Przejdź do zawartości

Sen majowy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Marcin Bielski
Tytuł Sen majowy
Podtytuł Pod gajem zielonym jednego pustelnika
Pochodzenie Satyry
Wydawca Akademia Umiejętności w Krakowie
Data wyd. 1889
Druk Drukarnia „Czasu“ Fr. Kluczyckiego i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SEN MAJOWY
POD GAJEM ZIELONYM JEDNEGO PUSTELNIKA
PRZEZ MARCINA BIELSKIEGO NAPISANY
I TERAZ NOWO PRZEZ JOACHIMA BIELSKIEGO,
SYNA JEGO, WYDANY.




NA HERB I KLEJNOT STARODAWNY JAŚNIE WIELMOŻNEGO PANA
PANA STANISŁAWA SZAFRAŃCA
Z PIESKOWEJ SKAŁY
WOJEWODY SĘDOMIERSKIEGO, ETC. ETC.



Nie on to koń Paegasus z dziwnemi skrzydłami,
Na którym Bellerophon z trzemi Chimerami
Miał potrzebę. Koń to jest cnych Szafrańców własny,
Co pod Tryonem zawsze był pohańcom straszny.

Przeto godzien też, aby gwiazd około siebie

Pełno mając, nam świecił, i siadł w jasnem niebie.






Jaśnie Wielmożnemu Panu
PANU STANISŁAWOWI SZAFRAŃCOWI
Z PIESKOWEJ SKAŁY
WOJEWODZIE SĘDOMIERSKIEMU, ETC. ETC. PANU MEMU
MIŁOŚCIWEMU.


Ten wiersz niegdy od ojca mego napisany
Na on rozruch węgierski, nam dziś opłakany,
Który przytem wzór naszych spraw zamyka w sobie,
A nam też jest przestrogą, — Wojewodo tobie

Ofiaruję, wiedząc to, żeś swojej ojczyzny

Jest takim pilnym stróżem, że nad cię nikt inny
Zdrowia i swobód więcej jej życzyć nie będzie,
Dokąd jedno ta nasza Polska kwitnąć będzie.
Coś nam w tych czasiech nieraz dość jaśnie pokazał,

I wiecznie temeś się nam udał, żeby rzazał
10 

Z nas każdy ślepą zazdrość, gdyby inak śmiała
Mówić, a ciebie czarnym swym jadem sięgała.
Skąd sława wielka, skąd cześć nieśmiertelna ciebie
W niebo (wierz mi) wprowadzi. I jeśliże w niebie

Srzód gwiazd siedzi Scipio, obrońca ojczyzny,
15 

I cny Juliusz świecąc, swym daje rok żyzny,
Albo jeśli Herkules i Pollux z Kastorem
To sobie zasłużyli: i ty tymże torem
Idąc (rzec pewna), mieć to od nas będziesz,

I dni pełen, w domu gwiazd po tych pracach siędziesz.
20 

Co ja raczej na inszy czas Muzom odkładam,
A teraz cię niebawiąc, wiersz ci mały dawam.
Proszę, za wdzięczne przyjmi dar ten mój maluczki,
Może (da Bóg) godniejszy być oczu twych inszy.





SEN MAJOWY
pod gajem zielonym pustelnika jednego.

Uda mi się rozmyślać o niniejszym wieku:
Jako są wszelkie rzeczy przeciwne człowieku,
Jaką w ludziech odmienność te czasy sczyniły,
Zwierciadło Boskiej prawdy na ziemi zaćmiły.

Jako mają pogani swe dary od Boga,

Jako na chrześciany często bywa trwoga.
Złośliwi planetowie nad nami przewodzą,
Walki, głody i mory, i wszystko złe rodzą.
Coś nowego k temu świat ukazać się bierze,

Bo żadna rzecz na świecie nie stoi w swej mierze.
10 

Płocho stoją porządki, płocho i kościoły,
Powstały przeciwko nam i same żywioły.
Jeśli na nas nie wejźrzy swem okiem Pan miły,
Pewnieby nas planety ku ziemi schyliły.

Te rzeczy rozmyślając, po dąbrowiem chodził
15 

W ten czas, gdy pod Bliźnięty swój wóz Tytan woził;
Wonią mi wdzięczną z kwiecia ziemia podawała,
Osobne potwierdzenie głowa moja miała.
Ptacy też rozmaite głosy wymyślali:

Chwalebne sprawy Pańskie głośno wysławiali
20 

Kosowie i grzywacy, kukały gżegżołki,
A brzęczęcy na kwieciu zbierały miód pszczółki.
W temże miejscu ze zdrojów ciekła żywa woda,
Tegoż mi się trafiła dnia czysta pogoda:

Słuchając rozkosznego śpiewania słowika,
25 

Słodki mię sen umorzył nagle pustelnika.
Dziwym widział w zaśnieniu. Jawnie mi się zdało,
Żem widział wojska wielkie, zwierz, ptastwa niemało.
Wilk ze wszemi zwierzęty na orła powstawał,

Orzeł z ptaki wszystkimi naprzód mu nie dawał.
30 

Wilk mówił srogą mową ku jego posłowi,
Czemu mi tu przekaża, powiedz tak orłowi:
Przestań orle na gęsiach, mojeć konie, woły,
Wina, zboża nie ruszaj z mej własnej stodoły.

I z ziemie precz wyciągaj, nie tu twego bytu,
35 

Musisz dać posesyą bez wszelkiego kwitu.
Twoja rzecz, po powietrzu jako ptaszek latać,
Nie chciej tu orle z ptaki naszej ziemie chwatać.
Wszak wiesz, jako o naju u Ezopa stoi,

Iż się orła zębiaty wilk namniej nie boi.
40 

Orzeł zasię powiedział: Wilku, być ci w sieci,
Mam na cię sprawiedliwość, która jaśnie świeci.
Przywiodłeś cudzy naród na niewinne ptaki,
Przez cię okrutni smocy gniotą nieboraki.

Łacniej się było tobie zgadzać społu z nami,
45 

Niźliby Rossomacy mieli władać nami.
Wielbłąd idzie na pomoc wilkom z wschodu słońca,
Aby niewinne ptaki podawił do końca.
Orzeł posłał do strusa, co klucz Piotrów nosi,

By mu byli na pomoc, wszystkich ptaków prosi.
50 

Przyleciał strus na pomoc do Rakuz orłowi,
Leciał potem do Węgier, jął mówić wilkowi:
Jako ty śmiesz w swej gębie świętą szablę nosić,
A tyś skąsał zęboma swych chrześcian dosyć.

Daj szablę, daj i pierzcień, bo nie tobie służą,
55 

Więcej tu Rossomacy, niźli wilcy płużą.

Wilk mu zasię powiedział: Leć precz panie strusie,
I zawrzy się (ja radzę) w swym złotym lamusie.
Jeśli się nie najadasz żelaza w swej włości,

Najesz się go tu dosyć aże do sytości.
60 

Strus mu zatem jął łajać: Jest temu lat kilka,
Węgrzy króla psa mieli, teraz zasię wilka,
I węża łakomego, co dzieci połyka.
Ale poślem bociana, co rad węże smyka,

Wilki w sieci połowim a wielbłądy w dole,
65 

Rossomaki połupim, lamparty, sobole.
Mięso wasze psom damy, nogi, głowy, brzuchy,
Z skór waszych poczynimy czeladzi kożuchy,
Harpie poślem do was. Wilk zasię powiedział:

Ci ptacy z nami będą, abyś o tem wiedział;
70 

Te poślemy oględać wasze wszelkie sprawy,
Co wam trunki i smaczne splugawią potrawy.
Orzeł zasię tak mu rzekł: Poślem na nie kruki,
Co im oczy wykłują i zmylą ich sztuki,

Poślem gryfy, co im pstre namioty wywrócą,
75 

I ten zwierz nieskrócony sieciami okrócą.
Zatém przyszły zwierzęta z wielką mocą starsze,
I wzięły gwałtem gniazdo w onym kraju ptasze;
Starego Rossomaka z pośrzodka stracili,

A nowego wybrali, co z nim dobrze pili.
80 

Ten to ptakom jął mówić: Jestem ja bicz Boży,
Który Mahometowę wiarę wszędzie mnoży.
Nie przepuszczę żadnemu, kto nie Bessermanem,
Bóg w niebie rozkazuje, ja na ziemi panem.

Strus mu zaraz zatem rzekł: Jeśliś jest bicz Boży,
85 

Czemuż tedy ten twój bicz dobrych nie rozmnoży?
A złych czemu nie karze, co lud boży trapią,
Mordują, zabijają, żywności ich drapią?

Potem przyszedł lew mocny, przyleciał pelikan,

Które posłał w poselstwie na ten świat wielki Pan.
90 

Zjął zimny strach zwierzęta, chcieli precz uciekać.
Czynił lew do wszystkich rzecz: Nie chciejcie się lękać,
Czemu się o cudzy świat tak srodze wadzicie,
Wiele naszych poddanych zwierzątek tracicie.

Wszakeście opatrzeni żywnością na świecie,
95 

Czemuż jeden drugiego o kęs ziemie gniecie?
Wiedząc, iżeście tu są, jako jedni goście,
Barzo krótki tu wiek wasz, próżno się nie wznoście.
Snadź się drudzy chcą czynić tu ziemskimi Bogi,

Nie wierzą, by nad nimi miał Bóg swój bicz srogi.
100 

Idź woźny, swoje wici przyłoż im do boku,
Aby nie doczekali do drugiego roku,
Kiedy takową srogość światu okazują,
A mnie na niebie Boga nad sobą nie czują.

Przystąpiło powietrze, wielki lud pożarło,
105 

Przez sto tysiąc z obu stron tam ludzi pomarło.
Widziałem potem stolec cudnie przyprawiony,
Na nim siedział monarcha, a panowie z strony.
Siedli też w swych infułach księża po prawicy,

Ziemska Rada siedziała króla po lewicy.
110 

Zbiory wielkie ze wszech stron pieszych, jezdnych stali,
Jedni drugich jakoby snadź nigdy nie znali.
Przed monarchą goły miecz jeden pan piastował,
Jakoby był piany przed wszemi szermował.

Wyszedł k niemu z cepami jeden błazen prawy,
115 

Pódź ty ze mną szermować, a schowaj miecz krwawy.
Przed duchownymi zasię księgi piastowano,
Spory Pisma świętego przed wszemi czytano.
Wyrwał się jakiś rzecznik, Statutem szermował,

Gadanie w świętem Piśmie zaraz zahamował,
120 

Mówięcy: Co wam po tem, że o tem mówicie,
Żadnego na swą wiarę tu nie nawrócicie.
Czekajcie, że czas przyjdzie, którego potrzeba,
Obaczym się, gdy nam czas sam Pan ześle z nieba.

Czytajcie radniej Statut, pożyteczniej będzie,
125 

Głośniej wam niż Biblia w imieniu zagędzie.
Potem po małej chwili wielkie wojska przyszły,
Wiodły je białegłowy, i same wprzód wyszły.
Nad pierwszem zacna pani była przełożona.

A jakoby na twarzy trochę zasmucona:
130 

W prawej ręce sierp ostry, w lewej kłosie miała;
Nie wiem, co z Anteusem, synem swym, gadała.
Wzięła miecz rycerzowi, wzięła księgi księżej,
Kiedy się nie zgadzacie, będzie wszystkim ciężej.

Prokuratorowi Statut on z ręku wydarła,
135 

Uderzyła o ziemię, a potem podarła,
Mówiąc srogiemi słowy: żeście pobłądzili
Tak w wierze jak w Statucie, alboście się spili.
Do błazna się rzuciła i skłuła oń cepy,

Więcej się ten lud kocha w błaźniech, alboć ślepy.
140 

W drugiem pani o dwu głów była przełożona,
Na jednej czapkę miała, na drugiej korona.
Więc w prawej ręce kubek pozłocisty miała,
A w lewej grono wina, w uściech chleb trzymała.

Trzecie wojsko białychgłów barzo płocho stało,
145 

Stroną wszystko chodziło, jakoby się bało.
Starsza się rozkudłała, posąg miała srogi,
Wołu dwiema rękoma trzymając za rogi.
Anteusza widziałem płacząc w swej starości,

Iż doczekał na świecie takiej odmienności,
150 

Wołając: Biada, biada, już przyszły te czasy,
Musim przed Antychrystem uciec w góry, lasy.

Jużci przyszedł do morza z wielkością wielbłądów,
Dość miedzy chrześciany błędów i nierządów.

Jużci jest: oto jego idą właśni słudzy,
155 

Próżno go jeszcze dłużej czekać mają drudzy.
Już z wojski oto idą, już są drudzy z skorby,
Pójdą w swar o Chrystusa, aż się imą za łby.
Dopieroż będzie wielkie wszędzie krwie rozlanie,

Płacz, ucisk, głody, mory i prześladowanie.
160 

Potem ku mnie przystąpił, mówiąc on mąż srogi:
Wstań pustelniku, a pisz, które widzisz, trwogi.
Imę pytać: co tego zbioru za przyczyny?
Powiedział: Polska matka to jest z swymi syny.

To drugie wojsko wyszło z węgierskiej krainy,
165 

Do których się przybliża zmocniony lud inny.
Dwie głowie znamionują dwu panów w tej ziemi,
Będzie im żal, że kiedy byli niezgodnymi.
Śrebro, złoto, wino, chleb znaczy ich kraj hojny,

Przetoż dawno używa ze wszystkich stron wojny.
170 

Wilka nosi królewic, a orzeł cesarski:
Wilk z zwierzęty, z pogany, orzeł z nami ptaki.
Strusa z kluczem malują na miejscu papieskiem,
Który winienby pomoc wszem książętom rzeskim.

Trzecie wojsko, co stroną tu ówdzie chodziło,
175 

Wojsko tożto wałaskie z matką swoją było;
Naszy byli, ale ich pogani na poły
Teraz mają. W swej ziemi mają dobre woły.
Pytałem go, ktoby był? Tak mię z tem odprawił:

Jestem Anteus ziemski, przetożem się stawił,
180 

Abyś wiedział, co znaczą ty wojska zebrane,
A twój sen precz nie leciał przez wrota kościane.
A zatem mi brzmieć imą w moich uszu słowa,
Które mówiła ona pierwsza białagłowa

Przed onym majestatem i przed wszystką Radą,
185 

Także i przed posłami, co na syem zjadą:
Synowie, którzyście są właśni moi mili,
I ze mnie wszystkorodnej matki się zrodzili,
Co wam powiem, bierzcie w swe uszy i w swe głowy,

Miejcie o spólnem dobrem pilniejsze rozmowy.
190 

Nie dajcie się na stronę prywacie uwodzić,
Bo to i wam i dziatkom waszym będzie szkodzić.
Otoście mię, matkę swą własną, opuścili,
A cudzych ziem zwyczajów i spraw się napili.

Patrzcie, jakiem ja państwo wam nagotowała,
195 

A jak walecznych ludzi dość pohołdowała.
I chowałam was prawie jako syny, córki,
W dostatku wielkim, właśnie jako matka pszczółki:
Płodem świętym, powietrzem zdrowem opatrzała,

A wżdym u was niewdzięczną macochą została.
200 

Gdy z obcych ziem zwyczaje wy do mnie wnaszacie,
Wiedzcie, że mię na sztuki matkę swą targacie.
Takież, gdy nieprzyjaciel po mnie zbrojno chodzi,
Ciężko mi to, a ciężej, gdy w naszej krwi brodzi.

Także w swoich kościelech gdy słyszę różnice,
205 

Nie mogę być bez smutku i wielkiej tesknice.
Nie lubię też łakomstwa, opilstwa i pychy,
Chcę, aby syn każdy mój był stateczny, cichy,
Jeździł po moich piersiach na koniu we zbroi,

Takiej się gotowości zły Tatarzyn boi.
210 

Nie na swoje samsiady, ale na Turczyny
Konia osiadł, i zbroję włożył z szefeliny.
Ale się wy podobno wolicie gnieść sami,
Wszędzie pełno jest niezgód, waśni między wami.

Prawa za mocą idą, pan chudzinę gniecie,
215 

A wżdy się k temu wszyscy przychylić nie chcecie,
Jakobyście z odmętu tego wypłynęli,
A żebyście do końca w nim nie potonęli.

Nuż o rządzie domowym ktoby co chciał mówić,

Albo co z dobrem waszem tu u was stanowić,
220 

Za Ocean albo Niepr uciekaćby musiał,
I gdzieś z Polski daleko za Tatry się kłusał.
Azaż mało na wszystkiem zbytku tego czasu,
Nic nas to nie obruszy, choć idą k nam z lasu.

Nie wiem, by to na Polskę przedtem przychadzało,
225 

Aby kiedy ze wszech stron tak barzo gorzało,
Jak się teraz zaniosło. Widzimy, nie dbamy,
Niechaj będzie, jako chce, gdy się dobrze mamy.
To odmówiwszy ona pani, umilknęła,

A zaś druga o dwu głów z płaczem mówić jęła:
230 

Ach ma miła Korono życzliwa i siostro,
Turek na mię naostrzył swoję szablę ostro;
Takież Niemiec hartuje swoje szefeliny,
Już mię prawie ogarnął wszystkę naród inny.

Już mi co lepsze zamki wzięła okrutna dzicz,
235 

Prawie Pan Bóg przepuścił na mię ten srogi bicz:
Ze wszech stron nieprzyjaciel puszcza na mię strzały,
Czemuchmy się w potrzebie tak siebie zaprzały?
Raczże się dziś w tej mojej przygodzie zmiłować,

Chciej moje miłe syny w potrzebie ratować;
240 

I te nieprzyjaciele, co biorą me córy,
Wyżeńmy z Europy w kaukazyskie góry,
Albo precz za Grecyą i Czerwone morze,
Niech naszych dzieci więcej nie biorą w poborze.

Zbędziemyli poczciwie tych niewdzięcznych gości,
245 

Przyjdziem zasię ku onej pierwszej swej wolności,
Jakążmy w on czas mieli, gdy twój syn królował,
Który mnie i me syny jak własne miłował.
Mieli naszy synowie w on czas złote czasy,

Gdy moje wino pili po pieniądzu masy,
250 

Był chleb, były konie, woły, śrebrne rudy,
Póki tu nie bywały tureckie obłudy.
Był lud, nalazł wszystkiego, co było potrzeba,
Dziś jedno co płacz idzie ustawnie do nieba.

Ratujże mię, proszę cię, o cię też gra idzie,
255 

Od sąmsiada do sąmsiada rad więc ogień przyjdzie.
To żałosnie wyrzekszy, płaczem się zalała,
A matka jej zaś Polska tak odpowiedziała:
Panu Bogu się poleć ma miła siestrzyczko,

Ten wie, jako sprawuje swe stworzenie wszystko.
260 

Jeślić ten nie pomoże, próżna w kim nadzieja,
Trudno się domowego masz ustrzec złodzieja,
Który się już głęboko wkopał w twoje góry,
I ciebie samej ledwie nie obłupił z skóry,

Skarby, zboża i grunty wywrócił na nice,
265 

Pobrał miasta i zamki, zwysiekał winnice.
Pan Bóg na nas posyła przez nie swój bicz srogi,
Przeto wszyscy cierpiemy od nich dziwne trwogi.
Cierp do czasu (ma rada), gdzie możesz, ulegaj,

Tylko wżdy Bożej chwały proszę, nie odbiegaj.
270 

Wszystko to, co u ciebie, u mnie się też dzieje,
Moja Rzeczpospolita tam i sam się chwieje;
Niestworność w moich wielka, niesporo obronie,
Gdzie co jedno poczniemy, wszystko w łeb koronie.

Wierz mi, o moja siostro, mam z sobą co czynić,
275 

Myśląc, jako też z pośrzód nieprzyjaciół wyniść.
Ze wszech stron nieprzyjaciel dobrze mi nie myśli:
Zły Tatarzyn podolskie często pola kreśli,
Moskwa za uchem trąbi, od Szweda przestrogę

Mieć muszę. Aczbym rada, pomóc ci nie mogę.
280 

Szła precz ziemia węgierska, a głową kinęła,
Idąc k ziemi wołoskiej, tak z sobą mówiła:

Jeszcze pójdę do ziemie sąmsiedniej wołoskiej,
Która jest w przyległości ze mną ziemi polskiej.

W przygodzie przyjaciela narychlej poznamy,
285 

Nie tak nam więc oń trudno, gdy się dobrze mamy.
Zatem rzecze: Sąmsiado wejrzy na mię jasno,
Widzisz, od nieprzyjaciela jak mi barzo ciasno.
Ratujże mię w przygodzie jak miła sąmsiada,

Ja też ciebie ratuję zawżdy barzo rada.
290 

Turcy codzień z mocą swą na mię się obrócą,
I do końca już ogniem me włości popłóczą;
A jeśliże z Tatary pospołu się ruszą,
Już mnie do szczętu zniszczą i wiecznie zagłuszą.

Możnali rzecz, pomóż mi. Powie na ty słowa
295 

Wołoska ziemia, barzo smutna białagłowa:
Moja namilsza siostro, nie śmiejże się ze mnie,
Zaż nie widzisz na oko, co się dzieje u mnie?
Dosyć smętku i żalu ja też mam w swej głowie,

Pobrali mi niedawno dziatki Tatarowie;
300 

Córki, syny i skarby, i polny dobytek
Wypędzono do Tatar i do Turek wszytek.
Syny me drugie, których Turcy nie pobrali,
Te Polacy u siebie pościnać kazali.

Jeszcze to mówią, żebym im na zdradzie była,
305 

I okrutne Tatary na nie przywodziła,
Albo żebym im w piciu słać miała truciny.
Sam Bóg to wie, żem Polsce nie dała przyczyny
Do nieprzyjaźni. Turcy tak nas zniewolili,

Że tego słuchać musim, kogo nam wstawili.
310 

Ach niestetyż prze moich synaczków niezgody
Nie mogę oto onej mieć pierwszej swobody.
Na złośliwe pasierby przyszły dzieci moje,
Możeszli ty, opatruj, radzę, lepiej swoje.

Boże się żal na nasze głupie chrześciany,
315 

Iż wolą oto przestać z niecnymi pogany,
A niźli z sobą mieszkać w chrześciańskiej zgodzie.
Prze ich wielką niestworność przychodzim k tej szkodzie:
Dla nich oto nam Turcy w srogości panują,

A co rok w Europie to nam państw ujmują;
320 

Prawie co chcą, to na nas przewodzą uporą,
Dziatki nasze nieszczęsne w dziesięcinie biorą;
Żony i córki nasze sobą nie władają,
Wszystko, co chcą pohańcy, po swej woli mają.

Którzyby nas od tego słusznie mieli bronić,
325 

Nie chcą się chrześcianie ku temu przykłonić.
Wolą panowie Niemcy walczyć z sobą sami,
Niźliby ciągnąć mieli na pogany z nami;
A snadniejby im przyszło snadź za cudzą ścianą,

I z nimi za pomocą czynić od nas daną.
330 

Święty Duchu, natchnijże ty sam zwierzchne pany,
A daj zgodę i miłość między chrześciany:
Aby się wżdy nad nami kiedy zmiłowali,
A tym srogim pohańcom spólnie odpierali.

To powiedziawszy poszła w las gęsty jodłowy,
335 

A hurska ziemia jęła mówić temi słowy:
Próżno, widzę, mam szukać u swoich pomocy,
Bo je też ze wszystkich stron oblegli ci smocy:
Jużci światem władają, i ziemią i wodą,

Gdzie co z nimi poczniemy, wszędzie z naszą szkodą.
340 

Wiedzą bo chrześciańskie nasze obyczaje,
Iż każdy na wczesności domowej przestaje:
Nie chcą nędze przecierpieć, brzucha swego schudzić,
Leżąc próżno na miejscu, wolą swój czas zmudzić.

By się też jako oni tychże spraw chwycili,
345 

Jeszczeby swojej rzeczy nieźle poprawili.

By się chcieli zabawić sprawy rycerskiemi,
Poprzestawszy tych biesiad z półmiski zbytnimi.
W lud się dobrze opatrzyć, i ćwiczyć siodłaki,

Łacno z takich poczynić piesze i kozaki.
350 

Ale próżno głuchiemu co dobrego radzić,
Gdy nie chce ucha swego do mych ust przesadzić.
Już i tam i sam macam, na posły nakładam,
Nie jest jeden, coby mię ratował swą radam.

Cóż tedy dalej czynić Panie Boże miły,
355 

Że mię wszystkie w samsiedztwie siostry opuściły;
Niebo, ziemia, planety przeciw mnie powstały,
Żadnej mi w mem nieszczęściu pociechy nie dały.
A to wszystko prze moich synów zachowanie

Stało się to nade mną Boskie rozgniewanie;
360 

Prze ich wnętrzne rozruchy, rozliczne upory,
Łacno się wdarli Turcy do mojej komory.
Bóg jaśnie je pokarał, bo źli barzo byli,
I jako kogo podyść, to tylko myślili:

Jeden po drugim zamki gwałtem sobie brali,
365 

Boga, cnoty i wiary już prawie nie znali;
Z sobą rzadko bywali w przyjacielskiej zgodzie,
Zachowania nie mieli w postronnym narodzie.
Z wierzchu gładka postawa, w sercu nieprawości,

Nie radzi z cudzych krain przyjmowali gości.
370 

Pany swoje właściwe częstokroć zdradzali,
Słowa także nikomu swego nie trzymali.
A tak moja cna Polsko ostrzegam też ciebie,
Wiaruj się też tej plagi lada w dzień u siebie;

Boć barzo poszli na to synaczkowie twoi
375 

W postawie, w obyczajach, jako byli moi.
A co jeszcze gorszego, iż siedzisz w pojśrzodku,
Wszędzie swych nieprzyjaciół, z boku, z tyłu, z przodku.
Siedziwa wszem na celu, wszyscy w nas strzelają,

Za nami jak za murem drudzy pokój mają.
380 

A wżdy im to niewdzięczno, o naszem złem radzą,
Więcej im zawżdy Prusy niźli Turcy wadzą.
To rzekszy, poszła płacząc zaraz z wojski swymi,
A Polska jęła słowy narzekać rzewnemi:

Niebo i płodna ziemio bądź ze mną żałosna,
385 

Iż jest taka ślepota w moich synach sprosna.
Oto mi bliską plagę sąmsiada winszuje,
A wżdy z nich żaden się w tem bynajmniej nie czuje.
Cóż ja mam z nimi czynić uboga sierota,

Nie mam skarbów po temu, nie mam śrebra, złota.
390 

W budowanych miastach, zamkach małom się kochała,
W przestronem polu zawsze wszystkę ufność miała:
Skarby moje, chleb, piwo, żelazo na pługi.
Potraciłam cne ony swej ojczyzny sługi,

Którychem dość piersiami swemi wychowała,
395 

I prawie na wszystek świat wszędzie rozsyłała.
Niepośledniejsza była Wanda, moja córka,
Nad którą jeszcze stoi usypana górka.
Wiele z mych synów, mężów czystych wychadzało,

Wiele i królów sławnych z rycerstwem bywało:
400 

Był on święty Piast, byli cni Bolesławowie,
I z Władysławy oni też Kazimierowie.
Bywali i panowie radni prawie święci,
Którzy Rzeczpospolitą mieli na pamięci.

Piasek morski a niżbym ich zliczyła słowie.
405 

Różniejszych obyczajów są dziś synaczkowie,
Którzy tylko macają, gdzie kupić zagony,
A małą pieczą mają o dobro Korony.
Smoleńsk wzięto, a wżdy ich to namniej nie ruszy,

Sląsko dawno odpadło, a wżdy na to głuszy.
410 

Tatarzyn ruskie ziemie częstokroć plondruje,
A przedsię przeciwko im nikt się nie gotuje.

Pomścilichmy się tego na sejmie poborem,
Wżdy Moskwie wrota stoją do Litwy otworem.

Wolą drudzy ćci sprawiać, do Gdańska szafować,
415 

Zarosłe lasy kopać, stare wsi kupować,
Upstrzyć panią w złotogłów, w axamit, w forboty,
Niźli w pole wyjachać, leżeć pod namioty.
Słyszę, że się Tatarzy po granicy wiją,

A wżdy moi weseli skaczą, huczą, piją.
420 

Żaden naród pod słońcem nie miał tej wolności,
Jakoście wy tu mieli w mojej polskiej włości.
Obaczcież się w tem dobrze synaczkowie mili,
Byście marnie klejnotu tego nie stracili.

Czegobym ja wam iście swej krwi nie życzyła,
425 

Z waszegobym nieszczęścia smętna barzo była.
Ale niechajże sam Pan z nieba o was radzi,
A ta moja przestroga niech wżdy wam nie wadzi,
Bo niemoże być lepiej, jakobym życzyła.

To rzekszy ona pani, do ziemie zniknęła.
430 

Wtem się ocknął pustelnik snem ciężkim zmorzony,
I jął z sobą rozmyślać dziwnie sprawy ony.


W Krakowie, w drukarni Jakuba Siebeneychera,
Roku Pańskiego 1586.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marcin Bielski.