Dziewica Orleańska/Akt V
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Dziewica Orleańska |
Podtytuł | Tragedya romantyczna |
Pochodzenie | Tłómaczenia |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Wydanie | drugie |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czcionkami Gazety Lekarskiéj |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Antoni Edward Odyniec |
Tytuł orygin. | Die Jungfrau von Orleans |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
AKT PIĄTY.
(Teatr wystawia dziką puszczę: w odległości widać chaty węglarzy. Ciemność zupełna. Burza, grzmoty i błyskawice. Zdaleka słychać strzelanie).
SCENA I.
WĘGLARZ I JEGO ŻONA.
Węglarz.
Co za okropny szturm! co za ulewa! Żona.
Boże zmiłuj się! A już tak spokojne Węglarz.
Jest to, że znowu nie boi się króla. — (ściskając ramionami).
Ha! prawda, że to, się nie godzi Żona.
Ktoś nadchodzi! SCENA II.
CIŻ, RAJMUND, JOANNA.
Rajmund (wchodząc, do Joanny).
Widzę tu chaty, widzę ludzkie twarze, (zbliżając się).
Ludzie ci, widzę, są biedni węglarze, (do Węglarza).
Prosim was o gościnność w imię Boże! Węglarz.
Nie odmówiłem jéj nigdy nikomu, (Burza zaczyna się uciszać).
Żona (wpatrując się w Joannę).
Cóż to się znaczy? niewiasta we zbroi? — Węglarz.
Ot przestań bajać, a idź obacz lepiéj. Rajmund (do Joanny).
Widzisz! nie wszyscy ludzie nieużyci. Węglarz.
Chcecie iść pewno do obozu króla, Rajmund.
Cóż radzisz czynić? Węglarz.
Spocząć tu tymczasem. Rajmund (do Joanny).
Złóż już tę zbroję! bronić nie obroni, Joanna (daje znak odmówny).
Węglarz.
Ktoś idzie! — cicho! — skryjmy się w ustroni! SCENA III.
CIŻ, ŻONA WĘGLARZA
(powraca z chaty z kubkiem w ręku), potém ICH SYN.
Żona.
To syn nasz, Franek, wraca widzę z miasta. (do Joanny, podając kubek).
Napij się kroplę! — to cię wnet posili. Węglarz (do wchodzącego syna).
No! cóż tam w mieście? Syn (postrzegając Joannę).
Cóż to za niewiasta? (Zbliża się szybko ku niéj, właśnie gdy ona kubek do ust przykłada; poznaje ją, wyrywa kubek, i woła z przerażeniem).
Ach! ojcze! matko! coście to zrobili? — Węglarz i jego żona.
Ach! Boże! zmiłuj się nad nami! SCENA IV.
JOANNA, RAJMUND.
Joanna (spokojnie i łagodnie).
Widzisz! przeklęstwo ściga za mną wszędzie. Rajmund.
Ja miałbym odejść? Któż przy tobie będzie? Joanna.
O! bądź spokojny! jest, kto pójdzie ze mną! — One mi rzekły, że mara przewodników, Rajmund.
Gdzież się obrócisz? tu obóz Anglików, Joanna.
Nie bój się! wszystko widzą tam na Niebie, Rajmund.
Któż cię pożywi? kto obronić zdoła Joanna.
Znam wszystkie zdrowe i pożywne zioła, Rajmund (biorąc ją za rękę).
Joanno! przebacz, co przyjaciel powié! — Joanna.
Jak to? i ty mnie sądzisz godną kary? Rajmund.
Ach! czyż nie muszę? — To milczenie twoje… Joanna (z żalem).
O! to już nadto! Ty jeden na świecie, Rajmund (z radośném podziwieniem).
Czyżbyś więc nie była Joanna.
Ja w zmowie ze złemi? Rajmund.
I wszystkie cuda, któreś uczyniła, Joanna.
Z kimżeby innym? Rajmund.
I trwałaś w milczeniu, Joanna.
Milcząc uległam memu przeznaczeniu, Rajmund.
Zniosłaś gniew ojca w niesłusznym zapędzie? Joanna.
Co szło od ojca, znać przyszło od Boga. — Rajmund.
A też pioruny? a twa niema trwoga?… Joanna.
Niebo mówiło, jam milczeć musiała. Rajmund.
I mogłaś ścierpieć, że Francja cała Joanna.
O! nie! to nie był błąd, lecz dopuszczenie! Rajmund.
Więc tyś niewinna! i taką sromotę Joanna.
Toż więc rozumiesz, iżby mię posłano, Co zdał się w gruzy roztrząść świat poziomy, Rajmund.
O! pójdźmy, pójdźmy! przed świata obliczam Joanna.
Kto błąd dopuścił, ten go sam rozjaśni. Rajmund.
Co? miałbym czekać aż traf kiedyś zrządzi?… Joanna (biorąc go za rękę).
Wszystko chcesz mierzyć na rozum człowieczy, (wskazując ręką ku Niebu).
Widzisz to słońce u kresów zachodu? SCENA V.
CIŻ I KRÓLOWA IZABELLA Z ŻOŁNIERZAMI.
Izabella (za sceną).
Tędy na lewo! tu jest droga nasza. Rajmund.
Przebóg! Anglicy! (Żołnierze wchodzą, i postrzegając Joannę, zatrzymują się, i cofają się w nieładzie).
Izabella (do Żołnierzy).
Czegoście stanęli? Żołnierze.
Boże zmiłuj się! Izabella.
Cóż was tak przestrasza, (Przedziera się przez tłum żołnierzy i cofa się postrzegając Joannę).
Cóż to ja widzę? Ha! ona to, ona! (Wstrzymuje się — i szybko postępuje na przód ku Joannie).
Poddaj się, nędzna! (Joanna stoi nieporuszona. Rajmund uchodzi w stronę, czyniąc znaki rozpaczy).
Izabella (do Żołnierzy).
Okuć ją w łańcuchy! (Żołnierze zbliżają się z bojaźnią; Joanna sama im ręce do okucia podaje).
Toż jest ta mężna, ta niezwyciężona? (do Żołnierzy).
Patrzcie! widzicie tę, coście mniemali Joanna (z przerażeniem).
Mnie do Lionela! Izabella (do Żołnierzy).
Wiecie me rozkazy. SCENA VI.
JOANNA I ŻOŁNIERZE.
Joanna.
Anglicy! wyż to ścierpicie, bym żywa Dowódzca.
Dość tego! — pełńcie rozkazy Królowéj. Joanna (wznosząc oczy w Niebo).
Cóż jeszcze po mnie chcesz, o! Niepojęty! SCENA VII.
(Obóz Francuzki).
DUNOIS, między ARCYBISKUPEM i DU CHATELEM.
Arcybiskup.
Raz przecie, Książę! zwalcz posępność myśli! Dunois.
Zginąć? Któż winien, że Francya ginie? Du Chatel.
Książę! ojczyzna wzywa twojéj broni. Dunois.
Ty milcz! — rad twoich nie chcę, Du Chatelu! Arcybiskup.
Któż Z nas nie zwątpił? Kto z nas nie wykroczył, Pomnimy teraz, jaką była z nami, Dunois.
Ona fałszywa!… — Gdyby tajemnicza Arcybiskup.
Bóg sam zna prawdę; — bo rozum człowieczy SCENA VIII.
CIŻ, I GIERMEK, potém RAJMUND.
Giermek (do Dunois).
Wieśniak tu jakiś z Waszą Wysokością Dunois.
Śpiesz! wiedź go tutaj! Arcybiskup.
O! z jakąż radością (Giermek otwiera drzwi, Rajmund wchodzi).
Dunois (idąc naprzeciw niemu).
Tyś od Dziewicy? Gdzież jest? mów! gdzie Ona? Rajmund.
O! szczęście moje, żem was znalazł wreście. Dunois.
Gdzież jest Dziewica? Arcybiskup.
Powiédz nam, mój synu! Rajmund.
Ach! Panie! Ona nie jest czarownicą! Dunois.
O! wiem, że niewinna! Rajmund.
Ach! Panie jedyny! Dunois.
Zginie? — Nieszczęsny! mów, co się z nią stało? Rajmund.
W lesie Ardeńskim, gdzieśmy się chronili, Arcybiskup.
O! nieszczęśliwa! Dunois.
Do broni! do broni! Arcybiskup.
(wznosząc ręce ku Niebu). Boże! błogosław sile jego dłoni! SCENA IX.
(Obóz Angielski).
(Teatr wystawia wieże strażniczą, z oknem u góry).
JOANNA, LIONEL, FASTOLF I IZABELLA.
Fastolof.
(wchodząc z pośpiechem). Nie ma sposobu! bunt coraz się szerzy, Izabella
(wchodząc do Lionela) Ratuj się, wodzu! już stawią drabiny. — Lionel.
Ha! niech szturmują! Uchodź ztąd, Królowo! Izabella.
Czyś ty szalony? Lionel (do Joanny).
Twoi cię wygnali, Joanna.
Nie! wszystko nas dzieli! Izabella.
Zuchwała! w więzach chcesz nam dawać prawa! Joanna.
I śpiesz się, radzę, aby czas nie minął! — Izabella (do Lionela).
I tyż bezkarnie zniesiesz te bluźnierstwa? SCENA X.
CIŻ I KILKU DOWÓDZCÓW
(wchodzą śpiesznie). Jeden z dowódzców.
Wodzu! w imieniu wojska i rycerstwa, Joanna
(wznosząc oczy ku Niebu). Przyszła więc godzina! Fastolf.
Nieszczęsna! poskrom tę niewczesną radość! Joanna.
Lud mój zwycięży, a ja umrę rada! Lionel.
Nędzni! w stu bitwach pierzchali nikczemnie, (do Izabelli wskazując na Joannę).
Ty ją, Królowo! miéj tutaj w swéj straży, Fastolf.
Co? czarownicę chcesz w tyle zostawić? Joanna.
Tak cię więc trwoży bezbronna niewiasta? Lionel (do Joanny).
Słowo! że sama nie zechcesz się zbawić. Joanna.
Ja? — Z każdą chwilą chęć swobody wzrasta. Izabella (do Żołnierzy)
Hola! W potrójne okuć ją łańcuchy! — (Żołnierze przynoszą pęki łańcuchów i krępują niemi Joannę).
Lionel (do Joanny).
Zmuszasz nas! — Widzisz! próżne twe otuchy! — Fastolf.
Czas śpieszyć, wodzu! Joanna (do Fastolfa).
Śpiesz, śpiesz! śmierć cię wzywa. (Słychać głos trąb Lionel wybiega).
Fastolf
(wskazując na Joannę). Królowo! pomnij! gdyby się los wojny Izabella
(dobywając sztylet). O to bądź spokojny! Fastolf (do Joanny).
Słyszałaś? — Teraz módl się za twojemi! SCENA XI.
IZABELLA, JOANNA, ŻOŁNIERZE.
Joanna.
Ja się nie modlić? — Żadna moc na ziemi. (Za sceną słychać trąby i pieśni wojenne).
Boże! to trąby! to pieśń ludu mego! — Izabella
(do jednego z Żołnierzy). Wstąp tam ku oknu, i patrz co się dzieje! Joanna.
Śmiało! mój ludu! śmiało! miéj nadzieję! Izabella (do Żołnierza).
Co widzisz? Żołnierz.
Widzę obłoki kurzawy, Joanna.
Dunois! — Boże! twa moc niech go wspiera! Żołnierz.
Jazda Burgundzka na nasz most naciera. Izabella.
Przeklęstwo zdrajcom! Żołnierz.
Lord Fastolf go broni. — Izabella.
Nie widzisz Delfina? Żołnierz.
Nie! — cała równina Joanna.
Oby on mojém mógł poglądać okiem, Żołnierz.
Bój najzaciętszy wre przy szańcu średnim. Izabella.
A nasz sztandar? Żołnierz.
W górze! Joanna.
Oby mi spójrzeć, choć przez szparę w murze! Żołnierz.
Nieba! co widzę! wódz nasz otoczony! Izabella.
(podnosząc sztylet nad Joanną). Giń! Żołnierz (prędko).
Już jest wolny! — Widzę w chmurach pyłu Izabella
(opuszczając sztylet). Ha! twój to Aniół, a nie on powiedział! Żołnierz.
Pierzchają — widzę — pierzchają! Izabella.
Kto? Żołnierz.
Oni! — Joanna.
Boże mój, Boże! takżeś mię opuścił? Żołnierz.
Kogoś rannego prowadzą w tę stronę. Izabella.
Nasz, czy francuzki? Żołnierz.
Czoło ma zwieszone, Joanna
(wstrząsając kajdany). Boże! skrusz mi te okowy! Żołnierz.
Patrz, patrz! ktoś w płaszczu błękitnym ze złotem… Joanna (z przerażeniem).
To król! Żołnierz.
Koń jego dosięgniony grotem, Joanna.
Czyż Bóg teraz cudu nie uczyni?! Izabella
(śmiejąc się szyderczo). Teraz masz porę, zbawiaj go, Zbawczyni! Joanna
(w najgwałtowniejszém poruszeniu rzuca się na kolana, i wznosząc załamane ręce do góry modli się rzewnym prędkim i naglonym głosem).
Słuchaj mię, Boże! bo wzywam Ciebie, Samson wydany na urąganie, Żołnierz.
Tryumf nasz! tryumf! Izabella.
Cóż jest? Żołnierz.
Król pojmany! Izabella.
Ha! zginął wreście nienawistny wróg! Joanna
(porywając się z ziemi). Francya żyje! bo ze mną jest Bóg! (Wstrząsa oburącz i rozrywa łańcuchy. W téjże chwili rzuca się na stojącego u drzwi Żołnierza, wyrywa mu z rąk miecz i wybiega. Wszyscy zostają w osłupieniu).
SCENA XII.
CIŻ SAMI, prócz JOANNY.
Izabella (po długiém milczeniu).
Prawdaż to była? czy mi się to śniło? — (do Żołnierza)
Widzisz ją? Żołnierz.
Widzę. — Zda się, że złe duchy Izabella.
Przeklęta! Żołnierz.
Wpadła na wiodących króla! — Izabella.
Dość! nie kończ! Żołnierz.
O! biada! Izabella
(dobywając miecza). Brońcież się, nędzni! SCENA XIII.
CIŻ i LA HIRE z wojskiem.
(Żołnierze angielscy składają broń przed wchodzącym).
La Hire.
Poddaj się, Królowo! Izabella.
Wiedź gdzie chcesz — byle nie spotkać Delfina! (Oddaje miecz i odchodzi z La Hirem, i Żołnierzami).
SCENA XIV.
(Teatr zmienia się i wystawia plac bitwy).
(Żołnierze francuzcy z rozwiniętemi chorągwiami napełniają głąb sceny. Na przodzie Król i Książę Burgundzki Filip; na ręku ich obudwóch Joanna śmiertelnie raniona, bez znaku życia. Agnieszka Sorel przybiega ze strony).
Agnieszka (do Króla).
Królu mój! panie! tyżeś mi wrócony? — Król.
(wskazując na Joannę). Patrz! czém okupiony. Agnieszka.
Joanna! Boże! umiéra! Filip.
Widzicie, Król.
Ach! już nie powstanie! Agnieszka
(z wykrzyknieniem). Otwiera oczy! żyje! Filip
(z podziwieniem). Czyż i groby Joanna.
(powstaje o własnéj sile i spoglądając wkoło). Gdzież to ja jestem? Filip.
Śród twoich, Dziewico! Król.
Król twój wśpiera ciebie! Joanna.
Nie! ja nie byłam nigdy czarownicą! Król.
O! tyś czysta, jak Anieli w Niebie! Joanna
(uśmiechając się łagodnie). Prawdaż to, prawda? żem śród mego ludu? (pogląda wkoło).
Tak, taki — to król nasz! — to nasze sztandary! — Król.
Dajcie jéj sztandar! (Żołnierze podają rozwiniętą chorągiew. Joanna bierze ją w ręce i stoi chwilę z oczyma wzniesionemi ku górze. W téj chwili różana jasność ukazuje się na niebie, i coraz się bardziéj rozszerza). Joanna (w natchnieniu).
Całe Niebo pała (Chorągiew wymyka się z jéj ręku; sama upada na nią bez życia. — Chwila powszechnego milczenia. — Wszyscy w najgłębszém rozrzewnieniu. — Na znak Króla wszystkie chorągwie schylają się nad Joanną tak, że niemi całkiem zakrytą zostaje. — Zasłona spada.
KONIEC TOMU IV I OSTATNIEGO.
|