Fryderyk Chopin (Karasowski)/Tom II/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maurycy Karasowski
Tytuł Fryderyk Chopin
Podtytuł Życie — Listy — Dzieła
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1882
Druk Wł. L. Anczyca i Spółki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV.
Przepędzenie lata na wsi.— Powrót do Paryża. — Moscheles. — Liszt. — Rozrywki w Nohant.

W Nohant stan zdrowia Chopina tak dalece się polepszył, iż już nikt nie wątpił o zupełnem jego wyzdrowieniu. Pokazało się, iż alarm był przedwczesny; to co niektórym zdawało się być chorobą płuc, suchotami, było tylko ostrym katarem, zapaleniem błony śluzowej. Lekarze ostrzegali teraz artystę, aby się szanował, aby się wystrzegał wszelkich w codziennem życiu nadużyć i wykroczeń. Gdyby on żył w stanie normalnym, gdyby nad nim czuwała troskliwa opieka matki, sióstr albo kochającej go małżonki, niezawodnie zwracałby więcej uwagi na swoją delikatną fizyczną organizacyę, na skłonność do kaszlu, którego nigdy zupełnie pozbyć się nie mógł, słuchałby rad życzliwych i stosował się do nich. Lecz jak tu wymagać zmiany trybu postępowania od człowieka, żyjącego tak jak on w warunkach wyjątkowych? Jakim sposobem skłonić Chopina do zerwania z obyczajami wyższego paryskiego towarzystwa i do pielęgnowania przedewszystkiem własnego zdrowia? Tembardziej, iż kobieta, do której on teraz najsilniej był przywiązany, od czasu jego choroby, poczęła obojętnieć, chłodnieć w uczuciach dla Chopina, żałując zawiązania stosunków, będących już dla niej niekiedy ciężarem!

W Nohant z podwójną energią oddał się pracy kompozytorskiej. W listach podówczas pisywanych do Fontany, które zaraz uwadze czytelników przedstawimy, Chopin podaje pewne szczegóły o swoich nowych utworach. Więcej już w tych listach humoru, jak w poprzednich, pisywanych z Majorki i Marsylii, a jeżeli się jeszcze czem kłopocze, to tylko niesumiennością i chciwością muzycznych nakładców, tudzież kwestyą nowych mieszkań tak dla siebie, jako i dla pani Sand, za pośrednictwem Fontany załatwianych.
„Nohant, piątek w nocy“.
(prawdopodobnie w początkach maja 1839 r.)

„Mój kochany Julku! Posyłam ci list do Bonneta; przeczytaj, zapieczętuj i oddaj. A jeżeli przechodząc po ulicach, na których wiesz dawno. że mieszkać mogę, — znajdziesz coś dla mnie dogodnego, proszę cię, napisz mi. Teraz już kondycya schodów nie egzystuje.
Posyłam ci także list do Dessauera[1], jako odpowiedź na pismo jego, które mi pani Deller z Austryi nadesłała. Musi on już być z powrotem w Paryżu; spytaj się zresztą Schlesingera, ten cię o tem najlepiej objaśni.
Dessauerowi niewiele szczegółów o mnie dawaj; nie mów mu, że mieszkania szukasz, nawet Antosiowi także, bo on powie pannie de Rosière, a ona plotka i kaketę lada z czego zrobi. Już niektóre jej kakety tutaj mię aż w dziwny sposób dochodzą. Wiesz, jak to czasem wielkie rzeczy z niczego urosną, gdy przejdą przez buzię umiejąca wszystko rozmazywać. Wieleby było o tem mówić...
Co się nieszczęśliwej Tarantelli tyczy, zapewneś oddał Troupenasowi (to jest Marretowi); a jeżeli myślisz inaczej, poślij ją Wesslowi pocztą, tylko nalegaj, żeby ci zaraz odpisał, że odebrał.
Tutaj od kilku dni czas prześliczny, ale co moja muzyka, — to brzydka. Pani Viardo spędziła tu 15 dni; muzykowaliśmy mniej, aniżeliśmy co innego robili.
Pisz mi, proszę cię, co chcesz, ale pisz.
Jasio niech będzie zdrów.
Ale, ale; nie zapomnij na egzemplarzu Troupenasa napisać Hamburg Schubert, Wessla Londyn.
Za parę dni przyśle ci list do Mechettego do Wiednia, któremu obiecałem dać jaką kompozycyę. Jeżeli zobaczysz Dessauera albo Schlesingera, spytaj się, czy listy do Wiednia trzeba koniecznie frankować?
Ściskam cię, bądź zdrów.
Chopin.

Nohant (maj) 1839.

Dziękuję ci za twój poczciwy list;; — odpieczętowuj wszystkie, które ci się będą zdawać potrzebne.
Troupenasowi nie oddawaj manuskryptów, póki Schubert nie napisze dnia wyjścia z druku. Zapewne niedługo odpowiedź będzie przez Leona.
Szkoda, iż do Berlina poszła owa Tarantella, bo jak z listu Schuberta wiedziałeś, w te pieniężne rzeczy Liszt wmięszany i mogę mieć nieprzyjemności, — bo to Węgier drażliwy; może myśleć, że mu nie wierzę z powodu, że nie kazałem oddawać manuskryptu inaczej, jak za pieniądze. Nie wiem, ale mam przeczucie, iż będzie pasztet. Leonowi słabemu nie mów nic o tem; bądź u niego, jeżeli ci tak wypada; pokłoń się odemnie, podziękuj (chociaż nie ma za co) i przeproś za ambarasy. Bo to zawsze grzeczność jego, podejmować się przesyłki. Także Pleyelowi się pokłoń; powiedz, żeby mi wybaczył, że do niego nie piszę (nie mów mu nic, ze mi bardzo lichy fortepian przysłał).
List do rodziców proszę cię sam, ale tylko sam na burzę przed 4-tą wrzuć. Daruj, że cię tem zajmuję, ale wiesz, ile mi idzie o mój list pisany do moich.
Zapewne ci Escudier przysłał ów Album sławny. Jeżeli chcesz, możesz Troupenasowi powiedzieć, aby ci się wystarał o jeden egzemplarz niby to dla mnie, ale jeżeli go nie chcesz, to daj pokój [2].
Jeszcze jedna nuda.
Powoli przepisz jeszcze raz ową nieszczęśliwą Tarantellę, którą się Wesslowi pośle, skoro się dzień będzie wiedzieć. Jeżeli cię tak nudzę tą Tarantellą, to bądź pewny, że ostatni raz; ztąd pewno ci nie poślę żadnego manuskryptu. Gdyby za tydzień nie było żadnej od Schuberta wiadomości, to mi napisz, proszę cię. W takim razie oddałbyś manuskrypt Troupenasowi. Ale o tem ja do niego napiszę.

Nohant (czerwiec 1839).

Dziękuję ci za przysłanie listu pod adresem: à Mr. Chopine. List ten zaczyna się: „Wiatrowo pod Wx“, a kończy się: „dla Pana, jako dla wielkiego mistrza Muzyki i Compozycyi A... M. Starosta Bx“. W środku zaś stoi: „jako amator muzyki już 80 lat mający, dwa Mazurki przypomniawszy sobie na tema do waryatiow Panu posyłam“. Mazurki, jak sobie możesz wystawić szanowne: ram dididiridi, ram dididiridi. W przypisku czytam: „Alaxandrine wnuczka moja“ — jak cię kocham, tak Alaxandrine!la ci darem w Gnieznie na benefis ubogich z zadowole- niem Publicności grała. Ja, moi synowie, wnuki, wnuczki, a osobliwie Alaxandryna, niezgorzej z wielką szybkością gra na fortepianie.!
Poczciwy jakiś staropolski starosta (jestem zapewne z tych, co to z mosta).
Najlepsze z listu, to twój adres, którego już zapomniałem, a bez którego nie wiem, czy bym ci tak prędko odpisał. — najgorsze zaś, to śmierć Albrechta.
Chcesz wiedzieć, kiedy wrócę? — jak się słoty zaczną, bo mi świeże powietrze potrzebne.
Jasio wyjechał; — nie wiem czy cię prosił, żebyś mi listy od rodziców, gdyby przypadkiem podczas jego niebytności, a pod jego zawsze adresem przysyłane, do mnie odesłał. Może o tem myślał, a może nie; przykroby mi było jednakże, gdyby list który zaginął. Zreztą niedawno miałem list z domu, więc nie tak zaraz pisać będą, a on może tymczasem poczciwiec zdrów wróci.
Ja tu komponuję Sonatę si bemol minore, w której będzie ów Marsz żałobny, którego znasz. Jest Allegro, potem Scherzo mi bemol minore, Marsz i Finałek niedługi, może ze trzy stronnice. Lewa ręka unisono z prawą, ogadują po Marszu. Mam nowe Nocturno G-dur, które pójdzie w parze z Nocturnem G-moll, jeżeli sobie takowe przypominasz.
Wiesz, że mam nowe 4 Mazurki: jeden E-moll palmijski, 3 tutejsze: H-dur, As-dur i Cis-moll. Zdaje mi się, że ładne, jak zwykle najmłodsze dzieci, kiedy rodzice już się starzeją[3].
Nic zresztą nie robię, poprawiam sobie Bacha edycyę paryską; poprawiam nietylko z błędów strycharza, ale i z błędów harmonijnych, popełnionych przez tych, co niby Bacha rozumieją. Nie czynię tego z pretensyi, żebym od nich lepiej rozumiał, ale z przekonania, że czasem zgaduję, jak być powinno.
Otóż i nachwaliłem się przed tobą.
Teraz jeżeli Grzymała do mnie przyjedzie (o czem na dwoje babka wróżyła), to przyślij przez niego Webera na 4 ręce. Także ostatnią moją Balladę w manuskrypcie, bo chcę w niej coś zmienić[4]. Pragnąłbym również mieć twój egzemplarz ostatnich Mazurków, jeżeli masz takowe, bo nie wiem, czy moja galanterya doszła do tego stopnia, ażeby ci dać egzemplarz.
Pleyel do mnie pisał, żeś bardzo uprzejmy (obligeant), żeś poprawił Preludya. Nie wiesz, co mu dał za nie Wessel? Dobrzeby było wiedzieć na przyszłość.
Ojciec mi pisał, że moją starą Sonatę wydał Haslinger i że ją Niemcy chwalą.
Mam teraz, rachując z temi co u ciebie, 6 manuskryptów; zjedzą djabła, jeżeli je darmo dostaną. Pleyel żadnej mi przysługi nie wyświadczył swemi ofiarami, bo mi tym sposobem zniechęcił Schlesingera. Ale się to, mam nadzieję, jakoś naprawi.
Pisałem, żeby mi doniósł, czy mu za fortepian palmijski zapłacono, a pisałem dlatego, bo konsul francuski na Majorce, którego znam bardzo dobrze, miał być zmieniony i gdyby mu byli nie zapłacili, toby mi było trudno z tak daleka tę sprawę załatwić. Szczęściem zapłacono i to suto, jak mi przeszłego tygodnia dopiero odpisał.
Pisz jak mieszkasz, czy w klubie jadasz?
Woyciechowski do mnie pisał, żebym Oratoryum komponował. W liście do rodziców odpowiedziałem mu, czemu fabrykę cukrową buduje, a nie klasztor kamedułów albo dominikanek!

Nohant (sierpień 1839).

Bardzo ci dziękuję za twoją poczciwa, przyjacielską, nie angielską ale polską duszę.
Wybierz papier (na obicia), jak dawniej u mnie był tourterelle, aby świecący, glansowany, na oba pokoje, tudzież zielony, ciemny, nieszeroki szlak. Na przedpokój coś innego, ale porządnego. Jednakże, jeżeli jakie piękniejsze a modniejsze są papiery, które tobie się podobają i wiesz, żeby mi się także podobały, to weź. Wolę gładko, najskromniej i czyściuchno, jak ordynarne episiersko błyszczące. Dlatego kolor perłowy mi się podoba, bo ani krzyczy, ani ordynaryjno wygląda. Dziękuję ci za pokój dla służącego, gdyż bardzo potrzebny.
Teraz co się tyczy mebli: najdoskonalej zrobisz, jeżeli się tem sam zajmiesz. Nie śmiałem trudzić cię tym ambarasem; ale kiedyś taki poczciwiec, zabierz je i ustaw. Poproszę Grzymały, aby na przenosiny dał pieniędzy; zaraz mu o tem napiszę. Co do łóżka, i biórka, trzebaby je dać jakiemu stolarzowi do odnowienia. Papiery w takim razie wyjmiesz z biórka i zamkniesz gdzieindziej. Nie potrzebuję ci mówić, jak masz zrobić. Rządź, jak tylko ci się podoba i jak uznasz za potrzebne. Co zrobisz, wszystko dobrze będzie. Masz całe moje szerokie zaufanie: to jedno.
Teraz drugie.
Trzeba, żebyś do Wessla napisał, — wszakżeś o Preludya pisał? Donieś mu, że mam 6 nowych manuskryptów, za które chcę, żeby mi dał za każdy po 300 franków (ileż to uczyni funtów?). Jeżeli myślisz, że nie da, to mi wprzódy napisz. Donieś mi także, czy Probst jest w Paryżu? Przewąchaj w dodatku jakiego służącego. Jeżeli jaki Polak poczciwy, porządny, tobym wolał. Powiedz o tem także Grzymale. Zgódź, żeby sam sobie jadał, nie więcej jak 80 fr. Będę w Paryżu nieprędzej, jak ku końcowi października, — schowaj to jednak dla siebie.
Mój kochany, stan zdrowia Jasia dziwnie mi czasem na sercu cięży. Niech mu Pan Bóg da, czego mu potrzeba, ale niech się szwabić nie daje... z drugiej strony, tere bzdere kuku. Otóż największą prawdą na świecie, że zawsze cię kochać będę, jako poczciwca i Jasia jako drugiego.
Sciskam was obu; piszcie a prędko, chociażby o pogodzie tylko.
Wasz stary z dłuższym niż kiedy nosem
Fryderyk.

Nohant, niedziela (sierpień 1839).

Coś zrobił, dobrześ zrobił. Dziwny świat. Kiep Masset, — kiep i Pelletan. Masset wiedział o Walcu Pacciniego i że obiecałem go gazecie do Album. Jednego kroku nie chciałem czynić wprzód do niego. Jeżeli nie będzie chciał po 600 franków z Londynem (cena moich manuskryptów zwyczajnych była 300 fr. u niego), czyli 3 razy 5 — 15, — zatem oddałbym tyle pracy za 1500 fr. — to niemożna. Tembardziej, żem mu mówił, kiedym z nim pierwszy raz miał rozmowę, iż mogą się jednakże zdarzyć rzeczy, których za tą cenę dać nie będę mógł. I tak naprzykład: nie może przecie mieć pretensyi, ażebym mu 12 Etiudów, albo nu Methode de Piano, sprzedał po 300 franków. Toż samo Allegro maestoso, co ci dziś posyłam[5], nie mogę mu dać za 300, tylko za 600 fr., również jako i Fantazyi, za którą żądam 500 fr. Zaś Balladę, Nocturna i Poloneza, zostawię mu po 300, bo już poprzednio takie rzeczy drukował[6]. Słowem, na Paryż, te moje 5 kompozycyj, ustępuję za 2000 fr. Jeżeli nie dba o nie, to entre nous ja wolę, bo Schlesinger kupi je najchętniej. Lecz nie chciałbym, żeby mię miał za człowieka niedotrzymującego konwencyi. „Il y avait qu’une convention facile d’honnete homme a honnet homme“ — więc niech się nie skarży na moje warunki, bo bardzo lekkie. Nie pragnę nic, jak tylko porządnie wyjść z tej sprawy. Wiesz, że się nie sprzedaję. Ale powiedz mu w dodatku, że gdybym chciał go wyzyskiwać albo oszwabić, pisałbym piętnaście rzeczy na rok lichych, któreby on kupował po 300 fr. i miałbym większy dochód. Czyby to poczciwie było?
Mój kochany, powiedz mu, iż rzadko piszę, niewiele wydaję; niech nie myśli, że pragnę się drożyć, lecz jak sam obaczysz moje muchy manuskryptowe, tak przyznasz, że mogę 600 fr. żądać, kiedy mi za Tarantellę 300, za Bolero 500 fr. dano.
Na Boga cię proszę, szanuj moje manuskrypta, nie gnieć, nie smol, ani drzyj. Wiem, że nie jesteś zdolnym do popełnienia czegoś podobnego, ale ja tak kocham moje nudy pisane, że obawiam się zawsze, aby im się co złego nie przytrafiło.
Jutro dostaniesz Nocturna, a w końcu tygodnia Balladę i Fantazyę; nie mogę wcześniej pisania wykończyć. Każdą z tych rzeczy przepiszesz; kopie twoje zostaną w Paryżu. Jeżeli cię nudzi przepisywanie, to na pociechę myśl sobie, iż to czynisz dla odpuszczenie wszelkich grzechów twoich! Nie chciałbym moich pajęczych nóżek, żadnemu smarującemu grubo kopiście dawać. Jeszcze raz ci to polecam, bo gdyby mi przyszło powtórnie te 18 stronnic pisać, zwaryowałbym z pewnością!
Posyłam ci list do Haertla.
Wystaraj mi się tam lokaja innego, aniżeli owego co masz. Zapewne w pierwszych dniach listopada przyjadę do Paryża. Jutro znów do ciebie napiszę.
Poniedziałek rano.
Odczytawszy twój list uważniej, widzę, ze Masset nie pyta się o Paryż; więc pomiń tę sprawę, jeżeli możesz, a tylko mu śpiewaj 3000 fr. pour les deux pays, a 2000 fr. na sam Paryż, gdyby sam się o to bardzo dopytywał. Ponieważ „la condition des 2 pays“ lżejsza jeszcze, a mnie także dogodniejsza, więc gdyby jej nie chciał, to może dlatego, żeby mieć powód do zerwania ze mną? W takim razie czekajmy na jego odpowiedź z Londynu. Pisz do niego otwarcie, szczerze, jednak grzecznie zawsze, a bądź ostrożny i zimny, tylko nie dla mnie, bo wiesz, jak cię kocha twój...

Nohant (wrzesień 1839).

Z opisu twego i Grzymały, takeś mi doskonałe mieszkanie znalazł, że myślemy, iż masz szczęśliwą rękę — i dlatego człowiek, to jest wielki człowiek, bo portier z domu Georgea, który będzie latał za mieszkaniem dla niej, ma polecenie, żeby jak znajdzie kilka, udał się do ciebie, a ty żebyś swoim eleganckim taktem (widzisz jak ci pochlebiam), także obejrzał to, co on znajdzie i dał twoje zdaje. Idzie o to szczególniej, aby ile możności osobne było: mały hotelik naprzykład. Albo w dziedzińcu coś, gdzieś na ogród; lub jeżeli nie ma ogrodu, duży dziedziniec, n. b. mało lokatorów, — elegancko — nie wyżej jak drugie piętro. Gdyby jaki corps de logis mały, albo coś nakształt mieszkania Perthissów, choć mniejsze. Jeżeli zresztą od frontu, to żeby ulica niechałaśna była. Słowem coś, co możesz myśleć dla niej dobremby było. Gdyby blisko mnie, to najlepiej; ale jeżeli nie można, to niech cię ten wzgląd nie wstrzymnje.
Ile mi się zdaje, jaki mały hotelik na nowych ulicach, jak Clichy, Blanche albo Notre dam de Lorette i t. d., az do rue des Martyrs, byłby najstosowniejszy. Zresztą posyłam ci wypis ulic, na których Mr. Mardelle portier hotelu Narbonne rue de la Harpe nr. 89, należącego do Georgea, mieszkania szukać będzie. Jeżelibyś ty w chwilach wolnych od twoich zatrudnień, także koło naszego quartier coś przejrzał, bardzoby dobrze było. Wystaw sobie, nie wiem zkąd, ale nam się zdaje, że ty coś doskonałego znajdziesz, chociaż już późno.
Cena, jaką płacić ona pragnie, jest 2000 do 2500 franków, nawet paręset więcej możnaby dać jeszcze, gdyby coś wybornego się znalazło. Grzymała i Arago obiecali się tem zatrudnić, ale mimo Grzymały starania, dotychczas nic jeszcze poczciwego nie ma. Pisałem do niego, żeby ciebie, moje życie, użył także w tym interesie dla mnie (powiadam dla mnie), bo jak dla mnie. Dziś mu napiszę jeszcze raz, żem ciebie prosił, żebyś pomógł i swojej wąchalitatis użył. Trzeba 3 pokoje sypialne, z których dwa razem, a trzeci oddzielony naprzykład salonem. Przy trzecim trzebaby gabinetu widnego na pracownię dla niej. Tamte dwa sypialne mogą być małe, — ten trzeci także niebardzo wielki. Prócz tego salon w stosunku i jadalny pokój. Kuchnia dość duża. Dla służących dwa pokoje i piwnica. Pokoje muszą być wszystkie parketowane ma się rozumieć, świeże ile możności, niewymagające żadnych napraw. Ale szczególniej mały hotelik, albo w dziedzińcu jaki odosobniony korpus na ogród wychodzący, byłby najpożądańszy. Spokojnie żeby było, cicho, żadnych kowali w sąsiedztwie i t. d. Schody porządne. Okna wystawione na słońce, żeby na południe koniecznie. Dalej, żeby nie było dymu, odorów, a piękny widok, ogród, albo duży dziedziniec. Najlepiej ogród; na faubourg St. Germain jest dużo ogrodów, równie jak i na faub. St. Honoré. Znajdź piorunem, coś doskonałego i blisko mnie. Jak tylko ci się co trafi, pisz natychmiast, nie leń się, albo złap Grzymałę, zobaczcie, najmijcie et que cela finisse! Posyłam ci plan rozkładu mieszkania. Gdybyś coś podobnego znalazł, odrysuj plan, a jeszcze lepiej zatrzymać zaraz, jak opóźnieniem z rąk wypuścić.
Pan Mardelle, człowiek nie głupi i porządny, nie zawsze był portierem, ma rozkaz być u ciebie wedle tego, jak co znajdzie. Ty ze swojej strony szukaj także, lecz niech to między nami zostanie. Ściskam cię, Jasia dytto. Prawdziwą wdzięczność naszą mieć będziesz, jak mieszkanie znajdziesz.
Pas de voisinage, surtout kowala, ani żadnej rzeczy które jego są.

Na Boga cię proszę, zajmij się czynnie mój drogi!
Nohant, (w początkach października)
niedziela 1839.

Dziękuję ci za twoje wszystkie czynności.
W przedpokoju każesz zawiesić firanki szare, co były w moim gabinecie z fortepianem, a w sypialnym te same co były w sypialnym, tylko pod spodem muślinowe białe, z tych co się znajdowały pod szaremi.
Szafkę chciałbym mieć w sypialnym pokoju, chyba że miejsca porządnego niebędzie, albo że w salonie zbyt goło między oknami.
Gdy można kazać obić sofkę na czerwono, która stała w jadalnym pokoju, tym samym materyałem co krzesła, to postawiłoby się ją w bawialnym. Ale ponieważ na to potrzeba wezwać tapicera, więc zapewne trudno będzie. Pomyśl o tem i napisz mi.
Dobrze iż się Domaradzki żeni, bo mi zapewne 80 franków odda po weselu. Chciałbym także, żeby się Podczaski ożenił, żeby Nakw. poszła za mąż i Antoś się ożenił. Niech to pomiędzy tym papierem, mną i tobą zostanie.
Znajdz mi lokaja. Uściskaj panią Leo, (pewnie pierwsze ci przyjemniejsze, więc cię od drugiego uwalniam, jeżeli pierwsze zrobisz).
Napisz mi o Probscie czy jest w Paryżu? Niezapomniej o Wesslu. Gutmanowi powiedz, że mi to było przyjemnie, iż się o mnie przecie zapytał. Moschelesowi, jeżeli już jest w Paryżu, każ dać enemę z Oratoriów Neukomma przyprawianych Berlioza Cellinim i Koncertem Dehllera. Jasiowi daj odemnie na śniadanie wąsy sfinksowe i cynadry papuzie z sosem pomidorowym, obsypane jajeczkami świata mikroskopijnego. Sam się wykąp w infuzyi wielorybiej, na wypoczynek od wszystkich moich komissów, które ci daję, bo wiem, że chętnie, o ile ci czas pozwoli zrobisz, co i ja tobie chętnie zrobię jak się ożenisz, o czem niezadługo zapewne mi Jasio doniesie. Aby nie z Ox, bo to moja partya...

Nohant (październik 1839).

Moje kochanie, — za pięć, sześć albo siedm dni, jestem w Paryżu i na łeb na szyję niech przynajmniej, jeżeli nie wszystko, wyklejone pokoje i łóżko gotowe zastanę.
Przyspieszam mój przyjazd, bo obecność Jerzego Sanda potrzebną jest z powodu wystawić się mającej sztuki, tylko to między nami. Zdecydowaliśmy dzisiaj wyjazd nasz na pojutrze; zatem rachuj parę dni na przewłóczyny, więc w środę albo w czwartek przyszły się zobaczymy.
Prócz rozmaitych komissów, com ci ponadawał, a szczególniej w ostatnim liście komiss jej mieszkanie, który ci po naszym przybyciu z karku spadnie, ale aż do tego czasu bądź uczynnym na Boga; prócz tego wszystkiego, zapomniałem cię prosić, żebyś mi kapelusz u mojego Duporta na twojej ulicy Chaussée d’Antin obstalował. On ma moją miarę i wie jakich lekkich mi potrzeba. Niech kapeluszowi da formę tegoroczną, nieprzesadzoną, bo już nie wiem, jak wy się teraz ubieracie. Prócz tego, wstąp przechodząc do Dautremonta, mojego krawca na bulwarze i każ mu natychmiast zrobić spodnie szare dla mnie; — sam wybierz ciemny szary kolor na zimowe; — coś porządnego, tylko nie w pasy, lecz gładkie i ciągnące się. Tyś Anglik, to wiesz czego mi potrzeba. Dautremont się ucieszy, jak się dowie że przyjeżdżam. Także czarną aksamitną, skromną, kamizelkę, ale z jakim malutkim, niekrzyczącym deseniem; coś bardzo skromnego ale eleganckiego. Jeżeli nie ma porządnego aksamitu, to niech zrobi, materyalną, skromnie piękną kamizelkę, byle nie zawiele rozwartą.
Służącego jeżeli można taniej jak za 80 franków, to bym wolał, lecz skoro go masz, to nic nieszkodzi.
Moje drogie kochanie, daruj mi jeszcze raz, że cię kłopoczę, ale muszę; za kilka dni zobaczemy się i uścisnę cię za to wszystko.
Proszę cię na Boga, nie mów polonii ze przyjeżdżam tak prędko, ani żadnej żydówce, bo chciałbym przez pierwsze kilka dni w Paryżu, być tylko dla ciebie, Grzymały i Jasia. Uściskaj ich, do ostatniego napiszę jeszcze. Rachuję, że mieszkanie zastanę gotowe.
Pisz do mnie wciąż, — trzy razy dziennie jeżeli chcesz: czy masz oczem czy nie; ja ci jeszcze przed wyjazdem ztąd napiszę.

Poniedziałek.

Jesteś nieoceniony! Bierz rue Pigal obydwa domy, ani się pytaj. Spiesz się, utarguj co, jeżeli można, biorąc oba razem; a nie, to bierz za 2500 fr; nie wypuszczaj tego z ręki, bo nam się zdaje najlepsze, najdoskonalsze. Ona cię ma za mojego najlogiczniejszego, najlepszego, — a ja dodałem: najsplenetyczniejszego, angielsko-polskiego z duszy ukochanego przyjaciela.

Nohant (koniec października 1839).

Pojutrze we czwartek, o godzinie 5 rano wyjeżdżamy, a w piątek o 3, 4, z pewnością o 5tej jestem na rue Tronchet no. 5. Proszę cię, zawiadom tam ludzi. Pisałem do Jasia dzisiaj, żeby mi owego lokaja zatrzymał i kazał mu w piątek na mnie czekać rue Tronchet od południa. Gdybyś miał czas zajrzeć do mnie około owego czasu, serdecznie byśmy się uściskali. Jeszcze raz moje i towarzyszki mojej najserdeczniejsze dzięki za rue Pigal.
Teraz proszę cię, przypilnuj krawca, aby koniecznie z garderobą w piątek rano był gotów, żebym jak przyjadę, mógł się zaraz przebrać. Każesz mu ją zanieść na Tronchet i oddać tam lokajowi Tineau, tak się on bowiem nazywa. Toż samo kapelusz od Duponta, a będę ci za to odmieniać drugą część Poloneza aż do zgonu. Wczorajsza wersya może ci się także niepodoba, chociaż suszyłem sobie nad nią mózg z jakie ośmdziesiąt sekund.
Mam moje manukrypta w porządku dobrze zanotowane. Jest ich sześć z twojemi Polonezami, nie rachując siódmego Impromptu, które może liche — jeszcze sam nie wiem, bo za świeże. Ale dobrze żeby niebardzo Orłowskie, albo Zimermanowskie, albo Karsko-końskie, albo Sowińskie, albo inno zwierzące było. Boby mi podług mojej rachuby, przynajmniej 800 franków przynieść mogło. To się potem obaczy.
Każ także moje kochanie w nowem mieszkaniu, kiedyś taki sprawny człowiek, żeby mi żadne czarne myśli, ani duszące kaszle nie przychodziły. Postaraj się o to, żebym był dobrym. Zmień mi, jeżeli możesz, wiele epizodów przeszłości. Nie źle byłoby także, żebym kilka lat wielkiej ukończonej pracy zastał. Zobligujesz mię tem bardzo, jako też jeżeli sam odmłodniejesz, albo zrobisz, że się nieurodzimy
Twój stary

Fryderyk“.

Przyjaciele, uczniowie i znajomi, powitali z radością powrót Chopina do Paryża, tem więcej, iż przywiózł z sobą nie mały zbiór kompozycyi, któremi na nowo począł wszystkich zachwycać. Niebawem też wszedł w swój dawny tryb towarzyskiego życia, wpływający niekorzystnie na stan jego nadwątlonego zdrowia. Chopin pomimo dawanych przestróg, niestety nie był w stanie odmawiać sobie przyjemności długiego w późne noce czuwania, co łącznie z innemi szkodliwie działającemi wpływy, przyczyniło się głównie do stopniowego rozwoju symptomatów choroby piersiowej, z każdym rokiem przybierającej niebezpieczniejsze rozmiary. Do tego mieszkanie na rue Tronchet, okazało się być nie odpowiednie dla naszego mistrza, było bowiem zimne i wilgotne. Wrócił więc znowu kaszel; należało koniecznie myśleć o wyszukaniu sobie innego, odpowiedniejszego mieszkania. Ponieważ pani Sand zajmowała dwa pawilony na rue Pigal nr. 16, przeto jeden z nich odstąpiła Chopinowi i ten w jesieni roku 1841 przeniósł się tamże. Fontana znów był główną w tej sprawie przyjacielowi pomocą. Ale i tam niedługo zamieszkiwał, w rok później przeniósł się z przyjaciółką swoją na Quai d’Orléans, na dłuższe pomieszkanie. „Chopin rad był z posiadania salonu osobnego“ — powiada pani Sand — „w którym mógł marzyć lub grywać sobie. Ale lubił towarzystwo i wtedy tylko korzystał ze swego schronienia, gdy dawał lekcye. Jedynie w Nohant tworzył i pisał“. Więc też każdego lata opuszczał Paryż, aby trzy miesiące najmniej przepędzić w tej wiejskiej pani Sand siedzibie.
W połowie listopada 1839 roku, Moscheles przybywszy z Londynu do Paryża, uczynił zadosyć od dawna powziętemu życzeniu, na wieczornem bowiem zebraniu u finansisty pana Leo, poznał polskiego wirtuoza, zmieniając odtąd w części niekorzystne o nim i jego kompozycyach mniemanie. „Nareszcie“ — pisał w liście do żony „poznałem Chopina, tylko co w tych dniach ze wsi przybyłego do stolicy. Zaledwie mogłem doczekać się tej chwili, od tak dawna upragnionej. Powierzchowność jego delikatna i marzycielska, zgodną jest zupełnie z jego muzyką. Na moje prośby, grał mi kilka swoich kompozycyi i teraz dopiero zrozumiałem ją i zupełnie pojmuję owo uwielbienie, jakiem go darzą zwłaszcza kobiety. Jego gra ad libitum, która u wielu jego naśladowców przechodzi w beztaktowość, u Chopina jest tylko jedną z więcej miłych oryginalności wykonania. Te dyletancko twarde modulacye, z któremi nie mogłem sobie nigdy dać rady, gdy jego rzeczy przegrywałem, nie raziły mię już więcej, bo on przesuwa się tylko po nich swojemi delikatnemi palcami. Jego piano jest tak subtelne, że niepotrzebuje żadnego silniejszego forte, aby wywołać odpowiednie kontrasty. Nieczujesz więc potrzeby słyszenia owych efektów orkiestrowych, jakich od fortepianistów wymaga szkoła niemiecka, ale przeciwnie, porywa cię on niby śpiewak nietroszczący się o akompaniament, a posłuszny jedynie własnemu uczuciu. Jednem słowem, jest on unikatem pomiędzy pianistami całego świata. Mówił mi, że ceni moją, muzykę i lubi ją; w każdym razie zna ją dokładnie. Grał mi Etiudy i niektóre wyjątki z Preludyów, najnowszego swego dzieła; nawzajem i ja wykonałem przed nim kilka moich rzeczy“.
Zaproszeni razem przez króla Ludwika Filipa, w dniu 29 listopada do St. Cloud, przed dostojną rodziną monarszą zebraną en petit comité, a składającą się z króla, jego małżonki, pani Adelajdy, księżnej Orleańskiej i kilku dam dworskich, artyści nasi przyjęci z całą możliwą grzeczną poufałością, poczęli się jeden po drugim produkować. Najprzód Chopin zagrał parę Nocturnów i Etiudy; przyjmowano go jak „rozpieszczonego ulubieńca“, powiada Moscheles. Po nim on zasiadł do fortepianu, wykonawszy kilka tego samego rodzaju własnych salonowych kompozycyi. Nakoniec zagrali jeszcze razem na 4 ręce Sonatę Moschelesa. „Odtąd“ — pisał tenże — „Chopin i ja, musieliśmy prawie codziennie powtarzać tę Sonatę w towarzyskich zebraniach. Weszła ona w modę i zwano ją tylko krótko i bez dodatku: la Sonate.
Ktoby jednak mógł przypuszczać — dodaje w końcu Moscheles — iż Chopin obok wrodzonej sobie sentymentalności, która go pozornie cechuje, posiada także jednocześnie żyłkę komiczną? Jest on żywy w ruchach, wesoły i nadzwyczaj zabawny w naśladowaniu Pixisa, Liszta i pewnego garbatego amatora fortepianu“.
O tym talencie naśladowania innych, wiedzą już czytelnicy nasi, tylko że z dojrzałością lat i dar mimiczny znacznie w nim spotęgowanym został tak, że ówcześni znakomici artyści dramatyczni francuzkich teatrów, naprzykład Boccage i pani Dorval, zapewniali, że nic podobnie doskonałego w tym rodzaju widzieć im się niezdarzyło[7].
Następujący przykład najlepiej o tem przekona.
Józef Nowakowski współkolega studyów muzycznych Chopina, odwiedziwszy go w Paryżu, prosił zarazem aby mu ułatwił znajomość z Kalkbrennerem, Lisztem i Pixisem. „Tego niepotrzeba“ rzekł Chopin; „zaczekaj chwilkę, pokażę ci ich, ale każdego z osobna“. Siada więc do fortepianu i przybiera postać Liszta, gra tak jak on, wiernie naśladując gestykulacyę i mimikę; poczem zmieniwszy rolę, poczyna udawać Pixisa. Nazajutrz obydwa przyjaciele idą do Teatru. Chopin na chwilę lożę opuszcza. Nowakowski obejrzawszy się, widzi siedzącego tuż obok siebie Pixisa, zbliża się do niego, a biorąc za Chopina, klepie go poufale po ramieniu dodając: „No, daj pokój już, nieudawaj!“ Zdumiony poufałością obejścia człowieka sobie nieznanego, Pixis nie wiedział co o tem myśleć. Szczęściem nadszedł w samą porę prawdziwy Chopin, a dowiedziawszy się o co idzie, parsknął śmiechem serdecznym i wszystko załagodził[8].
Liszt często do tych samych co Chopin uczęszczając paryzkich towarzystw, bywał nie raz świadkiem owych komiczno-mimicznych przedstawień; gdy się nawet zdarzało, iż patrzył jak rozochocony Chopin własną jego osobę naśladował, przecie nietylko najmniejszego gniewu nieokazywał, lecz owszem śmiał się z tego sam serdecznie. W ogólności, pomiędzy tymi dwoma wielkimi artystami, nigdy cień nawet zazdrości lub zawiści niepostał; przeciwnie, najżyczliwsze względy przyjaźni wspólnie sobie zawsze okazywali. Zdarzyło się, iż w pewnym salonie, gdzie razem bywali, poczęto Chopina prosić, ażeby zagrał jedną z ostatnich swoich kompozycyj. Liszt przyłączywszy się do innych, nalegał na niego, by skłonił się do życzeń powszechnych. Nareszcie Chopin zbliża się do fortepianu, lecz spostrzega że brakuje pedałów; dopiero gospodyni domu przypomina sobie, iż dnia poprzedniego właśnie wyjęto pedały dla naprawy i takowych dotąd nieodesłano. Liszt widząc ogólny żal z tego zdarzenia, oświadcza, że to nic nie szkodzi, że on zastąpi brakujące pedały, byleby tylko Chopin grać zechciał. Jakoż w samej rzeczy, wlazł pod fortepian i klęcząc przez cały czas grania, najdoskonalej pełnił funkcye pedałów[9].
W Nohant, zabawiano się często amatorskiemi przedstawieniami teatralnemi, syn bowiem pani Sand, Maurycy, był namiętnym takich rozrywek zwolennikiem i wybudował nawet w tym celu wcale ładny teatrzyk, sprawił sutą garderobę, składającą się z najrozmaitszych charakterystycznych kostiumów. Z początku, przedstawienia składały się z pantomin i szarad mniej lub więcej rozwiniętych, co zależało głównie od zdolności i sprytu osób biorących w nich czynny udział. Pomału szarady znikać poczęły, ustępując miejsca tak nazwanym saynetom, a później komedyom o treści awanturniczej, intryganckiej, wreszcie dramatom pełnym okropności. Pantominy były wynalazkiem Chopina; on też układał takowe, zasiadał do fortepianu dla improwizowania odpowiedniej muzyki do tańców i mimiki, przez młodzież na scenie wykonywanej. „Możecie sobie wyobrazić“ — powiada pani Sand[10], jak te wdzięczne i prześliczne jego na fortepianie improwizacye, zawracały głowy i pobudzały do elastycznych ruchów i skoków nogi scenicznych wykonawców. Kierował on niemi podług woli swojej, prowadząc z płaskości do szczytności, z komiki do tragedyi, z naiwności do namiętności, stosownie do kierunku własnej fantazyi. Dobierano sobie nieraz najabawniejsze stroje, układając do nich odpowiednią akcyę dramatyczną. Skoro Chopin to spostrzegł, natychmiast z niesłychaną zręcznością improwizował muzykę, wybierając tematy najstosowniejsze do charakterystyki ukostiumowanych osób. Kiedy zmuszonym był wracać już do Paryża, wtedy pomiędzy zmartwioną i wyegzaltowaną młodzieżą, powstawał żal i usiłowanie zachowania tych świetnych iskier humoru, jakiemi ich mistrz nasz tylokrotnie elektryzował“.
Innego znowu razu, a działo się to w końcu czerwca 1843 roku, w Nohant zebrało się dosyć liczne grono artystów, jakich z trudnością tylko gdzieindziej spotykać się zdarzało. Pomiędzy innymi byli: Liszt, sławna śpiewaczka Paulina Viardo Garcia, której nieporównany talent, mianowicie pod względem idealnej ekspressyi z taką łatwością naginał się do wykonywania polskich piosnek Chopina; dalej Eugeniusz Delacroix poeta farb; artyści dramatyczni i inne znakomitości literackiego świata. Dopełniali towarzystwa dzieci pani domu, syn i córka, tudzież kilka osób z rodzinami należących do sąsiedztwa. Wszyscy młodzi, pełni dla sztuki entuzyazmu: — takie było towarzystwo bawiące podówczas w Nohant.
Kiedy zgromadzono się w salonie, Liszt grał Nocturn Chopina, ozdabiając go własnemi dodatkami. Chopin, na którego obliczu widoczne były jeszcze ślady ciężkiej choroby, jaką przebył niedawno, począł okazywać oznaki niespokojności; w końcu nie mogąc się powstrzymać, zbliżył do instrumentu i z właściwą sobie flegmą rzekł do Liszta: „Proszę cię mój kochany, jeżeli czynisz mi zaszczyt igrasz moje kompozycye, to przynajmniej graj tak jak są napisane, albo też wybierz co innego“. — „No, to graj sam“ — odpowiedział Liszt cokolwiek dotknięty powstając z miejsca. — „Bardzo chętnie“ — dodał Chopin.
W tej samej chwili duża ćma nocna wpadła w lampę i zgasiła światło. Chciano ją napowrót zapalić. „Nie! — zawołał Chopin — przeciwnie, pogasić wszystkie lampy, światło księżyca wystarczy mi aż nadto“.
Potem zaczął grać... całą prawie godzinę grał. Ale jak? tego niepodobna opisać. Są pewne uczucia, które doświadczać można, ale słowami opowiedzieć się niedają. Kiedy czarodziej ten powstał od instrumentu, oczy wszystkich łzami były zroszone, nawet Liszt podzielał ogólne rozrzewnienie. Pochwycił Chopina w swoje objęcia, mówiąc: „Tak mój przyjacielu, masz słuszność. Utwory takiego jak twój ducha, powinny być nietykalne; wszelkie samowolne w nich zmiany i dodatki, tylko szkodę im przynosić mogą. Ty jesteś prawdziwym poetą, a ja przy tobie partaczem!“
„O tak nie jest“ — odpowiedział Chopin z żywością — „każdy z nas ma swój odrębny rodzaj i w tem leży cała pomiędzy nami różnica. Wiesz sam doskonale, iż nikt na świecie nie zagra lepiej od ciebie Webera albo Beethovena. Proszę cię więc, zagraj Adagio Cis-moll Beethovena, lecz poważnie, tak jak ty umiesz, gdy masz po temu ochotę“.
Liszt począł grać Adagio. I znów wzruszenie, lecz już innego rodzaju, poczęło się objawiać pomiędzy słuchaczami; płakano także, ale nie tak już czułemi łzami jakie Chopin tylko wyciskać umiał. Muzyka Liszta była mniej elegijną, za to więcej dramatyczną.
W parę dni później, całe towarzystwo znajdowało się znowu w salonie zgromadzone. Liszt zaczął prosić Chopina aby grał; potargowawszy się czas jakiś, tenże zgodził się nareszcie. Lecz zażądał Liszt, aby wszystkie światła pogaszono, a u okien pospuszczano kotary tak, iżby ciemność mogła być najzupełniejszą. Kaprysowi artysty uczyniono zadosyć. W chwili gdy Chopin zasiadał do grania, Liszt szepnął mu coś do ucha i zajął jego miejsce przy fortepianie. Chopin pozostał w pobliżu i usiadł na pierwszym lepszym fotelu, nie domyślając się jeszcze zamiaru swojego przyjaciela. Liszt począł grać tę samą zupełnie kompozycyę, którą Chopin owego wieczora wykonał i to z tak wiernem naśladowaniem uczucia i stylu, że niepodobna było nie uledz złudzeniu. Te same także oznaki rozrzewnienia poczęto powszechnie objawiać. Kiedy zachwycenie doszło już do najwyższego stopnia, Liszt żwawo potarł zapałkę zapalając nią świece stojące na fortepianie; — ogólny okrzyk zdziwienia wyrwał się z ust słuchaczy. „Co, to pan?“ — „Jak państwo widzicie!“ — „Ależ myśmy byli przekonani że to Chopin!“ — „Cóż mówisz na to?“ — pyta Liszt swego przyjaciela. — „Powiem co wszyscy mówią; mnie także się zdawało, że to ja sam grałem!“
W tak dowcipny sposób zemścił się Liszt na niebezpiecznym swoim współzawodniku.
Scisłe stosunki przyjaźni pomiędzy tymi dwoma mistrzami, w późniejszym czasie znacznie się oziębiły, a nawet podobno rozchwiały się zupełnie. Kto temu był winien? nie jest nam dobrze wiadomo.




  1. Dessauer Józef, negocyant osiadły w Pradze czeskiej, lecz zarazem wykształcony muzyk i kompozytor, ułatwiał naszemu mistrzowi wydawanie dzieł jego w Wiedniu. Chopin żyjąc z nim w przyjacielskich wielce stosunkach, ofiarował mu dwa Polonezy Cis-moll i E-moll op. 26.
  2. Dwóch braci Escudier wydawało podówczas w Paryżu gazetę muzyczną; prawdopodobnie Album, o którem mowa, dołączany był jako nadzwyczajny do niego dodatek. Chopin dał im w tym celu Walca swojej kompozycyi.
  3. Mazurki te ofiarowane Stefanowi Witwickiemu, wyszły jako Opus 41.
  4. Zapewne Op. 47.
  5. Zapewne Allegro de Concert Op. 46.
  6. 3me Ballade Op. 47, 2 Nocturnes Op. 48, Polonaise Op. 44.
  7. Także H. de Balzac, w dziele swojem „Un homme d’affaire“ (Edition Michel Lévy, tom 19, stronnica 21 powiada: „il est donné du même talent, que Chopin la pianiste posséde à un si haut degré pour contrefaire les gens, il représenta le personnage à l’instant avec une effrayante véerite“.
  8. W. K. Wojcicki
  9. O zdarzeniu tem, Chopin sam pisał w jednym z listów do rodziców.
  10. Obaczyć jej Dernières Pages.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maurycy Karasowski.