Prowincjałki/Jedenasty list do Wielebnych OO. Jezuitów

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Blaise Pascal
Tytuł Prowincjałki
Wydawca Instytut Wydawniczy
»Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
JEDENASTY LIST
DO WIELEBNYCH OO. JEZUITÓW.


(Iż niedorzeczne błędy można odeprzeć szyderstwem; względy z jakimi należy to czynić; iż Montalte zachował te względy, nie zachowali zaś ich jezuici: bezbożne błazeństwa O. le Moyne i O. Garasse).
18 sierpnia 1656.

Wielebni Ojcowie!
Czytałem pisma, które ogłaszacie w odpowiedzi na Listy pisane przezemnie w przedmiocie waszej Nauki moralnej. Główny punkt waszej obrony, to zarzut, iż nie mówiłem o waszych zasadach dość poważnie: powtarzacie to raz po razu, siląc się wręcz twierdzić iż obróciłem w szyderstwo rzeczy święte.
Zarzut ten, moi Ojcowie, jest bardzo szczególny i niesprawiedliwy. I gdzież to, waszem zdaniem, podałem w pośmiewisko rzeczy święte? Przytaczacie osobliwie Kontrakt Mohatra i historyę Jana Alby: czy to mają być rzeczy święte?
Czy uważacie, iż Mohatra jest czemś tak czcigodnem, iż bluźnierstwem jest mówić o tem bez uszanowania? A nauki O. Bauny o kradzieży, które skłoniły Jana Albę do praktykowania jej na waszą szkodę, są-li tak święte, abyście mieli prawo ogłaszać bezbożnikami tych, którzy z nich dworują?
Jako, moi Ojcowie! wymysły waszych teologów mają uchodzić za akt wiary! Każdy, kto sobie zechce drwić z Eskobara i z tak pociesznych a mało chrześcijańskich orzeczeń innych waszych autorów, ma być obwiniony o natrząsanie się z religii? I wy pozwalacie sobie powtarzać tyle razy podobną niedorzeczność? I nie lękacie się, iż, potępiając mnie za to że sobie drwię z waszych bredni, dajecie mi nowy przedmiot do drwiny? Toć zarzut ten spada na was, ukazując iż pozwoliłem sobie śmiać się jedynie z tego co w waszych pismach jest śmieszne; szydząc z waszych pojęć moralnych, byłem równie odległy od szyderstwa z rzeczy świętych, jak nauka waszych kazuistów oddalona jest od świętych nauk Ewangelii!
Zaiste, moi Ojcowie, wielka jest różnica między natrząsaniem się z religii, a natrząsaniem się z tych którzy ją kalają swemi niedorzecznemi rojeniami. Byłoby bezbożnością nie mieć szacunku dla prawd które nam odsłonił Duch boży; ale byłoby również bezbożnością nie mieć wzgardy dla fałszów które przeciwstawia im duch człowieczy.
Skoro, moi Ojcowie, zmuszacie mnie abym się wdał w tę rozprawę, chciejcie zważyć, iż, tak jak prawdy chrześcijańskie godne są miłości i szacunku, tak znowuż przeciwne im błędy godne są wzgardy i nienawiści. Prawdy naszej religii posiadają dwie rzeczy: boską piękność która daje im powab, oraz święty majestat który daje im czcigodność; tak samo i w błędach tkwią dwie rzeczy: bezbożność, dla której są one ohydne, oraz głupota dla której są śmieszne. Dlatego święci mają dla prawdy to podwójne uczucie: miłości i czci; i cała mądrość ich zamyka się między czcią, która jest jej początkiem, a miłością która jest jej celem; i tak samo znowuż dla błędu mają ci święci to podwójne uczucie nienawiści i wzgardy, i żarliwość ich zarówno stara się odeprzeć z siłą niegodziwość bezbożników, jak pognębić śmiechem ich niedorzeczność i szaleństwo.
Nie silcie się tedy, moi Ojcowie, wmówić światu, iż niegodną chrześcijanina rzeczą jest odnosić się do błędów z szyderstwem. Tym, którzyby tego nie widzieli, łatwo wykazać, iż postępowanie takie jest godziwe, że jest zwyczajne Ojcom Kościoła, uprawnione Pismem św., przykładem największych świętych, ba samego Boga!
Czyż nie widzimy bowiem, iż Bóg wraz nienawidzi grzeszników i gardzi nimi, tak dalece, iż, nawet w godzinę ich śmierci, wówczas gdy stan ich najbardziej jest smutny i opłakany, sprawiedliwość boska przyda drwiny i szyderstwo do pomsty i wściekłości która skaże ich na wiekuiste męki: In interitu vestro ridebo et subsannabo. I święci, ożywieni tym samym duchem, poczną sobie tak samo, skoro, wedle Dawida, patrząc na karę złych, będą równocześnie i drżeć i śmiać się: Videbunt justi, et timebunt, et super eum ridebunt. I Hiob powiada tak samo: Innocens subsannabit eos.
Zwłaszcza godnem uwagi w tej mierze jest, iż, w pierwszem odezwaniu Boga do człowieka od czasu jego upadku, znajdują się słowa pełne szyderstwa i gryzącej ironii, wedle zdania Ojców Kościoła. Skoro bowiem Adam, pod wpływem poduszczeń złego ducha iż będzie podobny Bogu, popadł w nieposłuszeństwo, widzimy w Piśmie św., iż Bóg za karę uczynił go podległym śmierci; i, doprowadziwszy go do tej nędzy będącej następstwem jego grzechu, szydzi zeń i z jego stanu temi kąśliwemi słowy: Oto człowiek, który stał się podobny nam: Ecce Adam quasi unus ex nobis. W czem mieści się krwawa i dotkliwa ironia, którą Bóg przypiekał go żywo, wedle św. Chryzostoma i wykładaczy. Adam, powiada Rupert, zasłużył aby go smagano taką ironią; dawała mu ona o wiele żywiej odczuć jego szaleństwo, niż jakieś poważne wyrażenie. Hugo de Saint-Victor, rzekłszy to samo, dodaje: iż zasłużył na tę ironię swoją głupią łatwowiernością, i że ten rodzaj szyderstwa jest aktem sprawiedliwości, skoro ten, kogo ono dotyka, jest go wart.
Widzicie tedy, moi Ojcowie, iż szyderstwo bardziej się niekiedy nadaje aby ludzi otrzeźwić z ich szaleństwa, i że jest wówczas aktem sprawiedliwości; ponieważ, jak mówi Jeremiasz, czyny tych, którzy błądzą, godne sa pośmiewiska z powodu swej czczości: Vana sunt et risu digna. I nietylko nie jest bezbożnością śmiać się z nich, ale, przeciwnie, jest to darem bożej mądrości, wedle tych słów św. Augustyna: Mądrzy śmieją się z bezrozumnych, ponieważ są mądrzy, nie własną mądrością, ale tą mądrością bożą, która będzie się śmiała ze śmierci złych.
Toteż prorocy napełnieni duchem bożym posługiwali się temi szyderstwy, jak to widzimy z przykładów Daniela i Eliasza[1]. Wreszcie i odezwania samego Chrystusa nie są bez takich przykładów. Św. Augustyn zaznacza to wówczas gdy Jezus chce upokorzyć Nikodema, który uważał się za bardzo biegłego w wykładaniu prawa: Widząc go nadętego pychą jako żydowskiego doktora, doświadcza go i wprawia w osłupienie górnością swoich pytań; zaczem, doprowadziwszy go do tego iż nie znalazł odpowiedzi, powiada: Jakto! jesteś mistrzem w Izraelu, i nie wiesz tych rzeczy? To tak samo, jakgdyby rzekł: Pyszny władco! uznaj że nie wiesz nic. I św. Chryzostom i św. Cyryl powiadają, że Nikodem zasłużył na to szyderstwo.
Widzicie tedy, moi Ojcowie, iż, gdyby się dziś zdarzyło, iż osoby, odgrywające mistrzów wobec Chrześcijan, jak Nikodem i Faryzeusze wobec żydów, okazałyby nieświadomość zasad religii, utrzymując naprzykład, iż można być zbawionym nie ukochawszy Boga ani razu w całem życiu, ten ktoby zadrwił z ich próżności i niewiedzy, poszedłby w tem za przykładem Jezusa Chrystusa.
Pewien jestem, moi Ojcowie, że te święte przykłady wystarczą aby was przekonać, iż śmiać się z błędów i szaleństw ludzkich nie jest to zgoła sprzeczne z postępowaniem świętych. Inaczej trzebaby potępić wielkich doktorów Kościoła którzy się posługiwali tą bronią, jako to św. Hieronim w swoich listach[2] i pismach przeciw Jowinianowi, Wigilancyuszowi, Rufinowi i Pelagianom, Tertulian w swojej Apologetyce[3] przeciw szaleństwom bałwochwalców; św. Augustyn[4] przeciw mnichom afrykańskim którzy nazywali się Kudłaczami; św. Ireneusz przeciw gnostykom; św. Bernard[5] i inni Ojcowie Kościoła, którzy, bywszy naśladowcami Apostołów, powinni być przedmiotem naśladowania dla wiernych przez cały ciąg wieków, ile że — cobądź by ktoś o tem mówił — są oni prawdziwym wzorem dla Chrześcijan, nawet dzisiejszych.
Nie sądziłem tedy, abym pobłądził, idąc za nimi. Dostatecznie to już chyba wykazałem; dodam tedy w tym przedmiocie jedynie te wyborne słowa Tertuliana[6], które usprawiedliwiają całe moje postępowanie: To, co uczyniłem, jest jeno igraszką przed prawdziwą walką. Raczej pokazałem gdzie wam można zadać rany, niż je w istocie zadałem. Jeżeli w moich pismach znalazły się ustępy pobudzające do śmiechu, to dlatego że sam przedmiot ku temu skłania. Wiele rzeczy zasługuje aby z nich dworować i szydzić w ten sposób, a obawy by, zwalczając je poważnie, nie przydać im wagi. Próżność niczego nie jest bardziej godna niż pośmiechu, prawdzie zaś przystało się właśnie śmiać, ponieważ jest wesoła, i dworować ze swych nieprzyjaciół, ponieważ jest pewna zwycięstwa.. Trzeba jedynie baczyć, aby szyderstwo nie było niskie i niegodne prawdy; ale, pozatem, kiedy można się niem zręcznie posłużyć, obowiązkiem jest to uczynić.
Czy nie uważacie, moi Ojcowie, że ten ustęp bardzo się do was nadaje? To, com uczynił, jest jedynie igraszką przed prawdziwą walką. Dotąd się tylko bawiłem; raczej pokazałem gdzie wam można zadać rany, niż je w istocie zadałem. Przytoczyłem porostu wasze cytaty, prawie nie czyniąc nad nimi uwag. Jeśli pobudziłem kogo do śmiechu, to dlatego że sam przedmiot ku temu skłaniał. Cóż bowiem snadniej może pobudzić do śmiechu, niż kiedy się widzi rzecz tak poważną jak moralność chrześcijańska, wypełnioną rojeniami tak pociesznemi jak wasze? Można mieć zaiste wysokie mniemanie o tych maksymach, które rzekomo sam Chrystus objawił Ojcom jezuitom, kiedy się czyta, iż ksiądz, który wziął zapłatę za mszę, może ponadto przyjąć pieniądze i od innych osób, odstępując im własny swój udział w ofiarze; iż zakonnik nie podpada pod klątwę za zdjęcie habitu, jeśli to czyni poto aby tańczyć, kraść lub iść potajemnie do domu rozpusty; i że można dopełnić obowiązku słuchania mszy, słuchając równocześnie czterech ćwiartek odprawianych przez rozmaitych księży! Kiedy się słyszy te orzeczenia i inne tym podobne, niepodobna jest, powiadam, aby zdumienie nie pobudziło do śmiechu, nic bowiem bardziej nie śmieszy niż taki zdumiewający niestosunek pomiędzy tem czego się spodziewamy a co widzimy.
I jak możnaby inaczej niż śmiechem zbyć większość tych materji, skoro, wedle Tertuliana, traktować je poważnie znaczyłoby przydawać im wagi? Jakto! trzebaż wytaczać argumenty z Pisma św. i z tradycyi, aby wykazać iż zabija zdradziecko wroga ktoś, kto mu zadaje cios z tyłu i z zasadzki; że kupuje beneficyum ten, kto daje pieniądze jako pobudkę do ustąpienia go? Są więc przedmioty któremi trzeba gardzić, i które zasługują aby z nich drwić i dworować. Słowem, to co powiada ów dawny pisarz, iż próżność niczego nie jest bardziej godna niż pośmiechu, i reszta jego słów, nadaje się tu tak trafnie i z tak przekonywującą siłą, iż niema wątpienia że można śmiać się z błędów nie obrażając przystojności. I powiem wam jeszcze, moi Ojcowie, że można śmiać się nie obrażając miłości bliźniego, mimo że i ten argument wytaczacie przeciw mnie w swoich pismach. Miłość bliźniego bowiem każe niekiedy śmiać się z błędów ludzi, aby ich samych skłonić do śmiania się z nich i unikania ich, jako powiada św. Augustyn: Haec tu misericorditer irride, ut eis rodenda et fugienda commendes. I ta sama miłość bliźniego każe niekiedy odpierać te błędy z gniewem, wedle innego znów rzeczenia św. Grzegorza z Nazyansu: Duch miłości i słodyczy miewa swoje wzruszenia i gniewy. W istocie, jak powiada św. Augustyn: Kto śmiałby rzec, iż prawda ma pozostać bezbronna wobec kłamstwa i że wolno będzie nieprzyjaciołom wiary przerażać wiernych silnemi słowy i bawić trefnymi wymysły, zasię Katolicy mają pisać jedynie chłodnym stylem, który usypia czytelnika?
Czy nie jest oczywistem, iż, tak postępując, pozwolilibyśmy wprowadzić w Kościół najbardziej niedorzeczne i szkodliwe błędy, i nie byłoby nam wolno mówić o nich ze wzgardą, z obawy by nas nie obwiniono o nieprzystojność, ani też potępić ich gwałtownie, z obawy aby nas nie obwiniono o brak miłości chrześcijańskiej?
Jakto, moi Ojcowie! wam będzie wolno mówić, że wolno jest zabić za policzek lub własną zniewagę, a niema być wolno odeprzeć publicznie publicznego błędu takiej doniosłości? Wam wolno mówić że sędzia może z czystem sumieniem zachować to co otrzymał za spełnienie niesprawiedliwości, i nikomu nie będzie wolno wam zaprzeczyć! Wy będziecie drukowali, z przywilejem i aprobatą swoich doktorów, że można być zbawionym nie ukochawszy nigdy Boga, a zamkniecie usta tym, którzy zechcą bronić prawdziwej wiary? powiecie im, iż obraziliby miłość bliźniego gromiąc was, a skromność chrześcijańską dworując z waszych maksym? Wątpię, moi Ojcowie, aby się znalazł ktoś w kogobyście to wmówili. Gdyby jednak znaleźli się tacy, którzyby uwierzyli iż obraziłem miłość bliźniego zohydzając wasze nauki moralne, radbym aby zbadali uważnie skąd się w nich rodzi to uczucie. Mimo bowiem iż wierzę w to, że płynie ono z zacnych pobudek i że nie mogli ścierpieć bez zgorszenia jak ktoś oskarża bliźniego swego, prosiłbym aby zważyli że może ono także płynąć skądinąd. Dość prawdopodobnem jest, iż pochodzi ono z owej tajemnej i często skrywanej przed samym sobą przykrości, jaka rodzi się w naszej ułomnej naturze, skoro widzimy, iż ktoś powstaje przeciw rozluźnieniu obyczajów. Aby im dać prawidło pozwalające rozpoznać prawdziwą pobudkę, spytałbym ich, czy, bolejąc że ktoś w ten sposób sponiewierał zakonników, boleją jeszcze bardziej iż zakonnicy sponiewierali w ten sposób prawdę. Jeżeli gorszą ich nietylko te Listy, ale także, i jeszcze bardziej, maksymy które w nich są przytoczone, uznam może iż zgorszenie ich płynie z zacnych pobudek, jakkolwiek mało oświeconych. Ale, jeżeli powstają jedynie przeciw naganie a nie przeciw rzeczom które zganiono, w istocie, moi Ojcowie, wówczas nie przestanę im powtarzać że grubo nadużyto ich wiary i że zapał ich jest mocno ślepy.
Szczególny to zapał, iż powstaje przeciw tym którzy wskazują publiczne błędy, a nie przeciw tym którzy je popełniają! Osobliwa miłość bliźniego, którą uraża pognębienie błędów jawnych przez samo ich ukazanie, a nie uraża widok moralności obalonej przez te błędy! Gdyby komuś groziło zamordowanie, czyby się obraził iż ktoś ostrzegł go o zasadzce, i czy, zamiast zejść z drogi aby jej uniknąć, zacząłby ubolewać nad brakiem miłości bliźniego, z jakim odsłoniono zbrodniczy zamiar morderców? czy pogniewa się, kiedy mu ktoś powie, aby nie jadł jakiejś potrawy bo jest zatruta, lub aby nie szedł do jakiegoś miasta, bo tam zaraza?
Skądże tedy pochodzi, iż tacy ludzie widzą brak miłości bliźniego kiedy ktoś odsłania zasady szkodliwe dla religii, a, przeciwnie, uważaliby za brak miłości bliźniego, gdyby ktoś nie odsłonił rzeczy szkodliwych dla ich zdrowia i życia? Chyba stąd, iż miłość życia każe im życzliwie przyjąć wszystko co się przyczynia do zachowania go, obojętność zaś dla prawdy sprawia iż nietylko nie współdziałają w jej obronie, ale nawet widzą z przykrością iż ktoś sili się zniweczyć kłamstwo!
Niechajże tedy zważą w obliczu Boga, jak haniebną i zgubną dla całego Kościoła jest moralność którą ze wszech stron szerzą wasi kazuiści; jak gorszącą i wyuzdaną jest swowola którą wprowadzają w obyczaje; jak upartą i gwałtowną śmiałość z jaką je podtrzymujecie. I jeżeli nie osądzą iż czas powstać przeciw takim wybuchom, zaślepienie ich będzie równie żałosne jak wasze, moi Ojcowie. I wy i oni macie jednaką przyczynę lękać się tego powiedzenia św. Augustyna[7] o słowach Chrystusa w Ewangelii: Biada ślepym którzy prowadzą; biada ślepym którzy dają się prowadzić: Vae caecis ducentibus; vae caecis sequentibus.
Ale, iżbyście już nie mieli możności udzielania tych zasad innym, ani też wyznawania ich sami, powiem wam, moi Ojcowie (wstyd mi, że muszę was pouczać o tem, czego powinienbym uczyć się od was), powiem wam tedy, jakie znaki dali nam Ojcowie Kościoła dla rozróżnienia czy przygana płynie z ducha pobożności i miłosierdzia, czy też z ducha bezbożności i nienawiści.
Pierwszą z tych oznak jest, iż duch pobożności skłania zawsze do mówienia z prawdą i szczerością, podczas gdy zawiść i nienawiść używają kłamstwa i potwarzy: Splendentia et vehementia, sed rebus veris, powiada św. Augustyn[8] Ktokolwiek posługuje się kłamstwem, działa z ducha djabelskiego. Niemasz „odwrócenia intencyi“, któreby mogło usprawiedliwić potwarz. Gdyby nawet chodziło o nawrócenie całej ziemi, nie wolno jest oczerniać niewinnego; nie godzi się bowiem czynić mniejszego zła, aby przez nie osiągnąć większe dobro[9]. Prawda boża nie potrzebuje naszego kłamstwa, mówi Pismo[10]. Obowiązkiem obrońców prawdy, mówi św. Hilary, jest głosić tylko rzeczy prawdziwe[11]. Toteż, moi Ojcowie, mogę powiedzieć w obliczu Boga, iż niema rzeczy którąbym się bardziej brzydził, niż pogwałceniem, bodaj najlżejszem, prawdy, i że zawsze starałem się bardzo usilnie nietylko aby nie fałszować — to byłoby okropne! — ale aby nie zmienić lub nie przekręcić w najlżejszej mierze znaczenia jakiegoś ustępu. Tak iż, gdybym się ośmielił powtórzyć tutaj słowami tegoż samego św. Hilarego, mógłbym wam rzec wraz z nim: Jeżeli mówimy rzeczy fałszywe, niechaj nasza mowa będzie uważana za bezecną; ale jeżeli ukażemy, iż rzeczy, które przytaczamy, są publiczne i oczywiste, zganić je nie będzie przekroczeniem apostolskiej skromności i swobody.
Ale to jeszcze niedość, moi Ojcowie, mówić prawdę; trzeba także nie mówić wszystkiego co jest prawdą; jako że powinno się ujawniać jedynie rzeczy które pożytecznem jest odsłonić, nie zaś te, które mogłyby jedynie zranić nie przynosząc żadnej korzyści. Tak samo więc jak pierwszą zasadą jest mówić prawdziwie, drugą jest mówić oględnie. Źli, powiada św. Augustyn, ścigają dobrych idąc ślepo za swą namiętnością; podczas gdy dobrzy ścigają złych z roztropnoą oględnością, tak samo jak chirurg baczy co wycina, podczas gdy mordercy nie patrzą gdzie uderzają. Wiecie dobrze, moi Ojcowie, że nie przytoczyłem z waszych autorów maksym, któreby wam były najdotkliwsze, mimo że mogłem to uczynić, i nawet nie grzesząc przeciw umiarkowaniu, tak samo jak ci uczeni i wielce katoliccy pisarze, którzy uczynili to niegdyś. I wszyscy, którzy czytali waszych autorów, wiedzą równie dobrze jak wy, jak bardzo was w tem oszczędziłem, nie licząc iż nie wystąpiłem przeciw żadnemu z was oddzielnie; i nierad byłbym rzec cokolwiek o czyichś tajemnych i osobistych błędach, choćbym miał na to by najsilniejsze dowody; wiem bowiem, iż jestto znak nienawiści i gniewu, i że nie należy nigdy tego czynić, chyba że zachodzi bardzo nagląca potrzeba dla dobra Kościoła. Jest tedy oczywistem, iż w tem co byłem zmuszony powiedzieć o waszych zasadach moralnych nie wykroczyłem w żadnej mierze przeciw umiarkowaniu, i że raczej powinnibyście chwalić sobie mą wstrzemięźliwość niż żalić się na niedyskrecyę.
Trzecie prawidło, moi Ojcowie, to iż, kiedy się jest zmuszonym uciec potrosze do szyderstwa, duch pobożności każe je obracać jedynie przeciw błędom, a nie przeciw rzeczom świętym; podczas gdy duch błazeństwa, bezbożności i herezyi igra sobie z tem co najświętsze. Usprawiedliwiłem się co do tego punktu; zresztą to niebezpieczeństwo zgoła nie grozi, kiedy się mówi o waszych autorach i ich maksymach.
Wreszcie, moi Ojcowie, aby się streścić, wskażę wam już tylko jedno prawidło, które jest źródłem i celem wszystkich innych. Mianowicie, iż duch miłości bliźniego każe w sercu pragnąć zbawienia tych których się gromi, i zwracać modły do Boga w tym samym czasie kiedy się zwraca wyrzuty do ludzi. Należy zawsze, powiada św. Augustyn, zachować miłość w sercu, nawet kiedy się musi czynić rzeczy, które wydają się ludziom szorstkie i smagać ich z surowością twardą ale zbawienną: pożytek ludzi należy cenić wyżej niż ich zadowolenie. Sądzę, moi Ojcowie, że niema w moich listach nic coby świadczyło iż nie żywię dla was tego pragnienia; miłość bliźniego tedy nakazuje wam wierzyć iż czułem je w istocie, skoro nie widzicie żadnej przeciwnej oznaki. Z czego wynika, iż nie możecie wykazać abym zgrzeszył przeciw tej lub jakiejkolwiek innej regule nakazanej przez miłość bliźniego, nie macie też żadnego prawa mówić że ją pogwałciłem.
Ale jeżeli chcecie, moi Ojcowie, mieć obecnie przyjemność oglądania w niewielu słowach postępowanie które grzeszy przeciw każdemu z tych prawideł, i które nosi w istocie cechy ducha błazeństwa, zawiści i nienawiści, dam wam tego przykłady; aby zaś wybrać bardziej znane wam i poufałe, zaczerpnę je z waszych własnych pism.
Zacznijmy od niegodnego sposobu w jaki wasi autorowie mówią o rzeczach świętych, czy to w swoich żartach, czy w swoich dwornościach, czy w poważnych rozprawach. Czy sądzicie iż niedorzeczne baśnie waszego O. Binet w jego Pociesze chorych[12], bardzo są odpowiednie do celu, który zamierzył, mianowicie aby dać pociechę chrześcijańską tym którym Bóg zesłał strapienie? Czy powiecie, iż ten tak świecki i płochy ton, w jakim wasz O. le Moyne mówi o pobożności w swojej Łatwej Dewocyi, raczej może wzbudzić szacunek niż wzgardę dla jego wyobrażenia o cnocie chrześcijańskiej? Zali cała jego książka Obrazy moralne oddycha czem innem, i w prozie i w wierszach, jeśli nie duchem pełnym czczości i szaleństwa świata? Czy to jest utwór godny kapłana, owa oda z VII księgi pod tytułem: Pochwała wstydu, w której wykazane jest, że wszystkie piękne rzeczy są czerwone albo podległe czerwienieniu. Napisał tę odę, aby pocieszyć pewną damę, którą zowie Delfiną, iż łatwo się rumieni. Powiada w każdej strofce iż rózne rzeczy najbardziej szacowne są czerwone, jak róże, granaty, usta, język; i, pomiędzy te czczości niegodne kapłana i zakonnika, ośmiela się mięszać zuchwale owe błogosławione duchy które otaczają tron Boga, i o których Chrześcijanie powinni mówić jedynie ze czcią:

Cherubiny, te wspaniałe istoty, złożone z głowy i z piór, które Bóg rozpala swoim tchem i oświeca swemi oczyma; te świetne latające oblicza są zawsze czerwone i płomienne, bądź ogniem Boga, bądź własnym, i, w tym zobopólnym żarze, czynią sobie ze swych skrzydeł wachlarz dla ochłody swego upału. Ale jaskrawiej jeszcze i nadobniej lśni się twój rumieniec, Delfino, kiedy cześć na twojem obliczu stroi się jakoby purpurą królewską [13] etc.

Cóż wy na to, moi Ojcowie? Przekładać rumieniec Delfiny nad żar tych duchów płonących jedynie miłością Boga, porównywać do wachlarza ich tajemne skrzydła, czy to się wam wydaje bardzo chrześcijańskie w ustach które poświęcają cudowne ciało Jezusa? Wiem że on to mówi jeno z dworności i dla żartu; ale to właśnie nazywa się obracaniem w żart rzeczy świętych. I czy nie przyznacie, iż, gdyby mu wymierzono sprawiedliwość, nie wymigałby się od cenzury? mimo że, dla swej obrony, posłużył się tą racyą, niemniej godną cenzury, a którą przytacza w ks. I: Iż Sorbona nie ma jurysdykcji nad Parnasem, i że błędy tej krainy nie podpadają ani cenzurze ani inkwizycyi, jakgdyby wzbronionem było byś bluźniercą i bezbożnikiem jedynie w prozie! Ale może nie ocaliłby tem innego miejsca, w przedmowie do tej samej książki: Iż woda strumienia nad którym układał swoje wiersze ma taką moc czynienia poetów, iż, gdyby nawet z niej zrobić wodę święconą, nie wypędziłaby demona poezyi! Toż samo ustęp z waszego O. Garasse w jego Zbiorze zasadniczych prawd religii, str. 649, gdzie łączy bluźnierstwo z herezyą, mówiąc o świętej tajemnicy Wcielenia w ten sposób: Osobowość ludzka została jakoby zaszczepiona, lub też posadzona okrakiem na osobowość Słowa. A ten znów ustęp z tego samego autora, str. 507 — nie wspominając o wielu innych! — gdzie powiada o znaku imienia Jezus, wyobrażonem zwykle tak : Iż niektórzy usunęli krzyż, zatrzymując jedynie litery w ten sposób: IHS, co jest jakoby Jezus oskubany.
Tak oto niegodnie traktujecie prawdy wiary, wbrew niezłomnej regule, która każe o nich mówić jedynie ze czcią. Ale nie mniej grzeszycie przeciw innej zasadzie, która każe o nich mówić jedynie z prawdą i umiarkowaniem. Cóż jest pospolitszego w waszych pismach niż potwarz? Czy słowa O. Brisacier są szczere i czy mówi prawdę kiedy powiada cz. 4, str. 24 i 25, że zakonnice z Port-Royal nie modlą się do świętych i nie mają obrazów w kościele? Czy to nie są fałsze bardzo śmiałe, skoro cały Paryż może oglądać że jest przeciwnie? I czy zachowuje umiarkowanie, kiedy szarpie cześć tych panien, których życie jest tak czyste i surowe i kiedy je nazywa zatwardziałemi dziewczynami, żyjącemi bez sakramentów, bez komunii, pannami głupiemi, pomylonemi Kalagankami[14], nieszczęśnicami i co się wam jeszcze sposoba, i kiedy na nie miota tyle oszczerstw, iż ściągnął na się potępienie nieboszczyka Arcybiskupa paryskiego; kiedy spotwarza kapłanów o nieskazitelnych obyczajach, mówiąc wręcz o nich (cz. 1, str. 22): Iż wprowadzają nowości do sakramentu spowiedzi aby zwabić niewinne dziewczęta; i popełniają tak ohydne zbrodnie, iż wstyd byłoby je przytoczyć? Czyż to nie jest nieznośne zuchwalstwo głosić tak czarne oszczerstwa nietylko bez dowodów, ale bez najmniejszego cienia prawdopodobieństwa? Nie będę się więcej rozwodził nad tym przedmiotem, zachowując go sobie na inny raz; mam bowiem do pomówienia z wami w tej materyi, a to co rzekłem, wystarcza aby ukazać jak bardzo grzeszycie wraz przeciw prawdzie i umiarkowaniu.
Ale może ktoś powie, iż nie grzeszycie bodaj przeciw ostatniemu prawidłu, nakazującemu pragnąć zbawienia tych których się piętnuje, i że nie można was o to oskarżać bez pogwałcenia tajemnic waszego serca, które znane jest samemu tylko Bogu. Dziwna to rzecz, moi Ojcowie, że jest, mimo to, sposób przekonania was o tem. Wasza nienawiść do przeciwników posunęła się aż do pragnienia ich wiekuistej zguby, a wasze zaślepienie nie zawahało się odkryć tak szpetnej żądzy. Miast życzyć we wnętrzu ich zbawienia, czyniliście publicznie modły o ich potępienie; i, wyraziwszy publicznie to nieszczęsne życzenie w mieście Caen ku zgorszeniu całego Kościoła, śmieliście później bronić jeszcze w książkach drukowanych w Paryżu tego djabelskiego postępku. Dalej nie można się posunąć w zdeptaniu wszelkiej pobożności!
Drwić z rzeczy świętych i mówić o nich niegodnie; spotwarzać fałszywie i gorsząco dziewice i kapłanów; a wreszcie głośno życzyć i pragnąć ich potępienia! Czy wam nie wstyd, moi Ojcowie? I wam to przyszło do głowy oskarżać mnie o brak miłości bliźniego! mnie, który mówiłem jedynie z prawdą i umiarkowaniem, wstrzymując się od uwag nad straszliwem pogwałceniem tejże miłości, jakiego wy sami się dopuszczacie przez tak opłakane wybryki!
Przechodzę, moi Ojcowie, do waszego ostatniego zarzutu. Wśród mnogości waszych maksym które przytaczam, znajdują się i takie które wam już zarzucano; skarżycie się tedy iż powtarzam to co już było powiedziane. Na to odpowiadam, iż powtarzam właśnie dlatego, żeście nie skorzystali z tego co wam już powiedziano. Na co bowiem zdało się to, co uczeni doktorzy, i cały Uniwersytet, zarzucali wam w tylu książkach? Jakąż odpowiedź dali wasi Ojcowie Annat, Caussin, Pintereau i le Moyne? Poprostu obrzucili obelgami tych, którzy im nie szczędzili tak zbawiennych upomnień. Czyście zniszczyli książki, gdzie znajdują się te niegodziwe maksymy? Czyście skarcili autorów? czyście się odtąd stali oględniejsi? Czy od tego czasu nie drukowano tylekroć razy Eskobara we Francyi, Hiszpanii i Holandyi? Czy wasi Ojcowie Cellot, Bagot, Bauny, le Moyne i inni nie głoszą codziennie tych samych rzeczy i innych bardziej jeszcze wyuzdanych? Nie skarżcież się tedy, moi Ojcowie, ani na to iż wam wyrzucam maksymy którychście nie poniechali, ani że wam zarzuciłem nowe, ani że śmiałem się ze wszystkich. Wystarczy wam jeno rozważyć je, aby w nich znaleźć swój wstyd i moją obronę. Kto zdoła bez śmiechu przeczytać orzeczenie O. Bauny o człowieku który każe podpalić spichlerz; O. Cellot o restytucyi; regulamin Sancheza dla czarowników; sposób w jaki, wedle Hurtada, można uniknąć grzechu pojedynku przechadzając się w polu i oczekując przeciwnika; wymysły O. Bauny dla uniknięcia lichwy; sposób uniknięcia symonii zapomocą odwrócenia intencyi oraz sposób uniknięcia kłamstwa zapomocą mowy naprzemian głośnej i cichej; oraz inne mniemania waszych najpoważniejszych doktorów? Trzebaż ich więcej, moi Ojcowie, na moje usprawiedliwienie? Czy można lepiej odpowiedzieć na czczość i szaleństwa tych mniemań niż śmiechem, wedle Tertuliana? Ale, moi Ojcowie, zepsucie obyczajów idące w ślad tych maksym godne jest innego rozważania; i możemy zadać sobie pytanie z tym samym Tertulianem: Trzebaż śmiać się z ich szaleństwa, czy biadać nad ich zaślepieniem? Ridcam vanitatem, aut exprobrem caecitatem? Sądzę, moi Ojcowie, iż można śmiać się i płakać, jak kto woli: Haec tolerabilius vel ridentur vel flentur, powiada św. Augustyn. Uznajcie tedy, iż jest czas śmiechu i czas płaczu, wedle Pisma. I życzę, moi Ojcowie, abym nie doświadczył na was prawdy tej Przypowieści: Bywają ludzie tak niedorzeczni, iż nie można dać sobie z nimi rady, w jakibądź sposób się poczyna, czy śmiechem czy gniewem.

Kończąc ten List, dostałem do rąk pismo, w którem oskarżacie mnie o szalbierstwo odnośnie do sześciu waszych maksym które przytoczyłem, oraz o porozumienie z heretykami: mam nadzieję, iż niedługo znajdziecie na to ścisłą odpowiedź, moi Ojcowie, po której, jak sądzę, stracicie ochotę do tego rodzaju oskarżeń.








  1. 3. Reg. XVIII, 27; Dan. XIV, 26.
  2. Epist. 84, 99, 101.
  3. Apologet. cap. 16.
  4. De Opere Monach., cap. 23, 31, 32.
  5. Ep. 336.
  6. Adv. Valent, cap. 6.
  7. Contra Parmen. III, 4.
  8. De Doctr. Christ., IV, 28.
  9. Św. Paweł, Ad Rom. III, 8,
  10. Job, XIII, 7.
  11. Hilarius contra Constantium.
  12. Lyon, 1627.
  13.  

    Les Cherubins, ces glorieux,
    Composés de teste et de phune,
    Que Dieu de son esprit allume,
    Et qu’il éclaire de ses yeux,
    Ces illustres faces volantes
    Sont toujours rouges et brulantes,
    Soit du feu de Dieu, soit du leur,
    Et dans leur flames mutuelles
    Font du mouvement de leurs ailes
    Un évantal à leur chaleur.
    Maid la rougeur éclate en toy
    DELPHINE, avec plus d’avantage
    Quand l’honneur est sur ton visage
    Vestu de pourpre comme un Roy, etc. etc.

  14. T. zn. wyznawczyniami zasad X. Callaghana, Irlandczyka z rodu, doktora paryskiego fakultetu i proboszcza w Cour-Cheverny. Jezuici szczególnie stakowali tego Callaghana, sympatyzującego z jansenizmem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Blaise Pascal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.