Lysistrata (Arystofanes, Donnay, tłum. Koźmian)/Akt I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Arystofanes, Maurice Donnay
Tytuł Lysistrata
Podtytuł czyli wojna i pokój
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1896
Druk W. L.Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Stanisław Koźmian
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT I.
Plac publiczny w Atenach. W głębi mała świątynia. Na prawo dom Lysistraty i portyk. Na lewo dom Kynesiasa. Ławki. Kamienie. Drzewa. Świątynia ma wchodowe i jedne boczne drzwi mniejsze. W środku świątyni w celi posąg Artemidy, widoczny gdy drzwi główne są otwarte.
SCENA I.
Przy podniesieniu kurtyny drzwi świątyni są zamknięte. Na ławce siedzą dwaj starcy w płaszczach oparci na długich kijach, nadsłuchują. Z głębi świątyni dochodzi jakby zdała, powolny, smętny, niemal żałosny śpiew kobiet. Śpiewają hymn do Artemidy.
ŚPIEW.

Artemis, ty nad Boginie czystsza,
Tobie dajemy cześć,
Ku mężnych uczuć wyżynie,
Daj nam się wznieść,
Daj nam się wznieść!...

Gdy żądze zadrżą nam, to one
Niech stłumi kojący twój czar,
O dziewo niezwyciężona,
Serc naszych żar,
Serc naszych żar!...

draces, strymodoros.
draces.

Na Dionisosa! jakże smutny śpiew dolatuje ze świątyni Afrodyte. Te przeklęte niewiasty ściągną jakie nieszczęście... burzę, ulewę...

strymodoros (ocierając twarz).

Już czuję krople. Odwróć się nieco Dracesie! Skąd przybywasz? Czy nie wiesz, że obecnie ta świątynia nie wesołej Afrodyte, ale poważnej Artemidie poświęcona?

draces.

Nie wiedziałem.

strymodoros.

No to teraz wiesz.

draces.

A dlaczego ta zmiana?

strymodoros.

Próba. Odkąd mężowie i kochankowie poszli na wojnę, biedne kobiety marnieją. Prócz starców, dzieci i kilku strażników Scytów, niema nic. Co począć w tej potrzebie? Aby zwalczyć Afrodytę, wygnały piękną Boginię z jej świątyń i poświęciły czystej jak księżyc Artemidie. Ale na Zeusa! Co to pomoże! Mogą ze świątyni wygnać Boginię miłości, nie ze serc kobiecych. Z tych ołtarzy nikt jej spędzić nie zdoła.

draces.
Głupie!... Czemuż się do nas nie udadzą... Są starości... i przysłowie mówi.
strymodoros.

Wyjątki... I z przeproszeniem jakby tobie przyszło je pocieszać...

draces (nadstawiając się).

Ależ na Heraklesa!

strymodoros.

Niema co mówić... zgarbiony jak osioł arkadyjski, zęby wyszczerbione jak u tessalskiej czarownicy, łysy jak Filoktet... zresztą niczego...

śpiew (w świątyni).
draces (przerywając).

Słyszysz, znowu śpiewają...

SCENA II.
Podczas gdy żałosny i tęskny śpiew kobiet dolatuje ze świątyni, przechodzą przez plac jaskółka i rosa; pierwsza brunetka, druga blondynka, jedna w różowej, druga w niebieskiej tunice. — Śpiew ustał.
draces, strymodoros, jaskółka, rosa.
strymodoros.

Znasz te kobietki?

draces.

Nie znam...

strymodoros.

Jaskółka i Rosa.

draces.
Ładne.
strymodoros.

Myślę. Brunetka Jaskółka, blondynka Rosa, łączy je przyjaźń.

draces.

Orest i Pilad. (Przeszły).

strymodoros.

Kiedyż ich mężowie powrócą? Nie prędko jak dalej tak pójdzie.

draces.

Pesymisto!

strymodoros.

Wcale nie! Ale zważ tylko; ta wojna jest bez wyjścia; do tego głupstwo po głupstwie robimy. Biją nas, biją wszędzie i w Sycylii także, gdzie zginął Nikias. Po jego śmierci można było wszystko naprawić.

draces.

Oh! Wszystko?!

strymodoros.

Uratować położenie. Należało po śmierci Nikiasa oddać dowództwo Alcybiadesowi. Tymczasem tak mu dokuczano, tak — dawnym Ateńczyków zwyczajem — zazdroszczono mu, nawet grożono, że schronił się do Sparty. Mści się teraz, wspiera radami Lacedemończyków, wskazał im już wzmocnienie Deceli! Na Bogów, to szczyt głupoty! Pozbyć się Alcybiadesa! Jednego mieliśmy, który Ateny mógł zbawić i na tym nie poznaliśmy się! Ale cóż chcesz, tacy my, tacy niepoczytalni. Miłujemy się w miernościach. Zmieniamy wodzów, jak koszule, a tam, gdzie niema w dowództwie ciągłości, nie może być zwycięstwa. Na Heraklesa! Zbyt dobrze to wiemy.

draces.

Pleciesz! Nie mamy Alcybiadesa, mamy za to Agatosa.

strymodoros.

Co? Co takiego?

draces.

Mówię, mamy Agatosa.

strymodoros (zanosi się od śmiechu).

Ah! ah! ah! Agatos! ah! ah! (bierze się za boki i coraz głośniej się śmieje).

draces.

Tak Agatosa... Co sobie myślisz?

strymodoros.

Ależ ośle arkadyjski. Agatos nie wart rozwiązać rzemyka Alcybiadesowi.

draces.

Za pozwoleniem...

strymodoros.

Ależ daj pokój... wiadoma rzecz; ty i kilku tobie podobnych gapiów, jesteście Agatosistami. Powinszować!

draces.

Ależ pozwól...

strymodoros.

Podoba się wam, bo piękny, rozrzutny i mowca wyśmienity. Ależ mowami nie wygrywa się bitew. Słyszysz, mowami nie zbawia, gubi się sprawy; mowami tumani się lud, ale nie ratuje się ojczyzny. Bru! niecierpię mów, odkąd w zeszłym roku sprawiły mi niestrawność[1].

draces.

To prawda, że u nas tyle się mówi, że wśród wezbranych uczuć, pali się nawet mówki o potrzebie i korzyściach milczenia!

strymodoros.

A wszystko dla marnej chwalby! Agatos nie wie już co wymyślić, aby o nim mówiono, podziwiano go; strojem nawet chce zwracać na siebie uwagę a jak ateński nie wystarcza, przywdziewa starogrecki. Zbliża się głosowanie na archontów, pragnie, aby go wybrano, goni za głosami mężczyzn i kobiet..., kobiet zwłaszcza, bo choć nie głosują, mężom głosować każą... Na Zeusa! Godne to politowania. Kobiety podziwiają go i gapie także. Cóż dziwnego! Wygląd, swada nielada, strój starogrecki z pod Troi... i pokłony ludu. Strategik żaden, ale zdobywca płci słabej. Zresztą mniejsza, gdyby znał swoje rzemiosło... ale już trzy miesiące mitręży pod Decelią, a rzeczy na krok nie postąpiły.

draces.

Chciałbym ciebie tam widzieć. Cóżbyś na jego miejscu zrobił?

strymodoros (zagadnięty).

Ja!.. Ja nie wiem... ale zdaje mi się... Bo wreszcie pocóż zaciągają wciąż nowych hoplitów w Zacynthos, Milecie, Argos, i na wyspach? Czy mało już tam ludzi? Jabym nie szedł krętemi drogami. (Kijem oznacza na piasku strategiczne poruszenia). Tu jest Decelia... Zbiłbym w kupę konnicę i hoplitów, nie wiele myśląc, pchnąłbym wszystko od razu do szturmu.

draces.

On też pchnął do szturmu... ale rzeka.

strymodoros.

Gdzie rzeka? Jaka rzeka?

draces (wskazując również kijem na piasku).

No tu! Między Decelią a wojskiem Agatosa, jest rzeka głupcze i przez rzekę przejść nie można było, dla braku wody... co ja też mówię... bo nie było brodu... rzeka strasznie wezbrała.

strymodoros.

Ależ na Hermesa! Dionisosa! Pana! i Zeusa! Na wszystkich Bogów i nie wiem tam na co! Wiesz coby zrobiono za moich czasów? Za moich czasów, połowa wojska byłaby wskoczyła do rzeki i zatrzymała ją w biegu, aby druga połowa przeszła w bród. Tak.

draces.

Facet z ciebie!

strymodoros.

Na wszystko jest sposób.

draces.

Tylko nie na głupotę. Ktoby tam z tobą doszedł do końca. Alboś dudek, albo niema w tem co mówisz, dobrej wiary za drachmę.

strymodoros.

A ty powtarzasz za innemi jak papuga. Za drachmę nie masz pomysłowości. (Wpadają w gniew i kłócą się).

draces.

Bałwan!

strymodoros.

Gamoń!

draces.

Do widzenia!

strymodoros.

Żegnam.

draces.

Bądź zdrów.

strymodoros.

Żebyś zdechł!

(Rozchodzą się w przeciwne strony to najwyższym gniewie, ruszają gwałtownie ramionami i wznoszą, z oburzeniem ręce w górę).
rosa (wchodzi z jaskółką).

Jaskółko! Co to za ludzie? Jakżesz zagniewani? Czemu tak rękami machają?.

jaskółka.

Niezawodnie politykowali.

rosa.

Każdy w inną idzie stronę.

jaskółka.
To jedyny sposób, aby się porozumieli.
rosa (nachylając się).

Czarowniki! Nakreślili na piasku dziwaczne, niezrozumiałe znaki.

jaskółka.

Gdzie tam... stare gaduły, cne safanduły... rozprawiają o wojnie, podczas gdy tam ludzie giną.

rosa.

Może to żołnierze z dawnych czasów, dzielni rycerze, twardzi jak klon.

jaskółka.

Ależ na Pallas? Tamten (pokazuje) to Draces, dostawca wojska, poszachrował tam coś przy kupnie puklerzy... Ten drugi (pokazuje w przeciwną stroną) Strymodoros kupiec, przybyły z Tessalii, czy tam Bogi wiedzą skąd, w dodatku trudni się zlekka lichwą. I tacy rozprawiają o wodzach, ganią ich i chwalą. O! biedna rzeczpospolito! Nigdy nie byli żołnierzami, nawet nie są Ateńczykami!

rosa.

Jaskółko! śniło mi się tej nocy, że nasi mężowie walczyli pod Decelią. Może ranni.

jaskółka (obojętnie).

Może.

rosa.

A gdyby ponieśli śmierć?

jaskółka.

Cóż robić. Takie to życie. (Odchodzą).


SCENA III.
Drzwi główne świątyni otwierają się na oścież i wznosi się potężnie hymn do Artemidy, której posąg widać w głębi świątyni. Kobiety wychodzą i ustawiają się na placu; jedne tworzą grupy, inne się rozpraszają. Na pierwszym planie jedne siadają, drugie stoją.
lampito, mirina, kalonice, rodippe, nikodice, kallyce tworzą grupę. Po chwili jaskółka i rosa wracają, kleonice i inne.
lampito (silnym głosem).

Niewiasty! Nie trzeba się oddalać. Pamiętajcie, że Lysistrata wezwała nas, abyśmy się tutaj zebrały o dziesiątej godzinie po modlitwach. Kochana nasza Lysistrata nadejdzie za chwilę, gdyż jest akuratną jak nieboszczka Klapsydra. Zatem nie oddalajcie się, lub usiądźcie jeśliście znużone.

kalonice (siadłszy na ławce, zwraca się do Lampito).

O Lampito! Namiętna niewiasto! Ręczę, że myślisz wciąż o twoim szlachetnym małżonku Taraxionie. (Uśmiecha się).

lampito (przedrzeźniając ją).

Hi! hi! hi! A ty o czem myślisz?

kalonice (niedbale).

Ja... o niczem. Na Artemidę... modlitwa uspokoiła mnie.

lampito.
Na godzinę... a potem?
mirina (pieszcząc się z Kalonice).

Potem? Dopilnujesz niewolnicy, zgręplujesz wełnę i prząść ją będziesz; rozrobisz ciasto, umyjesz dziecko, przygotujesz wieczerzę... (zwracając się do Lampito). Ależ na obie Boginie! Kobieta ma tyle w domu do roboty... Mężczyzna przeszkadza tylko.

lampito.

Wiemy Mirino, że jesteś niewiastą domowego ogniska. Ja także... tylko nieco inaczej. Ale jak przyjdzie wieczór! Ah! wieczór, jak się położę, nie wiem, czy to noc, czy cisza, ciemność, czy leżenie...

kalonice.

Kołdra, czy poduszka...

lampito.

Dość, że dużo czasu upłynie, zanim zasnę, i nieraz mi się zdarzyło przepędzić bezsenną noc.

nikodice.

Ja także niejedną bezsenną przepędziłam noc, ale dlatego, że się boję. Jakżeż długą wydaje się taka noc.

kalonice.

Nieprawdaż! Zdaje ci się, że nigdy ten przeklęty kogut nie zapieje.

nikodice.

Najmniejszy szmer przeraża. Niech coś trzaśnie w szafie, niech pies zaszczeka, zimny występuje pot. Jest przed moim domem święte drzewo oliwne, przeszłej nocy dął wiatr w to przeklęte... w to święte... drzewo... psu... psu... psu... jak gdyby kto chodził po sieni.

kalonice.

Ja wtedy nakrywam głowę kołdrą i dech w sobie zapieram.

nikodice.

Jak mężczyzna w domu, niema obawy. Do wszystkiego gotów.

mirina.

Jak ujrzy mysz, hops z łóżka, przywdziewa hełm, bierze tarczę i dzidą zwierzątko przeszywa.

rodippe.

Ja wolę być sama. (Bardzo łakoma. Ma przysłowie „Nie gadaj“).

lampito.

Żeby spokojnie trawić.

rodippe.

Co? Niby to ja dużo jem? Nie gadaj.

mirina.

Jesteś łakoma; wolisz placek z miodem niż pięknego chłopca.

rodippe.

Nie gadaj! Wolę ba mnie placek nie zawiedzie, nie okłamie, nie oszuka, nie zdradzi... mężczyzna lekkomyślny, zmienny...

lampito.

I cóż to znaczy! Rodippe i Kalonice są wyjątkami; jedna tylko jeść, druga stroić się lubi, ale wszystkie kobiety do nich niepodobne. (Wzdycha).

nikodice.

Oto Jaskółka i Rosa. (Wchodzą).

lampito (wzdycha).

Z tem wszystkiem pozbawione jesteśmy naszych mężów. Wcale niewesołe życie, odkąd trwa ta wojna. Przyroda nie znosi próżni. Na Afrodytę klnę się! Już mi się to sprzykrzyło! Nieprawdaż Kallyce! Jak sądzisz malutka?

kallyce.

O Lampito! Czemże jest twój smutek w porównaniu z moim!? Ty zaznałaś pieszczot twojego Taraxiona i jeżeli zginie na wojnie...

lampito.

Na Bogów! Coś rzekła? Taraxion! Mój Taraxion! Samo przypuszczenie! Nie wywołuj licha! okrutna!.. aż mnie dreszcz przeszedł.

nikodice.

Coś miała powiedzieć malutka?

kallyce.

Że gdyby mój mąż niebieskooki Nikostratos zginął w tej nieszczęsnej wojnie, nie zaznałabym jego pieszczot.

lampito.

Jakto?

nikodice.
Malutka nie opowiedziała wam?
kallyce.

Po ślubnej wieczerzy, zapadła noc, przy świetle pochodni odprowadzili nas przyjaciele śpiewając pieśń Hymenu. Przybywamy do domu — niewolnicy spali — było łogowe ciasto. Przyjaciele odchodzą.

nikodice.

Jesteście wreszcie sami.

kallyce.

Nikostratos padł mi do nóg...

lampito.

Okrutna! Co za wspomnienie wywołujesz!!!

mirina.

Odwagi Lampito!

kallyce.

Tysiące czułych, miłych mówi mi rzeczy, nazywa: mój klejnocie, bożyszczu, córo Amfitrydy, powiernico Muz, siostro Gracyi... płakałam.

lampito.

Co za dziecko! Płakałaś! ten dzielny młodzian, nie chciał ci ubliżyć.

kallyce.

Wiem, ale to było nad moje siły... wtem zapukano do bramy...

nikodice.
Teściowa.
kallyce.

Nie... przyjaciel. „Nikostratos... wola — spiesz się, spiesz“. — „Co takiego na Apolla?“ — „Przybył posłaniec, wódz żąda pięciuset ludzi... trzeba, żeby tej nocy pospieszyli do Pilos. — Natychmiast! Natychmiast!“

lampito.

I cóż?

kallyce.

Nikostratos był jednym z powołanych. Jego nazwisko pierwsze zapisane było na posągu Pandiona. Zrywa się, przywdziewa zbroję! Ah! W jednej chwili jak bolesne sieroctwo! Aby w drodze z głodu nie umrzeć, wziął ze sobą łogowe ciasto. Zabrał je wraz z miłością... Co za próżnia! I odtąd nie widziałam go. Lampito — los mój okrutniejszy od twojego.

lampito.

Jakto, biedna ofiaro, twój mąż odszedł. Na Heraklesa! Inaczej byłby postąpił Taraxion.

kallyce.

Bez straty czasu...

lampito.

Nie byłby tracił czasu, na czczych słowach o klejnocie, bożyszczu, powiernicy Muz, siostrze Gracyi... Ale wierzaj mi droga Kallyce, godniejszym pożałowania ten, któremu zabraknie cypryjskiego wina, niż ten, który go nigdy nie kosztował.

kallyce.
Ty masz przynajmniej wspomnienia.
lampito (sentymentalnie).

Wspomnienia rozmarzają.

kallyce.

Są pociechą w samotności; ja nawet wspomnień nie mam.

lampito.

Nie masz żalu, a masz boską nadzieję.

kallyce.

A jeżeli Nikostratos nie powróci, jeżeli go zabiją?

lampito.

Jesteś młodą... pójdzież za mąż.

kallyce.

Jego zdradzić! Nigdy! Jestem jego żoną.

lampito.

Nie zdradzisz go, bo on jeszcze nie twoim mężem. Jeżeli Taraxion nie powróci, ja za stara, aby pójść za mąż... zresztą ktoby go zastąpił?

nikodice.

Powinszować.

kallyce.

Pomyśl, gdybym umarła, nigdy, nigdy nie zaznałabym miłości, (płacze) nie wiedziałabym, co pieszczoty, co miłość. (Płacze). Smutno! Ah! Bardzo na sercu smutno!

wszystkie.
Naiwna!
kalonice.

Biedna nasza naiwna!

lampito.

Nie płacz dziecko! Twoja ciotka, nasza ukochana Lysistrata, zawezwała nas tu, aby zaradzić naszemu nieszczęściu. Jest to kobieta wytrawnego sądu, bystrego rozumu. Szczytny pomysł wyskoczy z jej głowy, jak ongi Pallas z głowy Zeusa.

SCENA IV.
Te same. lysistrata, wychodzi ze swojego domu. Już nie pierwszej młodości, ze śladami dawnej piękności dobrze zachowanymi i starannie pielęgnowanymi. Rozum i spryt w oczach. Wyniosła z wdziękiem. Chce być uprzejmą. Rozkazywać lubi i umie. Z wyjątkiem chwil patetycznych mówi tonem żartobliwym. Bogato ubrana.
wszystkie.

Witamy cię ukochana od Bogów Lysistrato!

lysistrata.

Jesteście wszystkie... Możemy więc kochane przyjaciółki rozpocząć. Czy Beotki stawiły się?

lampito.

Jeszcze nie.

mirina.

I one wezwane?

lysistrata.
Oczywiście.
kalonice.

Nadchodzą! Nadchodzą!

(praxagora na czele, za nią glycere, filina, kynna, mirtale, doris i zastęp Beotek. Wchodzą głębią sceny i zatrzymują się opodal matron ateńskich).
lisistrata.

Praxagoro, czemu się nie zbliżacie? Postąp. W opustoszałem mieście, w nieszczęśliwych Atenach czyż nie jesteśmy sobie siostrami?

praxagora.

Masz słuszność! Jesteśmy sobie siostrami, odkąd niema mężczyzn.

(lysistrata zbliża się do Beotek i obchodzi je kolejno).
lisistrata.

Proszę, połączcie się w jeden obóz. Na Pallas! Zbliżcie się do siebie, zbliżcie. Chcąc mężczyzn zwalczyć, winny kobiety zespolić się nieubłaganem braterstwem. (Matrony ateńskie zbliżają się do Beotek i rozmawiać z niemi zaczynają). Lampito! Atenko o potężnym głosie, dobrej woli niewiasto! będziesz naszym heroldem. Rozkaż kobietom usiąść i niech słuchają.

lampito.

Uciszcie się moście panie! Uciszcie się! Wznieśmy modły do Bogów, aby w tem zgromadzeniu mądre zapadły uchwały, dla tem większej sławy Aten i dla naszego szczęścia. Niech palmę otrzyma ta, która najlepiej czynami i słowami zasłuży się ludowi ateńskiemu i płci słabej. Wznieśmy modły do niebios! Io Poean! Io Puean!

(Podnoszą ręce do góry).
kleonice (zwracając się nieco do świątyni).

Oby Bogowie i Boginie wysłuchały naszych modłów! Apollinie, złotego światła panie, odkupicielu moralnego upadku, rozlej twą jasność na to zebranie. Apollinie o złotej lirze, co królujesz w świętym Delos, niech zapanuje między nami harmonia, której bóstwem jesteś.

mirina (zwrócona nieco do świątyni).

A ty córo wszechpotężnego Zeusa i pięknej Leto, bogini czystego światła, królowo lasów, którą pod tylu czcimy nazwami, Ty nieskalana miłością, Ty najczystsza z dziewic i najpiękniejsza, Artemido! Poskrom w nas żądzę, zgubną doradczynię, albo niech ją zdusi wstyd, jak niegdyś psy pożarły zbyt ciekawego śmiałka Akteona.

praxagora (zwrócona do Publiczności).

Niezwyciężona Pallas! Dziewico o lazurowych oczach, ze złotą w dłoni lancą, (wskazując miasto) opiekunko dostojnego grodu, niepokalana, coś wyskoczyła z głowy Boga Bogów, boski rozumie, nie bądź głuchą na nasze wezwanie, wstąp w nas (zwracając się do Lysistraty) i niech mądrość przewodniczy zebraniu szlachetnych matron ateńskich!

lampito.

Uciszcie się i słuchajcie. Zgromadzenie kobiet zebrało się, aby obmyśleć sposób zakończenia wojny, która od lat dwudziestu zabiera Grecyi najdzielnieszych i najszlachetniejszych synów. Kto żąda głosu?

lysistrata (podnosząc rękę).

Ja.

lampito.

Zanim przemówisz przywdziej ten wieniec. (Kładzie jej na głowę wieniec oliwny). Cisza! Milczenie! Uwaga! Zwyczajem mówców otarła usta; ma dużo do powiedzenia.

głosy.

Słuchajmy! Słuchajmy!

lysistrata.
(Po środku, kobiety grupują się malowniczo w postawach starożytnych, jedne siadają na ławkach, inne na kamieniach, inne nachylając się opierają się o poręcze ławek, tak, ażeby Lysistrata górowała nad niemi).

Jeżeli zażądałam głosu, to — niech mi Bogowie zaświadczą — nie przez chęć błyszczenia, ale z konieczności i obowiązku; są bowiem rzeczy, które nareszcie wypowiedzieć trzeba i wypowiem je — nieudolnie wprawdzie... (Zaprzeczenie ze strony kobiet). Bardzo jesteście uprzejme, wiem przecież, że nie jestem mówcą, czy tam mówczynią, nie, dobrze powiedziałam, mówcą. Dość, że mówić będę, jak potrafię.

kobiety (razem).

Mówić będziesz doskonale.

lysistrata (zwracając się w stronę, z której te słowa wyszły).

Dziękuję! Gdybym od młodości przesiadywała na Pnyxie, gdybym traciła czas na słuchaniu kłamstw demagogów, zwrotów naszych sławnych mówców, mogłabym wypowiedzieć pustą, czczą, bombastyczną oracyę, wzorową ateńską mowę, coby mi zjednała, od morza do morza poklask — głupców. Wiem jednak, że pomimo waszych modłów Apollo nie pospieszy mi z pomocą, już dlatego, że jest z kamienia. Słuchajcie przecież! Jestem tylko kobietą, ale mam zdrowy rozum; przyroda obdarzyła mnie sądem i rozsądkiem, wykształciły je mojego ojca i mędrców rady. — Proszę również o pobłażanie obecne tu Beotki.

głosy.

Zbyteczna skromność! Zbyteczna!

lysistrata.

Ale prawda, muszę przedewszystkiem podziękować wam.

głosy.

Głośniej, prosimy głośniej, nie słychać.

lysistrata.

Ah! zapomniałam przestrzedz, że nie mam zbyt silnego głosu. Bądźcie łaskawe, cicho, bardzo cicho się zachowywać a będziecie słyszały, bo chociaż nie mam silnego głosu, jak Lampito, wyborną mam dykcyę... zawdzięczam ją szkole. Dykcyę, każdy przyznać mi musi, nawet nasi paszkwiliści.

głosy.
Słuchajcie! Słuchajcie!
lysistrata.

Muszę przedewszystkiem podziękować wam, żeście wszystkie odpowiedziały z godnym pochwały pośpiechem, mojemu wezwaniu. Stawiłyście się, jakby na bakanalie, lub do świątyni — Pana, albo miłosnej Afrodyty. — Nie pomylę się, że potężniejszej nawet od Afrodyty Bogini zawdzięczam wasze przybycie, Bogini czczonej przez kobiety, od wieków, we wszystkich krajach — Ciekawości. Ona sprawiła, że jedna po drugiej, wyściubiwszy nos za drzwi, wszystkie nadbiegłyście społem — Mężczyźni powinni wziąść was za przykład; bo, aby kobiety tu zgromadzić, nie trzeba było pozamykać szynki, otoczyć czerwono pomalowanym sznurem kupczących na Agora, a co ważniejsze, przyszłyście bez nadziei zysku, nawet ze sąsiedniego kraju przybyłe Beotki nie żądały nic od występu[2]. Postąpiłyście, jak za dawnych czasów, kiedy kwitły cnoty rycerskie i obywatelskie, kiedy nikt nie śmiał żądać wynagrodzenia za służbę publiczną. Ah! Wtedy każdy przynosił w koszyku na zgromadzenie kawałek chleba, trochę czosnku, trzy oliwki i wina w gąsiorku. A teraz! Oh! jakże wszystko się zmieniło! Teraz cny obywatel goni tylko za zyskiem. Prytany, Heliasty, Tesmotety nawet Polenarchowie chciwi lub sprzedajni! I słudzy rzeczypospolitej są najemnikami, jak mularze.

nikodice.
Co palnęła, to palnęła.
lysistrata.

Zaiste, drogą mi jest, jak wam ojczyzna, ale ubolewam nad tem co się w niej dzieje. Wspomniałam o cnotach rycerskich. Wojna jest świętą i potrzebną; świętą, kiedy lud wie, że obroni swą wiarę i swoich Bogów: potrzebną kiedy nią zabezpieczyć może ziemię i byt! Ale kiedy szuka się lekkomyślnie pozorów do wojny beznadziejnej, kiedy staje się środkiem zbogacenia łakomych na grosz publiczny dostawców, kiedy dla kilku żądnych władzy szalbierzy, jest sposobem pozyskania lichej popularności. Ali! wtedy wojna jest nikczemnością, szaleństwem i Bogom miłą nie jest!

głosy.

Bardzo dobrze! Doskonale!

lysistrata.

Dlaczego od tak dawna rzecz publiczna narażoną jest na klęski, lud i ojczyzna na srogie nieszczęścia? Dlaczego od lat dwudziestu trwa ta bezmyślna wojna? Dlaczego Grecya pokryta zgliszczami i ruinami? Bo naszemi szaleństwami, porywami, bezrozumnymi czynami ściągamy na nią spustoszenie, pożogę, rabunki i obcych Bogów! Bo pozwolono półgłówkom, waryatom, demagogom wziąć w rzeczypospolitej górę. — Razu jednego młodzieniaszki, trzpioty i to pijani, zaszli do Megary, porwali kurtyzankę Simete; aby się pomścić wpadają Megaryanie, zabierają z domu Aspazyi dwie kurtyzanki. I oto dla trzech takich istot, cała Grecya staje w płomieniach! Czy to nie szał prawdziwy! Pola opuszczone, chłopi uciekają do miast, zamilkła fujarka pasterza, przestano obchodzić święta. Każde miasto, każdy zakątek, każda najmniejsza nawet wyspa, musi wziąć udział we wspólnem szaleństwie, dostarczyć koni, żołnierzy, pieniędzy. Podatek narodowy nałożony. Sztuki piękne upadają, literatura przestaje kwitnąć, Grecya jałowieje. Górą szał! I powiadam Wam u nas głupota — oto wróg! Podczas rozejmu, podczas krótkiej przerwy nieszczęść Grecyi, są tacy, co nurtują w Atenach. — Ateńczycy nie wytrzeźwieni świeżemi klęskami, ubrani dziwacznie przez pół wojskowo, przez pół jak niegdyś pod Troją Ajaksy, upstrzeni cudacko w pióra, kity, pióropusze, kokardy, urządzają pochody w mieście, trwożą spokojnych mieszkańców, witają się, między sobą, zagadkowym wyrazem „głową“...

nikodice.

...muru nie przebiją.

lysistrata.

...chodzą po targach i placach publicznych, straszą przekupki, udają podczas rozejmu wojnę, jakby jakie Korybandy i dają światu politowania godne widowisko[3].

nikodice.

Zuchy!

rodippe (z oburzeniem).
Nie gadaj! Szopka!
lysistrata.

A co najgorsze, że im się zdaje, iż takimi pochodami pobili już Lacedemończyków i wszelkie względem ojczyzny spełnili obowiązki.

mirina.

Że też archont na to pozwala?

lampito.

A konstytucya ateńska, a demagogi, a interpelacye na Pnyxie, a grecki trybunał Amfiktyonów. Archont musi się z tem wszystkiem i wszystkimi liczyć.

mirina.

Brat Kalliasa sprzyja demagogom, dlatego Kallias przez palce patrzy.

praxagora.

Brat na to za mądry.

rodippe.

Nie gadaj! Ale chce się ludowi podobać i dla brata zjednać.

lysistrata.

Kallias i jego brat dzielni obywatele. Dziękujmy Bogom, że wśród naszej niedoli dały nam Kalliasa. Roztropny, nieznużony, on jeden ład i porządek utrzymuje; on rządzić umie a tak mądrze, że tego nie czują Ateńczycy — jedyny to z nimi sposób. — On nad wszystko kocha Ateny, a cała Grecya szanuje go.

wszystkie.
Słusznie!
mirina.

Ale brat?

lysistrata.

Brat? I on nad wszystko kocha ojczyznę. Oddany rzeczy publicznej, zdolności, pracy, mienia dla niej nie szczędzi. Archontowi w trudnem zadaniu rządzenia Atenami pomaga, a kto w Atenach pomaga rządzić, ten im się dobrze zasługuje.

mirina.

Niema co mówić. Lysistrata zawsze ma słuszność. Trudne zresztą czasy, z demagogami nie łatwa sprawa.

lysistrata.

Oby nam Kalliasa nie zabrano!

kalonice.

Dokąd?

lysistrata.

Chcą go powołać do najwyższej rady Amfiktyonów.

lampito.

Oby jak najpóźniej.

wszystkie.

Oby!

lysistrata.

Ktoby tu z Ateńczykami dał sobie radę? Kto z demagogami i oligarchami?

lampito.
Kto ze sprzymierzeńcami wiecznie podnoszącymi skargi i żądania?
lysistrata.

Powiedziałam co robią Ateńczycy podczas rozejmu; wiecie jak do wojny pchają. Czy nie tak? Czy nie prawda? Czy przesadzam może?

lampito.

Albo w rocznicę Maratonu co też nie dokazywali! Ze zbytków do domów najpoważniejszych matron kamienie rzucali[4].

nikodice.

Papugę nawet gdzieś zabili.

rodippe.

O zbytniki! zbytniki! Nie gadaj! Amforę napełnioną winem sycylijskiem stłukli u mnie. Dyonizosie! Ani tyle nie skosztowałam.

kalonice.

Amforę z cypryjskiemi perfumami u mnie rozbili i pełno z Tanagry bawidełek... prześlicznych.

lampito.

Zniszczyli mi zastawę świeżo na Garncarskiej kupioną. Kazali oświetlić, gdybym była nie usłuchała, nie żal by mi było; ale wystawiłam posążek Milcyadesa, zapaliłam ogromne ognisko, nad drzwiami zawiesiłam żarzącą pochodnię i jeszcze rozmaite dodałam kaprysiki... nic nie pomogło, grad kamieni posypał się, wszystko wytłukli! Kto to płacić będzie. (Krzyczy). To mi Ateńczycy! To rodacy! To patryoci!

kleonice.

No już to i o oligarchach dałoby się dużo powiedzieć.

nikodice (Nakazując tajemniczo milczenie).

Nic.

rodippe.

Nie gadaj! nie jeden na nich grzech ciąży.

nikodice.

Powtarzam, o nich nic powiedzieć nie można.

jaskółka.

A to dlaczego?

nikodice.

Bo oni zgoła nic nie robią. (Śmiech ogólny).

wszystkie.

To prawda.

nikodice.

Co najwięcej czasem jeszcze coś napiszą.

lampito.

I to jeszcze jak! Zmiłujcie się Bogowie!

nikodice.

A jak co napiszą, to myślą, że już wszystko zrobili co należy i wszelkie względem rzeczypospolitej spełnili obowiązki.

kleonice.
I zadowoleni.
lampito.

A jacy dumni! Pewni siebie! Swoich Rozmyślań i doświadczeń“[5]. Chodzą jak pawie. (Udaje chód pawia). Albo Rzecz o wyprawie sycylijskiej[6].

nikodice.

Musztarda po obiedzie!

kleonice.

Wieczne przeżuwanie Teki satyryka“[7].

nikodice.

Już to się wszystkim sprzykrzyło.

lampito.

Tokują.

nikodice.

Jak cietrzewie. (Poczyna udawać tok cietrzewia).

mirina.

Albo znowu te długie zwitki, co teraz wymyślili i na których się podpisują po wsiach i w mieście... jakby na króla królów głosowali!.. Ale mniejsza... co to jednak będzie jeszcze przy odsłonięciu posągu Homera?![8]

lysistrata.

Homera pamięć na zawsze droga całej Grecyi. Godnie ją uczcić należy. My, ateńskie niewiasty cudactw nie dopuścimy, hołd poważny oddamy. Cześć Homerowi!

wszystkie (poważnie się kłaniają i mówią).

Cześć Homerowi!

mirina.

Słusznie! Doskonale! Powiedziałaś Lysistrato.

lampito.

Mądrze i roztropnie... Byle nam przy odsłonięciu nie zgotowano grubej niespodzianki... bo podobno bardzo gruby...

mirina.

Lampito! Czyś nie widziała? Już ją nam przecież odsłonili tę niespodziankę, piękna niema co mówić[9].

nikodice.

Grubszy od Lampito a przekupki mówią „że wróble obsiadły mu głowę“. To mi uczczenie Homera!

lampito (do publiczności z uczuciem i zapałem).

Na Bogów! Nie pozwólcie, aby posąg Homera w Atenach, na który cała składała się Grecya, był potwornym!

lysistrata (przerywa i zmienia ton, wpada w nieco żartobliwy).

My kobiety, lubimy marsz ateński, hełmy, kity... i także pięknych mężczyzn pod bronią. — Trzeba, aby młodzież ćwiczyła się w palcety, hartowała gimnastyką, kierowała czterokonnym rydwanem, bo silną być powinna i gotową na każde zawołanie. Której z nas zresztą nie schlebia, kiedy wódz o trzech kitach zaleca się? Lykon mój mąż jest także wodzem; ale jak wraca z obozu znużony, zgłodniały, brudny, nieuczesany, jakby od lat sześciu nie kąpał się, zaprawdę, na Bogów! nie wygląda na bohatera! Bohater powinien być jak z igły!

kalonice.

Prawda!

lysistrata.

Przystępuję do rzeczy. Czyż nie ubolewacie, że ojcowie waszych dzieci zdala są od was w obozie? Bo z pewnością niema tu ani jednej, której by mąż nie był na wojnie.

kalonice.

Mój od pięciu miesięcy jest w Tracyi.

nikodice.

Już siedm miesięcy jak mój jest w Pilos.

lampito.

Mój zaledwie wróci z obozu, zaraz przywdziewa zbroję i tyle go widzę.

lysistrata.

Jeżeli zatem znalazłam sposób, zakończenia wojny, czy mi dopomożecie?

kalonice.
Musi to być coś nadzwyczaj subtelnego.
lysistrata.

Tak dalece, że zbawienie Grecyi zawisło jedynie od kobiet.

kalonice.

Od kobiet? O, to zawisło na włosku! (Pauza). Bo zaprawdę co też kobiety mogą zrobić rozsądnego i skutecznego? My co wolimy siedzieć, jak stać, leżeć jak siedzieć, my wymalowane, wystrojone, ubrane w piękne żółte tuniki, w misterne obuwie... Co my począć możemy?

lysistrata.

Właśnie to wszystko dopomoże nam... perskie obuwie, żółte tuniki, perfumy, róż i blansz, przeźroczyste suknie.

kalonice.

Jakto?

lysistrata.

Odtąd Grek przeciw Grekowi miecza nie podniesie!

kalonice.

Biegnę natychmiast kupić żółtą tunikę...

lysistrata.

Zawiesi na kołku tarczę...

kalonice.

...Powłoczystą.

lysistrata.

...i lancę.

kalonice.
Kupię nowe perskie obuwie.
lysistrata.

Tak! ale czy mi dopomożecie?

mirina (z ogniem).

O tak na Boginie przysięgam, choćbym miała płaszcz zastawić.

nikodice.

Gdyby mnie nawet na dwoje rozpłatano jak rybę.

lampito.

A ja dla pokoju, tak jak mnie widzicie (pokazuje swoja tuszę) wyjdę na szczyt ot tej tam góry.

kleonice.

Gotowa jestem.

lysistrata.

Skoro tak, nie będę dłużej milczała. Niewiasty! Jeżeli chcemy zmusić mężów, do zawarcia pokoju, trzeba się wstrzymać...

mirina.

Od czego? Mów.

lysistrata.

Czyście zdolne?

lampito.

Choćbyśmy zginąć miały.

lysistrata.

Skoro wasi mężowie podczas rozejmu powrócą do Aten, jak zwykle, przedewszystkiem pospieszą do was...

lampio (z czułością).
My wybiegniemy do nich.
lysistrata.

O Lampito! Namiętna niewiasto! Od tego właśnie wstrzymać się trzeba. Nie powinni dla was istnieć — co ja też mówię — wy nie powinnyście dla nich istnieć, nie, dobrze mówiłam, nie powinnyście, dla nich, oni dla was istnieć. Zrozumiałyście?

mirina.

Jakto?

lysistrata.

No tak... dopóki nie przyrzekną, że pokój zawrą, niema ich dla was, niema was dla nich. — Postawicie warunek, i dopiero jak go przyjmą...

mirina (zrozumiała).

Ah! Na Pallas! Lysistrata ma słuszność.

nikodice.

To jak bułka za obol.

kalonice.

A to kawał!

lampito (smutno).

Kobiece bezrobocie.

lysistrata (biorąc Lampito za rękę).

Kobiece bezrobocie! Dobrze powiedziałaś miła Bogom Lampito, tylko nie o płacę i ośmiogodzinną pracę, o pokój ze Spartą.

kleonice.
Trzymamy ich. O Lysistrato, genialna niewiasto!
rodippe.

Co za subtelny dowcip!

lampito (nieco kwaśno).

Szczytny pomysł!

wszystkie.

Io! Io! Cieszmy się!

lysistrata.

Szlachetne Atenki! Tego po was oczekiwałam.

mirina.

Mądra Lysistrato! Myśl wzniosła — ale do zawarcia pokoju, jak do małżeństwa, nie wystarcza jedna strona, trzeba zezwolenia obydwóch. A jak Lacedemończycy nie zechcą zakończyć wojny? nasze zabiegi spełzną na niczem... darmo dokuczymy biednym mężom.

lampito.

I sobie.

lysistrata.

Miła Mirino, już słabniejesz. I o tem pomyślałam. Przesłałam mój pomysł matronom lacedemońskim, zaklęłam, aby mi dopomogły położyć koniec Grecyi nieszczęściom; tego samego

żądałam od obecnych tu Beotek. Otrzymałam odpowiedź — oto jest (pokazuje zwitek). Spartanki zgadzają się, obiecują, że tym samym sposobem, co my, zniewolą mężów do zawarcia pokoju. Beotki odpowiedziały na wezwanie. — Połączone, będziemy niezwyciężone! Gotowe zatem jesteście związać się przysięgą?
wszystkie.

Tak! tak!

mirina.

Podaj rotę przysięgi.

lysistrata.

Jesteście — jak widzę — w postanowieniu niezachwiane. Mogę wam więc powiedzieć, że blizką jest godzina, w której będziecie mogły spełnić przysięgę.

mirina.

Jakto!

lysistrata.

Otrzymałam tej nocy wiadomość od Agatosa.

praxagora (poruszenie).

Od Agatosa?

lysistrata.

Co mówię, od Lykona, mojego męża. Rozejm zawarty, i nasi małżonkowie będą w Atenach około dwunastej godziny. Armia jest już o kilka stad od miasta. Io! Io! Cieszcie się! (Poruszenie i niepokój w zgromadzeniu. Kobiety odwracają się). Oho! Dlaczego się odwracacie? Gdzie idziecie? (Do Nikodice). Ugryzłaś się w język? (Do Kleonice). Dlaczego kiwasz głową? Jakżeście pobladły! Jakto łzy? Na Zeusa? Lampito zaczekaj! Mirina

nie lećże na złamanie karku! Kalonice, kręcisz się jak wróbel! Na Bogów, zatrzymajcie się. Stać! (Kobiety, które zaczęły się wynosić, zatrzymują się). Usłuchacie mnie na Demetre! czy nie? (Pauza). Wahacie się?
mirina.

Ja nie usłucham... co mi tam wojna czy pokój.

lysistrata.

A ty Nikodice — przed chwilą chciałaś śmierć ponieść...

nikodice.

Wszystko co chcesz, tylko nie to czego żądasz. Wolę w ogień wskoczyć. Co mi tam wojna! To co żądasz gorsze od wojny.

lampito.

I ja wolę w ogień skoczyć.

kalonice.

Zastanów się Lysistrato!

lysistrata.

A ty Kleonice, także zmieniłaś zdanie.

kleonice.

Ja także wolę w ogień skoczyć.

lysistrata.

O Atenki! słabe niewiasty! Tego się obawiałam.

kleonice.

My nie jesteśmy jak ty, wyższemi kobietami. Serce nasze nie w mózgu, ale na właściwem miejscu.

lampito.

Ma się rozumieć! To za krótko — godzina. — Myślałam, że mamy najmniej przed sobą trzy miesiące. Trudno, tak zaraz, na poczekaniu zobowiązać się w tak ważnym przedmiocie.

lysistrata (zniechęcona).

Nikt zatem poprzeć mnie nie chce?.. (Ożywiając się). Ależ szalone, ja pragnę waszego szczęścia! Czyż póki trwa wojna, szczęście wasze jest stałem? Czyż może was przerywane zadowolnić. Co poczniecie, jak znowu odejdą do obozu? Wtedy! Zaprawdę, na to słońce, które nas oświeca! niegodneście nazywać się kobietami! Po cóż wzywałyście złotego Apollina, czystą Artemidę, mądrą Pallas, skoro chcecie pozostać w głupocie i szale. Po co wzywałyście Bogów i Boginie?

nikodice.

Bo taki zwyczaj (śmiech ogólny).

lysistrata.

I do tego bluźnicie.

jaskółka i rosa (razem).

My Lysistrato złożymy przysięgę, której żądasz.

lysistrata.

A ty drogie dziecko Kallyce, którą jak własną wychowałam córkę... ty która jeszcze nie...

nikodice.

Nasza naiwna.

lysistrata.
Ty mnie nie poprzesz?
kallyce.

O nie, moja ciotko... Ja bo nie przysięgnę... nie, nie. A jak nie zawrą pokoju i do obozu odejdą, to mi znowu figę pokażą... nie, nie chcę po raz drugi figi. Mąż jest panem, i słuchać go trzeba. Nie chcę umrzeć...

lysistrata (przerywając).

Jeżeli która zna inny sposób zakończenia wojny, niech zażąda głosu, niech przywdzieje ten wieniec oliwny i niech mówi. (Chce zdjąć wieniec).

wszystkie.

Nie! nie! Lysistrato zachowaj wieniec.

lysistrata.

Zatem cóż?

kalonice.

Powiedz szczerze, gdybyśmy cię usłuchały, Ateny zawarłyby pokój?

lysistrata.

Na Boginie! Z pewnością. Pozostańmy w domach ubrane wytwornie, wystrojone. Gdy mężowie wejdą, udajmy, że ich nie znamy, że nic z nimi wspólnego nie mamy. O ile pomnę, gdy Menelas ujrzał łabędzie ramiona Heleny, wypuścił miecz z ręki. Wytrwajmy a ręczę, że zawrą pokój.

praxagora.
Szlachetne matrony ateńskie! Wierzajcie, to jedyny sposób. Doprowadzicie ich do rozpaczy.
mirina.

Tobie łatwo mówić, piękna Praxagoro. Jak my ich znać nie zechcemy, oni was poznają, jeżeli już nie znają...

lysistrata.

Ależ Beotki złożą przysięgę, tak, złożą ją. Zresztą nie chcę bynajmniej ubliżać tym paniom. Niezaprzeczenie są one pokaźne, cudnie grają na flecie... Ale choćby sto razy były piękniejszemi, mężczyźni już tacy, że tego najwięcej pragną, czego dostać nie mogą. My zatem będziemy górą.

nikodice (naśladując ważki).

Gdy dotąd byłyśmy na dole.

lysistrata.

Na gromowładnego Zeusa! Co za tryumf!

lampito.

A jak nas obiją?

kleonice.

Mąż, który żonę bije jest podłym.

lampito.

Mąż, który żonę bije jest mężczyzną.

lysistrata.

Siłą, wzajemności nie zdobędą. — Piękne pożycie bez wzajemności! — Bądźcie zatem niewiasty niewzruszonemi; nieprzebłaganemi; bądźcie jak pokrzywy. Nie dajcie się ani przekonać ani przekupić. Ogromne zdobędziecie korzyści. O Lampito! Namiętna niewiasto! Twój dzielny Taraxion pozostanie przy tobie.

lampito (w zachwycie).

Na Hekatę! Zemdleję!

lysistrata.

Ty Nikodice nie będziesz się bała w nocy. Mężne ramię chrapać będzie przy tobie.

praxagora.

Chrapiące ramię! Pyszne wyrażenie.

lysistrata.

To resztki szkoły. A twój mąż Kalonice nie będzie wydawał całego dochodu na uzbrojenie! Puklerz kosztuje dziesięć min, pomyśl co za pyszną możesz mieć za to tunikę i perskie obuwie w dodatku. A ty Rodippe o potężnym apetycie, jak pokój nastanie, wszystkie kraje Grecyi zawrą z nami traktaty handlowe i będziesz miała węgorze z jeziora Kopais, czosnek z Megary... bez cła sycylijskie wino. To nie żart Rodippe.

rodippe.

Nie gadaj! Na Dionisosa znowu ma słuszność.

lysistrata.

Grecya odpocznie. Sztuki piękne, literatura, przemysł, handel, rzemiosła zakwitną. Ojczyzna będzie szczęśliwą.

(Poruszenie między kobietami. Słowa Lysistraty podziałały).
nikodice.

O my głupie waryatki!

lysistrata.

Czy jesteście gotowe złożyć uroczystą przysięgę?

wszystkie.

Tak! tak! Zgoda!

lysistrata.

A ty Kallyce, nasza naiwna, czy trwasz w uporze?

kallyce.

Oh! trwam ciotko! Ja nie przysięgnę.

lysistrata.

Zastanów się. Widzisz, że my jesteśmy gotowe ponieść ofiarę dla zbawienia rzeczy pospolitej.

kallyce.

O ja ciotko drwię sobie z rzeczypospolitej, ja przedewszystkiem...

lysistrata.

Wiemy już, wiemy; upór naszej naiwnej wstrzymać mnie nie może; nie pozwolę, aby jedna owca zbuntowała całą owczarnię.

praxagora.

Przykra dla niej jesteś Lysistrato.

lysistrata.

Siostrzenica...

praxagora.
A to co innego.
lysistrata.

Kiedy tak, zamknę cię w świątyni Artemidy; a wy niewiasty czuwajcie, aby nie umknęła. (Otaczają Kallyce).

mirina.

Teraz Lysistrato, spiesznie do dzieła. Zwiążmy się nierozerwalną przysięgą. Każda z osobna ją złoży i powtórzymy ją wszystkie społem.

lampito.

Przysięgnijmy na tarczę, jak siedmiu wodzów pod Tebami.

lysistrata.

Niepodobna na tarczę zaprzysiądz pokoju.

rodippe.

Nie gadaj! Trzeba Bogom ofiarować owcę i rozdzielić między siebie pieczyste.

lysistrata.

Masz ją... Ależ Rodippe, czyż wypada przelać krew niewinnej ofiary, gdy ze wstrętu do mordów, przysięgę składamy.

kalonice.

Na cóż więc przysięgniemy?

praxagora.

Dawnym zwyczajem beockim ofiarujemy Bogom koguta...

nikodice.
Nie, tej przysięgi na koguta składać nie możemy.
lysistrata.

Mam myśl! Postawmy tu czarną, wielką czarę, wlejmy do niej wina z Taxos i przysięgnijmy, że kropli wody nie domieszamy.

rodippe.

To mi się podoba! W to mi graj! Prędko czara i amfora. Nie gadaj!

lysistrata.

I aby nadać tej przysiędze święte znamię, zawezwiemy ze świątyni (pokazuje drzwi świątyni) wielką kapłankę, flecistki i harfiarki. Przynieść czarę i amforę. (Lampito i Kalonice wchodzą do świątyni). Wy zamkniecie pod klucz siostrzenicę moją Kallyce. Nikodice i ty Mirina spełnijcie ten przykry obowiązek... powiedzcie sobie, że to dla naszego szczęścia i zbawienia Aten.

mirina.

Pójdź biedna Kallyce.

kallyce.

Idźcie... pójdę za wami bez oporu. O niewiasty! Zapamiętajcie, co wam powiem. Nie danem jest śmiertelnikom iść przeciw prądowi przyrody. Daremnie oddajecie mnie pod straż Artemidy! Wszystkie wasze usiłowania spełzną na niczem. Afrodyta i jej mały figlarz zwyciężą — chyba, że bogowie postanowili...

(Mirina i Nikodice wprowadzają ją do bocznych drzwi świątyni, zamykają na klucz i klucz oddają Lysistracie. Lampito i Kalonice, wielka kapłanka, muzykantki, ukazują się we drzwiach świątyni. Syra, Doris, niewolnice niosą, na głowach, dużą, czarną czarę, amfory, złote kielichy. Wielka kapłanka, flecistki i harfiarki ustawiają się pod portykiem, na schodach świątyni).
lampito.

Uciszcie się! Uciszcie się, moście panie! Święty orszak nadchodzi. (Muzyka. Orszak z pod portyku posuwa się poważnie naprzód sceny. Kapłanka z muzykantkami pozostaje na schodach. Czarę stawiają na zewnętrznym ołtarzu przed Lysistratą).

rodippe.

To mi czara! Aż miło patrzeć!

lysistrata.

Wszechpotężna Wiaro i ty Czaro towarzyszko rozkoszy, przyjmijcie tę ofiarę i bądźcie łaskawe niewiastom.

(Doris i Syra wiewają wino z amfor do czary).
rodippe (zachwycona).

Istne rubiny, jaki zapach, trąci myszką. Na Dyonisosa! Co za zapach! Nie gadaj!

lysistrata.

A teraz Lampito i wy wszystkie połóżcie ręce na tej czarze, jedną zwiążemy się przysięgą. Niech jedna za wszystkie powtarza co powiem. Wszystkie tę samą złożycie przysięgę i dochowacie jej święcie. (Rozpoczyna uroczystym tonem rotę przysięgi).
Ani mąż, ani kochanek.

mirina (powtarza za Lysistratą. Wszystkie wyciągają prawą rękę ku czarze).
Ani mąż, ani kochanek.
lysistrata.

Nie zbliży się do mnie, choćby z miłości umierał. Powtórz.

mirina.

Nie zbliży się do mnie, choćby z miłości umierał. Oh! Lysistrato, gną się podemną kolana.

lysistrata.

Żyć będę samotna przy ognisku domowem.

mirina.

Żyć będę samotna przy ognisku domowem.

lysistrata.

Ubrana w cudne szaty jak piękna Helena.

mirina.

Ubrana w cudne szaty jak piękna Helena.

lysistrata.

Aby się tem więcej mężowi podobać.

mirina.

Aby się tem więcej mężowi podobać.

lysistrata.

Ale znać go nie będę.

mirina.
Ale znać go nie będę.
lysistrata.

Jeżeli mam dotrzymać przysięgi, pozwólcie mi Bogowie napić się z tej czary.

mirina.

Jeżeli mam dotrzymać przysięgi, pozwólcie mi Bogowie napić się z tej czary.

lysistrata.

Jeżeli złamać mam przysięgę, niech to wino przemieni się w wodę.

rodippe.

Nie gadaj!

mirina.

Jeżeli złamać mam przysięgę, niech to wino przemieni się w wodę.

lysistrata.

Wszystkie przysięgacie!

wszystkie (chórem).

Na Zeusa! Przysięgamy!

rodippe.

Ale jeść wolno!

lysistrata.

I pić ile zechcesz dobra Rodippe.

rodippe.

Nie gadaj!

lysistrata.
Teraz spełnijmy ofiarę. (Podnosi czarę i pije).
rodippe.

Zwolna, za pozwoleniem, dosyć; nic się dla nas nie zostanie. Pijmy kolejno; oblejmy naszą przysięgę. (Rodippe odbiera czarę z rąk Lysistraty i pije łakomo. Kalonice musi jej od ust oderwać czarę).

rodippe (ze złością).

Nie gadaj!

(Wszystkie piją kolejno z czary, którą niewolnice kilkakrotnie napełniają).
lysistrata.

Jeszcze jedno. Nie dość na tem, cośmy zrobiły. Lampito, tobie powierzam drugą część zadania.

lampito.

Rozkazuj Lysistrato!

lysistrata (patrzy na jej czerstwość, z uśmiechem).

Dzielna kobieta! Jak ona wygląda; wołuby udusiła.

lampito.

O tak! Hartuję się, rano spacer naokoło Aten; gimnastyka popołudniu.

lysistrata.

Otóż Lampito, zwołaj wszystkie starsze kobiety ateńskie, z ludu także, zwłaszcza przekupki. Oho! Ateńskie przekupki mają ustaloną sławę!! Z targu jarzyn, owoców, mleczywa, pieczywa, z Agora; zbierz kogo możesz. Postaw na ich czele dzielną jak ty kobietę, niech pod koniec nocy, pod pozorem ofiary Bogom niesionej, uzbrojone w co zechcą, łopaty, miotły i z dzbankami wrzącej wody, idą na Akropol. Po cichu, zwolna niech obejdą Partenon, niech uderzą na stojących od tylnej strony Scytów i rozbroją ich; jest ich tam dwóch tylko, jeden zwykle śpi, drugi pijany. Niech nasze dzielne przekupki zajmą komnatę świątyni, w której jest skarb publiczny. Rozumiesz?

lampito.

Co za pomysł?

lysistrata.

Użyjmy dwóch najpotężniejszych sprężyn — miłości i pieniędzy.

mirina.

Genialnie!

(Zdala muzyka. Fanfary. Marsz ateński.
lampito (nadsłuchuje).

Słuchajcie! Słuchajcie!

nikodice.

To oni.

mirina.

Nadchodzą... prędko naprzeciw.

praxagora.

Stać! Z góry okazać im trzeba najzupełniejszą obojętność.

(Lampito chce się wymknąć).
lysistrata.
He! He! Lampito! gdzie idziesz?
lampito.

Do domu. Namoczyłam wełnę, całkiem rozmoknie.

lysistrata.

Nie obawiaj się!

lampito.

Zaraz powrócę.

lysistrata.

Ani kroku!

lampito.

Milezyńska wełna, nie mogę jej zmarnować.

lysistrata.

Ateny ważniejsze niż wełna.

mirina (chce odejść).

Zapomniałam, len zostawiłam przy ognisku, spali się, jaka ja roztrzepana!

lysistrata.

Ta znowu len przy ognisku zostawiła... wracaj prędko.

mirina.

Przysięgam, na słońce, że wrócę jak tylko się załatwię.

lysistrata.

O to zostań, bo inneby poszły za twym przykładem.

rodippe.
Ja także lecę; baranina się przypali.
lysistrata (z uśmiechem).

Ty możesz.

rodippe.

Nie gadaj!

nikodice.

Ja muszę odejść.

lysistrata.

Znane figle studenckie — zostań.

kalonice.

Ah! Zapomniałam zakorkować amforę z cypryjskiemi perfumami... co za szkoda... wywietrzeją.

lysistrata.

Ani kroku.

glycera (chce odejść).

Muszę pójść odpocząć... ledwie na nogach stoję...

filina (chce odejść).

Mam migrenę.

(Muzyka wojskowa się zbliża).
lampito.

Patrzeć przecież wolno... zresztą przysięgłam... róbcie co chcecie, ja lecę.

kalonice.

Ja także.

wszystkie.

My także (biegną w kierunku muzyki, niektóre ustawiają się malowniczo na schodach świątyni i patrzą. Fanfara).

lysistrata (patrząc za kobietami).

O Eurypidesie! Słusznie powiedziałeś, że ze wszystkich stworzeń kobieta najprzewrotniejsza! Na szczęście przysięgły! W samą porę! Na Artemidę!

rosa (do Jaskółki).

Zbliżają się, czy pójdziemy naprzeciw.

jaskółka (znudzona).

Dwadzieścia razy widziałyśmy; zawsze to samo.

rosa.

Prawda, ale nasi mężowie.

jaskółka.

Koniecznie?

rosa.

No! Grzeczniejby było.

jaskółka (obojętnie).

Zresztą, jak chcesz (odchodzą zwolna).

praxagora (zbliża się do Lysistraty, która stoi zadumana. Ze znaczącym zamiarem).

Szczęśliwa jesteś Lysistrato, zobaczysz go.

lysistrata.

Tak, szczęśliwą jestem, że zobaczę mego męża Lykona. — Ale on szczęśliwym nie będzie.

Wojsko przechodzi głębią przy odgłosie marszu ateńskiego. — Obraz. Kobiety niektóre ugrupowane w przedsionku i na schodach świątyni, lysistrata i praxagora na przodzie sceny, jaskółka i rosa stoją pod portykiem, syra na ganku domu Lysistraty. Inne niewolnice stoją w drzwiach domu Kynesiasa. Kurtyna zwolna zapada.








  1. Aluzya do Wystawy Lwowskiej w 1894 r. (P. W.)
  2. Alluzya do wynagrodzenia artystów — od występu — zaprowadzonego w teatrze krakowskim. (P. W.)
  3. Analogiczne ustępy znajdują się w Aristofanesie, że jednak nie całkiem są dziś zrozumiałe, zastąpiono je bieżącemi zdarzeniami. (P. W.)
  4. Alluzya do nieporządków ulicznych w Krakowie w rocznicę Racławic w 1894 r. (P. W.)
  5. Książka hr. Stanisława Tarnowskiego. (P. W.)
  6. Rzecz o roku 1863 St. Koźmiana. (P. W.)
  7. Teka Stańczyka. (P. W.)
  8. Pomnik Mickiewicza w Krakowie. (P. W.)
  9. Alluzya do odsłonięcia pomnika Mickiewicza, który okazał się tak dalece wadliwym, iż komitet polecił nowy odlać a ten zakryć. (P. W.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Maurice Donnay, Arystofanes i tłumacza: Stanisław Koźmian.