy w własne karby są ujęci,
Tylko ci żyją wedle swojej chęci:
Słuchają innych, sami mówią mało,
Więc to, co zrobią, będzie się trzymało.

Kto z wierzchu zimny, chociaż wewnątrz płonie,
Ten najbogatszym jest w mądrości plonie.
Kto w furji uciech drga, kto łka dziecięco,
Tym wichry, jako piachem Gobi, kręcą.

Kto swoją ufność odmierza na cale,
Ten jakby nie miał zaufania wcale:
To drży, jak w wietrze słaby listek drzewa,
To zbyt rozpacza, to zbyt się spodziewa.
Mądry, kto całkiem wierzy w swe bożyszcze:
Co miał, gdy straci, czego nie miał — zyszcze.



XIX.

Kto chce po drodze prawdy iść, ten niech się uczy:
Krew i ciało to szaty, które duch obłóczy.
Podobieństwo cielesne bierze po nas młodzież,
Jak znoszoną, lecz świeżo odnowioną odzież.

Czy chwalebne uczynki, czy podległe karze,
Twarz, jak wierny dokument, potomkom przekaże.
Napróżno zapisywać dziejami tablice;
Syn po rodzicach dostał ślad ich dzieł: swe lice.

To, czem być człowiek pragnie, w to się przeistoczy.
Nie to grunt, czem jest, lecz to, dokąd zwraca oczy.
Być, czem się jest — właściwe niższemu stworzeniu.
Człowiek się uistotnia nie w bycie: w dążeniu.
Przekazywać gatunek — posłannictwo zwierza:
Człowiek ducha bogactwo dzieciom niech powierza.



XX.

Z kornych los zetrze poniżenia znamię:
Pysznych i hardych przeciwnością złamie.
Nad uczonego, co z ksiąg jest uczony,
Lepszy ktoś, z nieba światłem oświecony.

Ten woli życiem brzydkiem żyć, ten ładnem:
Mędrzec zupełny nie żyć woli żadnem:
Cichy, pokorny, samotny, milczący.
Niebo i ziemię w sobie jednoczący.
 
Nic hałaśliwie w życiu nie poczyna;
Jest, jak ukryta, niewidna sprężyna,
W sobie skręcona, jak motor w zegarze,
Któremu wnętrznem napięciem iść każe,
A chociaż na nie nie krzyczy, nie woła,
Jednak wskazówki zakreślają koła.



XXI.

 
Kto myślą mądrą powszechność ogarnie,
Do tego każdy szczegół sam się garnie;
Nad ziemią, niebem, nad sferami dwiema
Mędrzec ma prawo: innych praw dlań niema.

W czem? — gdzie jest prawda? w słowach nie wyjawię.
Dość chcieć jest prawdy, by ją mieć w objawie.
Gdy nie udręczasz troską się rozpaczną,
Zaraz się tobie lepsze dni wić zaczną.

W bliźnim ci sprzecznym nie będziesz miał wroga;
Ustępuj z drogi innym: oto droga.
Choćby cię chwytał gniewny szał za gardło,
Tłum w sobie wrzenie, ażeby umarło.
Gdyś uległ, giniesz w ziemskich spraw zasobie;
Gdy przezwyciężysz gniew, masz niebo w sobie.



XXII.

 
Trzydzieści szprych wbij w piastę: toczyć się sposobna;
Trzydzieści szprych ci na nic, gdy brane z osobna.
Masz wóz, gdy zwiążesz koła, oś i wasąg społem;
Nic ci po tych jest rzeczach, gdy koło nie z kołem.

Ten tylko, kto jednoczyć umie, umie użyć:
Na nic ci rzecz, gdy nie wiesz, do czego ma służyć.
Związuj, związuj i jednaj, co jest w rozprzężeniu.
Służ tej myśli, że wszystko jest nam ku służeniu.

Posiadać rzecz, by chciwie do siebie ją tulić;
By ją na cztery spusty zamknąć, oszkatulić,
Aby świata boże go nie ujrzała wprędce:

Zaiste, nie tak sobie poczynają mędrce.
Oni sobie najlepiej tem rzecz upodwładnią,
Że umieli ją stworzyć i wznieść się po nad nią.



XXIII.

Brać na zapas, mieć więcej, niż każe potrzeba:
Oto stan, do którego nakłaniać nie trzeba.
Dla wzrostu majętności popaść w upodlenie:
Oto co się nazywa postąpić szalenie.

Bogacze, klejnotami zdobni, pozłociści
Depczą tłum i wzbudzają pomruk nienawiści.
A kto rozpala niecne, złe uczucia w tłumie,
Ten, choć się stroi, życia ustroju nie umie.

Bogactwo masz, lecz nie żyj sam jego urokiem.
Dobrobyt niech się toczy łożyskiem szerokiem.
Bogactwo rzecz niepewna, gdy wokoło biedni.
Szczęście jest w obcowaniu i w społecznej jedni.
Bogaczu, który stożysz mienie, stóg do stoga:
Oto przed tobą prosta i zbawienna droga.



XXIV.

 
Jest ramię prawe i lewe ramię.
Oba choć sprzeczne dwa drogowskazy,
Ale ich łączność w jedno nie kłamie.
Nie w nich: w jedności ich — rdzeń bez skazy.

Nieraz się mówi o cnotach: znam je,
Etyki wzniosłej umiem nakazy.
Sprobujesz iść tak, wnet się grunt łamie.
Ledwieś się ruszył — kamień obrazy.
 
Enigmat dróg ten jak odcyfrować?
Miłuj!... To droga. Po niej byt prowadź.
A jeśli znajdziesz w kimś niecnót brzeżek,
Nie chciej zbyt nagle prostować ścieżek.
Upadającą wznoś duszę biedną
Sercem pamiętnem, żeś jest z nią — jedno!



XXV.

Prawdziwy skarb jest przestać na mierze.
Na nic gromadne skupianie mienia.
Twój nadmiar niechaj się rozpromienia.
Moc niech rozdaje: słabość — niech bierze.
 
Życiodawczego pełen umienia,
Mędrzec powiada; w to jedno mierzę,
Ażeby zawrzeć ścisłe przymierze
Z dobrem najwyższem — z ciszą sumienia.

Pocóż mu walczyć o kęs zażarcie?
Jemu nie grozi żadna zagłada,
Żadne majątku jego pożarcie
Od apetytów wilczych sąsiada.
On psów nie trzyma u drzwi na warcie,
Bo on, nie mając nic, wszystkiem włada.



XXVI.

 
Nie tkwiąc, jak robak w ziemi odłamie;
Nie drżąc, bogatych wzorem nędzarzy,
Przed wrogim losem, który się zdarzy,
Powiada: wszystko dobre jest dla mnie.

Z pokojem w duszy, z ciszą na twarzy,
Przed możnym we czci karku nie łamie,
Dla biednych miłosierdzia nie kłamie,
Ni wielbi kogo, ni lekceważy.

Takim człowiekiem jest już bezdomnym;
Tak o majątku nie dba zdobycie;
Tak, nie bytując, jest we wszechbycie;
Tak się sam zmniejszył w świecie ogromnym,
I tak się umiał duchem rozszerzyć,
Że już mu jedno: żyć, albo nie żyć.



XXVII.

 
Idąc po życia wertepnej drodze,
Nim krok uczynisz, uważaj wpierw,
Czy gdzie nie pełza gad przy twej nodze,
Czy się nie tai zdradziecki czerw.

Bo chociaż jesteś mądry, człowiecze,
Chociażeś wszystkie rozumy zgadł:
Niepostrzeżenie skądś się przywlecze
Zdradziecki czerw lub nikczemny gad.

Że bez uwagi na niego żyłeś;
Żeś go nie zdeptał, lecz uraziłeś;
Żeś dla mizernej jego małości
Okazał zbyt wyrozumiałości,
I nie zdeptałeś go na śmierć, gada,
Ten gad (lub czerw) cię weźmie — obgada.



XXVIII.

 
Jeżeli z złej przygody żmiję wybawicie,
Żmija, przez wdzięczność, żądłem żgnie was jadowicie.
Nie przeto, iż dobrego nie oceni dzieła:
Owszem, właśnie przez wdzięczność żądłem was ucięła.

Tylko tem, co ma, każdy, tem się z drugim dzieli.
O tem, jeśli nie wiecie, chcę, byście wiedzieli:
Wyście się podzielili z żmiją sercem radem,
A ona też się dzieli tem, co ma: swym jadem.

Gdy, lasem idącemu, trafi ci się żmija,
Którą chłody zwarzyły, niech ją krok twój mija.
Bo skoro odżywiłeś gada za pazuchą,
Nieroztropność ci twoja nie ujdzie na sucho:
Żmija, by dać ci dowód, że wyszła z omdlenia.
Daje go za pomocą czego? — użądlenia.



XXIX.

 
Po ukochanych najogromniej,
Ojcu i matce, żonie, bracie,
Choćby łkał człowiek po ich stracie,
Dusza przecierpi i zapomni.
 
Najdroższe w życiu wam postacie,
Którym, w porywie serc, niepomni,
Rzekliście: „Kocham najniezłomniej,
Na wieki“: — dziś czy pamiętacie?

Ulata życie w dal niewiedną:
Rzeczy, które dziś szczęściem mienię,
I które — bólem, jutro zbledną;
Zgasną najżywszych czuć płomienie,
I pozostanie tylko jedno:
Najwyższa rozkosz — zapomnienie.



XXX.

 
Chełpić się dobrem nie bądźcie skorzy.
Niech wam się nazbyt nie przypomina,
Że spełniliście jaki czyn boży:
Nie chciejcie za to rangi bramina.

Kto zły był, też się zbyt niech nie korzy,
Ani urodzin swych nie przeklina:
Że grzech popełnił, to wielka wina,
Lecz... lecz mógł zrobić daleko gorzej.
 
Osoba, z którąś postąpił ładnie,
Gdy już litością twoją owładnie,
Będzie nad tobą się wynosiła.
A tak na odwrót bywa czasami,
Że ta, która cię ze złości łzami
Wspomni, rzec musi: o, to jest siła!



XXXI.

 
Jedno, dwa życia z urodzeń dziesięciu;
Ośm, dziewięć rychło pożegna się z światem,
Ale niewiasta aż wzdycha za swatem:
Nietrwały żywot przekaże dziecięciu.
 
Narodzin tyle, tyle epigonów;
Egzekwii tyle później (tyle zgonów)!
„Szczęściem“ swe dzieci mieni człek, więc potem
Leżą tam, w ziemi cmentarnej, pokotem.
 
Efemerydy, przepełnione lęku.
Mieczami grożą w bratobójczem ręku,
A w oczach strach im wielkooki skrzy się.
 
Nie miej żadnego przy sobie oręża,
Ujrzysz dziw: jad cię nie uśmierci węża,
Srogie cię nie tkną pazury tygrysie.



XXXII.

 
Z rzeczy drobnych powstały jak największe dzieła.
Z garści ziemi najwyższa wieża się zaczęła.
Łatwo zapobiedz złemu, gdyś się spostrzegł w porę.
Lwiątko przyswoić — fraszka: trudniej, gdy już spore.

Pożar największy wznieci iskierka maleńka;
Drzewo dzierżą korzeni najcieńsze włókienka;
Mila się od jednego rozpoczyna kroku;
Mgnienie niedostrzegalne jest początkiem roku.

Jeśli nie chcesz utonąć w życia kołowrocie,
Niech cię nie usidlają ziemskich skarbów krocie;
Jeśli nie chcesz utracić, pamiętaj nie zbierać;

Nie pragnij żyć, nie będziesz zmuszony umierać.
Gdy cokolwiek zaczynasz, pamiętaj o końcu:
Oto przed tobą prawda, jako droga w słońcu.



XXXIII.

Każdy nad ludźmi chce pozyskać władzę,
Lecz wyznać musi: wszystkim nie poradzę.
Najsilniejszego zawsze ktoś zwycięży:
Panuj nad sobą, gdyż to jest najciężej.

W odmęcie życia, na ziemskim padole,
Zawsze ktoś w górze i zawsze ktoś w dole:
Gdy jedni syci, za to drudzy poszczą;
Gdy ci w dostatkach, tamci im zazdroszczą.
 
Mędrzec od zgiełku życia się oddala.
Wszystko jest piękne — mówi — ale zdala:
Wszystkie wielkości, wyżyny i szczyty;

Wszystkie honory, godności, zaszczyty;
Wszystko. co tylko ludzkiem szczęściem zwiecie,
Porzuca wszystko a wszystko na świecie.



XXXIV.

Matka zła, nie chciej, aby była inna:
Ta, którąś dostał, taką być powinna.
Ojciec, brat, siostra, sercu ci nie mili,
Nie chciej, ażeby ci się odmienili.

Nie mów, żeś biedny, bo zła twoja żona:
Taka snadź dola twoja zasłużona.
W najszlachetniejszym, jak powiadasz, celu
Wad nie odkrywaj w swoim przyjacielu.

Przeciwko sobie zwróć wymówki ostre.
Do swego zajrzyj wprzód własnego serca:
Może to ono twej matki oszczerca,
Może to ono potępiło siostrę?
Brat twój, przyjaciel, może będą inni,
Gdy twoje serce samo się obwini.



XXXV.

Skarb ci ukradli — twą pamiątkę drogą,
Twoją ostatnią, jedyną nadzieję —
Twe szczęście całe skradli ci złodzieje:
Milcz, nie przeklinaj i nie skarż nikogo,

Nie mów: skrzywdzili mię ludzie wyrodni,
Podli, złoczyńcy bez czci i sumienia.
Tyś sam jest winien, żeś miał tyle mienia,
Tyś sam jest winien — tyś winien tej zbrodni.

Ta myśl w pamięci twej ma być wyryta:
Masz przyjaciela swego, faworyta,
Duszę byś oddał za niego najradziej;
 
Ale jeżeli ten człowiek cię zdradzi,
Nie płacz: faworyt zdradzić cię powinien;
Grzechem jest fawor: tyś winien, tyś winien!



XXXVI.

 
Jednemu uczuć nie dawajcie wrzątku.
Owszem, kochajcie wszystkich bez wyjątku.
A jeśli w bliźnim dojrzycie różnicy:
Nie bądźcie wy źli, gdy oni grzesznicy.

Nie patrz, że z tobą żyje kto nie szczerze.
Eh! — myśl — nań za to zębów nie wyszczerzę.
Sam będę szczerym, choć kłamie mój bliźni,
Leczę zło dobrem w nim, aż się zabliźni.

Eliksir życia ten jest: nieskończenie
Miłować sercem swoje otoczenie,
Ani zważając, z jaką kto jest cnotą.

Natężaj światło, by walczyć z ciemnotą,
Umiej być prawym, gdy wkoło nieprawi,
Stworzysz cud: zło się na dobro poprawi.



XXXVII.

Bogacz swój zdradza lęk przez warg drżenie,
Ażeby tego, czem się zbogacił,
Przez jaki losu kaprys nie stracił,
W dzień go i w nocy ssie przerażenie.
 
Sławna osoba na szczycie chwały
Myślisz, że sobie żyje szczęśliwie?
Spójrz na nią: oto drży bojaźliwie,
Aby jej fale w dół nie porwały.

Bogacz i człowiek ambitny — jedno:
Jedynem szczęściem dla nich jest pycha;
Gromadzić mienie lęk ich popycha;
Z trwogi, że mogą wpaść w dolę biedną,
Gromadzą stosy na zapas mienia,
Zgięci od sławy i dóbr brzemienia.



XXXVIII.

 
Mędrzec, choć nie wychodzi za próg swego domu,
Wie, jakie zło i dobro los przynosi komu,
I chociaż swoich bliźnich wcale nie odwiedza,
Jest mu dana dokładna o ich życiu wiedza.

Mędrzec, choć nie przygląda się każdej osobie,
Wszystkie zna, bo ich dusze ma dokładnie w sobie,
Mędrzec, sądząc z pozoru, zdaje się, że nie żył,
A on wszystkie żywoty w swojej duszy przeżył.

Mędrzec jest jako bóstwo w myśli swej oprzędzie:
On wie, co było przedtem, co jest, i co będzie.
On, którego myśl fruwa, jak ten ptak skrzydlaty
Nad ziemią, wie, że dziś jest, co było przed laty;
Wie, że z przeszłą złączona jest przyszłości era;
Wie, że to, co się rodzi, tem jest, co umiera.



XXXIX.

 
Człowieka z pychą złamiesz w danej chwili:
Nie ugniesz tego, który się nachyli.
Dębowe, grube, ociężałe drewno
Huragan skręci i zwali na pewno.

A słaba, wiotka i uległa trzcina
Wytrwa, choć gnie ją wicher i podcina.
Twardy głaz, który wygląda najtrwalej,
Przecie mu grozi śmierć od morskiej fali.

Rzeczy z pozoru najwiotsze, najletsze:
Woda tak płynna, tak lotne powietrze,
I tak subtelne, jako duch człowieczy —

Te najsilniejsze, najtrwalsze są rzeczy.
A czas — nad wszystkiem. Czas był od prawieczy —
I jest: jest niczem, lecz wszystko w proch zetrze.



XL.

Kto wie, nie mówi: kto mówi, ten nie wie.
Wygra, w kim spokój: przegra kto jest w gniewie.
A ten, kto, silnym będąc, jest łagodny,
Mąż ten najpierwszym człowiekiem być godny.

Kto w sobie mocny, choć słaby z pozoru,
W takim upatruj sobie ludzi wzoru.
Kto się nie chełpi mądrości sztandarem,
(A mądry), z tym żyć fortuny jest darem.

Gdziekolwiek mędrzec znajdzie się wśród ludzi,
Tam, choć nie woła na nich, życie budzi.
Spokojny, cichy i uczynny stale,
 
Jest jako światło zamknione w krysztale:
Swoją świetlaną przyświeca im wiedzą,
Że ludzie sami, co im czynić, wiedzą.



XLI.

 
Kto przyjął byt, wziąć musi i niebyt do pary;
Kto buduje kołyskę, niech staluje mary,
Tworzy prawdę, kto umiał w złudach życie prześnić,
Tworzy złudę, kto zdołał pomysł ucieleśnić.

Kto śni, marzy, rozmyśla, roztrząsa, rozważa,
Ten, ani sam wie kiedy, rzeczywistość stwarza,
A ten, kto w ucieleśnień zanurzony trudzie,
Ten, czy istniał, nie będą mogli orzec ludzie.

Tych prawd niechaj świetlaność wam rozbłyśnie w pełni:
Kto zbytnio pragnie dobra, często zło popełni;
Kto zbyt wierzy w swój rozum, omyli się snadnie;

Nawet w złem coś dobrego nieraz bywa na dnie;
Nawet w męce najwyższej słodki dreszcz się mieści;
Nawet w rozkosz największą wpełza czerw boleści.



XLII.

 
W sprawiedliwą, niezłomną wierz nad nami władzę,
Która rządzi i trzyma światy w równowadze.
Lecz tej władzy cząsteczka (nieskończenie drobna)
Zamieszkuje i w każdej z naszych dusz z osobna.

Z naszych dusz świat się składa calutki, a zatem
Nie on, świat, nami rządzi, ale my nim — światem.
Albowiem w czyjej duszy ujarzmiona żądza,
Temu wszystko się dzieje, jak on rozporządza.

Jeżeliście zdobyli tę sztukę poskromień,
W słońcu wiedzy jest każdy z was, jak jeden promień.
Wszystkich was na tle mroku jedna moc rozścieła,
Wszyscyśmy powołani do jednego dzieła;
Każdemu w tej całości dało przeznaczenie
Być cząsteczką świetlaną (drobną nieskończenie).



XLIII.

 
Jeśli cię szczęście znikome nie łudzi,
Ni rozkosz żadna, toś najpierwszy z ludzi;
Jeśli dla ciebie wszystkiem byt dostatni —
Jadło, strój, pieniądz, toś z ludzi ostatni.

Stokroć żyć lepiej w łachmanach nędzarza,
Jeśli twą duszę czysta myśl rozżarza,
Niźli posiadłość mieć, choćby wszechziemną,
Jeśli w twej duszy pustynnie i ciemno.

Bogacz niech ziemski ma eden człowieczy,
Grodzony płotem prawnych paragrafów,
Nikły, zależny od fortuny trafów.

Twoją niech będzie tylko myśl o rzeczy.
Rzecz sama rychło zmieni się w proch szary,
A myśli wieczne będą trwać obszary.



XLIV.

Wiernego druha mieć gdy twoim celem,
Ty bądź dla innych wiernym przyjacielem:
Czyń, o cokolwiek kto cię prosić będzie,
Znajdziesz (na moment) przyjaciela wszędzie.

Skarb nie jest w rzeczach wziętych, lecz w rozdanych.
Nie proś: rozdawaj, ile tylko siły,
Będą się ręce do ciebie wznosiły,
I będziesz władcą i królem poddanych.

Zaprawdę, trudno wyjść z błędnego koła,
Którem jest rzeczy zwodnicza zawiłość.
Miej w sobie dobroć, przyjazność i miłość,
Szukać nie będziesz tych cnót dookoła.
Nie każ się ludziom poświęceniem zdobić:
Dość, jeśli ty sam potrafisz je zrobić.



XLV.

Rzeczy kosztownej wartość w nas rośnie,
Gdy na nią inni patrzą zazdrośnie.
Rzecz najprzyjemniej tę posiadamy,
Której chcą od nas, a my nie damy.

Złota, szafirów, pereł, pieniądza
Wartością co jest? jest ku nim żądza.
Ten, przez nas pysznie noszony, djadem
Jest chciwych bliźnich kosztowny jadem.

Tych djamentów zdobiących szyję
Niech nie pożąda oko niczyje,
A to, co skarbem takim się mieni,
Będzie igraszką zwykłą promieni, —
Będzie ten klejnot jak kropla wodna,
Którą gra w słońcu rozświetli zwodna.



XLVI.

 
Wśród skarbów żywot twój rozpoczęty:
Najwyszukańsze masz wokół sprzęty,
Najprzepyszniejsze zdobią cię stroje,
Najpobrzękliwsze masz na nich zbroje...
 
Rój sług: młodzieńców, chłopiąt i dziewek
Dba o ten ziemski twój przyodziewek,
Który zebrali twoi przodkowie,
W twój dom wtłoczyli — w twych sal pustkowie.

Lecz wśród precjozów twoich mnogości,
A które wszystkiem w życiu być mniemasz,
Jednego skarbu ważnego nie masz,
A oto: mądrość tu nie zagości, —
Mądrość, co skarbów na stos nie zwala, —
Mądrość ta, która od złud wyzwala.



XLVII.

Bogacza celem jest — żyć intratnie:
Zabiega, ciuła, zdziera, łupieży;
Każdego radby oskubać z pierzy,
Każdego wciągnąć dla zysku w matnię.

Mędrzec ma za nic pełność śpichlerzy;
Na nic mu złoto, co w skarbcu leży;
On nie dba o to, by zwiększać szatnię:
Mędrzec by oddał giezło ostatnie.

Bogacz do grosza grosz skupia, zbiera,
Zgromadza, wpycha w wór, i umiera;
Wiatr po nim pamięć, jak kurz, rozwionie.

Mędrzec o ziemskiej nie dba mamonie;
Skarb się w mądrości jego zawiera:
Czci jego pamięć potomna era.



XLVIII.

Ta cudna woda morza w skał kolebce,
Chociaż tak szumem melodyjnym szepce,
Choć tak ponętna u skalnych podnóży,
Nikt w niej spragnionych pić ust nie zanurzy.

Słowa, któremi szafują pochlebce —
To słodka woda, którą człek rad chłepce.
Deszcz, który polom chlebodajnym służy,
Gdy nie wsiąkł, postać przybiera kałuży.

Podobni morzu, prawd świadomi mędrce,
Jak ono gorzcy i jak ono — słoni.
Brud kłamstw by oni z dusz spłókali wprędce,
Ale któż, pragnąc, ku nim usta skłoni?
Kto prawdy ujrzeć dno tak uległ chętce,
By dla niej zginął w gorzko–słonej toni?



XLIX.

 
Gdy mówisz „zacność“, patrząc na bliźniego,
Ten myśli: pewno tu chodzi o niego.
Gdyś rzekł: „nikczemność“, i spojrzał mu w oczy,
On się, za innym kimś zerkając, boczy.

Choć, by mu dowieść, że on zły jest, konasz,
Bliźniego swego o tem nie przekonasz.
Jeśli pochlebstwem się mile go łechce —
Wierzy, lecz sprobój, zgań go — wierzyć nie chce.
 
Tak się po świecie zło, jak tułacz, warta;
Każdy je precz gna: idź — droga otwarta!
Nikt go do siebie brać nie chce, choć ubij,
Nikt go nie uzna, nikt nie przyhołubi...
Wszyscy, że dobrzy są, mniemają błogo,
A usynowić zła — niema nikogo!



L.

Świętości jakże karkołomna ścieżka!
Dobrych sto czynów spełniłeś — stan zwykły:
Zły jeden spełniasz, i już — tamte znikły,
Już cię potępić ogół nie omieszka.

Człowiek cnotliwy — linoskok na linie,
Balansowego dzierżący się drąga:
Kroków dał sto — tłum klaszcze, lecz — urąga,
Jeżeli raz mu noga się powinie.

Czyż może kipieć cały wodny wrzątek,
Gdy jedna kropla — zimny w nim wyjątek?
Temu kto spełnił jeden czyn zły, szary,
Są niedostępne świętości obszary.
Nim wejdziesz w niebo, musisz zła spowicie
Odrzucić z swoich czynów — całkowicie.



LI.

Można szczęśliwym być tu na ziemi,
Wszechsamowładnym jakim pół­‑bogiem. —
Żyć w upojeniu swych zachceń błogiem
Tak, aby nigdy nie wyrzec: źle mi.

Można, nie walcząc z żadnym nałogiem
Restrykcjami hamującemi,
Nie pragnąc świętej władzy nad niemi,
Żyć tak, by trosk się nie ukłóć głogiem.

Lecz stokroć lepiej myślą ulatać
Z tych nizin, złud omglonych tumanem;
Lepiej się z szczęścia rozstać łachmanem,
Który tak często trzeba tu łatać;
Lepiej do nieba wrót zakołatać:
Lepiej żyć życiem tam nie kłamanem.



LII.

Spokojnie umiej wytrwać, choć się w tobie kłębi.
Umiej chęcią zawładnąć i trzymać ją w głębi.
Nie chciej, ażeby sen twój się uroczy prześnił:
Nie pragnij, by ideał twój się ucieleśnił.

Jak prąd bystry, do czynu rwie cię żądz podnieta
Lecz pomnij, że ziszczona raz rzecz jest już nie ta,
Którąś sobie utworzył w idealnym planie,
I z którą w duszy żyłeś sam niepokalanie.

Niechaj lata mijają, niech się sobie piętrzą:
Ty bądź ze swoją wizją w duszy, coraz świętszą.
Niechaj jej wyglądają całe długie wieki...

Ty milcz, a gdy nakoniec odemkniesz powieki,
I usta gdy otworzysz, aż dotąd milczące:
Jak piorun będzie twoje: „Niech się stanie słońce!“



LIII.

Kto chce drogą iść prawdy, niech tego się uczy:
Krew i ciało to szaty, które duch obłóczy.
A gdy spełniły swoje zadanie człowiecze,
Z wyzwolonego ducha twego śmierć je zwlecze.

Duch twój wciela się w każdy rys twojego lica.
Twarz — to czynami twemi skreślona tablica.
Czy chwalebne uczynki, czy podległe karze,
Ten dokument twój ludziom najwierniej pokaże.

Coś duchem czynił, będziesz ciałem pieczętować.
A przeto swoje życie z tem wskazaniem prowadź:
Cokolwiek przedsięwziąłeś w swoim ziemskim bycie,
Tego wierne odnajdziesz w licu twem odbicie,
A dalej je po tobie odbiorą potomni,
I przeklną cię, lub będą błogosławić. Pomnij!



LIV.

 
Miota się, w uczuć dygocząc zalewie;
Faluje, fruwa, i gna, jak obłoki,
Bez przytomności, w ślepym wichur wiewie;
Cieszą go wzlotów i spadań uroki;

Dziś drga weselem, jutro — łzawooki,
Strachem przejęty, lub rzuca się w gniewie;
Kipi nagłością, kostnieje ze zwłoki:
Żyje, używa, przeżywa i... nie wie.

Kto wie, ten nie da przeważać się szali;
Nie bucha gniewem, ani się nie żali;
W spokojnym zawsze i równym humorze,
Radość i boleść jednako przemoże;
Z nadzieją zerwać potrafi jedyną:
Ten będzie trwały, gdy inni przeminą.



LV.

Mędrzec nie dba o poklask, nie dba o tłum chwalczy,
O zdobycz niczyjego uznania nie walczy;
Nie zabiega o tytuł, o urząd, o miano;
Nie chce, aby za cnotę go chodzącą miano.

Rad, jeśli los mu czasem dozwoli nie zboczyć,
Nie będzie się na ciebie, żeś ty zbłądził, boczyć;
W radości go nie chwyta zaraz obłąkanie,
W najdotkliwszem nieszczęściu tłumi krzyk i łkanie;

Mędrzec ani nędzarza pychą nie poniży,
Ani się przed monarchą nie kłania najniżej;
Ani ma kogo w wzgardzie, ani ma w estymie:
Jednem mu szermierz krzepki, jednem mu kaleka;
Jednem mu górne, niskie, małe i olbrzymie;
Jednem mu jest rzecz bliska i jednem daleka.



LVI.

 
Zło, które w bliźnim swoim widzę,
W mojej się własnej duszy kłębi.
Przeto złoczyńcy nienawidzę,
Że sam złość chowam w serca głębi.
 
Dobroć, którą być własną mniemam,
Z bliźniego mego jest skarbnicy.
Przeto ku dobru mrę z tęsknicy,
Że sam dobroci w sobie nie mam.

Choć świat ten dla mnie jest zła knieja,
Cnót mam od niego wymaganie;
Za własne winy innych ganię,
Sam w sobie widząc dobrodzieja.
Wszyscy są dla mnie źli poganie,
Wszyscy są podli, tylko — nie ja.



LVII.

Według takiego się doskonal wzoru:
Bądź w sobie mocny, choć słaby z pozoru.
Żyj pośród ludzi życiem samotniczem.
Łącz wszystko z sobą, sam nie zwarty z niczem.

Niechaj się pysznią ci oklasków chciwi,
Ambitni, dumni, że świat im się dziwi.
A ciebie tłum niech nawet nie wymienia,
Sąd masz swój na dnie własnego sumienia.

Jeżeli ono ci do ucha szepcze,
Żeś grzeszny, słaby, obłudny, nikczemny:
Cóż znaczą tłumów kadzidła pochlebcze?
Czem‑że motłochu o tobie sąd ciemny,
Który cię z boku ugodzi kamieniem?
Nic to, jeżeliś w porządku z sumieniem.



LVIII.

 
Gdybym był królem, mojaby władza
Byłaby taką, moi poddani,
Która nie ściska powrozem krtani,
Która nie więzi, która nie zgładza.

Ceł by nie było w mojej przystani:
Niech sobie, kto chce, wjeżdża, niech wchadza,
Niech się wprowadza, niech wyprowadza,
Niech żyje, jak mu najpożądaniej.
 
Byłoby szczęście w mem państwie błogiem,
W którem więzienie stoi odłogiem,
Gdzie zardzewiały miecz leży w kaźni,
Gdzie szafot zmurszał najniepokaźniej;
Gdzieby nie znano obywatela,
Któryby płakał, chyba — z wesela.



LIX.

 
Zdaje się nam, iż, w gromadę zwarci,
Będzie nas siła, jako pszczół w barci:
Lecz zer, by miljon — zero przy zerze —
Gdy bez jedności, sił nie nabierze.

Kiedyśmy wszyscy czarni, jak czarci,
I wszyscy grzeszni w jednakiej mierze,
To niech się miljard nas takich zbierze,
Będziemy wszyscy też licha warci.

Dobry jest dobrym, chociaż sam jeden;
Zły — złym zostanie, choćby wśród kroci:
Jeden łotr cały zepsuje eden.

Lecz gdy choć jeden taki jest w tłumie,
Który być lepszym, niż inni, umie,
Ten może podnieść tłum ku dobroci.



LX.

 
Bogacz do szkatuł pcha swoje zbiory, —
Krętacz, w zyskownych czynów rumorze,
Pochłania więcej, niż strawić może:
Ciało — sad­‑kwietnik, dusza — bajory.

Lecz myśl o śmierci, straszliwej zmorze,
Powoli zgasza mu lic kolory,
I mimo pomoc aptecznej flory,
Śmierć go — bogacza biednego — zmoże.

Gdy sukcesorzy, jego habendą
Pobogaceni, grzebać go będą,
To, choć pokrewnym był im człowiekiem,
Nikt mu nad trumny nie załka wiekiem,
A gdy już grób się nad nim zesklepi,
Rzekną: żył dobrze, umarł — tem lepiej.



LXI.

 
Posiąść bogactwo niepoliczone;
Mieć pośród wygód ciało pieszczone:
Ten niewiednego ideał człowieka —
Tej szczęśliwości mędrzec się zrzeka.

Z spokojem w duszy, z ciszą na twarzy,
Nikogo nie czci, ni lekceważy;
Przed nikim możnym karku nie łamie;
Wobec nędzarza bólu nie kłamie.
 
Tak, bezdomnemu, świat cały domem;
Tak, nie bytując, jest we wszechbycie;
Tak pełnią wiedzy drga w niewiadomem;
Tak wszelkich pragnień posiadł wyzbycie,
Że, czy mu radość, czy mu żałoba:
Już mu jednakie są krańce oba.



LXII.

Kwituję z szczęścia, z faworów podziału,
Któremi dola człowieczeństwo raczy,
Wszystko mi jedno, czy mojemu ciału
Jedwab, czy łachman przypadnie żebraczy.

Pocóż ta troska codzienna o mienie?
Pocóż ten mozół, aby mieć do syta?
Pocóż na zapas to ciał przekarmienie?
Pocóż ta suknia złotogłowiem szyta?

Mojem bogactwem te chmurki przelotne...
Pod niebem gwiezdnem czuję się, jak doma.
Bogactwem mojem te myśli samotne.
Mój skarb — wzniesienia duchowe, zawrotne.

Nie do ujęcia to szczęście rękoma —
Ta rozkosz trwała, chociaż tak znikoma.



LXIII.

 
Mędrzec nie walczy o nic, o nic nie zabiega;
Nikogo nie przymusza, nie gnie, nie niewoli:
A jednak świat stosuje się do jego woli
I ku niemu tak płynie, jak tłum fal do brzega.

Cokolwiek przed się mędrzec wziął, to wziął powoli,
Bo mędrzec do gwałtownych czynów nie podżega,
Nie wciąga w swoją partję, nie klnie z onej zbiega,
Dając każdemu wybór: woli, czy niewoli.

Mędrzec ten jest zaiste i nad światem włada,
W kim żądz pychy i gniewu nastąpi zagłada;
Ten, kto swoich natrętnie ukazów nie głosi;
Czyj śmiech i czyje skargi zbyt nam się nie stręczą.
Niech będzie kołowatą, kto chce być, obręczą:
On w kole stanowisko zajął — mędrzec — osi.



LXIV.

Swych wielkich ucztujących nienawidzą mali.
Naprzód tłum, blaskiem możnych oślepiony, klaszcze.
Potem, widząc te ciągłe zachłysty hulaszcze,
Mruczy, wre i pomstuje, że go okłamali.

Szemrze lud i otwiera, jak lew, głodną paszczę
Na królów, gdy, po uczcie, już się zadrzemali.
Wpadł, i władców obrzękłych, sytych, łapą wali,
I już go król pijaną ręką nie ugłaszcze.

Tak jest. Na widok hucznych, orgiastycznych biesiad,
Przeklina lud te stoły, do których sam nie siadł.
Ten monarcha pobłądził, kto, w weselu płochem,
Okazuje swój szczęścia zbytek przed motłochem,
Żałuje mu, nędznemu, z bankietów ogryzka,
Aż nędzarz ów, jak wulkan, drgnął i — lawą tryska.



LXV.

 
Jak z ziemią niebo, z złą dobra sfera,
Oddal z blizkością, wierzch z dnem się zwiera;
Anioł z szatanem, skarb z dolą biedną —
Nierozerwalnie łączą się w jedno.

Nie na nich, ale ponad te rzeczy
Edenu gmach twórz, synu człowieczy;
Swobody szukaj, nie ujarzmienia
Lubością, która w gorycz się zmienia.

Energji pełen bądź, lecz nie wrzawy.
Milcz, nie głoś, nim ją wykonasz, sprawy.
Afektom nie daj zbyt się rozszaleć.
Niepożądanie swym chęciom zaleć,
Usługi bliźniej pełnij czyn błogo:
Sam o nic, o nic nie proś nikogo.



LXVI.


Gdy ukształciło się w nim już siemię,
Kwiatek uwiędły spada na ziemię.
Gdyś poznał ziarno wiedzy bez granic,
Tak samo byt ci ten, jak kwiat, na nic.

Byt z ciebie, gdyś się wiedzy stał ziarnem,
Odpada ciałem swojem ciężarnem;
Dusza, zwolniona z opresji życia,
Odrzuci swoje ziemskie spowicia.

Tak jak ten motyl z owicia przędzy,
W którą się, będąc liszką, omota:
Tak też i człowiek: z nici żywota —
Z jedwabnych złudzeń — ma wyjść najprędzej —
Z tych osnuć, zwartych nad jego duszą:
Trzeba je przegryźć, nim ją zaduszą.



LXVII.

 
Napaść, gwałt, przemoc nieujarzmiona;
Strach i nieufność, rygiel zawarty;
Twierdze, fortece, czaty i warty:
Oto masz starcze śmierci znamiona.
 
Lecz jeśli bliźnim swoim wierzycie;
Jeżeliście im tak zaufali,
Jak dziecko uczuć matczynych fali:
To się przed wami otwiera życie.

Spójrz: oto góry się powznosiły
Nad morską głębią urwiskiem stromem.
Porównaj morze z tych skał ogromem
I powiedz: gdzie tu jest więcej siły?
Czy trwalsza głazem skała grożąca?
Czy fala, która ją poroztrąca?



LXVIII.

W sposób gniewliwy, zły, napastniczy,
Wojując pięścią, czyniąc rum krzykiem,
Lub zdradą chytrą, lub żmii sykiem
Kto żyje — w śmierci ten uczestniczy.
 
Mędrzec przewagi nie chce nad nikim;
Szczęśliwszy los go czyjś nie goryczy;
Nie wzbudza skarb w nim zawiści niczyj;
Nie jest niczyich władz zazdrośnikiem.

Ma posłuszeństwo u ludzi prędsze
Ten, kto przenika w ich duszy wnętrze;
Kto cnót nie głosi swoich imienia;
Kto, tak jak słońce, świat opromienia,
Choć, tak jak słońce, jest na uboczu:
Jest źródłem światła dla wszystkich oczu.



LXIX.

 
Choć cnotę znają wielcy i niscy,
Lecz się jej wskazań trzymają‑ż wszyscy?
Nie zawsze kłamstwo gnieździ się nisko,
Nie zawsze w górze prawdy ognisko.

O prawdzie jedni mówią uczenie,
U drugich znajdziesz zbożne jej czczenie:
I ci i tamci tak tem przejęci.
Że sił im pełnić ją brak i chęci.

Zdarza się też, że w prostaczym tłumie
Ktoś zasad prawdy nie umie orzec,
Ani określić jej najzupełniej;
Choć jej rodzajów i nazw nie umie;
Choć nie przysięga na jej proporzec,
Ale nią żyje, ale ją pełni.



LXX.

Rzecz, gdy wcielona w dzieło człowiecze,
Jej kontrast za nią, jak cień, się wlecze.
Zawsze się w czynie „tak“ z „nie“ zespala,
Zawsze jest rzutna i zwrotna fala.

Cenimy dobro, lecz gdy się ziści,
W nas jest przyczyna i złej korzyści;
Najsprawiedliwszych nieraz wag szale
Sprawują ścisłość miar opieszale.

Z występkiem cnota, wielkość z małością;
Z spokojem szał, nienawiść z miłością;
Łatwa rzecz z trudną, z światłami ciemnie;
Śmierć z życiem, góry wysokość z dołem:
Te rzeczy w byt się łączą wzajemnie.
Prawda nie w nich jest: jest ich zespołem.



LXXI.

 
Jak woda morska, która lądom sprzyja,
Omywa wszystkie, ale jest niczyja;
A choć ogłosi kto, że nad nią władnie,
Nikomu ona nie służy podwładnie:

Na ten żyj przykład. Bądź, jak morska woda —
Element, który swojego ogromu,
Swych fal nie broni nigdy i nikomu,
Lecz się nikomu w niewolę nie poda.

Egoizm niczyj niech nie będzie zdolny
Mieć zaprzedanym sobie twój pęd wolny.
Albowiem tem jest mórz głąb doskonała,
Niczyja że jej moc nieokiełznała.
Ulegnie wrzkomo, uzna twoją wolę:
Strzeż się niebaczny — zginiesz w jej żywiole.



LXXII.

 
Mędrzec, by z drogi swojej nie zboczyć,
Zamiast się mnożyć, woli jednoczyć.
Nad ilość, wielką niepoliczenie,
W jedności większe widzi znaczenie.
 
Uważ największe liczebnie dzieła:
Z jedności ich się budowa wszczęła.
Nic, że jesteśmy drobną gromadką,
Jeżeli jedność jest naszą matką.

Tak jak zło dobru, tak wielość rzeczy
Jednej istocie rdzennej ich przeczy.
Chociażby była najbardziej przednią,
Rzecz uiszczona nie jest tą Jednią,
W której się mieści najmniejszy listek
W pierwozamiarze, — w której świat wszystek.



LXXIII.

 
Radością żyć, lub żyć troską rzeszy;
Płynąć na oślep życia potokiem:
Mędrzec, spokojnem patrzący okiem
Na dwa kontrasty bytu — nie śpieszy.

Czegóż bo znęcić ma się urokiem?
Czy go stan jezdny, czy go stan pieszy
Bardziej ten zmartwi, tamten ucieszy?
Ten poniżeniem? ów czemś wysokiem?

Spokojny, cichy, sam, pustelniczy,
Mędrzec od czynu sam się odsądza.
Bo czyn najlepszy ze złem graniczy,
Bo złem jest najszlachetniejsza „żądza“,
Bo tylko ten ktoś zła nie wyrządza,
Kto w dobrodziejstwie nie uczestniczy.



LXXIV.

 
Słodycz ma w sobie człowiek żyjący
I serdecznego pełen jest ciepła:
Ten zaś, w kim moc już życiowa skrzepła,
Zimny jest, sztywny, odstręczający.

Tego, w kim żywa pulsuje siła,
Porównaj z tym, w kim śmierć ją zgasiła.
Tamten miłością będzie zwyciężał;
W tym nie drga serce: zmartwiał, ociężał.

Patrz, jak słabością dziecko jest silne!
Jak jego uśmiech za moc wystarczy!
A patrz, jak słaby jest człowiek starczy,
Jakie stężenie już w nim mogilne!
Starzec wielmożny żyje, by skonać,
A słabe dziecko — by świat pokonać.



LXXV.

 
Jeżeliście bezgrzeszni, jak maleńkie dziecię,
Od wszelkiej złej przygody bezpieczni będziecie:
Ani doznacie lęku w jaskini ze lwami,
Ni gad żaden nie będzie panował nad wami.

Nie zgrubiały w dziecięciu jeszcze ścięgna, kości;
Energja wielka w niem jest, mimo maleńkości.
Spojrzyj: jakby największą życia znał rękojmię,
Lęk go nie zdejmie żaden, troska go nie dojmie.

Elastyczni, jak dziecię, bądźcie, żywi, zwinni,
Miłujący i ufni, obcy złu, niewinni,
A niewypowiedzianą cudowność ujrzycie:
Nie będzie miało dla was tajemnicy życie,
Ugodzić w was nie będzie mogła boleść żadna...
Sama śmierć się przed wami ukorzy wszechwładna.



LXXVI.

Jest owoc słodki z nasieniem cierpkiem,
I bywa korzyść łączna z uszczerbkiem.
Cnotę masz w grzechu, grzech znajdziesz w cnocie:
Tak wszystko żyje w jednej wspólnocie.

Ocean w splotach swoich ma lądy,
A nim powietrzne kołyszą prądy;
Powietrze niebios tchem swoim sięga:
Tak się w jedności z rzeczą rzecz sprzęga.
 
Najwyższa góra, najgłębszy z dołów —
To jedność, z dwóch się wiążąca połów.
Czy się zaczyna co, czy się kończy —
Wszystko się zwiera, wszystko się łączy.
Kres wiedzy gdzież jest? Jest w czemś bezwiednem,
A razem są — nieskończenie jednem.



LXXVII.

 
Bezkres ten, który ziemię przyobłóczy,
Aura, którą ust poruszasz tchnieniem —
Jakiej‑ż nas wiedzy przeogromnej uczy,
Jakiem‑ż napełnia duszę zolbrzymieniem!
 
Ten ogrom, który poujarzmiał słońca;
Który początku niema, ani końca;
Który w bezkresach rodzi się i ginie:
Człowiek nim rządzi, gdy tchnie, kiedy skinie.

Powietrze, w które gdy spadł liść najlichszy,
Lekkości jego powiewnej nie wstrzyma,
Gdy ciche; ale jeśli się rozwichrzy,
Wyrwie z korzeniem pień dębu — olbrzyma.
Ten sam wiew, w którym lekko drżą komysze,
Ten sam dziś morzem aż do dna kołysze.



LXXVIII.

 
Nie być, nie istnieć, nie mieć ani domu,
Ani własnego nic; zejść do atomu,
W proch się obrócić, którego śmierć blada
Znaleźć nie może: to mi los nie lada!

Nie być! Nie istnieć! Nie mieć domu, żony,
Dzieci, ni krewnych, ni przyjaciół nie mieć!
W grobie nieznanym na wieki oniemieć:
Oto do szczęścia ideał zbliżony!
 
Lecz jest zjawiskiem to, ufam, wiadomem,
Jak trudno ideał w życiu ucieleśnić.
Więc zanim szczęsnym zostanę atomem,
Muszę ten ziemski przeżyć byt, nie prześnić,
Jakiebykolwiek zsyłał mi los chwile,
Radbym je przeżyć, zanim w grób się schylę.



LXXIX.

Nie chciej być panem nad wolą czyją!
Nie chciej zabijać, lub szarpać w gniewie!
Lew, tygrys, szakal — ci niech krew piją,
Niech wydzierają z swych ofiar trzewie.

Kto wie, nie błądzi: kto zbłądził, nie wie.
Czyż prawdy szukać we krwi przelewie?
Jak uczyć tych, co przeciętą szyją
Bluzgając krew dziś, już nie ożyją?

Gdybym był królem, zamknąłbym lochy,
Zniósł paragrafów karnych tysiące —
Ani bym zważał na sędziów szlochy,
Ni na przestępców rzesze płaczące:
Zbrodniarz, wyjęty z pod skrzydeł prawa,
Sechłby i zmarniał, jak bez dżdżu trawa.



LXXX.

 
Jest król, dokoła niego — dworzanie;
Jest tron i tronu jest podważanie;
Jest cnota: niecność przeciw niej kroczy;
Jest życia urok: zgon — mniej uroczy.

Jest pełnia trudu, i czczość leniwa;
Jest czysty plon, i z kąkolem niwa;
Żyć można prosto, lub żyć zawile;
Czas trwa: w nim giną znikome chwile.
 
Kto nie zna drogi, idzie zboczeniem —
Puszczą nadziei, knieją rozpaczy, —
Jak w labiryncie błąka się, tuła:

Lecz kto świadomy, kto widzi, baczy;
Kto umie rządzić światłem i cieniem:
Przed tym się prosta droga rozsnuła.



LXXXI.

Już mi los przeciwności zsyła nadaremnie.
Otom już jest na ciosy wydarzeń otwarty.
Ani mury mnie bronią, ani zbrojne warty.
Niech, cokolwiek się zdarzy już, uderza we mnie.

Nie pożądam wesela, z cierpień stroję żarty;
Edenu mi jasności i piekielne ciemnie
Siedliskiem byćby mogły zarówno przyjemnie:
Luby mi druh jednako i mój wróg zażarty.

Enigma już mi swoje ból wyjawił do cna.
Miłość znam; wiem, że ona, jako śmierć, jest mocna.
Ach, znam i nienawiści śmiertelne spowicie —
Nienawiści dręczącej, jak śmierć, jadowicie!
Umiem żyć i umierać już... Me usta chwalą
Spokojnie śmierć i życie już. Uderzaj, falo!



LXXXII.

 
Wszystko powraca: prawo niezłomne.
Bo nic nie ginie, co się zdarzyło.
I czemuż płakać mam nad mogiłą?
Szczęście me żyje dziś, bo je pomnę.

Nie wrócę przeszłych dni żadną siłą,
Lecz wstaje z martwych rzecz, którą wspomnę.
To, com raz przeżył, już mi przytomne
Będzie, jak gwiazda w niebie, świeciło.
 
Znam słodycz w bólu i jad w balsamie;
Żaden przeszłości mnie żal nie złamie.
Nie łkam, że szczęścia minęła era,
Że mi zwodniczym rajem nie kłamie.
Jedynem szczęściem ta prawda szczera:
Wszystko powraca, wszystko umiera.



LXXXIII.

Ogród z kwitnącą na wiosnę jabłonią;
Gazonów szmaragd i bzu krzew młodzieńczy;
I rój pszczół, który nad lotosem brzęczy;
I słońce, w którem się motyle płonią;

I hałaśliwość gier trzody dziecięcej —
Śmiechy te, które, jak szkło puste, dzwonią....
Świat z jego wrzaskiem, z jego życia wonią
Rzucam, i wracać doń nie pragnę więcej.

Bo ukochałem wśród­‑gwiezdne przestrzenie.
Tam wyobraźnią żyłbym nieskończenie
I marzył.... O czem? Trwożę się, że o tem,
By żyć na szarej tej ziemi z powrotem,
Gdzie w słońcu pachnie kwiat, gdzie pszczół brzęczenie,
Gdzie motyl skrzydłem połyskuje złotem.



LXXXIV.

 
Kto nie znał w życiu, co boleść wraża,
Ten się, gdy umrzeć mu czas, przeraża.
Lecz kto się, żyjąc, krwawił o głogi,
Śmierć dla takiego balsam jest błogi.

Ten, który w życiu miał same święta:
Że śmierć je zgasi mu — niech pamięta.
W kogo cierpienie za życia godzi,
Ten niech wie, że mu śmierć je złagodzi.

A kto żył szczęściem nie tylko samem,
Lecz i trucizny los mu dosączył
Do słodkiej czary, temu jest jedno:
Dobra fortunnych zdarzeń mu kwota;
Dobrze, gdy szczęsnych dni zorze zbledną;
Żyć mu jest dobrze i zbyć żywota.



LXXXV.

 
Miałbym tę boleść w najwyższej cenie,
Która by mogła trwać nieskończenie,
Ażebym płakać mógł całe wieki,
By powstał ocean z łez moich rzeki.

Lecz wiem: najsrożej męka dręcząca
Dziś, jutro swego dobiegnie końca;
Ból, dojmujący dziś najogromniej, —
Jutro już o nim człowiek zapomni.
 
A rozkosz? Rozkosz miałbym w estymie,
Gdyby nie było: „chwila“ jej imię,
Gdyby składała się ze stuleci.
Cóż mi po szczęściu, które uleci?
Czem rozkosz, która dziś zamigoce,
Aby mi jutro zginąć w pomroce?



LXXXVI.

 
Z mgieł oceanu tworzy się rzeka;
Początek z nikłych ziaren las bierze;
Małą rzecz z wielką łączy przymierze;
Zwiera się z bliską rzeczą — daleka.

Od bezorężnych giną szermierze;
Prędki, kto śpieszy, prędszy, kto czeka.
Świat jest bezmiarem, lecz dla człowieka
Najlepszą z miar jest: przestać na mierze.

Upokorzeni bywają hardzi;
Z mąk poniżenia ginie, kto gardzi;
Zło się i dobro ze sobą splata;
Ból się z rozkoszą plącze ogniwem,
Rozpacz — z nadzieją, umarłe — z żywem,
Z ciał bezlotnością — dusza skrzydlata.



LXXXVII.

 
Cnota zbyt wielka prawdzie kłamała.
Czasem prawdziwszą jest cnota mała.
Nieraz ktoś był na świętości szczycie:
W dół go strąciło cnót nadużycie.

Ludzkość jest słaba, niewytrzymała:
To zbytnio wielbi, to zbyt klnie życie;
Dziś w radosnego szału zenicie:
Jutro by we łzach ręce łamała.

W nieszczęściu wspomódz, w ucisku bronić;
Przecierpieć — trudno — śmiech i wesele;
W tłum się nie cisnąć, lecz i nie stronić;
Mniej radzić, więcej słuchać przestrogi;
Swych nie wynosić zasług na czele:
Nie masz po nad to słuszniejszej drogi.



LXXXVIII.

 
Kto dziś rozpoczął działać szalenie,
Ten już nazajutrz popadł w omdlenie.
A to, co zwolna dziś się zaczęło,
Olbrzymio wzrośnie i przetrwa dzieło.

Ten, kto szermuje ostrzem oręża,
Zginął, bezsilny po wartkim czynie.
A ów bezbronny — mędrzec — zwycięża,
Okryty chwałą, po wieki słynie.

Tam furja, która w nicość ulata —
Garb fali wodnej, którą wiatr łamie
I uznikomia z ludzkiej pamięci:

Tu — myśl, niezłomnej potęgi znamię,
Tu jasność, której burza nie zmęci,
Ani jej zaćmią potomne lata.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Laozi i tłumacza: Jan Lemański.