Popiel i Piast (Romanowski, 1913)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Romanowski
Tytuł Popiel i Piast (wyjątki)
Pochodzenie Wybór poezyi Mieczysława Romanowskiego
Redaktor Julia Dickstein-Wieleżyńska
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. 1913
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


POPIEL I PIAST
TRAGEDYA W PIĘCIU AKTACH.
(WYJĄTKI).
OSOBY:

POPIEL, król.

WŁADYSŁAW,  Książęta, stryjowie króla Popiela.
ZBIGNIEW,
PREMYSŁAW,
WYŻYMIR,
WROCISŁAW,
JAKSA,
ZIEMOMYSŁ,
WISŁAW,
BOGDALA,
SZCZERB,  Wojewodowie rodów.
MIROSZ,
BRONA,
JAROSZ,
KRASKA,

Św. METODY, apostoł słowiański.
DYAKON.
Pater FUCHS, kapelan królowej.

HARTEN,  posłowie niemieccy.
GIESE,

PIAST, kmieć z Kruszwicy.
ZIEMOWIT, syn Piasta.
ŻÓRAW, Zaodrzanin.
SWIERGOŃ, dworzanin Popiela.
GNIEWOSZ, Zbigniewa.
SĘP, harfiarz.
CZORCZ, rycerz Zbigniewa.
ADELA, żona Popiela.
BOŻENNA, matka Popiela.
KALINA, siostra Popiela.
RZEPICHA, żona Piasta.

Wieszczkowie. — Rycerze. — Kmiecie i kmiotki.


Rzecz dzieje się w Kruszwicy, nad Odrą i w okolicach Kruszwicy.





AKT PIERWSZY.

SCENA DRUGA.
Przed zamkiem Popielowym. ŻÓRAW zbrojny w oszczep i miecz; wchodzą POPIEL, ZBIGNIEW, PŻEMYSŁAW, WYŻYMIR, SZCZERB, MIROSZ, BRONA, JAROSZ, KRASKA, PIAST, kilku rycerzy i kmieci.
POPIEL (do Zbigniewa).

Na wrzawy wieców czasu tylko szkoda.
Gdzie jeden rządzi, tam najlepsza zgoda.
Patrzyłem na to, gdym brał żonę moją;
Tem, stryju, Niemcy tak przeważnie stoją.

ZBIGNIEW.

Bogowie z tobą! mądre rzekłeś słowo.

POPIEL (do zgromadzenia).

Więc wiecom koniec, a król odtąd głową.

(postrzegając Żórawia).

Skąd wy?

ŻÓRAW (przystępując).

Z Zaodrza, z ziemi nieszczęść, panie.

POPIEL.

Ze ziemi nieszczęść?... Bracie Zaodrzanie,
Przystąp i powiedz, co się dzieje z wami?
Słyszałem, żeście wiedli bój z Niemcami.
Cóż spadło na was?

ŻÓRAW.

Mordy pożogi.
Lud nasz wycięty od zaborczej broni;
We więzach starce, zbeszczeszczone progi,
U mogił jęki, w polach wrzask pogoni.
Spłonęły sioła, grody i świątynie,
Niemcy do krzyża spętany lud chłoszczą,
Gdzie jeno spojrzysz, tam krew lub łza płynie;
Kędy się zwrócisz, śmierć i rozpacz goszczą,
Syn rzuca matkę, ojciec dziatki lube,
Wieszczek gaj święty i obietne zgliszcza,
I lecą na bój — królu! na zgubę,
Bo nie ratuje nas bój, lecz wyniszcza.

POPIEL.

Przekleństwo wrogom!... A cóż wasi wodze?
Na wiecu tylko gardłują odważni,
A w bitwach dają lud wycinać srodze?

ŻÓRAW.

Zginęli nasi wodzowie poważni:
Jedni polegli na pobojowisku,
Drudzy schwytani i żywcem spaleni,

A my zostali bez wodzów, w ucisku,
Bez wodzów, królu! wśród krwi i płomieni.

BRONA.

Możni bogowie!

POPIEL.

A kniazie udzielni?

ŻÓRAW.

Ci się w hołd, królu, oddali Niemcowi
I krzyż przyjęli.

POPIEL.

Kniazie w hołd? bezczelni!

ŻÓRAW.

I chodzą, królu, i syczą ludowi,
Że stare bogi niczem, że krzyż bogiem.
A z nimi czarni zachodzą w zagrody
Z olejem, z krzyżem i ze dzbankiem wody,
I lud czarują na zbratanie z wrogiem.

POPIEL.

Znać grom samopas błąka się z wiatrami,
A na niebiosach skamieniały bogi,
I niema pomsty na podłość i zbrodnie.

ŻÓRAW.

Grom będzie z nami, gdy ty będziesz z nami:
W twojej go ręce czują teraz wrogi;

Ty masz zbawienia i zemsty pochodnię!
Zesłańcze bogów! uklękam przed tobą,
Przemożny królu! ty jesteś wybrany
Zmienić łzy w radość — w szczęście nasze rany;
Ty — podnieść naród, przywalon żałobą,
Z pod pogorzelisk, krzyża i rozboju.
Jeszcze znajdziemy ducha w naszem ciele,
Jeszcze możemy wypłynąć z krwi zdroju —
Zwyciężyć jeszcze, lecz ty stań na czele!

(Chwila milczenia).

Mamże ci mówić, jak cię naród czeka?
Mamże cię błagać moich krwią i łzami;
W ogniach mi dawno z łez oschła powieka,
Krwi nie wysłowię spiekłemi ustami.
Patrz, królu! w każdem tchnieniu mego łona
Czuć, że tam naród mordowany kona.

(Popiel zakrywa twarz).

Ty płaczesz? Królu! tam u nas kamienie
Płaczą.., O królu! ty mnie łez nie dawaj!
Po miecz twój, wrogom straszny... Orle! wstawaj!

POPIEL.

Wstanę ja, ptaku mój! ja wam mścicielem!
Przez wszystkie bogi klnę się, że niedługo
Ślady za sobą trupami uścielem
Aż poza Łabę! tam, za rzekę drugą!

Do Niemiecczyzny zaniesiem pożogi
I mord, a takie zatyczymy drogi
Kościotrupami Niemcom, że po wieki
Lękać się będą brzegów waszej rzeki.

ŻÓRAW.

Niechże cię, królu, błogosławią nieba!

POPIEL.

Ale mi ludzi do tego potrzeba,
Posłusznych jako żelazo młotowi.
Postaw mi takich, co będą gotowi
Umrzeć, gdy skinę, a wstać, gdy rozkażę.
Niech mi przysięgną na bogów ołtarze,
Że będą ślepym piorunem mej woli.

MIROSZ (do Szczerba).

Nie znajdzie takich. Chyba ród sokoli
Zapomniał w biedzie górą skrzydła nosić!

ŻÓRAW.

Królu, jam tułacz, łaski przyszedł prosić,
Więc mi ją przyjąć taką, jaką dajesz.
A ludzi, jeśli z tem na mnie się zdajesz,
Ja ci dostawię takich.

POPIEL.

Takich ludzi?

ŻÓRAW.

A znasz ty tę moc, którą rozpacz budzi?

A wiesz ty co pierś, której wszystko jedno:
Żyć, lub w mogiłę położyć się biedną?

POPIEL.

Zaiste! straszni ludzie!

ŻÓRAW.

Bez ojczyzny,
Królu! a w sercach mają takie blizny
Po tej ojczyźnie, że ich nie zaboli
Nic, cobyś, panie, uczynił ich doli,
Byleś im tylko ojczyznę ocalił.

POPIEL.

Daj mi tych ludzi! a ja będę palił
I ścinał z nimi Niemców bez litości.

ŻÓRAW.

Pojutrze, królu, ujrzysz twoich gości.

(odchodzi).
POPIEL (do zgromadzenia).

Ogłosić wojnę, otrąbić wyprawę!
Niech każdy broń ma gotową i strawę.

(spostrzegając zadumanego Piasta).

A ty co dumasz tak, gołębiu siwy?

PIAST.

Dumam, że u nas, królu miłościwy,
Będzie tak samo.

POPIEL.

Kmieciu, włos twój biały
Litość zna we mnie. Dość tych słów, zuchwały!
Raz rzekłem: wiecom koniec! Mnie do lotu
Rad nie potrzeba z pod kmiecego płotu.

PIAST.

Ha! niechajże tem rządzą możne bogi:
Wam wasza wola, a nam wiec nasz drogi.

POPIEL.

Dość! a do wojny stawajcie gotowi.

KRASKA.

Staniemy, królu!

JAROSZ.

Sława Popielowi!




PIEŚŃ.
(Ze sceny piątej).

W niebach, za stołem,
Zasiedli społem
Pomarli nasi ojcowie.
Sławnej czeladzi
Bogowie radzi,
Gośćmi się cieszą gazdowie.

Godyż tam, gody!

Czerwone miody
W srebrzystych pienią się rogach.
Na cześć biesiady
Śpiewają dziady,
A Lech najbliższy przy bogach.

„Hej! wojowniku,
Nasz obietniku —
Bogi doń rzeką wieczyste —
Okrom te gody,
Jakiej nagrody
Chce jeszcze twe serce czyste“?

„Możni bogowie!
Lech im odpowie —
Gdy słudze radziście swemu,
Potęgę w boju,
Miłość w spokoju
Dajcie ludowi mojemu“.





AKT DRUGI.

SCENA DWUNASTA.
Lud na błoniu wiecuje. Wchodzą POPIEL, WOJEWODOWIE, ŻÓRAW, ŚWIERGOŃ, RYCERZE i ZAODRZANIE. Od strony gaju stoją kmiecie przed chorągwią, PIAST idzie naprzeciw króla z chlebem.
POPIEL.

Co to jest? Czego lud wyciągnął w pole?
Czy już zimują i trzody i role,
Że wałęsacie się tu jak gawrony?

PIAST(podając chleb).

Chlebem i miodem bądź nam pozdrowiony!
To jest wiec, królu. Więc, jak zwyczaj każe,
Odpasz miecz i siądź między gospodarze,
A zawiecujem, jak dawniej bywało.

POPIEL.

To jest wiec? i ty śmiesz mi tak zuchwało
Mówić o wiecu? Precz mi z temi dary!

Do ziemi czołem, buntowniku stary!
Albo wam błysną miecze i topory.

Z dzielnicy MIROSZA.

Gdzie Mirosz?

Z dzielnicy SZCZERBA.

Patrzcie! jaki do krwi skory!

Z dzielnicy KRUSZWICKIEJ.

A o ziem cisnął i chlebem i miodem.

DRUGI (do chorążego).

Do góry znakiem! Niechaj nad narodem
Kmiecym powiewa niespożytą chwałą!

POPIEL (do świty).

Tnijcie ten motłoch!

PIAST (zastępując drogę).

Tnijcie i dłoń białą
Skalajcie w bratniej krwi bezbronnej rzeszy.

POPIEL (dobywając miecza).

Co? ja mam począć? Z was nikt nie pośpieszy?

BRONA (zastępując).

Królu! to czysty lud, nie podnoś broni!
Nigdy nie zlała krew tej świętej błoni.

ŻÓRAW.

Na twoich stryjów każ uderzyć, panie.
Lecz tu ciąć?... królu, tu nam serc nie stanie!

POPIEL (ze wzgardą).

To precz! niech twoje Zaodrze przepada!

ŻÓRAW (zakrywając oczy).

Nie patrzcież, oczy, gdzie ręka cios zada.

PIAST (chwytając go za rękę).

Stój, Zaodrzanie! jeszcze krótkie słowo. —
Królu! ty nie wiesz, że z wolą wiecową
Podetniesz naród, jak dąb u korzenia.
Zlicz, w ile rodów on się rozramienia?
Zlicz, ile plemion trzyma wiecu wola?
Wiecem tu stoi nasza i twa dola.
Więc jeśli serca dla nas nie masz w łonie,
Pomnij, że rodów i plemion twe dłonie
Nie utrzymają potem żadną siłą.

POPIEL.

Do stryjów przejdą?... Teraz się odkryło
Lico twe, zdrajco; wy z stryjami w zmowie.

PIAST.

My bronim swego — zdrajcami stryjowie.

POPIEL.

Precz, zdrajco! hańbę ciskam tobie w oczy.

PIAST.

Patrz! a ta hańba na ciebie się toczy,
Bo w przepaść naród rwiesz sercem zuchwałem.
Ja ze stryjami żadnych rad nie miałem;

Ja gardzę nimi, i takiej podłości
Nawetbym na próg nie dopuścił w gości.
Toż mi nie wieszaj zdrad na siwej głowie,
Jam czysty — ale tam wiedzą bogowie,
W jakiej pamięci ty staniesz u ludzi.
Już krew Mirosza ręce twoje brudzi...

POPIEL (podnosząc miecz).

Ha! dość!...

(po chwili).

Idź do dom — idź starcze w pokoju.
Twój syn mi życie uratował w boju —
Ależ ja tobie ten dzień płacę drogo.

PIAST.

I chcą — i serca zepsuć ci nie mogą,
Nie mogą wszystkiej krwi zatruć ci w łonie.
Miałbyś ty czyste jak u dziecka dłonie,
Gdyby nie obcych złość i podżeganie.
Niegdyś ty nasz wiec miłowałeś, panie;
Dumny — lecz prawym słodką duma taka,
Bo czuć w niej duszę Lechowego ptaka.
Ale nieszczęsna powiodła cię dola
W kraj, gdzie przekleństwa, gwałty i niewola.
Tam struli-ć ducha, tam dali ci żonę,
By podżegała twe roznamiętnione
Serce, a rękę twą uczyła chłostać.
A wiesz dlaczego? Nie mogą ci sprostać,
Zostającemu w zgodzie z plemionami.

To ród, co wiecznie z gotowemi kłami
Czyha na krwawe sąsiadów niezgody:
Ty brniesz w ich sidła, zapaleniec młody,
A on na ciebie jarzmo potem wtłoczy.

POPIEL.

W jakąż to przepaść patrzą moje oczy?!
Dałyż starcowi temu przejrzeć bogi?
On widzi, a ja ślepy?... Karmię wrogi!
Karmię krwią moją i tulę do łona!...
Jeśli to prawda — słuchaj, kmiecy synu,
Ja jestem zdolen okropnego czynu.

(Zamyśla się).
(Wchodzi rycerz).
POPIEL (postrzegając rycerza).

Co niesiesz?

RYCERZ.

Królu, wesoła nowina:
Królowa pani powiła wam syna.

POPIEL.

Syna! mnie?... Bogi chwały wiekuistej!
Czyżby wy, święci, weszli w dom nieczysty
Z taką radością, z takiemi promienie?!
O! matko, przebacz ojcu podejrzenie
Królewskie.

(Do Piasta).

Piaście! żmijo ty kłamliwa,
Giń przepadaj!

PIAST (odsłaniając pierś).

Tnij! niech się dolewa
Czara twych zbrodni.

(Kiedy Popiel podnosi na Piasta miecz, lud porywa Piasta między siebie, a Wieszczek odbija miecz nożem obiatnym).
WIESZCZEK (do króla).

Stój! Piast niebu miły.
Mężne go ręce bogów zasłoniły;
Stój! lub się lękaj niebieskiego gromu.

POPIEL (do świty).

Tnijcie ich! bogi teraz u mnie w domu.

(Zbrojni rzucają się na lud, unoszący Piasta i chorągiew ku gajom. Popiel, Brona i Żóraw odchodzą na lewo).




AKT TRZECI.

SCENA TRZYNASTA.
(W zamku Popiela).
PIAST; POPIEL wchodzi ze zwieszoną głową.
PIAST (patrząc na króla).

Bogi! jak mu twarz zmarniała.

POPIEL (postrzegając Piasta).

Z czem, kmieciu?

PIAST (pokazując kosz).

Z darem.

POPIEL (przystępując doń).

Patrz mi w oczy, stary!...
Ty wiesz?!

PIAST.

Co, królu?

POPIEL (chwytając go za ramię).

Przez jakie ty czary
Wiesz? Czemu ty się wpatrywałeś we mnie?

Starcze! ty żywy nie wyjdziesz odemnie!
Mów!

PIAST.

Co mam wiedzieć? Czy to was tak dziwi,
Że chodzę smutny? Niech się nie przeciwi
Oko twe, królu, smutkowi naszemu.
Smutku i bogi nie bronią.

POPIEL (opamiętując się).

Idź! Twemu
Słowu ja wierzę. Idź do domu, stary.
A nie patrz nigdy w królewskie zamiary.

(Piast odchodzi).
POPIEL (sam).

Jak cicho temu starcowi na świecie!
Patrzył się na mnie jak na zdrożne dziecię,
A w oczach miał śmiech pomięszany z łzami...
Gdzie ja? Gdzie Popiel, co niegdyś z bogami
Niebios na równi ważył moc swej duszy?
Dziś już oczyma kmieć łono mi kruszy
I może patrzeć w nie, jak w dzban rozbity...
Biada im za to! Chociażby błękity
Jak noc zczerniały, i piorunów zdroje
Z bogami spadły na mnie... ja dostoję!...
Duszno...

(Otwierając okno).

Tam chmury i we mgłach dzień szary...
Niegdyś ojcowie spełniali tu czary,
I jak świat światem, nie słychać w narodzie,
By kto truciznę podał gościom w miodzie!...
O! nienawiści moja! wrzej mi w łonie!
Jeśli trucizny tkną się moje dłonie,
Niech mi się zdaje, że to miecz!

(zamyśla się).
SCENA CZTERNASTA.
PIAST; ADELA wchodzi z dzbankuszkiem w ręku.
POPIEL (z przerażeniem).

Adelo!
Pójdź stąd — ja słyszę duchów jęk pod ścielą.

ADELA.

Cyt! już łódź z dwoma stryjami tam płynie.

POPIEL.

Ha! już?

ADELA.

Za chwilę staną na głębinie.

(Pokazując dzbanuszek).

A to dla reszty... Cóżeś niespokojny?
Patrz! tu się kończą mój lęk, twoje wojny.
Jad straszny; Gierda warzyła go w nocy.
Kilka kropelek, a ma więcej mocy
Niż miecz: sto głów ci tnie jednym zamachem!

POPIEL (ponuro).

Nie! to nie stanie się pod moim dachem.

ADELA.

Już nie?

POPIEL.

Adelo, pierś moja do cześci
Nawykła, jak ta dłoń do rękojeści.
Nie mogę — ja się brzydzę taką zdradą.
Rzuć dzban, Adelo. Oni stąd wyjadą
Zdrowi, a ja ich w boju pomorduję.

ADELA.

Głupia rycerskość.

POPIEL.

Lecz podły, kto truje.

ADELA.

A twoje słowo? i cóż, mój rycerzu?
Kto się klął wczoraj — ręka na puklerzu —
Ta, a ta lewa na piekieł bożyszczu?
Jam się nie bała stać przy waszem zgliszczu,
Ja, innej wiary kobieta, i trwożna,
A ty? — struć wroga, to podłość! nie można!
A słowo dane kobiecie? cóż znaczy?
Tę podłość tobie sumienie wybaczy, —
Lecz nie przebaczę ja, żona, twa lwica;
Ja tobie co dnia cisnę ją na lica,
A potem z dzieckiem ucieknę.

POPIEL.

Przeklęta
Chwila przysięgi!

ADELA.

Rzecz już rozpoczęta;
Ci toną —

POPIEL.

Toną!

ADELA.

Wszak ty chcesz ich śmierci?
Czyż to nie jedno, że komuś łeb w ćwierci
Zrąbiesz, czy dasz mu kilka kropel jadu?

POPIEL.

Więc truć i stać się czarniejszym od gadu?
O! żono, bogi rycerski bój lubią:
Przebaczą szabli krew, lecz zdrajcę zgubią.

ADELA.

Truć! — Zważ na kmieci, na hardych rycerzy,
W boju to wszystko z nimi się sprzymierzy;
Ty padniesz! a choć zwyciężysz, cóż z tego?
Policzysz jeno szczerby miecza twego
I weźmiesz na się sławę, płaszcz dziurawy
Głupców. A zresztą nie zawsze dla sławy
Miecz twój mordował.

POPIEL.

Lecz ci, co skonali,
To od rycerskiej lub królewskiej stali.

ADELA.

Miecz i trucizna, co pod ręką stoi.

POPIEL.

Ależ mnie przeklną i najkrwawsi moi.

ADELA.

O nie! świat gubi małego zbrodniarza,
Potężna zbrodnia ludzi tak przeraża,
Że na sam rozgłos uklękają w skrusze.

POPIEL.

Ha! niechże spojrzą w Popielową duszę
I kamienieją!

ADELA.

Wszystkie Lecha działy
W twej ręce!

POPIEL.

W mojej!

ADELA.

Widzisz, jużeś śmiały.
Takim cię kocham. Wpaść na miecze nagie,
Twój rycerz, nawet twój kmieć ma odwagę,
Ale truć —

POPIEL.

Ha! truć tak chytrze swych gości?
Tej mi odwagi piekło pozazdrości.
Gdybyż już byli.

(Wchodzi sługa Adeli).
POPIEL (do sługi).

Z czem ty? Co tak może
Wzrok twój rozpalać?

SŁUGA (do Adeli).

Pani, na jeziorze
Zginęli razem Wisław i Bogdala.

POPIEL (z rozpaczą).

Z jego rąk podłych!

SŁUGA.

I wie tylko fala,
Gdzie są.

ADELA.

A czółno?

SŁUGA.

Zrąbane na sztuki.

POPIEL (do sługi).

Precz z twoją wieścią między czarne kruki.

(Sługa odchodzi).
(Do Adeli).

Adelo! straszne poczęły się rzeczy.

ADELA.

Więc idźmy dalej, a tych zostaw pieczy
Goplańskich duchów.

(Pokazując dzbanki z białej gliny).

Patrz, te z białej gliny
Będą dla matki, dla mnie i Kaliny.

(Pokazując czarne dzbany).

Te —

POPIEL.

I Władysław?

ADELA.

O! i ten niech ginie.
Wiesz, ile waży jego imię w gminie;
Kmiecie doń chodzą dzień po dzień na rady.

POPIEL.

Niechaj umiera!

ADELA (wlewając truciznę do czarnych dzbanów).

Teraz wlewam jady.

POPIEL.

Co? już! — Nawet ci ręka nie zadrżała.
Czemuż to przy mnie?

ADELA.

Królu, ściano biała,
Patrz się na ścianę.

POPIEL.

Ja z tych nie naleję.

ADELA.

Pierwszy raz widzę jak rycerz blednieje;
Ja te obejmę.

(Słychać trąbkę).
POPIEL.

Bogi, możne bogi!

Po co ich w moje prowadzicie progi?
Postawcie mi ich na polach z orężem.

ADELA.

Tyś jeszcze w szale? Zbierz się raz! bądź mężem!

(Popiel i Adela wychodzą środkowemi drzwiami, które po ich wyjściu zostają otwarte).
SCENA PIĘTNASTA.
Wchodzą: BOŻENNA, KALINA, ADELA, POPIEL, WŁADYSŁAW, PRZEMYSŁAW, ZIEMOMYSŁ, WROCISŁAW.
POPIEL (do Adeli).

Trzech niema.

ADELA.

Cicho! dobrze, że tych mamy.

(Do stryjów).

Stryjowie mili, sercem was witamy,
A niech już wszystko w niepamięci zginie!

WŁADYSŁAW.

O! niechaj ginie! i niech się ten minie
Jak cień, kto wznowi burzę między nami!

ADELA.

Cóż się z tamtymi dzieje książętami?

PRZEMYSŁAW (ze zdziwieniem).

Przodem ruszyli Wisław i Bogdala —

POPIEL (do siebie).

Stań nad jeziorem, to ci powie fala —
Ja ci nie powiem.

ADELA (do króla).

Zbudź się, króla maro.

(Do Przemysława).

A Zbigniew — Jaksa?

PRZEMYSŁAW (z pogardą).

Drażnią ranę starą,
I odgrażają się; ot, nie pytajcie.

ADELA.

My pragniem zgody. Ale zasiadajcie!

(Wszyscy siadają).

Ja zapominam, żem tu gospodynią.

(Do Popiela).

Ci trzej z kmieciami zmowę na nas czynią;
Jutro ich musisz uprzedzić żelazem.

BOŻENNA.

Wyżymir dumny był, a Zbigniew głazem.
Lecz Jaksa szczere serce miał dla rodu.
Jeśli go niema, to nie bez powodu:
Tamci dwaj pewnie chwycili go w szpony.
Pomnę, Wyżymir, jak dzik zapieniony,
Na mego męża rzucał się, bywało.
Ha! znać chcą bogi, aby to się stało,
Co raz wieszczono o lechowym rodzie.

WŁADYSŁAW.

My ich bratowo nakłonim ku zgodzie.

ADELA (do Bożenny).

Nie wspominajcie dziś tego wieszczenia.

BOŻENNA.

Przecież dwa ono strzegło pokolenia
Od waśni krwi; niechże i was strzeże.

POPIEL (do siebie).

O! piekło —

ADELA (do króla).

Patrzaj, Władysław już bierze
Czarę; idź nalej matce i Kalinie.

POPIEL (ze zgrozą).

Ha! już?

ADELA.

Gołębiu!

POPIEL (nieprzytomnie).

Słyszysz na głębinie?
Zawrzały wody; fala zapieniona
Odrzuca w niebo szare dwa imiona.

ADELA.

Milcz!

ZIEMOMYSŁ (do Wrocisława, pokazując królewską parę).

Młoda para, wielce sobie radzi;
Król ciągle z żoną rozhowor prowadzi.

WŁADYSŁAW.

Nalejcież miodu! A kędyż dziecina?
Lech tu panował, Lechem nazwiem syna.

(Adela nalewa stryjom, Popiel Bożennie i Kalinie).
WŁADYSŁAW (podnosi czarę).

Niechaj wam rośnie zdrowo! niech się wsławi!
Niech znów po sobie Lecha pozostawi!
Imię to z szczęściem chodzi u nas w parze.

ADELA (podnosząc czarę).

Po uczcie syna wam mego pokażę;
Teraz dziękuję.

KSIĄŻĘTA (podnosząc czary).

Na szczęście dziecinie.

POPIEL (do Adeli ze zgrozą).

Patrzaj, wypili — i żaden nie ginie.

ADELA.

Tchórzu — pij.

POPIEL.

Oni dziecko jadem czcili.
Nie mogę.

ADELA.

To cóż? Tem ci nie zabili
Dzieciny; pij.

POPIEL (patrzy po stryjach, podnosi czarę, potem ciska ją o ziemię i porywa miecz).

Nie!

BOŻENNA (wstając).

Miecz? cóż ci się stało?

POPIEL (chowając miecz).

O, nic już, matko. Mnie się przesłyszało,
Że rogi dzwonią.

BOŻENNA.

Cóż cię róg przeraża?

POPIEL.

Co? kmieć mi, matko, buntami zagraża,
Więc postawiłem strażników na wieży.

BOŻENNA.

Oddaj ty kmieciom, co im przynależy,
A kmieć obejmie straż nad twoją głową:
I w każdą, synu, godzinę gromową
Będziesz miał z niego i broń i puklerze.
Myślisz, że długo potrwają te wieże
Pod siekierami, jeśli kmieć powstanie?
Cierpliwie znoszą kmiecie uciskanie,
Bo spodziewają się, że ja ci synu,
W sercu rozniecę znowu miłość gminu,
Ja, która z ojca od kmieci pochodzę —
Ja ich nadzieją, ja dolę im słodzę —
A wiesz co będzie, gdy ja zawrę oczy?
Krew tu się wasza strumieniem potoczy,
A gdzie kmieć zemstą i bronią zaświeci,
Tam gród i puklerz wasz w proch się rozleci.

(Chwila milczenia).
ADELA (do króla).

Gołębiu, matka odpowiedzi czeka..

POPIEL (do Bożenny).

Zrobię mir kmieciom.

BOŻENNA.

Niech się nie odwleka
Ten mir, Popielu; szanuj zwyczaj stary.

ADELA.

Zły z was gospodarz; wszędzie próżne czary.

(Ciszej do Popiela).

Mężnie, Popielu! to już wnet się stanie.

POPIEL.

O! mów, mnie trzyma twoje szczebiotanie.

(Nalewają czary).
WŁADYSŁAW (podnosząc czarę).

Dobrze bogowie o tym synu radzą,
Któremu, królu, taką matkę dadzą,
Jak twoja matka. Jak orlica biała
Pilnuje gniazda, które ukochała;
Żyjcie nam długo, matko Popielowa!

(Wypija czarę, nagle chwyta się za piersi i pada).

Umieram! — W ogniu moja pierś i głowa.

(Kona. Wszyscy wstają i patrzą na Popiela, który z założonemi rękami pogląda na umarłego).
BOŻENNA.

Przez bogi! co to?

POPIEL (nieprzytomnie).

Tak! to jedno, żono,
Czy wejdzie szabla czy trucizna w łono.
To wszystko jedno i lepsze od wojny —
Patrz! jaki starca objął sen spokojny.

BOŻENNA.

Zbrodnia!

PRZEMYSŁAW i ZIEMOMYSŁ.

Trucizna!

WROCISŁAW (załamuje ręce).

A tam moja żona!

POPIEL (przychodząc do siebie).

Struciście! Każdy za chwilę tu skona.
Lecz moje serce dłużej nie wytrzyma,
Byście mi gaśli jak psy przed oczyma,
Bez walki mieczem. O! moi stryjowie,
Ten jad nie wylągł się w Popiela głowie,
Ten jad... ja chciałem stoczyć z wami boje,
Ten jad... nie tknęły go się ręce moje,..
Gińcie rycersko!

(Porywa ze ściany trzy miecze i rzuca między stryjów, potem sam dobywa miecza).

Oto macie miecze!
Uderzcie! we mnie jest serce człowiecze,
Jest krew, miecz ostry wejdzie w piersi moje.
Do zemsty! Was trzech... ja sam jeden stoję!

(Przemysław, Ziemowit i Wrocisław rzucają się do mieczów i padają bezsilni).
POPIEL.

Nie gińcie! wstańcie! ja chcę walczyć z wami!
Stało się!... wszyscy cichemi trupami...
Czemuż trupami są... i tak wytruci?!

(Porywając Wrocisława za rękę).

Wstań ty! ha! nic już ciebie nie ocuci?
O!...

(Rzucając miecz).

Precz!

BOŻENNA (nieprzytomnie).

Czy to syn?

POPIEL.

To ja!... a tam wrogi!
Z poza chmur na mnie nie patrzyły bogi
Oczyma słońca... Tak na twego syna
Wielkość — lechowa składa się rodzina.

BOŻENNA (przychodząc do siebie).

Kalino!

KALINA (u nóg Bożenny).

Matko! ja tu, przyjdź do siebie!

BOŻENNA.

Tyś tu? Oni mi nie otruli ciebie?!
Ha! oni mogą truć nawet oddechem,
Ha! ha!...

KALINA.

Nie śmiej się takim strasznym śmiechem,
Pójdźmy stąd, matko!

BOŻENNA (chwytając Kalinę za ręką).

Czekaj! mnie się marzy,
Że jasny piorun w mych piersiach się waży
I pyta: którą pierwej strzaskać głowę?

POPIEL.

Matko! daremnie! Twoje piorunowe
Słowo nie zbudzi tych. Zostaw nas w ciszy.

BOŻENNA.

Ale mnie niebo, święte niebo słyszy,
I ty usłyszysz mnie przeklinającą.
Przeklinam za krew Mirosza gorącą!
Przeklinam za krew i niedolę kmieci!
Przeklinam! słyszysz? klątwa moja leci
W niebo; ha! teraz za tych klnę trzykrotnie:
Zgiń! zgiń! zgiń!

ADELA.

Królu! słowa te przelotnie
Wiatry z mgłą razem w pustynie rozwiały.

BOŻENNA.

O! nie, nie! święte nieba je słyszały.
Jeszcze raz klnę wam: klątwa wam obojgu!
Nie! i synowi waszemu! wam trojgu!

(Do Adeli).

Drgnęłaś, gadzino? ha! trafiłam w ranę?...
Niech liczko syna twojego rumiane
Zżółknie od twojej piersi jadowitej,

Niech mrze! konając, niech ócz swych błękity
W twe oczy, w serce twe wpoi wyrzutem,
Że mrze, bo mlekiem karmisz go zatrutem,
Słyszysz? przeklinam!

(odchodzi z Kaliną).
SCENA SZESNASTA.
ADELA, POPIEL, później ŚWIERGOŃ.
POPIEL.

Coś tak zadumana?
Czy lęk cię zbiera? orlico! dziś zrana
Ja tak dumałem... O! o! ktoby wiedział,
Jaki od rana do wieczora przedział,
Pragnąłby, aby wiecznie było rano.
Stało się! ze snu ci już nie powstaną,
Nie wzniosą noża, by pierś moją przeszyć!
Pójdźmy zdobytą potęgą się cieszyć.
Twój mąż spotężniał jak bóg!

ADELA (ze zgrozą).

Nie mów dalej!

(Wchodzi Świergoń i spostrzegłszy trupy, cofa się).
POPIEL (do Świergonia).

Co drżysz? czy z piekieł czarty cię wygnali,
Żeś taki blady?

ŚWIERGOŃ.

Królu! wieść przynoszę:

W ziemiach tych trupów wybuchły rokosze,
A Zbigniew, Jaksa i Wyżymir w troje
Wczoraj napadli, królu, ziemię twoje.

ADELA (z przerażeniem).

Syn mój!... Popielu! zbieraj zastęp zbrojny.
Idź! morduj!... Jakżeś piekielnie spokojny!
Czy chcesz, bym ja ci zbierała rycerzy?!

POPIEL (do Świergonia).

Idź! niech straż w rogi na basztach uderzy,
Z Zaodrzanami niechaj Żóraw staje.
Żyw nie wychodzi, kto w Popiela kraje
Wszedł, bo gdzie Popiel jest, tam i zniszczenie.

ADELA.

A gdzie mnie, królu, wyznaczysz schronienie?

POPIEL.

W goplańskiej baszcie.

(Do Świergonia).

Tych każ mi obwiesić,
Którzy nie staną, lub zechcą bunt wskrzesić.

(odchodzą).




AKT PIĄTY.

SCENA TRZECIA.
(W goplańskiej baszcie).
ADELA trzyma krzyżyk i patrzy nań nieprzytomnie. FUCHS rozmawia ze sługą, oddającym mu odzież kmiecą.
FUCHS.

Gdzie?

SŁUGA.

W oczeretach. Tu chusty i świta.

FUCHS.

Spiesz więc i czekaj. Skoro noc zawita,
Ja klasnę w ręce. Czy robiłeś wiosłem?
Noc grozi burzą.

SŁUGA.

Nad morzem wyrosłem.

FUCHS.

Dobrze. Lecz ciężka z naszą panią biada.

Dzień po dniu w gorszą nieprzytomność wpada
I krzyż tak w ręku godzinami trzyma.

SŁUGA.

Jakiemi ona w krzyż patrzy oczyma!...
Boże! od takich ócz ratuj człowieka!

FUCHS.

Idź! już się niebo chmurami obleka.
Fale nam czółno pochwycą.

(sługa odchodzi).
FUCHS (patrząc na królowę).

W śnie jeszcze.
Królowo!... Milczy... Pierś mrożą mi dreszcze,
Kiedy zagłębię myśli w jej męczarnie.
Ha! więc i pogan nie można bezkarnie
Niszczyć i tępić? Dziwne sądy nieba!
Lecz czas; obudzić ze snu ją potrzeba.
Królowo!

ADELA (z przerażeniem).

Precz! precz! ja się ciebie boję!
Tyś czart; zaczekaj, jeszcze życie moje
Czarne... Ach! jakaż to droga daleka
Na tamtą stronę. Stój! jeszcze Bóg czeka,
I krzyż wie, że ja taką iść nie mogę.

(Wpatrując się w krzyż).

Krzyżu! o!...

FUCHS.

Pani, zbudźcie się, czas w drogę.

ADELA.

Precz, precz, szatanie.

FUCHS (z rozpaczą).

Okropna godzina.

ADELA.

O nie, nie na mnie samej cięży wina.
Ty wraz z twoimi truliście mi życie:
Otruta, trułam... Pomnisz ty przybycie
Króla Popiela?... Jam w zamku siedziała
Nad krosienkami, czysta jak kwiat, biała.
To było wczoraj, ty stałeś koło mnie;
Ha! czy ty pomnisz to, coś mówił do mnie?
O gdziem ja teraz? Wróć mi moje wczora!
Wróć mi, szatanie!

FUCHS.

Właśnie teraz pora
Wyrzekać na mnie i tonąć w rozpaczy.

ADELA.

Czemużeś uczył że mi Bóg wybaczy
Waśnie i mordy? Kłamałeś jak żmija!
Zginąć ten musi, kto ludzi zabija.
Nie bierz mnie jeszcze, jam nie oczyszczona.

FUCHS.

Z was, pani, mówi Popielowa żona,
W pół spoganiona, jęcząca bez skruchy.

ADELA.

Na wszystkie moje modlitwy Bóg głuchy.

(Wpatrując się w krzyż).

Krzyżu! o!

FUCHS.

Pani!

ADELA (z rosnącą nieprzytomnością).

Piekło się otwiera...
Umrzeć? Szczęśliwy, kto w Bogu umiera...
Czekaj! Bóg czeka...

(Rzucając kawałki krzyża).

Mój krzyż pękł mi w ręce...
Przepadło!

FUCHS.

Pani!

ADELA.

W ogniu, w wiecznej męce!...

FUCHS.

Królowo! czółno mamy w oczerecie.

ADELA.

Skoczyć w jezioro oknem?...

(Przychodząc do zmysłów).

Moje dziecię!
Ratuj mię! ratuj!

FUCHS.

Upowijcie syna.

A śpieszcie, pani! Już szarzeć poczyna.
Nim noc śćmi błękit, przepłyniem jezioro
I wejdziem w lasy. Goniec poszedł skoro;
Nasi już pewnie stoją na granicy.
Tu odzież...

(Adela i Fuchs przebierają się w kmiecą odzież).
SCENA CZWARTA.
POPIEL, ŻÓRAW i ŚWIERGOŃ wchodzą niepostrzeżeni do ADELI i FUCHSA.
POPIEL (do Żórawia i Świergonia).

Cicho!

FUCHS.

Jeszcze buntownicy
Zadrżą przed nami, jak w Zaodrzu drżeli.

ADELA.

Nam tu napowrót miecz drogę uścieli.
Śpieszmy! natychmiast upowiję syna —
A król?

FUCHS.

Niech piekło porwie poganina!
To wróg!

ADELA (idąc do małych drzwi).

Dla dziecka matka się poświęci —
O! królu, nie klnij — za to mej pamięci!

POPIEL (dobywając miecza).

To już ostatnia zdrada; pęknij, serce!

(Do Adeli)

Stój! albo mieczem łono ci przewiercę,
Gadzino podła! O! bogi, to pali
Mocniej od ciosów waszych! Więc na fali
Czółna ty czekasz, gdy śmierć na mnie bieży?
Niechże ci wszystka krew na twarz uderzy,
Wszystka wylana krew przez ciebie, żmijo!...

(Do Fuchsa).

Mędrku, gdzie duchy ojców moich żyją?

FUCHS (tonem pewnym).

Goreją w piekle, jeśli nie ochrzczeni.

POPIEL.

Ty wyratujesz ich krzyżem z płomieni,
Bo mnie nie gorzeć tam, gdzie ojce gorą...

(Wtrącając Fuchsa w okno).

Precz! za stryjami moimi w jezioro!

(Do Adeli).

No, czas i tobie pomyśleć o zgonie.
Pokąd cię mogły strzedz te krwawe dłonie,
Strzegły tak wiernie, że im żal tej straży
Po twojej zdradzie. Nie zagospodarzy
Po mnie nikt twojem sercem; zginiesz ze mną!

ADELA (klękając).

A syn? Miej litość nad nim i nademną!

POPIEL (ponuro).

Nie mam dlań państwa. Spiesz się! chwile drogie.

ADELA (idzie ku oknu i cofa się nagle).

Na Gople fala grzmi; ja tam nie mogę...
Królu, litości!... A jeśli jej w łonie
Nie masz, to naucz ty mnie, jak się tonie
W grób... Ach! pod grobem piekło się odsłania!

POPIEL (spokojnie).

Dziwna! ty jeszcze lękasz się skonania?
Jużbyś w grób trafić mogła bez pochodni.
Stań więc i policz sobie, ile zbrodni
Chytrze wraz ze mną twa ręka zdziałała.
Zlicz pasmo twoich zdrad... Niegdyś tak biała!
A dziś opitaś ty krwią jak wilczyca...
I jam nie lepszy; nie odwracaj lica;
Karmu dla piekła może więcej we mnie.
Pomyśl, że wszystko stało się daremnie,
Żeśmy przeklęci i walka skończona —
A ty, książęca córka, moja żona,
Podłych mych stryjów będziesz służebnicą!...
Choć piekło na dnie, lepszy grób, orlico...
Idź!...

(Adela po tych słowach waha się chwilę, potem rzuca się ku małym drzwiom. Chwila milczenia).
POPIEL (do Świergonia).

Spojrzyj, kędy pobiegła królowa.

(Świergoń odchodzi).
(Do Żórawia).

Żórawiu, kto nas w mogiłach pochowa?...
Gdyśmy na Niemców czynili wyprawy,
Innej obadwa czekaliśmy sławy!

(Po chwili).

Hej! jeszcze mocy... na rok, na pół roku —
I tam za Odrę! Ty przy moim boku,
Zawzięty mściciel niewoli, a z nami
Waleczni; i tam wpaść, niszczyć mordami
Plemię podlejsze od gadu... O bogi,
Wielkieście wy mi wskazywali drogi.

ŻÓRAW.

Wielkie!

(Wchodzi Świergoń).
POPIEL (do Świergonia).

Gdze pani?

ŚWIERGOŃ.

Skoczyła w jezioro
Z synem twym, królu.

POPIEL (po chwili milczenia).

Jak to leci skoro!
Ha! stamtąd już ich nie dostaną wrogi...
Gdym ją raz pierwszy wprowadzał w te progi,

Nie przeczuwaliśmy takiego końca...
Straszne to życie, kilka godzin słońca,
Kilka chwil gwiazdom podobnych... a potem
Noc, przerywana zbrodniami lub grzmotem —
I grób... Zdziczałem; patrz, nawet łzy jednej
Nie mam dla syna już i dla tej biednej.
Czas paść; i bogi stare runą ze mną.

(Do Świergonia).

Powiedz Bożennie, niech płacze nademną;
Nie wymodliła zbawienia synowi...
Stój! — nalej pierwej miodu Żórawiowi —
Jeszcze chwil kilka; spełńmy bratnio rogi,
W różne, dalekie rozchodzim się drogi —
W jakie? nikt nie wie; moją świat przeklina.

(Świergoń nalewa czarę Popiela i Żórawia)
POPIEL (podnosząc czarę).

Ta dla Bożenny, pożegnanie syna!
Wychyl, Żórawiu, matka ci sprzyjała.

(Do Świergonia).

Idź już —

ŚWIERGOŃ.

Jednako dola nam kłamała.
Śmierć kończy wszystko; dość się nasłużyłem.

(Odchodzi).
POPIEL (ze zdziwieniem).

I ten?

ŻÓRAW.

Miał zdrową iskrę w sercu zgniłem.

POPIEL (nalewając rogi).

Żórawiu! jeszcze jeden róg w tę drogę.
Łzy tu zostawiam i mogiły mnogie,
A sny przerywać będzie imię moje...
Przeklęty stokroć ja i rąk tych dwoje.
Ach! jeśli który stryj krajem zawładnie,
Naród się znowu w plemiona rozpadnie,
A mnie tam straszne sny będą się śniły.

ŻÓRAW.

O! nie, zbratanie wyjdzie z twej mogiły,
Narodem wichrzył tylko ród lechowy.

POPIEL.

Pod klątwą wszystkie rodu tego głowy,
I wszystkie giną.

ŻÓRAW.

Lecz kędyż mnie droga?
Tułacz, w twe słowa wierzyłem jak w boga.
Za ciebie wszystkie przewalczyłem boje;
Gdzie me Zaodrze? gdzie nadzieje moje?
Czy ty to czujesz?

POPIEL.

To najsroższa wina.
Przebaczasz?

ŻÓRAW.

Śmierci to twojej godzina —
Przebaczam! niech ci tak przebaczą bogi!

(Żóraw i Popiel podają sobie ręce; za sceną słychać wrzawę).
POPIEL (dobywając miecza).

Już czas.

ŻÓRAW.

To dla nas ozwały się rogi;
Stryjowie twoi idą.

POPIEL (przebijając się).

Witaj cieniu!

(Pada).
ŻÓRAW (patrząc nań z żalem).

Niech świat zapomni o twojem imieniu...
A ja, ptak błędny z starganemi siły —
Wracam, w ojczyźnie poszukać mogiły.

(Odchodzi).
SCENA PIĄTA.
ZBIGNIEW, JAKSA wchodzą.
JAKSA.

Gdzie Popiel?

POPIEL (podnosząc się na ręce).

Ginę jak królom przystało...
Z mej własnej ręki.

(Kona).
JAKSA (ze smutkiem).

Straszną on się chwałą.
Okrył, i świat mu nigdy nie przebaczy.

ZBIGNIEW.

Już z niego cichy trup, pastwa rozpaczy;
A niegdyś orłem był rycerskich ludzi.

JAKSA.

Przepadł, kto rękę raz czystą krwią zbrudzi —
Począł Miroszem... Gdzie jego królowa?
Niemców nam ściągnie, jeśli się uchowa.

ZBIGNIEW (wskazując boczne drzwi).

Tam jest. —

JAKSA (idąc ku drzwiom).

Pójdź, bracie.

ZBIGNIEW (dobywając miecza).

Pójdzie tam i skona.
Czego król nie mógł, moja dłoń dokona.

SCENA SZÓSTA.
Wchodzi BOŻENNA nie postrzeżona od ZBIGNIEWA, staje w drzwiach i patrzy nań.
ZBIGNIEW (postępują za Jaksą).

Ani tu spojrzy za mną —

BOŻENNA.

Zbrodniarz nowy!

ZBIGNIEW.

Ha! teraz pora!

BOŻENNA.

Ginie ród lechowy.

(Zbigniew wchodzi za Jaksą; po chwili słychać jęk. Bożenna się wzdryga, potem idzie i klęka przy trupie Popiela).
ZBIGNIEW (wchodząc, ociera miecz).

Precz ze śladami krwi! kto mnie przekona.
Żem ja go zabił?... Precz kroplo czerwona!
Tak, teraz czysty miecz. Odpocznij sobie.
Ha-ha! królestwo ja winienem tobie;
Za to rękojeść twą w srebro oplotą,
I pochwę w srebro za koronę złotą.

(Postrzegając Bożennę).

Bożenna!... Biada! Jeśli mnie słyszała,
Zginie... Ale nie, ona skamieniała
Tu przy tym trupie.

(Gniewosz staje we drzwiach).
ZBIGNIEW (do Bożenny).

Powstańcie, królowo,
Milczy... O! powstań, biedna brata wdowo;
Matko nieszczęścia, powstań!...

(do siebie).

Nic nie słyszy.
Może się ona przyczaiła w ciszy
I wie?... Imieniem poruszyć ją zdołam;

(do Bożenny).

Bożenno — ja wam Jaksę tu zawołam;
Jaksa wam milszy —

BOŻENNA (pokazując boczne drzwi).

Tam zabity leży.

ZBIGNIEW (dobywając miecza).

Ha! to ostatnie słowo z ust ci bieży!

GNIEWOSZ (występując z mieczem).

To matka kmieci.

ZBIGNIEW.

Co? ty?

GNIEWOSZ (zasłaniając Bożennę).

Tej nie tknijcie.

ZBIGNIEW.

Precz! albo —

GNIEWOSZ.

Czekaj! rycerze i kmiecie
Będą to wiedzieć, i twe królowanie
Już się skończyło.

ZBIGNIEW.

Chyba zmartwychwstanie
Jaksa, i ty tam uniesiesz kark cały.

(Uderzając na Gniewosza).

Giń, zdrajco!

GNIEWOSZ (wydzierając mu miecz).

Podły! precz stąd, trupie biały,
Bo ci łeb skruszę!

ZBIGNIEW (rzucając się ku drzwiom).

Mam jeszcze rycerzy.

(Wybiega).
GNIEWOSZ (klękając przed Bożenną).

Pozwólcie, pani, niech czołem uderzy
Sługa, i niech was błaga przebaczenia.

BOŻENNA.

Wstań! bogi jemu ukróciły tchnienia;
Dla was za mocne było króla łono...
Okropnie w niebach klątwę mą spełniono...
Uśpijcież, bogi, głowę moją białą;
Ja tu już nie mam nic.

(Rycerze wchodzą).
GNIEWOSZ.

My króla ciało
Zaniesiem na stos.

BOŻENNA.

Nieście zwłoki syna.
O! biada matce, która tak przeklina.
I dzieciom biada, jeśli matkę zmuszą
Do przeklinania.

GNIEWOSZ.

Pokój z jego duszą.

(Rycerze wynoszą Popiela, za nimi idą: Bożenna i Gniewosz).
SCENA DZIEWIĄTA.
(Przed chatą Piasta).
PIAST i RZEPICHA prowadzą BOŻENNĘ; KALINA idzie przy ZIEMOWICIE, za nimi kilku KMIECI i RYCERZY.
BOŻENNA (do Piasta).

Nikt nie klął? Na cóż przeklinaćby mieli?
Temby mi bólu ni lat nie ujęli
I onby nie wstał, aby umrzeć znowu.

PIAST.

Przysłuchiwałem się każdemu słowu —
Żadnych złorzeczeń nie było przy stosie.

BOŻENNA.

Nieraz pociechę czułam w ludzkim głosie,
Dziś mi pociechę dawało milczenie.
Nie mówcie o nim nigdy. Przebaczenie
Krzywd doznawanych nigdy nie wspomina.

RZEPICHA.

Tylko złe serce umarłych przeklina.
A jeśli zdoła pocieszyć was słowo,
Powiem wam, żem łzy widziała, królowo.

BOŻENNA.

Łzy?... bogi!

(Do Piasta).

Nie — nie, pod lipę. Tu jasno
I wonno; słońce widzę; w chacie ciasno.

Tu siądę, Piaście... Wszystkie liście w złocie.
Tu się duch jego zatrzyma w przelocie
Nad głową matki, ptak, wędrowiec smętny.
Tu bezcielesny już i beznamiętny,
Umierającej przekleństwo przebaczy.

KALINA (u nóg Bożenny).

Matko!

BOŻENNA.

Kalinko! zbądź z serca rozpaczy.
Matce twej umrzeć trudno, gdy cię słucha.
Cicho... czy słyszysz w górze jego ducha?
Leci pod słońce jasne i mnie woła.

KALINA (z płaczem).

Nie, matko!

BOŻENNA (do Ziemowita).

Przybliż się i pochyl czoła.
Ty dobre serce masz dla tej sieroty:
Ja błogosławię ci, rycerzu złoty.

(Do Rzepichy i Piasta).

A wy tej córce bądźcie rodzicami.

(Piast i Rzepicha klękają).
BOŻENNA (wznosząc ręce nad nimi).

Tak — tak.

(Wchodzą Św. Metody i Dyakon).
Św. METODY.

O! chwała Panu nad Panami;
Jeszcze przy życiu.

BOŻENNA (do Kaliny).

Cicho, chwilkę ciszy,
Bo przebaczenia matka nie usłyszy
I skona smutna tak, bez przebaczenia.

Św. METODY (podnosząc krzyż).

Nie! Tam na ciebie czeka Pan Zbawienia
I Pan Miłości. Przytul krzyż do łona.

BOŻENNA (wpatrując się w Św. Metodego).

Młodzieńcze! dłoń twa nademną wzniesiona,
Syna mojego głos odczarowała.
Przebaczył!... Niknie w mgle... Tam droga biała
Stacza się z niebios ku mnie... Idę!

Św. METODY.

Z krzyżem.

(Bożenna wyciąga rękę do krzyża i dotykając go, kona).
KALINA.

Matko!

Św. METODY (kładąc jej rękę na głowie).

W niebiosa uszła skrzydłem chyżem.

SCENA JEDENASTA.
Wchodzą: ZIEMOWIT, GNIEWOSZ i RYCERZE.
WSZYSCY (do Ziemowita).

Witaj między nami!

ZIEMOWIT.

O witaćby was radością i łzami:
Tu radość bez łzy grzeszną mi się zdawa.
Złączeniem plemion serce się napawa,
Pierś wre, dłoń czuje potrojone siły.
Ale gdy oko policzy mogiły,
Posępniej serce raduje się sławą..,
Dzień ten u bogów okupiony krwawo;
Cześć tym, co legli, a wam powitanie.

GNIEWOSZ.

Zbigniew utonął. Kiedy na wezwanie
Lud go opuścił, on nieświadom wiosła,
Siadł w łódź, lecz fala na wir go zaniosła.

CHORAŻY.

Ha, sam we własnej zaplątał się matni,
Lis chytry.

STARY KMIEĆ.

Z Lecha rodu to ostatni.
Wielkich miał królów ten ród. Oby nowi
Przynieśli lepsze szczęście narodowi.

BRONA.

Dobre twe słowo. Ale skąd nam króla?
Jak rój bez matki u nowego ula,
Tak my tu stoim bez zwierzchniczej głowy.

Bracia, tak zostać nie może skład nowy.
Baczcież wy, kto tu najlepszym jest w kraju.

STARY RYCERZ.

Świadom ja czasów dawnego zwyczaju,
Kiedy nam bogi królów obierały:
O świcie na błoń lud wylegał cały,
I wkopywano dwa wiecowe znaki.
A najcelniejsi, rodów pierwsze ptaki,
Konno do znaków o lepsze biegali.
Kto wszystkich jeźdźców wyprzedził najdalej,
Był królem; z reszty brał lud wojewodów.

BRONA.

Dobrze więc; zliczmy, ile tu jest rodów.
Rody swych wyślą; a kto pierwszy stanie,
Ten nasz, tego chcą bogi...

(Św. Metody klęka. Brona przerywa mowę; wszyscy patrzą na Św. Metodego).
Św. METODY.

Chryste Panie!
Panie świadomy serc i ich skrytości,
Wskaż, kto ma w sercu najwięcej miłości
Na królowanie zbratanym plemionom...
Krzyż tu Twój stanie, i dalekim stronom
Stąd kiedyś światło Twoje się odsłoni...
Ziarno, co dzisiaj zeszło na tej błoni,
W inne narody zapuści korzenie...

Kto ma królować, daj mu Twe promienie
I łaskę, Panie!

(Przy ostatnich słowach św. Metodego, widać Piasta, przybijającego łodzią do brzegu).
SCENA DWUNASTA.
PIAST występuje z łodzi, wszyscy zwracają się ku niemu.
PIAST

Witajcie, włodarze!
Witajcie Brono! Widzę, wasze twarze
Wszystkie się ku mnie zwracają radośnie.
Spełnione dzieło nasze. Niechże rośnie
I późnym wiekom niech przyczynia sławy! —
Ale wy tutaj trzeci dzień bez strawy;
A jeszcze by ci stać rzeszo zebrana,
Dopokąd sobie nie obierzem pana,
Któryby rządził pobratane rody.
Przyjmcie więc! w łodzi są chleby i miody
I inna strawa, na co Piasta stało.

KMIECIE.

Piast królem!

PIAST (cofając się).

Bogi! głowę moją białą
Zasłońcie ręką od nich! Lud szaleje...

Św. METODY (klęcząc).

Wybrałeś, Panie! Ten spełni nadzieje, —

W słońce tam jego ptak bielszy od śniegu
Leci —

KMIECIE.

Piast królem!

PIAST.

Odbijam od brzegu —
O! fale, nieście mnie do mojej chaty;
Ciężko mi słuchać, zbielonemu laty,
Jak szydzi ze mnie lud za serce moje. —
Tu wam zostaje z chlebem czółen dwoje.
A ja sam płynę precz! Bywajcie zdrowi!
Już chata za świat wystarczy Piastowi,
A za czas mały mogiła wśród pola.

RYCERZE i KMIECIE.

Piast królem!

BRONA.

Piaście! stój! to bogów wola! —
Tyś nam królował już przed głosy temi...
O! błogosławią bogi naszej ziemi,
Kiedy nam ciebie podnoszą w narodzie!

PIAST.

Dziś, wojewodo, byłeś w mej zagrodzie
I kmiecia tylko widziałeś w tej świcie.
I tu ja ten sam. Skądże wy myślicie,
Że mnie królować każe bogów wola?

Nie! dłoń, co zwykła lemiesz wieść przez pola,
Nie zaprowadzi narodu do chwały.
Zostawcie wy mnie w chacie, skąd chleb biały
Nosiłem bogom. Tam wiek mnie ozdobił,
A jeślim ludziom co dobrego zrobił,
Tom rad, żem zrobił, i tem sobie starczę.

KMIECIE.

Piast królem!

RYCERZE.

Króla podnieśmy na tarczę.

(Rycerstwo podnosi Piasta na tarczach).
Św. METODY.

Tyś mnie wysłuchał, Boże!

(Wstając, do Piasta, spuszczonego z tarcz).

Królu! witaj!

PIAST (z rozrzewnieniem).

O! wieszczu, Boga ty się twego pytaj,
Co czynić, aby naród wzrastał chwałą? —
Ciężką tu łaskę niebo na mnie zlało.

ZIEMOWIT.

Ojcze!

PIAST.

Rzepicha z Kaliną nas czeka.

WSZYSCY.

Górą Piast!

(Piast, skłoniwszy się rzeszy, idzie pierwszy z Ziemowitem; reszta za nimi).
Św. METODY.

Niebios nad wami opieka!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Mieczysław Romanowski.