Strona:Joanna Grey.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I lata szkolne — i pierwsze płochości...
Czy zapomniałeś jak u ojca grobu
W uścisku niemym byliśmy tak długo...
Daj mi dłoń bracie!... przebacz... o mój bracie!

ADMIRAŁ (dziko).

Nie — nie!!

SOMERSET (z załamaniem).

Życie — za nami — duma w proch upadła...
W proch zdruzgotane padły jej bożyszcza
Wieczność przed nami! ja cię kocham bracie!
Czy na głos taki nie krzykną wnętrzności!?

ADMIRAŁ (rozdartym głosem).

Nie!...

SOMERSET (załamuje ręce).
(w tej chwili admirał pada mu na szyję).

O bracie drogi!... lepszy!... przebaczenia!...

(trzymając się długą chwilę w objęciu z urywanem szlochaniem).


ADMIRAŁ.

Po tylu latach!... a jak pierś ma lekka,
Jak gdyby Albion ze siebie strąciła!...
Pycha i zawiść nas tu rozerwała!
Potwarz, co karą, niech nas w śmierci zwiąże!...
O tak! jam winien! wiedz szlachetny książe,
Twoja mnie gwiazda paliła i żarła!...
I żona twoja!...

SOMERSET.

Nie jest mi już żoną —
Wiem żeś niewinny. —

ADMIRAŁ.

O tak! spotwarzyła!...
Jej nie przebaczę i do końca świata...
Jej niechaj odda krwawy topór — kata!...
Ona zażegła ogień nienawiści...
Lecz zapomnijmy — bracie! bądźmy czyści!...
Tak to jam winien! czyliż twoja wina,
Że ulubieńcem ty byłeś fortuny?
Że król ci sprzyjał — sprzyjały kobiety,
Że samo szczęście kochało się w tobie,
Tyś zawsze słodszy i lepszy był... zawsze