Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, tylko nie odtrącaj mnie od siebie!
— I nie zapomnisz o tym ślubowaniu?
— Przez całe życie będę pamiętał o tym. Będę ci wierny, jak pies.
— Dziękuję — rzekła poważnie. — Wiedz-że, że jestem szczęśliwa, słuchając twoich pięknych słów. W gruncie rzeczy jestem sentymentalna. Najlepszy dowód, że oddałam ci się, nie wiedząc nawet z kim mam do czynienia. Nawet nie wiem, do jakiej sfery należysz.
— Mogę ci zaufać wszystkie moje tajemnice — wyrwało mu się naraz.
— Nie chcę tego. Nie obchodzą mnie twoje tajemnice. I przeciwnie, tajemniczość, którą wyczuwam w twoim otoczeniu pociągnęła mnie ku tobie i rzuciła w twoje objęcia. Gdy poznam twoją rzeczywistość, kto wie, czy będziesz mnie interesował.
— Dlaczego nie chcesz mi nic mówić o sobie?
— O sobie? — naraz posmutniała. — Teraz nie...
— A kiedy?
— Musimy się najprzód lepiej poznać — rzekła nowa przyjaciółka Janka. — A po tym opowiemy sobie nawzajem, co na dnie duszy leży.
Opowiedz już... Teraz..... Gotów jestem każdego uprzątnąć z drogi, któryby ciebie zamierzył skrzywdzić — zawołał Janek.
— Uspokój się, mój drogi!....
Pociągnęła go za sobą na kozetkę.. Zatopiła w nim niebieskie swoje oczy, jakby chciała go przejrzeć do cna. Nos jej lekko drgał, a ręce nerwowo dygotały. W tej chwili sprawiała na niego niesamowite wrażenie. Oddziaływała na niego odurzająco. Była piękna. Cudowna.
W chwilę po tym błysnęła mu myśl, że nowa przyjaciółka musi być wyrafinowaną pożeraczką serc męskich.
Nie pomylił się.