Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres I/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres I
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Okres I-szy.
1815 — 1830 r.[1]
Zajęcie kraju.

Zaraz na wieść o utworzeniu W. Księstwa Poznańskiego udała się do Berlina, by polecić kraj opiece i łasce królewskiej, deputacya, którą składali minister-sekretarz stanu byłego Księstwa Warszawskiego Stanisław Breza, szambelan Jan Adam Potworowski, stolnik Celestyn Sokolnicki, proboszcz katedralny Leon Miaskowski, prezydent miasta Poznania Stefański i kupiec Queisser. Tak król, jak kanclerz książę Hardenberg i książę Antoni Radziwiłł przyjęli deputacyą jak najuprzejmiej.[2]
Wkrótce potem, dnia 24 maja wkroczyło wojsko pruskie pod generałem Thümenem do W. Księstwa Poznańskiego, [3] a dnia 28 maja po powitaniu przez deputowanych miasta Poznania i przemowie radcy konsystorskiego Bornemanna w Bytyniu, podsunął się Thümen pod mury stolicy, którą zdał mu dotychczasowy rosyjski komendant Poznania Nikolew.
Przy bramie przemówił do Thümena zastępca prezydenta miasta Batkowski w ten sposób:
„Przyjmujemy i witamy Cię, JWGenerale, z temi uczuciami, jakie Ci deputacya miasta Poznania już wynurzyła. Niech żyje najjaśniejszy król pruski, wielki książę poznański! Niech żyje waleczne wojsko pruskie! Vivat!”
Następnie przemówił po niemiecku dr. Freter, fizyk powiatowy, który odtąd gorliwym okazywał się patryotą pruskim.
Generał krótko odpowiedział:
„Dziękuję Waćpanom. Mości Panowie; pospieszę donieść mojemu monarsze o uczuciach wierności, któremi nam zabiegają jego dawni poddani.”
Po tej odpowiedzi generał udał się przez zasłane kwiatami ulice na Stary Rynek, gdzie wojsku defilować kazał. Kwaterę zajął w pałacu Gurowskich (później Działyńskich). Tam odbył się bankiet, a wieczorem w teatrze przedstawienie.
Nazajutrz, dnia 29 maja, Józef Poniński, prefekt departamentu poznańskiego,[4] i Andrzej Gorzeński, prezes trybunału cywilnego,[5] przybyli na czele wszystkich poznańskich władz departamentowych do generała Thümena, który do nich w te odezwał się słowa:
„Wszystkie nastające teraz odmiany nie pochodzą z woli niektórych monarchów, lecz są dziełem wszystkich na kongresie wiedeńskim zebranych władców, tak, że nie jest w mocy jednego uczynić w tem jakiejkolwiek odmiany, co całe postanowiło zgromadzenie.”
W końcu przemowy zapewnił, że „król postanowił podźwignąć podupadły byt materyalny, poczytując szczęśliwość i zadowolenie wszystkich mieszkańców za najpiękniejszą swych zamiarów nagrodę.[6]
Dnia 1 czerwca przybył do Poznania naczelny prezes Zerboni di Sposetti. Urodzony w Wrocławiu, gdzie brat jego był kupcem, 1766 r. z rodziny katolickiej włoskiego pochodzenia, pobierał nauki u Jezuitów, słuchał prawa na uniwersytecie w Hali, został potem radcą wojennym w Głogowie, a po utworzeniu Prus Południowych radcą domen w Piotrkowie (1795) r.). Poważywszy się napiętnować haniebną gospodarkę ministra Hoyma, popadł w niełaskę, a nawet na donos Hoyma aresztowany z rozkazu króla Fryderyka Wilhelma II i dnia 15 września 1796 r. w fortecy kłodzkiej osadzony został. W papierach jego znaleziono statut tajnego stowarzyszenia Evergetenbund, skutkiem czego wytoczono mu proces o zdradę stanu i zamknięto w wilgotnym lochu magdeburskiej twierdzy.
Uwolniony przez Fryderyka Wilhelma III, ogłosił bez pozwolenia akta swego procesu, co go nieomal znowu nie wtrąciło do więzienia.[7].
Prawość i stałość jego w końcu zwyciężyły. Pozyskawszy względy dworu, przydzielony został do boku księcia Hardenberga na kongresie wiedeńskim i na polecenie swego zwierzchnika otrzymał naczelne prezesostwo W. Księstwa Poznańskiego.
Zerboni di Sposetti był wprawdzie Niemcem, ale charakter jego, umysł wyższy, znajomość języka polskiego i życzliwość dla Polaków, których był współobywatelem jako dziedzic Rąbczyna pod Wągrówcem, dawały rękojmią, że sprawiedliwie postępować sobie będzie.
Dnia 8 czerwca nastąpiło zajęcie Poznania przez władze cywilne.
Z brzaskiem dnia odezwały się wszystkie dzwony, na ratuszu zagrała muzyka. O godzinie 8 wszyscy obecni w Poznaniu Prusacy zebrali się w kwaterze komenderującego generała, także cały trybunał, wojewodowie Działyński i Wybicki, szambelan Potworowski, stolnik Sokolnicki i wybitniejsi mieszczanie. W ich towarzystwie udali się Thümen i Zerboni przed ratusz, gdzie czekały władze miejskie.
Prezydent miasta zdjął orła polskiego z ratusza i wręczył go komisarzom królewskim, sekretarz miejski Sobolewski przeczytał po polsku po kolei abdykacyą króla saskiego jako księcia warszawskiego, patent okupacyjny i odezwę króla pruskiego do mieszkańców W. Księstwa Poznańskiego, co powtórzył po niemiecku asesor Fürstenberg, poczem komisarze wręczyli nadanego W. Księstwu Poznańskiemu orła prezydentowi miasta, który go wśród huku dział przybił na ratuszu, polskiego zaś odniesiono z honorami wojskowymi do kwatery generała Thümena. Potem wiceprezydent miasta Batkowski miał przemowę, na którą odpowiedział naczelny prezes.
Taka sama ceremonia odbyła się w prefekturze i przy wszystkich bramach i gmachach publicznych, poczem nastąpiła w katedrze uroczysta msza św., po której biskup poznański Tymoteusz Gorzeński, brat prezesa trybunału, zaintonował przy grzmocie dział Te Deum.
Także w kościołach luterskim i kalwińskim i w synagodze odprawiono uroczyste nabożeństwa.
Wreszcie po paradzie wojskowej odbył się o 3-ciej w prefekturze bankiet, podczas którego wojewoda Ksawery Działyński wzniósł zdrowie króla pruskiego, a w. księcia poznańskiego, wojewoda Józef Wybicki „w najczulszych wyrazach” następcy tronu i całej królewskiej rodziny, Zerboni (po polsku) cara Aleksandra I, oraz toast na pomyślność W. Księstwa Poznańskiego, generał Thümen zdrowie kanclerza księcia Hardenberga, szambelan Sokolnicki księcia-namiestnika, w końcu Zerboni toastował na cześć Blüchera i wojska pruskiego.[8].
Tak samo jak w Poznaniu zdejmowano na prowincyi uroczyście orły polskie, a zawieszano królewsko-pruskie wielkoksiążęce. Na bankiecie, który po takiej uroczystości wyprawił Środzie podsędek Józef Bąkowski, ukazał się, niesiony w krześle, sparaliżowany Józef Zabłocki, podczaszy poznański, ojciec p. prefektowej poznańskiej Ponińskiej, a że przybył już po toastach na cześć króla, namiestnika, Schönermarka, komisarza królewskiego do organizowania sądownictwa w W. Księstwie Poznańskiem, i wojska pruskiego pod dowództwem Blüchera, „prosił o kielichy, ale gospodarz, szanując znakomitego pana zdrowie, podał mu małe kieliszki; gość, uniesiony uczuciem radości, krzepił swe siły, aby mógł stojący spełnić toasty.”[9]
Tak przychylne zapanowało dla rządu pruskiego w niektórych sferach usposobienie, że na umundurowanie ochotników, dążących pod sztandary Blüchera, wyprawiającego się przeciwko Napoleonowi, który nagle wylądował we Francyi, utworzył się związek patrotyczny pań i panien, na którego czele stanęły Joanna Hazanka z Lewic, Karolina Kamińska i Wilhelmina Przyjemska. Dnia 28 maja złożono na cel powyższy: 5 złotych pierścieni, szpilkę złotą, zamek srebrny od przepaski, 2 frydrychsdory, 3 dukaty i 25 talarów w grubej monecie pruskiej, a w dwa dni później 4 pierścienie złote, 4 frydrychsdory, 2 dukaty i 52 talary.[10]
Szczególnie gorącą Prusaczką okazała się 21 letnia Joanna Hazanka, autorka płomiennej odezwy z 29 maja 1815 r. w której, zowiąc Napoleona najniegodziwszym złoczyńcą, wyrzygniętym z głębi piekieł na karę zepsutej ludzkości, sławiła pod niebiosy króla pruskiego i cara Aleksandra I.
Tym pruskim patryotyzmem Joanny nie była zachwycona rodzina, a zwłaszcza jej wuj, Karol de Taylor,[11] radca ziemiański powiatu śremskiego za Prus Południowych, a później członek kamery wojny i królewszczyzn w Poznaniu, który ganiąc ją, że rzucała kwiaty pod nogi generała Thümena, tworzyła z dziewczętami podejrzanej sławy Towarzystwa, biegała po ulicach i po lazaretach, gdzie prości żołnierze leżeli, i publicznie w gazetach śmiała obrażać własnych rodaków, zagroził jej jako najstarszy członek rodziny, że, jeśli nie zaprzestanie szastać się i nie będzie cicho siedziała na wsi, zamknie ją w klasztorze.
Ale śmiała panna nie ustraszyła się gróźb, a w liście do naczelnego prezesa Zerboniego di Sposetti z dnia 14 czerwca 1815 r. przedstawiła wuja w jak najczarniejszych kolorach, denuncyując go, że, choć był pruskim radcą ziemiańskim za pierwszej okupacyi, wziął udział w powstaniu Kościuszki, później Napoleona powitał mową i został prezesem tymczasowego rządu w Poznaniu, że wstydził się za Niemkę, jak ją nazywał, wreszcie, że dorobił się majątku na dostawach, a w końcu zapewniała, że uważałaby się w własnych oczach za poniżoną, gdyby Polak oddał jej pochwałę lub cześć wyrządził!
Tak się odzywała latorośl rodu, który, gościnnie do Polski przyjęty, przez kilka wieków dzielił jej dolę i niedolę.
Król Fryderyk Wilhelm III kazał przez generała Thümena wyrazić Hazance swe zadowolenie z powodu jej patryotycznych uczuć.[12].

Homagium.

Książę Antoni Radziwiłł przybył dopiero 20 lipca do Poznania. Na granicy W. Księstwa Poznańskiego witał go uroczyście Wilhelm Kurnatowski, radca ziemiański, z radcami powiatowymi, z których jeden, Henryk Kurnatowski, przemówił do niego.[13]
U bram Poznania lud wyprzągł konie z pojazdu książęcego i zaciągnął go przed prefekturę, odtąd rejencyą i mieszkanie namiestnika. Na bramach tryumfalnych, wzniesionych ku uczczeniu księcia, widniał napis:
Optimo Principi de stirpe Jagellonica fausta quaeque auguranti Civitas Posnaniensis.
Dnia 3 sierpnia składano uroczyście homagium.
Rano odezwały się strzały armatnie i wszystkie dzwony kościelne, a o 8 we wszystkich kościołach odprawiano nabożeństwo. O 9 wojsko utworzyło szpaler na ulicy Gołębiej od gmachu rejencyjnego do ulicy Wrocławskiej, a o 10 zgromadzili się deputowani w kościele pojezuickim, korpus zaś oficerów i urzędnicy w mieszkaniu namiestnika, skąd tenże udał się pod baldachimem, niesionym przez 4 podprefektów (radców ziemiańskich) do kościoła, na którego progu przyjęło go duchowieństwo, a miejsce owych czterech zajęli księża.
Namiestnik zasiadł na przygotowanym dla niego po lewej stronie w. ołtarza tronie, kanonik Kawiecki wygłosił kazanie, arcybiskup Raczyński odprawił sumę, poczem książę Antoni Radziwiłł w te odezwał się słowa:[14]
„Zaburzenia, których Europa doznała od lat 25, zajęły wszystkie kraje, dotknęły ludy wszystkie. Wszelkie stosunki zostały zniesione, dawne formy postać swą straciły, a państwa, łączone lub dzielone, zwiększone lub ścieśnione przez środki gwałtowne, nie zachowały z systematu, który przez długi czas rządził Europą i ich byt zapewniał, tylko bolesne przeszłości wspomnienia.”
„Chcąc Europę na nowych, pewnych i gruntownych ubezpieczyć zasadach, potrzeba było, ażeby wszystkie kraje poniosły ofiary, ażeby wszystkie ludy część swego bytu poświęciły. Lecz, jeżeli podług tych prawideł w formach, których okoliczności wymagały, przywróconą miała zostać równowaga, nie było podobieństwem wracać się do przeszłości. Za daleką od nas była, aby, usiłując ją przywrócić w całej nieskazitelności, nie wystawić tem samym przyszłości na niepewność i nowe niebezpieczeństwa.”
„Dla tego najmożniejsze państwa, obeznane dobrze z prawdziwym swym interesem i przekonane, że ten od interesu ogólnego oddzielanym być nie może, udowodniły oczywistości tej potrzeby najdroższemi ofiarami.”
„Przywiązani jak najbardziej do swych poddanych panujący, najrzetelniejszej nawzajem doznając od nich miłości, ujrzeli się zniewolonymi ustąpić prowincyi, które od wieków berłu ich podległemi były. Austrya zrzekła się Niderlandów, Prusy margrabstw, które były kolebką monarchii i niektórych prowincyi westfalskich. Wszystkie mocarstwa Europy żądały nawzajem tych zrzeczeń się w imieniu interesu powszechnego i też mocarstwa zapewniły wynagrodzenia za te ofiary.”
„W skutku tych układów ogólnych, przez Europę całą zawarowanych, i wy, mieszkańcy W. Księstwa Poznańskiego, macie składać część osobną, lecz nieoddzielną monarchii pruskiej, i los wasz z jej losem będzie połączony.”
„Już nie pozostaje czynić innych kombinacyj nad te, które jednomyślna zgoda, jako jedynie zgadzająca się z interesem powszechnym, uznała i onych dokonała.”
„Odrzućmy niebezpieczne łudzenia się, które od rzeczywistości odwodzą, i czerniąc ją, przeistaczają oną — łudzenia się, które w miejsce prawdy próżne i uwodzące wystawiają pozory. Dzielność rozsądku wyjawia się na uważaniu rzeczy tak, jak są,
a dzielność charakteru na poddaniu się temu, co niezwalczone okoliczności nakazują.”
„Mądrość radzi, interes narodowy wymaga, powinność każe, ażebyście, mieszkańcy W. Księstwa Poznańskiego, zastanowili się nad pożytkami, które nam zabezpiecza nowy porządek rzeczy, wśród was i dla was zaprowadzony — abyście, przejęci temi korzyściami, czuli razem obowiązki, które nawzajem za sobą po was wyciągają, i przekonali się, że ścisłe owych zachowanie jedynie ustalić i zabezpieczyć może szczęśliwość waszą.”
„Wezwany przez króla, pana naszego miłościwego, na zaszczytną godność zastępowania go wśród was, przekładania mu waszych potrzeb i obznajmiania was z jego dobrodziejstwy, nie mogę lepiej rozpocząć moich stosunków z wami, jak zwracając waszą uwagę na korzyści, które przyrzeczenia króla wam zaręczają, i na te, które zamiary i widoki jego ojcowskie wyższe nad obietnice, każą wam oczekiwać.”
„Kiedy rozważam niebezpieczeństwa, na które porządek społeczny, prawidła religii, interes ludzkości w ostatnich burzliwych Europy czasach wystawione były — kiedy się zastanawiam nad tem, czego lud oświecony i rozsądnie rzeczy ważący może po rządzie i okolicznościach oczekiwać, któremu go też okoliczności oddały — natenczas znajduję, że wielbić należy drogi Opatrzności, któremi ocaliła porządek powszechny; że powinniśmy w Jej przedwiecznych wyrokach szanować przeznaczenie, które w biegu i ucieraniu się tych nadzwyczajnych wydarzeń, ratując nas, połączyło nas w ciało polityczne, którego zaszczyt i potęgę gruntuje wolność rozsądnie umiarkowana, sprawiedliwość bezstronna i czuwająca wszędzie opieka rządowa, jedyne warunki spokojności życia i wszelkiego dobra wyższego rzędu, które wartość życiu nadaje.”
„Kochaliście wolność — Prusy zawsze ją szanowały. Mało też jest krajów, któreby się wyższym stopniem wolności cywilnej chlubić mogły; a ta ma przez konstytucyę zostać ustanowioną i zagwarantowaną, do której ułożenia ”wielkomyślny monarcha poddanych państwa swojego zwołuje. Gdzież odwieczne to i święte prawidło, że królowie są dla ludów, a nie ludy dla królów, kiedykolwiek było jawniej jak w Prusach przyznane? Gdzie wyżej szanowane i w prawach krajowych więcej wydane? Nie dla czego innego zapewne, jak tylko dla tego, że było głęboko wyryte w sercu państwa tego monarchów — że ich wszystkie wewnętrzne czucia ożywiało.”
„Znacie z doświadczenia patryotyzm, waleczność i odwagę, które są jego owocem, chwałę, która jest jego nieśmiertelnem uwieńczeniem. Przypatrzcie się, jakie cuda zaszczepiło w Prusach poświęcenie się monarsze i umiłowanie rządu, jaki bowiem rozwinął naród ten w tej świętej o niepodległość Europy wojnie patryotyzm, jaką świeżą przydał chwałę do swej dawniejszych, a lud ten wyciąga i otwiera ku wam ręce, przyjmuje was na swe łono jako braci godnych siebie, godnych dzielić z nim szlachetne i czyste uczucia.”
„Szanujcie oświecenie, czujecie wartość nauk, przywiązujecie największą ważność do wydoskonalenia rozumu, ponieważ jesteście usposobieni do celującego tego przeznaczenia i ponieważ posiadacie wszystko od natury, czego potrzeba, ażby osiągnąć zamierzony w tym zawodzie cel; lecz przez nieszczęśliwe wypadki czasu zbywa wam na instytucyach, któreby się w całem objęciu postęp nauk i sztuk ułatwiły. Prusy, które we wszystkich przedmiotach wydały światło wyższe i gdzie lud wogóle więcej aniżeli gdzieindziej ma oświecenia, ofiarują wam w tym względzie instytucye, którym winne swój postęp. Będziecie z nich wspólnie korzystać, albo, idąc za wzorem, utworzycie u siebie im podobne.”
„Oddajecie cześć religii i jesteście przywiązani do obrządków ojców waszych. Prusy uważały zawsze wszelkie wyznania chrześciaństwa jako dzieci jednego szczepu, jednakowych bez różnicy używające praw i jednakowym podległe obowiązkom. Duch religijny w tych ostatnich czasach nanowo i głęboko zakorzeniony został. Bóg uratował świat, a świat więcej niż kiedy uznał Boga. Lud zatem rzeczywiście pobożny szanuje tem więcej religią innych, im bardziej jest do swej własnej przywiązany.”
„Otrzymaliście wreszcie z dziejów waszych poprzednich znamiona indywidualne. Stosując one do waszego nowego politycznego bytu, nie możecie nie pragnąć onych zachowania. Ta zwierzchnia postać, która wam jest właściwa, zasadza się na waszym języku, waszych zwyczajach i waszych obyczajach. Zachowacie te pociągi wam drogie, ponieważ są ojców waszych. Familia nowa, która was wśród siebie przyjmuje, zostawia wam one.”
„Powinniście coraz więcej sercem i czuciem być członkami nowej monarchii i będziecie mogli nimi się stać bez straty i zatarcia waszego pochodzenia i dawnego bytu.
„Znacie świętość przysięgi, znacie i świętość z niej wypływających obowiązków. Wzywam was do tej, którą macie dziś wykonać najlepszemu z królów. Złóżcie ją z szczerością, zachowajcie ją niezmiennie i zawierzcie, że ojcowska jego opieka nad wami nigdy was odstępować nie będzie.[15]
Na tę przemowę odpowiedział prezes Rady departamentalnej Radomski, poczem przystąpiono do składania homagium. Słowa tego homagium czytano najprzód w polskim, a potem w niemieckim języku, a deputowani powtarzali je w tym języku, jaki ich był ojczystym, przyczem arcybiskup i duchowni kładli trzy palce na piersi, deputowaniu zaś wznosili je w górę.
Po wykonaniu przysięgi przemówił jeszcze raz namiestnik w ten sposób:
„Związki nierozerwalne łączą was, mieszkańcy W. Księstwa Poznańskiego, z nowem ciałem politycznem, z monarchą, który nie szuka i nie ceni szczęścia nad szczęście swoich poddanych.
„Tej to wielkomyślności uczuciu najwięcej winien jestem zaszczytne przeznaczenie, które mnie wśród was stawia”.
„Monarcha nasz, zaufany w swojem przywiązaniu i gorliwości do jego uświęconej osoby i jego najwyższego dobra, znając razem udział, z którym jako Polak jestem dla Polaków, chciał dobroczynne zamiary swe dla kraju tego tem więcej zapewnić, tworząc i mnie powierzając nową dotąd godność w składzie rządu monarchii pruskiej, namiestnika króla, reprezentującego najwyższą J. K. Mości osobę w W. Księstwie Poznańskiem.”
„Bądźmy sprawiedliwymi, współrodacy; rzućmy okiem na skutki poprzedniej administracyi pruskiej w tym kraju, przypomnijmy sobie dobroczynne instytucye hipoteki, opieki małoletnich i tyle innych, własność ustalających urzędów; zastanówmy się nad duchem administracyi publicznej, znajdziemy ją wszędzie opartą na zasadach, dążących do pomnożenia dobra ogólnego i polepszenia bytu prywatnego. Jakoż w istocie widzieliśmy majątki podwojone, przemysł ożywiony, miasta wzrastające, a pod zasłoną praw i moralności rządu względem rządzonych czyliż najmniejsza obawa zamięszała kiedy spokojność domową?”
„Doświadczenie odniesionych tylu pożytków nie mogło jak skłonić N. Pana do zachowania tychże samych prawideł administracyi. Lecz ponieważ macie przez konstytucyą przyszłą monarchii i przez waszą szczególną używać praw obywatelskich i ponieważ wyraźną jest wolą króla, aby współrodacy umieszczeni byli w urzędach, a to w miarę udowodnionego usposobienia N. Pan w mądrości swojej, nie nadwyrężając biegu zwykłego interesów rządowych, raczył mi polecić czuwanie ogólne nad nimi za pośrednictwem ciągłej wiadomości, w której zostawać mam względem wszystkiego, co się w kraju dziać będzie, i za pomocą objaśnień, które mi zwierzchności obowiązane są dawać w każdym szczególnym przypadku.”
„N. Pan raczył nadto przydać do moich atrybucyi:
prawa honorowe JKMci w prowincyi, wszelkie przedmioty łaski najwyższej, prośby o wywyższenie stanu, udzielanie tytułów, orderów, godności itd.
przedmioty, tyczące się przyszłych urzędów krajowych, tudzież hołdu,
wszystko, co się odnosi do narodowych urządzeń w prowincyi,
zwoływanie sejmików i sejmu prowincyalnego, kierowanie wyborem reprezentantów narodowych, tudzież deliberacyami na sejmie,
odbieranie i przestawianie próśb do N. Pana.
„N. Pan oprócz tego powierzyć mi raczył udział w przedmiotach, tyczących się:
projektów i praw ogólnie prowincyą obowiązujących; wypadków, gdzieby się okazała potrzeba uregulowania granic między powiatami i departamentami,
przedstawianie na godności wyższe duchowne, niemniej na stopnie wyższe rządowe, zaczynając włącznie od urzędu radcy ziemiańskiego.”
„Rozbierając, szanowni współrodacy, te rozmaite atrybucye, znajdziecie, że obejmują wszystko, co może być zdolnem ustalić porządek publiczny, zabezpieczyć interes powszechny i ugruntować tem samem szczęśliwość ogólną i prywatną.”
„Wszystkie moje usiłowania dążyć będą do osiągnięcia tych zbawiennych zamiarów i nie mogę stosowniej zakończyć do was głosu ani wam dać lepszego zaręczenia dobroczynnych łaskawego naszego monarchy dla was chęci, jak przytaczając własne jego wyrazy: Jednaj mi — mówi w swym liście do mnie — miłość poddanych przez zachowanie ścisłej sprawiedliwości, porządku i przez zaradczą opiekę.
„Wywdzięczamy się przy dzisiejszej uroczystości tem równie łaskawemu jak sprawiedliwemu monarsze głośnem wynurzeniem życzenia: „Niech żyje Fryderyk Wilhelm, król pruski, wielki książę poznański!”[16]
Po tym okrzyku arcybiskup Raczyński zaintonował Te Deum.
Uroczystość zakończyć bankiet w namiestnictwie na 900 osób; wieczorem iluminowano miasto.[17]
Ludność polska, podupadła skutkiem ciągłych wojen materyalnie i od dawna żyjąca w niepewności co do losu swego, pragnęła pokoju i wytchnienia i dla tego też, wierząc w szczerość obietnic królewskich, poddała się nowemu władcy bez szemrania.

Pierwsze czynności naczelnego prezesa.

Jedną z pierwszych czynności naczelnego prezesa Zerboniego di Sposetti było ustanowienie kursu zdawkowej monety. Dobry grosz pruski miał się równać 4½ groszom polskim, czeski czyli szóstak 3½ groszom polskim, przebite w Księstwie Warszawskim z pruskich ósmaków pięciogroszówki 4 groszom polskim. Bite w Księstwie Warszawskiem, a mniej warte miedziane grosze polskie zredukowano na półgroszki, a tylko stare, nierównie lepsze prusko-południowe grosze miedziane zachowano w pełnej wartości.[18]
Zaczęto też bić groszówki i trzygroszówki miedziane z napisem: W. Księstwo Poznańskie. Groszy takich szło na talar 180 (pruskich groszy 90), wybito zaś takiej monety od r. 1816 — 1819 za 27, 233⅔ talarów.[19]
Aby wybawić z kłopotu właścicieli ziemskich, którzy przy zupełnym braku kredytu nie mogli uiścić się z długów, ogłosił naczelny prezes, że na razie wolno wierzycielom dochodzić w drodze sądowej tylko półrocznych procentów, nie zaś całych sum.[20]
Rozporządzeniem z 16 czerwca przywrócił rząd monopol solny, przykazując kupować hurtownie sól tylko ze składów w Poznaniu, Międzychodzie, Skwierzynie, Wieleniu, Czarnkowie, Motylewie, Nakle, Bydgoszczy, Kępnie, Rawiczu i Wschowie, [21] zniósł natomiast 11 lipca monopol tabaczny.[22]
Dnia 29 sierpnia 1815 r. wydał naczelny prezes rozporządzenie, tyczące się tępienia wilków, tyle się ich bowiem w W. Księstwie Poznańskiem namnożyło, że w samym powiecie wągrowieckim w r. 1814 rozszarpały wilki 16 dzieci i 3 dorosłych ludzi, a w 1815 r. w tymże powiecie 6 dzieci.
Za zabicie wiec starego wilka wyznaczył naczelny prezes 6 talarów nagrody, za pochwycenie gniazda młodych wilków 3 talary, za wilczę w żywocie zabitej wilczycy 1 talara. Zarazem polecił trucie wilków t. z. wroniem okiem (nuces vomicae, kulczyby), które funt sprzedawano po 4 — 6 groszy.[23]
Dnia 29 lipca 1815 r. wyszedł rozkaz królewski, zabraniający noszenia „orderu Bonapartego legii honorowej”, Thümen zatem i Zerboni rozporządzili, aby, gdziekolwiekby władze wojskowe i cywilne spostrzegły „zakazane ordery Bonapartego”, odbierały je i odsyłały do naczelnego prezesa.[24]


Urządzenie W. Księstwa Poznańskiego.

Po owych przedwstępnych czynnościach zabrano się do urządzenia W. Księstwa Poznańskiego, liczącego 536 mil kwadratowych, a 779,000 mieszkańców, z których może ⅕ przypadała na ludność niemiecką.[25]
Po względem administracyjnym podzielono W. Księstwo Poznańskie na dwie rejencye: poznańską i bydgoską; pierwsza obejmowała 321 mil kwadratowych, druga 214, rejencye zaś podzielono na powiaty i to poznańską na 17, bydgoską na 9 powiatów.
W każdej z dwóch rejencyi urządzono trzy wydziały, jeden dla spraw wewnętrznych, drugi dla spraw duchownych i szkolnych, trzeci dla podatków, dóbr i lasów królewskich.
Władzom rejencyjnym poddano radców ziemiańskich czyli landratów, którym powierzono dozór nad sprawami szkolnemi, kościelnemi i policyjnemi w powiatach.
W ręku naczelnego prezesa spoczęła najwyższa władza i dozór nad całym krajem.
Na mocy patentu z dnia 9 listopada 1816 r., znoszącego wszystkie dotychczasowe prawa, zaprowadzono od 1 marca 1817 r. powszechne prawo pruskie t. z. Landrecht i nową organizacyą sądownictwa.
Sprawami miały się odtąd zajmować:
1) sądy pokoju jako pierwsza instancya,
2) sądy ziemskie jako druga instancya,
3) wyższy sąd apelacyjny w Poznaniu jako trzecia instancya,
4) inkwizytoryaty jako władze śledcze.
Pierwszym prezesem wyższego sądu apelacyjnego w Poznaniu zamianowany został dotychczasowy prezes trybunału Andrzej Gorzeński, a rzeczywistym i drugim prezesem Henryk Schoenermark, prezesem sądu ziemskiego w Poznaniu Masłowski z Mielęcina, w Bydgoszczy Kraszewski, dotychczasowy prezes trybunału, w Pile Rydzyński z Nieżychowa, w Gnieźnie Józefat Mikorski[26] z Sobótki, w Wschowie hr. Potworowski z Przysieki, szambelan i kawaler orderu Orła Czerwonego, w Krotoszynie Rembowski z Wyganowa, w Międzyrzeczu Henryk Kurnatowski.[27]
Narzucenie W. Księstwu Poznańskiemu Landrechtu, którego prowincye nadreńskie przyjąć nie chciały, było krzywdą dla Polaków, bo prawa, po Księstwie Warszawskim pozostałe, były równie dobre, a do ich wykonania było dosyć Polaków, zdolnych i doświadczonych, których za wprowadzeniem Landrechtu ogłoszono za niezdolnych i pozbyto się z kraju.
Zaraz po zajęciu W. Księstwa Poznańskiego zniósł rząd pruski urzędników stanu cywilnego, uwolnił proceder od przymusu cechowego, a miasta szlacheckie, których było 91, poddał sądom królewskim. Dziedzicom tychże miast odebrał prawo nakładania podatków i ściągania ich przez burmistrzów.
Wreszcie tak, jak w innych prowincyach pruskich, wprowadzono 24 sierpnia 1815 r. w W. Księstwie Poznańskiem powszechną obowiązkową służbę wojskową od 20 do 50 lat życia i to w linii przez 5 lat, w landwerze czyli obronie krajowej pierwszego powołania przez 7 lat, w landwerze drugiego powołania także przez 7 lat, a w pospolitem ruszeniu (Landsturm) przez resztę lat.[28]
Przymusowa służba wojskowa, odrywająca wielu od spokojnej pracy domowej i to w kraju ekonomicznie wycieńczonym wywołała niezadowolenie wśród Polaków. By ich więc ułagodzić, rząd z początku okazywał się względnym i pewnych ulg udzielał.

Odznaczenia.

Celem ujęcia sobie zamożniejszej szlachty polskiej w W. Księstwie Poznańskiem nadał król za wstawieniem się namiestnika księcia Radziwiłła i naczelnego prezesa Zerboniego tytuł hrabiowski 1816 r. Aleksandrowi, Floryanowi i Józefowi Bnińskim, których przodkowie — jak opiewał wniosek — już za Kaźmierza W. mieli otrzymać ten tytuł, Józefowi Szembekowi z Siemianic, który także miał mieć prawo do tego tytułu, szambelanowi Janowi Adamowi Potworowskiemu, kasztelanowi Adamowi Kwileckiemu i jego bratankom Klemensowi i Nepomucenowi Kwileckim, oraz Józefowi Kwileckiemu, 1817 r. stolnikowi Celestynowi Sokolnickiemu,[29] 1822 r. Józefowi, Franciszkowi, Stanisławowi, Teodorowi i Alfredowi Mycielskim, potwierdził zaś tytuł hrabiowski 1817 r. Józefowi Mielżyńskiemu z Miłosławia, a 1824 r. Atanazemu i Edwardowi Raczyńskim.
Szambelanami mianował król 1816. Edwarda Raczyńskiego, Arnolda Skórzewskiego, Potulickiego, Sierakowskiego, 1817 Tadeusza Garczyńskiego, 1819 Bogusława Mielęckiego z Andrzychowic i Radońskiego, którego później aresztowano w Królestwie i wydano Prusom, poczem go „za związki z karbonarami włoskimi” pozbawiono klucza szambelańskiego.
Order Orła Czerwonego I klasy otrzymali 1816 r. arcybiskup Raczyński, biskup poznański Gorzeński,, wojewoda Franciszek Ksawery hr. Działyński, 1817 Fryderyk hr. Skórzewski z Margonina, chrześniak Fryderyka W., 1820 książę-generał Sułkowski, któremu rok przedtem nadano dziedziny tytuł „Durchlaucht”, II klasy Wiktor hr. Szołdrski, Goreński, prezes trybunału, 1817 hr. Mielżyński, Hieronim Jaraczewski, Łochocki z Barcina, 1819 biskup-sufrgan Siemieński z Gniezna, którego zarazem uszlachcono, i Atanazy Raczyński, IV klasy proboszcz katedralny Miaskowski, ks. Teofil Wolicki, prezesowie sądów ziemskich Kraszewski i Mikorski, oraz radcy ziemiańscy Kurnatowski i Nowacki, później zaś order Orła Czerwonego III klasy Stanisław Poniński z Wrześni (1825), radca ziemiański Zawadzki, prezes sądu ziemskiego Kurnatowski z Międzyrzecz (1826), radca ziemiański z Wągrówca Dembiński, prezes sądu ziemskiego Rembowski z Krotoszyna (1828), radca sprawiedliwości Zakrzewski, Józef Grabowski i Michalski, radca namiestnictwa (1830). Kawalerem św. Jana został radca ziemiański Grabowski, kawalerem maltańskim Józef hr. Kwilecki.
Byli i tacy, którzy napróżno ubiegali się o tytuł hrabiowski, jak Baranowski, Andrzej Grabowski z Dziembowa i jego bratankowie Józef i Adam Grabowscy.[30]

Książę-namiestnik.

Namiestnik królewski w Poznaniu, książę Antoni Radziwiłł, syn Michała Hieromina, wojewody wileńskiego i Heleny Przeździeckiej, ordynat nieświecki, ołycki i przygodzicki, ożeniony z księżniczką pruską Ludwiką, siostrą poległego pod Saalfeldem 1806 r. księcia Ludwika Ferdynanda, już dawniej z polecenia rządu pruskiego usiłował pozyskać dla Prus Polaków, a nawet nakłonić ks. Józefa Poniatowskiego, gdy po wyprawie moskiewskiej stał z wojskiem polskiem w Krakowie, do porzucenia sprawy Napoleona. Teraz zaś miał pogodzić ludność polską z nowym stanem rzeczy, a szczególnie pozyskać dla rządu pruskiego umysły bardzo licznego wówczas obywatelstwa polskiego. Zadaniu temu odpowiednią osobowością był książę Antoni.
„Z rodu, wyglądu i duchowego usposobienia Polak zupełny, przez małżeństwo swoje wszedłszy w tak ścisły związek z dworem berlińskim, że mu już poprzednimi czasy nieraz trudno było zatrzymać się na możebnej średnicy między temi dwoma ostatecznościami narodowemi i politycznemi, pragnął gorliwie doprowadzić do jak najlepszego porozumienia między rządem a nowymi jego poddanymi, wierzył mocno, że mu się to powiedzie, i chciał szczerze dobra współziomków, do których go serce i natura ciągnęła.”[31]
„Postać księcia Antoniego przedstawiała się nader poważnie. Więcej niż średniego wzrostu i mocnej tuszy, nosił zwyczajnie granatową czamarę z czarnym aksamitnym kołnierzem i szeroką białą chustą na szyi. Piękną jego głowę, pokrytą rzadkim siwym włosem, uwydatniał wybitny nos orli, który synom i wnukom pozostawił w spadku, przytem wyraz twarzy miał szlachetny i uprzejmy. Od razu robił na każdym wrażenie wielkiego pana, ale ujmował sobie wszystkich przyjaznym uśmiechem i uprzedzającem słowem.”[32]
Z synów księcia Antoniego starszy Wilhelm był majorem 19 pułku piechoty w Poznaniu i tu poślubił 23 stycznia 1825 r. w kościele farnym księżniczkę Helenę Radziwiłłównę, córkę księcia Ludwika,[33] młodsi Bogusław, Władysław i Ferdynand[34] kształcili się wspólnie w domu rodzicielskim, a synowie króla Fryderyka Wilhelma III, późniejszy król Fryderyk Wilhelm IV i późniejszy cesarz Wilhelm I, nieraz przez kilka dni bawili u swej stryjecznej babki, do której, jak mówiono, byli szczerze przywiązani. Księcia Wilhelma pruskiego ciągnęła nadto do Poznania miłość, którą rozgorzał do pięknej córki księcia namiestnika, 'Elizy.[35]
Z Polaków w bliższych stosunkach z księciem Antonim żyli arcybiskup Gorzeński, książę-generał Sułkowski, podpułkownik Dezydery Chłapowski, pułkownik Poniński i podpułkownik Józef Goetzendorf-Grabowski.
„Ruch towarzyski wyższych warstw polskiego społeczeństwa obracał się lat kilkanaście w znacznej mierze około dworu Radziwiłłowskiego, szczególnie zimą i w czasie większych zjazdów. Odbywały się tam rozmaite uroczystości, które ściągały liczny zastęp osób z prowincyi i miasta, Polaków i Niemców; obywatele wiejscy, urzędnicy, wojskowi spotykali się na tem neutralnem polu, poznawali się i bawili razem, a chociaż zaszło może czasem jakie lekkie starcie, głównie z powodu podejrzeń o zbytnie wyróżnianie tej lub owej osobistości, miało jednak to zbliżenie się różnobarwnych pierwiastków swoje dobre strony, zacierając wzajemne przesądy i wrodzone niechęci. Jak w Berlinie u dworu, równie i tutaj zgromadzano się w pewnych okolicznościach około południa na tak zwaną cour. Ustawiano powołanych na nią w dwa rzędy, między którymi przechadzała się powolnym krokiem książęca para, rozmawiając z każdym krócej lub dłużej i przyjmując nowo przedstawione osoby.”
„Prócz owych dworskich przeglądów bywały bardzo częste obiady, już w mniejszem kółku bliższych znajomych, już to na wielkie rozmiary; latem zdarzały się zjazdy i podwieczorki w Dębinie, zimą zaś „asamble” i bale, na które po kilkaset osób spraszano ze wszystkich stron Księstwa. Na takie przyjęcia lub zabawy, jeśli uroczystszą miały cechę, panie podług ówczesnej mody stroiły sobie głowy w strusie pióra, panowie zaś występowali w czarnych w czarnych frakach, białych kamizelkach i szerokich białych chustkach na szyi, a prócz tego mieli trzewiki z sprzączkami i krótkie jedwabne pantalony, od których odbijały długie, pod kolana idące pończochy.”
Na balach kostiumowych w czasie karnawału przedstawiano u księcia-namiestnika żywe obrazy i to z historyi polskiej. Sam książę-namiestnik z córką Elizą wyszukiwał modele z dawnych obrazów i rycin, zadając sobie pracę dla najmniejszych szczegółów, aby kostiumy odpowiadały prawdzie historycznej. W jednym z takich żywych obrazów sam książę wystąpił jako Piast, a księżna-namiestnikowa jako Rzepicha.[36]
Urządzano też niekiedy baliki dla dzieci.
Dwór zresztą księcia Antoniego był niemieckim, tylko sekretarz jego, Michalski, był Polakiem.
Żona księcia, księżna Ludwika, pani nie wysoka i dość otyła, z twarzą pełną o żywych kolorach, przyjemną jeszcze mimo lat niemłodych, dużym białym czepkiem okoloną, miała ten sam dar co mąż pańskiej i dworskiej grzeczności, która nie była u niej przybranym pozorem, lecz, jak wszyscy wiedzieli, wynikała z wrodzonej dobroci serca i ze szczerej życzliwości dla tych, co się do niej zbliżali.”
Księżna Ludwika łaskawą i życzliwą okazywała się Polakom i od początku mimo sarkania Niemców zaufaniem swojem i przyjaźnią darzyła kilka pań polskich, szczególnie panią Annę z Mielżyńskich Mycielską, wdowę po pułkowniku Stanisławie z Kobylopola, jedną z najzacniejszych niewiast polskich.
Księżna Ludwika (†1836 r.) wpływem swoim tak w Berlinie, jak i w Petersburgu nieraz wyświadczała Polakom przysługi, a dla ubóstwa była dobroczynną.
Ona to urządziła w Poznaniu w zniesionym klasztorze P.P. Bernardynek pierwszą kuchnią ubogich, w której wydawano ubogim t. z. zupę rumfordzką t. j. polewkę z jarzyn, wynalezioną przez Anglika Rumforda. Przyrządzała ją pozostała w klasztorze Bernardynka Anna Zbyszewska, na czele zaś kuchni stała żona pierwszego kamerdynera księcia-namiestnika, Francuza Baptiste Moreta. Chociaż protestantka, przyczyniła się księżna Ludwika najwięcej do sprowadzenia z Warszawy do Poznania Sióstr Miłosierdzia i zapewnienia im pewnych funduszy z czterech zniesionych klasztorów.
Zakład Sióstr Miłosierdzia, jedyny leczniczy w Poznaniu, otwarto 1 stycznia 1823 r. pod przełożoną Petronelą Pyrzanowską w dawniejszym klasztorze PP. Bernardynek. Suma posagowa wynosiła 116,00 talarów. Sióstr początkowo było 9, a przełożonymi lekarzami dr. Herzog dla chorób wewnętrznych i radca medycynalny dr. Jagielski dla chorób zewnętrznych. Łóżek początkowo było 60, lecz już w następnym roku zmniejszono liczbę do 39 z powodu ubytku dochodów. Z czasem jednak przez zapisy dobroczynne i roczny dodatek państwowy w ilości 500 talarów, dochody powiększyły się, liczba łóżek coraz więcej wzrastała. W r. 1843 suma ogólna dochodów wynosiła 5,534 talarów. Później kosztem Celiny hr. Grudzińskiej dobudowany został dom dla nieuleczalnych chorych.[37]
Pomimo, że książę Antoni Radziwiłł był blisko spokrewniony z dworem pruskim, nie dowierzano mu, dodano mu bowiem do boku jako adjutanta majora Kamila de Royer Luehnes, niegdyś szambelana ojca księżnej Antoniowej, który cichaczem donosił do Berlina o wszystkiem, co książę robił i co się działo w W. Księstwie Poznańskiem. Sam Royer pisał o sobie, że był „uchem i okiem kanclerza Hardenberga.”[38]
Stanowisko zresztą księcia Antoniego w rzeczywistości było więcej reprezentacyjne niż polityczne i urzędowe. Rzeczywisty zarząd Księstwa znajdował się od pierwszej chwili panowania pruskiego w ręku naczelnego prezesa, radców i urzędników, stanowiących z nim tak zwaną rejencyą, a odnoszącą się bezpośrednio nie do namiestnika, lecz do ministrów w Berlinie. „Za pierwszego naczelnego prezesa, Zerboniego, zachodziły między namiestnikiem a rejencyą całkiem znośne stosunki: porozumiewano się i ustępowano sobie nawzajem, zwłaszcza, że i wiatry berlińskie w owych początkach wiały dość spokojnie.”
Zerboni mianował prawie samych Polaków radcami ziemiańskimi, nawet takich, jak Wolańskiego, Zawadzkiego, Kloczkiewicza, Kurnatowskiego i Chmielewskiego, którzy poprzednio jako urzędnicy Księstwa Warszawskiego jawnie występowali przeciw Prusakom.[39]
Także na posadach radców rejencyjnych pozostawił Zerboni kilku dawniejszych urzędników polskich, starając się zarazem, o ile możności, przestrzegać w korespondencyach potrzeb krajowego języka.
Na czele sądownictwa stanął Schoenermark, dawniejszy urzędnik za Prus Południowych w Warszawie, znający język polski.[40]
Wedle reskryptu z dnia 20 lipca 1816 r. miały ustawy i rozporządzenia władz wychodzić w polskiem tłomaczeniu obok niemieckiego oryginału.

Generał Amilkar Kosiński.

Stosownie do protokółu z 7 kwietnia 1815 r. dozwalał rząd z początku oczekiwać utworzenia wojska polskiego w W. Księstwie Poznańskiem.
Sprawą tą zajął się gorąco generał Amilkar Kosiński.
Był to dzielny żołnierz i obywatel.
Urodzony na Litwie 1769 r., walczył za Kościuszki w batalionie strzelców pułkownika Węgierskiego, po upadku powstania udał się do Włoch, uczestniczył jako ochotnik w bitwie pod Loano (1795 r.), odbył następnie, by zyskać obywatelstwo francuskie, pięciomiesięczną kampanią morską na statku korsarskim, poczem, przyjęty do wojska francuskiego w randze kapitana, walczył w siedmiu bitwach 1796 r. Następnie przeszedł do legionu, który Dąbrowski formował, został szefem batalionu strzelców, 1797 r. szefem brygady i generalnym adjutantem legionu, przez niejakiś czas był komendantem Cremony, później Ferrary. Pod Legnano 1799 r. pełniąc służbę sztabowego oficera przy boku generała Richepeance, po tegoż zranieniu, pochwycił sztandar w swe dłonie i na czele brygady uderzył na nieprzyjaciela, czem się przyczynił do ocalenia znacznej części pierzchającego wojska francuskiego. Po bitwie pod Magnano, idąc w tylnej straży, dzielnie odpierał ciągle nacierającego nieprzyjaciela. Przy kapitulacyi Mantuy dostał się wraz z innymi do niewoli austryackiej, z której uwolniony, powrócił do kraju. Gdy Napoleon 1806 r. wkroczył do Poznania, Kosiński znów chwycił za oręż i odbył całą kampanią 1807 r. na czele zorganizowanej przez siebie brygady w dywizyi Dąbrowskiego z takiem odznaczeniem, że otrzymał krzyż kawalerski. W r. 1809, dowodząc przednią strażą Dąbrowskiego, odparł Austryaków za Bzurę, z zwycięstwem pod Żarnowem spowodował ich do opuszczenia Krakowa. Wziąwszy następnie dymisyą, osiadł w Starołęce pod Poznaniem, którą to wieś przeznaczył mu rząd Księstwa Warszawskiego zamiast wysłużonej pensyi. W r. 1811 ponownie powołany do służby i mianowany generałem dywizyi, pilnował granic Księstwa Warszawskiego, wreszcie w końcu r. 1812 wystąpił z wojska, ozdobiony krzyżem komandorskim virtuti militari, i osiadł w majątku swoim Targowej Górce z żoną, Adelą hrabianką Kayserling.[41]
W nadziei, że rząd pruski spełni obietnicę co do wojska polskiego, wręczył Kosiński 15 września 1815 r. w tej sprawie memoryał namiestnikowi, ten zaś przesłał go rządowi, który przez majora Royera wszedł z nim w układy.
Król, powiadomiony przez ministra wojny Boyena, oświadczyć kazał Kosińskiemu, że go chętnie obaczy pod sztandarami swej armii tymczasowo jako „attaché á l'armeé.” Kosiński odpowiedział, że gotów przyjąć miejsce w armii, ale pod warunkiem zorganizowania siły zbrojnej narodowej z komendą polską i barwami i znakami narodowymi, a zarazem podał projekt polskiego pospolitego ruszenia, które składać się miało z lekkiej jazdy na wzór dawnych towarzyszów pancernych i szeregowców, którzy mieli służyć jako dragonia z muszkietami.
Po niejakimś czasie 9 stycznia 1817 r. zamianował król Kosińskiego generałem-porucznikiem do dyspozycyi z pensyą 4000 talarów, ale Kosiński oświadczył, że pensyi pobierać nie myśli, dopóki w czynnej służbie nie będzie, natomiast dopominał się o pensyę emerytalną generała dywizyi w ilości 1200 talarów, która go z Warszawy dochodzić miała, a którą rząd pruski powinien był przyjąć na siebie. Wreszcie, w porozumieniu z generałem Dąbrowskim i Krasińskim, ale wbrew zdaniu generała Dziewanowskiego, pojechał w lutym 1817 r. do Berlina, gdzie mu jednak wymijające dano odpowiedzi.
Rozczarowany wrócił do Targowej Górki. „Pocóż — pisał do przyjaciela — tak się spieszono z moją nominacyą, jeśli dla mnie nie było miejsca? Trzebaż, aby w prowincyi był Statthalter na to, aby urządzał bale i obiady, i Generalleitnant, aby sadził kapustę?”
Wkrótce potem otrzymał Kosiński rozkaz obejrzenia i ocenienia fortecy gdańskiej. Rozkaz ten spełnił sumiennie, poczem mianowano go komendantem miasta Poznania, urząd, sprawowany dotąd przez podrzędną figurę, kapitana Wilamowicza, a więc nie właściwy dla niego. Z tego powodu posady nie przyjął, zwłaszcza, że nie znał języka niemieckiego, nie przyjął też komendy nad pruską landwerą w W. Księstwie Poznańskiem ani urzędu radcy stanu spraw zagranicznych.
Wreszcie na własne żądanie otrzymał dymisyą 25 października 1820 r. z pensyą 1500 talarów jako generał polski, przyczem zwolnił go król od przyrzeczenia, składanego przez występujących z armii, że nie będzie służył obcej potędze.[42]
Kosiński umarł 10 marca 1823 r.
Być może, że do zaniechania przez rząd pruski zamiaru utworzenia wojska polskiego przyczynił się wzgląd na brata cara Aleksandra I, w. księcia Konstantego, który sam jeden chciał być wodzem polskiego wojska i bodajby się zgodził był na podzielenie tego zaszczytu z kim innym.
Do r. 1823 jednak 19 pułk piechoty i 6 ułanów z samych składał się Polaków.[43]

Generał Thümen.

Tak więc nie otrzymaliśmy wojska polskiego, natomiast pozostał nam generał Thümen, człowiek, któryby nas najchętniej był w łyżce wody utopił. Nie lubiący nas i podejrzliwy, wpadał na różne pomysły, by rozciągnąć nad Polakami jak najściślejszą kontrolę; chciał zaprowadzić w znaczniejszych miejscowościach W. Księstwa t. z. komendantów etapowych, poddać obywateli wiejskich pod bezpośredni nadzór żandarmeryi, rozsyłał patrole, niepokoił mieszkańców stolicy alarmowaniem załogi — chciał jednem słowem trzymać W. Księstwo Poznańskie niejako w stanie bezustannego oblężenia.
Zapędy jego powstrzymywał Zerboni, skutkiem czego nastąpiły pomiędzy nimi naprężone stosunki.[44] Generał Thümen obchodził w Poznaniu 1819 r. 50 letni jubileusz służby, przyczem uczeń szóstej klasy wręczył mu wiersz w polskim języku, [45] w w rok później Thümen wystąpił z wojska. Miasto Poznań mianowało go obywatelem honorowym.

Poglądy rektora Kaulfussa i ministra Altensteina.

„Język ojczysty — pisał rektor gimnazyum poznańskiego, dr. Jan Samuel Kaulfuss w programie z r. 1817 — musi być głównym przedmiotem nauki w każdym dobrze urządzonym instytucie naukowym. Gruntowna znajomość i własność stosownego i łatwego w nim myśli swoich oddania jest zasadą uporządkowanego umysłowego wykształcenia, a wszelkie w tym względzie ćwiczenia, z odpowiednią celowi uwagą kierowane, najzbawienniejszą praktyczną logiką dla dziecka i młodzieńca.”
Taką zasadę wyznawał też odnowiciel państwa pruskiego, minister Stein, a po nim minister oświecenia Antenstein, który w reskrypcie z 23 grudnia 1822 r. do królewskiej rejencyi w Poznaniu w ten wyrażał się sposób:
„Co się tyczy rozpowszechnienia języka niemieckiego, to nasamprzód o to chodzi, aby jasno wiedzieć, co w tym względzie czynić można i trzeba, czy tylko dążyć do tego, aby ludność polska tamtej prowincyi język niemiecki w ogólności rozumiała, albo czy zamiar powziąć cały naród wprawdzie powoli i nieznacznie, ale nie mniej przeto o ile możności najzupełniej zgermanizować. Podług sądu ministerstwa tylko pierwsze jest potrzebne i wykonalne, drugie zaś odradza się i jest niewykonalne. Albowiem, żeby być zupełnie dobrymi poddanymi i żeby w korzyściach instytucyi państwa uczestniczyć, jest wprawdzie dla Polaków pożądaną rzeczą, iżby język krajowy (ma znaczyć niemiecki) i urzędowy rozumieli i w nim tłomaczyć się umieli, nie konieczną zaś jest rzeczą, aby dla tego swój język plemienny zaniechać lub choć tylko mniej cenić mieli. Posiadanie dwóch języków bynajmniej za niekorzyść, owszem za korzyść poczytanem być może, ponieważ zwykle większej biegłości władz rozumowych i łatwiejszej pojętności skutkiem bywa.”
„Ale nawet, choćby się jako pożądaną rzecz uważać chciało, aby używanie języka polskiego powoli ścieśnić i tym sposobem lud wynarodowić, to przecież każdy krok, wprost zmierzający do jawnego tępienia ich języka, zamiast do celu zbliżyć, oddalałby tylko od niego. Religia i język są najdroższemi świętościami narodu, w których jego sposób myślenia i pojmowania zawartym jest. Każda zwierzchność, która je uznaje, szanuje i broni, może pewną być, że zjedna sobie serca poddanych, która zaś obojętność względem nich okazuje lub nawet zamachów na nie się dopuszcza, jątrzy i bezcześci naród i sposobi sobie niewiernych i złych poddanych. Gdyby zaś kto chciał może rozumieć, że do kształcenia narodu polskiego przyczyniłoby się bardzo germanizowanie go przynajmniej co do języka, ten byłby w wielkim błędzie. Wykształcenie pozsczególnego człowieka i narodu może tylko za pomocą mowy ojczystej być dokonanem. Tylko w tej mowie, z której pomocą człowiek myśli, jest także jego sposób widzenia i pojmowania, a więc najistotniejszy i najżywotniejszy żywioł jego kształcenia złożony, w innych językach może wiele się nauczyć wiele sobie uskarbić, jednak to, co umie, i co rozumie, umie i rozumie tylko w jednej mowie i to w tej, którą myśli, zatem zwyczajnie w mowie ojczystej. Tę chcieć mu wziąć, z nią cały sposób zapatrywania się, a natomiast chcieć sztucznie wszczepić w niego inną, obcą, byłoby zupełnie przewrotną drogą kształcenia, nawet poszczególnego człowieka, cóż dopiero całego narodu, chociażby ten nie posiadał tak bogatego, odrębnie wykształconego i gramatycznie wykończonego języka, jakim wiadomo jest język polski. Chcąc o kształcenie narodu polskiego z dobrym skutkiem się starać, to najpewniejszym do tego środkiem jest ojczysty jego język, interes zaś rządu dostatecznie zapewnionym będzie, jeżeli tylko język niemiecki jako przedmiot nauki w każdej polskiej szkole zaproawdzony będzie, aby dzieci przed opuszczeniem szkół wprawy w nim nabyli.”[46]

Szkoły.

Stosownie do powyższych zasad pozostał tak w szkołach ludowych, jak i w gimnazyach poznańskich język polski wykładowym, a na naukę jego główną kładziono wagę.
W gimnazyum poznańskiem[47] udzielano pierwotnie języka polskiego w najwyższych klasach po 4 godziny tygodniowo, w średnich po 3, w wyższych po 2, później po 3 godziny w każdej klasie. W wyższych wykładano historyą literatury polskiej i języka polskiego, rozbierano dzieła najsławniejszych pisarzów polskich i pisano rozprawy.
Niemcy musieli uczyć się po polsku, a wedle reskryptu naczelnego prezesa z r. 1816, tylko taki uczeń miał otrzymać pierwszy numer zaświadczenia dojrzałości, który umiał w ojczystym języku wyrażać się jasno i gramatycznie i okazał znajomość głównych epok ojczystego języka i literatury.
Programy z naukowemi rozprawami ogłaszane były w polskim języku i w tymże języku miewano mowy i deklamowano na popisach publiczych.[48]
Rektor gimnazyum, Dr. Jan Samuel Kaulfuss, członek warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, znakomity filolog i pedagog, był jeśli nie z pochodzenia, to z przekonania Polakiem i zajmował się z upodobaniem historyą i literaturą polską, profesorami byli prócz kilku Niemców, mówiących po polsku, Moczyński, ks. Antosiewicz, ks. Brodziszewski, Jan Wilhelm Cassius, Szumski, Liszkowski, Buchowski, Motty, a od r. 1819 powołani z Krakowa Trojański i Muczkowski. Metoda nauczania była dobra, bo dbano przedewszystkiem o rozwinięcie władz umysłowych na podstawie języka ojczystego.
W r. 1817 liczyło gimnazyum 520 uczniów, 1819 r. 560, a od r. 1816–1824 wydało 154 abituryentów, z których 8 i to Karol Libelt, Wojciech Kidaszewski, Wiktor Hahn, Piotr Strawiński, Leon Chlebowski, Antoni Dyament i dwóch innych otrzymało nagrody konkursowe na uniwersytetach.
Ubodzy uczniowie znajdowali pomieszczenie w konwiktach. Dwa starsze konwikty i to Lubrańskich (od r. 1519) i Szołdrskich (od r. 1646), których regensami byli nauczyciele religii, dawały 11 chłopcom, zwłaszcza szlacheckiego stanu, mieszkanie i utrzymanie, a konwikt Przyłuskiego (od r. 1810) dwa wolne miejsca. W r. 1825 zapisał ks. Sebastyan Witkowski, proboszcz michorzewski, 2000 talarów na utrzymanie przy gimnazyum 2 ubogich uczniów stanu miejskiego lub wiejskiego, także ministeryum wyznaczyło 1500 talarów na fundusz dla ubogich uczniów stanu nieszlacheckiego.
Również dbano o język polski w protestanckiem gimnazyum w Lesznie tak pod rektorem Bogusławem Dawidem Cassiusem (do r. 1820), jako i pod jego następcą, radcą konsystorskim i szkolnym, dr. Janem Krzysztofem Stöphasiusem (1824–1833), niegdyś profesorem liceum warszawskiego, członkiem warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, zaszczyconym przez uniwersytet Jagielloński doktoratem filozofii, a przez cara rosyjskiego szlachectwem, które potwierdził rząd pruski.
Po zwinięciu szkoły pijarskiej w Rydzynie w r. 1820 i szkoły 00. Reformatorów w Pakości zamienił rząd pruski gimnazyum leszczyńskie na królewskie 1 maja 1821 r.
Ponieważ do tego gimnazyum uczęszczało dużo Polaków, zwłaszcza synów dysydenckiej szlachty, przeto uczono tam języka polskiego w 21 godzinach tygodniowo i to w sekście po 5 godzin, w kwincie po 4, w reszcie klas po 3 godziny, na niemiecki język zaś wyznaczonych było 19 tygodniowo. Polskiego języka musieli się uczyć wszyscy uczniowie, od niemieckich nauczycieli wymagano znajomości tegoż języka, a w nauczaniu mieli nauczyciele używać obydwóch języków wedle potrzeby uczniów. Dyrektor Stöphasius polecał nawet rządowi, aby matematyki i fizyki w wyższych klasach udzielano tylko po polsku, a powtórki odprawiano po niemiecku.[49]
Bajki Fedra tłomaczono dwa razy tygodniowo na język polski w kwarcie, w tercyi pisano wypracowania łacińskie z polskiego tekstu i tłomaczono z polskiego na grecki język, w prymie objaśniano Sallustyusza po polsku, a w kwarcie wykładano do r. 1825 historyą polską. Łacińskiego języka uczyli się niemieccy uczniowie z gramatyki Zumpta, Polacy z gramatyki Trojańskiego. Świadectwa wystawiano polskim uczniom po polsku, programy drukowano w polskim i niemieckim języku.
Matematykę i fizykę wykładał tam od r. 1821 Józef Kalasanty Putyatycki (do r. 1848), polski język i literaturę także od r. 1821 Jan Popliński (†1839 r.), katolicką religią ks. Antoni Kazubski (1822), ks. Jan Królikowski, proboszcz rydzyński (1823–1825), ks. Marcin Jarosz (1825–1832), ks. Antoni Tyc (1832–1845).
Jakie panowały wówczas stosunki w Księstwie, okazuje opis uroczystości inauguracyjnej z 15 października 1821 roku. Jeden z uczniów deklamował wiersz polski, Cassius, generalny konsenior, i J. K. Putyacki, profesor matematyki, mieli mowy polskie, Fechner, superintendent powiatowy i komisarz królewski, w mowie niemieckiej „O szkołach jako świętych instytucyach jedynie wyższemu rodzaju ludzkiego dobru poświęconych”, objaśniał założenie przykładami z historyi polskiej, a generalny senior i radca konsystorski, Bornemann zamknął uroczystości modlitwą w języku polskim.[50]

Książę-generał Sułkowski.

Kuratorem gimnazyum leszczyńskiego został mianowany 1821 r. książę-generał Antoni Sułkowski, ordynat rydzyński, hrabia na Lesznie.
Był to jeden z najznakomitszych mężów swego czasu.
Urodzony w Lesznie 31 grudnia 1785 r. z Antoniego, wojewody naówczas kaliskiego, ordynata rydzyńskiego, i Karoliny hr. Bubna de Littie (†7 stycznia 1831 r.), wychowany za granicą, wystawił jako młodzieniec 22-letni w r. 1807 własnym kosztem pułk piechoty, na którego czele tak się odznaczył w bitwie pod Tczewem, że otrzymał krzyż kawalerski. Pułk jego, wcielony jako 9 liniowy do wojsk Księstwa Warszawskiego, wysłany został do Hiszpanii. Dowodząc nim jako pułkownik, walczył od r. 1808–1810 z chwałą, zwłaszcza w krwawych bitwach pod Al-monacid, gdzie pod nim padł koń od kuli armatniej, i pod Ocanna, gdzie, by zachęcić żołnierzy do walki, wyrwał podchorążemu sztandar, podniósł go w górę i zawołał: „Wiara! To godło i ten orzeł, co nad głowami waszemi widzicie, prowadzą nas dziś do pewnego zwycięstwa. Naprzód, za mną, a Bóg nas wspierać będzie!”[51]
Później przyczynił się walnie do wzięcia Malagi, której został gubernatorem. Zołnierze uwielbiali pięknego, dzielnego i szlachetnego swego wodza i z żalem żegnali się z nim, gdy, mianowany generałem brygady, powołany został do kraju.
W r. 1812 jako generał brygady jazdy w korpusie księcia Józefa bił się pod Smoleńskiem i Możajskiem, gdzie dwa razy został ranny, potem 1813 r. jako generał dywizyi pod Lipskiem. Po zgonie księcia Józefa, choć najmłodszy z polskich generałów, objął z woli Napoleona naczelne dowództwo nad wojskiem polskiem, ale, widząc, że Napoleon już nic dla Polski uczynić nie może, dał słowo, że odprowadzi go tylko do Renu, by honorowi wojskowemu zadość uczynić. Gdy zaś po przemowie Napoleona pod Schlüchtern wojsko polskie oświadczyło, że wszędzie pójdzie za cesarzem, Sułkowski wziął dymisyą i wrócił do kraju.
W r. 1815 należał do Komitetu, organizującego nanowo wojsko polskie i pozostał w czynnej służbie jako generał dywizyi i generał-adjutant cesarza Aleksandra I do 1818, w którym wystąpił z wojska i osiadł w Rydzynie, ozdobiony orderami św. Huberta, krzyża kawalerskiego, legii honorowej i wielką wstęgą orderu Obojga Sycylii. Już w r. 1808 zaślubił był w Warszawie Ewę Kicką, córkę Onufrego, późniejszego senatora-wojewody Królestwa Polskiego, i wojewodzianki Teresy Szydłowskiej.[52]
Za kuratorstwa księcia-generała egzaminowano uczniów leszczyńskich wszystkich klas na popisach publicznych z języka i literatury polskiej i nie tylko Polacy, ale i Niemcy deklamowali wiersze i wygłaszali mowy w tymże języku. Nieraz książę-generał całe dni przepędzał w szkole, napominał młodzież po ojcowsku, wielu uczniów wspierał, sam rozdawał nagrody, na które znaczną sumę przeznaczył, zaprowadził zmiany w ławkach i w zabudowaniach i wzbogacił bibliotekę tak książkami z dawnej szkoły rydzyńskiej, jako też własnym kosztem nabytemi.
W ślady jego wstępowali inni panowie polscy. Tak ofiarował Aleksander z Sienna Potworowski gimnazyum biblią Radziwiłłowską z r. 1563, a na obiady dla biednych uczniów przeznaczyli znaczne składki miesięczne prócz księcia-kuratora generał Stanisław hr. Mielżyński z Pawłowic, hr. Łubieński z Pudliszek, Budziszewski z Gościejewic, referendarz Morawski z Luboni, Sczaniecki z Sarbinowa, Trzebiński z Drzeczkowa, porucznik Brodowski z Leszna, Konstant Starzeński z Iłowca — co dowodem, jak ówczesnej szlachcie polskiej chodziło o podniesienie oświaty w kraju.

Reszta szkół w W. Księstwie Poznańskiem.

Prócz powyżej wymienionych zakładów naukowych zastała okupacya pruska gimnazyum w Bydgoszczy, progimnazyum w Wschowie i szkołę realną w Trzemesznie, przy której była bursa dla 12 ubogich uczniów stanu szlacheckiego fundowana przez opata trzemeszeńskiego Adama Kosmowskiego (†1804 r.). W bursie każdy o sobie pamiętać, czyścić sobie rzeczy i buty, zamiatać kolejno pokoje, a przytem mówić po łacinie był zobowiązany.
Szkoła trzemeszeńska zasłynęła pod rektorem Meissnerem. „Uczniów po ukończeniu tej szkoły, chcących kształcić się dalej, przyjmowano w gimnazyum poznańskiem do kwarty, ponieważ tam zaczynano greckie, przedmiot, do planu w Trzemesznie nie należący, ale wszyscy niemal Trzemeszniacy należeli i w owej klasie i w następnych klasach gimnazyalnych do celujących tak w językach, jako i w matematyce dzięki wybornym początkom, które odebrali, i surowej karności, w której byli wychowani.[53]
We wszystkich powyżej wymienionych zakładach uwzględniano z początku należycie potrzeby ludności polskiej.
Słusznie jednak skarżono się na rząd, że po zniesieniu szkoły XX. Pijarów w Rydzynie i szkoły Reformatów w Pakości w miejsce ich nie zakładał przez długi czas nowych, a szkoły tumskiej w Gnieźnie, która wychowała św. Stanisława, Piotra Tomickiego, Hieronima Powodoskiego i wielu innych znakomitych mężów, [54] nie starał się do dawnej przywrócić świetności.
Szkołę dla dziewcząt utrzymywał w Poznaniu Kaulfuss, rektor gimnazyum poznańskiego, [55] pensyonat dla panienek od roku 1815 Tekla Herwigowa, babka prezesa Stanisława i profesora Marcelego Mottych. Kwitnęła też od r. 1816 do 1828 w Poznaniu szkoła i pensyonat dla dziewcząt Francuza de Trimail.

Ustawa z 9 lutego 1817 r. Herb krajowy. Powiaty wałecki i kamieński. Granica celna.

Pierwszą ujmą dla języka polskiego była ustawa z 9 lutego 1817 r. (rozdział IV), która dozwalała wprawdzie Polakom w sprawach sądowych mówić i pisać po polsku, atoli z tem zastrzeżeniem, że Niemcom wolno było Polaka po niemiecku skarżyć (§ 146), a jeżeli Polak po niemiecku umiał, winien był po niemiecku skarżyć, co się sprzeciwiało patentowi okupacyjnemu, który o używaniu języka polskiego wyrażał się bez zastrzeżenia.
Zresztą rozporządzenie z r. 1817 takie zawierało przepisy:
1) W procesach, jeśli wytoczony proces w polskim języku, w polskim odbywać się powinny wszelkie późniejsze terminy, w polskim wszelkie pisma przesyłane stronom i wyrok w tymże języku nastąpić (§ 145). Jeżeli powód zna język polski i niemiecki, wtenczas czynności w niemieckim języku odbywać się mają (§ 150).
2) Świadkowie i rzeczoznawcy w swoim narodowym języku słuchani być powinni t. j. Polacy w polskim, Niemcy w niemieckim (§ 148).
3) Polacy wszystkie czynności dobrej woli, jako to sądowe kontrakty, recesy działowe, czynności opiekuńcze, cesye, darowizny itd. mają prawo tylko w polskim załatwiać języku (§§ 151, 152).
4) Notaryusze i adwokaci, występujący w imieniu stron, jeżeli Polaków zastępują, w ich obecności po polsku interesów bronić powinni (§ 155).
5) W sprawach kryminalnych i fiskalnych mają Polacy prawo do polskiego języka z wyjątkiem wyroków, które w tych sprawach w niemieckim języku mają być spisane (§ 156).
6) Czynności sądowe, tyczące się akt hipotecznych, winne mieć obok polskiego także tekst niemiecki (§ 153).
Co się tyczy języka w administracyi t. j. w landraturze, w rejencyi, w komisyi generalnej, na poczcie, na komorach celnych, poborowych itd., to wedle odezwy królewskiej z r. 1815 mieli Polacy prawo używać własnego języka.
Lubo ustawa 1817 r. uznawała język polski za współurzędowy, to jednak ścieśniała przyznane mu 1815 r. prawa, skutkiem zaś bezpośrednim był napływ sędziów Niemców, a upośledzenie prawników Polaków.
Także ustawa z r. 1817 dotycząca herbu krajowego w pieczęci urzędowej władz W. Księstwa Poznańskiego, nie odpowiadała całkowicie przyrzeczeniom z r. 1815, zostawiała bowiem herb ten tylko namiestnikowi, naczelnemu prezesowi i sądom głównym, wszystkim zaś innym władzom nakazywała używać zwykłej pruskiej pieczęci służbowej z zezwoleniem jednakże zużycia dawniejszych.[56]
Niemile też dotykało Polaków niespełnienie obietnicy królewskiej co do przyłączenia powiatów wałeckiego i kamieńskiego do W. Księstwa Poznańskiego, oraz ustanowienie granicy celnej, wbrew stypulacyom kongresu wiedeńskiego, pomiędzy W. Księstwem Poznańskiem a Królestwem Polskiem.
Już w r. 1818 wpadł rząd pruski na myśl pozbycia się z W. Księstwa Poznańskiego tak zwanych sujets mixtes, t. j. osób, mających posiadłości także w Królestwie, a zarazem wzmocnienia żywiołu niemieckiego w kraju przez zakupienie dóbr owych osób rozparcelowanie ich między osadników niemieckich. Zwrócono tedy uwagę na Winnogórę, dobra generała Henryka Dąbrowskiego, i na Łagiewniki i Popowo, dobra marszałkowej dworu w Warszawie pani Brońcowej, których to dóbr wartość sami właściciele podawali na 3,000,000 względnie 1,300,00 złp. Nad sprawą tą zastanawiano się w ministeryach spraw wewnętrznych i finansów, kanclerz Hardenberg kazał zdawać sobie raporty, w końcu jednak zaniechano zamiaru ze względów finansowych.[57]


Nabożeństwa żałobne za duszę Kościuszki.

Wieść o zgodnie Tadeusza Kościuszki okryła całą Polskę żałobą, a jak w innych częściach Polski tak i w Poznaniu odbyły się za duszę jego żałobne nabożeństwa.
Pierwsze urządzili we farze, czyli kościele pojezuickim dnia 11 grudnia 1817 r. uczniowie gimnazyum poznańskiego. Wokoło Castrum doloris, na którem umieszczono portret Kościuszki, otoczony wawrzynem, stanęło 24 uczniów wyższych klas, ubranych czarno, w półkolu zaś zasiedli namiestnik książę Antoni Radziwiłł z małżonką i dziećmi, brat książę Michał Radziwiłł z małżonką, generał-porucznik Thümen, naczelny prezes Zerboni di Sposetti, prezydent Colomb, wielu urzędników i wojskowych, panie, szlachta i mieszczanie. Mszę św. odprawił ks. Teofil Wolicki, proboszcz katedralny gnieźnieński, w asyście licznego duchowieństwa, mowy zaś wygłosili: ks. proboszcz Brodziszewski, ks. proboszcz Antosiewicz, profesor wymowy, a w końcu uczeń szóstej klasy Brzeziński. Podczas mszy zbierała jałmużnę na ubogich panna Sczaniecka w towarzystwie uczniów Bieczyńskiego, Brezy i Czapskiego. Zebrano 89 talarów, 18 gr., 6 fenygów.
Z większą okazałością odbyło się nabożeństwo żałobne w katedrze ze składek obywateli wiejskich i mieszczan poznańskich. Od 16 grudnia dziennie potrzykroć dzwoniono we wszystkich kościołach, a dnia 19 grudnia już od 6 z rana całe duchowieństwo zakonne śpiewało wigilie i odprawiały się msze święte. O 10-tej rozpoczęło się uroczystem Officium defunctorum. Cała katedra była czarnem suknem przybrana, a w środku wznosiło się wspaniałe Castrum doloris. Na nabożeństwo przybyli książę Antoni Radziwiłł z małżonką i dziećmi, przyjęci w portalu przez proboszcza katedralnego Miaskowskiego, Klemensa hr. Kwileckiego, Hiacynta Zakrzewskiego i Stanisława Ponińskiego, członków Rady departamentalnej, dalej generał Dąbrowski, senator-wojewoda, Działyński, senator-wojewoda, Stanisław Breza, były sekretarz stanu, generał-porucznik Amilkar Kosiński, generał Umiński, generał Hiller z oficerami załogi, naczelny prezes Zerboni di Sposetti z małżonką, prezydenci Schoenermark, Colomb i Bamann, i bardzo dużo szlachty. Mszę odprawił biskup-sufragan gnieźnieński Genbarth, kazanie wygłosił proboszcz rzegociński Bibrowicz, a jałmużnę zbierała księżniczka Eliza Radziwiłłówna, przed którą szedł królewski tajny radca referujący księcia-namiestnika, Michalski, za nią zaś Radoński, prezes Rady departamentalnej. Orkiestra wykonała Requiem Mozarta. Po mszy biskup Gorzeński, w asyście kanclerza gnieźnieńskiego Dunina, proboszcza-infułata Kołdowskiego, opata Żórawskiego i biskupa Gembartha, poprzedzony licznem duchowieństwem, zbliżył się do Castrum doloris i zasiał na przygotowanem dla siebie krześle, poczem generał Kosiński wygłosił mowę, po nim zaś Hiacynt Zakrzewski.[58]

Król w Poznaniu.

W przejeździe do Moskwy, w maju 1818 r., król Fryderyk Wilhelm III z następcą tronu zatrzymał się kilka dni w Poznaniu. Ludność przyjęła go życzliwie. Na przyjęciu w mieszkaniu namiestnika byli arcybiskup Raczyński, biskuo Goreńśki, prałaci i kanonicy i liczna szlachta. Wieczorem odbył się u namiestnika świetny bal, który król rozpoczął polonezem idąc z księżną-namiestnikową w pierwszej parze. Potem tańczył z generałową Thümenową, z naczelną prezesową Zerboniową, z generałową Dąbrowską i kilku innemi paniami. Nazajutrz, przybrany w mundur landwery poznańskiej, w licznej świcie, w której znajdował się też generał Kosiński, odbył przegląd wojska, poczem oficerowi tańczyli konno kadryla w Dębinie. O 7 wieczorem dały osoby prywatne w mieszkaniu namiestnika przedstawienia sceniczne. Podczas pobytu swego w Poznaniu zwiedził król katedrę, farę i kościół Bernardynów.[59]

Zgon generała Jana Henryka Dąbrowskiego.

Drugi ubóstwiany przez cały naród bohater, twórca legionów, generał jazdy Jan Henryk Dąbrowski, wojewoda-senator Królestwa Polskiego, kawaler orderu Orła Białego, krzyża wojskowego i Korony Żelaznej komandor, ozdobiony Orłem wielkiej legii honorowej, przybywszy z Krakowa do dóbr swych Winnogóry, po trzydniowej chorobie zakończył życie dnia 6-go czerwca 1818 r. Dzwony kościołów poznańskich głosiły przez trzy dni tę dotkliwą utratę, dnia 13 czerwca zaś odbył się pogrzeb w Winnogórze.
„Wieczorem dzień ten żałobny poprzedzającym — tak pisała Gazeta W. Księstwa Poznańskiego w numerze 48 — nastąpiło przeniesienie ciała z mieszkalnego domu do kościoła. Ciało zmarłego podług życzeń pozostałej wdowy, JW. z Chłapowskich generałowej Dąbrowskiej, nabalsamowane, złożone było w trumnie miedzianej, podług ostatniej nieboszczyka woli, w ubiorze munduru legionów polskich wraz z trzema szablami i trzema kulami ręcznej broni, od których w obronie kraju w świetnych kampaniach odebrał postrzały. X. proboszcz Solecki z dóbr zmarłego przy wyprowadzeniu ciała stosowną miał przemowę. Trumnę miedzianą, wstawioną w trumnę zwierzchnią drewnianą, aksamitem narodowych kolorów bogato srebrnymi galonami i antabami ozdobioną, w pośród rozczulającego płaczu nieśli domownicy, którą liczny orszak duchowieństwa poprzedzał, a zebrani okoliczni obywatele, przychylni wieśniacy i strapione otaczało ubóstwo. Świt dnia dzisiejszego ogłosiły dzwony i żałobne modły, które zakończył w południe błagalną na ołtarzu ofiarą w solennym obrządku WJX. Miaskowski, proboszcz katedry poznańskiej. Po mszy i po kazaniu miał mowę X. Wilkoński, proboszcz z Nekli, a ostatnie zwłokom wyraził pożegnanie generał Kosiński, uczeń w sztuce wojennej i od r. 1794 aż do kampanii 1812 r. we wszystkich kampaniach nierozdzielny towarzysz broni zmarłego wodza.”
„Dnia tego żałobną i tkliwą okazałość pomnożył liczny zjazd obywateli, przybyłych z Poznania i okolic dla oddania ostatniego hołdu szacunku i wdzięczności za wysługi krajowi, którym całe generała Dąbrowskiego życie było poświęcone. Na czele świetnego tego orszaku znajdował się JW. senator-wojewoda hrabia Działyński. W. pułkownik d'Anhalt, dowódca siły zbrojnej Księstwa, adjutant generała komenderującego w W. Księstwie Poznańskiem i komendant żandarmeryi powiatu średzkiego, która trzymała straż w kościele, przytomni byli ostatniej posłudze zasłużonemu na polu sławy wodzowi.”
„JW. generałowa Dąbrowska, za radą doktora i ustępując przymusowi troskliwych przyjaciół „oddaliła się od tego miejsca, które stroskanej najboleśniejszą jątrzyło ranę, w każdym przedmiocie ukazując nienagrodzoną stratę, ale z koniecznej jej woli w czasie religijnych obrządków wprowadzono pozostałe po ojcu sieroty: czteroletnią córeczkę i dwuletniego syna, grubą odzianych żałobą. Wiek ich nieudolny jeszcze do pojęcia tego bolesnego na wieki rozbratu, rozrzewnił przytomnych tą niewinną radością, jaką okazały na widok zawieszonego nad trumną wizerunku ojca.”
„Na zakończenie nabożeństwa W. komisarz sprawiedliwości Zaborowski, egzekutor testamentu, zapieczętował trumnę zwierzchnią czterema pieczęciami, wewnętrzna miedziana na cztery zamki jest zawarta. Szanowne te ostatki wielkiego męża, którego sława napełniła Europę, w podziemnym kościoła sklepie kilka tylko stóp miejsca zajmuje!”
W Poznaniu dnia 25 czerwca odbyło się w kościele farnym nabożeństwo żałobne za duszę generała staraniem uczniów klasy wyższych, Bieczyńskiego, Czapskiego i Sczanieckiego. Po odśpiewani officium defunctorum była solenna msza żałobna, podczas której orkiestra wykonała Requiem Mozarta. Panna Brezianka w asystencyi owych trzech uczniów zbierała jałmużnę dla ubogich. Na obchodzie byli wojewoda-senator hr. Działyński, Gorzeński, prezes wyższego sądu apelacyjnego, generał Umiński i wiele znakomitych dam i obywateli.
Nazajutrz zaś, dnia 26 czerwca, odbyła się wspaniała uroczystość pogrzebowa w katedrze ze składek, które znani z poświęcenia się sprawom publicznym Hiacynt Zakrzewski, prezes byłej Izby administracyjnej departamentu kaliskiego, a radca departamentu poznańskiego, i Klemens hr. Kwilecki zebrali wśród obywateli. Ustrojenie katedry i budowa katafalku były dziełem kanonika Przyłuskiego.
„Smutna była postać świątyni kirem pokrytej, której draperye podnosiły błyszczące na krajach i środkach srebrne podpięcia. Ponure zasłony okien, ćmiące jasność dnia, zwracały oczy ku smutnemu pomnikowi przywiązania ziomków i ostatniej posługi, w tę chwilę przez liczne zgromadzenie oddawanej. Pokryty całunami katafalk, wzniosły do trzech łokci od posadzki, w pierwszym oddziale rozłączało środkiem 6 wschodów, wiodących do oddziału wyższego. Galerya z lamp kolorowych, przyjemnie dobranych, oparta na karabinkach, kirem w niezmuszone fałdy ułożonym cieniowanych, zakreślała w swych obwodach dwa tryumfalne kolosy w kształcie kolumn porządku doryckiego, przeszło 30 stóp wysokich. Środki tych kolumn przecięte były widokiem bogatych zbroi, lekkimi sztandarami podłożonych. Wierzch kolosów zdobiły topory, pękami otoczone, znaki władzy konsulów i mężnych bohaterów starożytnych czasów. Zajęte oko, wiedzione środkiem kościoła, opierało swe promienie na portrecie Zmarłego, który unosił orzeł biały. Zdobiła go wybornie uszykowana armatura, złożona z całych uzbrojeń, pysznych hełmów, dzirytów, mieczów, kotłów, bębnów i wielkich chorągwi. Jedna z nich starodawna polska prawdziwa z białego aksamitu, srebrnym orłem błyszcząca. Zachwycał wszystkich odblask ręcznej broni, która armaturze, poprzednio opisanej za ścianę służyła. W pośród połysku broni i 12 rycerskich trofeów naprzemian w szable, kopie, miecze, maczugi itd. zbrojnych, które w każdej odsłonie wzrok i duszę zajmowały, na śklących się bogatą materyą, jeszcze z czasów Stanisława Leszczyńskiego króla zachowaną, trzech stopniach wspartą była trumna na 4 pelikanach. Wierzch jej zajmowała czapka i szarfa zmarłego generała. Mnósto świateł, z gustem rozporządzonych, 12 kolosalnych lichtarzy, których ogromne świece miłe nader dla oka stopniowanie sprawiło w gorejącem świetle, urny spirytusami płonącemi niestałe światło wyrzucające, oświecone wszystkie gzymsy wielkiego ołtarza i bocznych, zgoła od dołu aż do podniebienia rzęsiście wszędzie rozłożone ognie sprawiały widok prawie czarodziejski, a każde miejsce jakiegokolwiek oddalenia okazywało albo piramidy broni lub wreszcie składy ozdobnej zbroi dawnych czasów. Boczne strony kościoła kirem były obite i srebrzystemi podpięciami przyodziane. Ustępy między filarami zajmowały wieńce z liścia dębowego, otaczające gustownie 8 oświeconych puklerzy, których środki trofea rycerskie zdobiły. W miejscach, gdzie wieńce dębowe znajdowały połączenie, zasłaniały je okrągłe obrazy pędzla dobrego, z których pierwszy wyrażał Muzę historyi, zamyśloną nad kreśleniem nieśmiertelnych czynów zmarłego wodza. Drugi, geniusz sławy, unosił cztery ozdoby honorowe na bogatej poduszce. Spostrzegać się dawały na trzecim trzy szable, unoszone przez geniusza, z których jedna napisem Ojczyzna swojemu obrońcy, celowała. Krzesło, przypominające godność senatora w czwartym; w piątym czapka, szarfa i pałasz, godności wodza wojsk oznaczające, w szóstym zaś herb familijny Panna znajdował się. Oświecenie chóru i wszystkich podstawy filarowych ostatnim lustrem dzieło upiękniało.
Uroczystość w taki odbyła się sposób:
„W przedwieczór zapowiedziały odgłosy dzwonów wszystkich kościołów zbliżającą się chwilę żałoby. W dniu pogrzebu powtórzone dzwonienie zgromadziło do świątyni Pańskiej tłumy pobożnego ludu, który łączył swe modły z smutnemi pieniami zakonnego i świeckiego duchowieństwa. Rozrzewniające dały się widzieć momenta, w których uważać było można towarzyszów broni wodza zmarłego roniących łzy i wspominających rozmaite zdarzenia, oznaczone cechami dobroczynności lub innych wielkich cnót zeszłego generała. Po odśpiewaniu Wigilii odprawił mszą wielką, uświetnioną muzyką żałobną Kozłowskiego przy dobranej orkiestrze JWX. kanonik Miaskowski. Po Ewangelii znany z darów kaznodziejskich mówca WJX. kanonik Kawiecki[60] cnoty, trudy i zasługi zmarłego światłu publicznemu wystawił i wierny ich obraz w sercach czułych głęboko wyrył. JO. księżniczka Eliza (Radziwiłłówna), poprzedzana przez W. Michalskiego, radcę tajnego, referenta przy JO. księciu namiestniku, w asystencyi JW. Radońskiego, prezesa Rady departamentowej, uzbierała dla ubogich składkę 340 talarów. Po ukończeniu mszy wielkiej, duchowieństwem poprzedzony i czterema prałatami otoczony JW. Pasterz zabrał swe miejsce przy katafalku. JW. generał Umiński miał w ten moment mowę. Z jej ukończeniem nastąpił obrzęd ostateczny Castri doloris, uświetniony muzyką, a w ostatniej części tkliwym duchowieństwa śpiewem. Mowa JW. Zakrzewskiego, znanego z pięknych darów wymowy, dokończyła obchodu żałobnego.”[61]
W uroczystości wzięli udział książę Antoni Radziwiłł, namiestnik, z małżonką księżną Ludwiką pruską i całą rodziną, książę Michał Radziwiłł, później w r. 1831 wódz naczelny wojska polskiego, z małżonką, Aleksandrą z Steckich, Zerboni di Sposetti, naczelny prezes, Schoenermark, organizator sądownictwa, Gorzeński, prezes sądu najwyższego, Colomb[62] i Baumann, prezesowie rejencyi, naczelnicy wszelkich magistratur, wielu oficerów miejscowej załogi, wszyscy urzędnicy cywilni i najznakomitsi obywatele, jak książę-generał Sułkowski, wojewoda hr. Działyński, były minister-sekretarz stanu Breza i wielu innych.[63]

Towarzystwo kredytowe ziemskie.

W czasie okupacyi pruskiej obywatele wiejscy w bardzo przykrem znajdowali się położeniu pod względem majątkowym. Majątki ich bowiem jeszcze za czasów Prus Południowych odłużone zostały do sumy 6 milionów talarów, od której to sumy po utworzeniu księstwa Warszawskiego nie opłacono podatków. Zastał więc rząd pruski w r. 1815 majątki polskie nietylko wycieńczone wojną i mnogiemi ofiarami, ale zarazem zagrożone przez dawniejszych wierzycieli sprzedażą. I przeszło istotnie wiele dóbr polskich w drodze subhasty w ręce niemieckie, jak Wieleń i Drasko książąt Sapiehów, dobra Swarzędzkie, Bogumińskie, Szubińskie, Opalenicko-Grodziskie i inne. Taki sam los groził wielu innym.
W tem to kłopotliwem położeniu założyło 1821 r. 74 większych właścicieli ziemskich i to 67 Polaków i 7 Niemców Towarzystwo kredytowe ziemskie na W. Księstwo Poznańskie, rząd zaś pożyczył Towarzystwu na czas istnienia bezprocentowo 200, 000 talarów i zarządził celem zapewnienia bezpieczeństwa dla emitowanych listów zastawnych, aby po r. 1825 (co przedłużono później do r. 1828) Towarzystwo nie mogło udzielać nowych pożyczek.[64]
Towarzystwo kredytowe uratowało wielu obywateli polskich od zupełnej ruiny, a że do jego założenia głównie przyczynił się naczelny prezes Zerboni di Sposetti, przeto kazali Polacy z wdzięczności wybić mu medal, a portret jego na pamiątkę w sali posiedzeń gmachu Ziemstwa umieścili.

Stanisław Poniński. Nepomucen Nieżychowski.

Pierwotny gmach Ziemstwa znajdował się przy ulicy Wrocławskiej, gdzie obecnie poczta. Tam na pierwszem piętrze mieszkał pierwszy generalny dyrektor Ziemstwa, pułkownik Stanisław Poniński.
Był to mąż, który wówczas w wyższych kołach społeczeństwa naszego jedno z pierwszych miejsc zajmował.
Za młodu odbył całą kampanią 1806 i 1807 r., odznaczył się w bitwach pod Iławą, Frydlandem i przy oblężeniu Gdańska, został pułkownikiem 12 pułku piechoty wojsk polskich Księstwa Warszawskiego, a ozdobiony krzyżem kawalerskim, był 1809 r. komisarzem rządowym polskim powiatu pyzdrskiego, 1811 r. marszałkiem sejmiku powiatowego pyzdrskiego, w r. 1812 radcą departamentowym, potem zaraz po okupacyi pruskiej powołany został wraz z kilku innymi do Berlina celem narad nad administracyą W. Księstwa, a przy zakładaniu Ziemstwa obrany został jednogłośnie przez obywatelstwo generalnym dyrektorem, na którym to urzędzie pozostał do końca 1839 r.
Osobistość jego wybitna każdemu wpadała w oczy. Więcej niż średniego wzrostu, dobrej tuszy, pod gęstym, ciemnym, trochę nastrzępionym włosem miał twarz wyrazistą, przytem piękną i poważną, a w bystrem spojrzeniu coś nader miłego i życzliwego. Tej jego zewnętrzności, jak mówiono — pisze Motty[65] — odpowiadało usposobienie, w którem poczucie wartości osobistej łączyło się z chęcią jednania sobie szacunku i przychylności innych.
Dolne pokoje Ziemstwa zajmował pierwszy dyrektor prowincyonalny Nepomucen Nieżychowski z Granówka, „mąż niezwykłej trzeźwości i jasności umysłu.”[66]
W r. 1837 przeniesiono Ziemstwo do gmachu przy ulicy Wilhelmowskiej.

Uwłaszczenie chłopów.

Jednym z najważniejszych faktów po r. 1815 było uwłaszczenie chłopów w W. Księstwie Poznańskiem.
Już Fryderyk W. po zajęciu Prus Zachodnich czyli Królewskich zniósł poddaństwo w tamtejszych królewszczyznach, ale dopiero na mocy edyktu z 9 października 1807 r. stali się wszyscy poddani w monarchii pruskiej wolnymi t. j. odtąd chłop, chcący opuścić grunt lub żenić się lub wybrać jakie zajęcie dla dzieci, nie potrzebował prosić o pozwolenie na to dziedzica ani mu się opłacać. Następnym ważnym aktem rządu pruskiego był edykt z r. 1811, który stanowił zasady nadania własności chłopom. W r. 1817 urządzono komisye generalne i rewizyjne kolegia, które miały dokonać zapowiedzianego dzieła.
Tym reformom przeciwną była szlachta pruska, jak to stwierdza profesora Max Lehmann w Żywocie ministra Steina. Pewien bogaty hrabia niemiecki pisał nawet do Berlina: „Ci, od których pomysły wyszły, jak wolność przenoszenia się ludzi służebnych z miejsca na miejsce, są Katilinami, którzy zamordować chcą króla i szlachtę.”[67]
Inaczej myślała szlachta polska, w której żyła tradycya 3 maja. W r. 1813 ogłosił generał Amilkar Kosiński „Uwagi nad polepszeniem bytu włościan,” w której pomiędzy innemi pisał: „Na nic się nie przyda wolność, dana poddanym, jeśli ich oświatą i zamiłowaniem do pracy nie udoskonalimy, a rząd nie ułatwi nabycia ziemi i nie dostarczy kapitałów.”
Z ochotą też wzięli powołani 1822 r. do Berlina Polacy udział w naradach przedstawicieli wszystkich prowincyi nad reformą włościańską. Byli to namiestnik książę Radziwiłł, ks. prałat Wolicki, referendarz Józef Morawski z Oporowa, pułkownik Dezydery Chłapowski, Malinowski i hr. Skórzewski, oraz kilku mieszczan i chłopów. Narady, wśród których gorąco przemawiał za uwłaszczeniem chłopów głównie Chłapowski, trwały kilka miesięcy. Za zmienieniem pańszczyzny głosowali wszyscy przedstawiciele szlachty, jej utrzymania domagały się miasta i wsie.[68]
Po tych naradach rząd pruski 8 kwietnia 1823 r. ustawę o uwłaszczeniu chłopów w W. Księstwie Poznańskiem, która przyjmowała status quo posiadania, nakazywała oszacowanie chałup, gruntów, robocizn itd., a procent od ich wartości przeznaczała na czynsz wieczysty. W r. 1848 przemieniono czynsze na listy rentowne, umarzalne w ciągu lat 46, którymi wynagrodzono właścicieli ziemi.
Ustawą z 8 kwietnia 1823 r., oględną i sprawiedliwą, zrobił rząd rzecz dobrą i pożyteczną dla kraju. „Wszakże — zauważa Jan Koźmian[69] — nie słusznieby było powiedzieć, że cała zasługa jemu się należy. W dawnej Polsce, jeszcze przed upadkiem kraju, myślano o poprawie losu włościan,[70] a Konstytucya 3 maja świadczy o usposobieniu narodu. Później za Księstwa Warszawskiego kodeks Napoleona wprowadził wolność cywilną, z drugiej strony większość szlachty po r. 1815 czy to z uczucia narodowego czy z przekonania o sprawiedliwości i użyteczności uwłaszczenia życzyła sobie odmiany zupełnej w stosunku włościańskim i ubolewała, że jej wobec praw pruskich nie było wolno początkować w tej mierze. Ogłoszona ustawa spełniała życzenia obywateli, czego najlepszy dowód widzimy w skwapliwości, z jaką regulacya ułatwioną została.”
Przyznaje to nawet sam Flotwell w słynnej swej broszurze o administracyi W. Księstwa Poznańskiego.[71]
Tymczasem urzędnicy pruscy nie omieszkali korzystać ze sposobności, żeby pokątnie i publicznie wystawiać włościanom, że szlachta polska zawsze ich gnębić pragnie, że król pruski wziął ich w szczególną opiekę i że jemu wyzwolenie z poniżenia zawdzięczają.[72]
Że zamiarem rządu w przeprowadzeniu reformy było wzbudzenie w chłopach polskich przywiązania do monarchii pruskiej i wstrzymanie ich od wszelkich narodowych dążności, otwarcie przyznaje K. Reiss.[73]

Naczelny prezes Baumann. Jacob. Zmiany.

Niemczyzna nie dawała się Polakom we znaki, dopóki w ministeryach w Berlinie zasiadali tacy mężowie, jak Hardenberg, Altenstein, Humboldt, Ancillon, a na czele W. Księstwa Poznańskiego stał Zerboni di Sposetti. Atoli od r. 1824 zaczęły się uwydatniać nieprzyjazne Polakom prądy. Niemcy w W. Księstwie Poznańskiem, których wielu napłynęło przez ustanowienie komisyi generalnej i mnogich komisyi specyalnych, zaczęli podnosić głowy i utrudniać stanowisko Zerboniemu, którego wreszcie 1824 r. zmuszono do ustąpienia. Cofnął się w życie prywatne i umarł 25 maja 1831 r. w Rąbczynie.[74]
W miejsce jego przysłano Jana Fryderyka Teodora Baumanna, którego Marceli Motty[75] w ten sposób charakteryzuje:
„Był to człowiek wtenczas już nie młody, dobrego wzrostu, otyły; na niskim jego karku spoczywała duża głowa z krótką siwiejącą czupryną, z szeroką jakby nabrzmiałą twarzą, której oczy spoglądały ponuro z pod gęstych brwi. Miłego w nim nic nie dostrzegłeś, robił wrażenie nieprzystępnego i zagniewanego, jakim zaś był w istocie tego nie wiem, lecz nie przypominam sobie, iżbym kiedy posłyszał o nim wyraz zadowolenia lub pochwały.
Głównym doradcą Baumanna w sprawach szkólnych stał się powołany w miejsce zacnego, wysoko przez Polaków cenionego Stöphasiusa radca konsystorski i szkolny Jacob.
Był to człowiek pod względem naukowym niepospolity, pierwszorzędny filolog, zwłaszcza hellenista; w przedmiotach w szkole udzielanych miał rozległe i pewne wiadomości, po francusku mówił jak Francuz, po polsku rozumiał wszystko, ale z zasady słówka nie wyrzekł,[76] bo, chociaż dłuższy czas przebywał w Warszawie, przychylnych stamtąd dla Polaków uczuć nie wywiózł, owszem zaciętym był Polaków wrogiem.
Zaledwie przybył do Poznania, odezwał się publicznie, iż nie pojmuje, że w stolicy prowincyi pruskiej wszystko po większej części załatwia się, naucza i uczy w polskim języku. To orzeczenie Jacoba rozgłosiło się i napełniło Polaków obawą o przyszłość.
Obawy nie były płonne, dnia bowiem 9 maja 1825 r. podzielono niższe klasy gimnazyum poznańskiego na oddziały: polskie z językiem wykładowym polskim i niemieckie z językiem wykładowym niemieckim, a w trzech wyższych klasach zaprowadzono język niemiecki jako wykładowy, pozwalając jednak w tych klasach wykładać niektóre przedmioty po polsku. W r. 1827 pojawił się też program z niemieckim tytułem i niemiecką rozprawą, wiadomości zaś szkólne podawano w niemieckim i polskim języku.
Polacy przypisywali tę zmianę głównie Jacobowi i utrwaliło się przekonanie, że zamiarem rządu jest utrudnienie nauki polskim uczniom, a ułatwienie jej niemieckim, wyrugowanie polskiego języka, chociaż jego znajomość wedle słów królewskich miała być głównym warunkiem osiągnięcia urzędu w W. Księstwie Poznańskiem, wreszcie niemczenie od dzieciństwa Polaków.
Wkrótce potem usunięto na mocy fałszywej, jak się później okazało, denuncyacyi zacnego Kaulfussa z dyrektorstwa gimnazyum poznańskiego. Uważano go za niedogodną osobistość. Miał zresztą do niego Baumann osobistą niechęć, podczas pierwszego bowiem urzędowania swego w Księstwie napisał Baumann jako asesor kryminalny niezbyt pochlebną dla języka i literatury polskiej broszurę, na którą Kaulfuss odpowiedział broszurą w niemieckim języku p. t.: „O duchu języka polskiego jako wstęp do historyi literatury polskiej dla Niemców”, w której energicznie zbijał wywody Baumanna.
Kaulfussa posłano jako dyrektora gimnazyalnego do Szczecinka, skąd go później przeniesiono do Koźlina, gdzie umarł 1832 roku.
Równocześnie z Kaulfussem oddalono z gimnazyum Jana Wilhelma Cassiusa, który cieszył się wielką wziętością w kołach polskich, otwarcie jako Polak występował i w kierunku narodowym niemały wpływ wywierał na młodzież. Chciano go wprawdzie obdarzyć w innej prowincyi posadą nauczycielską, ale jej nie przyjął, woląc pozostać pomiędzy swoimi. Przeniósł się do Orzeszkowa, gdzie już przedtem spełniał dorywczo obowiązki pastora. Na tem stanowisku wytrwał do końca życia.[77]
Usunięcie Kaulfussa i Cassiusa dotknęło wszystkich Polaków, a niezadowolenie był tem większe, że w ich miejsce przysłano Niemców: Jerzego Müllera, Meklemburczyka, Martina, Beneckiego i Jacoba, brata radcy szkolnego. Tego Jacoba młodszego mianowano dyrektorem od nauk, a Stoca, osobistość nieznaczną, pół Niemca pół Polaka, dyrektorem od porządku.
Tak więc, chociaż gimnazyum poznańskie z katolickich funduszów uposażonem zostało i katolickim zakładem być miało, nadzór na niem miał radca szkolny protestant, dyrektorem został protestant i trzech innych profesorów było także protestanckiego wyznania. Nadto sprowadzeni Niemcy nie znali języka polskiego, uprzedzeni byli do Polaków i publicznie z niechęcią wyrażali się o narodzie polskim, w czem się odznaczał Martin, przytem zbywało kilku z nich na towarzyskiej ogładzie.
Od tych Niemców wyszła denuncyacya na profesora Muczkowskiego, że nosił ofiarowany mu przez uczniów polskich pierścień z miniaturami Kościuszki, ks. Józefa Poniatowskiego i Napoleona.
Referat w tej sprawie napisał do ministeryum radca Jacob bez wiedzy reszty kolegium szkolnego, a zwłaszcza radcy szkolnego prałata Dunina i bez przesłuchania Muczkowskiego. Na mocy tego referatu zapadł w ministeryum wyrok. Dnia 13. kwietnia 1827 r. powołał Muczkowskiego do siebie Jacob, przeczytał mu nie cały wyrok, lecz tylko kilka oderwanych zdań i oświadczył mu, że od tej chwili przestaje być profesorem gimnazyum poznańskiego.
W tym samym dniu składano księciu-namiestnikowi powinszowania imieninowe. Także ks. Teofil Wolicki, proboszcz katedralny poznański i podówczas administrator obu dyecezyi, znajdował się na salonach namiestnikowych. Już się księżna Ludwika oddaliła do swych pokojów, a z księciem Antonim żegnało się kilku panów, gdy ks. Wolicki, rozmawiając z poważanym przez siebie dyrektorem rejencyjnym Leipzigerem i radcą rejencyjnym Tittlem o sprawie Muczkowskiego, wyraził się, że zdaniem jego niesłusznie pozbawiono urzędu Muczkowskiego i że Jacob nie postąpił sobie, jak się należało. Usłyszał to stojący w pobliżu Jacob i, wzburzony krytyką, wmięszał się do rozmowy, na co ks. Wolicki, zwracając się do niego, rzekł, że nie ma zaszczytu mówić z nim. Rozgniewany, wybiegł Jacob z mieszkania namiestnikowskiego, odgrażając się wobec znajomych, że napisze skargę na Wolickiego do ministeryum i to „cum sale.” Jakoż zaraz nazajutrz w liście do ministeryum opisał ono zajście, ale niedokładnie, przedstawiając zarazem Wolickiego jako namiętnego człowieka i wroga państwa, który obraża urzędników, wzbudza ku nim nienawiść, wyszydza i poniża instytucye państwowe i świadomie staje w poprzek zamiarom króla.[78]
Gdy w tym samym dniu księgarz Munk w księgarni swojej zwrócił Jacobowi uwagę, że złożenie z urzędu Muczkowskiego bardzo przykre nie tylko wśród Polaków, ale i wśród Niemców wywarło wrażenie, Jacob butnie odpowiedział: „Muczkowski nie jest pierwszym ani ostatnim, w tym jeszcze roku niejedno się wydarzy, nad czem panowie Polacy strzydz będą uszami.”
Munk powtórzył te słowa innym, rzecz się rozgłosiła i skutkiem tego wielkie zaniepokojenie powstało w mieście. Spostrzegł się Jacob, że nieroztropnie sobie postąpił i chcąc krok swój naprawić, zabrał z sobą profesorów Buchowskiego i Królikowskiego do księgarni i groźnie zarzucił Munkowi w obec nich nieprawdę. Ale Munk, nie zmięszany gniewem Jacoba, odparł z zimną krwią, że tylko własne słowa p. radcy powtórzył i niczego nie cofa.
Kopią skargi Jacoba przesłał minister oświaty 7 sierpnia 1827 r. ks. Wolickiego z wezwaniem, aby się usprawiedliwił.
Ks. Wolicki odpowiedział ministrowi z godnością i nie bez ironii 6 września, referat Jacoba sprostował i, korzystając z sposobności śmiało przedstawił drażniące ludność polską postępowanie władz prowincyonalnych, o samym zaś Jacobie wyraził się, że chybił powołania, bo więcej się nadaje na urzędnika do szpiegowania niż na radcę szkolnego, charakterystykę zaś jego zakończył satyrą Boileau'a:

Qui n'aime pas Jacob,
n' estime point son roi,
Et n'a selon Jacob ni Dieu,
ni foi ni loi.[79]

Pomimo takich zajść pozostawiono Jacoba w Poznaniu.
Tak samo jak gimnazyum poznańskie, zaczęto germanizować także gimnazyum leszczyńskie, a nawet szkoły elementarne.

Sprawy kościelne.

W skutek przejścia z r. 1815 biskupstwa i znacznej części arcybiskupstwa gnieźnieńskiego pod panowanie pruskie zawarł król Fryderyk Wilhelm III z Stolicą Apostolską ugodę, mocą której wyniesiono stolicę biskupią poznańską do godności stolicy arcybiskupiej i nazawsze połączono z stolicą arcybiskupią gnieźnieńską pod jednym arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim. Nowy ten porządek rzeczy uregulowała bulla De salute animarum z dnia 16 lipca 1821 r.
Arcybiskupowi gnieźnieńskiemu i poznańskiemu — pierwszym był Tymoteusz Gorzeński, były biskup poznański, — podporządkowano jako metropolicie biskupa chełmińskiego, otrzymał też dwóch biskupów in partibus infidelium jako sufraganów, jednego w Gnieźnie, drugiego w Poznaniu.
Dwie kapituły metropolitalne, jedna w Gnieźnie, która składać się miała z prałata-proboszcza i 6 kanoników gremialnych, druga w Poznaniu, która składać się miała z dwóch prałatów, proboszcza i dziekana, 8 kanoników gremialnych i 4 honorowych, zostały uznane niezależnemi od siebie, uważają się jednak dotąd, jakoby były sub uno tecto (pod jednym dachem). Po opróżnieniu stolicy arcybiskupiej miały wybierać jedna i druga osobnych administratorów archidyecezyalnych i wikaryuszów kapitulnych do zarządu dyecezyi, ale wspólnie stawiać kandydatów do godności arcybiskupiej i wspólnie z kandydatów, przyjemnych rządowi obierać arcybiskupa, którego rząd miał zatwierdzić. Tak pozostało dotąd.
W zamian za zabrane już 28 lipca 1796 r. dobra arcybiskupie wyznaczył rząd ostatniemu arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Ignacemu Raczyńskiemu 30,000 talarów rocznej kompetencyi, pierwszemu zaś arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Tymoteuszowi Gorzeńskiemu i jego następcom tylko 12,000 talarów,[80] za zabraną zaś własność kapitulną zaledwie procent od procentu dzisiejszej wartości jej dochodów na utrzymanie członków kapituł.[81]
Już Kaźmierz W. nazwał arcybiskupa gnieźnieńskiego Jarosława Bogoryję Skotnickiego w przywileju z r. 1360 primum suum principem. Ten tytuł potwierdził Zygmunt August dnia 12 października 1569 r. i odtąd używali arcybiskupi gnieźnieńscy tytułu książęcego, który im też oddawali tak królowie polscy, jak zagraniczni monarchowie.
Po rozbiorze Polski król pruski Fryderyk Wilhelm II potwierdził uroczyście dnia 23 kwietnia 1795 r. w swojem i swoich następców imieniu tytuł książęcy arcybiskupowi Krasickiemu i jego następcom na wieczne czasy, nakazując tak dworskim, jako i innym kancelaryom i wszystkim poddanym duchownego i świeckiego stanu oddawać ten tytuł Krasickiemu i każdorazowym arcybiskupom gnieźnieńskim.
Zaczem używał go następny arcybiskup Ignacy Raczyński bez żadnego znikąd protestu. Raczyński zrzekł się arcybiskupstwa 1818 r. i wstąpił do klasztoru.
Po połączeniu biskupstwa poznańskiego z arcybiskupstwem gnieźnieńskiem przez bulę De salute animarum z dnia 16 lipca 1821 r. papież Pius VII mianował biskupa poznańskiego Tymoteusza Gorzeńskiego arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim. Temu król pruski Fryderyk Wilhelm III zakazał 1822 r. przez ministra swego Altensteina używać tytułu książęcego, a Gorzeński, starzec zgrzybiały, przysługującego sobie prawa nie bronił.
Natomiast następca jego, Teofil Wolicki, obrany arcybiskupem 19 maja 1828 r., oświadczył Altensteinowi pismem z dnia 14 stycznia 1829 r., że po złożeniu przysięgi i po konsekracyi przybierze tytuł książęcy, który przysługiwał poprzednikom jego, a przez bulę De salute animarum zniesiony nie został.
W odpowiedzi swej z dnia 29 stycznia zaprzeczył Altenstein Wolickiemu prawa do tytuły książęcego, wywodząc, że ustęp z buli De salute animarum, potwierdzający biskupom wszelkie prawa i przywileje, dotyczy tylko duchownych, a nie politycznych godności, które nadaje władza świecka, że po rozbiorze Polski tytuł ów upadł, że Krasicki i Raczyński używali go tylko z łaski królewskiej, wreszcie, że król rozporządzeniem z r. 1822 zniósł tytuł książęcy tak arcybiskupa gnieźnieńskiego, jak biskupów niemieckich w Prusach.
Te wywody Altensteina zbił Wolicki w piśmie z dnia 2 marca, wykazując, że tytuł książęcy ściśle był połączony z godnością arcybiskupią, że zmniejszenie archidyecezyi i liczby sufraganów utraty tego tytułu za sobą pociągnąć nie mogło, że porównanie z biskupami niemieckimi było nietrafne, bo ci biskupi tylko jako panujący nosili tytuł książęcy, a stracił go z utratą panowania, arcybiskupi gnieźnieńscy zaś nie byli panującymi i nie używali tytułu książęcego jako polityczne osoby, lecz jako arcybiskupi i to już w czasie, gdy prymasowska godność nie była połączona z politycznemi prawami, które dopiero uzyskali, gdy tron polski stał się elekcyjnym.
W kilka dni później, dnia 6 marca 1829 r., wystosował arcybiskup do króla pismo, w którem upraszał go, aby go wobec ministrów w prawach jego zasłaniał. Atoli król w odpowiedzi z dnia 21 marca potwierdził reskrypt ministeryalny z dnia 29 stycznia, uzasadniając odmowę tem, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie, którego dzierżycielom patent królewski z dnia 23 kwietnia 1795 r. przyznał tytuł książęcy, przestało istnieć, a teraźniejsze arcybiskupstwo jest nowem, do którego ów patent odnosić się nie może.
Na to arcybiskup jeszcze raz dnia 2 kwietnia 1829 r. obszernie prawo swe uzasadnił i prosił króla, aby albo publicznie oświadczył, że przysługujący dawniej arcybiskupom gnieźnieńskim tytuł książęcy znosi się, i pozwolił mu zapoznać z aktami w tej sprawie całe duchowieństwo i mieszkańców W. Księstwa Poznańskiego, albo też sądownie rozstrzygnąć kazał, czy skutkiem zmniejszenia archidyecezyi i liczby sufraganów przez połączenie biskupstwa poznańskiego z metropolą gnieźnieńską dawne arcybiskupstwo gnieźnieńskie swój byt, a jego arcybiskupi tytuł książęcy utracili.
Król w piśmie z dnia 7 maja 1829 r. oświadczył, że patent z dnia 23 kwietnia 1795 r. nie odnosi się do połączonych arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i biskupstwa poznańskiego i że tytuł książęcy niema być przez arcybiskupów używany, poczem Wolicki tak dokument z dnia 23 kwietnia 1795 r. jako też pismo królewskie z dnia 7 maja 1829 r. złożył w pomalowanej na czarno skrzynce na napisem: Documentum caducitatis rerum humanarum.[82]
Już patentem z dnia 9 listopada 1816 r. przywrócił rząd pruski dla duchowieństwa ustawę z dnia 25 sierpnia 1796 r., ścieśniającą atrybucye sądów duchownych, wedle owej ustawy bowiem podlegały kompetencyi sądów duchownych jedynie sprawy natury czysto-kościelnej z wyłączeniem nawet prawa patronatu, dziesięcin itd. Sprawy separacyi i rozwodu w takim tylko wypadku należały wedle ustawy do jurysdykcyi duchownej, jeżeli małżonkowie byli katolikami, jeśli zaś jedna strona była protestanckiego wyznania, wyrokowały w tego rodzaju sprawach rejencye. Za wykroczenia przeciwko karności kościelnej mógł sąd duchowny karać pokutą, rekolekcyami, grzywnami do 20 talarów i czterotygodniowem więzieniem; za cięższe przestępstwa suspendować lub nazawsze pozbawiać prawa pełnienia obowiązków duchownych, ale procedura prawa kanonicznego dozwoloną była tylko w sprawach małżeńskich i w procesach o ciężkie wykroczenie kościelne duchownych, w innych obowiązywało postępowanie sądów zwyczajnych.[83]
Koszta utrzymania katedr w Gnieźnie i Poznaniu ponosili dawniej biskupi i kapituły, jeśli wyznaczone na to dochody nie wystarczały. Po zabraniu dóbr duchownych przeszedł obowiązek skutkiem buli De salute animarum z r. 1821, wedle której kompetencye biskupów i kapituł od wszelkich ciężarów wolne być miały, na rząd, atoli rozkaz gabinetowy z 24 marca 1825 r. nałożył celem utrzymania katedr na katolików obu dyecezyi opłatę 1½ srebrnika od każdego chrztu i pogrzebu, który to podatek duchowni katoliccy ściągać mieli,[84] więc katolicy Polacy, których ojcowie hojnie uposażyli kościoły katedralne, musieli je utrzymywać, a księża być poborcami.
Zaczepiano duchowieństwo katolickie, a nawet więziono w Poznaniu za to, że występowało w kazaniach przeciwko wolnomularzom, i to w tym samym czasie, kiedy w sąsiednim państwie kazano się masonom publicznie odprzysięgać. Przy każdej sposobności głoszono, że duchowieństwo polskie jest ciemne, chociaż odbyty pod przewodem ks. Teofila Wolickiego jubileusz udowodnił, że było wielu światłych kapłanów.[85]
Rozporządzenie ministeryalne z 14 sierpnia 1827 r. zażądało, aby, ponieważ duchowni byli inspektorami szkół, każdy duchowni byli inspektorami szkół, każdy duchowny i nauczyciel przed nominacyą wykazał się znajomością języka niemieckiego. Władze administracyjne domagały się nawet od władzy duchownej, aby ogłosiła od siebie alumnom w seminaryum, że nikt w przyszłości nie otrzyma parafii, któryby nie znał należycie języka niemieckiego.
Upośledzenie katolików okazało się wreszcie w sprawie klasztorów.
Po zajęciu W. Księstwa Poznańskiego w r. 1815 było w tym kraju klasztorów:
47 męskich, 10 żeńskich i to w departamencie poznańskim 31 męskich, 7 żeńskich, w departamencie bydgoskim 10 męskich, 3 żeńskie. Było w nich 454 zakonników i 19 zakonnic, razem 573 osoby.
W 2 klasztorach Benedyktynów (w Lubiniu i Mogilnie) było zakonników 35, w 11 klasztorach Bernardynów (w Poznaniu, Sierakowie, Grodzisku, Kościanie, Wschowie, Koźminie, Kobylinie, Ostrzeszowie, Gołańczy, Bydgoszczy i Górce pod Łobżenicą[86] 89, w 4 klasztorach Karmelitów (w Poznaniu, Kcyni, Bydgoszczy i Markowicach) 39, w 1 Kanoników Regularnych (w Trzemesznie) 10, w 6 Cystersów (w Bledzewie, Paradyżu, Obrze, Przemencie, Koronowie i Wągrówcu) 94, w 5 Dominikanów (w Poznaniu, Wronkach, Kościanie, Środzie i Żninie) 50, w 7 Franciszkanów (w Poznaniu, Grabowie, Śremie, Inowrocławiu, Obornikach, Gnieźnie i Bydgoszcz) 53, w 1 Bożogrobców (w Gnieźnie) 3, w 1 XX. Pijarów (w Rydzynie) 3, w 1 Filipinów (w Gostyniu) 18, w 8 Reformatów (w Poznaniu, Szamotułach, Goruszkach, Woźnikach, Osiecznie, Pakości, Łabiszynie i Rawiczu) 57, w 1 Trynitarzy (w Krotoszynie) 3. Razem 454.

W klasztorach żeńskich:

W 1 Benedyktynek (w Poznaniu) 16, w 1 Katarzynek (w Poznaniu) 7, w 2 Cystersek (w Owińskach i Ołoboku) 30, w 4 Klarysek (w Gnieźnie, Bydgoszczy, Śremie i Poznaniu) 40, w 1 Norbertanek (w Strzelnie) 20, w 1 Teresek (w Poznaniu) 6. Razem 119.
Z tych zakonników i zakonnic było niżej lat 20 — osób 21, od r. 20—30 osób 76, od r. 30—40 osób 60, od 40—50 osób 119, od 50—60 osób 123, od 60—70 osób 114, od 70—80 osób 44, od 80—90 osób 10, a jedna zakonnica miała lat 92.[87]
Tym klasztorom już rozkazem gabinetowym z 9 sierpnia 1816 r. zabroniono przyjmować nowicyuszów, a majątek zabrano, pozostałym zaś zakonnikom i zakonnicom bardzo mierne wyznaczono kompetencye.[88] Tak znikały powoli klasztory. Wprawdzie tam, gdzie były obligacye mszalne, a zatem dotkliwy brak pomocy w służbie kościelnej nastąpił, dawał rząd pewną kwotę na utrzymanie pomocnika przy kościele parafialnym, ale było to lichem wynagrodzeniem za liczne usługi duchowieństwa zakonnego, a ubodzy stracili pożywienie i wsparcie.
Majątek klasztorny przeznaczono wprawdzie na cele szkolne, ale wspierano nie tylko katolickie, lecz i protestanckie szkoły z tego funduszu. I tak z majątku Karmelitów w Bydgoszczy i Markowicach i Cystersów w Koronowie otrzymały znaczne zasiłki gimnazyum w Bydgoszczy, którego kolegium nauczycielskie składało się z samych niemal protestantów, dalej założone 1819 r. bydgoskie protestanckie seminaryum nauczycielskie, umieszczone w pobernardyńskim klasztorze, oraz szkoła protestancka w Koronowie. Majątek Bożogrobców w Gnieźnie przekazano w ⅔ tamtejszej szkole katolickiej, w ⅓ szkole protestanckiej, z majątku zaś klasztoru franciszkańkiego w Inowrocławiu wyposażono szkołę katolicką i protestancką.[89]
Tak tedy fundusze gorliwych w wierze katolickiej przodków naszych szły na pożytek protestantom!

Loże wolnomularskie w Poznaniu.

W r. 1778 założył w Warszawie Michał Chełkowski, szambelan Stanisława Augusta, dziedzic Górki w W. Księstwie Poznańskiem,[90] lożę wolnomularską pod nazwą: „Katarzyna pod gwiazdą północną”, a w dwa lata później 5 października 1780 r., powstała także w Poznaniu polska loża wolnomularska p. n.: „Stałość uwieńczona”, która od tamtej wzięła statuty. Pierwszym mistrzem został Ignacy Działyński, używano zaś na posiedzeniach języka polskiego i francuskiego. Członkami tej loży byli także Niemcy, jak Dilly, Stremler i Steglin.
Druga polska loża w Poznaniu p. n.: „Biały Orzeł” istniała już 1784 r., a odbywała posiedzenia w kamienicy pod nr. 86 przy Starym Rynku.
Obok tych polskich były loże niemieckie p. n. „Schule der Weisheit” i „Friedrich Wilhelm zur beglückenden Eintracht”, które, jak tamte, zależały od loży macierzystej: „Katarzyna pod gwiazdą północną.”
W miejsce wszystkich tych lóż wstąpiła za Księstwa Warszawskiego (1807) loża p. n.: „Bracia Francuzi i Polacy połączeni”, której Zarząd tworzyli: generał Wincenty Axamitowski, Stanisław hr. Mycielski, generał Amilkar Kosiński, Faustyn Zakrzewski, prezes trybunału kryminalnego, Aleksander Żychliński, podprefekt, Adam Morawski, sędzia-surogat, Józef Poniński, prefekt, Michał Neyman, generalny sekretarz prefektury, Wawrzyn Wierzbiński, adwokat, Maksymilian Ćwierciakiewicz, kapitan w pułku, Karol Thayler, komisarz generalny policyi, Chrystyan Wernike, generalny inspektor budowli, Bernard Rose, prezydent Poznański, dr. Jan Herfurt i Piotr Courroisier des Olivel.[91] W r. 1814 liczyła liczyła ta loża urzędników i 233 braci.
Po utworzeniu W. Księstwa Poznańskiego musiała ta loża odłączyć się od polskiej macierzy w Warszawie i przyłączyć się do macierzy berlińskiej, przyczem liczba członków spadła na 135. Obok niej powstała niemiecka loża p. n.: „Piast zu den drei sarmatischen Säulen”, która w r. 1820 połączyła się z tamtą pod wspólną nazwą: „Świątynia Jedności”.[92]
Do „Świątyni Jedności” należeli jako członkowie honorowi: generał Wincenty Axamitowski,[93] generał Stanisław hr. Mielżyński z Pawłowic, Wiktor hr. Szołdrski, senator-kasztelan, Józef Bieliński, obywatel, Franciszek Michiewicz, obywatel, Ignacy Osiecki, podkomorzy,

jako urzędnicy loży:

Jan Plichta, radca rejencyjny, Piotr Sobański, radca rejencyjny, Kaźmierz Buchowski, nauczyciel gimnazyalny, Józef Franciszek Królikowski, nauczyciel gimnazyalny, Roch Mielcarzewicz, urzędnik, Wilhelm Kalkowski, kupiec, Wincenty Kozłowski, administrator, Idzi Rabski, asesor, August Wilamowicz, komendant m. Poznania.

Członkowie z Poznania:

Ignacy Woykowski, były rajca miejski, Wacław Radosz, radca rejencyjny, Dominik Milewski, sędzia pokoju, Teodor Mejsner, kupiec, Józef Korczyński, archiwista rządu krajowego, Andrzej Masłowski, mechanik, Józef Mielcarzewicz, inspektor budowli, Stanisław Sypniewski, kupiec, Dominik Woykowski, kapitalista, Józef Ewartowski, poborca podatkowy, Fryderyk Kwassowski, kontroler powiatowy, Tomasz Szumski, nauczyciel gimnazyalny, Rafał Kazubski, książkowy główny rządowy, Wojciech Jeziorowski, kontroler kasy kameralnej, Franciszek Karchowski, rachmistrz rządowy, Konstanty Kałuba, kancelista starszy, Józef Jagielski, lekarz.

Członkowie z prowincyi:

Aleksander hr. Bniński z Gułtów, obywatel, Jan Chmielewski z Ryczywołu, obywatel, Józef Poniński z Iwna, obywatel, Michał Spława Neyman z Lisówki, radca ziemiański, Ignacy Lubomirski z Czeszewa, były sędzia, Stanisław Krzyżański z Żernik, obywatel, Franciszek Chrzanowski z Skwierzyna, burmistrz policyjny, Kaźmierz Bieliński z Kościana, radca ziemiański, Andrzej Baranowski z Krotoszyna, radca sądu krajowego, Józef Fiałkowski z Komornik, naddzierżawcowy, Stanisław Poniński z Wrześni, obywatel, Karol Bronikowski z Wolsztyna, radca ziemiański, Józef Rogowski z Murowanej Gośliny, radca ziemiański, Maksymilian Potocki z Trojanowa, obywatel, Władysław Szczawiński z Międzyrzecza, kontroler główny, Stanisław Krzyżanowski z Rożnowa, obywatel, Jan Szczawiński z Mościsk, były podpułkownik, Adam Moszczeński z Wrześni, radca ziemiański, radca ziemiański, August Łagiewski z Gostynia, dzierżawca, Wiktor Loga z Leszna, nadinspektor podatkowy, Feliks Kłossowski z Gniezna, rachmistrz sądowy, Walenty Rączkiewicz z Międzyrzecza, radca podatkowy, Kaźmierz Krzyżański z Kaninki, dzierżawca, Ignacy Snowacki z Masłowa, dzierżawca, Telesfor Głębocki z Koźmina, sędzia sądu kryminalnego, Wasyl Moskowski z Otusza, dzierżawca, Maciej Przybylski z Międzychodu, poborca podatkowy, Franciszek Gajewski z Zbąszynia, poborca cłowy, Wojciech Adamski z Wyrzyska, poborca podatkowy, Rafał Nosarzewski z Wschowy, radca ziemiański, Józef Dobrogoyski z Bagrowa, dzierżawca, Ignacy Milewski z Kalisza, mecenas trybunału, Bonawentura Gorczyński z Szkaradowa, obywatel, Stefan Dziembowski z Powodowa, obywatel, Jan Gromadziński z Wschowy, kontroler podatkowy, Ignacy Lipski z Ludomia, obywatel, Jan Kulesza z Gostynia, burmistrz, Andrzej Jachelski z Zdun, burmistrz, Jakób Wiśniewski z Jezierzec, cieśla, Melchior hr. Łącki z Lwówka, obywatel, Teodor Żychliński z Grzymisławia, dzierżawca, Tomasz Wirid Sułkowski z Gurska, dzierżawca, Feliks Topiński z Tarnowa, były adwokat trybunału, Stanisław Kurowski z Minikowa, obywatel, Jan Żółtowski z Kęsiny, obywatel, Wawrzyniec Strzęcki z Wyrzyska, sędzia pokoju, Wawrzyniec Zabłocki z Zdun, były poborca podatkowy, Ignacy Zagrodzki z Pszczewa, nadleśniczy, Florenty hr. Bniński z Biezdrowa, obywatel, Jan Bobowski z Kościana, burmistrz policyjny, Fryderyk Gułowicz z Mogilna, poborca podatkowy, Ignacy Korytkowski z Włocławka, obywatel, Michał Adamski z Łobżenicy, kontroler podatkowy, Maciej Jarzębowski z Lachmirowic, dzierżawca, Łukasz Pągowski z Rossocina, obywatel, Antoni Kosiński z Rawicza, radca asesorski, Józef Czerwiński z Kępna, poborca podatkowy, Henryk Unrug z Dzięczyna, obywatel, Józef Kliński z Frydlandu, dzierżawca, Jan Krzysztofowicz z Ostrowa, poborca podatkowy, Kaźmierz Dutkiewicz z Chociszewic, dzierżawca, Stanisław Goślinowski z Rokietnicy, obywatel, Józef Echaust z Pszczewa, dzierżawca, Jan Pomorski z Rossowca, dzierżawca, Ignacy Grotowski z Gniezna, archiwista sądowy, Jan Fabiankowski z Środy, asesor sądu pokoju, Roch Krzywdziński z Berlina, akademik.

Bracia wykreśleni:

Tomasz Raczyński, b. sędzia trybunału, Stanisław Błędowski, kontroler salinowy, Marcin Ziółkowski, pisarz sądowy, Michał Bojanowski, obywatel, Franciszek Zagórski, burmistrz, Stanisław Chłapowski, obywatel, Jerzy Zachariasiewicz, poczmistrz, Józef Zakasiewicz, dzierżawca, Roman Sokołowski, b. asesor, Jan Rączyński, oficer, Jan Bartykowski, oficer, Józef Bojanowsksi, obywatel, Antoni ……, obywatel, Maksymilian Szumowski, rachmistrz, Wojciech Kubiczek, b. komisarz, Marcin Wronowiecki, urzędnik cłowy, Maciej Kowalski, oficer. (Wyżej wymienionych braci wykreślonych miejsce pobytu nieznane). Jan Gorczyczewski, z Golencina, obywatel, Józef Gajewski z Sarnego, obywatel, Józef Radkiewicz z Łowencina, obywatel, Jan Maliński z Kalisza, kupiec, Jan Sołodkiewicz z Powidza, dzierżawca, wydalony za niemasońskie postępowanie.

Przykryli lożę do czasu:

Kasper hr. Skarbek z Poznania, b. radca ziemiaski, Stanisław Pławiński z Kargowy, nadkontroler podatkowy, Pantaleon Szuman z Poznania, b. prokurator, Ignacy Mycielski z Warszawy, pułkownik polski, Aloyzy Henrykowski z Obornik, urzędnik sądowy, Maksymilian Szumowski z Warszawy, rachmistrz, Leonard Korsak z Lubasza, obywatel.[94]
Wolnomularstwo rozpowszechniło się w całej Polsce, tak, że w r. 1820 było lóż polskich 40, ale mała tylko liczba Polaków należała do najwyższych stopni, ogół nie był wtajemniczony w właściwe dążności wolnomularstwa, należących do 3 niższych stopni symbolicznych „które — jak mówi ks. Załęski — prawiąc wiele o miłości bliźniego, o rozumie i cnocie, zawracały chwilowo głowę.” Obok próżności i ciekawości skłaniała wielu korzyść osobista do wstępowania do lóż, bo wolnomularze wspierali się gorliwie wzajemnie.
Jako cel wolnomularstwa podawano: „udoskonalenie człowieka pod każdym względem; w porządku socyalnym ćwicząc go w cnotach obywatelskich i naginając jego wolę do przyzwoitości i rozsądnej karnosći, w porządku moralnym rozwijając jego zdolności umysłowe i zmysłowe; świateł, których jest skarbnicą, udziela stopniowo z przyborem alegoryi, pożytecznej tajemniczności i z majestatem symboliki; rozwija zdolności człowieka, dostarczając mu sposobnośći ćwiczenia ich, w którym to celu urządza czynności loży w ten sposób, że do prac czysto masońskich łączą się inne prace, zdolne wykształcić dobry smak i talent; wszystkie nauki, wszystkie sztuki, wszystko, co piękne i uczciwe, może być omawiane w loży i ma prawo do jej studyów i badań.”[95]
Polacy masoni nie zrywali całkiem z katolicyzmem, „w loży byli masonami, poza lożą katolikami, choć w części.” W każdym jednak razie loże wolnomularskie, choć nie występowały wyraźnie przeciwko Kościołowi katolickiemu, przyczyniały się do szerzenia obojętności względem objawionej religii i przepisów kościelnych; stały się podkładem i wzorem dla tajnych stowarzyszeń politycznych, które wiele klęsk na kraj nasz sprowadziły.

Wolnomularstwo narodowe. Związek kosynierów.

Niekorzystne dla naszej narodowości zmiany i coraz nieprzychylniejsza postawa rządu zaniepokoiły i oburzyły Polaków.
O duchu, jaki wówczas panował w W. Księstwie Poznańskiem, daje wyobrażenie następujący wypadek.
Pewnego razu w karnawale szlachta, zjechawszy się licznie do Leszna, podniecona winem, nie tylko zmusiła oficera pruskiego, Niemca do wychylenia kielicha na niepodległość Polski, ale nadto postanowiła wypędzić wszystkich Niemców z Leszna i w tym celu okrzyknęła swym wodzem Prądzyńskiego (późniejszego generała), który wtenczas właśnie jako komisarz przeprowadzał demarkacyą granic pomiędzy Królestwem Polskiem a Prusami. I byłaby zamiar wykonała, gdyby Prądzyński nie odwiódł ją zręcznie od nierozważnego kroku.[96]
Wśród takiego usposobienia umysłów znalazł w W. Księstwie Poznańskiem oddźwięk tajny związek pod nazwą Wolnomularstwa narodowego, który założyli w Warszawie Łukasiński, major 4 pułku piechoty, Machnicki, dymisyonowany major, później sędzia, Kozakowski, podpułkownik kwatermistrzostwa, Szreder, były oficer, a w owym czasie adwokat, i Wierzbołowicz, dawniej kapitan w sztabie generała Dąbrowskiego, podówczas wicereferendarz w Radzie stanu.[97]
Mieszkał wówczas w Boguszynie podpułkownik Ludwik Sczaniecki, gorący patryota.
Zrodzony 30 października 1789 r. w Boguszynie z podkomorzego Józefa i Jadwigi z Wyganowskich, po ukończeniu pierwszych nauk pod kierunkiem emigranta francuskiego, a później w Warszawie nauk wyższych pod dozorem Wawrzyńca Surowickiego, pracował najprzód w biurze Stanisława Brezy, dyrektora spraw wewnętrznych, potem od roku 1807 pilnie oddawał się w Dreźnie nauce historyi, nauk przyrodniczych, matematyki i sztuki wojennej. W r. 1809 zaciągnął się do wojska polskiego, świetnie odznaczył się pod Radoszycami, a po skończonej wojnie opuścił służbę w stopniu kapitana. W r. 1812 powrócił do wojska. Przydzielony do sztabu generała Dąbrowskiego, jeździł z rozkazami Napoleona po dwakroć z Warszawy do Możajska. Chociaż odniósł ranę przy oblężeniu Bobrujska, pozostał w czynnej służbie i walczył pod Borysowem i nad Berezyną. Po krótkim wypoczynku w domu rodzicielskim pośpieszył do generała Dąbrowskiego, przez którego w ważnej misyi wysłany został do Napoleona. Przy boku cesarza znajdował się w bitwie pod Lützen. Po tej bitwie posłał go Napoleon z depeszami do króla saskiego Fryderyka Augusta. Atoli w drodze otoczyli go huzarzy brandenburscy, zdołał jednak szczęśliwie zniszczyć depesze. Pojmanego odprowadzono wraz z innymi jeńcami polskimi i francuskimi w głąb Rosyi, skąd dopiero po dwóch latach powrócił. Przybywszy do Warszawy, udał się wprost do generała Dąbrowskiego, który przyjął go jak syna i wręczył mu patenty na szefa szwadronu i kawalera legii honorowej. Nie chcąc jednak służyć pod w. księciem Konstantym, wystąpił z wojska i osiadł w Boguszynie.
Stąd często odwiedzał w Winnej Górze generała Dąbrowskiego, który, umierając w 1818 r., mianował dawniejszego swego adjutanta opiekunem swych dzieci i wykonawcą testamentu. Sczaniecki pochował Dąbrowskiego w Winnej Górze w mundurze legionów, tak, jak sobie życzył, i nabalsamować go kazał, a stosownie do woli zmarłego odesłał Towarzystwu Przyjaciół Nauk w Warszawie pamiętniki generała o legionach, pałasz po Sobieskim, pałasz od Kościuszki otrzymany, oraz znaczny zbiór książek, map i rożnych osobliwości, szczególniej w broni i zbrojach. Cenne te i drogie pamiątki po wielkim wojowniku i patryocie wywieźli Moskale po upadku powstania listopadowego do Petersburga.
Podczas pobytu Dąbrowskiego w Winnej Górze odwiedzali go często dawni wojskowi. „Dąbrowski — pisze Sczaniecki w swych Pamiętnikach[98] — opowiadał nam wydarzenia rewolucyi Kościuszkowskiej, okoliczności upadku ojczyzny, którą tylko Polacy zdolni są ubóstwiać, szczegóły, tyczące się legionów, nakoniec powtarzał nam konieczność utrzymania ducha narodowego i cieszył nas nadzieją, że gdy ten utrzymany będzie, znowu poda się pora odzyskania bytu i niepodległości. To nasienie nie było rzucone na opokę. Myśli, które poniekąd rzucił tylko Dąbrowski pomiędzy swych towarzyszy broni, różni różnym sposobem chcieli użyć, lecz z początku nic stanowczego nie przedsięwzięto.”
W r. 1819 udał się Sczaniecki do Warszawy i tu zaznajomił się z majorem Łukasińskim. Ten poddał mu myśl utworzenia w W. Księstwie Poznańskiem Towarzystwa z formami wolnomularskiemi, któreby podtrzymywało ducha narodowego, zapoznał go z niektórymi przyjaciołmi swymi i, dawszy mu klucz do tajnej korespondencyi, wyprawił go z powrotem do Księstwa.
Jakoś szybko za staraniem Sczanieckiego przyjęło się wolnomularstwo narodowe w Księstwie i odtąd obywatele licznie zjeżdżali się pod pozorem jarmarków, zabaw i polowań.
Późniejszy generał Prądzyński, który był obecnym na loży w mieszkaniu Ludwika Sczanieckiego w Poznaniu wyznaje, że wielkie zrobiła na nim wrażenie — pisze — na te słowa: Święta miłości kochanej Ojczyzny, śpiewane przytłumionym głosem, w zaciemnionym pokoju, przez chór godnych obywateli.”
Tenże Prądzyński opowiada, że wedle myśli założycieli wolnomularstwa narodowego powinny były być w Poznańskiem godłami loży posąg króla pruskiego i jego ustawa prowincyonalna — naturalnie jako pokrywka rzeczywistego celu. „Nie znali oni jednak zgoła ówczesnego ducha Poznańczyków, przypuszczając, że ci się zgromadzą choć raz jeden pod takimi znakami.” Przyjęli raczej za godło posąg cesarza Aleksandra, którego uważali za wskrzesiciela Polski, i jego konstytucyą.
Ale nie trwało to długo. Zmiana, jaka nastąpiła w usposobieniu Aleksandra i gwałcenie nadanej przez niego samego konstytucyi, zniechęciło do niego Poznańczyków. Zaczem „potłukli gipsowego Aleksandra, spalili jego konstytucyą, wzięli za godło popiersie Kościuszki i, przestając oglądać się na Warszawę, przerobili swój związek wolnomularstwa narodowego na Związek Kosynierów pod przewództwem generała Stanisława Mielżyńskiego. Przyjęciem tej nazwy odrzucili od razu wszelką zasłonę z przed ócz przystępującego nowego członka i uczynili zbytecznymi wszelkie dalsze stopnie, których też nie było.”[99]
Nie obyło się jednak przy tej przemianie bez starć, co wynika z następujących słów pułkownika Sczanieckiego: „Nie jest moim zamiarem wchodzić w opis dalszego postępowania Towarzystwa (t. j. wolnomularstwa narodowego), to tylko powiem, iż, lubo różne były partye, nawet osobiście przeciw mnie wymierzone, co dało powód do zmiany formy Towarzystwa wolnomularskiej na Towarzystwo Kosynierów, jednakowoż ogół zawsze dążył do jednego celu i w najlepszych zamiarach.”
Przystępujący do Związku Kosynierów taką musiał składać przysięgę:
„Przysięgam w obliczu Boga i Ojczyzny i zaręczam słowem honoru, że wszystkich sił dołożę dla podźwignięcia mojej nieszczęśliwej kochanej Matki, że dla odzyskania jej wolności i niepodległości nie tylko majątek, lecz i życie poświęcę, że tajemnic mnie powierzonych przed nikim nie wydam i nie objawię, że owszem do postępu Związku ze wszystkich sił moich przykładać się będę. Przyrzekam najściślejsze posłuszeństwo prawom Związku, tym, które już istnieją, i tym, które postanowione być mają. Bez żadnego względu na okoliczności przeleję krew nie tylko zdrajcy, lecz każdego, ktobykolwiek szczęściu Ojczyzny mojej był na przeszkodzie. Jeślibym był zdradzony lub odkryty, to raczej życie stracę niżelibym miał odsłonić tajemnicę lub wydać członków Związku. Przyrzekam także nie mieć przy sobie żadnych papierów, dotyczących Związku albo zawierających spis imion jego członków, chyba tylko w takim razie, jeżeliby mi to polecone zostało przez starszego. Jeżelibym zawinił przez złamanie tego świętego w obliczu najwyższej Istoty zaciągnionego obowiązku, to niechaj mnie jako zbrodniarze śmierć najokropniejsza ukarze, wtedy niechaj imię moje z ust do ust do późnej przechodzi potomności, a ciało moje dzikim zwierzętom na pastwę rzucone będzie! Taka nagroda niechaj mnie spotka za mój haniebny występek, ażeby był odstraszającym przykładem dla tych, coby w moje ślady iść chcieli! Wzywam Boga na świadka, a wy, cienie Żółkiewskiego, Czarnieckiego, Poniatowskiego i Kościuszki umocnijcie mnie duchem waszym, ażebym stale wytrwał w tem przedsięwzięciu.”[100]
Hasłem Związku było: „Nie spuszczajmy się na nikogo, tylko na własną jedność!”
Do Związku Kosynierów przystąpili wszyscy gorętszego serca obywatele, pomiędzy innymi Tytus hr. Działyński, Józef Krzyżanowski, dwaj bracia Potworowscy, trzej bracia Mielżyńscy, Karol Stablewski, Arnold Skórzewski i wielu innych.
Jednym z najgorliwszych członków Związku kosynierów był generał Umiński, długoletni, niezmienny przyjaciel rodziny Dąbrowskich, mały wzrostem, lecz prawdziwie wojskowej postawy, jeździec zawołany, w objawianiu swych uczyć i zdań gwałtowny, ale — jak pisze p. Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska[101] — pełen poświęcenia, rzucający się duszą i ciałem do wszystkich spraw i to najniebezpieczniejszych, byleby chodziło o wywalczenie niepodległości i zrzucenie jarzma, nałożonego przez nieprzyjaciół Ojczyźnie.”
Urodzony 9 lutego 1778 roku w Czeluścinie z Hilarego, starosty bielskiego, i Franciszki Ryszewskiej, a ochrzcony w kościele parafialnym w Pempowie,[102] utworzył Umiński, gdy w r. 1806 Napoleon wkroczył do Poznania, szwadron gwardyi honorowej, po której rozwiązaniu za wyjazdem Napoleona do Warszawy walczył pod Dąbrowskim jako szef szwadronu w nowym pułku jazdy. Ranny pod Gdańskiem, dostał się do niewoli i już wtenczas sąd wojenny pruski skazał go jako buntownika na śmierć, ale wyroku nie wykonano, bo Napoleon zagroził represaliami. Po roku 1807 wstąpił Umiński w stopniu majora do pułku jazdy w r. 1809, mianowany pułkownikiem, zorganizował 10 pułk huzarów i odznaczył się w wojnie z Austryą. W r. 1812 dowodził w wielkiej armii brygadą, złożoną z trzech pułków huzarów: polskiego, jego własnego, należącego wedle świadectwa generała Klemensa Kołaczkowskiego do najwaleczniejszych w całej armii, ale i najswawolniejszych, wirtemberskiego i pruskiego, czarnego trupiogłówków. W r. 1813 był dowódcą w stopniu generała brygady przedniej straży księcia Józefa Poniatowskiego, składającej się z pułku Krakusów, ze szwadronu kirasyerów i 6 dział artyleryi konnej. Pod Lipskiem przez zawczesne wysadzenie mostu na Elsterze dostał się z szczątkami wojska polskiego do niewoli.
W nowej organizacyi wojska polskiego r. 1815 otrzymał dowództwo brygady strzelców konnych i dowodził całą dywizyą pod niebytność księcia Sułkowskiego, który jako cesarski generał-adjutant bawił w Petersburgu.
Niestety, Umiński, jak wielu ówczesnych wojskowych, oddawał się namiętnie grze w karty. Wedle Prądzyńskiego przegrał przeznaczone na organizacyą dywizyi pieniądze, a chociaż pani Wąsowiczowa, z domu Tyszkiewiczówna,[103] wybawiła go z kłopotu, musiał z tego powodu opuścić służbę wojskową. Umiński natomiast twierdził, że nie chciał służyć pod Różnieckim.
Prądzyński zresztą miał niechęć do Umińskiego, którego nawet „człowiekiem zupełnie złym” nazywa, co w zupełnej stoi sprzeczności z sądem pani Bogusławy Mańkowskiej, która go znała dokładnie i ceniła.
Umiński tedy udał się jako wysłannik nowo założonego Związku Kosynierów w W. Księstwie Poznańskim, do Warszawy celem rozszerzenia Związku na całą Polskę. Zniósłszy się z Łukasińskim, rozpoczął żywą agitacyą, a owocem jego zabiegów było zawiązanie tajnego Towarzystwa patryotycznego na Bielanach dnia 3 maja 1821 r., które miało obejmować wszystkie dzielnice dawnej Polski.
Znalazł się jednak zdrajca pod nazwiskiem Karski, rodem ze wsi Pomiechowa pod Modlinem, dymisyonowany oficer polskiej artyleryi. Wcisnąwszy się do Związku wydał całą sprawę.
Natychmiast nastąpiły aresztowania w Królestwie i Księstwie. Sąd wojenny, składający się z generałów Blumera i Kurnatowskiego i z pułkowników Bogusławskiego i Skrzyneckiego, skazał przywódców Związku w Królestwie: Łukasińskiego, Dobrogoyskiego i Dobrzyckiego na „warowne” więzienie czyli do kajdan, pierwszego na lat 9, dwóch ostatnich na lat 6. Umiński na wezwanie cara uwięziony w Toruniu 21 lutego 1826 r. i sprowadzony do Warszawy pod strażą dla konfrontacyi ze swymi donosicielami, to tyle przyznał, że był założycielem Towarzystwa patryotycznego, wszelkie zaś pytania co do zamiarów i rozgałęzienia jego zbywał wyraźnem oświadczeniem, że w tej mierze ciągle milczeć będzie.[104] Prusacy zamknęli go potem w twierdzy głogowskiej, innych pokarali także więzieniem.[105] Jako jeden z pierwszych uwięziony został Maciej hr. Mielżyński, a wkrótce potem brat jego Seweryn bądź to za udział w Związku kosynierów, bądź też za list, jaki wystosował do króla w obronie brata. Z wyjątkiem Umińskiego więzienie skazanych nie trwało zbyt długo, wielu z braku dowodów musiano uwolnić.

Związki akademickie[106] Panta Koina i Polonia.

W tym samym czasie, kiedy przyjęło się w W. Księstwie Poznańskiem wolnomularstwo narodowe, powstały 1819 roku wśród młodzieży polskiej w Berlinie na wzór niemieckich Landsmannschaftów dwa jeszcze związki: na czele jednego stał Cypryan Jarochowski,' na czele drugiego Antoni Kraszewski, różniły się zaś tem, że Kraszewski przyjmował tylko członków z wyboru, Jarochowski zaś wszystkich Polaków.
W tym czasie przybył do Berlina na studya uniwersyteckie Ludwik Koehler, syn zamożnych rodziców stanu kupieckiego z Warszawy, i utworzył w stolicy Prus filią założonego 1817 r. w Warszawie tajnego Stowarzyszenia pod nazwą Panta Koina (wszystko wspólne).
Do tego Stowarzyszenia wstąpili Ludwik Mauersberger i Heryng, obydwaj z Warszawy, Bukowiecki, Telesfor Kurnatowski, Boenne, Oczapowski, Paprocki, Cypryan Zaborowski, Skalski, Kunat i Niemiec Ludwik Sachse z Berlina, prywatny sekretarz ministra Humboldta.
Owe dwa jawne polskie Związki rozwiązały się po wyjeździe Kraszewskiego i Jarochowskiego z Berlina, a w ich miejsce powstał nowy, tajny pod nazwą Polonia, z hasłem: Wolność i Ojczyzna.
Celem tego Związku była przyjaźń wzajemna, wpływanie na moralne postępowanie kolegów, zachęcanie do zajęć naukowych, pomoc we wszelkich okolicznościach i piecza nad zachowaniem ducha narodowego.
Członków przyjmowano przez balotowanie, każdy wstępujący do Związku zobowiązywał się przy złożonych na krzyż dwóch rapierach słowem uczciwości, że dotrzyma tajemnicy i że będzie czynny w celach Związku. Poczem każdy z obecnych otrzymał uścisk od nowo przyjętego brata.
Zewnętrznemi oznakami Związku były wstęgi amarantowo-niebiesko-białe lub też żelazne pierścionki, wewnątrz pozłacane, z literami Z. P. (Związek Polski) i W. O. (Wolność i Ojczyzna).
Do tego Związku wstąpił też Ludwik Koehler. Wedle późniejszych akt śledczych należeli do Związku w różnych czasach:
Franciszek i Józef Biegańscy z Księstwa, Antoni Babski z Królestwa, Bukowiecki z Królestwa, Bernatowicz z Księstwa, Bartynowski z Krakowa, Gustaw Conrad z Wrocławia, Augustyn Gorzeński z Księstwa, Józef Jagielski z Poznania, Franciszek Koszutski z Księstwa, Ludwik Koehler z Warszawy, Wiktor Adam i Telesfor Kurnatowscy z Księstwa, Antoni Koczorowski z Księstwa, Krajewski z Księstwa, Adam Loga z Poznania, Karol Marcinkowski z Poznania, Manty z Królestwa, Miączyński z Królestwa, Hipolit Masłowski z Księstwa, Małowieski z Królestwa, Maciej Mielżyński z Księstwa, Roman Osten z Księstwa, Tadeusz Pągowski z Księstwa, Gustaw Potworowski z Księstwa, Przeński z Królestwa, Antoni i Jan Poplińscy z Księstwa, Mikołaj, Józef i Franciszek Radońscy z Księstwa, Reykowski z Księstwa, Erazm i Antoni Stablewscy, Dominik Sczaniecki z Księstwa, Leon Smitkowski z Księstwa, Józef Stefański z Poznania, Walenty Salkowski z Poznania, Sulikiewicz z Królestwa, Skórzewski z Księstwa, Piotr Willant z Poznania, Wesołowski z Księstwa, Weylep z Królestwa, Aloyzy Zaborowski z Księstwa, Piotr Życ z Księstwa i Zieńkowski z Królestwa.
Prezesami byli po kolei Bukowiecki, Marcinkowski, Pągowski, Sczaniecki, Zaborowski i Gorzeński.
Najwpływowszym był Karol Marcinkowski, w r. 1822 dwudziestodwuletni młodzieniec, który charakterem i powagą wzbudzał poszanowanie i był jednym z najstarszych wiekiem, a prócz tego w egzaminach lekarskich.
Polonia była w porozumieniu ze Związkiem niemieckich akademików Arminią; miano wspólny sąd honorowy dla załatwiania spraw pomiędzy Polakami a Niemcami.
Już w r. 1821 komisarz rządowy dla uniwersytetu berlińskiego, tajny radca Schultz wpadł na ślad tajnych Związków pomiędzy akademikami polskimi, a miał do pomocy sędziego uniwersyteckiego Krausego.
Skutkiem tego odbyła policya berlińska w nocy z 10 na 11 lutego 1822 r. rewizyą w mieszkaniu Ludwika Koehlera i, znalazłszy sprawdzające podejrzenia papiery, aresztowała go wraz z mieszkającym z nim Niemcem Eyssenhardtem.
Wiadomość o tym wypadku wzburzyła młodzież polską. W teatrze Gustaw Potworowski i Erazm Stablewski dali dotkliwie uczuć niechęć swą znienawidzonemu Krausemu, z którego to powodu kazano im natychmiast wyjechać z Berlina.
Tymczasem rozpoczęły się aresztowania na mocy zabranych przy rewizyi papierów i zeznań Ludwika Koehlera.
W nocy z 15 na 16 maja aresztowano Marcinkowskiego, Zaborowskiego, Dominika Sczanieckiego, Romana Ostena, Telesfora Kurnatowskiego i Leona Smitkowskiego, a na mocy rozkazu gabinetowego z 2 maja 1822 r. utworzono w celu sądowego śledztwa tak zwaną Komisyę bezpośrednią, złożoną z prawników; do niej wszedł też Krause.
Komisya stała pod dyrektywą ministra sprawiedliwości Kircheisena, śledztwo zaś policyjne poruczono radcy dworu Frankenbergowi, który był poprzednio w Księstwie komisarzem policyjnym do śledzenia włóczęgów i złodziei.
Frankenberg gorliwie zabrał się do dzieła. Żandarmami sprowadzono z Księstwa do Berlina byłych członków Polonii, pomiędzy nimi ludzi już w urzędzie, jak dwóch braci Poplińskich.
Napróżno opierał się temu energicznie namiestnik książę Antoni Radziwiłł, pisząc memoryały do króla. Sam nawet przybył do Berlina, by uratować młodzież.
Pomimo jego zabiegów skazano w lipcu 1822 r. na trzy miesiące fortecy: 1. Karola Marcinkowskiego, doktoranta medycyny, 2. Antoniego Koszutskiego, prawnika, 3. Aloyzego Zaborowskiego, prawnika, 4. Dominika Sczanieckiego, filozofa, 5. Romana Ostena, prawnika, 6. Telesfora Kurnatowskiego, prawnika, 7. Wiktora Adama Kurnatowskiego, prawnika, 8. Leona Śmitkowskiego, prawnika, 9. Gustawa Potworowskiego, prawnika, 10. Erazma Stablewskiego, filozofa, 11. Tadeusza Pągowskiego, prawnika, 12. Piotra Pawła Życa, prawnika, 13. Józefa Stefańskiego, prawnika, 14. Piotra Ignacego Willanta, medyka, 15. Gustawa Stanisława Conrada, prawnika, 16. Franciszka Biegańskiego, prawnika, 17. Józefa Biegańskiego, prawnika, 18. Walentego Salkowskiego, filozofa, 19. Adama Konstantego Logę, teologa, 20. Antoniego Kaczorowskiego, prawnika, 21. Józefa Radońskiego, prawnika, 22. Mikołaja Radońskiego, prawnika, 23. Franciszka Radońskiego, prawnika, 24. Dominika Reykowskiego, prawnika, 24. Antoniego Bernatowicza, prawnika, 26. Antoniego Stablewskiego, prawnika.
Jednych z nich, pomiędzy nimi Marcinkowskiego, zamknięto w fortecy w Świnoujściu, drugich w Kłodzku, trzecich w Pilawie.
Dr. Jagielskiego, braci Poplińskich i Gorzeńskiego ułaskawiono.
Sprawa Koehlera jako założyciela filii Związku Panta Koina ciągnęła się w nieskończoność, bo w sprawie tej prowadzono bardzo ożywioną korespondencyą dyplomatyczną pomiędzy Warszawą a Berlinem; a po części i Wiedniem, głównie za sprawą Nowosilcowa. Sąd krajowy w Warszawie skazał Koehlera i Sachsego 27 czerwca 1823 r. za zdradę kraju na 6 lat twierdzy. Sachsego odesłano do Magdeburga, Koehlera do Głogowy. Dopiero 6 lutego 1825 uwolniono Koehlera od reszty kary. Ale władze rosyjskie zażądały wydania go, jakoż odstawiono go 25 maja 1825 r. do Słupcy. Po rocznem przeszło więzieniu i badaniu odzyskał wreszcie wolność. Zasłynął później w Warszawie jako znakomity lekarz i tam umarł 20 listopada 1871 r.


Pierwszy sejm W. Księstwa Poznańskiego.
Sylwetki deputowanych.

Na mocy rozporządzenia królewskiego z 27 marca 1824 r. miał zebrać się w r. 1827 pierwszy sejm W. Księstwa Poznańskiego. Reprezentacya miała składać się z trzech stanów: rycerskiego, miejskiego i wiejskiego. Pierwszy stan miał liczyć prócz dwóch wirylnych głosów księcia Thurn-Taxis, dziedzica księstwa krotoszyńskiego, które w r. 1819 nadane zostało przez rząd pruski księciu Karolowi Aleksandrowi Thurn-Taxis w zamian za dzierżone w dzielnicach nadreńskich poczty, i księcia-generała Sułkowskiego, członków 22, drugi 16, trzeci 8. Wybierać miano na lat 6, warunki zaś obieralności były:
1) dziedziczona i przez lat 10 posiadana własność gruntowa,
2) przynależenie do jednego z wyznań chrześciańskich,
3) ukończony rok 30 życia,
4) nieposzlakowane życie,
5) przynależenie od 3 maja 1815 r. do monarchii pruskiej.
Te same warunki dotyczyły wyborców z tą różnicą, że wyborca potrzebował mieć tylko lat 24 i posiadłość na siebie.
Prawo zostania deputowanym ze stanu rycerskiego otrzymali dziedzice dóbr rycerskich bez względu na to, czy byli stanu szlacheckiego, czy nie, ze stanu miejskiego tylko posiedziciele gruntów, którzy byli członkami magistratu lub mieli proceder, wymagający należenia do jakiej korporacyi lub cechu, albo też patentu mistrzostwa, ze stanu wiejskiego chłopi, mający własne pewnej wielkości gospodarstwo.
Wedle tych przepisów odbyły się wybory 1827 r. i pierwszy sejm rozpoczął się 21 października tegoż roku.[107]
Po nabożeństwie w Kościołach zagaił książę-namiestnik na sali mieszkania swego sejm mową polską, poczem przedstawił jako komisarza królewskiego naczelnego prezesa Baumanna, jako marszałka księcia-generała Sułkowskiego, a jako wicemarszałka pułkownika Stanisława Ponińskiego z Wrześni, generalnego dyrektora Ziemstwa kredytowego.
Niemiłe sprawiło wrażenie, że królewski komisarz, zabrawszy głos, wyraził pewne obawy, przed możliwymi wpływami nienależących do sejmu osób, co było widocznie wymierzone przeciwko licznie zebranym w Poznaniu obywatelom. Natomiast książę-marszałek podniósł z przyciskiem, że sejm, mając w odezwie z 15 maja 1815 r. już ustanowione zasady właściwego W. Księstwu Poznańskiemu bytu, postępować będzie mógł niemylnie.
Nazajutrz uchwaliły stany adres do tronu, poczem wręczono ułożony przez księcia-marszałka regulamin obrad i mianowano sekretarzami: do polskiego protokołu Piotra Chełmickiego z Żydowa, do niemieckiego Rafalskiego, deputowanego miasta Bydgoszczy. Sejmujących podzielił książę-marszałek na wydziały.
Komplet sejmu składać się miał z 49 członków, atoli powiat krobski nie dostarczył posła, wyłączonym będąc dekretem królewskim za karę, że obrał Józefa Krzyżanowskiego z Pakosławia, gorącego patryotę, oskarżonego o udział w Związku kosynierów.
Deputowanych polskich ze stanu rycerskiego było 20 i to: książę-generał Sułkowski, Hr. Atanazy Raczyński. Adam Ziemięcki z Golencina, z powiatu poznańskiego. Zakrzewski z Mszyczyna, z powiatu śremskiego. Antoni hr. Grudziński z Siedlca, powiatu średzkiego. Hieronim Gorzeński z Śmiełowa, z powiatu wrzesińskiego. Bonawentura Rembowski z Miniszewa, z powiatu pleszewskiego. Konstanty Kossecki z Kęszyc, z powiatu odolanowskiego. Julian Masłowski z Mielęcina, z powiatu ostrzeszowskiego. Mikołaj hr. Mielżyński z Baszkowa, z powiatu krotoszyńskiego. Podpułkownik Dezydery Chłapowski z Turwi, z powiatu kościańskiego. Podpułkownik Andrzej Niegolewski z Włościejewek, z powiatów bukowskiego i obornickiego. Wincenty Kalkstein z Psarskiego, z powiatu szamotulskiego. Loga z Kotomierza, z powiatu bydgoskiego. Józef Kościelski z Szarleja, z powiatu inowrocławskiego. Piotr Chełmicki z Żydowa, z powiatu gnieźnieńskiego. Maciej Komierowski z Chraplewa, z powiatu szubińskiego. Ostrowski z Czesławic, z powiatu wągrowieckiego. Aleksander Brodowski z Dębowej Łąki, z powiatu wschowskiego.
Wśród deputowanych polskich było kilka bardzo wybitnych osobistości.
Do nich należał Bonawentura Rembowski (ur. 1755 r.), dziedzic Mniszewa w Pleszewskiem, światły obywatel i zdolny urzędnik z czasów Księstwa Warszawskiego, później długoletni radca Ziemstwa Kredytowego, „mąż rzadkich cnót domowych, znany zarówno z patryotyzmu jak i z prawości charakteru.”[108]
Oryginalną postacią był Aleksander Brodowski. Urodzony 13 lutego 1794 r. z ojca pułkownika i szefa gwardyi koronnej, początkowe nauki pobierał w korpusie kadetów w Kaliszu, potem przeszedł do szkoły artyleryi, skąd go książę Józef Poniatowski powołał do sztabu. Jako oficer ordynansowy generała Zajączka, wysłany z raportem z pod Berezyny do cesarza, 40 mil konno odbywszy, powszechną na siebie zwrócił uwagę. W r. 1813, licząc lat 19, został kapitanem 6 pułku piechoty. Pod Lipskiem dostał się do niewoli.
W r. 1814 osiadł w W. Księstwie Poznańskiem, gdzie kupił Dębową Łąkę pod Wschową. Po utworzeniu Ziemstwa kredytowego został radcą tej instytucyi, którą później jako przez lat 18 generalny dyrektor podniósł do wysokiego znaczenia.[109] Między obywatelstwem był powszechnie znany, kochany i ceniony tak dla męstwa i rzutkości, których dał dowody w wojnach francuskich, jako też dla niezwykłej fantazyi i odwagi cywilnej, którą przy każdej sposobności okazywał wobec władz i urzędników. Był dla nich postrachem; mnóstwo zabawnych anegdot opowiadano o nim. Przy tem wszystkiem odznaczał się jasnem i bystrem pojmowaniem spraw urzędowych i szybkością w ich obrabianiu.[110]
Głos miał tubalny, był żywego i porywczego usposobienia, a wino węgierskie pił lampeczkami po ¼ butelki, przyczem nigdy przytomności nie stracił.
Piotr Chełmicki, (ur. 1792 r.) dziedzic rozległych dóbr, które spadły na niego po jego i żony (Pauliny z Müntzbergów) rodzicach, rozpoczął karyerę urzędniczą w sądzie miejskim w Gnieźnie, skąd jako zdolny i biegły prawnik powołany został do sądu apelacyjnego w Poznaniu, uzyskał z czasem tytuł tajnego radcy sprawiedliwości i doczekał się 50 rocznicy urzędowania. Przez wiele lat był czynnym jako radca i syndyk generalny Ziemstwa.[111] Przeżył lat 84.
Dezydery Chłapowski, syn Józefa, starosty kościańskiego, i Urszuli z Moszczeńskich, wojewodzianki inowrocławskiej, urodził się w Turwi 23 maja 1788. Jako 14 letni młodzieniec obrał sobie zawód wojskowy, a po krótkiej służbie w szeregach wstąpił do akademii wojskowej w Berlinie. Gdy jednak zwycięstwami Napoleona zabłysła Polakom nadzieja odzyskania niepodległości, porzucił służbę pruską, zaciągnął się do wojska polskiego i tak się odznaczył pod Tczewem i Gdańskiem, że dostał krzyż virtuti militari legii honorowej. Wzięty do niewoli, udał się po pokoju Tylżyckim do Paryża, gdzie wstąpił do szkoły politechnicznej, by oddać się nauce inżynieryi. Stąd wziął go sobie Napoleon na swego adjutanta. Odtąd przy boki cesarza odbył kampanie w Hiszpanii, Austryi, Niemczech i Rosyi, został mianowany baronem państwa francuskiego i podpułkownikiem, a pod Krasnem, Reichenbachem i Budziszynem przyczynił się na czele swego pułku do zwycięstwa. Przekonawszy się jednak, że Napoleon, by siebie uratować, chciał Polaków poświęcić, wziął dymisyą, a „nie mogąc już Ojczyźnie orężem służyć, jął się uczyć, jak pługiem jej bronić, i z wodza rycerskich hufców stał się uczniem rolnictwa w Anglii.”[112] Powróciwszy do kraju, osiadł w Turwi i gorliwie zaczął pracować w roli. Czy przy uwłaszczeniu włościan, czy przy ustaleniu zasad Ziemstwa kredytowego, czy przy melioracyach w kraju, wszędzie zasięgano jego rady. W r. 1821 poślubił Antoninę Grudzińską, siostrę Joanny, żony w. księcia Konstantego.
Jednym z najruchliwszych deputowanych był Andrzej Niegolewski.[113] Urodzony 30 listopada 1786 r. w Bytyniu z Felicyana, starosty pobiedziskiego, i Magdaleny z Potockich, po odebraniu starannego wychowania, zaciągnął się 1806 r. do gwardyi przybocznej Napoleona, potem przeszedł w stopniu podporucznika do pułku szwoleżerów gwardyi, walczył pod Tczewem, Gdańskiem, pod Iławą i Frydlandem, a od r. 1808–1810 w Hiszpanii, gdzie uczestniczył w wiekopomnej szarży samosierskiej i na polu bitwy przez Napoleona ozdobiony został krzyżem legii honorowej. W roku 1812 odbył kampanią moskiewską, w r. 1813 znajdował się w bitwach pod Budziszynem, Dreznem i Lipskiem, a 1814 r. w bitwach, staczanych we Francyi. Po upadku Napoleona wystąpił z wojska w stopniu podpułkownika.
Hieronim Gorzeński (†1846), syn Andrzeja, pierwszego prezesa najwyższego sądu apelacyjnego w Poznaniu (†1821) i Józefy z Chomęcic Morawskiej, odbył jako adjutant marszałka Davousta kampanią moskiewską, w której został ranny.
Józef Kościelski, syn Ignacego z Kościoła wsi, kasztelana bydgoskiego i kasztelanki płockiej Agnieszki Nieborskiej, rotmistrz kawaleryi narodowej, kawaler orderów św. Stanisława i Orła Białego, był za Księstwa Warszawskiego komisarzem cywilno-wojskowym, później został szambelanem dworu pruskiego.
Antoni hr. Grudziński, syn Zygmunta i Teresy z Krzyckich, kawaler orderu św. Włodzimierza, był za czasów Księstwa Warszawskiego komisarzem granicznym gnieźnieńskim.
Wincenty Kalkstein, syn Jana h. Koss, sędziego pokoju w Wągrówcu za czasów Księstwa Warszawskiego, i Maryanny Broniszewskiej, gorącym był patryotą, czego dowiódł w r. 1831 jako adjutant generała Umińskiego.
Julian Masłowski, dziedzic Mielęcina w powiecie ostrzeszowskim i Rudnik w Wieleńskiem, był radcą departamentowym za Księstwa Warszawskiego, później podprefektem, po utworzeniu zaś Ziemstwa kredytowego obrany został radcą tej instytucyi.[114]
Adam Ziemięcki, dziedzic Golencina i Sytkowa, był kapitanem wojsk polskich za Księstwa Warszawskiego, a przez 9 lat asesorem kamery, w r. 1825 zaś wójtem golencińskim.[115]
Mikołaj hr. Mielżyński, syn Maksymiliana, pisarza w. k., i Konstancyi Czapskiej, a brat młodszy generała Stanisława, był dziedzicem znacznych dóbr, Baszkowa z przyległościami, posiadał też dotąd istniejącą kamienicę w Poznaniu na rogu Starego Rynku i Wodnej, w której 1806 r. miał główną kwaterę generał Henryk Dąbrowski. Syn hr. Mikołaja, Aleksander, ożeniony z Elżbietą hr. Potulicką, po rozwianiu się nagłem i niespodzianem i przejściu w ręce Niemców pięknej fortuny, opuścił Księstwo i umarł w Turynie.
Bardzo wykształconym człowiekiem i niepospolitym znawcą sztuk pięknych, a zwłaszcza malarstwa, był Atanazy hr. Raczyński, urodzony 2 maja 1788 r. w Poznaniu, syn starosty mościskiego Filipa i Michaliny z Raczyńskich, założyciel ordynacyi obrzyckiej (1825 r.). Szedł zrazu ręka w rękę z bratem Edwardem, marzył o służbie publicznej, o upiększeniu rodzinnego miasta i umieszczeniu galeryi obrazów w przybudowanym do Biblioteki Raczyńskich gmachu (dziś hotelu Myliusa). Drobna uraza skłóciła go z społeczeństwem polskim, bo górowała w nim miłość własna. Wyniósł się ze skarbami swymi do Berlina, wstąpił w służbę pruską, posłował w Lizbonie i Madrycie i stał się mecenasem niemieckich artystów. Jemu to zawdzięczał Kaulbach w początkach zawodu artystycznego podnietę, zachętę i środki materyalne, oraz pochop do wymalowania Walki Hunnów, która zdobi teraz tz. Treppenhaus w Muzeum berlińskiem. Raczyński dostał od niego tylko podtuszowany obraz za 4500 talarów, a w dodatku Walkę lwów.[116] Nie pochwalał jednak hr. Atanazy późniejszego prusko-protestanckiego kierunku Kaulbacha (Reformacya, Piotr Arbuez). Dzieło Raczyńskiego, Histoire de l'art moderne en Allemagne, wywarło wpływ niemały na rozwój sztuki i kierunek artystów niemieckich. Raczyński umarł 1874 r.[117], w tym samym roku co Kaulbach.
Deputowanych niemieckich ze stanu rycerskiego na pierwszym sejmie W. Księstwa Poznańskiego było 4 i to: hr. Unruh z Kargowy, Unruh z Mnichów, hr. Blankensee z Wielenia i hr. Goltz z Czajcza. Księcia Thurn-Taxis zastępował generalny dyrektor Ziemstwa Stanisław Poniński. Stosunek ten odpowiadał dokładnie stosunkowi liczebnemu właścicieli dóbr rycerskich Polaków do Niemców.
Z 15 deputowanych miast należało tylko dwóch do narodowości polskiej, co dowodziło raczej większej zamożności mieszczan niemieckiej narodowości aniżeli stosunku liczebnego mieszczan polskich do niemieckich.
Stan wiejski, chociaż przeważnie polski, nie dostarczył na 8 deputowanych ani jednego Polaka, ponieważ włościanie polscy nie mieli wówczas znaczniejszej posiadłości gruntowej.
Deputowani polscy nie byli zadowoleni z obrotu, jaki sprawa polska zaczęła przybierać w W. Księstwie Poznańskiem, ale jedni nie chcieli ostro występować przeciwko rządowi, uważając pojednawczą drogę za korzystniejszą, drudzy byli zdania, że rzeczy nie trzeba obwijać w bawełnę, lecz że trzeba stanowczo, bez ogródki domagać się spełnienia obietnic kongresu wiedeńskiego i króla; na tych czele stał Niegolewski. Zaraz też na początku sejmu wystąpił energicznie przeciw upośledzeniu języka polskiego.
Poruszoną przez Niegolewskiego sprawę ujął sejm w dwie petycye o utrzymanie języka polskiego w szkole i urzędzie i poszanowanie narodowości polskiej.
Te dwie petycye były najważniejszem wynikiem sejmu, inne tyczyły się regulacyi włościańskiej, cechów, stosunku właścicieli miast szlacheckich do ich mieszkańców, ceny soli, żwirówek, sądownictwa i innych mniej ważnych rzeczy.
Wniosek Kosseckiego o przywrócenie Konstytucyi Księstwa Warszawskiego odrzucono, wniosek Hieronima Zakrzewskiego z Mszczyczyna o utworzenie uniwersytetu w Poznaniu odroczono z uzasadnieniem, że chociaż uniwersytet byłby bardzo pożądany, trzeba jednak najprzód urządzić, jak się należy szkoły niższe. Wniosek Chełmickiego o założenie gimnazyum w Gnieźnie doręczono naczelnemu prezesowi.
Na tym to sejmie wreszcie ujęli się Polacy za żydami, oświadczając się w zasadzie za udzieleniem im praw obywatelskich, gdyby w przeciągu 10 lat pewnym warunkom zadość uczynili.

Zabiegi księcia Sułkowskiego w Berlinie.

Zaraz po ukończeniu sejmu 22 grudnia 1827 r. udał się książę Sułkowski, który bardzo zręcznie marszałkował, występując pośrednicząco, ale równocześnie nie spuszczając z oka danych W. Księstwu Poznańskiemu obietnic i rękojmi, do Berlina, by wyrobić najpomyślniejszą odprawę królewską na petycye sejmowe.
Już dawno przed pierwszym sejmem W. Księstwa Poznańskiego napisał referendarz Józef Morawski z Oporowa do ministeryum pruskiego memoryał, w którym wykazując prawa Polaków, zażądał: 1) powiększenia władzy namiestnika, 2) dodania mu Rady, złożonej z krajowców, 3) mianowania dwóch Polaków radcami stanu w Berlinie, 4) obsadzenia wszystkich urzędów w W. Księstwie Poznańskiem Polakami, 5) utworzenia eforatu szkolnego czyli oddania w ręce Polaków wychowania publicznego jako głównej rękojmi narodowości naszej.
Wywody, zawarte w owym memoryale, powtórzył Morawski w liście z 1 stycznia 1828 r.[118] księciu Sułkowskiemu, który nie omieszkał skorzystać z nich.
Atoli książę, lubo przyjęty uprzejmie w Berlinie i zaszczycony przyjaźnią następcy tronu (późniejszego króla Fryderyka Wilhelma IV), przekonał się niebawem, że nie tak łatwo mu będzie dopiąć celu.
„Trzeba tutaj — pisał w styczniu 1828 r. — z figurami jak z jajkami postępować i wątpię, czy i po kilkomiesięcznym pobycie choć fundamenta założył mi się uda dla dalszego dobra Księstwa, którego jestem ambasadorem. Ciekawi tu byli nader ducha sejmu poznańskiego, nim więc jeszcze naczelny prezes Baumann opis takowego nadesłał, wręczyłem kopią jego księciu-następcy tronu, który zadowolony był również jak i inne osoby. Książę-namiestnik, gorąco przezemnie oczekiwany, nie przybywa, sam więc dźwigam ukochaną Ojczyznę, której honor piastowałem i pod gorącem niebem Andaluzyi i wśród lodów Moskwy.”[119]
W lutym mianowany został książę członkiem Rady stanu, a zarazem członkiem wydziału spraw wewnętrznych w tejże Radzie. „Muszę uczęszczać — pisał w owym czasie — na zabawy dworskie, bo na nich mam tylko sposobność widywania króla, a na ostatnim balu maskaradowym musiałem wziąć na siebie rolę Mieczysława I, co mocno się tu wszystkim podobało.”[120]

Arcybiskup Wolicki.

Opróżnioną była wówczas stolica arcybiskupia po zmarłym w 84 roku życia dnia 20 grudnia 1825 r. arcybiskupie Tymoteuszu Gorzeńskim. Ponieważ Polacy życzyli sobie widzieć na stolicy arcybiskupiej znakomitego rodaka swego, ks. Teofila Wolickiego, przeto książę Sułkowski, stosując się do powszechnego życzenia, usilnie popierał go i w końcu nominacyą jego przeprowadził.
Teofil Wolicki herbu Janina urodzony w Godziętowach w powiecie ostrzeszowskim 30 października 1767 r. z ojca Ignacego i matki Józefy z Wiesiołowskich jako średni z siedmiorga rodzeństwa, pod okiem i kosztem stryja Konstantego, rządcy dóbr PP. Norbertanek płockich, „najlepszego z ludzi”, jak go sam nazywał, ukończywszy szkoły płockie po krótkim pobycie w seminaryum warszawskiem przeniósł się do Akademii wileńskiej, potem pracował w kancelaryi krewnego swego, biskupa chełmskiego Macieja Garnysza. W r. 1788 udał się do Rzymu, skąd po dwuletnich studyach teologicznych i uzyskaniu stopnia doktora prawa powrócił do kraju, przyjął święcenia kapłańskie i został proboszczem w Barcicach nad Bugiem. W r. 1793 powołał go biskup Raczyński do Poznania i mianował audytorem swoim. Z audytora postąpił niebawem na kanonią, potem na archidyakonią poznańską. Po przeniesieniu się Raczyńskiego na stolicę arcybiskupią gnieźnieńską wyprosił sobie ks. Wolicki probostwo w Dusznikach, pragnąc pracować wśród ludu wiejskiego i podnieść jego oświatę.
Niezadługo jednak zażądał arcybiskup Raczyński jego pomocy. Wyniesiony do godności proboszcza katedralnego gnieźnieńskiego, posłował kilkakrotnie na sejmy warszawskie i w tymże czasie mianowany został członkiem dyrekcyi edukacyjnej i wizytatorem szkół. W r. 1815 powrócił do Dusznik, ale już w marcu 1816 r. powołał go rząd pruski na starszego radcę szkolnego w W. Księstwie Poznańskiem, który to urząd jednak złożył 1817 r. Odtąd pozostał w Dusznikach do r. 1825, w którym to czasie otrzymał order Orła Czerwonego III klasy i order św. Stanisława. W r. 1825 został proboszczem katedralnym poznańskim.
Po zgonie arcybiskupa Gorzeńskiego obiedwie kapituły, poznańska i gnieźnieńska, obrały go jednogłośnie administratorem archidyecezyi.
Wyniesionego 1828 r. na godność arcybiskupią konsekrował dnia 17 maja 1829 r. w katedrze poznańskiej biskup-sufragan gnieźnieński Siemieński w asyście prałatów-infułatów Ostaszewskiego, opata lubińskiego, i Markowskiego, opata trzemeszeńskiego, w obecności księcia-namiestnika Radziwiłła i jego małżonki.[121]
Arcybiskup Wolicki starał się przywrócić podupadłą pod starym arcybiskupem Gorzeńskim karność kościelną, poprawić duchowieństwo i dźwignąć włościan, rozpoczął zwiedzać parafie, zaprowadził surowe egzamina dla młodzieży, poświęcającej się stanowi duchownemu, uzyskał władzę nad szkołami elementarnemi gmin katolickich i usiłował, acz napróżno, przywrócić arcybiskupom gnieźnieńsko-poznańskim tytuł książęcy.
Pod jego przewodnictwem spisywano prawa dla archidyecezyi rodzaj kodeksu, w którym zbierano stare, obowiązujące jeszcze prawodawstwo z czasów rzeczypospolitej, i dopełniano go nowemi przepisami, dla tego też zbiorowi temu nadano tytuł: Codex Volicianus.
Za jego staraniem przewieziono zwłoki arcybiskupa Krasickiego, zmarłego w Berlinie 14 marca 1801 r. i tamże w kościele św. Jadwigi, który konsekrował był, pochowanego, do Gniezna. Dnia 16 marca 1829 r. złożono je najprzód w kuryi kanonika Kajetana Kowalskiego, a nazajutrz odprowadzono uroczyście do katedry i po mszy żałobnej w obecności arcybiskupa Wolickiego, licznego duchowieństwa, szlachty i ludu pochowano w kaplicy Potockich.
Niestety, krótkie były rządy arcybiskupa Wolickiego. Umarł w Poznaniu na wodną puchlinę 21 grudnia 1829 r., mając lat 62.
Cały swój majątek, 47,000 złp. zapisał testamentem na cele dobroczynne.[122]
Był to mąż zacny, zdolny i uczony, kapłan wzorowy, opiekun ludu polskiego. Żył pomiędzy ludźmi wykształconymi i ludźmi wielkiego świata, przyjaźń łączyła go z księciem-namiestnikiem Radziwiłłem. Acz gorących uczuć polskich, nie miał — ja twierdzi pani Bogusława Mańkowska — powierzchowności polskiego szlachcica i duchownego, każdy na pierwszy rzut oka byłby go wziął za ministra lub nuncyusza papieskiego, a nie za arcybiskupa poznańskiego.[123]

Sprawa Tytusa hr. Działyńskiego.

Na pogrzebie arcybiskupa Wolickiego, w katedrze po mszy św. i Castrum doloris odczytał mowę 33-letni wówczas Tytus hr. Działyński, powodowany wdzięcznością ku zmarłemu, który niejedną przysługę wyrządził jego rodzinie. Sławiąc cnoty i zasługi arcybiskupa, podnosił też patryotyzm i śmiałe występowanie przeciw nadwyrężaniu praw, Polakom przez króla zapewnionych.
Dowiedział się o tem minister oświaty baron Altenstein i przekonany, że dopuszczono się nadużyć, zażądał bliższych szczegółów od naczelnego prezesa Baumanna. Ten zwrócił się do kapituły po wyjaśnienie. Kapituła przesłała mu drukowany program pogrzebu, oświadczając, że Działyński liturgii nie przerwał, bo dopiero po ukończeniu Castrum doloris przemówił oraz, że zabrał głos nie jako czyjbądź przedstawiciel, lecz jako osobisty przyjaciel zmarłego i to z przyzwoleniem egzekutorów testamentu i urządzających pogrzeb: generalnego wikaryusza Przyłuskiego, byłego radcy rejencyjnego Szumana i wikaryusza kapitulnego Kinosowicza, wreszcie, że nie można było odmówić mu spełnienia życzenia, bo sprzeciwiałoby się to rozpowszechnionemu w Polsce zwyczajowi; to też władze rosyjskie pozwoliły przemawiać świeckim 1829 r. na pogrzebie wojewody Bielińskiego, austryackie na pogrzebie Woronicza, a pruskie na pogrzebie Dąbrowskiego, na którym miał mowę wobec przedstawicieli władz świeckich pruski generał-porucznik Kosiński.
Przesyłając tę odpowiedź kapituły ministrowi, Baumann, znany z nieprzychylności dla Polaków, dodawał od siebie, że nie potrzebowano udawać się do niego o pozwolenie, bo wedle praw istniejących tylko wtedy jest to konieczne, jeśli władza duchowna sprzeciwia się wygłoszeniu mowy, ponieważ jednak z niemieckiej strony twierdzono, że mowa była podburzająca, przeto wraz z namiestnikiem poprosił hr. Działyńskiego o przysłanie tekstu mowy, co też tenże uczynił, załączając do oryginału niemieckie tłomaczenie, ale mowa nie zawierała nic takiego, przeciwko czemu władza świecka miałaby powód wystąpić.
Widocznie podburzony przez kogoś Altenstein nie zadowolnił się odpowiedzią Baumanna, kazał protokularnie przesłuchać Przyłuskiego i innych członków kapituły, zażądał dowodów na to, że przemawianie świeckich przy pogrzebach jest utartym zwyczajem, że Działyński nie przemawiał w imieniu stanów, i zapytywał się, czy program pogrzebu przed wydrukowaniem został przedłożony cenzurze.
Sprawa przewlekała się, aż wybuchło powstanie listopadowe w Warszawie, dokąd i Działyński z innymi pospieszył.
Skończyło się na tem, że minister dnia 30 kwietnia 1831 r. udzielił nagany Przyłuskiemu i całej kapitule, iż pozwoliła Działyńskiemu wygłosić mowę w kościele, co było nieodpowiedniem, i to wzniecającą niezadowolenie z panujących stosunków politycznych, nie przekonawszy się poprzednio, jaka jej była treść i jaki zamiar mówcy.[124]

Odprawa sejmowa.

Zabiegi księcia Sułkowskiego o powiększenie władzy namiestnika lub ustanowienie sekretaryatu stanu dla W. Księstwa Poznańskiego były daremne, natomiast z pomocą księcia Antoniego Radziwiłła uzyskał co tylko można było uzyskać.
W odprawie sejmowej król obiecał większość petycyi wziąć pod rozwagę, a kilka tylko odrzucił stanowczo, jak o ułatwienie wyprowadzania się z Królestwa Polskiego, użycie sum w depozytach sądowych bez wysłuchania interesentów na zakupywanie listów zastawnych W. Księstwa Poznańskiego, co zaś do języka polskiego, dał następującą odpowiedź:

1. Używanie języka polskiego w czynnościach urzędowych.

Oświadczamy, że, jakeśmy używanie tego języka w czynnościach pomienionych obok niemieckiego przez powtórzoną i prawem oznaczoną wolę naszą nakazali, tak też zawsze czuwać będziemy, aby przepisom tym zadość się stało. Dla tego naganił należycie ministrów spraw wewnętrznych natychmiast, kogo należało, skoro tylko przytoczone przez nasze wierne stany przeciw tym przepisom wykroczenie jednorazowe do wiadomości jego doszło. Władze tem łatwiej do naszych przepisów stosować się będą mogły, że dostateczną jest liczba urzędników, polski język posiadających. Gdyby się jednak mimo to dopuszczać miały uchybień, otwartą jest droga zażaleń, którym się zawsze zaradzi. Wyłączne wszelako używanie języka polskiego nigdy nie było zapewnione i już dla tego samego miejsca mieć nie może, że prawie trzecia część mieszkańców z niemieckiej złożona jest ludności.
Co do prośb dalszych wiernych stanów, ażby przy obsadzaniu urzędów głównie na krajowców wzgląd miano, czynimy tę uwagę, że już teraz wiele posad zajmują i że mianowicie pomiędzy radcami ziemiańskimi obwodu rejencyjnego poznańskiego dwóch jest tylko, którzy nie są krajowcami lub w nim dóbr z dawniejszych czasów nie posiadali. Rozumie się zaś samo przez się, że urzędy powierzane być tylko mogą osobom, które zdolne są złożyć dowody swego do nich uzdolnienia. Nieprzyjemnie nam tylko być może, że z strony polskich rodaków prowincyi mimo właściwych narodowi zdolności żaden dotąd nie zgłosił się do wyższego egzaminu celem pozyskania posad administracyjnych, co zdaje się dowodzić braku chęci do służby publicznej. Nader więc nam będzie miło, jeżeli w przyszłości większą do tego dostrzeżemy skłonność, a wtenczas nietylko przy obsadzaniu urzędów w prowincyi szczególniejszy wzgląd na rodaków zachowamy, ale ich też i po za obrębem prowincyi w miarę ich zdolności na wszelkie urzędy w państwie równie jak mieszkańców innych prowincyi chętnie posuwać będziemy.
Co się zaś nareszcie tyczy mianowania rodaków na urzędy prezesów sądów ziemiańskich, wymaga tego ścisły szafunek sprawiedliwości, aby prezesi w znakomitym stopniu znajomość prawa posiadali. Gdy zaś w żadnej prowincyi urządzenia takiego niema, aby tylko krajowcy urzędy prezesów piastowali, gdy owszem wszędzie kwalifikacya rozstrzyga i każdy mieszkaniec państwa, posiadający ją, równe do nich ma prawo, przeto nie znaleźliśmy powodu do wydania rozkazu, ażeby dane w rozporządzeniu gabinetowem z 3 maja 1815 r. ministrowi sprawiedliwości Kircheisenowi zlecenie (które tylko instrukcyą było dla władzy) umieszczone zostało w ustawie o sądownictwie z r. 1817, tamecznej prowincyi nadanej, owszem § 165 przepisuje, iż kwalifikacya na urzędy sędziów opierać się powinna na ogólnych prawnych przepisach, przy czem i nadal ma pozostać.

2. Używanie języka polskiego w szkołach.

Oświadczamy wiernym naszym stanom, co następuje: Jak nie było i nie jest naszym zamiarem rozprzestrzeniać język niemiecki z uszczerbkiem języka polskiego, tak też uzasadnione być nie mogą obawy stanów o ścieśnienie języka polskiego przez nasze bezpośrednie urządzenia i postępowanie władz. Było i jest wolą naszą, aby język polski jako droga mieszkańcom polskim W. Księstwa Poznańskiego własność pieczy władz naszych doznawał. Lecz obok języka polskiego może i ma język niemiecki być utrzymywany i miło nam było powziąć z petycyi stanów, że przyznają potrzebę rozszerzenia znajomości języka niemieckiego w naszem W. Księstwie Poznańskiem. Do petycyi stanów o przywrócenie we wszystkich szkołach i klasach w naszem W. Księstwie języka polskiego jako wykładowego skłonić się wprawdzie w całej objętości życzenia stanów nie możemy dla słusznego i koniecznego względu na niemieckich mieszkańców naszego W. Księstwa, dla osiągnięcia jednak naszego ojcowskiego zamiaru, aby język polski obok niemieckiego istniał i doskonalił się, ma być:
a) w szkołach elementarnych, do których wyłącznie lub głównie gminy narodowości polskiej należą, język polski jak dotąd, tak i w przyszłości jako język wykładowy używany, przyczem jednak i język niemiecki ma być przedmiotem nauki publicznej,
b) podobnież i w okolicach, w których samym tylko lub w większej daleko części niemieckim mówią językiem, język niemiecki będzie na przyszłość językiem wykładowym, polski zaś przedmiotem publicznej nauki. Aby ułatwić osiągnięcie tego naszego ojcowskiego zamiaru potrzeba
c) postarać się tak na posady plebańskie, jak i nauczycielskie przy szkołach elementarnych o osoby, znające język polski i niemiecki, i dla tego zleciliśmy naszemu ministrowi spraw duchownych i oświecenia, ażeby użyło wszelkich środków do usposobienia na posady plebańskie i nauczycielskie dostatecznej liczby kandydatów, potrzebną znajomość języka polskiego i niemieckiego posiadających. Skłonni także jesteśmy zbyt szczupłe dotąd uposażenie plebanów i nauczycieli, skoro się do nich znajdą usposobieni kandydaci, w miarę potrzeby, przez nadzwyczajne pomnożenie dochodów tychże za stosownem dołożeniem się osób prawnie do tego zobowiązanych tak dalece polepszyć, aby ciż kandydaci posady te za przedmiot ubiegania uważać mogli.
d) Z będących w naszem W. Księstwie gimnazyów, do bydgoskiego tak mało dotąd uczęszczało uczniów, którzyby nie posiadali zarazem znajomości języka niemieckiego, a ludność w okolicy Bydgoszczy w przewyższającej liczbie tak jest niemiecka, iż nie uważamy potrzeby odmienienia urządzeń tegoż gimnazyum, w którem język polski dotąd tylko za przedmiot nauki był używany.
Natomiast
e) w gimnazyum poznańskiem istniejące już urządzenie oddziałów dla uczniów polskich i niemieckich w trzech niższych klasach ma być rozciągnięte i do czwartej klasy, która podobnież na oddział niemiecki i polski urządzona będzie.
f) Również w gimnazyum leszczyńskiem, gdzie także przewyższająca jest liczba uczniów polskich, przedsięwziąć się na utworzenie oddziałów dla uczniów polskich i niemieckich w trzech, a gdyby tego potrzeba było, nawet w czterech klasach niższych, skoro do urządzenia tego potrzebne zabudowania zostaną obmyślone i znajdzie się dostateczna liczba ukwalifikowanych nauczycieli.
W obydwóch wyższych klasach gimnazyów poznańskiego i leszczyńskiego, w których uczniowie polscy i niemieccy, podzieleni wprzódy na oddziały, znów pospołu nauki odbierają, ma wprawdzie język niemiecki i polski według rozmaitości przedmiotów naukowych i według każdorazowego uznania naszej prowincyonalnej Rady szkolnej być nadal jak dotąd na przemian używany, wszelako na każdy przypadek mają być nauki w języku niemieckim udzielane w takiej rozciągłości, jaka jest potrzebną, aby uzdolnić polskich uczniów, chcących się poświęcić stanowi uczonemu lub służbie rządowej, do zwiedzania uniwersytetów krajowych niemieckich.
h) Ażeby stosownie do naszego ojcowskiego zamiaru tacy tylko w przyszłości przy gimnazyach naszego W. Księstwa umieszczani byli nauczyciele, którzyby z potrzebną zdatnością naukową znajomością języka polskiego i niemieckiego, mianowicie nauki w obydwóch wyższych klasach gimnazyów w języku polskim i niemieckim na przemian udzielać byli w stanie, chcemy takich młodych ludzi bez różnicy, czy są niemieckiego lub polskiego rodu, którzy posiadają obadwa języki i chcą poświęcić się uczonemu zawodowi szkolnemu w naszem W. Księstwie, skoro się do tego wyraźnie zobowiążą, w razie ich potrzeby nie tylko wspierać w gimnazyach, ale i stosowną zapewnić pomoc na czas zwiedzania uniwersytetów, jeżeli wychodząc z gimnazyów, otrzymają świadectwo bądź bezwarunkowej bądź warunkowej zdolności.
i) Chcąc tembardziej zabezpiezcyć w gimnazyach naszego W. Księstwa doskonalenie się uczniów Polaków w niemieckim, a uczniów Niemców w polskim języku, postanawiamy, ażeby w przyszłości każdy poświęcający się służbie rządowej lub kościelnej młodzieniec, który zwiedzał jedno z gimnazyów naszego W. Księstwa, w regule także egzamin dojrzałości zdał w jednem z rzeczonych gimnazyów i żeby ustanowione w miastach uniwersyteckich komisye egzaminacyjne naukowe (które stosownie do edyktu naszego z 1812 r. nie mają potrzeby uważać na to, czy przychodzące osoby posiadają język polski lub nie), tylko wtenczas przypuszczały go do egzaminu pro immatriculatione, gdy udowodni świadectwem gimnazyalnem, iż szkołę z dokładną znajomością języka polskiego opuścił.
k) Na zaprowadzenie Eforału szkolnego na całe Księstwo, o które stany wniosły, zezwolnić nie możemy, nie zgadza się to bowiem z urządzeniami w innych częściach naszej monarchii.
l) Oznajmiliśmy już powyżej, że jest ojcowskim naszym zamiarem, aby przy obsadzaniu urzędów radców szkolnych, dyrektorów, nauczycieli gimnazyów i seminaryów nauczycielskich naszego W. Księstwa, skoro będzie wystarczająca liczba kandydatów, na których dotąd zbywało, szczególny wzgląd był miany nie tylko na dostateczną znajomość języka polskiego, ale też przy równej zdatności i zupełnej znajomości języka niemieckiego na krajowców rodem z W. Księstwa, wszystko jedno, czy są niemieckiego czy polskiego szczepu.[125]
Wkrótce po tej odprawie sejmowej wydał prezes sądu apelacyjnego w Poznaniu Schoenermark okólnik do sądów z poleceniem, aby sędziowie, nie znający języka polskiego, nauczyli się go, bo inaczej nie będą mogli dostać się do sądu apelacyjnego. Zarazem zamianował dotychczasowych radców sądu ziemiańskiego: Ryka, Topolskiego, Chełmickiego, Bajerskiego i Gregora radcami najwyższego sądu apelacyjnego w Poznaniu.
Dla odprawy sejmowej załączyć kazał król prawo, urządzające stany powiatowe, które zastępować miały powiat, rozkładać ciężary publiczne, o ile ich prawo nie przepisywało, orzekać o podatkach i posługach w naturze, jakichby wymagały potrzeby powiatowe, i odbierać z nich rachunki. Zgromadzenie stanów powiatowych składać się miało ze wszystkich właścicieli dóbr szlacheckich, chrześcian, mających lat 24 i nieskażoną sławę, z deputowanych każdego miasta i z trzech deputowanych gmin wiejskich.
Przyobiecał też król w tejże odprawie sejmowej przyznać stanom powiatowym udział w wyborze radców ziemiańskich. Jakoż regulamin z 29 kwietnia 1829 r. poruczył im obiór trzech kandydatów na opróżnione miejsce radcy ziemiańskiego, ale tylko z pomiędzy dziedziców, wybrani zaś kandydaci prezentowani być mieli dopiero po oświadczeniu, że urząd przyjmą, i po udowodnieniu egzaminem potrzebnego uzdolnienia.
Pomocnikiem radcy ziemiańskiego mieli być dwaj deputowani ze stanu dziedziców dóbr rycerskich, z których jeden miał go w danym razie zastępować. Tak radca ziemiański, jak i deputowany powiatowy winni byli znać język niemiecki dokładnie, polski zaś do tyla, iżby się w nim wypisać i wysłowić mogli.
Ponieważ Polacy na własną szkodę okazywali wstręt do służby rządowej, wyznaczył król rozkazem gabinetowym z 20 maja 1830 r. 2000 talarów na wsparcie 8 referendaryuszy celem sprowadzenia ich z innych prowincyi do W. Księstwa Poznańskiego pod warunkiem, że nauczą się języka polskiego, a rozkazem 10 października dozwolił, aby zamiast 8 referendaryuszy otrzymywało z tego funduszu wsparcie 4 referendaryuszy i 8 auskultatorów. Prócz tego przeznaczył król 1000–1250 talarów na wsparcie pod takimże warunkiem 4–5 referendaryuszy rejencyjnych.

Wzrost niemczyzny. Biurokratyzm.

Było już wówczas dużo urzędników, którzy wcale nie rozumieli po polsku. Wedle statystyki, ułożonej 1830 r. staraniem księcia generała Sułkowskiego w siedmiu sądach ziemiańskich wszyscy dyrektorowie rozumieli język polski i mówili nim mniej więcej, ale jeden tylko mówił i pisał po polsku. Z radców było Niemców 29, Polaków 7, mówiących mniej więcej po polsku 5; z asesorów było 6 Niemców, 5 Polaków, 1 umiejący po polsku.
W rejencyi poznańskiej naczelny prezes Baumann mówił jako tako po polsku, wiceprezes wcale nie znał języka polskiego; z 14 radców było 8 Niemców, 3 Polaków, 3 umiejących po polsku; z 5 asesorów było 3 Niemców, 1 Polak, 1 umiejący po polsku.
W rejencyi bydgoskiej prezes rozumiał po polsku, wiceprezes pracować mógł po polsku, nadradca był Niemiec; z 6 radców było 5 Niemców, 1 mówiący po polsku; z 5 asesorów było 4 Niemców, 1 umiejący po polsku.
Było więc z powyższych urzędników:
59 Niemców, nie umiejących po polsku,
22 Niemców, rozumiejących po polsku,
16 Polaków.
Władze W. Księstwa Poznańskiego postępowały sobie wbrew oświadczeniu królewskiemu i na wszystkich polach czuć się dawał prąd absolutyzmu biurokratycznego i germanizacyjnych dążności.
Naczelny prezes Baumann, „któremu już z miny widać było, że mu bogowie życzliwych uczuć i dworskiej ogłady poskąpili”,[126] zajął nieprzychylne do księcia-namiestnika stanowisko. Wpływ księcia Radziwiłła na sprawy i osoby słabnął coraz widoczniej, dla tego też coraz częściej i dłużej przebywał w Berlinie lub w letniej siedzibie Ruhbergu na Śląsku. A tymczasem gospodarowano, nie oglądając się na niego.
I tak mianowano z pominięciem uzdolnionych Polaków Niemca Mikolowskyego z Głogowy pierwszym sędzią w senacie apelacyjnym poznańskim, chociaż wcale po polsku nie umiał, a pułkownikowi Niegolewskiemu nie dozwolono w sądzie bronić praw swych w własnym języku. Zapozwany w języku niemieckim przez krajowca w sprawie kontraktu, po polsku zawartego, podał do sądu prośbę, aby mu skargę nadesłano w polskim języku. Opierał się przytem na odezwie królewskiej z r. 1815 i na odprawie sejmowej z r. 1828. Sąd ziemiański jednak oświadczył, że Niegolewski posiada język niemiecki i na skargę niemiecką obowiązany jest odpowiadać po niemiecku. Niegolewski sam stanął przed kratkami sądowemi, a gdy zaczął bronić się w polskim języku przerwano mu i nakazano mówić po niemiecku. A jednak powód dobrze znał język polski więc podług § 146 ustawy z 9 lutego 1819 r. Niegolewski miał prawo za sobą.
Przetłomaczono też pisma, które miały być wręczone sejmującym stanom, z niemieckiego oryginału i to niedokładnie, chociaż Polacy mieli prawo żądać, aby wszystkie pisma w oryginale po niemiecku i po polsku były redagowane.

Drugi sejm W. Księstwa Poznańskiego.
Dr. Antoni Kraszewski.

Drugi sejm rozpoczął się 10 stycznia 1830 r. Marszałkiem został znów książę-generał Sułkowski, wicemarszałkiem podpułkownik Dezydery Chłapowski z Turwi, sekretarzem Piotr Chełmicki.
Skład sejmu był prawie ten sam, co za pierwszym razem, w miejsce tylko hr. Goltza z Czajcza z powiatu wyrzyskiego wstąpił Józef hr. Bniński z Samostrzela, w miejsce zaś Kościelskiego z Szarleja z powiatu inowrocławskiego dr. Feliks Antoni Kraszewski, jeden z najzdatniejszych Polaków.
Kraszewski urodził się w Tarkowie w powiecie inowrocławskim 30 maja 1797 r. z ojca Jana, dziedzica Tarkowa, prezesa trybunału bydgoskiego, i matki Anny z Poleskich. Nauki pobierał najpierw w Pakości u OO. Reformatów, później w Liceum warszawskiem, na uniwersytecie był w Wiedniu, Hali, a w końcu w Getyndze, gdzie uzyskał stopień doktora filozofii. Chciał poświęcić się zawodowi naukowemu, gdy śmierć ojca zniewoliła go zostać gospodarzem. Objąwszy Tarkowo, doprowadził je do wielkiej kultury. On to pierwszy powziął myśl założenia Towarzystwa naukowo-rolniczo-przemysłowej pomocy, na które ogół miał składać 3 grosze z morgi magdeburskiej, a każdy stypendyat zwracać zapomogę. W tym celu zawezwał 1829 r. w porozumieniu z księciem Radziwiłłem i arcybiskupem Wolickim obywateli całego Księstwa do Poznania. Zjazd był bardzo liczny, tak, że się wszyscy w sali pałacu arcybiskupiego zaledwie pomieścić mogli. Projekt i ułożone przez Kraszewskiego statuty przyjęto jednogłośnie, na jego wniosek jednak wybrano komitet, który miał jeszcze raz przejrzeć statuty. Na nieszczęście komitet jeden paragraf odrzucił mimo oporu i prośby Kraszewskiego, który, porozumiawszy się z księciem Radziwiłłem, przekonany był, że, jeśli ten paragraf skreślony zostanie, rząd na założenie Towarzystwa nie zezwoli. I tak się też stało.[127]
Kraszewski odznaczał się prawością, szlachetnością i darem wymowy. „Umysł jego bystry nigdy nie zmieszał się; gotowość każdorazowa do repliki szła w parze z zdolnością ujęcia tak słabych, jak mocnych stron przedmiotu, żałować tylko należy, że nie popierała należna pilność uzdolnienia tego.”[128]
Na drugim sejmie prowincyonalnym deputowany odolanowski Kossecki powtórzył wniosek o nadanie W. Księstwu Poznańskiemu Konstytucyi Księstwa Warszawskiego, a deputowany śremski Hieronim Zakrzewski wniosek o uniwersytet w Poznaniu, ale napróżno. Co do uniwersytetu, to tym razem sejm nie poparł wniosku Zakrzewskiego z obawy, że nie byłoby dosyć słuchaczy, zwłaszcza dla blizkości uniwersytetów w Wrocławiu, Berlinie, Królewcu i Krakowie. Sędzia Chełmicki, wystąpił przeciwko nominacyi Mikolowskyego, a deputowany pleszewski Rembowski skarżył się, że przez zostawianie dowolnego wyboru nauczycielowi lub Radzie szkolnej, nie z rodaków złożonej, w jakim języku nauki w klasach wyższych udzielać zechcą, język polski został z tych klas prawie wykluczony. Podniósł też zarzut przeciwko władzom, że młodych Polaków nie tylko nie zachęcają do sposobienia się do urzędów, lecz ich nawet od tego odstręczają.
Ostro przemawiał Niegolewski w swej sprawie, a nawet Niemiec, hr. Blankensee, deputowany z powiatu czarnkowskiego, odezwał się bardzo dobitnie za równouprawnieniem języków.
Drugi sejm prowincyonalny upomniał się — co już pierwszy powinien był uczynić — o przyłączenie powiatów wałeckiego i kamieńskiego do W. Księstwa Poznańskiego, jak to było pierwotnem postanowieniem królewskiem, ale bez skutku.
Dnia 25 lutego 1830 r. sejm się zakończył.

Arcybiskup Dunin.

Wkrótce potem, dnia 15 marca 1830 r. obrany został arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim Marcin Dunin z Skrzynna Sulgostowski herbu Łabędź.
Nowy arcybiskup pochodził z starożytnego, ale niezamożnego rodu. Urodzony na Mazowszu we wsi Wale pod Rawą 11 listopada 1774 r. z Felicyana i Brygidy z Szczakowskich, uczęszczał do r. 1786 do szkół pojezuickich w Rawie, potem wziął go w opiekę stryj Wawrzyniec, późniejszy kanclerz katedralny kujawski i oddał go do gimnazyum w Bydgoszczy, gdzie pobierał nauki przez dwa lata. Od r. 1793 słuchał teologii w kolegium niemieckiem w Rzymie i tam też 23 września 1797 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Zaraz po powrocie do kraju został kanonikiem kolegiaty wiślickiej i pozyskał sobie względy biskupa krakowskiego Turskiego, który go zatrzymał przy boku swoim. Po śmierci Turskiego, mają lat 26, otrzymał kanonią kujawską, a 1805 r. probostwo w Służewie. Na wezwanie arcybiskupa Raczyńskiego przeniósł się 1808 r. do Gniezna, gdzie został kanonikiem metropolitalnym i audytorem, a 1815 kanclerzem, poczem zrzekł się audytoryi i probostwa w Służewie. Kanonią kujawską zatrzymał do r. 1821. Jako mąż uczony, zdolny i pracowity zwrócił na siebie uwagę rządu pruskiego, który w r. 1815 mianował go radcą szkolnym, a później obdarzył orderem Orła Czerwonego. Wreszcie został proboszczem poznańskim i keyńskim. Z ks. Teofilem Wolickim łączyła go ścisła przyjaźń.[129]
W dzień wyboru nowego arcybiskupa dały obiedwie kapituły w Gnieźnie obiad, na którym znajdowali się książę-namiestnik Radziwiłł, księża, obywatele wiejscy, urzędnicy i wybitniejsi mieszczanie. Pomiędzy gośćmi był też syndyk konsystorski Pantaleon Szuman. Ten słysząc, że kolega jego uniwersytecki i przyjaciel Lehmann, który siedział naprzeciwko pomiędzy Polakami, mówił po niemiecku, odezwał się, że mógłby rozmawiać po polsku, bo przecież dobrze włada językiem polskim. Posłyszawszy to siedzący obok Szumana major v. Lupinski wyraził gniewnie, że Szuman śmie do tego wyzywać swego przyjaciela, że raczej sam powinien mówić po niemiecku. Gdy zaś Szuman, wskazując na blizko siedzącego starego biskupa-sufragana zauważył, że goście prawie sami Polacy, odrzekł major, że nie rozumie, dla czegoby nie miano mówić po niemiecku. Na to odparł Szuman, że sam jest urzędnikiem pruskim, jak mundur jego okazuje, ale to nie przeszkadza mu mówić po polsku, a nawet w takiem towarzystwie jak obecne, tym językiem mówić uważa za rzecz najodpowiedniejszą.
Major zadenuncyował Szumana, skutkiem czego wezwał minister Schuckmann syndyka, aby się wytłomaczył. Jak niegdyś Wolicki, tak i Szuman skorzystał ze sposobności, by w liście z 31 marca 1830 r., pisanym do ministra, przedstawić uroszczenia poznańskich Niemców i oskarżyć ich, że nie stosują się do przyrzeczeń i woli króla.[130]
Zaraz po sejmie pojechał znowu książę Sułkowski do Berlina, by poprzeć petycye sejmowe, a dzięki jego staraniom, a może też naprężonej sytuacyi politycznej w Europie zanosiło się na ustępstwa ze strony rządu.
Dnia 4 października 1830 r. umarł po sześcioletniem urzędowaniu na puchlinę piersiową naczelny prezes Baumann, obywatel honorowy miasta Poznania, a na życzenie księcia-namiestnika miał zostać następcą jego Rochow, przyjaciel domu Radziwiłłowskiego, radcą zaś prezydyalnym jeden z zdatniejszych urzędników administracyjnych Polaków, gdy w tem 29 listopada 1830 r. wybuchło w Warszawie powstanie.
I nagle wszystko się odmieniło. Już wygotowaną do podpisu królewskiego nominacyą Rochowa wstrzymano, a naczelnym prezesem W. Księstwa Poznańskiego zamianowany został Flottwell,' który jako radca przyboczny naczelnego prezesa Schöna z Królewca sprężystością swoją zwrócił na siebie uwagę rządu.





  1. Okres ten opracowała A. Lipińska w rozprawie p. t. Le Grand Duché de Posen de 1815 à 1830, za którą otrzymała w Paryżu tytuł doktorski. Autorka opiera się przeważnie na źródłach niemieckich. Zachodzące w rozprawie błędy i omyłki sprostowane zostały w Przeglądzie Wielkopolskim. R. II, nr 23. Pobieżnie okres ten naszkicował dr. Kaźmierz Rakowski w swych Dziejach W. Księstwa Poznańskiego w zarysie. Kraków 1904.
  2. Gazeta Poznańska, 1815, nr 27.
  3. Tamże, nr. 43 i 46.
  4. Józef Poniński, brat pułkownika Stanisława, ur. 1779 † 1829, pan na Tulcach, Komornikach, Iwnie, Węgierkach, Wydzierzawicach, Nagradowicach i Prusinowicach, kawaler legii honorowej francuskiej i orderu de la Réunion, miał za żonę Juliannę Zabłocką, energiczną, zręczną i piękną kobietę, której całkiem ulegał. Była ona gorącą zwolenniczką Napoleona, który wyrzekł do niej te słowa: »Il faut avouer, tous les qui sont braves, toutes les qui sont aimables.« Laubert M. Studien zur Geschichte der Provinz Posen. Poznań 1908, str. 3
  5. Andrzej Gorzeński. zmarły 1821 r., dziedzic Śmiełowa, kawaler orderu Orła Czerwonego I klasy, miał za sobą Józefę Morawską.
  6. Gazeta Poznańska, 1815, nr 43.
  7. Neue Oder-Zeitung. Rok 1851, nr. 469.
  8. Gazeta Poznańska. Rok 1815, nr 46.
  9. Gazeta Poznańska 1815, nr. 62.
  10. Tamże.
  11. Robert Taylor był 1792 r. generałem-majorem wojsk kor. i kawalerem orderu św. Stanisława. Archiwum państwowe w Poznaniu. Fraustadt 244. Karol Taylor v. Theyler, dziedzic Góry i innych włości w departamencie kaliskim, umarł 23 grudnia 1828. Lib. Mort. św. Marcina
  12. Wykład tajnego radcy dr. Prümersa, dyrektora archiwum państwowego w Poznaniu. Zeitschrift der historischen Gesellschaft für die Provinz Posen VIII. 394.
  13. Gazeta Poznańska 1815, nr. 60
  14. Mowa ks. Radziwiłła wyszłą drukiem i nakładem J. K. Kamieńskiego.
  15. Dziennik Poznański, 1897, nr. 239.
  16. Dziennik Poznański, 1897, nr. 239.
  17. Gazeta Poznańska, 1815, nr 65.
  18. Gazeta Poznańska, 1815, nr. 45.
  19. Dziennik Polski, 1850, nr. 42.
  20. Gazeta Poznańska, 1815, nr. 48.
  21. Tamże, nr. 50.
  22. Tamże, nr. 70.
  23. Gazeta Poznańska, 1815, nr. 69.
  24. Tamże, nr. 67.
  25. Nawet Niemcy twierdzą, że w r. 1815 po miastach, z wyjątkiem nadgranicznych, niemieckiej ludności prawie nie było. Schmidt H. Die polnische Revolution des Jahres 1848 str. 13.
  26. Tego Mikorskiego i Zofii z Siemiątkowskich najmłodszego syna trzymali do chrztu 11 czerwca 1824 r. następca tronu pruskiego i księżna namiestnikowa.
  27. Gazeta Poznańska, 1818, nr. 96. R. 1819.
  28. Tamże, 1815, nr. 68.
  29. Celestyn hr. Sokolnicki, stolnik poznański, kawaler orderów Orła Białego i św. Stanisława, dziedzic Jarogniewic i Borowa, umarł w Poznaniu 6 kwietnia 1819 r., mając lat 67 pochowany został u XX. Filipinów w Gostyniu. Pozostawił syna Józefa. Liber Mortuorum kościoła św. Marcina w Poznaniu.
  30. Laubert M. Standeserhöhungen und Ordensverleihungen in der Provinz Posen nach 1815. Zeitschrift der historischen Gesellschaft für die Provinz Posen, 23.
  31. Motty M. Przechadzki po mieście. V. 6.
  32. Tamże.
  33. Gazeta W. Księstwa poznańskiego, 1825, nr. 9.
  34. Książę Ferdynand umarł w Ruhbergu 8 września 1827 r.
  35. Wodzicka Teresa: Eliza Radziwiłłówna.
  36. Pamiętniki Bogusławy z Dąbrowskich Mańkowskiej, I, zeszyt II, str. 208.
  37. Zaremba W. dr. Pogląd historyczny na powstanie i rozwój domów leczniczych w Wielkopolsce. Dziennik Poznański, 1894, nr. 134.
  38. Laubert M. Die Berichte des Majors v. Royer Luehnes über die Provinz Posen und Polen, 1816–17. Studien zur Geschichte der Provinz Posen.
  39. Laubert M. Studien zur Geschichte der Provinz Posen, 1908, str. 65.
  40. Schoenermark umarł 21 czerwca 1832 r. w Berlinie.
  41. Bagiński W. Typy Wiarusów Napoleońskich. Warszawa 1912.
  42. Dziennik Poznański. III. 292–293.
  43. Schmidt H. Die polnische Revolution v. J. 1848, str. 201.
  44. Laubert M. Studien zur Geschichte der Provinz Posen, str. 49.
  45. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1819, nr 51.
  46. Skórzewski, Najważniejsze prawa itd., str. 49.
  47. Programy gimnazyum poznańskiego.
  48. Programy gimnazyum poznańskiego do roku 1830.
  49. Festschrift zur 350-jährigen Jubelfeier des Königlichen Comenius Gymnasiums zu Lissa. 1905, str. 48.
  50. Karwowski St. Leszno. Poznań 1877 str. 100.
  51. St. Broekere, Pamiętniki z wojny hiszpańskiej. Warszawa 1877. W. Baiński, Typy wiarusów Napoleońskich. Warszawa 1912.
  52. Księżna Ewa z Kickich Sułkowska umarła 24-maja 1824 roku w Rydzynie.
  53. Motty M. Przechadzki po mieście III. 115.
  54. Łukowski J. ks. Szkoła tumska. Gniezno 1905.
  55. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1815, nr 89.
  56. Żychliński L. Historya sejmowa. II, 278.
  57. Laubert M. Ein Beintrag zur Kolonisationsgeschichte der Provinz Posen. Hist. Monatsbücher V. 127.
  58. Gazeta Poznańska. R. 1817, nr 100 i 103.
  59. Tamże. R. 1818, nr 43.
  60. Kanonik Kawiecki był członkiem OO. Jezuitów. Umarł w 85 roku życia dnia 19-go marca 1829 r.
  61. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1818, nr. 52.
  62. Siostrą tego Colomba była żona feldmarszałka Blüchera, która 1818 r. odwiedziła brata w Poznaniu. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1818, nr. 56.
  63. Wdowa po generale Janie Henryku Dąbrowskim Barbara z Chłapowskich, córka podczaszego Ksawerego i kasztelanki międzyrzeckiej Nepomuceny Chłapowskiej, umarła w Dreźnie 22-go stycznia 1848 r. Pochowaną została w Winnejgórze.
  64. Żychliński L. Historya sejmów. II, 278.
  65. Przechadzki. IV, 14.
  66. Motty c. c. IV, 22.
  67. Der Gesellige 1910, nr. 265.
  68. Kalinka, Jenerał Dezydery Chłapowski. Poznań, 1885, str. 78.
  69. Pisma, I, 21.
  70. Tamże.
  71. Inaczej przedstawia uwłaszczenie w W. Księstwie Poznańskiem Dr. J. B. Marchlewski w książce p. t. „Stosunki społeczno-ekonomiczne pod panowaniem pruskiem.” Str. 90–95. Uogólniając wyjątki i nie przyznawając szlachcie prawa bronienia własnych interesów, twierdzi, że u niej we wszystkiem rozstrzygała renta.
  72. Koźmian, Pisma, I, 21.
  73. Die polnische Bauernschaft. Posem im j. 1848. Hist. Monatsbl.
  74. Z żony Doroty z Reibnitzów pozostawił córkę Augustę, która wyszła za barona Jerzego Seydlitza. Gazeta W. Ks. Pozn. R. 1831, nr. 121.
  75. Przechadzki, IV, 188.
  76. Motty, II, 94.
  77. Motty, IV, 193.
  78. List Jacoba w kopii z dnia 14. czerwca 1827 r. w archiwum p. Jana Szumana z Poznania.
  79. List ks. Wolickiego w kopii w archium p. Jana Szumana z Poznania.
  80. Sam biskup poznański posiadał niegdyś 7 kluczy: poznański, bukowski, wielichowski, pszczewski, solecki, krobski i ciążeński. Z konfiskaty wyłączone tylko mniejsze folwarki i beneficya proboszczowskie.
  81. Korytkowski J. Ks. Arcybiskupi, I, 101. Prałaci i Kanonicy, I, 304.
  82. Weimman R. Der Fürstentitel der Erzbischofs von Gnesen. Historische Monatsblätter für die Provinz Posen. X, nr. 1.
  83. W. Smoleński, Rządy pruskie na ziemiach polskich (1793—1807). Warszawa 1886, 29.
  84. Promemoria arcybiskupa Przyłuskiego. Poznań 1848.
  85. Z papierów referendarza Józefa Morawskiego.
  86. Klasztor w Górce zniesiono 15. września 1842 r. Ostatnim gwardyanem był Florenty Kołaczkowski. Majątek klasztorny wynosił 186 mórg, 148 prętów włącznie z laskiem odwiecznych dębów i 5 mórg łąki. Dziennik Poznański 1868, nr. 179.
  87. Gazeta Poznańska (Posener Zeitung). R. 1835, nr 163.
  88. Z klasztorów posiadały największe majątki opactwa kanoników regularnych w Trzemesznie i Cystersów w Bledzewie.
  89. Promemoria itd.
  90. Loge R(oyal) Y(ork) w Balana Acten betreffend Posen. Archiwum państwowe poznańskie.
  91. Archiwum hr. Korzbok-Łąckich w Posadowie.
  92. Prümers R. Dr. Geschichte der Posener Loge, Zeitschrift der hist. Gesellschaft für die Provinz Posen. R. 1909.
  93. Wdowa po generale Axamitowskim Wincenya z Stopanich (urodzona w Rzymie) umarła w Poznaniu 16-go maja 1838 r., mając lat 56. Dziećmi generałostwa byli August Axamitowski, odznaczony 15-go marca 1831 r. jako podporucznik artyleryi konnej krzyżem złotym (Tarnowski, Księga jubileuszowa), i Mechtylda, żona Romana Ziołeckiego. Liber Mortuorum kościoła św. Marcina.
  94. Załęski Stanisław ks. O masonii w Polsce. Kraków 1882.
  95. Tamże, str. 51.
  96. Pamiętniki generała Prądzyńskiego. I. 25.
  97. Tamże. I, 22 in.
  98. Poznań. 1863.
  99. Prądzyński, Pamiętniki.
  100. Prądzyński, Pamiętniki I, 33.
  101. Pamiętniki Bogusławy z Dąbrowskich Mańkowskiej. Tom II zeszyt II, str. 224.
  102. Historische Monatsblätter. VI, 4.
  103. Prądzyński. I, 29–30.
  104. Prądzyński. I, 74.
  105. Motty. I, 135.
  106. Zielewicz Ignacy Dr. Nowe przyczynki do życiorysu Karola Marcinkowskiego. Poznań 1908.
  107. L. Żychliński, Historya sejmów itd. I, 39 i n.
  108. Teodor Żychliński. Kronika żałobna. Z żony Eufrozyny Mierzejewskiej, primo voto Roszkowskiej, nie pozostawił Rembowski, umierając 1847, potomstwa.
  109. Tamże.
  110. Motty, I, 162.
  111. Tamże, III, 49. Chełmicki zwykle przemieszkiwał w Poznaniu, w nieistniejącym dziś dworku na roku Piekar i Ogrodowej, do którego przystęp z przodu tworzyło kilka wąskich terasów, obsadzonych drzewami.
  112. Mowa żałobna ks. Floryana Stablewskiego na pogrzebie Dezyderego Chłapowskiego.
  113. Mowa żałobna ks. Aleksego Prusinowskiego.
  114. Vasallen-Tabellen z r. 1824–1830 w archiwum państwowem poznańskiem.
  115. Mieszkał u niego brat, Jan Ziemięcki, kapitan 3 pułku ułanów za Księstwa Warszawskiego, ozdobiony krzyżem złotym. Tamże.
  116. „Zburzenie Jerozolimy” wykonał Kaulbach na życzenie księżnej Radziwiłłowej.
  117. Dziennik Poznański, 1891, nr. 199.
  118. Z papierów Józefa Morawskiego, będących własnością p. tajnego radcy dr. Franciszka Chłapowskiego w Poznaniu.
  119. Żychliński L. Historya sejmów. I, 80.
  120. Tamże.
  121. Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1829, nr. 40.
  122. Jul. B. w Encyklopedyi Powszechnej.
  123. Pamiętniki. I, zeszyt 2, str. 214.
  124. Lambert M. Graf Titus Działyński politisches Debut. Zeitschr. der hist. Gesselschaft für die Provinz Posen. XXVI, 311.
  125. Żychliński J. Historya sejmów itd.
  126. Motty. V. 7.
  127. T. Żychliński, Kronika żałobna, 191 i n.
  128. L. Żychliński, Historya sejmów. I, 100.
  129. Encyklopedya Powszechna.
  130. Archiwum p. Jana Szumana z Poznania.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.