Przejdź do zawartości

Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
11
Przed onym majestatem i przed wszystką Radą,
185 

Także i przed posłami, co na syem zjadą:
Synowie, którzyście są właśni moi mili,
I ze mnie wszystkorodnej matki się zrodzili,
Co wam powiem, bierzcie w swe uszy i w swe głowy,

Miejcie o spólnem dobrem pilniejsze rozmowy.
190 

Nie dajcie się na stronę prywacie uwodzić,
Bo to i wam i dziatkom waszym będzie szkodzić.
Otoście mię, matkę swą własną, opuścili,
A cudzych ziem zwyczajów i spraw się napili.

Patrzcie, jakiem ja państwo wam nagotowała,
195 

A jak walecznych ludzi dość pohołdowała.
I chowałam was prawie jako syny, córki,
W dostatku wielkim, właśnie jako matka pszczółki:
Płodem świętym, powietrzem zdrowem opatrzała,

A wżdym u was niewdzięczną macochą została.
200 

Gdy z obcych ziem zwyczaje wy do mnie wnaszacie,
Wiedzcie, że mię na sztuki matkę swą targacie.
Takież, gdy nieprzyjaciel po mnie zbrojno chodzi,
Ciężko mi to, a ciężej, gdy w naszej krwi brodzi.

Także w swoich kościelech gdy słyszę różnice,
205 

Nie mogę być bez smutku i wielkiej tesknice.
Nie lubię też łakomstwa, opilstwa i pychy,
Chcę, aby syn każdy mój był stateczny, cichy,
Jeździł po moich piersiach na koniu we zbroi,

Takiej się gotowości zły Tatarzyn boi.
210 

Nie na swoje samsiady, ale na Turczyny
Konia osiadł, i zbroję włożył z szefeliny.
Ale się wy podobno wolicie gnieść sami,
Wszędzie pełno jest niezgód, waśni między wami.

Prawa za mocą idą, pan chudzinę gniecie,
215 

A wżdy się k temu wszyscy przychylić nie chcecie,
Jakobyście z odmętu tego wypłynęli,
A żebyście do końca w nim nie potonęli.