Przejdź do zawartości

Izabella królowa Hiszpanii/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział V.
MŁODA KRÓLOWA.

Bajecznie piękny pałac Espartery, księcia zwycięstwa pływał w morzu światła. Madryt uroczyście obchodził nieśmiertelne czyny tego pierwszego wodza królowej regentki Marji Krystyny, który zarazem był współregentem aż do pełnoletności młodocianej królowej Izabeli.
Prado, Plazza, Major i Puerta del Sol, te najpiękniejsze ulice i place hiszpańskiej stolicy, zabrzmiały znowu wiwatowemi okrzykami radosnych tłumów.
— Precz z karlistami! niech żyje Espartero, zwycięzca z pod Luchana! tysiące głosów wołało przed cudownie położonym zamkiem królowej.
— Niech żyje Izabella! Niech żyje Marja Krystyna!
Espartero to wódz dzielny, ale lichy mąż stanu i regent! On syn ubogiego karownika z Granatuli, męstwem i szczęściem stąpając po szczeblach sławy, doszedł do boku tronu i został księciem Luchana; lubuje się on w tej potędze i mimo swej wielkiej pobożności, miło mu stroić się i błyskotkami obwieszać. Espartero ma lat pięćdziesiąt, wysoki i silnie zbudowany, zarosłej, ogorzałej twarzy, na której widocznie maluje się prawość i stanowczość. Jego bogato haftowany, orderami obciążony mundur generalski, jaśnieje rożnokolorowemi wstęgami, złotem i drogiemi kamieniami. Dzisiaj oczekuje on w swoim pałacu odwiedzin królowej Izabelli i jej matki, regentki, które chętnie przy każdej sposobności okazują mu swoją przychylność. Wszakże ten człowiek został znakomitym aż po śmierci króla Ferdynanda VII, kiedy wystąpił popierając i podzielając sprawę nowo obwołanej królowej Izabelli. Espertero i stronnicy jego obawiali się, aby Don Carlos, brat okrutnego Ferdynanda, odzywający się z silnemi pretensjami do tronu, na zgubę narodu nie nosił korony i nie przedłużał pełnych zgrozy czynów, którym nakoniec śmierć Ferdynanda koniec położyła.
Stronnictwo królowej miało prawo tak postanowić, bo Ferdynand VII, ów król „z głową byka, a sercem tygrysa“, był to potwór. Upodobania miał nikczemne, pospolite, namiętności zwierzęce. Często wieczorami, okryty kapą, dopuszczał się rozmaitych awantur, a opowiadają nawet, że go nieraz w bardzo złym stanie widywano na ulicy Toledo! I tak w kilka lat przed jego pełną udręczenia śmiercią, którą naród dziękczynnemi modlitwami pozdrowił, komendanci Sewilli, Kadyksu i Walencji otrzymali rozkaz z ministerstwa wojny, aby natychmiast uwięzili przełożonych swoich, generałów prowincji, aby postępowali z nimi według opieczętowanych instrukcyj. Jeden z tych komendantów dopełnił uwięzienia, a cóż list zawierał? Niezwłocznie rozstrzelać generała! A tego piekielnego manewru dopuścił się podrzędny urzędnik nienawidzący owych generałów, urzędnik, którego córka dniem pierwej odwiedziła sypialnię króla.
Wszystko to świeżo jeszcze tkwiło w pamięci mieszkańców Madrytu, nie mogli zatem żądać na króla brata nieludzkiego Ferdynanda.
Ferdynand za namową małżonki swojej Marji Krystyny, która go w ciągu długiej choroby troskliwie doglądała, po urodzeniu się infantki Izabelli, wprowadził znowu starohiszpańskie prawo, dopuszczające płeć żeńską do dziedzictwa tronu, i przez to po śmierci swojej wywołał ową wojnę domową, którą odrzucony Don Carlos i jego stronnicy z taką zaciekłością wiedli.
Rządy państwa, aż do pełnoletności królowej Izabelli, spoczywały jedynie w ręku królowej matki Marji Krystyny, kobiety, którą jak się później przekonamy, powodowała raczej zmysłowość i intryga, aniżeli wdzięczilość i prawość. Jako pomocnik dodany jej był Don Espartero, książę Luchana.
Wejdźmy przez wjazd wsparty na ośmiu filarach, do przedsionka, po którym krążą liczni lokaje w świetnej, bogato herbami księcia naszywanej liberji. Tam przyjmuje nas oślepiające oświetlenie, a z pomiędzy zamorskich konch i krzewów tryskają sztuczne fontanny, rozlewające przyjemny chłód. Ztamtąd, po szerokich, tureckiemi dywanami wyłożonych marmurowych schodach, dostajemy się do balowej sali, po której przechadzają się generałowie rozmaitego rodzaju broni w galowych mundurach, i panowie dworscy bądź w hiszpańskim narodowym stroju, w obcisłych pończochach, bogato wyszywanych półpłaszczykach i kołnierzykach z brabanckich koronek, bądź też w białych kamizelkach i niebieskich ze złotemi guzikami frakach. Espartero przechodząc witał swoich gości jednego po drugim, a tymczasem jego małżonka, jakkolwiek już przekwitła, jednak w swoim pełnym gustu stroju z siwego atłasu naszywanego granatami, w perłach i wielkich brylantach, jeszcze bardzo poważnie wyglądająca księżna Luchana, rozmawiała z kobietami. I pomiędzy niemi jedne miały kostjum hiszpański, drugie ubiór francuski — tu była donna w mantylli, spiętej drogiemi kamieniami, z włosami w wysokie koki ułożonemi — tam znowu dama z wieńcem kwiatów we włosach, w sukni mocno według paryskiej mody wykrojonej i przezroczystym szalem okryta.
Lecz rozmaitej wielkości rozmaitych odcieni brylanty w pośród tego tłumu walczyły o pierwszeństwo z niezliczonemi świecami tej wysokiej i rozległej sali. Jej sufit połyskuje przecudnemi medalionami, przedstawiającemi grupy świętych. Wzdłuż ścian ciągnie się, złotem tkaną draperją obwieszona galerja, z której rozlega się po sali głośna muzyka, wykonywana przez kapelę gwardji. Zachwycający widok przedstawiają urządzone w głębi gabinety, w których tu i owdzie biją fontanny pachnącej wody, kiedy tymczasem w innych ukazują się lodowe groty albo kwitnące ogrody.
W przyległej sali ściany są pokryte obrazami, na których artystyczny pędzel przedstawił sceny bitew, gdzie można rozpoznać Esparterę, albo na wspinającym się koniu uderzającego na nieprzyjaciela, albo też przejeżdżającego w pośród gradu kul. jedna z takich sal jaśnieje sztucznem niebieskawem światłem — inna czerwonawą barwą, która ciemnym połyskiem napełnia miękkiemi fotelami zastawioną przestrzeń.
Dwaj najstarsi generałowie, których już spotkaliśmy w zamku Delmonte, przechadzają się po tej sali rozmawiając z cicha — są to Leon i Borso, przeciwnicy Espartery.
— Należało koniecznie znajdować się na dzisiejszej uroczystości, bo w przeciwnym razie mógłby powziąć podejrzenie, — powiedział pierwszy. Sądzę, że gościnność jego przekonań naszych nie zmieni.
— Dla dobra Hiszpanji wszystko inne zamilknąć powinno! — poważnie odrzekł Borso.
— Przemawiasz do mnie całą duszą — a dla dobra Hiszpanji potrzeba Esparterę oddalić od tronu.
— On nas Anglji zaprzedaje; mam w ręku tego dowody.
— Czy ty prawdę mówisz, Borso? Nie próżne były moje domysły. On musi upaść, chociażby to życiem miał przypłacić! Powstanie przygotować łatwo, zwłaszcza jeżeli ty pomoc swoją mi przyrzekasz!
W tej chwili po za szepczącymi generałami ostrożnie rozsunęła się portjera, oddzielająca tę salę od przyległej i ukazała się podsłuchująca głowa służącego.
— Oto moja prawica, Don Leonie — rzekł generał Borso z cicha, ale dosyć głośno, tak, że szpiegujący słowa jego posłyszał. Dobro Hiszpanji wymaga, aby go usunąć od stopni tronu; potrzeba koniecznie starać się o lepszych doradców — ale czy słyszysz odgłos trąb? — królowe przybywają, wróćmy do sali!
Głowa u portjery znikła — obaj generałowie wrócili do innych gości, ani przypuszczając, że plan ich względem obalenia Espartery, ¡wyśledził najzręczniejszy jego sługa.
Z galerji zabrzmiał wzruszający hymn narodowy, i przez wysokie otwarte podwoje weszły obie królowe, prowadzone przez Esparterę i jego małżonkę, którzy wyszli naprzeciw nich aż do powozu. — Królowa matka Marja Krystyna wraz z powabną trzynastoletnią królową Izabellą, przybyły w towarzystwie dam dworu i pałacowych adjutantów.
Liczni generałowie i dygnitarze, rozstąpiwszy się utworzyli półkole i oddali głęboki pokłon.
Marja Krystyna była to silna, średniego wzrostu dama, około pięćdziesiąt lat wieku licząca. Włos jej, w którym tkwiła brylantowa korona, był ciemny, gładko uczesany. Z oczu jej widać było dumę i roztropność; na jej dosyć dużych ustach osiadł wyraz, dowodzący, że regentka umie być ironiczną i intrygantką. Miała na sobie ciemną niebieską atłasową suknię, a na niej przejrzysto-białą narzutkę, pół-mantylkę, pół-szal.
Młoda trzynastoletnia królowa Izabella, której jedyna siostra Ludwika jako chora pozostała w zamku, ubrana była w białą jedwabną suknię, ozdobnie różowemi kwiatami przetykaną — różowe kanciaste okrycie skromnie spadało jej z ramion, a w ciemnych pięknych włosach błyszczał wieniec złotych kwiatów i szmaragdów, mający nad czołem również małą błyszczącą koronę brylantową. Ciemny włos i niebieskie oczy, zdobią młodością kwitnące oblicze królowej Izabelli, te oczy mówią o upodobaniu jakie królowa ma w życiu. Już jako dziecko przyzwyczajona była rozkazywać i każde swoje życzenie widzieć spełnionem — a chociaż i teraz jako dziecię przybyła na bal księcia Luchana, lecz widać, że na jej różowem, wcześnie rozwiniętem licu, jaśnieje radość. Czoło jej nie wysokie, a może z powodu bujnych brwi wydaje się niższe — nos ma prosty, delikatnie wycięty, usta miłe czerwone, nieco za tłuste wargi. Właśnie z uśmiechem przemawia do swojej damy dworskiej, nadobnej, czarnookiej markizy de Belleville, a potem mówi także z podprowadzonym przez Esparterę kapitanem Olozagą, który jej przedstawiony był na ostatniej dworskiej uroczystości.
Regentka Marja Krystyna tymczasem mierzyła wzrokiem całe zgromadzenie — zdawało się, że kogoś szuka! Zmarszczyła czoło.
Espartero wiedział, czego pragnie regentka — dzisiaj chodziło jej o postawienie stanowczego kroku, a stanowczego albo dla Espartery, albo dla tego, kogo nadaremnie szukała.
Ale książę Luchana tak dalece przywykł był do zwycięstwa, że w tej pełnej niebezpieczeństwa chwili, zachował tę samą pewność siebie i spokojność jak i na polu bitwy.
Starsi i młodsi generałowie, tudzież przychylnie widziani oficerowie gwardji królowej, grupami przybliżyli się. Każdy poczytywał sobie za szczęście, jeżeli go Krystyna lub Izabella dostrzegły i z pośród innych wyróżniły.
Na rozkaz regentki zabrzmiała znowu szumna muzyka, wzywając do tańca, i gdy ciężko złotem haftowana służba na srebrnych tacach roznosiła szumiącego szampana, Marja Krystyna raczyła podać rękę do tańca rozmawiającemu z nią właśnie generałowi Narvaezowi — nie zaś księciu Luchana, który wszakże poprowadził młodą królową.
Na dany rozkaz ruszyły za nimi inne pary i wkrótce wszystko wirowało w wysokich pięknych salonach.
Po skończonym tańcu regentka weszła do jednego z zapraszających ją gabinetów, a w bliskości stal książę Luchana, który również przestał już tańczyć z królową — zbliżała się stanowcza chwila — w puharach ustawionych na małym stoliczku w gabinecie pienił się szampan — Marja Krystyna napiła się z jednego, a Espartero przystępując, prosił, aby zerwała owoc z unoszących się nad nią gałęzi.
— Mości książę, jesteś bardzo przytomnym gospodarzem, — pół-głośno rzekła królowa regentka siadając na fotelu; winnam ci podziękować za królewskie urządzenie twojego pałacu na nasze przyjęcie — a jednak muszę ci wyznać, że w pośród mnóstwa zgromadzonych tu dostojników, nie dostrzegam jednego — którego na pewno spotkać tu miałam nadzieję!
— Widzę, że gniewa to moją współregentkę, iż nowo upieczonego księcia zaprosić przepomniałem.
— Przepomniałeś? Sądziłam, że książę Rianzares może rościć sobie prawo do pierwszeństwa przed innymi! Śmiejesz się generale? Śmiech to umyślny, aby mnie obrazić!
— Najjaśniejsza pani, powiedziałem sobie, że książę Rianzares, były lejbgwardzista Munnoz, nie stosownym jest dla grona generałów i szlachetnych panów! — z dumnem przekonaniem odpowiedział Espartero.
— Jest on, równie jak i ty mości książę, łaską moją postawiony na wysokości, w której ma teraz prawo poruszać się! Mniemałam, że Tarancon i Granatula nie są od siebie nazbyt oddalone! Espartero zbladł — regentka chciała mu dać do zrozumienia, że Munnoz, syn kramarza z Taranconu, ma równe prawo do zostania wielkim jak on, syn karownika z Granatuli. Dumny wysokiem swojem stanowiskiem i wielce zarozumiały Espartero uczuł, że mu krew do głowy uderza — ręce jego zadrżały, — prawy, waleczny mąż uznał, że teraz właśnie pora, otwarcie pomówić z regentką.
— Najjaśniejsza Pani! stopień mój zawdzięczam jedynie narodowi i tej oto szpadzie, po której w tej chwili z dumą śmiem uderzyć!
— Lud Madrytu jest zmienny, mości książę!
— Nie tyle, ile Wasza Królewska Mość sądzisz! Lud Madrytu umie rozróżniać. Zlituj się pani!
Espartero przycisnął ukrytą w ścianie sprężynę — wnet zielona draperja z obu stron opadła i zasłoniła czarownic oświetlony przystęp do sali. Marja Krystyna ujrzała się sama z Esparterą, który ugiął przed nią kolana.
— Co to ma znaczyć, mości książę? — cicho spytała.
— Zlituj się Wasza Królewska Mość — wyrzeknij się tego Munnoza, który godność twojej korony poniewiera, który nadzieje, jakie w rządach Twoich pokładamy, zbrodniczą ręką rozprasza! Przewidywałem tę chwilę, aby cię na kolanach błagać: zaniechaj wpływu tego człowieka — pamiętaj na słowa, które niegdyś ludowi z balkonu twojego zamku zaprzysięgałaś!
Marja Krystyna powstała — z jej południowo-ciemnych oczu tryskał ogień, który wyraźniej jak wszelkie słowa mówił, jak silnie ją dotknął Espartero.
— I jakąż radę masz książę pod tym względem w pogotowiu? bo widzę, że się znakomicie przygotowałeś do odegrania tej komedii?
— Zamiast wpływu Munnoza, raczej wpływ księży, wszakże za ich pośrednictwem najbardziej się rządzi narodem Po twarzy Krystyny przebiegł szyderczy uśmiech i wyższości i uznania.
— Jestem matką królowej, regentką Hiszpanji, mości książę. Otwórz pan portjerę.
Espartero podniósł się — z wolna dotknął ręką sprężyny — z wolna rozstąpiła się zielona draperja, i niby w czarodziejskim obrazie, zaczęły się znowu przesuwać przed otworem piękne tańcujące pary.
Książę Luchana czuł, że przegrał partję w szachy, do której zaprosił regentkę — obraziło go i bolało wzgardliwe odrzucenie szczerze ofiarowanej pomocy; pilno mu było dać poznać regentce, komu okazała lodowatą oziębłość i nienawiść.
Z ulicy ciągle jeszcze dochodziły odgłosy radosnych okrzyków ludu — Espartero uśmiechnął się — przyszła mu do głowy myśl pokrzepiająca.
— Racz Wasza Królewska Mość pozwolić, — rzekł tak głośno, że go bliżej stojący oficerowie słyszeć mogli: — abym ludowi Madrytu złożył moje dzięki za tę odwagę.
To mówiąc wziął do połowy jeszcze szampanem napełniony swój kielich, przystąpił do najbliższego okna i otworzył je.
Tłumy spostrzegły księcia zwycięstwa, i wydały okrzyk radości, który przewyższył wszelkie jego oczekiwania — a gdy pozdrawiając naród, wniósł kielich w górę — i wychylił go na cześć zgromadzonych, z placu Maior zabrzmiała salwa z ręcznej broni.
Królowa mocno pobladła — zrozumiała, co po świeżej z nią rozmowie książę Luchana, przez tak nieprzymuszoną odpowiedź, oświadczyć jej pragnął.
W tej chwili podszedł ku tryumfującemu Esparterze służący i podał mu na srebrnej tacy dwa listy — książę wziął jeden i rozerwał. Wiadomość o przegranej bitwie byłaby w tej chwili tryumfująco uśmiechniętego nie tyle przeraziła, jak słowa zawarte w tym raporcie kamerdynera.
„Leon i Borso zdradzają waszą sprawę i usiłują was obalić — słyszałem słowa ich sprzysiężenia“! — brzmiało pismo, które Espartero zdoławszy zapanować nad sobą, schował w zanadrze, i potem wziął drugi list, aby tem łatwiej ukryć wzruszenie. Ten drugi list od jego dobrego niegdyś towarzysza broni Serrany. Mimowolnie sposępniała twarz księcia rozjaśniła się, szybko rozpieczętował list, aby zyskać czas do namysłu.
— Gdzie jest młody Don Serrano?
— Młody pan czeka w przedpokoju! — odpowiedział sługa.
— Prowadź mnie do niego; cieszy mnie to, że go w domu moim przyjąć mogę! — zawołał Espartero, odstępując od okna i dążąc na przedpokój.
Naprzeciw niego wyszedł, w zakurzonej nieco odzieży, ale szlachetną postawą i pięknemi rysami bardzo przychylnie dla siebie usposabiający Don Franciszek Serrano, który tylko co po utrudzającej podróży przybył do Madrytu i natychmiast udał się do Espartery dla doręczenia mu polecającego listu od Don Miguela.
Domingo stał ciągle u przysionka pałacu, ze zmordowanemi i kurzem okrytemi końmi, zdziwiony widokiem tłumów i otaczającej go zewsząd okazałości.
— Bądź mi pozdrowień, Don Serrano! — zawołał Espartero, podając rękę młodemu i nieco zakłopotanemu Franciszkowi, ale pozwól, abym przedewszystkiem odczytał list twojego czcigodnego ojca!
Franciszek miał czas rozpatrzyć się — jakże liczne otoczenie, jak świetne mundury postrzegł! Czemże był wobec tych haftowanych gwiazdami ozdobionych panów? Niczem zaiste; musiał więc w tej chwili uczuć się pognębionym, bo przybywał z prowincji jako młodzieniec, wstępujący w nowy zawód życia, po nadaremnem poszukiwaniu ukochanej i z sercem ciężko niepewnością przytłoczonem!
Ale oko jego wnet zabłysło — wnet poczuł, że i w nim istnieje duch wieku — a to nagle powstające w nim przekonanie przywróciło mu jego dumną postawę i pewność siebie.
Espartero z uśmiechem złożył pismo Don Miguela.
— Troskliwy, czcigodny ojciec! Zaprawdę Don Serrano, możesz być dumnym z tego, że jesteś synem takiego ojca!
— Mojem zadaniem, z honorem nosić nazwisko mojego ojca! — pewnym głosem odpowiedział Franciszek.
— Brawo, mój młody przyjacielu, wkrótce będziesz miał sposobność odznaczenia się — a ponieważ dzisiaj oglądać będziesz zgromadzonych tu u mnie grandów i generałów madryckich, proszę cię zatem, udaj się do moich pokojów, masz służących na rozkazy — a potem wróć do mnie do salonu, abym cię mógł przedstawić oficerom królewskiej gwardji.
Espartero przywołał lokaja i po cichu dał mu jakiś rozkaz — zdziwiony Franciszek dostrzegł, że książę wręczył lokajowi jeden ze swoich pierścieni — poczem ukłonił się, uradowany uprzejmością księcia, i poszedł za służącym, który ze świecznikiem w ręku zaprowadził go do prywatnych pokojów pałacu. Rzeczywiście Franciszek tak zachęcająco został przyjęty, że po tylu przygnębiających go od wczoraj wzruszeniach, uczuł się niejako orzeźwionym.
Po odejściu młodego Don Serrany, Espartero odwrócił się — spojrzenia jego padły na gabinet, w którym niedawno nadaremnie upraszał regentkę, aby zaniechała stosunków z ulubionym jej Munnozem, którego księciem mianowała — w którym śmiał grozić regentce i groźbie swojej przy oknie tem silniejszy dał nacisk.
Marja Krystyna stała jeszcze w tym gabinecie, a obok nej w cieniu gałęzi — Narvaez, współzawodnik Espartery, któremu zazdrość wawrzynów księcia spać nie dawała, któremu okrzyki ludu jak pchnięcia sztyletu serce przebijały.
Narvaez ma lat czterdzieści trzy, niezgrabny, ma twarz prawie czworokątną — bo mu kości na skroniach mocno wystają, a podbródek jego zanadto szeroki. Na tej jakby z kamienia wykutej twarzy, nadaremnie szukałbyś szlachetnego, przychylnego rysu; nawet oczy, to zwierciadło duszy, są zimne, ale zarazem przeszywające.
Zimno poważny Narvaez stoi obok Marji Krystyny, a tymczasem w nieco przycienionym, czarownym gabinecie obok nich, królowa Izabella siedzi w fotelu, przy jej boku margrabina, ponętnie igrająca spojrzeniem i tuż przy nich za cienkiem przepierzeniem Don Olozaga, kapitan gwardji królowej.
Młoda królowa lubi widocznie towarzystwo dowcipnie i zręcznie umiejącego prowadzić rozmowę oficera, którego rysy są równie miłe i delikatne jak słowa; od godziny więc już z nim gawędzi. Ale Olozaga nie bez zadowolenia patrzy w oczy margrabiny de Beleville, które to ku niemu ukradkiem poglądają, to znowu postrzegłszy, że na nie ktoś uważa, z czarownym skrytym uśmiechem wdół się spuszczają.
Wtem, prosząc o przebaczenie, zbliża się do gabinetu Espartero, i prowadzi za rękę młodego Don Serranę, który tylko skinieniem przywitał generałów Leona i Borsę.
— Racz Najjaśniejsza Pani dozwolić, abym jej przedstawił szlachetnego Don Franciszka Serranę i zalecił go kapitanowi Olozadze na gwardzistę Waszej Królewskiej Mości!
Izabella spojrzała pięknem niebieskiem okiem, i lekkiem skinieniem głowy powitała przybyłego szlachcica. Olozaga zaś przystąpił ku niemu życzliwie i po przyjacielsku pozdrawiając go:
— Witam cię serdecznie, kochany Don Serrano! z powodu obecności królowej wyrzekł głosem nieco przytłumionym.
Franciszek, który nagle ujrzał się naprzeciw owej jeszcze na wpół dziecinnej, na wpół zaś pięknie rozwiniętej królowej, która za kilka już miesięcy będzie mogła pochwycić wodze rządu, nie bez pewnego bicia serca przypatrywał się jej pięknej, świeżej postaci, świadczącej o jej młodzieńczości. — Jej drobna, pięknie ukształcona rączka bawiła się wachlarzem, a rumiane usta okrywały listki pysznej, pachnącej róży, którą przy nich trzymała. Jej powabne, miękkie spojrzenia obiegły pierw salę, a potem mimochodem padły na młodego, ciągle w nią wpatrującego się Serranę, którego skromne ubranie dziwnie się wydawało przy bogato strojnych ubiorach. Przeciwnie zaś zgrabny krój białej, kwiatami przetykanej sukni młodej królowej, wdzięcznie i zręcznie uwydatniał jej rozwijające się kształty, i dozwalał widzieć zachwycającą nóżkę, zamkniętą ¡w ślicznym różowo-atłasowym trzewiku.
Izabella napiła się nieco podanego sobie szampana i wezwała Don Serranę, aby nie był zbyt wstrzemięźliwym, lecz aby po podróży pokrzepił się orzeźwiającem, szumiącem winem.
— Niech więc wolno mi będzie wznieść pierwszy toast w Madrycie za zdrowie i pomyślność Waszej Królewskiej Mości! — wyrzekł półgłosem.
— Dziękuję panu, — z uśmiechem odpowiedziała Izabella, — i piję za pomyślność pańskiego wojskowego powodzenia, bo przypuszczam, że pragniesz pan zaciągnąć się pod nasze sztandary. — Doprawdy margrabino, dodała zwracając mowę do pięknej, młodej damy dworu, zdaje mi się żeśmy...
— Don Franciszka Serrano y Dominguez da Delmonte! — dopomógł kapitan Olozaga kłaniając się.
— Żeśmy już Don Serranę widziały — że go już od dawna znamy, a jednak to niepodobna, bo pan tu dzisiaj dopiero przybywasz, a my jeszcze nigdy nie zwiedzałyśmy zamku Delmonte!
— Tak się często przytrafia, i pragnąłbym poczytywać to sobie za dobrą przepowiednię! — rzekł Franciszek.
— Zgadzam się na to! — zawołała, i jak dziecko przyjaźnie kiwnęła głową młodemu, wzruszonemu, przystojnemu szlachcicowi.
Olozaga nie słuchał tych słów tyle na przyszłość wróżących, wymówionych przy pierwszem spotkaniu się Izabelli z Serraną. Bystry jego wzrok byłby z pewnością dopatrzył, jakie mieć będą z czasem znaczenie, lecz cała jego uwaga była zwrócona w inną stronę.
Stał on, coraz bliżej przykładając ucho do ściany, tuż pod filarem, oddzielającym ten gabinet od gabinetu, w którym znajdowała się królowa regentka. Z razu słuchał przypadkowo i mimowoli, ale później z wytężoną uwagą, krótkiej rozmowy, z powodu której struchlał, bo poznał głosy mówiących.
— Mogę więc z pewnością liczyć na ciebie, generale, jak mi to poprzysięgasz, mówiła regentka. W takim razie powiem ci otwarcie: że księciu Luchana zdaje się, iż jest Bogiem — musi więc upaść!
— Regentka rozkazuje — Narvaez słucha! — mówił inny głos.
— Jeżeli się panu uda strącić śmiałka, spodziewać się możesz książęcej mitry!
— Od dzisiaj za cztery tygodnie Espartero będzie usunięty z drogi!
Olozaga, który teraz o wszystkiem wiedział, poznał nową tajemnicę.
W gabinecie ucichło.
W kilka chwil później, szczęśliwie uśmiechnięta regentka wraz z młodą królową, wróciły do zamku. Ruszyli się także inni goście, poleciwszy się poprzednio względom pobladłego nieco księcia Luchana i zeszli do swoich ekwipażów.
Kiedy generałowie Leon i Borso również do swoich powozów wsiąść chcieli, milcząco, ale szybko obok każdego z nich usiadło dwóch rosłych, brodatych ludzi.
Leon i Borso poznali zaraz co znaczy takie towarzystwo — opierać się byłoby szaleństwem. Halabardziści księcia Luchana, uzbrojeni byli od stóp do głów, a zawieźli obu generałów do więzienia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.