Sympozjon

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ksenofont
Tytuł Sympozjon
Pochodzenie Sympozjon oraz wybór z pism
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1929
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Artur Rapaport
Tytuł orygin. Συμπόσιον
Źródło skany na Commons
Inne Cały zbiór
Indeks stron



SYMPOZJON



I. Ale, mojem zdaniem, nietylko poważne czynności ludzi znakomitych zasługują na pamięć, lecz także i ich zachowanie się podczas zabawy. Do tego przekonania doprowadziło mię zdarzenie, którego sam byłem naocznym świadkiem, i chciałbym je przedstawić. Mianowicie odbywały się wyścigi konne w czasie wielkich Panatenajów,[1] i Kaljasz[2], syn Hipponików, wprowadził na widownię między publiczność młodocianego Autolika,[3] którego właśnie był wielbicielem; Autolikos poprzednio odniósł zwycięstwo w pankration.[4]. Gdy się wyścigi skończyły, zabierał się Kaljasz do odejścia z Autolikiem i jego ojcem do domu w Pireusie,[5] a towarzyszył mu także i Nikerat.[6] Spostrzegłszy zaś razem stojących, Sokratesa, Krytobula, Hermogenesa,[7] Antystenesa[8] i Charmidesa,[9] polecił komuś odprowadzić Autolika wraz z towarzyszami, sam natomiast przystąpił do otaczających Sokratesa i powiedział: «Doskonale się złożyło, że was spotykam, albowiem zamierzam ugościć Autolika i jego ojca. Myślę więc, że dla mnie wystawność mej uczty większym zajaśniałaby przepychem, jeśliby mej izbie przyjęć dodali blasku raczej ludzie tak pięknem wewnętrznem zdobni jak wy, niż strategowie,[10] rotmistrze, lub inni, władzy łakomi dygnitarze».
A na to Sokrates rzekł: «Że ty też zawsze żartujesz z nas i z góry patrzysz na nas, samouków niejako w dziedzinie filozofji, co własną pracą mozolą się nad zdobyciem mądrości, podczas gdy ty za nią grube Protagorasowi zapłaciłeś pieniądze i Gorgjaszowi i Prodykosowi i wielu innym».[11]
A Kaljasz: «Prawda — rzecze, — przedtem taiłem się przed wami ze swą mądrością, choć miałem niejedno do powiedzenia, ale teraz, jeśli będziecie u mnie — na co liczę z pewnością, — pokażę wam, com wart».
Sokrates i jego towarzysze zrazu, dziękując za zaproszenie, jak to wypadało, nie obiecywali, że przyjdą na ucztę; ale kiedy było widoczne, iż bardzo wziąłby to sobie do serca, gdyby odmówili, poszli z nim razem.
Następnie wszyscy goście weszli do jego domu, jedni skropieni olejkami, któremi się namaścili po uprzednich ćwiczeniach gimnastycznych, inni także wykąpani.
Otóż Autolikos usiadł obok ojca, inni usadowili się jak wypadało. I wnet każdy, ktoby tylko zwrócił uwagę na to, co się działo, musiał przyjść do przekonania, że piękność jest z natury rzeczy czemś królewskiem, zwłaszcza gdy się łączy u kogoś z wstydliwością i skromnem zachowaniem, tak jak wtedy u Autolika. Podobnie jak światło, co się wśród nocy pokaże, ściąga na siebie oczy wszystkich, tak też wtedy piękność Autolika pociągała ku sobie zpoczątku wzrok wszystkich, a potem już nie było nikogo z patrzących, na którego nie wywierałby głębokiego wrażenia. Poczęli coraz więcej milknąć, a niektórzy swą zewnętrzną postawą dawali w pewnej mierze do zrozumienia, co się w ich duszy dzieje.
Wogóle — jak się zdaje — warto patrzeć na każdego, w kogo jakiś bóg wstąpi. Ale u takich oczy przejmują grozą, głos ich budzi lęk, a ruchy — jak powiadają — są znacznie gwałtowniejsze. Tylko u tych, w których wstąpi pełen skromności Eros,[12] jaśnieją oczy życzliwszym blaskiem, głos brzmi łagodniej, a zewnętrzne zachowanie się nabiera cech szlachetniejszych. Tak też, dzięki Erosowi, było wtedy i z Kaljaszem, i ściągał na siebie zasłużoną uwagę tych, co byli wtajemniczeni w misterja tego boga.
Ucztowali więc wśród głębokiego milczenia, jakby im to jakaś wyższa moc nakazała. Wtem wesołek Filip, zakołatawszy w drzwi, kazał odźwiernemu oznajmić, kim jest i dlaczego chce, aby go wpuszczono; powiedział, że przychodzi najzupełniej zaopatrzony we wszystko, czego tylko potrzeba do ucztowania na cudzy koszt, a chłopaka[13] jego gniecie duży ciężar, gdyż dźwiga wielkie «nic» i nie jadł dziś jeszcze śniadania. Otóż Kaljasz, usłyszawszy to, rzekł: «Ale przecież, panowie, byłoby to brzydko pożałować mu dachu; niech więc wejdzie». Równocześnie rzucił okiem na Autolika, widocznie chcąc zauważyć, jak mu się podobał żart wesołka. Ten zaś, stanąwszy w izbie przeznaczonej dla mężczyzn,[14] w której właśnie uczta się odbywała, przemówił: «Że jestem wesołkiem, o tem wiecie wszyscy, a przyszedłem ochotnie w tem przekonaniu, iż większą budzi wesołość przyjście na ucztę bez zaproszenia, aniżeli jeśli się przyjdzie zaproszonym». «Siadaj więc — powiedział Kaljasz, — bo, jak widzisz, wszyscy obecni są pełni powagi, wesołości natomiast, być może, nieco im braknie».
W czasie uczty wnet Filip usiłował coś wesołego powiedzieć, aby przecie spełnić ten cel, dla którego go za każdym razem na uczty zapraszano. Ale kiedy nie udało mu się wywołać wesołości, widocznem było, że się martwi. Za chwilę znowu chciał coś wesołego powiedzieć, ale kiedy i tym razem nie zaśmiali się z jego dowcipu, przestał nagle jeść i oparł się o wezgłowie, zasłoniwszy sobie oblicze. «A cóż to takiego, Filipie? — spytał Kaljasz; ból cię zdjął jakiś, czy co?» «Oj, na Zeusa, Kaljaszu, i to wielki, — odpowiedział. — Bo kiedy śmiech zniknął z pośród ludzi, nie mam już co robić. Przedtem bowiem zapraszano mię na uczty, bym bawił gości, rozśmieszając ich mojemi dowcipami, a teraz pocóż mię ktoś zaprosi? Bo poważnym nie mógłbym się stać, prędzej może nieśmiertelnym, — a przecie w nadziei, że odpłacę się wzajemnem zaproszeniem, nikt mnie nie zaprosi, gdyż wszyscy wiedzą, że wogóle nawet nie jest w zwyczaju do mego domu przynosić coś do jedzenia». Mówiąc te słowa, równocześnie otarł głośno nos, i po głosie jego było wyraźnie poznać, że płacze. Więc wszyscy zaczęli go pocieszać, że znowu śmiać się będą kiedyś, innym razem, i prosili, by jadł, Krytobulos zaś nawet roześmiał się głośno z jego biadania. A gdy ten usłyszał śmiech, odsłonił się, i nakazawszy swej duszy, by dobrej była otuchy, bo nie zbraknie na przyszłość uczt, zabrał się na nowo do jedzenia.
II. Kiedy usunięto stoły, i kiedy po wylaniu bogom wina na ofiarę i odśpiewaniu peanu mieli pić,[15] przyszedł do nich jakiś Syrakuzańczyk z dobrą fletnistką i tancerką, z takich, co to różne dziwne sztuki pokazują,[16] i z ładnym chłopakiem, który doskonale grał na cytrze i tańczył. Otóż Syrakuzańczyk pokazywał tę ich sztukę jakby na przedstawieniu kuglarskiem i brał za to pieniądze. Skoro im fletnistka zagrała na flecie, a chłopak na cytrze i oboje dostatecznie — jak się zdawało — zabawili gości, zaczął Sokrates:
«Na Zeusa, Kaljaszu, znakomicie nas raczysz, gdyż nietylko zastawiłeś przed nami ucztę wyższą ponad wszelkie pochwały, ale i starasz się o rozkosz dla wzroku i słuchu».
A ten na to:
«To może jeszcze ktoś nam pachnidła przyniesie, abyśmy się i miłą wonią raczyli».
«Nigdy w świecie — rzekł Sokrates. — Bo jak inna szata jest piękna dla mężczyzny, a inna dla kobiety, tak też i woń inna przystoi mężczyźnie, a inna kobiecie. Albowiem żaden mężczyzna nie naciera się pachnidłami ze względu na drugiego męża; kobiety zaś, a zwłaszcza młode mężatki, jak naprzykład żona naszego Nikerata i Krytobula — poco one właściwie tych pachnideł potrzebują? Przecież i tak pachną. Tymczasem woń oliwy, którą się nacieramy w sali gimnastycznej, jest dla kobiet znacznie milsza, niż woń pachnideł, a jej brak jest znacznie przykrzejszy. Namaściwszy się pachnidłami, w tejże chwili i wolny i niewolnik jednakowo wonieją. Woń zaś pochodząca z trudów wolnego człowieka[17] wymaga przedewszystkiem zajęć szlachetnych,[18] i to przez długi czas, jeżeli ma być miła i godna wolno urodzonego».
A Likon[19] powiedział: «To może dobre dla młodych, ale jaka woń przystoi nam, którzy się już nie gimnastykujemy».
«Szlachectwa duszy, na Zeusa», — odrzekł Sokrates.
«A skądby można wziąć coś takiego do nacierania?»
«Na Zeusa, z pewnością nie od kramarzy, handlujących olejkami».
«Ale skąd?»
«Otóż Teognis[20] — rzekł Sokrates — powiada:

Z dobrym przestając, sam dobrym się staniesz, a jeśli ze złymi
Złączysz się, spaczysz wnet ten nawet rozum, co masz».

Na to Likon: «Słyszysz to, synu?» «O na Zeusa — odpowiedział Sokrates, — i trzyma się tego. Przynajmniej, gdy chciał odnieść zwycięstwo w pankration. Teraz znowu będzie przestawał z tym, kogo po rozwadze z tobą uzna za najzdolniejszego do uszlachetniania duszy».
Wtedy-to wielu zaczęło mówić, i ktoś z nich powiedział: «Gdzież znajdzie nauczyciela takiej rzeczy?» Ktoś inny odezwał się, że tego nawet nie można uczyć, a jeszcze inny, że tego można się nauczyć tak samo, jak czegoś innego.
Na to Sokrates: «W takim razie, kiedy to jest sporne, odłóżmy to na kiedy indziej,[21] a teraz załatwmy sprawy bieżące. Widzę bowiem, że tancerką stoi w pogotowiu i ktoś jej przynosi obręcze».
W tej chwili druga dziewczyna zaczęła grać jej na flecie, a ktoś, kto stał obok tancerki, podawał jej obręcze, jedną po drugiej, aż do dwunastu. Ona zaś brała je i w tańcu rzucała wirowym ruchem do góry, obliczając, jak wysoko musi rzucić, by je do taktu chwytać.
Wtedy Sokrates zauważył:
«Z wielu przykładów, a także z tego, co ta dziewczyna robi, wynika, że wrodzone zdolności kobiety niczem nie są niższe od męskich, brak jej tylko większej siły. Toteż kto z was ma żonę, niech ją z pełną wiarą w skutek uczy wszelakiej wiedzy, jakiejby tylko sobie dla swej małżonki życzył».
Na to Antystenes: «To czemuż, Sokratesie, kiedy jesteś tego zdania, nie wychowujesz Ksantyppy,[22] lecz żyjesz z kobietą najnieznośniejszą z wszystkich, jakie tylko są i — spodziewam się — jakie były i będą». «Bo widzę — odpowiedział Sokrates, — że i ujeżdżacze nie najpotulniejsze konie nabywają, lecz ogniste rumaki, w przekonaniu, iż, jeśli te potrafią ujarzmić, to innemi posługiwać się będą z łatwością. Tak i ja, chcąc żyć w towarzystwie ludzkiem, taką sobie wziąłem żonę w tej myśli, że, jeśli z nią wytrzymam, to już z wszystkimi ludźmi bez najmniejszej trudności będę mógł przestawać». I zdawało się, że w sedno trafił temi słowy.
Następnie przyniesiono koło, gęsto w obwodzie najeżone mieczami. Tancerka skoczyła do środka i wyskoczyła, za każdym razem wywracając koziołka, tak, że widzowie byli w obawie, by się jej coś nie stało, ale ona odważnie to robiła i z poczuciem zupełnego bezpieczeństwa.
Sokrates, zwróciwszy się do Antystenesa, powiedział: «Spodziewam się, że przynajmniej ci, co patrzą na to widowisko, nie będą zaprzeczali, że odwagi można nauczyć,[23] kiedy ta dziewczyna, choć jest kobietą, tak śmiało rzuca się na miecze».
«Czyż — odrzekł Antystenes — nie byłoby najlepiej dla tego Syrakuzańczyka pokazać obywatelstwu swą tancerkę i zapowiedzieć, że za dobrą zapłatę swą nauką wszystkich Ateńczyków doprowadzi do tego, że odważnie wprost na groty lanc pójdą».[24]
A Filip: «Na Zeusa, ja doprawdy z całą przyjemnością przypatrywałbym się, jakby to uczył się wywracać koziołki wśród mieczy Pejzander,[25] ten głośny mówca i mąż stanu, co dzisiaj w pole na bój iść nie chce, gdyż nie może patrzeć na ostrze lancy».
Teraz chłopak rozpoczął taniec. A Sokrates rzekł: «Widzieliście, jak ten ładny chłopak, wykonując figury tańca, wydaje się jeszcze ładniejszym, niż podczas spoczynku». «Zdaje się, że ty chwalisz nauczyciela tańców» — rzekł na to Charmides. «Tak, na Zeusa — powiedział Sokrates, — albowiem jeszcze coś zauważyłem, mianowicie, iż podczas tańca żadna część ciała nie była bezczynna, lecz równocześnie szyja, nogi i ręce były w ruchu; tak właśnie powinien tańczyć ten, co chce mieć na przyszłość piękniejszą postawę ciała. Co do mnie, to wielką miałbym ochotę, Syrakuzańczyku, nauczyć się tych figur od ciebie».
«A cóż ci z tego przyjdzie» — spytał tenże.
«Tańczyć będę, na Zeusa».
Wtedy wszyscy rozśmiali się. A Sokrates z obliczem zupełnie poważnem rzekł:
«Śmiejecie się ze mnie? Czy może dlatego, że chcę dzięki takim ćwiczeniom być zdrowszym, mieć lepszy apetyt i przyjemniejszy sen? Czy dlatego, że pragnę takich ćwiczeń, w których całe ciało, równocześnie pracując, zachowuje równowagę w rozwoju, gdy tymczasem szybkobiegacze grubieją w nogach, a w barkach marnieją, a szermierze na kułaki dostają grube barki, a nogi cienkie? A może z tego się śmiejecie, że nie trzeba mi będzie szukać towarzysza do ćwiczeń ani w mym wieku rozdziewać się przed tłumem, lecz że mi wystarczy komnata, w której siedm sof się mieści,[26] tak jak temu chłopakowi wystarczyła, by się porządnie spocić, że w zimie będę się ćwiczyć w domu, a znowu w czasie skwaru w cieniu? A może to w was śmiech budzi, że chcę brzuch mój, nad miarę rozrosły, przywieść do skromniejszych rozmiarów? Chyba nie wiecie, że ten oto Charmides niedawno zastał mnie raniutko tańczącego».
«Na Zeusa — potwierdził Charmides, — i zpoczątku zląkłem się, czyś nie oszalał. Ale gdy usłyszałem od ciebie coś podobnego, jak teraz, sam, przyszedłszy do domu... nie tańczyłem, bom się tego nigdy nie uczył, ale przynajmniej gestykulowałem; to bowiem umiałem».
«Na Zeusa — odezwał się Filip, — jak to widać, masz nogi i barki w takiej równowadze, że nawet przed komisarzem targowym[27] wyszedłbyś bezkarnie, jeślibyś obie połowy ciała, niejako dwa bochenki chleba, kazał odważyć i porównać górną i dolną w stosunku do siebie».
A wtedy Kaljasz: «Zawołaj i mnie także, Sokratesie, kiedy będziesz chciał uczyć się tańczyć, bym mógł stawać z tobą do pary i razem się uczyć».
«W takim razie — rzekł Filip — niechże i mnie zagra na flecie, bo i ja chcę tańczyć».
Wstał i pokolei naśladował taniec chłopca i dziewczyny. A ponieważ przedtem chwalono chłopca, że w figurach tańca wydawał się ładniejszym jeszcze, niż był w istocie, starał się teraz ze swej strony, by każda część ciała, którą ruszy, wyglądała znacznie śmieszniej, niż w rzeczywistości; a ponieważ dziewczyna, wyginając się wstecz, naśladowała koła, ów tak samo... pochylając się wprzód, usiłował naśladować koła. Wreszcie, ponieważ chwalono chłopca za to, że w tańcu ćwiczy całe ciało, kazał fletnistce przyśpieszyć rytmu i równocześnie zaczął wyrzucać nogami, rękami i głową. Zmęczywszy się, usiadł i rzekł: «Oto dowód, że i mój taniec jest doskonaleni ćwiczeniem: jestem mianowicie spragniony; niech mi chłopak naleje dużą czarę». «Na Zeusa — rzecze Kaljasz, — i nam, bo i myśmy spragnieni ze śmiechu».
«I ja dodam: pijmy — rzekł znowu Sokrates, — bo w istocie wino, orzeźwiając duszę, usypia troski, tak jak czarodziejskie ziele mandragory[28] usypia ludzi, a budzi radość jak oliwa płomień. Tylko że, mojem zdaniem, dzieje się z ludźmi przy piciu na ucztach to, co z roślinami na glebie. Albowiem i one nie mogą się wyprostować, gdy je niebo zbyt obficie napoi, ani poddawać się pod muskające tchnienia wiatrów. Jednak, jeżeli tylko tyle piją, ile im służy, rosną prosto w górę, rozkwitają, i wreszcie wydają owoce. Tak i my, jeżeli wiejemy w siebie za wiele napoju, w tej chwili ciało i myśl odmówią nam posłuszeństwa i nie będziemy mogli odetchnąć, a cóż dopiero mówić. Jeśli zaś usługujący chłopacy gęsto z małych kieliszków nas będą rosili — że wyrażę się manierą Gorgiasza,[29] — dojdziemy do żartobliwszego nastroju, nie gwałtem przymuszeni do pijaństwa, lecz tylko ulegając niejako sile łagodnej namowy».
Wszyscy na to się zgodzili, tylko Filip dodał, że podczaszy powinien naśladować dobrego woźnicę, mianowicie szybciej puhary pędzić wkrąg. Tak też czynili ci, co nalewali wina.
III. Wtedy chłopiec, nastroiwszy lirę według fletu, zagrał i zaśpiewał. Pochwalili go wszyscy, a Charmides nawet powiedział: «Ależ mnie się zdaje, że to, co Sokrates powiedział o winie, odnosi się także do tego połączenia młodzieńczej piękności tych dzieci i ich głosu; usypia troski, a budzi miłość».
Wtedy znowu zabrał głos Sokrates:
«Te dzieci, jak się pokazuje, — potrafią nas bawić. Czyż to nie wstyd, że my tu razem zebrani, którzy, jak myślę, uważamy się za znacznie lepszych od nich, nie usiłujemy nawet znaleźć sami między sobą jakiejś pożytecznej lub choćby tylko miłej zabawy?»
Na to odezwało się kilku: «A więc ty nam podaj jakiś temat, przy którymbyśmy najlepiej mogli się bawić».
«Dla mnie — odrzekł — byłoby najprzyjemniej zażądać od Kaljasza spełnienia obietnicy. Przyrzekł przecież popisać się dowodami swojej mądrości, jeżeli przyjdziemy na ucztę».
«Owszem — rzekł Kaljasz, — ale niech każdy z was także wystąpi przed nami z tem, co ma najlepszego».
«Ależ nikt ci nie odmawia, każdy chętnie podzieli się tem dobrem, które uważa za zdobycz swej wiedzy».
«W takim razie ja wam powiem, na jakiej wiedzy zasadzam swą dumę. Mianowicie potrafię — tak mi się zdaje — ludzi zmieniać na lepszych».[30]
«Czy przez nauczanie jakiegoś rzemiosła, czy też przez uszlachetnianie duszy» — spytał Antystenes.
«Czyż szlachectwem duszy sprawiedliwość?»
«Na Zeusa — odrzekł Antystenes, — najniewątpliwszem. Bo odwaga i mądrość czasem wydają się szkodliwemi dla przyjaciół lub państwa, a sprawiedliwość ani w jednym wypadku nie styka się z niesprawiedliwością».
«Otóż kiedy każdy z was powie, jaką pożyteczną umiejętność posiada, wtedy i ja chętnie objaśnię, przy pomocy jakiej sztuki to uskuteczniam. Ty więc, Nikeracie, powiedz znowu, jaką wiedzą się szczycisz?»
A ten odpowiedział: «Mój ojciec, troszcząc się o moje dobre wychowanie i chcąc, bym wyrósł na dzielnego człowieka, zmusił mnie do wyuczenia się napamięć wszystkich poezyj Homera. I teraz mógłbym wygłosić z pamięci całą Iljadę i Odysseję».
«Ale tego nie wiesz — rzekł Antystenes, — że wszyscy rapsodowie[31] umieją napamięć te poematy».
«Jakżebym nie wiedział, gdy słyszę ich prawie codziennie».
«A widziałżeś ludzi głupszych, niż rapsodowie?»
«Nie, na Zeusa, przynajmniej zdaje mi się, że nie».
«Bo to jest jasnem — Sokrates na to, — że głębszej myśli poety nie rozumieją. Z tobą zaś rzecz się ma zgoła inaczej, niedarmo zapłaciłeś tyle pieniędzy Stezymbrotowi i Anaksymandrowi,[32] nic dziwnego, że nie pominąłeś żadnej cennej wiadomości. A ty, Krytobulu, czem się szczycisz najbardziej?»
«Pięknością» — odrzekł.
«A czy i ty chcesz twierdzić, że swą pięknością potrafisz nas zmienić na lepszych?»
«Jeślibym nie potrafił, toby się widocznie pokazało, że jestem do niczego».
«A cóż ty? czemże się szczycisz, Antystenesie?»
«Bogactwem» — odrzekł.
Wtedy Hermogenes spytał, czy ma wiele pieniędzy. «Ani obola[33] — odparł tamten, — mogę to stwierdzić przysięgą».
«Ale nabyłeś wiele ziemi?»
«Możeby wystarczyło jej dla tego oto Autolika, gdyby chciał nazbierać trochę piasku przed zapasami».[34]
«Należałoby i ciebie posłuchać:[35] cóż ty, Charmidesie? czem się szczycisz?»
«Ja znowu — odpowiedział — szczycę się ubóstwem».
«Na Zeusa — rzekł Sokrates, — to bardzo miła rzecz. To najmniej budzi zazdrości, najmniej o to wiedzie się spory, nie ucieknie ci, choćbyś nie pilnował, a wzmoże się wielce, choćbyś je zaniedbywał».
«A ty wreszcie — rzecze Kaljasz, — czemże ty się szczycisz, Sokratesie?»
A ten, ułożywszy oblicze w poważnie uroczyste rysy, powiedział: «Rajfurzeniem».[36]
Gdy się roześmiali, zauważył:
«Wy się śmiejecie, a ja wiem, że wielebym mógł zarobić pieniędzy, gdybym chciał robić użytek ze swej sztuki».
«Co do ciebie — rzekł Likon do Filipa, — jasnem jest, że szczycisz się swą zdolnością wywoływania wesołości».
«Przynajmniej sądzę, że z większą słusznością, niż aktor Kallipides,[37] co tak się tem pyszni, że potrafi ludzi pobudzić do płaczu w teatrze».
«Ą może ty teraz nam powiesz, Likonie — rzekł Antystenes, — z czego jesteś dumny?»
A ten na to: «Czyż nie wiecie wszyscy, że z tego oto syna».
«On znowu — powiedział ktoś — ze swego zwycięstwa; to jest całkiem jasne».
Ten zarumienił się i rzekł: «Ja? Na Zeusa, nie; tem się nie szczycę».
Gdy wszyscy z radości, że usłyszeli głos jego, podnieśli nań oczy, spytał ktoś: «Ale przecież czemże się szczycisz?»
«Ojcem» — odpowiedział tenże i równocześnie oparł się o niego.
Zobaczywszy to Kaljasz, rzekł:
«Czy wiesz, Likonie, że jesteś najbogatszym człowiekiem w świecie?»
«Nie, na Zeusa, tego nie wiem».
«Jakto, czyż nie widzisz tego, że nie przyjąłbyś nawet skarbów króla perskiego wzamian za swego syna?»
«Muszę przyznać, jak złodziej schwytany na gorącym uczynku: Tak, jestem najbogatszym w świecie».
«Ty zaś, Hermogenesie — rzecze Nikerat, — czem najbardziej się szczycisz?»
«Przyjaciół cnotą, i potęgą możną, i tem, że tacy to przyjaciele o mnie dbają».
Wtedy wszyscy popatrzyli na niego, a kilku równocześnie spytało, czyby i im tych przyjaciół nie wymienił. — «Z chęcią» — odpowiedział.
IV. Teraz zabrał głos Sokrates: «Jeszcze każdy powinien wykazać, że to, co podał, jest rzeczywiście czemś bardzo cennem».
Na to Kaljasz: «Może mnie naprzód posłuchacie. Kiedy wy spieracie się o to, czem jest właściwie sprawiedliwość, ja tymczasem czynię ludzi sprawiedliwszymi».
Sokrates spytał: «Jakże-to, mój drogi?»
«Dając pieniądze; tak jest, na Zeusa».
Wtem Antystenes wstał i spytał go, zręcznie zdążając do zbicia takiego wywodu:
«Czy ludzie, mój Kaljaszu, mają poczucie sprawiedliwości, twem zdaniem, w duszy, czy w sakiewce?»
«W duszy» — odrzekł.
«W takim razie ty duszę czynisz sprawiedliwszą, jeśli do sakiewki wkładasz pieniądze?»
«Oczywiście».
«A to jak?»
«Bo nikt nie zechce ważyć się na niebezpieczne zbrodnie, kiedy wie, że ma za co kupić, czego mu do życia trzeba».
«A czy ci oddają, co wezmą?»
«Na Zeusa, to nie».
«Więc może coś innego; miasto pieniędzy wdzięczność ci swą ofiarują?»
«Na Zeusa, nawet i tego nie; niektórzy nawet odnoszą się do mnie bardziej wrogo, niż przedtem, nim co dostali».
«To bardzo dziwne — rzekł Antystenes, podnosząc oczy na niego z przekonaniem, że udało mu się zbić jego zapatrywanie, — że potrafisz ich uczynić sprawiedliwszymi wobec innych tylko, nie wobec ciebie».
«A cóż w tem dziwnego? — odparł Kaljasz; — nie widziałeś tylu cieśli i budowniczych, którzy innym ludziom budują mieszkania, a sobie nie mogą, i dlatego mieszkają w najętych? Tylko nie przejmuj się tem zbytnio, sofisto,[38] że ktoś twoje wywody zbija».
«Tak, tak, na Zeusa — rzecze Sokrates, — niech się nie przejmuje; bo i wieszczkowie — jak to mówią — wszystkim przepowiadają przyszłość, a swojej własnej nie przewidują».
Otóż na tem się ta rozmowa skończyła. Następnie zaczął Nikerat:
«Posłuchajcie też, jaką moglibyście odnieść korzyść z mojego towarzystwa. To chyba wiecie, że Homer, ten wielki mędrzec, w poematach swoich dotyka prawie wszystkich zakresów ludzkiej działalności. Jeśli zatem kto z was chce stać się gospodarzem, mówcą, wodzem, lub podobnym do Achillesa, Ajasa, Nestora lub Odysseusza, niech się do mnie umizga. Bo ja się na tem wszystkiem rozumiem».
«A czy także — spytał Antystenes — rozumiesz się na sztuce królowania? Pamiętasz przecie, że Homer chwalił Agamemnona, iż dobry to król, a zarazem wojownik z oszczepem, obyty».[39]
«Tak jest, na Zeusa, a także wiem, że woźnica powinien zawrócić blisko mety:

Przechyl się trochę, powiada, na wozie wspaniale rzeźbionym
W lewą stronę, a konia pamiętaj zacinać prawego
Batem, i krzycz po imieniu, a lejce mu poddaj rękoma[40]

a oprócz tego jeszcze niejedno wiem; możecie się w tej chwili o tem przekonać. Homer mianowicie gdzieś tam powiada: przysmakiem przy trunku cebula.[41] Jeśli więc ktoś przyniesie cebuli, to przynajmniej tę korzyść ze mnie będziecie mieli, że picie będzie wam lepiej smakowało».
Na to Charmides: «Panowie, Nikerat chce trącić zapachem cebuli, gdy przyjdzie do domu, by żona była przekonana, że nikomu przez myśl nawet nie przeszło pocałować go».
A Sokrates: «Na Zeusa, ale narażamy się jeszcze na inne śmieszne podejrzenie. Rzeczywiście, na przysmak wygląda cebula, jako że nietylko potrawom, ale i napojom dodaje smaku. A jeśli ją będziemy gryźli i po uczcie, to może jeszcze kto powiedzieć, żeśmy przyszli do Kaljasza pofolgować rozpuście brzucha».[42]
«Nigdy w świecie — rzekł Kaljasz, — albowiem i temu, co na walkę rusza, służy, jeżeli zagryzie cebulą, podobnie jak niektórzy czosnkiem żywią koguty przed walką.[43] Ale raczej nad tem przemyśliwamy, jakby całować kogo, a nie walczyć».
Na tem mniej więcej urwała się ta rozmowa.
«A może teraz ja powiem, czemu jestem dumny ze swej piękności» — odezwał się Krytobul. «Mów» — odpowiedziano. «Jeżeli nie jestem pięknym, jak to sam o sobie mniemam, to wam słusznie należałaby się kara za oszustwo, gdyż ciągle powtarzacie, żem piękny, i stwierdzacie to przysięgą, choć jej od was nikt nie wymaga. Ale i ja sam w to wierzę, boście przecie ze wszech miar uczciwi ludzie. Jeśli zaś w istocie jestem piękny i takie samo na was wywieram wrażenie, jak ktoś, mem zdaniem, piękny na mnie, to przysięgam na wszystkich bogów, że piękności nie dałbym nawet za władzę króla perskiego. Albowiem teraz z większą rozkoszą patrzę na Klejnjasza,[44] niż na wszystko inne, co się pięknem zwie u ludzi; wolałbym być ślepym na wszystko, niż tęsknić za jednego Klejnjasza widokiem, gniewam się na noc i sen za to, że go widzieć nie mogę, dla dnia i słońca czuję wdzięczność bez granic za to, że mi nań patrzyć pozwalają. A godzi się nam pięknym także i tem się szczycić, że kiedy silny przez pracę, odważny przez niebezpieczeństwo, mądry przez namowę do celu dochodzi, to piękny nawet bez żadnego wysiłku wszystko przeprowadzi. Mnie przynajmniej, choć wiem, że majątek to miła rzecz, milejby było Klejnjaszowi swe mienie oddać, niż brać cudze od kogoś innego; milejby mi było służyć w niewoli, niż zaliczać się do wolnych, byleby tylko Klejnjasz chciał być moim panem. Praca dla niego byłaby mi łatwiejsza, niż odpoczynek, niebezpieczeństwo w jego obronie słodsze, niż beztroskie życie. To też, Kaljaszu, jeżeli ty się szczycisz, że możesz ludzi czynić sprawiedliwszymi, niż byli, ja mam moc większą od ciebie, by ich prowadzić na wyżynę każdej cnoty. Bo my, piękni, możemy tchnąć w naszych wielbicieli hojniejszą szczodrość, jeśli chodzi o pieniądze, potężniejszą miłość trudów i sławy, jeśli chodzi o niebezpieczeństwo, a nawet wrażliwsze poczucie wstydu i większą moc panowania nad sobą, bo najwięcej poszanowania i wstydu mają przed tymi, których najbardziej pożądają. Bardzo niemądrze postępują ci, co nie wybierają pięknych wodzami. Ja przynajmniej za Klejnjaszem poszedłbym w ogień, a wiem, że i wy za mną. Więc rzuć, Sokratesie, wątpliwości, czy moja piękność jakąś korzyść ludziom przyniesie. A nawet nie należy mniej cenić piękności, że niby zbyt szybko przekwita. Bo nietylko chłopak może być pięknym, ale także i młodzian, i mężczyzna w sile wieku, i starzec. Na talloforów[45] wybiera się dla Ateny pięknych starców, — widocznie piękność to przymiot, który każdemu wiekowi towarzyszyć może. A jeśli prawdą jest, że przyjemność stanowi uzyskać od kogoś z dobrej woli, czego się pragnie, to z pewnością i teraz, choćbym nie rzekł ni słowa, prędzejbym ja skłonił tego chłopca i dziewczynę do pocałowania mnie, niż ty, Sokratesie, długą mądrą mową».
«Jakto? — przerwał Sokrates, — czy ta głośna przechwałka ma znaczyć, żeś niby piękniejszy, niż ja?»
«Na Zeusa, tak — odrzekł Krytobul, — chyba że byłbym najbrzydszym ze wszystkich sylenów[46] w dramacie satyrowym[47] (Sokrates przypadkowo był w samej rzeczy do nich podobny).
«Dobrze — powiedział Sokrates, — pamiętaj, że musimy dać rozsądzić nasz spór o piękność, gdy się wyczerpie cała rozmowa, a niech nas rozsądzi nie Aleksander,[48] syn Priama, lecz właśnie ci, których ty podejrzywasz, że pożądają twojego pocałunku».
«A nie poruczyłbyś sądu Klejnjaszowi?»
«Znowu! Czy ty nigdy nie przestaniesz myśleć o Klejnjaszu?»
«Jeślibym nie wspominał, czy sądzisz, że mniejbym o nim myślał? Mam tak żywy obraz jego w duszy, że gdybym był rzeźbiarzem lub malarzem, na podstawie tego obrazu mógłbym go z niemniejszem podobieństwem przedstawić, niż gdyby siedział przed memi oczyma. Nie wiesz o tem?»
A Sokrates rzekł: «Dlaczegóż, jeśli masz tak wierny obraz jego w duszy, robisz mi tyle kłopotu i ciągniesz mnie tam, gdzie go się spodziewasz zobaczyć?»
«Bo sam widok jego uradować zdoła, Sokratesie; obraz w duszy pociechy nie daje, lecz tęsknotę budzi».
Tu Hermogenes zauważył: «Muszę powiedzieć, iż nie pochwalam tego, Sokratesie, że ty tak obojętnie patrzysz na szał miłosny Krytobula».
«Czy ci się zdaje — rzekł Sokrates, — że ten jego stan pochodzi dopiero z tego czasu, w którym zaczął przestawać ze mną?»
«A z jakiego?»
«Widzisz przecie, że jemu mleczno-biały meszek wzdłuż uszu wdół pełza, a Klejnjaszowi już wstecz ku czaszce się wspina.[49] Skutkiem tego razem chodzili do tych samych szkół, i wtedy to tak silnym rozgorzał płomieniem. Gdy to ojciec[50] jego zauważył, oddał mi go, myśląc, że może przecie coś poradzę. I rzeczywiście znacznie już z nim lepiej. Przedtem bowiem, jak ci, co Gorgony[51] widzą, jakby skamieniały patrzył za nim, jakby skamieniały nigdzie od niego nie odstąpił. Natomiast teraz spostrzegłem nawet, że mruga. Choć, na bogów, panowie, zdaje mi się — tak mówiąc między nami, — że on nawet «pokochał» Klejnjasza (jak dzieci całowanie nazywają);[52] a nic goręcej płomienia miłości nie podsyci, jak pocałunek, gdyż jest nienasycony i słodkie budzi nadzieje. A może także dlatego tak ogromnej czci zażywa, że z pośród wszystkich rzeczy na świecie tylko zetknięcie dwu ust taką samą ma nazwę, jak i kochanie się dusz. Kto chce zatem miarkować się, mysi wstrzymać się od całowania pięknych».
Wtem odezwał się Charmides: «Ale czemuż to, Sokratesie, nas, swoich przyjaciół, tak odstraszasz od pięknych, kiedy ty sam — widziałem na własne oczy, zaklinam się na Apollina, — w szkółce elementarnej tuliłeś swą głowę do głowy Krytobula i obnażone swe barki do jego nagich barków, gdyście czegoś obaj szukali w tej samej książce».
«Ach — rzekł Sokrates, — to dlatego ja dłużej niż przez pięć dni odczuwałem swędzenie w barku, jakby mnie był jakiś zwierz ukąsił, i miałem wrażenie, jakby mnie coś w sercu łaskotało. Ale teraz... to, Krytobulu, wobec tylu świadków zapowiadam ci, abyś mnie nie dotykał więcej, aż zapuścisz na brodzie tak długie włosy, jak na głowie».
Tak to oni na przemiany, to żartem, to poważnie, mówili.
«A teraz twoja kolej, Charmidesie — zawołał Kaljasz; — czemu to szczycisz się swem ubóstwem?»
«Ogólnie się na to zgadzają — powiedział, — że lepiej jest być odważnym, niż drżeć ze strachu, i wolnym być raczej, niż w niewoli, i przyjmować raczej umizgi, niż umizgać się, i mieć raczej zaufanie ojczyzny, niż spotykać się z niedowierzaniem. Nieprawdaż? Otóż ja, mieszkając w tem państwie, obawiałem się, kiedy jeszcze byłem bogaty, by się jaki włamywacz nie podkopał do mego domu i nie zabrał mego majątku, dybiąc w dodatku jeszcze na moje zdrowie lub życie. A potem umizgałem się do sykofantów,[53] w tem słusznem przeświadczeniu, że więcej złego mogę od nich doznać, niż im wyrządzić. I państwo ciągle obarczało mię nowemi ciężarami,[54] a nie wolno mi było nigdzie indziej zamieszkać. Teraz zaś, kiedym zagraniczne posiadłości stracił a z ateńskich nie mam dochodów, gdy urządzenie domowe sprzedane,[55] wyciągam się w słodkim śnie, cieszę się zaufaniem państwa, nie spotykam się z groźbami, lecz już grożę innym, jestem wolny i mogę według upodobania mieszkać w kraju lub zagranicą; wstają już przedemną ze swych siedzeń i ustępują mi z drogi bogaci. Dziś jestem panem i królem, a wtedy widocznie byłem tylko niewolnikiem; wtedy ja podatek składałem ludowi, dziś państwo mi jest lenne i musi mię żywić. Za przestawanie z Sokratesem, kiedy jeszcze byłem bogaty, lżyli mnie; dziś, kiedym ubogi, to już nic nikomu na tem nie zależy. I jeszcze coś, — kiedy wiele miałem, ciągle coś traciłem, to z winy państwa, to przypadku; teraz zaś nic nie tracę, bo nawet nie mam z czego, a tylko mogę się spodziewać zysku».
«Nieprawdaż — rzecze Kaljasz, — nie życzysz sobie nigdy bogactwa, a jeśli ci się coś dobrego przyśni, składasz ofiary bogom chroniącym,[56] by się to nie spełniło?»
«Na Zeusa, tego doprawdy nie czynię, lecz z ochoczą odwagą mężnie trwam na stanowisku, jeśli się spodziewam, że coś mogę zyskać».
«A teraz — rzekł Sokrates, — ty znowu powiedz nam, Antystenesie, jakże-to, tak mało posiadając, jesteś dumny z bogactwa?»
«Bo uważam, że ludzie nie mają bogactw, czy tam ubóstwa, w domu, ale w swych duszach. Widzę bowiem, że wielu zwyczajnych obywateli mimo wielkiego majątku, jaki posiadają, czuje się tak ubogimi, iż na każdy trud i na każde niebezpieczeństwo się ważą, byleby tylko jeszcze więcej zyskać; a wiem, że z dwóch braci, co jednakowe działy w spadku otrzymali, jeden ma podostatkiem na swe potrzeby, i ponad to, drugiego dręczy brak wszystkiego. A nawet niektórzy tyrani tak łakną bogactw, że popełniają straszniejsze czyny, niż najwięksi biedacy: bo z niedostatku oczywiście jedni kradną, inni dokonywają włamania, a jeszcze inni prowadzą handel ludźmi; natomiast niektórzy tyrani całe rody tępią, ludzi gromadami mordują, często nawet całe miasta dla zysku zaprzedają w niewolę. To doprawdy ciężka choroba, i bardzo się nad nimi lituję. To zupełnie, mem zdaniem, przypomina stan chorobliwy człowieka, który siedzi przy suto zastawionym stole, je i je, i nigdy nie może się nasycić. Ja tymczasem majątku mam tyle, że sam nie umiem go znaleźć. Mimo to, starczy mi, by jeść aż do chwili, kiedy nie będę odczuwał głodu, i pić, aż ugaszę pragnienie, i odziać się mogę zupełnie nie gorzej, niż nasz bogaty Kaljasz, tak że poza domem narówni z nim nie marznę. A kiedy jestem w domu, to, zdaniem mojem, szatami znakomicie broniącemi przed zimnem są ściany, a grubą narzutką wierzchnią powała i dach, a już łoże — to mam tak wygodne, że zbudzić mnie nielada praca. A jeśli ciało moje musi czasem zaspokoić potrzeby Afrodyty,[57] do tego stopnia wystarcza mi to, co się znajdzie pod ręką, że każda, do której przystąpię, obsypuje mię pieszczotami, gdyż niema nikogo na świecie, któremuby przyszła ochota zbliżenia się do niej. I to wszystko wrydaje mi się tak przyjemnem, że nie życzyłbym sobie z tych czynności większej rozkoszy, — owszem, nawet mniejszej; tak dalece za wielkie wydają mi się te rozkosze, wdększe znacznie, niż trzeba. A za najlepszą stronę mojego bogactwa uważam tę okoliczność, że, na wypadek, gdyby mi ktoś zabrał nawet to, co teraz posiadam, nie widzę żadnego zajęcia tak złego, żeby mi nie mogło dać dostatecznego utrzymania. Bo kiedy zechcę się uraczyć, nie kupuję na rynku drogich rzeczy, — to byłoby zanadto kosztowne; moją klucznicą pożądanie i głód. A różnica, i to niemała, jeśli chodzi o rozkosz, zaczekać aż się pożąda, a potem spożywać, niż mieć coś cennego nawet, ale bez pragnienia; jak naprzykład teraz piję to thazyjskie[58] wino — ot, bo się tak przypadkiem złożyło. No, i jest rzeczą naturalną, że sprawiedliwszymi są ci, co prostoty w życiu pragną, a nie wzbogacenia się. Bo komu najzupełniej wystarczy to, co ma, ten najmniej pożąda cudzego. A warto pamiętać, że takie bogactwo budzi hojność w ludziach. Albowiem tu obecny Sokrates, od którego je nabyłem, nie odliczał mi go, ani nie odważał, lecz dawał tyle, ile mogłem unieść; i ja dziś nikomu nie żałuję, ani się przed przyjaciółmi nie kryję z dostatkiem, ale, kto tylko chce, każdemu sypię hojnie bogactwa z mej duszy. A już najmilszy nabytek mego całego bogattwa to wolny czas, którego — jak widzicie — mam podostatkiem, tak, że starczy na to, żeby patrzeć na coś, jeśli jest godne oglądania, i słuchać, jeśli coś warto posłyszeć, a przedewszystkiem, co najwięcej cenię, mogę swój wyrolny czas całemi dniami spędzać z Sokratesem. I on nie dla tych jest z usłużnym szacunkiem, co najwięcej pieniędzy płacą, lecz z tym stale przestaje, kto mu się podoba».
Tak mówił Antystenes. Gdy skończył, Kaljasz rzekł:
«W istocie, na Herę, zazdroszczę ci bogactwa, a zwłaszcza tego, że państwo ze swojemi nakazami nie postępuje z tobą jak z niewolnikiem,[59] a ludzie nie mają do ciebie żalu, jeśli im nie dasz pożyczki».
«Na Zeusa — przerwał Nikerat, — nie zazdrość! przyjdę ja do niego po pożyczkę: prosić o taki sposób, żeby mi już niczego nie było trzeba od nikogo. Niestety, nie mogę się odzwyczaić od pragnienia jak największych skarbów; tak to nauczyłem się rachować u Homera według liczby i wagi:

Siedm dam ognia językiem jeszcze nie tkniętych trójnogów,
Dziesięć złota talentów i miednic lśniących dwadzieścia,
Koni rączych dwanaście.[60]

Kto wie, może dlatego uważają mię niektórzy za wielkiego chciwca».
Wtedy roześmiali się wszyscy z jego — jak myśleli — szczerego wyznania, sądzili bowiem, że mówi prawdę. Nagle ktoś powiedział: «Teraz z tobą sprawa, Hermogenesie, wymień swoich przyjaciół; musisz wykazać, że wielką mają potęgę i dbają o ciebie, inaczej nie byłoby słusznem szczycić się nimi».
Hermogenes: «Jest rzeczą powszechnie znaną, że i Hellenowie i barbarzyńcy wierzą, iż dla bogów nie ma tajemnicy ani teraźniejszość, ani przyszłość. Nieprawdaż? Przynajmniej wszystkie państwa i wszystkie ludy za pośrednictwem mantyki[61] pytają bogów, co wolno, a czego nie wolno czynić. I to przecież także jest całkiem jasne, że wierzymy, iż bogowie mogą obdarzać łaską lub zsyłać nieszczęścia, — wszyscy przynajmniej proszą bogów o łaskę i o obronę przed nieszczęściem. Otóż ci tak wszechwiedzący i tak wszechmocni bogowie z życzliwej przyjaźni tak dalece o mnie dbają, że nigdy, dniem i nocą, nie mogę ujść uwagi ich troskliwego oka, dokądkolwiek pójdę, do jakiejkolwiek czynności się zabiorę. Dzięki temu, że wiedzą naprzód, jaki obrót weźmie każda sprawa w przyszłości, dają mi znać przez swoich gońców, co wolno czynić, a co nie, śląc mi glosy, sny i ptaki.[62] Jeśli tych gońców słucham, nigdy potem tego nie żałuję, ale za nieposłuszeństwo już spotkała mnie swego czasu kara».
Na to rzekł Sokrates:
«Prawda, prawda, w to wszystko chętnie wierzymy, ale o tem chciałbym się dowiedzieć, jaką to czcią zyskałeś sobie w bogach takich przyjaciół».
«Na Zeusa — odrzekł Hermogenes, — to całkiem proste. Mianowicie wielbię ich, co nie jest dla mnie połączone z żadnemi kosztami, z ich darów własnych im znowu przynoszę ofiary, wyrażam się — o ile mogę — w sposób nie obrażający bogów i nigdy nie powiem świadomie kłamstwa, kiedy ich wezwę na świadków».
«Na Zeusa — zauważył Sokrates, — jeśli za to masz w nich takich przyjaciół, to i bogowie widocznie mają pociechę z szlachetnej duszy». — Taki to był przebieg tej poważnej mowy.
A kiedy przyszła kolej na Filipa, pytali go, co takiego widzi w rzemiośle wesołka, że się niem szczyci. «Czy może nie warto? — spytał. — Przecież wszyscy wiedzą, iż jestem wesołkiem, i ochotnie mnie zapraszają, gdy tylko co dobrego im się przytrafi; a jeśli ich co złego napotka, uciekają bez oglądania się, w obawie, że mogliby się roześmiać wbrew własnej woli».
Na to Nikerat: «Na Zeusa, całkiem słusznie się szczycisz. Bo mnie zdaleka omijają ci przyjaciele, którym się dobrze pogodzi; tylko ci, którym coś złego się stało, powołują się na pokrewieństwo, snując dalekie genealogiczne wywody, i nie mogą przenieść rozłąki ze mną».
«Już dobrze — rzekł Charmides, — ale teraz ty, Syrakuzańczyku, powiedz, z czego jesteś dumny; pewnie z chłopca?»
«Broń boże — odpowiedział, — wcale nie; przeciwnie nawet, mocno się obawiam o niego. Bo, jak widzę, niektórzy czyhają na jego zgubę».
«Na Heraklesa! — zawołał Sokrates, usłyszawszy to; — czemże, według ich zdania, ten chłopiec ich skrzywdził, że chcą go zabić?»
«Ależ nie zabić — odpowiedział, — tylko namówić, by spał z nimi razem».
«A ty, jak się zdaje, uważasz, że w tem byłaby jego zguba».
«I to docna».
«A sam nie śpisz z nim razem?»
«Oczywiście śpię co nocy, i to przez całą noc».
«Na Herę — rzekł Sokrates, — toż to wielkie szczęście, że jedynie twa skóra nie grozi zgubą współśpiącym. Skutkiem tego możesz się szczycić nie czemś innem, tylko właśnie swą skórą».
«Ależ, na Zeusa — rzekł, — tem się nie szczycę».
«Ale czem?»
«Głupcami, na Zeusa. Ci bowiem, oglądając moje kuglarskie sztuki, pozwalają mi zarobić na kawałek chleba».
«Dlatego-to ja — odezwał się Filip — słyszałem niedawno, jak w modlitwie zwracałeś się do bogów z prośbą, by wszędzie, gdzie staniesz, było w plony tłusto, a w rozumy pusto».
«Dobrze, dobrze — rzekł Kaljasz, — a teraz ty, Sokratesie, co masz do powiedzenia na poparcie twego zdania, że słuszniebyś się mógł szczycić tą przez ciebie wymienioną sztuką, co tak smutną ma sławę».
«Musimy naprzód — rzekł Sokrates — stwierdzić, na czem polega zadanie rajfura; więc na każde moje pytanie odpowiadajcie bez wahania, byśmy wiedzieli, jak daleko sięga zgodność naszych zapatrywań; czy to wam odpowiada?» — «Tak jest» — powiedzieli wszyscy, i raz powiedziawszy «tak jest», stale w dalszym ciągu tę samą dawali odpowiedź. «Czyż nie należy do zadania dobrego rajfura postarać się, by osoba, którą stręczy — może to być on, lub ona, — podobała się tym, z którymiby miała przestawać?»
«Tak jest».
«Czyż nie przyczynia się do tego, by się podobać — jako jeden ze szczegółów — przystojny i odpowiedni sposób ubierania się i uczesania?»
«Tak jest».
«Prawda, że można temi samemi oczyma spoglądać przyjaźnie na kogoś i wrogo?»
«Tak jest».
«Co dalej: Czy można tym samym głosem mówić pokornie i śmiało?»
«Tak jest».
«Dalej, niektóre słowa mogą budzić nienawiść, inne przyjaźń. Nieprawdaż?»
«Tak jest».
«Zatem dobry rajfur tylko tak będzie kształcił, jeśli o te szczegóły chodzi, by można się podobać?
«Tak jest».
«A czy lepszym ten, co postara się wzbudzić upodobanie dla swego wyęhowanka u jednego człowieka, czy może ten, co u wielu?»
Tu podzielili się na dwie grupy; jedni mówili: «Pewnie, że ten, co u jak największej liczby», drudzy: «Tak jest».[63]
«W takim razie i na to zgoda: ktoby potrafił tak kogoś ułożyć, by podobał się całemu państwu, ten byłby już doskonałym rajfurem?»
«Na Zeusa, toż to jasne» — rzekli wszyscy.
«Czyż nie słusznie szczyciłby się swą sztuką i brał wielką zapłatę ten, ktoby potrafił swoich wychowanków tak urobić».[64]
Gdy wszyscy się na to zgodzili, mówił dalej: «Otóż takim mistrzem jest, mojem zdaniem, ten oto... Antystenes».
A Antystenes zawołał: «Mnie, Sokratesie, oddajesz swą sztukę?»
«Tak, na Zeusa — odrzekł, — gdyż widzę, żeś już i jej towarzyszkę dostatecznie opanował».
«Mianowicie?»
«Sztukę przywodzenia».
A ten, bardzo obrażony, zapytał: «Znasz takie moje postępki?»[65]
«Wiem — odpowiedział Sokrates, — żeś naszego Kaljasza przywiódł do mędrca Prodykosa,1 kiedyś zauważył, że miłuje filozofję, a tamten potrzebuje pieniędzy; już nie mówię o Hippjaszu z Elidy,[66] od którego nauczył się sztuki pamiętania. Od tego to czasu jest znacznie kochliwszy, bo teraz, zobaczywszy coś ładnego, nie może już nigdy zapomnieć. Nawet wobec mnie niedawno chwaliłeś tego przybysza z Heraklei,[67] a potem zaznajomiłeś mnie z nim, kiedyś swemi pochwałami wywołał u mnie pragnienie poznania go. Ajschylosa zaś z Flejuntu[68] mnie, chwaląc nas jednego przed drugim, doprowadziłeś do takiego zakochania się swemi mowy, żeśmy się tropili wzajemnie, aby się spotkać. Widząc więc, że ty takie rzeczy potrafisz, uważam cię za dobrego przywodziciela. Kto bowiem zdoła zrozumieć, że ci a ci są dla siebie samych pożyteczni, i potrafi ich do tego doprowadzić, by pragnęli obcować z sobą, to ten potrafi i państwa do przyjaźni między sobą doprowadzić i małżeństwa szczęśliwe kojarzyć. Mieć takiego człowieka, co to za skarb dla państw, przyjaciół i sprzymierzeńców! A ty tak się obraziłeś, kiedy cię nazwałem dobrym przywodzicielem, jakbyś usłyszał odemnie jakąś obelgę».
«Ale na Zeusa — odrzekł, — już się nie czuję obrażonym. Jeżeli bowiem to potrafię, to moja dusza będzie już zupełnie przepełniona bogactwy».
Tak to zakończyły się te wkrąg idące mowy.
V. Tu Kaljasz spytał: «Jakto? to ty, Krytobulu, nie stawasz do zawodów o piękność z Sokratesem?»
«Na Zeusa — zawołał Sokrates, — być może, że widzi, jaki mir ma rajfur u sędziów».
«A przecież — odparł Krytobul — nie uchylam się. Daj więc dowód, jeśli mądrość twą stać na to, żeś piękniejszy odemnie».
«Niechno ktoś lampę bliżej przysunie — rzekł Sokrates. — A teraz wzywam cię — ciągnął dalej — naprzód do przesłuchania w sprawie naszego sporu prawnego. Więc odpowiadaj».
«Pytaj więc».
«Czy piękność, twem zdaniem, jest cechą wyłącznie ludzką, czy posiada ją i coś innego».
«Mojem... — na Zeusa, posiadają ją i konie i krowy i wiele nieżywotnych przedmiotów» — odpowiedział, — przynajmniej wiem, że może być i piękna tarcza i miecz i włócznia».
«Jakżeż te wszystkie rzeczy, nie mając nic ze sobą wspólnego, mogą być piękne?»
«Jeśli są tak wykonane, że nadają się do tego zadania, dla jakiego je nabywamy, lub jeśli z natury odpowiadają naszym potrzebom, to i te rzeczy — powiedział Krytobul — są piękne».
«Czy wiesz, w jakim celu potrzeba nam oczu?»
«Oczywiście, by widzieć».
«W takim razie to już moje oczy byłyby piękniejsze, niż twoje».
«A to czemu?»
«Albowiem twoje oczy widzą tylko prosto przed sobą, a moje i zboku, naukos, dzięki temu, że są tak wyłupiaste».
«Czy ty twierdzisz, że rak ma najpiękniejsze oczy ze wszystkich stworzeń?»
«Z całą stanowczością — rzekł Sokrates, — bo i co do siły są przez naturę doskonale wyposażone».
«Już dobrze; a czyj nos piękniejszy, twój czy mój?»
«Ja myślę, że mój, jeśli bogowie dali nam nosy w tym celu, by wąchać. Gdyż twoje nozdrza są zwrócone ku złemi, tymczasem moje są rozwarte na Wsze strony, skutkiem czego mogą przyjmować zewsząd dochodzące wonie».
«Więc wklęsły i perkaty nos piękniejszy od prostego? Jakże-to?»
«Bo nie stawia przed oczyma żadnej zasłony, lecz pozwala im widzieć dowoli, nos zaś wysoki jakby naprzekór buduje między oczyma przegradzającą ścianę».
«W takim razie — rzekł Krytobul, — jeśli chodzi o usta, poddaję się; jeżeli bowiem są stworzone do odgryzania, to potrafisz odgryźć znacznie większy kęs, niż ja».
«A ponieważ mam grube wargi, to bardziej miękkie można na nich wyciskać pocałunki, niż na twoich».
«Jak się zdaje, to ja wedle twych słów mam jeszcze brzydsze usta, niż osioł».
«A czyż nie stanowi dowodu, że jestem piękniejszy, niż ty, ta okoliczność, że i Najady,[69] boginie przecież, rodzą Sylenów, podobniejszych do mnie, niż do ciebie?»
«Ale niech oddają głosy, bo już nie mam sposobu ci się sprzeciwiać; niech wiem jak najprędzej, jaka kara czy grzywna mnie czeka. Tylko jedno jeszcze: niech oddają swe głosy tajnie, gdyż obawiam się, by mię nie zgnębiło zupełnie twoje i Antystenesa bogactwo».
Otóż chłopiec i dziewczyna tajnie oddawali swoje głosy, a tymczasem Sokrates polecał przysunąć lampę bliżej do Krytobula, by zapobiec pomyłce sędziów, i występował za tem, by zwycięzcy dostały się od sędziów nie wstążki, lecz przepaski[70] z pocałunków. A kiedy głosy wszystkie wypadły na korzyść Krytobula, westchnął Sokrates: «Och, niejednakowe twoje pieniądze i Kaljasza; jego pieniądze potęgują poczucie sprawiedliwości, a twoje — jak to po największej części bywa — zabijają je nawet u tych, co w sądzie lub w zawodach wydają wyroki».[71] VI. Wtedy jedni wzywali Krytobula, by kazał sobie wypłacić nagrodę za zwycięstwo w postaci pocałunków, inni kazali prosić pana tych dzieci o pozwolenie, inni znowu inne rzucali żarty. A Hermogenes nawet wtedy milczał. Więc Sokrates odezwał się, zwracając się do niego po imieniu:
«Hermogenesie, mógłbyś nam powiedzieć, co to jest psotliwy nastrój przy winie?»
«Jeśli się pytasz o to, czem jest, nie wiem, ale mogę powiedzieć, czem mi się wydaje».
«O to właśnie chodzi».
«Mojem zdaniem, psotliwy nastrój przy winie, to znaczy psuć zebranym nastrój».
Czy więc wiesz, że i ty psujesz nam nastrój swem milczeniem?
«Czy także podczas tego, gdy mówicie?»
«Nie, ale w czasie przerwy».
«Czyście nie zauważyli, że między wasze mowy nie możnaby wcisnąć włosa, a cóż dopiero słowo wtrącić?»
Na to Sokrates zawołał: «O Kaljaszu, nie możesz przyjść z pomocą człowiekowi, którego tak się zawstydza zbijaniem jego wywodów?»[72]
«Owszem — odpowiedział, — kiedy flet się odezwie, będziemy wszyscy milczeli».
A Hermogenes rzekł: «Czy chcecie, bym przy akompanjamencie fletu do was mówił, podobnie jak aktor Nikostrat[73] wygłaszał swoje tetrametry[74] przy wtórze fletu».
«Przebóg! — na to Sokrates, — zrób tak, Hermogenesie. Bo jak śpiew przy wtórze fletu nabiera'słodyczy, tak i twoją mowę tony osłodzą, uwłaszcza jeżeli wzorem fletnistki poprzesz swe słowa wymownemi ruchami».
«Lecz jakaż ma być muzyka — wtrącił Kaljasz, — jeśli Antystenes kogoś zawstydzi, zbijając jego wywody?»
«Takiemu — odpowiedział Antystenes, — co się tak daje zawstydzać, należy się wygwizdanie».
Gdy Syrakuzańczyk widział, że nie dbają o jego popisy, lecz sami rozmową się bawią, z zazdrości odezwał się do Sokratesa:
«Czy to ty, Sokratesie, jesteś tym, co go zwią przydomkiem „rozmyślający”?»
«Czyż to nie lepiej, niż żeby mnie zwano bezmyślnym?»
«Gdybyś tylko nie budził mniemania, że rozmyślasz nad tem, co na niebie».
«Czy jest coś ważniejszego na niebie, niż bogowie?»
«Ale nie o nich, na Zeusa, chodzi ci, jak mówią, lecz o sprawy najbłahsze, co jest objawem największej opaczności».
«To i w takim razie chodzi mi o bogów. Opatrzność bowiem nas wspiera, i deszczem darząc z nieba, i światłem. Jeżeli zaś mój dowcip jest niesmaczny, to twoja wina, gdyż zawziąłeś się mnie. dręczyć».
«Ale zostaw to i powiedz mi, ile stóp pchlich jesteś odemnie oddalony? Przecie — jak mówią — takiemi pomiarami się zajmujesz».[75]
Tu zwrócił się Antystenes do Filipa ze słowami:
«Ty jesteś mistrzem w wynajdywaniu podobieństw.[76] Czy ten człowiek nie wydaje ci się podobnym do takiego, który usiłuje lżyć kogoś?»
«Na Zeusa, i to nietylko do takiego, ale i do wielu innych».
«Mimo to — rzekł Sokrates — nie dopatruj się podobieństw, byś i ty nie wyglądał na lżącego».
«Ależ, jeżeli będę szukał podobieństw między nim a przyzwoitymi, a nawet najznakomitszymi ludźmi, to raczej będę już tem samem wyglądasz na lżącego».
«Jeśli go pod każdym względem będziesz mienił lepszym, już tem samem wyglądasz na lżącego».
«Więc wolałbyś, bym go porównywał z gorszymi?»
«Ani z gorszymi»
«Z nikim?»
«Wogóle nie porównuj go z nikim».
«Ależ nie wiem, jak przy przestrzeganiu milczenia mam postępować, by zachowanie moje było godne uczty».
«To bardzo łatwo: przemilczeć to, czego lepiej nie mówić».
W ten sposób ten psotliwy nastrój przy winie przygasł.
VII. Tymczasem jedni kazali mu szukać podobieństw i robić porównania, a drudzy wzbraniali. W czasie wrzawy Sokrates znowu zabrał glos: «Możebyśmy teraz właśnie coś razem zaśpiewali, kiedy już wszyscy pragniemy mówić». I zaraz po tych słowach zaczął pierwszy nucić jakąś piosenkę.
Właśnie w tej chwili, gdy przestali śpiewać, przyniesiono tancerce krążek garncarski, na którym miała pokazywać sztuki. I tu Sokrates odezwał się do Syrakuzańczyka: «Zdaje się, że naprawdę zasługuję na przezwisko: „rozmyślający”, jak ty powiadasz. Przynajmniej teraz zastanawiam się nad tem, jakby najłatwiejszym dla twego chłopaka i tej dziewczyny sposobem urządzić dla nas jak najmilsze widowisko; wiem, że jest to i twojem życzeniem. Bo, mojem zdaniem, wywracanie kozłów wśród mieczy jest popisem niebezpiecznym, a całkiem nieodpowiednim dla uczty. Prawda, pisać i czytać, wirując na krążku, to może cudowna rzecz, ale nie mogę się dorozumieć, co za przyjemność z tego dla kogokolwiek. Ani też nie jest przyjemniej patrzyć na młodych i pięknych ludzi, gdy wykręcają ciało i wyginają się w kształt kola, niż gdy zachowują się spokojnie. Zresztą cudowne rzeczy, jeśli ich ktoś pragnie, nie są znowu tak bardzo rzadkie; podziwiać można pierwszy lepszy szczegół, np. czemu lampa blaskiem płomienia oświetla izbę, a blacha przy lampie mimo swego blasku światła nie daje, lecz tylko odzwierciedla w sobie inne rzeczy; czemu oliwa, choć jest płynem, podsyca płomień, a woda go gasi, właśnie dlatego, że jest płynem. Ale i takie rozważanie to nie odpowiedni sprzymierzeniec dla wina. Możeby tańczyli do taktów fletu w takich postawach, jak malują Charyty,[77] Hory[78] i Nimfy.[79] Ta czynność, myślę, szłaby im łatwiej i dodaliby uczcie większego wdzięku».
«Na Zeusa! — zawołał Syrakuzańczyk, — słuszne twe słowa, Sokratesie; już ja dam wam takie widowisko, że będziecie zadowoleni z zabawy».
VIII. Po tych słowach Syrakuzańczyk wyszedł i począł robić swoje przygotowania, natomiast Sokrates podniósł znowu coś nowego: «Czyż to jest słuszne, przyjaciele, zapomnieć o obecności wielkiego boga, co wiekiem równy jest odwiecznym niebianom, a z postaci wygląda jak najmłodszy, obejmującego swą wielkością wszystko, a obierającego sobie przybytek w duszy człowieka? Toż to Eros,[80] do którego orszaku my wszyscy należymy. Albowiem ja nie umiałbym wymienić chwili, w którejbym nie miłował kogoś, Charmides ten oto ma wielu wielbicieli,[81] a zdarza się, że i on kogoś pożąda, a nawet Krytobul, choć sam jest teraz przedmiotem miłości, już innych pożąda. Ależ i sam Nikerat, jak słyszę, miłuje własną żonę i wzajemną się cieszy miłością. Hermogenes zaś — któż z nas o tem nie wie — usycha z miłości do szlachectwa duszy; nie wchodźmy w to, co to jest takiego.[82] Może nie widzicie powagi w jego brwiach, spokoju w oku, miary w słowach, łagodności w głosie, pogody w usposobieniu? Nie patrzy na nas, ludzi, z góry, choć ma najdostojniejszych przyjaciół w bogach. Tylko ty, Antystenesie, nikogo nie miłujesz?»
«Och, na bogów — odpowiedział ów, — i to całym żarem uczucia, ciebie».
Na to Sokrates z żartobliwym uśmiechem, niejako drożąc się,[83] rzekł:
«Dajże mi teraz pokój, czyż nie widzisz, że mam coś innego do roboty?»
A Antystenes: «Jakżeż wyraźnie ty ciągle jedno i to samo czynisz, ty, swój własny rajfurze: raz wymawiasz się wewnętrznym głosem bóstwa[84] i nie chcesz ze mną mówić, innym razem znowu masz myśl czemś innem zajętą».
Sokrates na to: «Na bogów, Antystenesie, tylko mnie nie zamęcz; wszystkie twoje inne dzikie porywy znoszę i będę znosił, jak przyjaciel. Tylko tę miłość twoją starajmy się pokrywać tajemnicą, tem bardziej, że odnosi się do mej przystojności, a nie do duszy. Że zaś ty, Kaljaszu, miłujesz Autolika, o tem wie całe miasto, a, jak sądzę, i niejeden obcy. Bo i waszych obu ojców[85] imiona są znane, i wy sami uwagę na siebie zwracacie. Zawsze byłem pełen podziwu dla twego charakteru, ale teraz jeszcze więcej, bo widzę, że nie kochasz się w lubieżnym rozpustniku, czy zniewieściałym wśród wygód chłopcu, lecz w takim, co przed wszystkimi składa dowody siły, wytrwałości, męstwa i pomiarkowania. Pożądanie takich zalet jest świadectwem dla charakteru wielbiciela.
«Czy jest jedna Afrodyta, czy dwie,[86] Niebiańska i Gminna, nie wiem, i Zeus przecież jeden, jak wierzymy, ma wiele przydomków.[87] Tylko tyle wiem, że dla obu są oddzielne ołtarze i świątynie, i ofiary składa się Gminnej z mniejszą powagą, a świętsze i czystsze Niebiańskiej. Możnaby więc przypuścić, że Gminna zsyła umiłowanie ciała,[88] a Niebiańska duszy, przyjaźni i pięknych czynów. Taka to miłość, myślę, ciebie opanowała, Kaljaszu. Naprowadza mnie na to szlachectwo duszy umiłowanego i ta okoliczność, że z nim razem i ojca zapraszasz na spotkanie, bo szlachetny i dobry wielbiciel nie ma nic do zatajania przed ojcem».
«Na Herę — przerwał Hermogenes, — wogóle bardzo cię podziwiam, Sokratesie, a już najwięcej teraz, kiedy prawisz tak miłe rzeczy Kaljaszowi, a zarazem jednym tchem dajesz nauki, jakim być powinien».
«Na Zeusa — rzekł Sokrates, — by się jeszcze więcej z tego radował, udowodnię mu, że miłość duszy jest znacznie lepsza, niż miłość ciała. Mianowicie wszyscy wiemy, że obcowanie z kimś bez przyjaźni[89] nie jest nawet godne wzmianki; po przyjacielsku zaś miłować, to znaczy, uwielbiając czyjś charakter, ulegać z własnej woli słodkiej konieczności, bo wielu z tych, którzy pożądają ciała, nienawidzi charakteru kochanka i gani go. A nawet jeśli będą kochać jedno i drugie, to przecież młodzieńczej piękności pączek wnet przekwitnie, a z jej zanikiem i miłość zwiędnąć musi, gdy tymczasem dusza, im dłuższy czas zdąża ku doskonałości, tem godniejszą się staje miłowania. I pamiętać trzeba, że w krynicy piękności kryje się przesyt na dnie, tak, że takiego samego uczucia przesytu dozna się przy kochanku, co przy potrawach, któremi się ktoś opycha; a duszy miłowanie, dlatego, że święte, jest i bardziej nienasycone, choć bynajmniej nie jest skutkiem tego — jak mylnie sądzą — pozbawione rozkoszy miłosnej; przeciwnie, tu oczywiście spełniają się słowa modlitwy, w której błagamy: daj nam, bogini, rozkosz miłosną w słowach i czynie. Że dusza skromna i szlachetna, w pełnej piękności ciała rozkwitająca, władcza wśród rówieśników i życzliwości pełna, wielbi i miłuje kochanka, na to chyba nie trzeba dowodu. Udowodnię tylko, że taki wielbiciel cieszy się wzajemnością kochanka. Po pierwsze bowiem, jakżeby mógł ktoś nienawidzieć istoty, o której wie, że w jego piękność i dobroć wierzy, — a dalej widziałby, że raczej dba o jego chlubę, niż o swoją przyjemność, a prócz tego miałby pełne zaufanie, że miłość nie zmaleje, choćby przekwitł lub skutkiem cierpień piękność utracił. Czyż nie muszą koniecznie, przy takiej wspólnej miłości, patrzeć na siebie wzajemnie z rozkoszą, życzliwie rozmawiać, ufać i budzić zaufanie, troszczyć się o siebie wzajemnie, wspólnie radować się szczęściem, a smucić się, gdyby ich zawód spotkał? Radosnem ich współżycie, gdy są zdrowi, a jeszcze bardziej nierozerwalny ich związek, gdy jedno z dwojga zachoruje; a za nieobecnym troskliwa myśl wytrwałej dąży, niż za obecnym. Czyż to nie są miłosne rozkosze? Dzięki nim właśnie miłują przyjaźń i żyją w przyjaźni do późnej starości.
«A takiego, co lgnie do ciała, dlaczegóżby miał miłowany chłopak wzajemnie miłować? Może dlatego, że sobie rozkosz gotuje upragnioną, a chłopcu hańbę niemałą? A może dlatego, że dla osiągnięcia swoich zamiarów oddala od niego jego domowników? Prawda, gwałtu nie zadaje, tylko namowy używa, ale właśnie za to zasługuje na większą jeszcze nienawiść. Bo kto gwałci, ten własnej duszy podłość odsłania, kto namową uwodzi, psuje duszę cudzą. Ale jeśli już ktoś swą piękność młodocianą za pieniądze sprzedaje, to czemużby miał więcej uczucia żywić dla kupującego, niż kramarz czy przekupień jarmarczny? Chyba nie będzie go za to miłował, że on, młody, utrzymuje stosunek z niemłodym, rozkwitły pięknością z takim, co już dawno przekwitł, obojętny z zakochanym. Bo chłopak nie dzieli z mężczyzną rozkoszy Afrodyty tak, jak niewiasta, lecz na trzeźwo przypatruje się pijanemu żądzą. Cóż więc dziwnego, jeśli skutkiem tego rodzi się w nim nawet pogarda dla wielbiciela.
«Przy głębszym namyśle każdy też może się przekonać, że nic złego nie wynikło z kochania tych, co miłują charakter, a z bezwstydnych stosunków niejedna się obraza bogów poczęła. A teraz wyjaśnię, że nie jest rzeczą godną człowieka wolno urodzonego przestawać z takim, co bardziej kocha ciało, niż duszę. Kto bowiem wychowuje kogoś tak, by umiał i mówić i działać jak należy, słusznie może się spotkać z taką czcią, jaką Achilles oddawał Chejronowi i Fojniksowi;[90] natomiast z tym, co ciała pragnie, bez żadnej uchyby możnaby się obejść jak z żebrakiem. Ciągle bowiem naprzykrza się, błagając i żebrząc to o pocałunek, to o jakąś inną namacalną łaskę. Jeśli używam zbyt śmiałych wyrażeń, nie dziwcie się, gdyż wino mnie podnieca, i podżega stały mój towarzysz Eros, bym nie obwijał w bawełnę, gdy ruszam na przeciwnika jego, drugiego Erosa.[91] Mnie ten, co na piękność zwraca uwagę, wydaje się podobnym do takiego, co sobie kawał pola wynajął i oczywiście nie stara się o to, by było jak najwięcej warte, lecz by sam jak najwięcej plonów zebrał. Kto przyjaźni raczej pragnie, podobny jest do takiego, co ma własną rolę;[92] zewsząd znosi co może, i stara się podnieść wartość umiłowanego.
«A także u miłowanych chłopaków tak samo: Kto wie, że, użyczając swej piękności, zyska władzę nad wielbicielem, ten prawdopodobnie i pod innym względem będzie dopuszczał się lekkomyślnych czynów; a ten, co zrozumie, że przyjaźń uleci, o ile nie będzie starał się o czystość i szlachetność duszy, więcej, rozumie się, będzie się troszczył o cnotę. A już największą korzyścią dla takiego, co dąży do zyskania w miłowanym chłopaku dobrego przyjaciela, jest konieczność przestrzegania cnoty samemu. Bo jakże możesz tego, co z tobą przestaje, wykierować na dobrego człowieka, jeśli sam się dopuszczasz nagannych czynów; jakżeż bezwstydny i wyuzdany mógłby doprowadzić umiłowanego do skromności i panowania nad sobą.
«Pragnąłbym ci, Kaljaszu, także z mitologji przytoczyć przykłady na to, iż nietylko ludzie, ale i bogowie i bohaterowie znacznie wyżej stawiają przyjaźń, niż rozkosz cielesną. Choć w tylu śmiertelnych pięknościach Zeus się kochał, przecież te, co mu się oddały, zostały nadal śmiertelne; nieśmiertelnością tylko tych obdarzał, których piękne dusze podziwiał: do nich należą Herakles i Dioskurowie,[93] a wymienia się jeszcze innych, ośmielam się zaś twierdzić, że i Ganimeda[94] Zeus porwał na Olimp nie z powodu piękności ciała, ale duszy. Dowodem na to jego imię; przecież jest gdzieś u Homera:

gánytaj de t’akúon,[95]

co znaczy: raduje się, słysząc, — a jeszcze gdzieś indziej:

pykina fresi médea eidós,[96]

a to znowu znaczy: rad mądrych w sercu świadomy.
«Zatem, jak świadczy z dwóch tych części złożone imię Gany-med, nie z powodu wdzięków ciała, lecz dla głębi swych myśli zażywa takiej czci u niebian. A także, Nikeracie, Homer opiewa,[97] jak Achilles nie za chłopaka miłowanego, tylko za druha tak sławnej dokonywa zemsty.[98] I Orestes i Pylades, i Tezeus i Pejritoos,[99] i wielu innych najdzielniejszych półbogów, nie dlatego dostąpili rozgłosu w hymnach, że razem spali, lecz dlatego, że się podziwiali wzajemnie i wspólnie dokazali najpiękniejszych czynów. A i nowoczesnych wielkich czynów dokonali — każdy łatwo może się przekonać — w żądzy sławy ci raczej, co nie unikają trudów i niebezpieczeństw, a nie ci, co wolą przyjemność, niż sławę. Coprawda, powiada wielbiciel poety Agatona,[100] Pauzanjasz,[101] w obronie tych, co w zdania biocie się tarzają, że najpotężniejszą byłaby siła zbrojna, złożona z kochanków i wielbicieli: ci niby wstydziliby się jeden drugiego opuszczać w potrzebie. Dziwaczne rozumowanie: więc przywykli do lekceważenia nagany i do bezwstydu,[102] przed sobą wzajemnie wstydzić się właśnie będą jakiegoś postępku? Na dowód przytaczał, że Tebanie i Elejczycy są tego samego zdania:[103] Przynajmniej kochanków stawiają obok siebie w szeregu, mimo że śpią z nimi. Ale to nie żaden dowód,[104] gdyż niema tu podobieństwa: u nich jest to ustawowe, a u nas uchodzi za wielką hańbę. Przeciwnie, mnie się wydaje, że stawiają kochanków obok siebie z niedowierzania czy też, sami sobie pozostawieni, spełniliby powinność dzielnego męża. Lacedemończycy zaś żywią przekonanie, że, jeśli ktoś pożąda kogoś cieleśnie, to już nigdy pod żadnym względem doskonałości nie osiągnie. Otóż oni miłowanych na tak znakomicie dzielnych ludzi wyprowadzają,[105] że nawet między obcymi,[106] choćby stali w szeregach nie tego samego państwa, co wielbiciele, tak samo wstydzą się porzucać swych towarzyszy. Gdyż nie Bezwstyd lecz Wstyd za bóstwo uznają.[107]
«Zdaje mi się zresztą, że wszyscy zgodzilibyśmy się na me słowa, jeślibyśmy postawili pytanie tak: komubyśmy powierzyli raczej majątek, czy dzieci w opiekę, czy dary, — kochanemu za piękność ciała, czy za zalety duszy? Przypuszczam, że nawet ten, kto rozkosz czerpie z piękności kochanego, raczej powierzyłby temu, co pięknością duszy urok wywiera.
«A ty, Kaljaszu, wdzięczność winieneś bogom — mojem zdaniem — za to, że cię miłością do Autolika natchnęli. Bo że jest zamiłowany w sławie, to jasne: przecież, by być ogłoszonym zwycięzcą w «pankration»,[108] naraził się na niejeden trud i ból. A o ileby jeszcze wierzył, że zaletami doskonałego męża nietylko sobie i ojcu chlubę przyniesie,[109] ale i potrafi wspomóc przyjaciół, rozszerzyć granice ojczyzny, stawiając pomniki zwycięstwa[110] nad nieprzyjaciółmi, być na oczach i ustach wszystkich, Hęllenów i barbarzyńców, to czyż mógłby — powiedz sam — nie otaczać największą czcią tego, po którymby się spodziewał najwydatniejszej pomocy w tym kierunku?[111] Jeśli więc chcesz mu się podobać, musisz pomyśleć nad tem, dzięki jakiej to umiejętności zdołał Temistokles wywalczyć wolność Helladzie i dzięki jakiej wiedzy uchodził Perykles za najtęższego doradcę[112] swej ojczyzny, musisz zwrócić na to uwagę, jaką to nauką przygotował się Solon[113] do nadania państwu tak znakomitych praw, wybadać, dzięki jakim ćwiczeniom Lacedemończycy za najlepszych wodzów uchodzą; przecież najznaczniejsi z nich do ciebie zajeżdżają, jako że z całem ich państwem łączą cię związki gościnności.[114] A wiedz, że to tylko od twojej woli zależy, by państwo powierzyło ci rządy.[115] Posiadasz bowiem najistotniejsze warunki: jesteś eupatrydą,[116] kapłanem bogów Erechteusowych,[117] którzy się na barbarzyńców z Iakchosem wyprawili,[118] i teraz na uroczystości[119] Możnaby też myśleć o Panatenajach.</ref> wyglądasz na najdostojniejszego ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli, dla oka przedstawiasz najdoskonalszą postawę w całem mieście, a mocen jesteś przetrwać trudy i mozoły. Nie dziwcie się, jeśli wam się wydaje, że, jak na rozmowę przy kieliszku, zbyt poważne snułem wywody. Bo zawsze razem z calem obywatelstwem jestem szczerym wielbicielem z na¬ tury dobrych i gorąco do cnoty dążących».
Autolikos, podczas gdy inni omawiali te słowa, spoglądał na Kaljasza, a ten, rzucając okiem na Autolika, odezwał się: «Może to więc ty, Sokratesie, jako rajfur, zechcesz mnie stręczyć państwu, abym się zajmował polityką i miał uznanie u obywatelstwa?»
«Będziesz je miał, na Zeusa — odparł Sokrates, — jeżeli tylko zobaczą, że nie pozornie, ale istotnie troszczysz się o cnotę. Kłamliwą bowiem sławę wnet próba w nic rozwiewa,[120] a prawdziwa tężyzna męska, o ile bóg łaski nie odmówi, podczas działania zawsze zdobywa sobie za towarzyszkę coraz jaśniejszą sławę».
IX. Na tem się ta rozmowa skończyła. Autolikos zaczął wstawać, by pójść na przechadzkę, bo była to jego wyznaczona godzina.[121] A ojciec jego, Likon, wychodząc z nim razem, odwrócił się i rzekł: «Na Herę, Sokratesie, mojem zdaniem, ty posiadasz prawdziwe szlachectwo duszy».
W tej chwili wniesiono do sali wysokie krzesło z poręczami, a zaraz wszedł Syrakuzańczyk i powiedział: «Panowie, Arjadna[122] wejdzie do małżeńskiej komnaty, swej i Dionizosa, wnet przyjdzie Dionizos do niej, podpiwszy sobie nieco na bankiecie bogów, i będą igrali ze sobą».
Naprzód weszła Arjadna, przystrojona jak panna młoda, i siadła na krześle. Gdy się jeszcze nie ukazywał Dionizos, zabrzmiała na flecie melodja bakchiczna.[123] Wtedy to dopiero odczuli podziw dla tego, co uczył tańców. W tejże chwili Arjadna, chwyciwszy uchem melodję, taki przybrała zewnętrzny wyraz, iż każdy mógł poznać, że się zachwyca. Wprawdzie nie wyszła Bachusowi[124] naprzeciw, ani nie wstała, lecz widać było, ile ją ten spokój kosztuje.[125] Ale kiedy ujrzał ją Dionizos, z wyrazem największej miłości posunął się do niej tanecznym krokiem, i usiadłszy na jej kolanach, objął ją ramiony i ucałował. Ona wyglądała, jakby się wstydziła, ą przecież z miłością odpowiadała na jego uściski uściskami.
Biesiadnicy poczęli klaskać i raz po raz podnosić okrzyki. Gdy zaś Dionizos wstał, a razem z nim i Arjadna, warto było patrzeć na tę grupę dwojga, ściskających się i całujących. Wszyscy więc przypatrywali się w podniosłem wzruszeniu, widząc, że Dionizos w istocie jest piękny,[126] a Arjadna młodością urocza, i że nie na żart się całują, ale naprawdę usta do ust przyciskają. Słyszeli do tego, jak Dionizos pytał Arjadnę, czy go kocha, a ona przysięgała tak gorąco, że nietylko sam Dionizos, ale i wszyscy obecni mogli powtórzyć przysięgę, iż ten chłopiec i dziewczyna kochają się wzajemnie. Wyglądało to nie jakby ich ktoś nauczył odgrywać tę rolę, lecz jakby tylko pozwolił na to, czego oddawna pragnęli. Wkońcu widzieli biesiadnicy, jak odchodzili, idąc niby do łoża, spleceni w uściskach.
Wtedy nieżonaci przysięgli, że się ożenią, żonaci zaś, dosiadłszy koni, odjeżdżali do swoich żon, aby się z niemi jak najszybciej spotkać. Sokrates zaś i ci, co zostali, razem z Kaljaszem wyszli na przechadzkę, za Likonem i jego synem. Taki to był koniec owej uczty.




  1. Panatenaje, najświetniejszą uroczystość ateńską miał ustanowić Tezeusz na pamiątkę dokonanego przez siebie zjednoczenia państewek Attyki w jedno państwo ateńskie. Odnowił ją Pizystrat i wprowadził igrzyska (agony) muzyczne; niebawem dołączyły się gimniczne i hippiczne (wyścigi). Igrzyska odbywały się pierwszego dnia świąt, t. j. 27. miesiąca Hekatombajon (25 czerwca—24 lipca; pierwszy miesiąc roku attyckiego). Głównym punktem uroczystości (dnia następnego) była procesja z Keramejku (Rynek garncarski, płn.-zachod. część Aten) do Propylei na Akropolis, gdzie ofiarowano Atenie wspaniałą szatę (peplos). Następowały hekatomby z krów i uczty. Co cztery lata odbywały się t. zw. «wielkie Panatenaje» ze szczególną wspaniałością.
  2. Kaljasz, prawnuk Miltjadesa, pasierb Peryklesa, strwonił rozrzutnem życiem ogromny majątek. W 390 r., w wojnie korynckiej, był strategiem, w 371 posłował do Sparty.
  3. Zginął za 30 tyranów.
  4. «Wszechmocowanie się»; kombinacja mocowania się z szermierką na pięści.
  5. Największy port Aten.
  6. Syn Nikjasza, wodza i męża stanu, twórcy pokoju z r. 421, kończącego pierwszy dziesięcioletni okres wojny peloponeskiej. Trzydziestu tyranów skazało Nikerata na śmierć, by móc skonfiskować jego majątek.
  7. Brat Kaljasza, ubogi, gdyż spadek po ojcu († 424 w bitwie pod Deljon) otrzymał Kaljasz.
  8. Uczeń Sokratesa, założyciel szkoły «cyników».
  9. Sławny z piękności, młodszy brat matki Platona, brat stryjeczny Krytjasza, z którym padł pod Munychją (port Aten) w obronie 30 tyranów.
  10. Od r. 501 wybierano corocznie w Atenach 10 strategów (wodzów), co miesiąca wymagane było dla nich «wotum zaufania». Kierowali oni poborem wojskowym, sprawowali dowództwo nad armją i flotą, strzegli karności wojskowej. Mieli też znaczenie polityczne: stawiali wnioski przed Radą i przed Zgromadzeniem ludowem (zwłaszcza w sprawie środków pieniężnych na wojnę), zawierali układy, podpisywali pokój, zdawali Radzie sprawę, wprowadzali przed Radę posłów państw obcych, pobierali daniny na rzecz «Związku morskiego».
  11. Kaljasz wydal na sofistów «więcej niż wszyscy inni Ateńczycy razem». Honorarjum wynosiło około 400 franków, ale u sławniejszych, np. Protagorasa, dochodziło do 8.000 franków. — Protagoras z Abdery, jońskiej kolonji w Tracji, najstarszy i najsławniejszy sofista. Głosił, że niema przedmiotowej prawdy, «człowiek jest miarą wszystkich rzeczy»; co do bogów, był sceptykiem. W 411 r. jako 70-cioletni starzec oskarżony o bezbożność, umknął z Aten, ale w drodze do Sycylji utonął podczas burzy morskiej. — Gorgjasz z Leontinoj na Sycylji, twórca prozy artystycznej, retor i sofista, nauczający, «że niczego niema, a gdyby było, tobyśmy tego nie poznali, gdybyśmy poznali, nie moglibyśmy o tem drugiemu powiedzieć». W r. 427 posłował ze swego miasta do Aten. — Prodykos z Keos, wyspy sąsiadującej z Attyką, zastanawiał się nad różnicą słów pokrewnego znaczenia (synonimów), np. wróg: nieprzyjaciel; autor opowieści o «Herkulesie na rozstajnych drogach».
  12. Bóg miłości.
  13. Niewolnika.
  14. W domu greckim mieszkanie dla kobiet było oddzielone; niewieście pokoje były na piętrze, nad salą męską, lub w parterze.
  15. Uczta dzieli się na dwie części: wieczerzę (Grecy spożywają główny posiłek, odpowiadający naszemu obiadowi, około zachodu słońca) i pijatykę (sympozjon). Po skończeniu jedzenia usuwa się stoły, wylewa się bogom libację i śpiewa się pean (pieśń na cześć boga, zwykle Apollina).
  16. Karkołomne sztuki kuglarskie pokazywały w Grecji kobiety. Sycylja była u Greków-rodaków na Wschodzie więcej znana ze zręczności kuglarzy aniżeli ze swej literackiej twórczości (komedja — farsa) i naukowej (filozofja, medycyna).
  17. T. j. z zapasów na igrzyskach.
  18. T. j. trenowania się i oddawania się ćwiczeniom gimnastycznym.
  19. Kilkakrotnie już wspomniany ojciec Autolika; należał później do oskarżycieli Sokratesa, być może rozgoryczony stratą syna, którego zabili Spartanie, stanowiący garnizon dla obrony 30 tyranów; przecież najenergiczniejszy z nich Krytjasz uchodził za ucznia i przyjaciela Sokratesa.
  20. Teognis z Megary na Istmie korynckim, poeta z VI. wieku, odzwierciedla w swych pieśniach ówczesne walki szlachty z ludem. Wygnany z ojczyzny, zwiedził wiele świata. Zachował się zbiór jego sentencyj, skierowanych głównie do ukochanego przezeń młodzieńca, Kirnosa. Wiele w tym zbiorku nieautentycznych wierszy. Przez filozofów a zwłaszcza sofistów, dla swych sentencyj często cytowany.
  21. Sokrates sam jest zdania, że cnoty można się nauczyć, ale uważa, że teraz nie pora na udowadnianie tego.
  22. Żona Sokratesa, niesłusznie jednak zniesławiona. Anegdoty o niej wymyślono na podstawie tego ustępu u Xenofonta, dla zilustrowania Sokratesowej cnoty panowania nad sobą. Uprzejmą dla filozofa, niedbającego o zarobek na utrzymanie rodziny, pewnie nie była, i dziwić się temu nie można.
  23. Sokrates z upodobaniem wraca do swej myśli, że cnoty można nauczyć, odwaga bowiem jest cnotą. Tutaj dowodzi tego przykład, zresztą Sokrates wyprowadza swe przekonanie z określenia cnoty jako wiedzy, a wiedzy można się nauczyć.
  24. Taki przymiot jest zawsze potrzebny, pokój panuje wyjątkowo i niedługo. I teraz, choć dzięki Nikjaszowi pokój nastał od kilku miesięcy, groźbę nowego wybuchu czuje się w powietrzu. Rzeczywiście, w 415 r. następuje wyprawa sycylijska, drugi okres wojny peloponeskiej.
  25. Pejzander z Achamaj (najludniejszej gminy attyckiej), przedmiot szyderstw i docinków komedji, która kpiła z jego przekupności i tchórzostwa. W 415 r. był sędzią śledczym w procesie hermokopidów (o połamanie posągów Hermesa), w 411 brał udział w zamachu stanu, mającym na celu obalenie demokracji i należał do oligarchicznej Rady Czterystu. Po upadku Czterystu uciekł do Sparty.
  26. Na jednej sofie leżało zwykle dwóch biesiadników.
  27. Komisarz targowy (agoranómos) wykonywał policję targową w najszerszym zakresie. Wyznaczał taryfę maksymalną, stwierdzał wagę chleba, rozstrzygał spory między kupcami a kupującymi, wzbraniał nieuprawnionym dostępu na targowisko, pobierał czynsze za stanowiska targowe i przepisaną «akcyzę» od pewnych towarów. Energja i sprężystość komisarzy targowych dawała się nieraz we znaki przekupniom, a czasem mogła być niemiła i dla kupujących (por. z Wyprawy Cyrusa V7, o komisarzu targowym Dzelarchu). Obywateli karali grzywną, niewolników, a może i obcych, chłostą. W czasach późniejszych nadzór nad cenami zboża i wagą chleba objęli «komisarze zbożowi» (sitofylakes), już i dawniej ustanowieni celem kontroli handlu zbożem.
  28. Mandragora officinalis L. (po polsku: pokrzyk lub dziwostręt, z rodziny psiankowatych). Autorowie greccy często wspominają o usypiającej i odurzającej mocy tej rośliny. Korzenia używano jako środka czarodziejskiego i noszono go jako amulet. Wyglądem przypomina człowieka, dlatego Columella, pisarz z czasów Seneki (wiek I. po Chryst., autor dzieła o wiejskiem gospodarstwie, de re rustica), nazywa mandragorę: planta semihominis. W wiekach średnich i nawet w czasach nowożytnych Germanowie łączyli rozmaite zabobony z tą rośliną, zwaną po niemiecku Alraune.
  29. Gorgjasz jest twórcą ozdobnej prozy, rywalizującej z poezją. Sokrates ironizuje tu jego styl, posługujący się wyszukanemi zwrotami, odbiegającemi od potocznej mowy. Ironja ta dotyka także i gospodarza, Kaljasza, Gorgjaszowego wielbiciela i ucznia (por. uwagę 5 na str. 4).
  30. Sofiści głosili, że uczą obywatelskiej cnoty. Kaljasz, który tylu sofistów słuchał, ufa, że posiadł już ich mądrość i potrafi drugich uczyć cnoty, czyli uszlachetniać ich i zmieniać w lepsze moralnie jednostki.
  31. Rapsodowie byli to zawodowi deklamatorzy, głównie poematów Homera. Platon przedstawia w dialogu p. t. Ion rapsoda bardzo zarozumiałego, ale też i niesłychanie głupiego. Ponieważ lon należy do najwcześniejszych pism Platona, mamy prawo przypuszczać, że Xenofont korzysta z myśli rozwiniętych w owym dialogu.
  32. Stezymbrotos z wyspy Thazos (jedna ze Sporad pn. części morza Egejskiego), z V wieku przed Chr., liczy się między pierwszych w Grecji pisarzy pamiętników. Był wielbicielem Kimona i filospartańskiej polityki, a przeciwnikiem Temistoklesa i Peryklesa. Objaśniał Homera alegorycznie, a z tych objaśnień korzystali później filozofowie stoiccy. Również alegoryzującym objaśniaczem Homera był bliżej nam nieznany Anaksymandros. Sokrates wyraża się z ironją o tych «mędrcach», którzy rozumieją poetę «głębiej» w ten sposób, że podkładają pod jego słowa swe własne (filozoficzne) myśli i wszędzie węszą alegorje.
  33. Obol, moneta attycka = ⅙ drachmy (drachma równa się mniej więcej jednemu frankowi).
  34. Zapaśnicy nacierali się oliwą, a następnie posypywali się piaskiem. Z tego tworzyła się na ciele gładka skorupa, utrudniająca walkę przeciwnikowi, bo osłabiająca skuteczność jego chwytów. Po skończeniu zapasów zeskrobywano ją z ciała umyślnie do tego celu służącym «skrobaczem».
  35. Wymiana słów między Hermogenesem a Antystenesem przerywa Sokratesowi. Teraz mówi Sokrates znowu. Słowa Antystenesa mocno go zaciekawiły.
  36. Myśl głębsza prostackiego tego wyrażenia jest taka: Sokrates pośredniczy przy zawieraniu znajomości między kochanką-filozofją a jej wielbicielami. Obecni tego nie rozumieją i są zaciekawieni ogromnie. Sokrates czasem pozwalał sobie na wyrażenia mniej odpowiednie w dobrem towarzystwie.
  37. Z końcem V wieku występują na scenie zawodowi aktorzy; przedtem występowali obywatele.
  38. Sofista znaczy po grecku mędrzec (czasem z ubocznem znaczeniem przygany, podobnie jak i u nas można kogoś przerwać pogardliwie «filozofem»). Za Platonem ograniczamy nazwę «sofista» tak, że odnosimy ją tylko do pewnej grupy myślicieli, udzielających za pieniądze ogólnego wykształcenia i nauki krasomówstwa, a zaprzeczających istnienia przedmiotowej, niesubjektywnej prawdy (Protagoras, Gorgjasz). Tak pojmowali nazwę «sofista» pewnie i Sokrates i jego towarzysze i, oczywiście, Xenofont. Antystenesa można jednak nazwać sofistą nietylko jako byłego ucznia Gorgiasza, ale i jako nauczyciela wymowy. Filozofji nauczał dopiero po śmierci Sokratesa, z którym poznał się już w dojrzałym wieku i którego przeżył o lat przeszłe trzydzieści. W naukowej jego działalności rozróżnić można pierwiastek sokratyczny i sofistyczny, zwłaszcza w jego logice i formie literackiej. Jeżeli Xenofont każe mu wygłaszać zapatrywania znane nam jako zasady szkoły «cyników», to popełnia anachronizm, przedstawiając Antystenesa takim, jakim go poznał pół wieku później. Nie swoim dziełom, tylko Xenofontowi zawdzięcza Antystenes, że dziś imię jego nie jest dla nas pustym dźwiękiem. — Tu pewnie aluzja do logiki Antystenesa, mianowicie do zdania, że wogóle nie można niczego zbijać (także anachronizm).
  39. Iljada III, w. 178.
  40. Iljada XXIII, w. 325; przekład Władysława Witwickiego z Iona, str. 162 (Platona Hippiasz Większy, Hippiasz Mniejszy, Ion, przełożył Wł. Witwicki, Lwów- Warszawa 1921). — Xenofont widocznie korzysta tu z Iona, przytacza nawet ten sam cytat z Homera.
  41. Iljada XI, w. 631.
  42. Prócz śmiesznego podejrzenia, że chcemy uniknąć sceny małżeńskiej przy pomocy jedzenia cebuli, narażamy się też na ośmieszający nas zarzut obżarstwa.
  43. W miesiącu Posejdeonie (grudzień—styczeń; szósty miesiąc roku attyckiego) odbywały się w teatrze Dionizosa w Atenach walki kogutów, czasem zaopatrzonych w ostrogi. Bogaci ludzie też chętnie urządzali sobie takie widowiska u siebie. Walki kogutów były zresztą ulubionem widowiskiem i odbywały się przez cały rok w szynkach, lokalach zabawowych, na placach, i t. d. (W tym samym celu hodowano też i przepiórki). Obok czosnku używano i innych środków, podżegających zapal ptaków do walki. Zwyciężony kogut stawał się własnością zwycięzcy, t. j. właściciela zwycięskiego koguta. Właściciel otrzymywał nadto wieniec i gałązkę palmową; w późniejszych czasach także i pieniądze stanowiły nagrodę.
  44. Młodszy brat Alcybjadesa, również słynącego z piękności.
  45. Thalloforoi znaczy: «niosący gałązki oliwne». Podczas uroczystości Panatenajów (p. obj. 1 na str. 1) otwierali procesję starcy, niosący w rękach gałązki oliwne. Drzewo oliwne było poświęcone Atenie, która je stworzyła, by niem obdarzyć Attykę, stanowiącą przedmiot jej szczególnej opieki i troski.
  46. Sylenowie należą do bóstw niższego rzędu, tak samo jak np. nimfy. Archaiczna sztuka grecka przedstawiała ich w postaci ludzkiej ale z końskiemi uszyma, kopytami (w Atenach nawet z całą nogą końską) i ogonem. Sztuka klasycznej epoki przedstawia Sylena jako starca z łysą głową, wyłupiastemi oczyma, grubemi wargami i płaskim zadartym nosem. Podobny wygląd miał Sokrates. Do sylena Marsjasza przyrównywa Sokratesa Platon w swem Sympozjon (rozdz. 32). Młodsi Sylenowie zwą się satyrami.
  47. W dramacie satyrowym występował chór, przedstawiający satyrów, i stąd ta nazwa, nie mająca nic wspólnego z łacińską satyrą. Przodownikiem chóru był Sylen, wychowawca Bakchusa, zwany «ojcem satyrów». Treść dramatu jest wesoła. Dawano ten dramat po przedstawieniu trzech tragedyj.
  48. Aleksander czyli Parys. Znany jest sąd Parysa, rozstrzygający spór o piękność między trzema bęginiami: Herą, Ateną i Afrodytą.
  49. To znaczy: są w jednym wieku.
  50. Kryton, bogaty właściciel ziemski i wierny przyjaciel Sokratesa. Motyw miłości tej czytamy i we Wspomnieniach o Sokr. I 3, koniec; Xenofont sam się powtarza.
  51. Trzy siostry, Stenno, Euryale, Meduza. Jedynie Meduza była śmiertelna. Wygląd ich był tak straszny, że patrzących zmieniał w kamień. Znany jest mit o Perseuszu, synu Zeusa i Danai, królewny argiwskiej, który zabił Meduzę.
  52. Po grecku jedno i to samo słowo oznacza «kochać» i «całować» (fileo). Dla oddania tego wtrącono zdanie w nawiasie, którego niema w oryginale.
  53. Sykofantami zwano w Atenach w V w. przed Chr. ludzi, którzy dla zysku zawodowo uprawiali donosicielstwo. Stanowili oni prawdziwą plagę dla bogatych, albowiem ci musieli się im opłacać, bojąc się wplątania w proces, jeszcze kosztowniejszy, a czasem i niebezpieczny. Niebezpiecznym mógł być proces dla takiego arystokraty jak Charmides, którego demokratyczna prawomyślność zawsze musiała być podejrzana.
  54. Demokratyczne Ateny narzucały bogatym wiele uciążliwych świadczeń na rzecz państwa (lejturgje). Mieli więc bogaci dosyć powodów do skarg; zaszczyty i honory, jakie na nich mogły spadać za wspaniałe wykonanie lejturgij, były za małą rekompensatą.
  55. Owo zubożenie prawdopodobniejsze jest z końcem wojny peloponeskiej (gdy Ateny padły i straciły wszystkie zagraniczne posiadłości), niż po pierwszym jej okresie. Xenofont, zdaje się, popełnił anachronizm, przenosząc stosunki z czasów, kiedy sam widział Charmidesa w gronie Sokratesowych towarzyszy, na kilkanaście lat przedtem.
  56. Zeus i Apollo, którzy mają bronić przed niebezpieczeństwem.
  57. Bogini miłości.
  58. Wina z wyspy Thazos (na morzu Egejskiem, blisko Tracji) były drogie.
  59. Nie przytłacza cię lejturgjami.
  60. Iljada IX 122 i 264.
  61. Sztuka przewidywania przyszłości.
  62. Z tego wszystkiego wróży się o przyszłości.
  63. Obie grupy odpowiedziały na pytanie Sokratetsa twierdząco, tylko inaczej: jedni po namyśle dali wyraz swemu przekonaniu, drudzy bezmyślnie i mechanicznie powtórzyli swoje stereotypowe «tak jest».
  64. Związek myśli jest następujący: Ponieważ ta sama osoba może wykazywać dodatnie cechy i ujemne, zależy od wychowania, czy się rozwiną strony lepsze, czy gorsze. Dobry wychowawca pielęgnuje strony lepsze, a Jest tem doskonalszy, im szerszy zakres swą działalnością obejmuje.
  65. To jest, żebym postępował jak stręczyciel, przyprowadzał np. jakąś dziewczynę do kogoś i namawiał do nawiązywania stosunków miłosnych.
  66. Hipjasz z Elidy (w zachodnim Peloponezie), sofista z czasów Sokratesa, ogromnej wszechstronności, z którą szla w zawody jego zarozumiałość. Uprawiał retorykę, gramatykę, matematykę, astronomję, archeologię, studjum porównawcze prawa, mniej zaś filozofję w znaczeniu ściślejszem. Miewał wykłady po całej Grecji, występując w wytwornem odzieniu, którę w całości, od sandałów aż do pierścienia na palcu, miało być jego własnej roboty. Pamięć miał niezwykłą i pracował też nad mnemotechniką (sztuką pamiętania).
  67. Prawdopodobnie Zeuxis z Heraklei (w południowej Italji), żyjący w końcu V i z początkiem IV wieku, sławny malarz i dumny ze swego znaczenia, wynalazca sztuki delikatniejszego uwydatniania światła i cieni.
  68. Flejus, miasto w Peloponezie, nad górnym biegiem rzeki Azopos, na południe od Syk jonu a południowy zachód od Koryntu. Ajschylos ów jest nam bliżej nieznany; nie należy go mieszać ze sławnym tragikiem ateńskim.
  69. Nimfy wodne, opiekujące się źródłami.
  70. Zwycięzców w igrzyskach zdobią przepaskami, wieńcami i kwiatami.
  71. Jakkolwiek Ateńczycy (i wogóle Grecy) w politycznem życiu często przyjmowali «podarunki» i dawali się niemi powodować w swej działalności, rzadko słyszy się o przekupności sądów ateńskich. Trudno zresztą było przekupić więcej niż połowę z pięciuset sędziów przysięgłych, stanowiących jeden trybunał ludowy (heliaja). Pierwszy wypadek przekupstwa miał się zdarzyć dopiero w 409 r., a więc w 10 lat po powyższej rozmowie. W każdym razie w 420 r. przekupstwo sędziów nie stanowiło tematu rozmów czy uwag.
  72. To znaczy: mnie.
  73. Sławny aktor komiczny.
  74. Wiersze składające się z czterech dwustopówek czyli t. zw. miar trocheicznych. Trochej jest to stopa składająca się ze zgłoski długiej i krótkiej, czemu w językach nowożytnych odpowiada stopa złożona z zgłoski akcentowanej i nieakcentowanej. Takich stóp ma tetrametr ośm (4X2 trocheje), np.: «Drodzy moi kopijnicy, cni żołnierze! hej! do dzieła!» (Ajschylos, Dzieje Oresta, w przekładzie Kasprowicza, Lwów 1908, str. 83).
  75. Docinki Syrakuzańczyka opierają się na komedji Arystofanesa p. t. Chmury (w. 145), ośmieszającej Sokratesa. Przedstawiono ją w teatrze w 423 r., a zatem w roku 420, kiedy uczta nasza się odbywa, mogły dowcipy, odnoszące się do Sokratesa, być jeszcze w pamięci i krążyć między ludem. Xenofont podczas przedstawienia komedji był jeszcze dzieckiem, znał ją tylko z lektury.
  76. Ulubioną zabawką Greków podczas uczty były dowcipne i mniej lub więcej złośliwe porównania obecnych gości z jakiemiś przedmiotami. Tak np. Alcybjades w Sympozjon Platona przeprowadza szczegółowe porównanie Sokratesa z sylenem Marsjaszem. Zaczepiony biesiadnik odritlał się też odpowiedniem porównaniem i płacił pięknem za nadobne. Szczególnie od zawodowych błaznów domagano się najbardziej paradoksalnych porównań.
  77. Charyty, boginie łaski, a dalej uciech życiowych, jak tańca, śpiewu, zabawy przy uczcie. Jako boginie wdzięku stanowią orszak Afrodyty, towarzyszą też, śpiewając i tańcząc, Apollinowi lub Hermesowi. Najdawniejszy ich kult miał swą siedzibę w Orchomenos, wielkiem handlowem mieście Beocji za czasów bohaterskich (wojny trojańskiej). Czczono je także w Atenach, Sparcie i gdzie indziej. Sztuka przedstawiała je już dość wcześnie; zachowane są obrazy na wazach z VI i V w. przed Chr. Są zawsze ubrane; dopiero sztuka hellenistyczna (III w. i następne) przedstawia je nagie.
  78. Hory, boginie, strzegące wrót nieba i Olimpu, córki Temidy (bogini sprawiedliwości) i Zeusa. Przedstawia je już sztuka archaiczna. Późniejsze czasy przedstawiają stale trzy Hory w tańcu, trzymające się za ręce, w postaci pełnej powabu. Najpiękniejsze z zachowanych przedstawień odnosi się do oryginału, który jest dziełem IV w. przed Chr.
  79. Począwszy od końca V w. przed Chr. widzimy na wazach attyckich Nimfy (trzy), trzymające się za ręce i postępujące tanecznym krokiem za przewodem Hermesa lub Pana (boga pasterzy). Nimfa wodna ma przed sobą naczynie z wodą, stoi lub leży, górna część ciała jest obnażona. — Sokrates zna się na sztuce, był zamłodu rzeźbiarzem, jak jego ojciec; dziełem jego nawet ma być pewna rzeźba Charyt.
  80. Słowa te przypominają z Platona Sympozjon mowę Fajdrosa o Erosie. Tam każdy biesiadnik ma coś na ten temat powiedzieć, tu przejście do tego tematu jest trochę nagłe.
  81. Był bardzo pięknym (Platon, Charmides, scenerja z r. 430. Charmides jest wtedy młodym chłopcem).
  82. Główną zasługą Sokratesa jest dążność do definjowania pojęć. Tu Sokrates rezygnuje z szukania definicji, by nie przerywać wątku.
  83. Jak swawolna dziewczyna z kochankiem.
  84. Zob. uwagę na str. 54.
  85. Hipponikos, ojciec Kaljasza, pobił pod Tanagrą (w Beocji, przy drodze z Aten do Aulis) w 426 r. Beotów, w 424 r. padł pod Deljon (w Beocji, na wybrzeżu, dziś Delis). Majątek jego dochodził do 200 talentów (talent — 6000 franków). W rodzinie jego była dziedziczna godność herolda eleuzyńskiego (szczególnie ważny urząd dla misterjów eleuzyjskich, tajnych obchodów na cześć Demetry) i «daducha» (zarządcy świątyni Demetry w Eleuzys na zachód od Aten, nad morzem; dziś Lewzyna).
  86. W Sympozjon Platona (rozdz. VIII) rozróżnia Pauzanjasz, jeden z biesiadników, dwie Afrodyty, Niebiańską i Gminną.
  87. Np. Zeus Król, Zeus Zbawca, Zeus Dawca zwycięstwa, Zeus Obrońca, Zeus Łaskawy.
  88. Takie jest pojmowanie w V i IV wieku przed Chr. Pierwotnie Afrodyta Gminna była boginią gminy ateńskiej, opiekunką rozrostu ludu (gminu) ateńskiego.
  89. Miłość i przyjaźń, to nie jest wszystko jedno.
  90. Chejron, centaur (pół koń, pół człowiek), wychowawca Achillesa. Fojniks, syn Amyntora z Tesalji, wygnany z rodzicielskiego domu znalazł przytułek u króla Mirmidonów, Peleusa; tutaj zajmował się wychowaniem jego syna, Achillesa (por. Iljada IX, w. 432 i n.).
  91. Pauzaniasz w Sympozjon Platona wnioskuje, że istnieją dwa Erosy, jeżeli istnieją dwie Afrodyty: Eros gminny, przyziemny, zmysłowy, i Eros niebiański.
  92. Xenofont jest zamiłowanym i doświadczonym rolnikiem, a wskazuje na to i porównanie zaczerpnięte z gospodarstwa. Kto posiada własny kawałek pola, gnoi go i użyźnia, mając na oku nietylko natychmiastowy pożytek, ale i dalszą przyszłość. Wartość roli jego stale rośnie. Odnajemca prowadzi rabunkową gospodarkę, stara się zebrać jak najwięcej jak najmniejszym wkładem, mało gnoi, glebę forsownie wyzyskuje, tak że rolę wyjaławia.
  93. Dioskurowie — Kastor i Polluks, synowie spartańskiego króla Tyndareosa i Ledy, bracia Heleny.
  94. Królewicz trojański, syn Trosa, najpiękniejszy ze śmiertelnych. Dla tej piękności porwany na Olimp, spełnia tam urząd podczaszego.
  95. Iljada XX 405; ale wiersz ten brzmi nieco inaczej.
  96. Iljada XVII 325, i ten wiersz brzmi w Iljadzie nieco odmiennie. Te dwa cytaty mają dowodzić, że Homer i najstarsi poeci odczuwali w imieniu Gany-medes dwa składniki: raduje się radą, zamiłowany w mądrości.
  97. Iljada XVIII 98 i 128.
  98. Zabija Hektora, mszcząc się śmierci Patroklosa, i znęca się okrutnie nad trupem (Iljada XXII 395 i n.).
  99. Przysłowiowe pary przyjaciół Orestes (syn Agamemnona) i Pylades, Tezeus (król Aten) i Pejritoos (król Lapitów w Tesalji).
  100. Agaton, poeta dramatyczny, u którego odbywa się uczta opisywana przez Platona, głośny z piękności i elegancji.
  101. Osoba z Platona Sympozjon. Xenofont wprost cytuje tu Platona, kto czytał ucztę Platona, rozumie, o kim mowa. Inaczej musielibyśmy przyjąć, te Xenofont czytał jakieś dzieło Pauzanjusza o miłości, ale jest nieprawdopodobne, by takie dzieło istniało. Jednakowoż cytat mylny; to zdanie wygłasza u Platona nie Pauzaniasz, ale Fajdros (rozdz. VI), i przeciw Fajdrosa mowie kieruje Xenofont swe uwagi o Achillesie i Patroklu. Pomyłkę tę uważają za umyślną, jako że Xenofont «lubi się bawić w chowankę» (umyślnie mówi Pauzaniasz, zamiast Fajdros).
  102. Xenofont jest przeciwnikiem greckiego zwyczaju kochania się mężczyzn w chłopcach.
  103. Pauzaniasz u Platona (Sympozjon IX i n.) stwierdza, że Grecy mają różne zapatrywania na zwyczaj kochania się w chłopcach. Prostolinijne są zapatrywania Teban i Elejczyków (z Elidy na Peloponezie), którzy uznają taką miłość za dozwoloną, a czynią to z niedołęstwa i braku zdolności krasomówczych. Nie mniej prostolinijne jest ustawodawstwo Jończyków w Azji Mniejszej, zabraniające bezwarunkowo miłości między mężczyznami, gdyż grupy mężów, spojone tak silnym węzłem jak miłość, stanowiły niebezpieczeństwo dla tyranów (przed powstaniem Morskiego Związku pod przewodnictwem Aten rządzili w miastach jońskich tyrani). W Atenach i w Sparcie rzecz przedstawia się zawilej; ateńska opinja publiczna czasem potępia takie stosunki, a czasem pochwala, zależnie od tego, czy z punktu widzenia moralnego zasługują na naganę, czy nie.
  104. Takiego dowodu nie przytacza u Platona ani Fajdros, ani Pauzaniasz. Fajdros tylko przypuszcza, że, gdyby się ustawiało hufce z kochających się, miałoby to najlepsze skutki. — Tu Xenofont, mówiąc o rzeczywistości, ma na myśli t. zw. «hufiec święty» Teban, złożony z miłujących się wojowników. Pierwszy raz wystąpił ten hufiec w 371 r. przed Chr. pod wodzą Pelopidasa w bitwie pod Leuktrami (w Beocji), ostatni raz w 338 r. w bitwie pod Cheroneją (w Beocji), gdzie go wycięto w pień. Platoński Fajdros nie mógł o nim wspomnieć, gdyż Sympozjon Platona powstało około 381—378 przed Chr.
  105. Xenofont, omówiwszy w Konstytucji Lacedemończyków II Beotów i Elejczyków, wyraża pochwałę dla spartańskiego prawodawcy Likurga, że dozwala miłości, widzącej cel swój w doskonaleniu i prowadzeniu do cnoty ukochanego, a zabrania surowo miłości niemoralnej.
  106. T. j. między sprzymierzeńcami. Więc np. ukochany mógł być w wojsku sprzymierzonych, a kochający w armji lacedemońskiej. Mimo to dzielność ich nie doznałaby żadnego osłabienia.
  107. Spartanie czczą Wstyd i stawiają mu posągi. W Atenach także i Bezwstyd miał swój własny ołtarz, co się Xenofontowi widocznie nie podobało.
  108. Por. str. 1, uw. 4.
  109. Zwycięstwo w zapasach przynosiło u Greków wielką chluby. Autolikos odniósł zwycięstwo tylko w igrzyskach krajowych. Nagroda zyskana w zapasach wszechhelleńskich, np. olimpijskich, wsławiała zwycięzcę, jego ród i ojczyznę. Ateny czciły takiego zwycięzcę, jako pomnożyciela ojczystej chwały, dożywotniem żywieniem na koszt państwa w «prytaneum», budynku, w którym urzędował wydział Rady Wielkiej. Sokrates i jego uczniowie mieli na tyle demokratyczny sposób myślenia, że nie uważali zwycięstwa w igrzyskach za jakiś znakomity czyn patrjotyczny. Ironizował to uwielbienie dla zwycięskich zapaśników filozof eleacki (szkoła filozofów, zwana tak od miasta Elea w południowej Italji), Ksenofanes z Kolofonu, z VI w. przed Chr., w słowach «lepsza nasza mądrość niż siła koni lub mężów».
  110. T. zw. po grecku tropajon, znak zwrócenia nieprzyjaciół do ucieczki. Początkowo słup, na którym wieszano zdobyte zbroje, później podobny do niego pomnik z kamienia lub spiżu.
  111. Sokrates staje zrazu na poziomie zapatrywań ogółu, że zwycięstwo w igrzyskach i ambicja w tym kierunku jest czemś chwalebnem. Następnie chce zapalić Autolikosa do pragnienia sławy poważniejszej, wynikającej z czynów korzystnych dla ojczyzny lub ludzkości.
  112. Xenofont był zbyt dobrym wodzem i zbyt duże miat zrozumienie rzeczywistości, by nie doceniać zasług Temistoklesa i Peryklesa dla Aten, greckiej wolności i kultury, mimo że prowadzili politykę po linji zdecydowanie demokratycznej. Zależało mu też na tem, by zapatrywania Sokratesa nie odbiegały od przekonań lojalnego, patriotycznego obywatela, — inaczej dostarczałby w swych pismach materjału do oskarżania mistrza, miasto go bronić. Platon nie podzielał powszechnego uznania dla tych ludzi, gdyż nie zdziałali nic dla moralnego podniesienia mas, i takie zdania wygłasza jego Sokrates (obacz np. Gorgjasz, rozdz. XXXIII, w przekładzie Witwickiego i uwagi na str. 215). Nie przyszło mu na myśl, że i jego mistrz na uwielbienie nie zasługuje, — przecież nie udało mu się podnieść moralnie ludu ateńskiego.
  113. Solon uchodził powszechnie za twórcę demokracji ateńskiej, mimo że według jego ustaw pełnia praw obywatelskich była zależna od majątku. Umiarkowani arystokraci czasów Xenofonta radzi byli na nowo wprowadzić tę formę na miejsce radykalnej demokracji. Głosili więc powrót «do konstytucji ojców», co nieźle brzmiało. Xenofont sympatyzował z takiemi poglądami, gdyż wychował się w przekonaniach niedemokratycznych.
  114. Kaljasz, jako «proksenos» Sparty, użycza gościnności Spartanom, zastępuje ich przed władzami ateńskiemi i broni ich interesów. Obcy nie stoi pod opieką praw, musi działać przez «ksenosa», obywatela, z którym łączą go związki gościnności. Kaljasz spełnia taką funkcję jako «ksenos» nie jakichś jednostek, ale całego państwa Spartan (t. zw. «proksenos»), odpowiada to więc dzisiejszemu konsulowi.
  115. Ksenofont wie, że przyszłość sprawdzi zapowiedź Sokratesa, gdyż Kaljasz był w 390 r. strategiem, a w 371 r. posłem do Sparty.
  116. Eupatryda — «posiadający ojców szlachetnych», jest to nazwa szlachty rodowej w Atenach. Szlachectwo nie uprawnia do żadnych urzędów, z wyjątkiem niektórych godności religijnych.
  117. Erechteus (także Erychtonios), attycki heros (półbóg), nadaje Atenom ich nazwę (pierwotnie zwali się Ateńczycy Kekropidami). Miał wprowadzić misterja eleuzyńskie; dlatego Demeter i jej córką Persefona zwą się bogają i Erechteusowemi.
  118. Iakchos, jedno z wielu imion Dionizosa, boga wina, w Atenach i w Eleuzys. Podczas misteryj eleuzyńskich (koniec września, 27 lub 28) niosła z Aten posąg Iakchosa (pojmowano go jako syna Demetry i Zeusa) do Eleuzys uroczysta procesja, wśród okrzyków: Iakchos! Iakchos! Gdy zanosiło się na bitwę salamińską, pokazało się światło z Eleuzys, widziano tuman kurzu i słyszano krzyk: Iakchos, tak jakby się procesja odbywała; tymczasem Attyka była pusta. Tłumaczono sobie to cudowne zjawisko tak, że Demeter, jej córka i lakchos ciągną na pomoc Grekom, i przepowiadano zgubę Persom (barbarzyńcom).
  119. Na uroczystości eleuzyńskiej — jako «daduchos» i «hierokeryks» (herold), zob. str. 39, uw. 1.
  120. Podobnie jak fałszywą przyjaźń («Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie»).
  121. Zapaśnicy i gimnastycy zachowywali bardzo ścisły tryb życia według przepisów higieny, podobnie jak i dziś japońscy nauczyciele «dziudzitsu» wymagają przedewszystkiem stosowania się do ich reguł higienicznych.
  122. Arjadna, córka Minosa, króla Krety, wyratowała ateńskiego królewicza Tezeusza, pomagając mu do zabicia zamkniętego w labiryncie potwora Minotaura (pół byk, pół człowiek). Razem z uratowanym królewiczem uciekła z Krety, ale Tezeusz porzucił królewnę na wyspie Naksos (najpiękniejsza z Cyklad, na wschód od wyspy Paros, mniej więcej w połowie drogi od wschodniego wybrzeża Krety do Attyki). Tu zaślubił ją Dionizos. Naksos była też głównem miejscem kultu Arjadny.
  123. Rytm bakchiczny w mowie polega na używaniu stóp, składających się z dwóch zgłosek długich i jednej krótkiej, czyli równających się wymowie pięciu krótkich zgłosek.
  124. Bachus — Dionizos.
  125. To znaczy, że hamowała się całym wysiłkiem woli, by nie biec naprzeciw Dionizosa.
  126. Starsza rzeźba przedstawiała Dionizosa zawsze brodatym, dopiero w IV w. przed Chr. (za czasów Xenofonta) zaczęła sztuka przedstawiać Dionizosa jako młodzieńca cudnej, raczej żeńskiej niż męskiej urody.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ksenofont i tłumacza: Artur Rapaport.