Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim. Ledwie doczekał się zmroku, by w nocy znów znaleźć się w jej objęciach.
Przygotowywał się w duchu do rozmowy, którą zamierzał z nią odbyć. Był nawet gotów wyspowiadać się przed nią i opowiedzieć jej wszystko ze swojej przeszłości, ale pod warunkiem, że ona to uczyni pierwsza, bo musi przecież wiedzieć, czy jest godna zaufania.
Co prawda dręczyło go sumienie, że dopuścił się zdrady wobec Anieli. Ale zdołał zgnębić w sobie te wyrzuty sumienia. Wytłumaczył się nawet przed samym sobą:
— Teraz natrafiłeś na właściwą kobietę. Aniela zapewne zdążyła już zakochać w sobie kogo innego. Kobietom nie wolno zbytnio ufać.
Należał do tego typu mężczyzn, którzy uważają za rzecz zupełnie naturalną, iż mężczyzna musi mieć przewagę nad kobietą. Uważał, że nie wszystko, co wolno mężczyźnie, wolno także i kobiecie...
Aniela wszak była gdzieś bardzo daleko. Kto wie, czy Stasiek Lipa nie postarał się o to, by Aniela była na zawsze odseparowana od niego.
Janek nie zdawał sobie teraz sprawy, że nowa miłość jego pachnie niebezpieczną awanturą. Jedyne, co go jeszcze powstrzymało przed tym, by na ślepo iść za tą kobietą, było podejrzenie, czy czasem nie wpadł w sieci sprytnej konfidentki.
Po kolacji, gdy ona udała się do pokoju, by przebrać się, wszedł Janek
— Już znowu jesteś przy mnie?
— Kocham cię. Od dziś tylko ciebie będę kochał — wyrzucił z siebie te słowa jednym tchem.
Przywarł do niej i obsypał ją płomiennymi pocałunkami. Zwinnym ruchem wyślizgnęła się z jego ramion:
— Zbyt wcześnie stajesz się nudny. Zachowujesz się, jak żak. Następujesz mnie na pięty. Nie wypada, jak na dorosłego mężczyznę.