Przejdź do zawartości

Strona:PL Marcin Bielski - Satyry.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
13

Był chleb, były konie, woły, śrebrne rudy,
Póki tu nie bywały tureckie obłudy.
Był lud, nalazł wszystkiego, co było potrzeba,
Dziś jedno co płacz idzie ustawnie do nieba.

Ratujże mię, proszę cię, o cię też gra idzie,
255 

Od sąmsiada do sąmsiada rad więc ogień przyjdzie.
To żałosnie wyrzekszy, płaczem się zalała,
A matka jej zaś Polska tak odpowiedziała:
Panu Bogu się poleć ma miła siestrzyczko,

Ten wie, jako sprawuje swe stworzenie wszystko.
260 

Jeślić ten nie pomoże, próżna w kim nadzieja,
Trudno się domowego masz ustrzec złodzieja,
Który się już głęboko wkopał w twoje góry,
I ciebie samej ledwie nie obłupił z skóry,

Skarby, zboża i grunty wywrócił na nice,
265 

Pobrał miasta i zamki, zwysiekał winnice.
Pan Bóg na nas posyła przez nie swój bicz srogi,
Przeto wszyscy cierpiemy od nich dziwne trwogi.
Cierp do czasu (ma rada), gdzie możesz, ulegaj,

Tylko wżdy Bożej chwały proszę, nie odbiegaj.
270 

Wszystko to, co u ciebie, u mnie się też dzieje,
Moja Rzeczpospolita tam i sam się chwieje;
Niestworność w moich wielka, niesporo obronie,
Gdzie co jedno poczniemy, wszystko w łeb koronie.

Wierz mi, o moja siostro, mam z sobą co czynić,
275 

Myśląc, jako też z pośrzód nieprzyjaciół wyniść.
Ze wszech stron nieprzyjaciel dobrze mi nie myśli:
Zły Tatarzyn podolskie często pola kreśli,
Moskwa za uchem trąbi, od Szweda przestrogę

Mieć muszę. Aczbym rada, pomóc ci nie mogę.
280 

Szła precz ziemia węgierska, a głową kinęła,
Idąc k ziemi wołoskiej, tak z sobą mówiła:

258 Polska ziemia.