W matni (Urke-Nachalnik, 1938)/Rozdział VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Urke-Nachalnik
Tytuł W matni
Podtytuł Powieść sensacyjna
Wydawca Wydawnictwo M. Fruchtmana
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII

I znów minęło kilka tygodni. Jesień ustąpiła miejsce zimie.
Ludzie nocy przywitali zimę z otwartymi ramionami. Zbliżał się dla nich upragniony sezon.
Krygier nie rezygnował ze swoich planów. Nie mieszkał w Warszawie. Przeniósł się do jednego z luksusowych pensjonatów podmiejskich, gdzie zamieszkał w charakterze gościa. Również pozostali członikowie jego bandy ulokowali się każdy w jednym z pensjonatów na „linii“.
W tych pensjonatach uchodzili za rekonwalescentów. Wśród rozleniwionych gości pensjonatów trudno było rozróżnić członków bandy Krygiera.
Zbierali się od czasu do czasu pod osłoną nocy u Bajgełe, który przejął po Staśku Lipie jego nocny lokal. Bajgełe robił świetne interesy. „Zimna kokota“ nadawała się do roli kierowniczki interesu.
Nikt, z wyjątkiem Krygiera, nie zwracał uwagi na fakt nagłego zaginięcia Reginy. Na myśl mu, oczywiście, nie mogło przyjść przypuszczenie, że Regina już nie żyje i że mogła ona zginąć w tak fatalnych okolicznościach. Krygier był przekonany, że Regina poprostu uciekła od nich, mając dość takiego życia.
Pewnego poranka zimowego przed pomnikiem Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu przechadzał się młody człowiek w futrze z podniesionym kołnierzem i nasuniętym mocno kapeluszem. Co pewien czas wyjmował złoty zegar, dając w ten sposób wyraz swemu zniecierpliwieniu. Był to Klawy Janek.
Na vis a vis drugim chodnikiem przechadzał się Krygier. Obaj oczekiwali kogoś z niecierpliwością. W pewnym momencie na rogu ulicy zatrzymała się taksówka, z której wysiedli Antek i Felek. Antek miał w ręku małą walizeczkę. Janek dał im dyskretny znak ręką, by szli za nim. Gdy zbliżyli się do niego na drugim ką, by odeszli, a sam dobiegł do taksówki i rzucił rozkazująco:
Janek pierwszy dobiegł do taksówki i rzucił roz-
— Aleje Jerozolimskie Nr... Panie prędzej!... Matka mi zachorowała!... Pędzę po doktora!...
Szofer odrzekł z uśmiechem:
— Niech się pan uspokoi... Jestem swój człek...
— Co?
— Nie poznaję mnie pan?... No?... To przecież ja was wyprowadziłem ze skarbca...
Janek zbliżył się, by lepiej spojrzeć szoferowi w twarz. Po „wsypie“ z Wołkowem, wołał się mieć na baczności.
— Pokaż no swój cyferblat!
Szofer odwrócił się do niego i rzekł z uśmiechem:
— No, teraz mnie pan poznaje?
Jankowi jego twarz spodobała się. Chociaż wówczas, podczas ucieczki ze skarbca nie widział twarzy szofera, wierzył jego słowom.
— Skoro jesteś nasz człek, to jedź szybciej — rzucił Janek.
— Czy doktór jeszcze potrzebny?
— Nie. Jedź za miasto.
Wprawny wzrok Janka dostrzegł z daleka taksówkę, która jechała za nim. Gdy znaleźli się za rogatkami miasta, Janek zawołał do szofera:
— Dostaniesz sto dolarów, ale jedź pełną parą!...
Szofer zwiększył szybkość jazdy. Taksówka mknęła, jak strzała. Ale również auto, pędzące w ślad za nią zwiększało szybkość.
— Prędzej, prędzej, prędzej! — wołał Janek. — W pewnym momencie podskoczył do szofera i ujął w swoje ręce kierownicę. Janek umiał kierować maszyną.
Szofer blady, jak chusta, uprzedził Janka:
— Jedziemy na złamanie karku! Pamiętaj, że lada moment wpadniemy w przepaść!... Zwariowałeś chyba!..
Janek nie odpowiedział ani słowem. Mocno trzymał kierownicę w swych rękach, nie zważając na niebezpieczeństwo. Patrzał teraz czyhającej na niego śmierci prosto w oczy.
Życie mu już dawno obrzydło. Od czasu, gdy Aniela go porzuciła, szukał śmierci. A teraz nasunęła się okazja. Nie obchodził go teraz los szofera.
Naraz auto podskoczyło i wywróciło się.
Janek stracił przytomność.
Gdy otworzył oczy, Janek poczuł ostry ból w boku. Szofer, który wyszedł z katastrofy cało i bez najmniejszego szwanku, stał nad nim pochylony i uśmiechał się.
— Podnieś się!
Janek podniósł się, nie zważając na ostry ból. Polecił szoferowi, by podpalił taksówkę, leżącą w rowie.
— Oszalałeś? — zawołał szofer. — Można ją będzie naprawić!
Janek wyciągnął z kieszeni garść banknotów i wręczył je szoferowi. W chwilę potem taksówka stała w płomieniach, a Janek i szofer oddalili się od miejsca pożaru.
— I ja już odsiedziałem karę pięć lat więzienia — rzekł szofer po drodze. — Antek i Felek dobrze mnie znają.
— Bardzo dobrze. Ale trzymaj język za zębami. Nie rozumiem tylko, gdzie się podziała taksówka, która nas ścigała!
— Musiał się kierowca pomylić i pojechać szosą lubelską. To nas uratowało.
— Jestem przekonany, że to nas policja ścigała — oświadczył Janek. — Mogą się jeszcze natknąć na nasze ślady. Bądź zdrów i idź sobie, gdzie oczy cię powiodą. Ja pójdę w innym kierunku. Poco masz się wsypać z mego powodu?
Janek uścisnął rękę szofera na znak wdzięczności:
— Bądź zdrów. Jesteś naszym przyjacielem. Nie zapomnę ci tej przysługi.
— Znasz także i moją siostrę — rzekł na pożegnanie szofer.
— Twoją siostrę?
— Tak: „Zimną kokotę“.
— O, tak. Znam ją. A teraz — dowidzenia.
Szybkim krokiem Janek oddalał się od tego miejsca. W drodze rozmyślał nad tym, co zaszło.
Naraz podchwycił echa podejrzanych kroków. Ledwie zdążył zorientować się, że tuż w pobliżu znajdują Się ludzie, padły słowa:
— Stać! Stać! Bo strzelamy!
Wezwanie policyjne rozbrzmiewało w ciszy leśnej wielokrotnym echem. Janek widział już siebie w ręku policji.
Zorientował się, że wpadł w zasadzkę. Nie miał nic do stracenia. Postanowił za wszelką cenę uciec. Pogoń nastąpiła natychmiast.
Wybiegłszy z lasku znalazł się na szosie. Tu zrzucił z siebie futro, które przeszkadzało mu w ucieczce. Nadto chciał zmylić prześladowców, by przyjęli go za postrzelonego człowieka... Zanim sprawdzą i przekonają się o pomyłce, będzie już daleko... Każda sekunda decydowała.
Jankowi pomysł ten udał się znakomicie. Słyszał, jak policjanci wołali, biegając w kierunku porzuconego futra: „poddaj się“. Sądzili że to uciekinier padł ranny. W międzyczasie Janek pędził co tchu w przeciwnym kierunku.
Szczęście mu sprzyjało. Akurat przejeżdżał gospodarz na furze, zaprzężonej w parę dobrych koni. Janek wskoczył na wóz i pod groźbą zabicia steroryzował go rewolwerem. Przepędził chłopa z wozu, a sam pognał koni z całych sił. W dwadzieścia minut potem był już bardzo daleko od urządzonej nań zasadzki.
Janek porzucił wóz z końmi, kierując się do pobliskiego miasteczka. Tam wsiadł do taksówki, której polecił jechać w kierunku linii podmiejskiej, gdzie zamieszkał w jednym z pensjonatów.
Niespostrzeżony przez nikogo, Janek wszedł do swego pokoju, umył się, przebrał i zadzwonił na pokojówkę, której polecił przynieść posiłek.
Gdy minęły pierwsze wrażenia niespodziewanej przeprawy, Janek zaczął się zastanawiać nad wypadkami, które się wydarzyły tego dnia.
— Kto wie, jak skończyli moi wspólnicy? Czy czasem nie wpadli w ręce policji? — zapytywał siebie w duchu.
Janek nie był zadowolony z interesu, ubitego przez Krygiera z Wołkowem, gdyż podejrzewał ostatniego o dwulicową grę. Zbyt często policja następowała im na pięty. Szczególnie podejrzaną wydawała mu się dzisiejsza obława. Mieli wyjątkowo ważną robotę do wykonania. Nie szło tyle o „zarobek“, ile o wypróbowanie nowej metody pracy przy pomocy wynalazku Krygiera.
Janek poczuł w boku silny ból. Gdy auto wywróciło się, doznał licznych uderzeń. Wówczas ból szybko ustąpił. Teraz ból ten się odezwał. Janek starał się nie myśleć o tym, w nadziei, że dokuczliwe uczucie minie.
Przypomniał sobie Anielę. Tęsknota za nią w tej chwili była tak silna, że gotów był wiele oddać, gdyby mógł choć raz spojrzeć w jej oczy i choć raz przytulić ją do siebie.
— Śmierć wzgardziła mną — pomyślał. — Cóż mam z takiego życia?
Był znużony i ciągnęło go do wygodnego łóżka w ciepłym pokoju. Myśl o niepewnym losie wspólników nie dała mu spokoju. Włożył cieple palto i wyszedł na willę by stamtąd udać się na dworzec kolejowy. Postanowił pojechać do Warszawy i dowiedzieć się, co zaszło z jego kompanami.
W willi natknął się na jedną z wielu pań, które przebywały w tym pensjonacie. Jej przenikliwe spojrzenie zastanowiło go. Pani ta odezwała się:
— Jak widzę, pan lubi odbywać, tak jak ja, samotne spacery zdala od tych pustych głów, których tu nie brak. Gości tu jest wiele, ale ludzi mało.
Wypowiedziała te słowa nawpół ironicznie, nawpół serio. Ale przebijała z jej słów chęć nawiązania znajomości i rozmowy.
Janek nie miał teraz ani czasu, ani ochoty na rozmowy i flirty. Chciał już rzucić kilka opryskliwych słów i uwolnić się od natrętnego towarzystwa. Ale wbrew woli mnie mógł przemóc w sobie uczucia, a raczej wrażenia, że przed nim nie stoi obca kobieta. Wydawało mu się, że to Aniela z nim teraz rozmawia. Przez chwilę wpił się w jej twarz oczyma. Naraz potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić od siebie dziwne myśli.
— Czym mogę pani służyć? — zapytał oschle
— Cha, cha, cha! — rozbrzmiewał echem w willi jej śmiech. — Pan musi nienawidzieć kobiety.
— Tak... tak... Nawet bardzo...
— Pan jest oryginalnym mężczyzną — nie rezygnowała przygodna nieznajoma. — Po raz pierwszy w życiu słyszę podobne słowa. A ja o panu byłam innego zdania — zabrzmiała w jej głosie nuta niezadowolenia.
Janek nie wiedział, jak dalej postąpić. Księżyc wysunął się z poza chmur i rzucił jasne światło na twarz rozmówczyni.
— A jednak sądzę, że możemy ze sobą trochę porozmawiać na miłym spacerku — ciągnęła dalej przygodna znajoma. — Księżyc pięknie świeci. Piękna noc! Czuje się dziś, jak nowonarodzona — rzekła sentymentalnie.
Janek chciał się od niej uwolnić, ale nieznajoma była kobietą, która przykuwa do siebie od pierwszej chwili.
Bez ceregieli ujęła go pod ramię i, prowadząc go przed siebie, rzekła:
— Już oddawna chciałam pana poznać.
— Ale, pani wybaczy, teraz nie jestem usposobiony do flirtu. Księżyc na mnie oddziaływa mniej rozczulająco, niż na panią.
— Fe, fe — roześmiała się nieznajoma. — Poraz pierwszy widzę tak brutalnego mężczyznę.
— Niestety, taki jestem: zimny drań...
— I zawsze pan jest taki?
Jankowi błysnęła pewna myśl:
— Z kim mam przyjemność?
— Poco ta formalność? — odrzekła tajemniczo. — Chcę zapomnieć kim jestem, byłam i będę. Teraz nie chcę o niczym wiedzieć...
Janek był już całkowicie pod jej zdobywczym wpływem...
Ciepło, które biło od tej kobiety przejmowało go, niby prąd elektryczny.
Nadaremnie Janek staczał z sobą wewnętrzną walkę. Nieznajoma kusiła go i intrygowała.
— Ale ja teraz naprawdę nie mam czasu i muszę jechać do Warszawy — bronił się Janek coraz słabiej.
— Ja pana wcale nie zainteresowałam? — z wyrzutem rzekła nieznajoma. — Czy pan nie widzi, jak księżyc nas namawia do tego, byśmy się zapomnieli... Nie chcę nic wiedzieć o panu i jego pilnych sprawach, które go gdzieś wzywają.

Nieznajoma przywarła do niego. Janek był mniej nastrojony poetycznie od przygodnej znajomej, która szukała emocji pod pretekstem pięknej nocy księżycowej. Ale był mężczyzną, który w podobnych wypadkach zawsze należy do pokonanych... Już nie był teraz zdolny myśleć o Krygierze i o swoich obowiązkach wobec towarzyszy. Targała nim teraz wielka namiętność. Nieznajoma tuliła się do niego pod pretekstem, że jej zimno. Zaprowadziła go do swego pokoju. Tam zrzuciła z ciebie futro karakułowe. Jankowi ukazała się młoda dwudziestokilkuletnia wygimnastykowana kobieta. Nie mógł oderwać oczu od jej wspaniałej figury Nie była piękna na twarzy, ale miała w sobie coś takiego, co powoduje wybuch zmysłów u mężczyzn i doprowadza ich do białej gorączki...
Na widok jej namiętnych ust, które nt« dawały spokoju, Janek doznał uczucia, jakie u niego zrodziło się w obecności Anieli. Wyczuł w niej ową potęgę kobiecości, która łamie nawet najsilniejszych mężczyzn. Z każdego jej ruchu bił czar niewypowiedzianych rozkoszy, które kusiły i porywały.
— A jak się panu tutaj podobam! — obróciła sie na nodze?
Przed jego oczyma na sekundę zawirowała jej postać W obcisłej wełnianej spódniczce sportowej kibić jej zarysowała się z gracją. Z jej twarzy nie znikał wiele przyrzekający uśmiech.
Janek był odurzony. Nie mógł z nadmiaru szczęścia wydobyć głosu. Pożeracz kobiet stracił naraz mowę i zachowywał się, jak żak.
— biadaj pan... ale bliżej, tu obok mnie — rzekła rozkazująco i kokieteryjnie, zajmując na kozetce pozycję nawpół leżącą.
Janek był oszołomiony. Nie mógł jeszcze wierzyć w to, że nowa znajoma poważnie go traktuje, chociaż niejednokrotnie miał dowody, że cieszy się powodzeniem u kobiet. Pożerał ją wzrokiem.
Dotychczas Janek unikał kobiet, jakby chciał tym dać dowód wielkiego uczucia, jakie żywił do Anieli. Przygodę z Reginą już dawno wymazał z pamięci. Poprzysiągł sobie w duszy, że więcej nie da się naciągnąć. Mimowoli wypłynął w jego wyobraźni obraz Reginy i Jankowi błysnęła myśl: „dlaczego jej nie widać?“
Ale teraz miał przed sobą o wiele piękniejszą i bardziej ponętna osóbkę od Reginy.
Nowa znajoma leżała na kozetce w prowokującej pozie. Jej lśniące jedwabne pończoszki uwydatniały piękny i powabny kształt nóżek. Ładnie uczesaną główkę zdobiła para mądrych, żywych oczu.
W pewnym momencie zerwała się ona z kozetki i zaczęła Jankowi pomagać w zdejmowaniu palta.
— Pan mnie się coraz mniej podoba — groziła mu filuternie paluszkiem. — Nie znoszę tego!
Rzucila jego palto i kapelusz na krzesło i pociągnęła go ku sobie.
Nie miał czasu na rozwiązywanie zagadki, do jakiego typu uwodzicielek należy przygodna sąsiadka w pensjonacie...
Dotychczas, żadna z kobiet nie narzucała mu się w podobny sposób... Nie rozumiał niczego. Była młoda, powabna, zgrabna, pełna wdzięku, zapewne niebiedna oraz niegłupia.
— To nie jest takie gładkie — odezwał się w nim tajemniczy głos.
Postanowił trzymać się na baczności.
— Filozofie, o czym myślisz teraz? — rzuciła mu prosto z mostu, pytanie, przechodząc jednocześnie na „ty“. To go jeszcze więcej intrygowało.
Janek nie wierzył własnym uszom i oczom. Odsunął się, instynktownie wykorzystując ten ruch.
Przygodna znajoma wybuchnęła śmiechem i jeszcze bliżej do niego się przysunęła.
Janek stanowczym głosem zapytał:
— Kim pani jest i czego żąda pani ode mnie?
— Idiota! — krzyknęła przygodna znajoma. — Miałam o panu inne zdanie. Teraz może sobie pan już pójść!
Podobnej odpowiedzi Janek się nie spodziewał. Ta kobieta trzymała go teraz w swej władzy, a jednak kazała mu iść.
— Czemu pan jeszcze tu sterczy? — zawołała mocnym głosem. — Może zapomniał pan, gdzie drzwi się mieszczą? Proszę, oto one są! — wyciągnęła ręce w odnośnym kierunku.
— Pani mnie stąd wypędza?
— Broń Boże. Nienawidzę głupców.
Janek od razu znalazł się „w formie”. Z uśmiechem bezczelnym na ustach zbliżył się do niej. Ale udawała oburzoną.
Gdy po kilku godzinach, Janek opuścił pokój przygodnej przyjaciółki, z którą spędził chwile rozkoszy, nie wiedział jeszcze z kim miał do czynienia. Odpowiedziała mu tylko:
— Jestem cudzoziemką. Kobietą, która lubi radość i uciechę. Spodobałeś mi się od pierwszego wiejrzenia. Będziesz tak długo moim kochankiem, aż zastąpi cię kto inny. Zawsze się znajdzie chętny...

Janek postanowił na własną rękę zbadać tajemnicę, jaką otoczyła się przygodna przyjaciółka.
Nazajutrz Janek dowiedział się od pokojówki, że jego nowa znajoma pochodzi z Ameryki i że przybyła do Polski w odwiedziny do pewnego pana, który w Polsce bawi już dłuższy okres czasu. Tyle tylko mógł się dowiedzieć.
Rano Janek nie pojechał do Warszawy, by dowiedzieć się, co spotkało jego wspólników. Cały dzień był zajęty szpiegowaniem przygodnej przyjaciółki. Nie spuszczał jej z oka. Wspólnie odbywali przechadzki, razem spożywali posiłki.
Pozostałe panie z pensjonatu nie kryły niezadowolenia z tego powodu. Bolał ich fakt, że cudzoziemka „sprzątnęła im“ najprzystojniejszego mężczyznę, za jakiego uchodził Janek w pensjonacie.
W pensjonacie już kursowała plotka, że „między nią a nim coś jest“....
Janek szedł za nią niby cień. Zapomniał o Anieli, o wspólnikach, o przeszłości i przyszłości. Nowa przyjaciółka zdobyła go przebojem. Gotów był teraz dla nie] uczynić wszystko. Już nie mógł ścierpieć myśli, że ma gdzieś przyjaciela i że ona może mieć kochanka poza nim. Ledwie doczekał się zmroku, by w nocy znów znaleźć się w jej objęciach.
Przygotowywał się w duchu do rozmowy, którą zamierzał z nią odbyć. Był nawet gotów wyspowiadać się przed nią i opowiedzieć jej wszystko ze swojej przeszłości, ale pod warunkiem, że ona to uczyni pierwsza, bo musi przecież wiedzieć, czy jest godna zaufania.
Co prawda dręczyło go sumienie, że dopuścił się zdrady wobec Anieli. Ale zdołał zgnębić w sobie te wyrzuty sumienia. Wytłumaczył się nawet przed samym sobą:
— Teraz natrafiłeś na właściwą kobietę. Aniela zapewne zdążyła już zakochać w sobie kogo innego. Kobietom nie wolno zbytnio ufać.
Należał do tego typu mężczyzn, którzy uważają za rzecz zupełnie naturalną, iż mężczyzna musi mieć przewagę nad kobietą. Uważał, że nie wszystko, co wolno mężczyźnie, wolno także i kobiecie...
Aniela wszak była gdzieś bardzo daleko. Kto wie, czy Stasiek Lipa nie postarał się o to, by Aniela była na zawsze odseparowana od niego.
Janek nie zdawał sobie teraz sprawy, że nowa miłość jego pachnie niebezpieczną awanturą. Jedyne, co go jeszcze powstrzymało przed tym, by na ślepo iść za tą kobietą, było podejrzenie, czy czasem nie wpadł w sieci sprytnej konfidentki.
Po kolacji, gdy ona udała się do pokoju, by przebrać się, wszedł Janek.
— Już znowu jesteś przy mnie?
— Kocham cię. Od dziś tylko ciebie będę kochał — wyrzucił z siebie te słowa jednym tchem.
Przywarł do niej i obsypał ją płomiennymi pocałunkami. Zwinnym ruchem wyślizgnęła się z jego ramion:
— Zbyt wcześnie stajesz się nudny. Zachowujesz się, jak żak. Następujesz mnie na pięty. Nie wypada, jak na dorosłego mężczyznę.
— Nie wiesz z kim masz do czynienia! — rzucił groźnym tonem.
— I nie chcę wiedzieć. My, amerykanie, nie zwykliśmy, jak wy europejczycy, interesować się każdym szczególikiem. Szukamy nowych wrażeń, które nas pociągają.
— Teraz widzę wyraźnie pani sylwetkę. Oho! Jakże pani inaczej wygląda teraz, niż onegdaj przy świetle księżyca. Oho, z pani wcale nie sentymentalna kobieta.
— Ach, pan ma na myśli nasze spotkanie w willi wieczorem? Wówczas pragnęłam nawiązać z panem kontakt. Księżyc był najlepszym pośrednikiem, a raczej łącznikiem... Zaledwie jeden dzień naszej przyjaźni upłynął, a już zaczynasz mną rządzić — przeszła w trakcie rozmowy na „ty“. — Wiedz-że o tym, że my amerykanki, nie znosimy władzy nad sobą. Nie pozwalamy siebie pętać.
— Poco zawróciłaś mi głowę? Pokochałem cię gorąco i mocno!... Tak, jak żadną kobietę przed tym! Gotów jestem wszystko uczynić dla ciebie!
— Wszystko? — uśmiechnęła się filuternie.
— Dla ciebie — wszystko! Nawet skoczyć w ogień i wodę! Tylko zostań przy mnie.
Przez dłuższą chwilę spoglądała na niego, poczym rzekła:
— Przecież, gdybym cię nie zaczepiła, nie pokochałbyś mnie.
— Widziałem cię tylko raz jeden i to pobieżnie. Ale teraz po nocy upojnej... Życie moje składam ci w ofierze!
Spojrzała mu prosto w oczy:
— Prawdę mówisz?
— Tak! — zawołał w uniesieniu i porwał ją w swoje ramiona.
— I spełniać będziesz wszystko, co ci rozkażę?
— Tak, tylko nie odtrącaj mnie od siebie!
— I nie zapomnisz o tym ślubowaniu?
— Przez całe życie będę pamiętał o tym. Będę ci wierny, jak pies.
— Dziękuję — rzekła poważnie. — Wiedz-że, że jestem szczęśliwa, słuchając twoich pięknych słów. W gruncie rzeczy jestem sentymentalna. Najlepszy dowód, że oddałam ci się, nie wiedząc nawet z kim mam do czynienia. Nawet nie wiem, do jakiej sfery należysz.
— Mogę ci zaufać wszystkie moje tajemnice — wyrwało mu się naraz.
— Nie chcę tego. Nie obchodzą mnie twoje tajemnice. I przeciwnie, tajemniczość, którą wyczuwam w twoim otoczeniu pociągnęła mnie ku tobie i rzuciła w twoje objęcia. Gdy poznam twoją rzeczywistość, kto wie, czy będziesz mnie interesował.
— Dlaczego nie chcesz mi nic mówić o sobie?
— O sobie? — naraz posmutniała. — Teraz nie...
— A kiedy?
— Musimy się najprzód lepiej poznać — rzekła nowa przyjaciółka Janka. — A po tym opowiemy sobie nawzajem, co na dnie duszy leży.
— Opowiedz już... Teraz..... Gotów jestem każdego uprzątnąć z drogi, któryby ciebie zamierzył skrzywdzić — zawołał Janek.
— Uspokój się, mój drogi!....
Pociągnęła go za sobą na kozetkę.. Zatopiła w nim niebieskie swoje oczy, jakby chciała go przejrzeć do cna. Nos jej lekko drgał, a ręce nerwowo dygotały. W tej chwili sprawiała na niego niesamowite wrażenie. Oddziaływała na niego odurzająco. Była piękna. Cudowna.
W chwilę po tym błysnęła mu myśl, że nowa przyjaciółka musi być wyrafinowaną pożeraczką serc męskich.
Nie pomylił się.
Niejedno serce mężczyzny już zdążyła złamać w swym młodym życiu. Prowokowała mężczyzn i, dostawszy w swoje sieci, czyniła z nich bezwolne narzędzie.
— Lubisz oglądać filmy?
— Dobre, tak.
— Jakie uważasz za dobre lub złe?
— Dobry film ukazuje nam szmat prawdziwego życia.
— Nic więcej? A filmy z udziałem pięknych kobiet?
— Przyjrzyj się mnie dobrze? Czy już widziałeś mnie kiedyś na ekranie?
Janek uprzedzony przez pokojówkę, że jego znajoma uchodzi za artystkę filmową, odparł:
— Tak. Był to nawet wspaniały film!
— Kiedy? Gdzie? — twarz jej zdradzała zadowolenie.
Tu. Wczoraj.. Odegrałaś swoją rolę cudownie!
— Z tobą nie grałam. W życiu prywatnym nie jestem artystką — rzekła z urazą.
— Wiem, że jesteś artystką filmową, moja droga.
— Kto cię już zdążył poinformować?
— Goście w pensjonacie o tym wiedzą.
— Skoro tak — oświadczyła po pewnym namyśle — jeszcze dziś się stąd wyprowadzę. Wyraźnie zastrzegłam się, by nikt nie miał dostępu do meldunku, gdyż nie chciałam, aby tu wiedziano... Tfuj!.... Tu mało kto jest dżentelmenem...

Podeszła do stolika, na którym stała flaszka wina szampańskiego. Napełniła szklankę.
— Pij — rzekła.
— A ty?
— Ja potem wypiję, przed snem..
Janek spoglądał na nią pytającym spojrzeniem.
— Dzisiejszą noc spędzisz w swoim pokoju. Muszę wypocząć. Nie będzie dziury w niebie, gdy rozstaniemy się na jedną noc — dodała z takim uśmiechem, od którego dreszcz przebiegł po ciele Janka.
— Ja tu pozostanę — oświadczył Janek stanowczym i przytulił ją do siebie. — Jak się nazywasz?
— Poco ci to potrzebne? — zapytała naraz po angielsku.
— Chcę wiedzieć, czyją ofiarą jestem — odparł Janek w tym samym języku.
— Skoro o to tylko chodzi — roześmiała się filuternie — nie oburzam się. Z ciebie, jak widzę, jest nielada gagatek. Nie rozczarowałam się co do ciebie. All right! Podobasz mi się.
— Ty mnie jeszcze więcej! — uścisnął ją z całych sił.
— Jakże jestem szczęśliwy, żem cię poznał! Powiesz mi, jak ci na imię, które pragnę pieścić w myśli, we śnie i na jawie.
— Nazywaj mnie tak, jak chcesz.
— Zgoda. Będę cię nazywał Anielą.
Ledwie wypowiedział to imię, przed jego oczyma ukazała się wizja postaci ukochanej. Aniela czyniła mu wyrzuty.
— Nie, nie! — zawołał Janek.. — Tylko nie Aniela!
Przyjaciółka uwolniła się z jego ramion.:
— Już kochałeś kobietę, której było na imię Aniela?
— Nie wspominaj jej imienia! — krzyknął, będąc jeszcze pod wrażeniem obrazu Anieli. — To nie była kobieta! — przesłonił sobie ręką twarz.
— Kim że była twoja poprzednia kochanka, jeżeli nie kobietą? — zapytała nowa przyjaciółka. — Może aniołem? — zaśmiała się szyderczo.
— Nie śmiej się! — zawołał, przyjmując groźną postawę. — Nie jesteś jej godna.
— Co?!... Precz stąd!... I marsz do swojej Anieli!...
Raptownie otworzyła drzwi i krzyknęła na głos:
— Precz stąd! Uprzedzam, że, w przeciwnym wypadku, zadzwonię na służbę, by pana stąd przemocą usunęła!
Janek podbiegł do drzwi, zamknął je i rzekł:
— Oszalałaś? Wszyscy goście się tu zbiegną?
— Nikt mnie tutaj nie obchodzi!... Wynosić się stąd!.... A ja przypuszczałam, że jesteś dżentelmenem!...
Janek objął ją i ugłaskał. Dała się przeprosić.
— Za karę nocujesz dziś w swoim pokoju — uśmiechnęła się. — Nazywają mnie Ada. To łatwe imię do zapamiętania.
— A ja..... ja... Jak mnie na imię?... Już wiem: Franciszek. Podoba ci się?
— Niech będzie Franek. Reszta z twojej przeszłości jest mi obojętna.
— Ale za to ja pragnąłbym poznać twoją przeszłość, bo cię kocham!
— Dowiesz się! I na to przyjdzie kolej. A teraz — spać.
— Masz męża? — Janek spytał niespodzianie.
— A gdy mam, to co?
— Chcę, byś była tylko moja. Nigdy nie będę mógł się zżyć z myślą, że nie będziesz tylko moją wyłącznie.
Ada posmutniała. Podniosła głowę i przez dłuższą chwilę zaglądała mu w twarz.
— O sobie nieraz z tobą będę rozmawiała. Muszę się najpierw przekonać, czy naprawdę mnie tak kochasz. Żeś się mnie odrazu spodobał, dałam ci już dowód...
— Dla mnie to nieprzekonywujący dowód. Kobiety mają różne kaprysy. Niektóre z was oddają się dlatego obcym mężczyznom, gdyż sądzą, że w ten sposób stopień zdrady jest mniejszy. Znałem pewną kobietę, która zdradzała męża z innym, bo jego szelki były ładniejsze...
Ada wybuchnęła śmiechem:
— Amerykanki zwracają uwagę na inne zalety mężczyzn...
Janek nie miał ochoty ruszyć się z pokoju Ady, która go oczarowała i trzymała w swej mocy, była dla niego zagadką. Z doświadczenia jednak wiedział, że przyjdzie czas, kiedy ona zażąda od niego zapłaty. Jaka to będzie zapłata?
W tej chwili Janek nie mógł udzielić odpowiedzi na to pytanie. Nie mógł sobie jednak wytłumaczyć przyczyny, dlaczego nie zainteresowała się jego przeszłością. Ta okoliczność budziła u niego podejrzenia. Może ona jest konfidentką? Umyślnie nie chce nic wiedzieć o mojej przeszłości, by uśpić moją czujność.
— Wracaj-że już do swojego pokoju — nagabywała go Ada. — Muszę się ułożyć do snu, a jutro rano wyjadę stąd.
Janek zerwał się z miejsca:
— A mnie tu zostawisz?
— Ty, kochanie, jedziesz ze mną.
— Dokąd?
— O tym jeszcze pomyślę. A teraz, dobrej nocy..... Bo jutro jedziemy razem.
— Świetnie, doskonale! — zawołał uradowany. Obsypał jej ręce namiętnymi pocałunkami. Jego zmysł krytyczny przesłoniła mgła, którą wyczarowała nowa przyjaciółka. Kochał ją do nieprzytomności.
— Idź już, idź! — nalegała coraz słabszym tonem, jednocześnie tuląc jego głowę do swoich piersi coraz silniej.
Janek był szczęśliwy. Chciał, by te chwile nigdy się nie kończyły i zamieniły się w wieczność.
Ale Ada w pewnej chwili uwolniła się z jego ramion i rzekła:
— Teraz wrócisz do swego pokoju; zobaczymy się jutro.
Janek milczał chwilę, jakby się zastanawiał nad tym, czy ma coś powiedzieć, czy lepiej przemilczeć. Wreszcie zapytał:
— Masz męża? Powiedz! Muszę wiedzieć wszystko!...
Twarz jej naraz zarumieniła się. Oczy utkwiła w suficie i cedziła każde słowo:
— Męża nie mam — mówiła spokojnym głosem — ale przyjaciół miałam i mam wielu.
Wypowiedziawszy te słowa utkwiła wzrok swój w twarzy Janka, chcąc się przekonać, jakie wywarły na nim wrażenie.
Zazdrość targała teraz Jankiem w silniejszym stopniu, niż przed tym. Krzyknął w uniesieniu:

— Ale od dziś będziesz należała wyłącznie do mnie! Będziesz tylko moja, bo w przeciwnym razie...
Nie dokończył zdania, ale za to oczy jego mówiły więcej, niźli to wypowiedzieć mógł głos ludzki.
W odpowiedzi na jego pogróżki roześmiała się dźwięcznym głosem:
— Gdy nabiorę przekonania, że naprawdę tylko mnie kochasz, stanie się wedle twego życzenia. A teraz idź! Czas najwyższy!
Popychała go lekko w stronę drzwi, a spojrzeniem przyrzekała mu wiele, gdy będzie posłuszny.
Janek zatrzymał się pośrodku pokoju. Nie miał sił, by stąd odejść. Błagał ją:
— Nie wypędzaj mnie! Oszaleję w oczekiwaniu na dzień jutrzejszy!
Tajemniczy głos podszepnął mu, że Ada chce się go pozbyć, by przyjąć kogo innego. Uczynił ruch, jakby chciał coś zrobić na przekór. Ale Ada zwinnie odskoczyła w bok i oświadczyła:
— Musisz w tej chwili opuścić mój pokój!
Gdy pozostała sama w pokoju, przejrzała się w lustrze i rzekła półszeptem:
— Podobam się ludziom i moją urodą dopnę wreszcie celu...
Położyła się do łóżka. Już nie myślała o Janku. Myślą wybiegała dalej, do swoich planów, które starała się za wszelką cenę zrealizować.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Icek Boruch Farbarowicz.