Joanna Grey/Odsłona III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Joanna Grey
Podtytuł Odsłona III
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1874
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skan na commons
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
ODSŁONA III.




Komnata królewska — w stylu odrodzenia — obrazy — posągi — kwiaty — popiersia — w chwili odsłonięcia zasłony słychać za sceną okrzyki na cześć księcia Northumberland.


NORTHUMBERLAND (wchodząc woła.)

Dzięki wam milordowie! dzięki ci ludu, bitwa pod Pinkej pamiętną będzie! nie moje! admirała Sejmour zasługi!... (nowe okrzyki za sceną; Northumberland sam). Stłumiłem chłopski bunt! dwa tysiące głów padło — i bunt we krwi utopiłem!... Ja byłem mieczem — admirał ręką — jemu nienawiść w prowincyi — mnie tutaj chwała — (przechadza się). Idzie nie źle! (zaciera ręce). Uwolniłem księcia Somerset — dogodziłem przez to protestantom — a zadałem cios katolikom — gniew ich na Tomasza Sejmour padnie!... teraz walka kogutów!... cha! cha! cha! puśćmy brata na brata! Lordzie protektorze! wielki admirale! jeden drugiego obalicie, zamiast iść razem — po waszych trupach wzniosę się — ja! potoczą się dwie głowy — na każdej z nich nogę postawię. — Ja! i na tym piedestale nad czoło Babelu urosnę — ja! (nowe okrzyki — wchodzi książę Suffolk, Herbert, Cecyl, Newil, i wielu innych, wszyscy tłoczą się z uniżonością około księcia Northumberland — od drugiej strony wchodzi karzełek błazen króla i usiada na królewskiem krześle).

NORTHUMBERLAND,

W dzień wielki witam was filary państwa! Ty książę Suffolk, zacny kuzynie, wiesz już o godności twojej i miałeś szczęście ucałować rękę królewską.

SUFFOLK.

Wiem komum to winien!

NORTHUMBERLAND (cicho).

Na zamek mój przyszlesz Joannę Grey, córkę twoją...


SUFFOLK.

Jeżeli zdołam ją namówić — umysł jej zmienił się od pewnego czasu — nabrała siły i woli!

NORTHUMBERLAND.

Ciebie hrabio Wiltschire mam zaszczyt powitać księciem Winchester — Ciebie Herbert witam hrabią Pembroke, Was, zacni Newil, Cecylu, Cheek i Sidnej kawalerami orderów — na was innych moi Panowie czekają łaski króla — (wszyscy cisną się do ręki Northumberlanda i ściskają ją, tymczasem mówi)

KARZEŁEK (do siebie).

Duch ludzki jest jak motyl, kiedy skrzydła otrze. Niegdyś łotr był na krzyżu — dzisiaj krzyż na łotrze — (głośno). Książę Northumberland, nim król przyjdzie, winszuję ci wygranej... chciałbym się od ciebie uczyć rzeczy ważnej. —

NORTHUMBERLAND.

Czego mój błaznie?

KARZEŁEK.

Jak się z karła rośnie w olbrzyma. —

HERBERT.

Ten karzeł licząc na swe prawa wiele sobie pozwala.

NORTHUMBERLAND.

Dajcie mu spokój; mały, więc skacze jak pchła po nas...

KARZEŁEK.

Małym, i dla tego mi bezpieczniej jak tobie, książę, pamiętaj, co ci karzeł powie:
„W świątyni łaski wszystko wspaniałe,
„Blaski Plutusa i splendory Feba;
„Tylko wchodowe drzwi są takie małe,
„Że wchodzić do nich pełzając potrzeba.

(to mówiąc zrywa się i na czterech łapach, przebiega między nogi księcia Northumberland i ucieka — wszyscy się śmieją, po chwili wraca i kłania mu się szyderczo)

A mnie jakiej godności
Nie dasz za łaskę króla jegomości?

NORTHUMBERLAND.

Karle — uważaj, bo możesz zostać o głowę niższym. —

KARZEŁ.

A ty o głowę wyższym — (umyka; wchodzi Tomasz Sejmour, admirał w żałobie).


NORTHUMBERLAND.

Wielki admirale, pod którego sztandarem — ale cóż znaczą te żałobne szaty?...

ADMIRAŁ.

Smutne zwycięztwo — żona moja dziś rano umarła!...

(wszyscy)

A! czy być może!...

NORTHUMBERLAND.

O! cześć i pokój królewskiej wdowie Katarzynie Parr!

(zakrywa oczy chustką).
ADMIRAŁ.

Niestety! ona i dziecię razem mi wydarci!... zamknęła jej oczy Joanna Grey... (zakrywa oczy chustką).

NORTHUMBERLAND.

Czy też płacze księżniczka Elżbieta? mętna woda! w niej łowić...

HERBERT (cicho do Northumberlanda).

Mówią o księciu Somerset (szepce mu do ucha).

NEWIL.

Słyszałem o admirale (szepce mu w drugie ucho).

NORTHUMBERLAND (cicho),

Potwarze! zostawić to czasowi (przystępując do admirała). Ukoj te łzy Panie! Anglia płacze nad skonem królowej — łaska królewska otrze łzy gorzkie — (wchodzi hrabia Courtenay).
Król, Panowie!

(wchodzi król oparty na ramieniu księcia Somerset — kroczy powoli — za nim karzełek).
KRÓL.

Northumberland, witam cię bohaterem!... przecie moje panowanie podnosicie w oczach Europy — kiedy ja nie mam siły... (siada),

NORTHUMBERLAND (całuje rękę króla i wskazuje admirała.)

Oto bohater!

ADMIRAŁ (ponuro).

Król mój nie rad widzieć moje zasługi. —

KRÓL.

Dzięki ci admirale — dla czego ta postać żałobna?

ADMIRAŁ.

Straciłem żonę.


KRÓL (zrywając się).

Przebóg! Katarzyna Parr! (załamując ręce).

ADMIRAŁ.

Dwie godziny temu oddała ducha — ten pierścień — i łańcuch ten króla ojca twego odsyła ci Panie.

KRÓL.

O boleści! o żałobo nowa — ta zacna, ta pełna światła... ta łagodna macocha, co mi nie raz dała zapomnieć, że nie miałem matki...

ADMIRAŁ.

Dzięki za to słowo królewskie (całuje rękę króla).

KRÓL.

Niechże dzień ten żałoby uczci jej zacną pamięć — jako dzień braterskiej zgody — ty książę Somerset noś ten łańcuch, a ty admirale ten pierścień — i na proźbę króla waszego — podajcie sobie bratnie dłonie — (bracia Sejmour stoją nieruchomi). Gdzie dwóch braci w niezgodzie, na jednego z nich cień padać musi!

NORTHUMBERLAND.

O dniu szczęśliwy... kiedy łaska króla uwolniła cię książę Somerset — podajże rękę bratu do zgody.

SOMERSET.

Nie łaska — ale sprawiedliwość.

KRÓL.

Wuju Somerset, na nowo język twój drażnić mnie zaczyna? cóż, nie chcecie zgody? okryjcie mi nogi — zimno mi — i słabo. (Northumberland okrywa nogi siedzącego króla płaszczem purpurowym). Admirale, ty brata pierwej obraziłeś — tyś winien krok pierwszy.

ADMIRAŁ.

Przenigdy królu!... świadczę się żoną moją, którą obraziła jego żona.

KRÓL.

Kiedy ja czas mam na godzenie waszych pokątnych swarów, wy głucho stoicie na prośby króla? czy rozkaz ma rozstrzygnąć?

SOMERSET.

Jako w żałobie będącemu bratu podaję rękę.

ADMIRAŁ.

Więc i ja bracie — o to konając błagała mnie żona moja...

(w chwili, kiedy król łączy ich ręce, wpada księżna Somerset z tryumfującą furyą i woła, rozrywając ich).

KSIĘŻNA SOMERSET.

Stój królu Panie! by majestat twój nie zohydził się tym dniem zgody. — Przenigdy, mąż mój nie poda ręki temu zbrodniarzowi! admirale Tomaszu Sejmour, baronie Sidney, — w obec króla i Anglii, oskarzam ciebie, że utrułeś żonę Twoją, królowę Katarzynę Parr!... (przerażenie).

ADMIRAŁ (cofa się przerażony).

Piorun na głowę twoją furyo! gdyby nie obecność królewska, ta szpada zatknęła by twe gardło potwarcze! Potwarz! potwarz! Bóg świadkiem moim! o duchu żony! spłyń i mów za mnie!

KSIĘŻNA SOMERSET.

On — męża mojego, wtrącił do więzienia! on — z pychy ożenił się z królową wdową Henryka ósmego, a kiedy mu zawadzała, pozbył jej się o królu! ostrzegam cię, że myśli o spisku na życie twoje — nie bez wiedzy siostry księżniczki Elżbiety.. co nań łaskawa...

ADMIRAŁ (rzuca jej w twarz rękawiczkę).

Pycho Woodstoków! masz hańbę, co miota na mnie oszczerstwo twoje! gdzie twe świadectwo hieno bezczelna! czy mnie chcesz zgubić, jak męża gubisz?

SOMERSET.

O biada! odchodzę, bym w dniu tym zgrozą nie posiwiał!

KSIĘŻNA SOMERSET (porywa jego rękę).

Zostań!! odejść chcesz gdy całe piekło pomaga nam do zemsty przeciw temu, co nas spychał przez lat dziesięć! zostań! i pomóż mi, bym cię niedołęgą nie nazwała w obec dzieci twoich!

KRÓL.

Gdzie świadkowie?

KSIĘŻNA (daje znak).

Oto są! (występują świadkowie).

ADMIRAŁ.

Dworżanie moi!... przebóg! wy świadczycie!

JEDEN Z DWORZAN.

Świadczę! królowa wdowa a lady Sejmour zażyła truciznę — którą wielki admirał sam podał jej w nocy — po powrocie z wojny.

INNI ŚWIADKOWIE.

I my świadczymy.

ADMIRAŁ.

I przysięgacie!


DWORZANIE.

Przysięgamy!

ADMIRAŁ.

Ognie Sodomy! na ten świat nikczemny!... gady karmione moją głupią ręką!... (zachodzi się od płaczu).

KRÓL.

Książę Northumberland! twe zdanie.

NORTHUMBERLAND.

Królu, w tej jednej sprawie racz mnie uwolnić...

KRÓL.

Northumberland się cofa? bezstronność twa raz pierwszy słabnie — każę — mów!

NORTHUMBERLAND.

Rozkazowi ulegam — wszak za mym głosem baron wyruszył w pole chwały — pod Pinkey —

KRÓL.

Tak.

NORTHUMBERLAND.

Wszak i za moją prośbą Somerset wyszedł z wieży — ale tam gdzie świadczy dwór cały, admirał winien być uwięziony...

ADMIRAŁ (zdumiony).

Northumberland!

(po pauzie porywając go za barki)

Northumberland! i ty!!

KRÓL.

Admirale — oddaj szpadę.

ADMIRAŁ (łamie i rzuca szpadę).

Weź ją i nie wracaj — bo jej nie wezmę od ciebie! wraźliwy chłopcze! to za bitwy, którem ci wygrał, gdyś tonął w poduszkach twoich — i dysputował o teologii... upadnież nędzna ofiaro od tych, co cię podżegają — ten sam Northumberland cię zgubi — na pamięć matki twojej, na którą cię kochałem — bądź przeklęty!!

(król twarz zakrywa — oburzenie).
KRÓL (trzęsąc się w febrze).

Admirale — jeszcze słowo — a głowa twoja potoczy się w Tower...

ADMIRAŁ.

Twoja by spadła, gdybym...

NORTHUMBERLAND.

Zbrodnia stanu!... obelga majestatu!


KILKA GŁOSÓW.

Winien śmierci!

KRÓL.

Sąd zwołać w Tower!

ADMIRAŁ (do króla).

Czekam cię przed Bogiem, parodyo Salomona! (do lady Somerset) gadzino! trzewia twe wyrwę, bym ujrzał czy miałaś serce! (popycha ją na ks. Northumberland). To człowiek twój!... pożryjcie się z miłości — o świecie! jak ja gardzę tobą!... (wychodzi ze strażą).

KRÓL (do księżny Somerset).

A ty nienawistna! jeżeli potwarzą zniszczyłaś tę zgodę, na której ja zakładałem mój pokój — potęgę państwa i przyszłość mego wieku — jeżeli cień potwarzy... dasz głowę także! precz mi z oczu na zawsze.

NORTHUMBERLAND (cicho do króla).

Są groźne wieści przeciw admirałowi — nie śmiem im dać wiary. — — —

KSIĘŻNA SOMERSET.

Biada mi — trzeba uprzedzić burzę (odchodzi).

SOMERSET.

Królu Panie! czy tak się nagradza tych, co tron twój podpierają? czy to odwet żonie mojej, co zamknęła oczy twej matce a siostrze mojej?

KRÓL (rozpaczliwie).

Somerset! Somerset nie kuś mnie w tej chwili! bezkarnie gniewu mego nikt nie podżega! patrz na ten znak i milcz!... (wskazuje herb Tudorów na kołdrze purpurowej, którą ma nogi okryte).

SOMERSET (szyderczo).

Szkoda że na kołdrze — a nie na tarczy zsiekanej mieczami...

KRÓL (wzburzony).

Odejdź!! dla miłości matki mej, a twej siostry dziś jeszcze odpuszczam — ale klnę się — że raz ostatni! odejdź!! (Somerset odchodzi, król rzuca za nim kindżałem, który Northumberland odnosi). A — Northumberland!... patrz jak mnie upokarzają szyderstwa tych dwóch braci — czyż moja wina, że mi Bóg zdrowia i siły odmówił — czy przeto mniej męztwa w tem łonie — mniej siły? a! myślą, że mniej siły! poznają we mnie ojca mego! poznają! a! jakżebym ich się pragnął pozbyć... pali mnie w środku!... spokoju! spoczynku! a! nienawiść ku nim mnie pali...

NORTHUMBERLAND.

Właśnie o Panie, po tylu leciech wiernej służby, składam prośbę u stóp majestatu twego, byś mnie raczył uwolnić...

KRÓL.

Co? mnie opuścić — mój wierny Northumberland? W tej chwili opuścić...

NORTHUMBERLAND.

Racz zważyć Panie — że ta waśń w rodzinie królewskiej zbyt smutna!... że na mnie spaść może część odpowiedzialności...

KRÓL.

Nie przyjmuję!... królewskiem słowem zatrzymuję cię szlachetny mężu... dziś, samotnego, wśród tłumu płatnych wrogów, jedyny mój przyjaciel mnie porzuca!...

NORTHUMBERLAND (na kolanach').

Tak to jam winien! nie! nie! przenigdy królu mój i Panie — chwila słabości nie zwyciężyła mego przywiązania!... ojciec twój ściął mego ojca... a ja do końca jak syn wierny...

KRÓL (podnosi go).

O wierny bracie... radź i wspieraj mnie do końca!... (pochyla głowę na jego piersi, Northumberland kiwa głową i śmieje się szyderczo).

NORTHUMBERLAND.

Nim miałem odejść, chciałem ostrzedz...

KRÓL (badawczo).

Przed kim?

NORTHUMBERLAND.

Przed dwojgiem ludzi... Księżna Somerset — myśli o koronie — ta dumna niewiasta płomienną rózgą gna swego męża protektora do swych celów... mam pewność — dowody blizkie...

KRÓL.

A — czy podobna — przeczuwałem to — ależ siostry moje...

NORTHUMBERLAND.

One — przez palce patrzą — to statuy czekające... On im za narzędzie posłuży — złamią, gdy się zużyje...

KRÓL.

Jakże daleko wzrok twój sięga — to mnie przeraża — o tak! co dnia staję się podejrzliwszym — odzierają mnie z dziecinnej wiary mojej... mnie co tak kocham ludzkość... mnie, cobym z mieczem przeciw potędze złego...

NORTHUMBERLAND.

Ukoj się Panie — twe zdrowie.,. (wchodzi dworzanin, mówi cicho z ks. Northumberland, oddaje mu papier i odchodzi).

KRÓL.

Co to jest Northumberland?

NORTHUMBERLAND.

Czy masz dość spokoju o Panie? nowy grom w twe serce ma uderzyć!

KRÓL.

Spokojnym.

NORTHUMBERLAND.

Ten człowiek wydarł z życiem umykającego posłańca ten pargamin — a pędził ku Nottingham — spisek się rozgałęził — życie twe niepewne — o oto ręka księżny Somerset — i podpis lorda protektora... biada mnie, dzień ten zatruł mi życie!...

KRÓL (wydziera mu papier).

A! szatany!... sąd! w tej chwili sąd złożyć...

NORTHUMBERLAND.

Protektor — na ulicy wzięty i już uwięziony — księżna żona jego w domu własnym strzeżona — czy król wyrok podpisze?

KRÓL.

Nowy wyrok śmierci? (zrywa się i przechadza).

NORTHUMBERLAND.

Twoja śmierć — lub jego królu!...

KRÓL.

O! niechby moja była... nie wiele dni mam przed sobą...

NORTHUMBERLAND.

Twoja hańba lub jego — lata więzienia w Tower.

KRÓL.

Hańba!... słabość! nie nigdy!...

NORTHUMBERLAND.

Czy król podpisze? (podaje pergamin).

KRÓL.

Henrykiem szóstym nie będę!,.. raczej ósmym, gdy spiskują na życie moje... ja słaby i wahający się? nie! siłą potęgę zdobyć! gwałtem w gwałt uderzyć! (podpisuje).

NORTHUMBERLAND (do siebie).

Zapiał kur Piłatowy — (chowa pergamin i spiesznie odchodzi).

KRÓL (rzuca się za odchodzącym),

Northumberland! Northumberland!! zapóźno... a! życie moje! przeklęta dolo!... matko przebacz mi, ale patrz, co mi czynią bracia twoi!... ojcze mój, czemuś mi dał to życie!... (odchodzi zakrywając twarz chustką).




Zmiana. W więzieniu Tower.
ADMIRAŁ TOMASZ SEJMOUR (sam. Chodzi w silnem rozdrażnieniu).

Chciałbym jak jeden płomień siarczysty wyzionąć to życie!... zawiodło mnie razy sto! obmierzło mi!... i w końcu tutaj! ja... w Tower? czy to ja czy nie ja! wilgotne ściany więzienia czyście cnotliwsze od ludzi? czy nie kłamiecie oczom moim? tak! to więzienie! więc tu się kończy chwała Sejmourów na tronie poczęta!... o! czemum nie poległ na polach chwały! tyle razy Ocean miotał flotą moją i żadna fala pochłonąć mnie nie śmiała... a schłonął — Tower!... Jam nie na dni dzisiejsze! w dworskich zabiegów rzemiośle kto zrówna panterze, co zasiadła na wyżynach Northumberland, by z nich tem wścieklej miotać się na ludzi!... ha!... pragnienie krwi tej czarnej cierpi szpada moja!... niewdzięczniku, coś dojrzał na słońcu łaski mojej! ha!... (staje w zamyśleniu). Ty jedna łzę po mnie otrzesz... łzę gorącą... biedna Elżbieto!... sieroca... upokarzana za matkę twoją... ty miałaś serce dla mnie!... serce dziecka pierwsze jak kwiat poranny, królewskich snów jeszcze nie świadome... duma jeszcze go nie ścisnęła wężowym obręczem! o! czemuż duma moja zdeptała je razy tyle! Znosiłaś obelgi od żony mojej — od dworu... ty mnie jeszcze kochasz?... czy jeszcze? o nie!... to serce nadtom zranił, ono mnie wkrótce nienawidzieć zacznie! w tej kobiecie żelazna wola... słuszna kara moja! człowiek co po sercu kobiety poszedł do celu swego, nie wart miłosierdzia! (siada i zamyśla się — po dłuższej chwili wchodzi do więzienia książę Somerset. Admirał zrywa się). A! tego nadto!... ty jeszcze śmiesz stawać by mi urągać... gdybym miał szpadę...

SOMERSET (stojąc z założonemi rękoma).

Nie zbroczył byś jej w krwi braterskiej...

ADMIRAŁ.

We krwi wroga — szydercy...

SOMERSET.

Nie szydzić przychodzę — patrz — oto potwarz i mnie tu strąciła! wśród dnia i dworzan moich — na ulicy ujęty — jestem uwięziony, i już ztąd nie wyjdę — wiem że nie wyjdę!...

ADMIRAŁ.

Uwięziony! — ty? — —

SOMERSET.

Tak bracie — i mnie obalił Northumberland — parlament w jednej — wojsko ma w drugiej kieszeni — króla na ręku — rozdaje dobra i godności!... król bez niego obejść się nie może! i jam się bronił jak lew w obec ich sądu — i mnie stawiano świadków, co mnie zgubili — rękę mą podrobił i żony mojej!... zbezcześciłem majestat — dam głowę — o spisek mnie obwiniono — wiesz jak nas ten królik nienawidzi... jak pragnął z naszej wydrzeć się opieki! dziś ma opiekuna... co go zbliży ku niebu!...

ADMIRAŁ.

Kara twa przyjść musiała! wrogiem moim byłeś — przeklęty los co nas dla szyderstwa w jednem osadził więzieniu! jak w jednej matki żywocie! pragnę być samotny — dziś dzień mój ostatni.

SOMERSET.

I mój ostatni — wyrok już podpisany.

ADMIRAŁ.

Więc ten sam miecz nam utoruje drogę... a! czemu ten sam! piekło i furye! nic wspólnego z tobą mieć nie chcę!...

SOMERSET.

Tomaszu! Tomaszu!... za co to piekło nienawiści? żeś był zawistny o potęgę moją — o gwiazdę moją, co zbyt prędko zbladła — pojmuję... — ale wiesz żem nie knuł zdrady przeciw tobie — pocóż ta nienawiść...

ADMIRAŁ.

Poprzysiągłem ją domowi twemu do końca!...


SOMERSET.

Marna przysięga! ten sam żywot nas nosił — taż pierś karmiła... a jutro rano... Tomaszu... noc już kona — niech skonają złości nasze!...

ADMIRAŁ (z wybuchem żalu).

Ta sama pierś!...

SOMERSET.

Więc w obec śmierci niech nas złączy miłość! przed Bogiem stańmy nią oczyszczeni — (wyciąga doń rękę).

ADMIRAŁ (cofając się).

Nie! nie!... kto sprawił, że mnie król odwołał z pola bitwy, gdzie tak gwiazda moja wschodziła?... kto zdziałał, że wróciwszy, zawsze zdaleka byłem od jego boku?.. Kto jeźli nie ty?...

SOMERSET.

Tak — w ustach księcia Northumberland!... wiedział, dla czego nas wasnił — gadziną wcisnął się między nasze łona!... jednego obalił siłą drugiego — i na obudwu zbudował potęgę własną... on ci to rzekł — nie prawda — bracie mój? pomyśl...

ADMIRAŁ.

O nieba!...

SOMERSET.

Spojrzyj za siebie... w dzieciństwa dni błogie,
Gdzie tyle nieba i rzewnych rozkoszy...
Niechaj ten promień rozmrozi twe serce,
By zaryczało jak strumień ze skały
Namiętnie ku mnie!... bracie bądź wspaniały!...
O! czy pamiętasz łóżeczka dziecinne,
I sny anielskie... ciche a niewinne,
I pacierz z matką wieczór odmawiany...
O czy pamiętasz jej ciche modlitwy,
Co długo w nocy jeszcze nad spiącemi
Dziećmi mówiła... sen nasz błogosławiąc
Jak anioł biały skrzydłami, czuwając
Nas ocieniała, splecionych ramiony.

(Admirał zakrywa twarz rękoma).

SOMERSET
(bliżej opierając rękę na jego ramieniu).

A czy pamiętasz dom ten rodzicielski
I dni dziecinne pełne szczęśliwości,
I lata szkolne — i pierwsze płochości...
Czy zapomniałeś jak u ojca grobu
W uścisku niemym byliśmy tak długo...
Daj mi dłoń bracie!... przebacz... o mój bracie!

ADMIRAŁ (dziko).

Nie — nie!!

SOMERSET (z załamaniem).

Życie — za nami — duma w proch upadła...
W proch zdruzgotane padły jej bożyszcza
Wieczność przed nami! ja cię kocham bracie!
Czy na głos taki nie krzykną wnętrzności!?

ADMIRAŁ (rozdartym głosem).

Nie!...

SOMERSET (załamuje ręce).
(w tej chwili admirał pada mu na szyję).

O bracie drogi!... lepszy!... przebaczenia!...

(trzymając się długą chwilę w objęciu z urywanem szlochaniem).

ADMIRAŁ.

Po tylu latach!... a jak pierś ma lekka,
Jak gdyby Albion ze siebie strąciła!...
Pycha i zawiść nas tu rozerwała!
Potwarz, co karą, niech nas w śmierci zwiąże!...
O tak! jam winien! wiedz szlachetny książe,
Twoja mnie gwiazda paliła i żarła!...
I żona twoja!...

SOMERSET.

Nie jest mi już żoną —
Wiem żeś niewinny. —

ADMIRAŁ.

O tak! spotwarzyła!...
Jej nie przebaczę i do końca świata...
Jej niechaj odda krwawy topór — kata!...
Ona zażegła ogień nienawiści...
Lecz zapomnijmy — bracie! bądźmy czyści!...
Tak to jam winien! czyliż twoja wina,
Że ulubieńcem ty byłeś fortuny?
Że król ci sprzyjał — sprzyjały kobiety,
Że samo szczęście kochało się w tobie,
Tyś zawsze słodszy i lepszy był... zawsze
Łagodność miałeś przy męztwie Cezara,
Co ma świadomość niemą swej wyższości!
Tegom ci nie mógł darować w mej złości
O! nieraz knułem zdradę przeciw tobie...
Byłeś uwięzion przeze mnie... Joanna,
Anielskie dziewczę cię uratowało...
Ach... jakżem czarny... oto łzy me płyną
Do stóp twych... przebacz! i jeszcze ukochaj!...

(rzuca mu się do nóg).

SOMERSET.

Bracie otwarte niebo!... jam szczęśliwy!...

(głośne pukanie).

ADMIRAŁ.

Czas przyszedł — — niechaj wróg zastanie godnych
Imienia swego — —

SOMERSET.

I niech się nie cieszy
Łzami, co może przypisać słabości. —

(wchodzi kat — kłaniając się uniżenie mówi)

Czas milordowie!

OBAJ BRACIA.

Jesteśmy gotowi!

ADMIRAŁ (dając mu sygnet).

Ten dar wieczności dajmy posłowi. —

SOMERSET (do brata).

Czy będziesz mówił? ja powiem co czuję,
Bo lud ubogi — do końca miłuję. —

ADMIRAŁ.

Ja nic nie rzeknę — bo gardzę wszystkiemi
I rad bym prochów nie oddać tej ziemi.

(Obejmują się niemo. Northumberland wchodzi i staje niemo z uśmiechem szyderczym.)

SOMERSET.

O do widzenia! tam! razem do końca!...

KAT.

Służę — uprzedzić czas nam promień słońca.

ADMIRAŁ (spostrzegając Northumberlanda).

A!...


SOMERSET.

Nie tyś kat kacie! To ludzkości katy!...

(Northumberland niemo wyciąga rękę wskazując im drzwi — obaj wychodzą trzymając się za ręce — i on zwolna za niemi.)




Zmiana. Komnata królewska — król ubrany na łożu — Joanna Grey podaje mu napój — w krześle oddalonem siedzi Northumberland — karzełek wałęsa się po komnacie.
KRÓL.

A gdyby zasnąć... trzecia noc o siostro!...
Gdyby ta kara mogła być mniej ostrą...

JOANNA.

O tak... tak... winni... ale łaska może,
Sprawiedliwości złagodzić wyroki!...

NORTHUMBERLAND.

Niestety... próżne nasze są żądania!
Od wczoraj modlę się już za ich dusze.

KRÓL.

To racyi stanu — królewskie katusze...
Lub wiecznie karać, lub przebaczać wiecznie
Jedna królewska komedya — koniecznie
W te dwie ujęła tu ostateczności!...
A z nikąd — z nikąd, szczypty serdeczności,
Wszędzie interes — do króla — i chciwość!
Daj palec — ramię chwyta ci łapczywość,
I wiedzieć przytem, że ta sama zgraja,
Przedrwiwa sobie ze mnie, jak z mazgaja,
Że gdybym dzisiaj stracił blask korony,
Może by żaden — nie dał mi ochrony...
Duma — mi nie da z tronu zejść nikczemnie,
A berło — szczęście odpycha ode mnie!...

(chwila milczenia),

JOANNA (cicho).
Słabyś jak dziecko.. — strzeż się tego człeka...
(wskazuje Northumberlanda — wpada księżniczka Elżbieta w największej rozpaczy — w wielkim nieładzie z rozpuszczonem włosem — rzuca się na kolana u łoża królewskiego i chwilę milczy załamując ręce).

KSIĘŻNICZKA ELŻBIETA.

O królu bracie! na krzyż Zbawiciela
Odpuść! litości! litości!! litości!!!
O! ja go kocham!... głowa Admirała
Ma paść... ha! królu! wyję zmiłowania!...
Łaski!... nie umiem!... ja za nim szlaję!...
Niech świat przepadnie!... ale on nie... biada!...
O miłosierdzia!... (tarza się u łoża po ziemi).

KRÓL (zrywa się).

Northumberland! czy jeszcze czas?

NORTHUMBERLAND.

A — wątpię
Gdy działo zagrzmi, będzie już za późno..

(król podpisuje — huk działa).

KSIĘŻNICZKA ELŻBIETA.

A!

(zatacza się i pada na jedno kolano chwytając się poręczy łoża królewskiego — kryje twarz wualem — długie milczenie — zwolna podnosi głowę patrząc dziko — przed siebie — i mówiąc bardzo zwolna sama z sobą, podnosi się i wyprostowuje dumnie).

On mnie nie kochał nigdy... zaślepiona
Byłam... drwił ze mnie!... z bolów drwił!...
Niech — kona!

(zwolna powstając)

Na czas mi stronić trza od wszystkich ludzi,
W mej piersi słabej głos Bogów się budzi —

(coraz potężniej)

Wola! tak wola! niech we mnie zapała!...
Niech wszystko zgniecie!
Miłość tu marzeniem!
Krew mi trza puścić... walczyć z rozboleniem!
Wola mnie! ja nią będę panowała!

KRÓL (zdumiony).

O siostro moja, żal mi cię...


JOANNA.

O! siostro!

ELŻBIETA (odpychając ją mówi do króla).

O! bądź spokojny — w tej chwilim dojrzała!
Roztropność! — odtąd będę skamieniała!
Odtąd rozumem mym — będę bronzowa!

(dumnie)

Taką — winna być królowa!

(po chwili)

Czy wolno króla ucałować rękę?

(król daje rękę do pocałowania. Księżna Elżbieta całuje ją, kłania się nisko i odchodzi).

KRÓL.

A co? z kamienia! (uderza po poręczy łoża).
Jak ten lew bronzowa!

JOANNA.

A! dreszcz i zmora!

KRÓL.

To będzie królowa
Wielka! bo umie panować nad sobą!
Nie jak my!... biada — jakże nas zawstydza...

JOANNA.

Nieszczęsna — z wieczną u łona żałobą
Serce jej będzie jak urna z popiołem:
To cóż że przejdzie z promienistem czołem?
Lepiej mnie w ciszy, nieznanej dziewczynie
Uszczęśliwiając, ciche życie minie!...

NORTHUMBERLAND.

Kto umie czekać — ten świat posiędzie.

KARZEŁEK.

Lecz doczekawszy się grzybem będzie.

(uchodzi za zasłonę).

KRÓL.

O niech koronę nosi to przekleństwo
Złote, co wtłacza na skroń człowieczeństwo!...
Chodźmy! świeżego tchnienia mi potrzeba —
Tak dawno morzam nie widział — ni nieba...
Duszno mi — straszno — i tak pali łono
Jakby przezemnie — zbrodnię popełniono...

(wychodzą).




Zmiana. W parku Bradgate — stare drzewa — bogata roślinność — olbrzymie knieje i dalekie perspektywy — w głębi gotycka leśna kaplica z dwoma drzwiami — rogi myśliwskie w oddaleniu — z gęstwiny wychodzi zwolna nauczyciel Joanny, John Aylmer i zrywa kwiat, nad którym się zatrzymuje.
AYLMER (sam).

I oto mniemanie nasze — o rozumie naszym — ta mała roślina jest mi bezimienną i tajemniczą... jakie ma imię w księgach? nie wiem — jaki jej przymiot i cel w księdze natury, nie wiem — o Sokratesie mistrzu! nic nie wiem, tylko to wiem, że nic nie wiem! — a jednak kwitnie tak pięknie! tylko stwórcy znajoma w swym cieniu!... i zamyka swe łono za najlżejszem dotknięciem — gdybym orzekał chrzest jej botaniczny, nazwał bym tę roślinę sercem kobiety... tak to moja Joanna!... trzeba było doczekać się, że i ona kobietą — im niepospolitsza kobieta; tem pospolitszy człowiek opanuje jej serce!... (siada) niestety! kobietą! a! to fatum! a ja myślałem, że ona wyższą nad płeć swoją... ukochała go! tak nie ma wątpienia — tem pierwszem przywiązaniem czystej i młodej duszy, co najsilniejsze — od dwóch tygodni książki nie miała w ręku... Platon jej zobojętniał... częściej tylko na arfie przygrywa... ale ten człowiek taki pospolity... on nic nie umie! tancerz i myśliwy, więcej nic! Guilford!... czy do uwierzenia! co powie Roger — co Vermingli!... mówiłem z nią o tem — niestety! tak roztargniona, że prawie słów mych nie słyszała... czy ten Guilford wystarczy jej na całe życie! niepodobna! biada, gdy jej się oczy otworzą... będzie za późno!... może kiedyś, smutna ofiara... opuszczona przez zalotnika, co kocha jak ogień słomiany... Ale dla czegoż mnie to tak gniewa? czy zawsze ze starcami tylko obcować miała!... umysł ten zerdzewieje przy nim!... a jego nie podniesie! biada mi!! (słychać szczęk pałaszy coraz bliżej). Cóż to! szczęk broni... ha! co widzę, Guilford syn księcia Northumberland Courtenay hrabia Devonschire! obaj kochają Joannę... ale nieszęsny[1] Courtenay choć tyle wyższy!... wyznała mi prawie bezwiednie, że serce jej wybrało Guilforda!... a! spieszmy uprzedzić nieszczęście!...

(Guilford i Courtenay wpadają walcząc pałaszami).

GUILFORD (nacierając).

Ja albo ty — jeden z nas!... (walczą).

COURTENAY (z rozpaczą gwałtowną).

Ta — albo żadna!...
Piekło mam przed oczyma! iskry piekielne, spalcie mnie!... a!...

(pada zraniony).

AYLMER.

Przebóg — stójcie! błagam na imię Joanny!

GUILFORD.

Biada mi!... (do Aylmera) starcze uprowadź go!... inaczej przepadłem — król mi nie przebaczy. —

COURTENAY (wstając).

Będę milczał — bo ona cię kocha! rana lekka — (wskazuje serce) tu! cięższa — przebaczam ci — bądź zdrów!...

AYLMER.

Opatrzyć ranę... zaraz — schrońmy się do tej kaplicy!...

(uprowadza wspartego na sobie Courtenaya do kaplicy — Guilford odchodzi. Horyzont się ściemnia. Błyskawice rzadkie, potem coraz częstsze).

JOANNA GREY
(sama — w amazonce — wchodzi zwolna bardzo zamyślona).

Dziwna!... o dziwna — sama nie poznaję siebie (przeciera czoło). Czy to ja — czy nie ja? Gdzie swoboda i wesołość moja? oto stoję na rozdrożu życia, jak róża kwitnąca nad otchłanią... czy lepiej, by listek za listkiem upadał w przepaść czasu — czy samej przepaść w nieskończoność otchłani... otchłań to uczucie! O! tak (z uniesieniem) kocham go!! zwiędnąć mi zerwanej — byle przy jego boku — kocham go tak silnie i potężnie, jak on mnie! powiedział mi to oczyma swemi — choć usta milczały! widziałam go raz tylko — a jednak wciąż go widzę... (błyskawice i grzmot daleki).


GUILFORD (wpadając).

O przebacz kuzynko... milady!... czy się zbłąkałaś? koń twój sam popędził do zamku — struchlałem to widząc... burza nadchodzi...

JOANNA (pomięszana).

Tak — nie mogę odszukać mej drogi — koń mój umknął dziś mimo swego przywiązania — zwykle szedł za mną razem z moim dogiem...

GUILFORD.

Koń mój lady, odniesie cię do zamku — myśliwi już wracają — sam go poprowadzę, bo droga przykra — rodzice twoi i ojciec mój niespokojni cię szukają... ale zdajesz się znużona.

JOANNA.

Tak — nieco!... gorąco mi było... a! mój pierścionek! zgubiłam go! co za przykrość... tak go lubiłam!

GUILFORD.

Szukajmy — musimy znaleźć — kto też z nas go znajdzie?

JOANNA.

Nie trudź się dla mnie — kuzynie.

GUILFORD.

Okrutna! wszak jeleniowi rogi nie ciężą, znam cię niedawno... ale szukałbym za pierścionkiem do końca świata... byle razem...

JOANNA (z prostotą ciągle szukając).

Miła mi twa otwartość — nie zdajesz mi się obcym — owszem — jak dawny znajomy.

GUILFORD.

Czy być może! Joanno — czy znośnym jestem tobie! widzisz jam taki prosty, jak ten dąb co urósł sam ku niebu takim jak go Bóg stworzył — uczyć mi się nigdy nie chciało, uciekałem w knieje — czytać i pisać ledwie umiem — o rozumie twoim słyszałem tyle i lękam się.

JOANNA.

Właśnie prostota twoja jest mi nową, zawsze żyłam tylko z uczonymi — zdaje mi się że nie żyłam... dotąd — nieznam życia jakiem jest...


GUILFORD.

Po grecku ni po łacinie nie umiem — podpisać się potrafię — widzisz jakim szczery! ale spytaj się, jak mieczem władam, jaki rumak mi się oprzeć zdolny — jaka tanecznica mi nierada,

JOANNA.

A — ja nawet tańcować nie umiem — nie umiem!...

GUILFORD.

Albo jak na łodzi z oceanem szamotać się umiem! jedno mam marzenie: to wielkość! chwała! co twój Homer opisał — to zdziałać ja pragnę!... tak sława! to sen mój ognisty! olbrzymi! jedną wielką bitwę wygrać — unieśmiertelnić się... być wielkim jak rycerze średnich wieków... jak ci w Plutarchu — tego jednego lubiłem czytać!.,.

JOANNA (do siebie).

Jakże piękny w zapale swoim! (głośno). O! wspaniałe twe marzenia... większym będzie, kto wielkie sprawy zdziałał, jak ten, kto o nich pisał lub był przy nich tylko... ale mężczyźni z tą ambicyą pół tylko serca mają dla rodziny...

GUILFORD.

Oto twój pierścień!

JOANNA.

Jakżem szczęśliwa!

GUILFORD.

A ja nie!

JOANNA.

Czemu?

GUILFORD.

Bo bylibyśmy dłużej z sobą...

JOANNA (podając mu rękę).

Jakżeś dobry kuzynie!

GUILFORD (jej rękę całując).

O! jakżeś ty niebieska!...

JOANNA.

A! co za szczęście, żem ten pierścień znalazła. Zamyśliłam sobie coś...

GUILFORD.

A! i ja mam pierścień!... który właśnie zginął — nigdzie tylko tu...


JOANNA.

Jakto zginął teraz?

GUILFORD.

Tak zsunął się z palca. —

JOANNA.

Szukajmy!...

GUILFORD.

Szukajmy!...

JOANNA.

Mam szczęście w znajdywaniu zguby...

GUILFORD.

Nie znajdziesz go!...

JOANNA.

A jak znajdę?

GUILFORD.

To będzie dobrą wróżbą dla mnie. — —

(szukają dłuższą chwilę).

JOANNA.

Oto jest — a jaki piękny!

GUILFORD.

Tak prędko! (zginając kolano).
O dzięki tobie...

JOANNA.

Musi być dawny.

GUILFORD (z zakłopotaniem).

Od matki go dostałem...

JOANNA.

Której już nie masz!...

GUILFORD.

Jakaś ty anielska, kiedy to mówisz,.. tak pierścień ten dawny... ale nieco za mały na moją rękę...

JOANNA.

To dziwne — a mój za duży...

GUILFORD.

Więc zróbmy zamianę — ty noś mój, a ja twój nosić będę...


JOANNA.

Czy to tak można?

GUILFORD.

Czemuż nie? co w tem złego?

JOANNA (z radością).

Dobrze! dziwna! z sobą jesteśmy jak gdybyśmy byli dziećmi...

GUILFORD.

Jak dziećmi... z dziecka uczuciem powiem ci Joanno, czego już nie zatrzymam w sercu — ja ciebie kocham! nie! ubóstwiam! daj mi życie podzielić z tobą... samemu bez ciebie żyć nie potrafię... (gwałtownie) daj mi się tylko modlić do ciebie! (grzmot bliższy).

JOANNA.

Przerażasz mnie milordzie!... ale na cóżbym taiła co myślę... szczęście jest tylko dla tych, co mają dar cieszenia się... skłamałabym mówiąc, że mi się nie podobasz! Dotąd nie skłamałam nigdy — czy tobie pierwsze kłamstwo? nie! prawda tobie... serce moje przychyla się ku tobie jak słaba trzcina... ja w ciebie wierzę Guilfordzie!...

GUILFORD.

Wierzysz... ale czy mnie — kochasz?...

JOANNA.

Gdybym ci powiedziała — słowo nie oddało by potęgi uczucia...

GUILFORD.

O Joanno! Joanno moja! aniele mój!

JOANNA.

Guilford! jakżeś mnie uszczęśliwił...

(Guilford upada na kolana i kryje twarz w rękach Joanny. — Z głębi parku cicho wychodzą książę i księżna Suffolk i książę Northumberland.)

NORTHUMBERLAND (dotykając ramienia syna).

Winszuję ci kawalerze!

JOANNA (przerażona).

Rodzice moi — a!... —

KSIĘŻNA SUFFOLK.

Pragnęliśmy dnia tego moje dziecko — uściskaj mnie...

JOANNA.

Moja matko — ta czułość... czy to sen?


KSIĄŻĘ SUFFOLK.

Tak moje dziécię, książę Northumberland oddawna prosił mnie o twą rękę dla Guilforda — twoje serce tylko rozstrzygnąć miało...

JOANNA (dając rękę Guilfordowi).
NORTHUMBERLAND.

A więc bez zwłoki — w tej kaplicy jest kapłan, co was połączy — na teraz rzecz pozostanie tajemnicą rodziny — powody do tego ważne — chodźmy. — —

GUILFORD.

O mój ojcze! (całując go).

JOANNA.

Jakto? w tej chwili! nie mówiłam z mistrzem i drugim ojcem moim Aylmerem — król o tem nic nie wie — żal będą mieli słuszny — — nie skupiłam się w sobie – nie pomodliłam się nawet. —

NORTHUMBERLAND.

Król wie o wszystkiem — i ten dyadem (dobywa dyadem, który jej wkłada na czoło) ci przysyła. —

GUILFORD.

Nie opóźniaj godziny szczęścia Joanno — nieba ją wydzwoniły... Kto wie, co przed nami!... ha! słuchaj dziś jeszcze moja...! nie chcesz? ty byś nie chciała... na ręku uniosę cię do tej kaplicy — porwę! prędzej! młotem drga serce moje, o chodź!...

JOANNA.

Tak nagle — gdzie ja jestem... czy będę szczęśliwą!... (grzmot silniejszy).

KSIĘŻNA SUFFOLK.

Wśród rodziców co cię błogosławią...

GUILFORD.

O chodź!

KSIĄŹĘ SUFFOLK.

Uszczęśliw naszą siwiznę!

GUILFORD (namiętnie).

O chodź!... cały świat błaga cię za mną!... ja szaleję! o chodź!!

JOANNA (do rodziców).

Więc chodźcie z nami!

(rzuca się w objęcia ojca).

GUILFORD.

A!!!

(bierze rękę Joanny i wprowadza ją do kaplicy — w tej chwili piorun uderza — Guilford prawie wnosi Joannę przerażoną — za niemi wstępują jej rodzice i książę Northumberland — odzywa się głos organów głuszony grzmotami — drugiemi drzwiami wychodzi po stopniach Curtenay wsparty na Aylmerze — muzyka brzmi ciągle — Courtenay z niemą boleścią załamuje ręce i rzuca się na stopnie kamienne kaplicy przy głosie organów — po chwili podnosi go Aylmer i uprowadza — kiedy Courtenay raz jeszcze odwraca się żegnając kaplicę z rozpaczą, zwolna spada zasłona wśród gwałtownych błyskawic i grzmotów).







  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – nieszczęsny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.