Strona:Laozi-Tao.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LXIV.

Swych wielkich ucztujących nienawidzą mali.
Naprzód tłum, blaskiem możnych oślepiony, klaszcze.
Potem, widząc te ciągłe zachłysty hulaszcze,
Mruczy, wre i pomstuje, że go okłamali.

Szemrze lud i otwiera, jak lew, głodną paszczę
Na królów, gdy, po uczcie, już się zadrzemali.
Wpadł, i władców obrzękłych, sytych, łapą wali,
I już go król pijaną ręką nie ugłaszcze.

Tak jest. Na widok hucznych, orgiastycznych biesiad,
Przeklina lud te stoły, do których sam nie siadł.
Ten monarcha pobłądził, kto, w weselu płochem,
Okazuje swój szczęścia zbytek przed motłochem,
Żałuje mu, nędznemu, z bankietów ogryzka,
Aż nędzarz ów, jak wulkan, drgnął i — lawą tryska.