Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Raptownie otworzyła drzwi i krzyknęła na głos:
— Precz stąd! Uprzedzam, że, w przeciwnym wypadku, zadzwonię na służbę, by pana stąd przemocą usunęła!
Janek podbiegł do drzwi, zamknął je i rzekł:
— Oszalałaś? Wszyscy goście się tu zbiegną?
— Nikt mnie tutaj nie obchodzi!... Wynosić się stąd!.... A ja przypuszczałam, że jesteś dżentelmenem!...
Janek objął ją i ugłaskał. Dała się przeprosić.
— Za karę nocujesz dziś w swoim pokoju — uśmiech nęła się. — Nazywają mnie Ada. To łatwe imię do zapamiętania.
— A ja..... ja... Jak mnie na imię?... Już wiem: Franciszek. Podoba ci się?
— Niech będzie Franek. Reszta z twojej przeszłości jest mi obojętna.
— Ale za to ja pragnąłbym poznać twoją przeszłość, bo cię kocham!
— Dowiesz się! I na to przyjdzie kolej. A teraz — spać.
— Masz męża? — Janek spytał niespodzianie.
— A gdy mam, to co?
— Chcę, byś była tylko moja. Nigdy nie będę mógł się zżyć z myślą, że nie będziesz tylko moją wyłącznie.
Ada posmutniała. Podniosła głowę i przez dłuższą chwilę zaglądała mu w twarz.
— O sobie nieraz z tobą będę rozmawiała. Muszę się najpierw przekonać, czy naprawdę mnie tak kochasz. Żeś się mnie odrazu spodobał, dałam ci już dowód...
— Dla mnie to nieprzekonywujący dowód. Kobiety mają różne kaprysy. Niektóre z was oddają się dlatego obcym mężczyznom, gdyż sądzą, że w ten sposób stopień zdrady jest mniejszy. Znałem pewną kobietę, która zdradzała męża z innym, bo jego szelki były ładniejsze...
Ada wybuchnęła śmiechem: