Przejdź do zawartości

Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
8

Potem przyszedł lew mocny, przyleciał pelikan,

Które posłał w poselstwie na ten świat wielki Pan.
90 

Zjął zimny strach zwierzęta, chcieli precz uciekać.
Czynił lew do wszystkich rzecz: Nie chciejcie się lękać,
Czemu się o cudzy świat tak srodze wadzicie,
Wiele naszych poddanych zwierzątek tracicie.

Wszakeście opatrzeni żywnością na świecie,
95 

Czemuż jeden drugiego o kęs ziemie gniecie?
Wiedząc, iżeście tu są, jako jedni goście,
Barzo krótki tu wiek wasz, próżno się nie wznoście.
Snadź się drudzy chcą czynić tu ziemskimi Bogi,

Nie wierzą, by nad nimi miał Bóg swój bicz srogi.
100 

Idź woźny, swoje wici przyłoż im do boku,
Aby nie doczekali do drugiego roku,
Kiedy takową srogość światu okazują,
A mnie na niebie Boga nad sobą nie czują.

Przystąpiło powietrze, wielki lud pożarło,
105 

Przez sto tysiąc z obu stron tam ludzi pomarło.
Widziałem potem stolec cudnie przyprawiony,
Na nim siedział monarcha, a panowie z strony.
Siedli też w swych infułach księża po prawicy,

Ziemska Rada siedziała króla po lewicy.
110 

Zbiory wielkie ze wszech stron pieszych, jezdnych stali,
Jedni drugich jakoby snadź nigdy nie znali.
Przed monarchą goły miecz jeden pan piastował,
Jakoby był piany przed wszemi szermował.

Wyszedł k niemu z cepami jeden błazen prawy,
115 

Pódź ty ze mną szermować, a schowaj miecz krwawy.
Przed duchownymi zasię księgi piastowano,
Spory Pisma świętego przed wszemi czytano.
Wyrwał się jakiś rzecznik, Statutem szermował,

Gadanie w świętem Piśmie zaraz zahamował,
120 

105 Mór w wojsku obu. 108 Król z Radami.