Prowincjałki/Dziesiąty list do mieszkańca prowincji

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Blaise Pascal
Tytuł Prowincjałki
Wydawca Instytut Wydawniczy
»Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DZIESIĄTY LIST
DO MIESZKAŃCA PROWINCJI.


(Ulgi jakie jezuici wprowadzili w Sakramencie pokuty zapomocą swych maksym tyczących spowiedzi, zadośćuczynienia, rozgrzeszenia, najbliższych sposobności do grzechu, skruchy i miłości Boga).
Paryż, 2 sierpnia 1656.

To co przedstawię, nie jest to jeszcze sama polityka Towarzystwa, ale jedna z jej głównych zasad. Ujrzysz tu ulgi zastosowane do spowiedzi, będące niewątpliwie najlepszym środkiem, jaki znaleźli ci Ojcowie aby znęcić cały świat a nie odstręczyć nikogo. Trzeba było to poznać, zanim się pójdzie dalej; dlatego też Ojciec uznał za właściwe oświecić mnie w tych słowach:
— Widziałeś, rzekł, ze wszystkiego com ci powiedział dotąd, z jakiem powodzeniem ojcowie nasi pracowali nad tem, aby odkryć swoją wiedzą, iż istnieje wielka ilość rzeczy dozwolonych, które uchodziły wprzód za zabronione. Ponieważ jednak zostają jeszcze grzechy których nie można było usprawiedliwić, a jedynem lekarstwem na nie jest spowiedź, trzeba było koniecznie złagodzić jej dokuczliwość zapomocą sposobów które ci zaraz przedstawię. W poprzednich rozmowach pokazałem ci, w jaki sposób usuwa się skrupuły sumienia, oświecając, iż to, co się uważało za złe, nie jest złem; dziś pozostaje mi wskazać ci sposób łatwego odpokutowania tego co naprawdę jest grzechem; a osiąga się to, czyniąc spowiedź tak łatwą jak niegdyś była trudną.
— W jakiż-to sposób, mój Ojcze?
— Zapomocą, rzekł, owych cudownych subtelności, właściwych naszemu Towarzystwu, które nasi Ojciwie z Flandryi, w Obrazie naszego pierwszego wieku, str. 408, ks. I, rozdz. 2, nazywają pobożnymi i świętymi wykrętami; oraz pobożną sztuczką dewocji: Piam et religiosam calliditatem; et pietatis solertiam, ks. III, rozdz. 8. Zapomocą tych-to wymysłów odbywa się dziś pokutę za zbrodnie allacrius, z większą ochoczością i zapałem niż się je popełniało niegdyś: tak iż wiele osób maże swoje plamy równie szybko jak ich nabywa: Plurimi vix citius maculas contrahunt, quam eluunt, jak to powiedziane jest w tem samem miejscu.
— Naucz mnie tedy, Ojcze, tych wykrętów tak zbawiennych.
— Jest ich wielka ilość, odparł; ponieważ bowiem jest wiele rzeczy przykrych w spowiedzi, postarano się o ulgę dla każdej. A ponieważ główną jej uciążliwością jest wstyd wyznania niektórych grzechów, dokładne wyszczególnienie ich okoliczności, pokuta za nie, postanowienie poprawy, unikanie sposobności do grzechów i żal iż się je popełniło, mam nadzieję pokazać ci dzisiaj, iż w tem wszystkiem nie zostało prawie nic przykrego, tak bardzo postarano się odjąć tak potrzebnemu lekarstwu wszelką gorycz i cierpkość.
Zacznijmy od przykrości wyznania niektórych grzechów. Ponieważ wiadomo ci, iż zależy nieraz na tem, aby zachować szacunek swego spowiednika, czyż to nie jest rzecz bardzo wygodna pozwolić — jak to czynią nasi Ojcowie, między innymi Eskobar, który znowuż przytacza Suareza, tr. 7, ex. 4, n. 135 — mieć dwóch spowiedników, jednego dla grzechów śmiertelnych, drugiego dla powszednich; a to aby zachować dobre mniemanie u swego zwyczajnego spowiednika: Uti bonam famam apud ordinarium confessarium tueatur; byleby się nie korzystało z tego aby trwać w grzechu śmiertelnym. I podaje następnie inny subtelny sposób wyspowiadania się z jakiegoś grzechu, nawet przed zwyczajnym spowiednikiem, tak aby nie spostrzegł iż popełniło się go od czasu ostatniej spowiedzi.
Sposób ten polega na tem, aby, powiada, uczynić spowiedź powszechną, i zamięszać ten grzech między inne, kajając się z nich ryczałtem. Powtarza to także w Princ., ex. 2, n. 73. A przyznasz, mam nadzieję, że to oto orzeczenie O. Bauny, Theol. mor. tr. 4, q. 15, str. 737, znacznie jeszcze przynosi ulgę we wstydzie jaki sprawia wyznanie swojej zatwardziałości: Iż, poza pewnemi rzadkimi wypadkami, spowiednik nie ma prawa pytać się czy jakiś grzech jest grzechem nałogowym i nikt nie jest obowiązany odpowiedzieć na to, ile że spowiednik nie ma prawa wystawiać penitenta na wstyd przyznawania się do swych częstych nawrotów.
— Jakto, Ojcze! to tak, jakby lekarz nie miał prawa pytać chorego czy dawno ma gorączkę. Czy grzechy nie są zgoła różne wedle tych różnych okoliczności? czy szczery pokutnik nie powinien w całej pełni odsłonić swego sumienia spowiednikowi z tą samą szczerością i otwartością serca co gdyby mówił do Chrystusa, którego kapłan jest namiestnikiem? I czy nie oddala się wielce od tego stanu ów, kto kryje swoje częste nawroty, aby ukryć rozmiar grzechu?
Widziałem iż dobry Ojciec zakłopotał się nieco, tak iż raczej silił się ominąć tę trudność niż ją rozwiązać, przytaczając mi inne znowuż prawidło: ale prawidło to uświęca jedynie nową niegodziwość, nie usprawiedlwiając w żadnej mierze orzeczenia O. Bauny, które, mojem zdaniem, należy do najzgubniejszych zasad Towarzystwa i najsposobniejszych aby utrwalić występnych w ich nałogach.
— Przyznaję, rzekł, iż nawyk zwiększa złośliwość grzechu, ale nie zmienia jego natury; dlatego też niema obowiązku spowiadać się z tej okoliczności, w myśl orzeczeń naszych Ojców przytoczonych przez Eskobara, Princ., ex. 2, n. 39: Obowiązkiem jest spowiadać się jedynie z okoliczności które zmieniają naturę grzechu, ale nie z tych które go obciążają.
W myśl tego prawidła nasz O. Granados[1] powiada, cz. V, contr. 7, tr. 9, d. 9, n. 22, iż, jeżeli się jadło mięso w post, wystarczy wyznać że się naruszyło post, nie mówiąc czy przez spożycie mięsa czy przez spożycie dwóch posiłków postnych. I, wedle naszego Reginalda, tr. 1, ks. VI, rozdz. 4, n. 114: Wróżbita, który się posłużył sztuką djabelską, nie jest obowiązany wyznać tej okoliczności; wystarczy mu powiedzieć iż parał się wróżbiarstwem, nie mówiąc czy zapomocą chiromancyi, czy zapomocą paktu z czartem. A. Fagundez[2], również z naszego Towarzystwa, powiada takoż, p. 2, lib. IV, cap. 3, n. 17: Uwiedzenie nie jest okolicznością, którąby się miało obowiązek wyjawić, o ile dziewczyna się zgodziła. Eskobar przytacza to wszystko w tem samem miejscu, n. 41, 61. 62, wraz z innemi dość ciekawemi orzeczeniami tyczącemi okoliczności których niema obowiązku wyjawiać. Możesz sam zajrzeć.
— Oto, rzekłem, pobożne sztuczki bardzo, w istocie, wygodne.
— Wszystko to wszelako, rzekł, byłoby niczem, gdyby się nie złagodziło pokuty, jako rzeczy najbardziej oddalającej od sakramentu spowiedzi. Ale obecnie największe pieszczochy nie mają się jej co obawiać, po tem cośmy orzekli w tezach naszego Klermockiego Kolegium: Jeżeli spowiednik nałoży pokutę odpowiedniąconvenientema ktoś nie chce jej, mimo to, przyjąć, może się oddalić od konfesyonału, wyrzekając się rozgrzeszenia i nałożonej pokuty. A Eskobar powiada jeszcze w Praktykach pokuty wedle naszego Towarzystwa, tr. 7, ex. 4, n. 188, iż, jeżeli penitent oświadczy iż chce odłożyć pokutę na tamten świat, i wycierpieć w czyśćcu wszystkie kary na jakie zasłużył, wówczas spowiednik winien mu nałożyć bardzo lekką pokutę, dla dopełnienia sakramentu, zwłaszcza jeżeli widzi że nie przyjąłby większej.
— Zdaje mi się, rzekłem, iż, w takim razie, nie powinno się już nazywać spowiedzi sakramentem pokuty.
— Mylisz się, odparł; zawsze bowiem nakłada się bodaj jaką dla formy.
— Ale, mój Ojcze, czyż uważasz, że ktoś godzien jest otrzymać rozgrzeszenie, kiedy nie chce uczynić nic przykrego aby odpokutować swoje winy? I kiedy ktoś żywi takie uczucia, czy nie powinnibyście raczej zatrzymać jego grzechów, niż mu je odpuścić? Czy wy macie prawdziwe pojęcie o swojem posłannictwie? czy nie wiecie iż macie prawo wiązać i rozwiązywać? Czy sądzisz, że wolno jest dawać, bez różnicy, rozgrzeszenie wszystkim którzy o nie proszą, nie zastanowiwszy się wprzódy czy Chrystus rozwiąże w niebie tych których wy rozwiązujecie na ziemi?
— Cóż znowu, odparł Ojciec, czy myślisz, że nie wiemy iż spowiednik powinien zdać sobie sprawę ze stanu duszy penitenta? że obowiązkiem jego jest odmówić sakramentu tym którzy go są niegodni, skoro Jezus Chrystus kazał mu być wiernym szafarzem i nie dawać rzeczy świętych psom? że jest sędzią, a obowiązkiem sędziego jest sądzić sprawiedliwie, rozwiązując tych którzy są godni, a wiążąc tych którzy są niegodni; że, wreszcie, nie powinien rozgrzeszać tych których Chrystus potępia?
— Czyje to są słowa, mój Ojcze?
— Naszego Filiucyusza, odparł, tom I, tr. 7, n.354.
— Zdumiewasz mnie, rzekłem; myślałem że to którego z Ojców Kościoła. Ale, mój Ojcze, ten ustęp powinien silnie wstrząsnąć spowiedników, i uczynić ich wielce oględnymi w szacowaniu tym sakramentem. Trzeba im pilnie wglądać czy skrucha penitentów jest dostateczna, i obietnice poprawy wiarygodne.
— To najmniejsza, odparł Ojciec; Filiucyusz nie chciał zostawiać spowiedników w kłopocie, i dlatego daje im, zaraz w następnym ustępie, taką wygodną metodę: Spowiednik może z łatwością uspokoić się co do stanu duszy penitenta: o ile bowiem nie objawia dostatecznych oznak boleści, spowiednik potrzebuje go tylko spytać, żali brzydzi się grzechem w duszy; jeżeli odpowie że tak, należy mu wierzyć. Toż samo odnosi się do postanowienia na przyszłość, chyba że zachodzi jakowyś obowiązek restytucyi lub poniechania jakowejś najbliższej sposobności.
— Co ten ustęp, mój Ojcze, to poznaję, że jest Filiucyusza.
— Mylisz się, odparł, wziął bowiem to wszystko z Suareza, cr. III, tom IV, disp. 32, sect. 2, n. 2.
— Ależ, Ojcze, ten ostatni ustęp z Filiucyusza niweczy to co orzekł przedtem: spowiednik nie może już bowiem być sędzią stanu duszy penitenta, skoro obowiązany jest wierzyć mu na słowo, nawet wówczas gdy nie zdradza żadnych oznak boleści. Czyliż to jego słowo zawiera taką pewność, iż samo jedno wystarczyło aby przekonać? Wątpię, aby doświadczenie pouczyło naszych Ojców, iż każdy kto coś obiecuje dotrzyma; raczej sądzę, muszą doświadczać rzeczy wręcz przeciwnej.
— To nic, odparł Ojciec, mimo to zniewalają wszystkich spowiedników aby wierzyli: O. Bauny bowiem który wyczerpująco omówił te kwestye w swojej Sumie grzechów, rozdz. XLVI, str. 1090, 1091 i 1092, konkluduje: Ilekroć grzesznik nałogowy i nie okazujący żadnej skłonności do odmiany zjawi się u spowiedzi mówiąc iż żałuje przeszłości oraz ma dobre zamiary na przyszłość, należy mu wierzyć na słowo, choćby było prawdopodobnem że te postanowienia pozostaną czczem słowem. I mimo że później brną z tem większą swawolą i wyuzdaniem w tych sanych błędach, trzeba im dać rozgrzeszenie, wedle mego zdania. Oto, przypuszczam, kładzie koniec wszystkim twoim wątpliwościom.
— Ale, mój Ojcze, rzekłem, uważam iż nakładasz wielkie brzemię na spowiedników, zniewalając ich do wierzenia wbrew oczywistym faktom.
— Nie rozumiesz, odparł: to tylko znaczy, iż są obowiązani tak postępować i rozgrzeszyć, jakgdyby uważali to postanowienie za stałe i niezłomne, mimo że w to nie wierzą w istocie. I to właśnie nasi Ojcowie Suarez i Filiucyusz tłómaczą w dalszych ustępach. Powiedziawszy bowiem, iż kapłan obowiązany jest wierzyć penitentowi na słowo, dodają, iż nie jest potrzebnem aby spowiednik miał przekonanie że penitent wypełni swoje postanowienie, ani nawet aby to uważał za prawdopodobne; wystarczy, jeżeli myśli iż w tej chwili penitent miał takie postanowienie w ogólności, choćby miał popaść w grzechy, w niedługim czasie: tak uczą wszyscy nasi autorowie: Ita docent omnes authores. Czy będziesz wątpił o rzeczy, której uczą wszyscy nasi autorowie?
— Ale, mój Ojcze, w cóż tedy obróci się to, co O. Petau był obowiązany sam uznać w swojej przedmowie do Pokuty publicznej, str. 4: Iż święci Ojcowie, Doktorzy i Sobory głoszą jednomyślnie jako pewną prawdę, iż pokuta która przygotowuje do eucharystyi musi być prawdziwa, stała, mężna; nie zaś mdła i ospała, ani też podlegająca nawrotom i upadkom.
— Czy nie rozumiesz, odparł, że O. Petau mówi o dawnym Kościele? Ale obecnie to jest tak nie na czasie — aby się posłużyć wyrażeniem naszych Ojców — iż, wedle O. Bauny, rzecz ma się zgoła przeciwnie; patrz tr. 4, q. 15, str. 95: Niektórzy autorowie twierdzą, iż należy odmówić rozgrzeszenia tym którzy popadają często w te same grzechy, zwłaszcza jeżeli po kilkakrotnem rozgrzeszeniu nie znać żadnej poprawy; inni zaś mówią że nie. Ale jedynie prawdziwem mniemaniem jest, iż nie należy im odmawiać rozgrzeszenia. I, mimo że nie korzystają z przestróg których się im udzieliło, że nie dotrzymali przyrzeczeń odmiany życia i nie pracowali nad swojem oczyszczeniem, nic to; wbrew odmiennym zdaniom, niezłomną prawdą i wskazówką jest, iż nawet wówczas powinno się ich rozgrzeszyć. A tr. 4. q. 22, str. 100: Iż nie należy odmawiać ani odwlekać rozgrzeszenia tym którzy trwają w nałogowych grzechach przeciw prawu Boga, natury i Kościoła, choćby się nie widziało żadnej nadziei poprawy: Etsi emendationis futurae nulla spes appareat.
— Ależ, Ojcze, rzekłem, ta pewność iż zawsze otrzymają rozgrzeszenie, mogłaby skłonić grzeszników...
— Rozumiem już, przerwał; ale posłuchaj O. Bauny, q. 15: Można rozgrzeszyć człowieka, który wyznaje iż nadzieja otrzymania rozgrzeszenia skłoniła go do grzeszenia z większą łatwością, niżby to miało miejsce bez tej nadziei. A O. Caussin[3] broniąc tego twierdzenia, powiada, str. 211 swej Odpowiedzi na Teologię moralną: Iż, gdyby ono nie było prawdziwe, sakrament spowiedzi byłby niedostępny dla większości ludzi; i grzesznikowi nie pozostawałoby nic jakby tylko gałąź i powróz.
— O mój Ojcze, iluż ludzi te maksymy ściągną do waszych konfesyonałów!
— Toteż, odparł, nie uwierzysz ilu ich się tłoczy: uginamy się i dławimy pod ciżbą naszych penitentów: Poenitentium numero obruimur, jak powiedziane jest w Obrazie naszego pierwszego wieku, ks. III, rozdz. 8.
— Znam, rzekłem, łatwy sposób zwolnienia was od tej ciżby: wystarczałoby, mój Ojcze, zniewolić grzeszników aby poniechali najbliższej sposobności: ulżylibyście sobie znacznie tym pomysłem.
— Nie szukamy tej ulgi, odparł; przeciwnie, jako powiedziane jest w tej samej książce, ks. III, rozdz. 7, str. 374: Celem naszego Towarzystwa jest pobudzać do cnoty, walczyć z występkiem, i służyć wielkiej ilości dusz. Że zaś niewiele jest dusz, które chciałyby poniechać najbliższych sposobności, trzeba było określić co to jest najbliższa sposobność, jak też to widzimy u Eskobara w Praktykach naszego Towarzystwa, tr. 7, ex. 4, n. 226: Nie nazywamy „najbliższą sposobnością“ takiej, w której grzeszy się jedynie rzadko, jak np. grzeszyć wskutek nagłego porywu żądzy z osobą z którą się mieszka, trzy albo cztery razy na rok; lub też, wedle O. Bauny w jego francuskiem dziele, raz albo dwa razy na miesiąc, str. 1082, a także str. 1089, gdzie pyta co należy począć z panami i dziewczętami służebnemi, krewniakami i krewniaczkami, którzy mieszkają razem, i przez tę sposobność ulegają pokusie do grzechu.
— Trzeba ich rozdzielić, rzekłem.
— Tak też i on powiada: Jeżeli nawroty są częste i prawie codzienne; ale, jeżeli grzeszą jedynie rzadko, jak np. raz albo dwa razy na miesiąc, i jeżeli nie możnaby ich rozdzielić bez wielkiej niedogodności i szkody, można ich rozgrzeszyć, wedle naszych autorów — między innymi Suareza — byleby przyrzekli nie grzeszyć więcej i okazali szczery żal za przeszłość.
(Zrozumiałem dobrze, już mnie bowiem pouczył czem ma się zadowolić spowiednik w ocenie tego żalu).
— I O. Bauny, ciągnął, pozwala, na str. 1083 i 1084, tym którzy znajdują się w najbliższej sposobności, trwać w niej, w razie gdyby nie mogli jej opuścić nie dając światu przedmiotu do obmowy lub też nie cierpiąc przez to niedogodności. I powiada tak samo w swojej Teologii moralnej, tr. 4, de Poenit., q. 14, pag. 94, i q. 13, pag. 93: Iż można i należy rozgrzeszyć kobietę mającą u siebie w domu mężczyznę z którym grzeszy często, jeżeli nie może się go pozbyć w przyzwoity sposób lub też ma jakąś przyczynę aby go zatrzymać: Si nom potest honeste ejicere, aut habet aliquam causam retinendi; byleby postanowiła sobie nie grzeszyć z nim więcej.
— O mój Ojcze, rzekłem, mocno złagodziliście obowiązek unikania sposobności, skoro zwalniacie odeń w razie najmniejszego kłopotu; ale sądzę bodaj, iż, wedle waszych Ojców, jest się doń zniewolonym, skoro nie sprawia przykrości.
— Owszem, odparł Ojciec, mimo że i to nie jest bez wyjątku; O. Bauny powiada bowiem w tem samem miejscu: Wolno jest każdemu wchodzić do miejsc rozpusty, aby tam nawracać upadłe niewiasty, mimo iż bardzo prawdopodobnem jest że tam zgrzeszy: często bowiem zdarzało się, iż ktoś dał się skłonić do grzechu widokowi oraz pieszczotom tych kobiet. I jakkolwiek istnieją doktorzy którzy nie pochwalają tego mniemania i sądzą iż nie wolno narażać dobrowolnie swego zbawienia aby wspomóc bliźniego, mimo to nie waham się podzielić tego mniemania które oni zwalczają.
— To mi, w istocie, nowy rodzaj kaznodziejów, mój Ojcze. Ale na czem opiera się O. Bauny, powierzając im tę misyę?
— Na pewnej zasadzie, którą przytacza w tem samem miejscu według Bazylego Ponce. Wspomniałem ci o niej swego czasu: sądzę że sobie przypomnisz. Mianowicie, iż można szukać wprost takiej sposobności sposobności, primo et per se, dla duchowej lub doczesnej korzyści własnej lub swego bliźniego.
Ustępy te przejęły mnie taką zgrozą iż chciałem przerwać na tem; powstrzymałem się wszelako aby mu się dać wygadać do końca, i zadowoliłem się uwagą: A cóż na to mówi Ewangelia, która nakazuje wydrzeć sobie oczy i obciąć najniezbędniejsze rzeczy, kiedy są szkodliwe dla zbawienia? I jak możesz sobie wyobrazić, aby człowiek, który trwa dobrowolnie w sposobnościach do grzechu, szczerze go nienawidził? Czyż nie jest, przeciwnie, jasnem, że nie zbrzydził go sobie jak należy, i że nie doszedł jeszcze do tej prawdziwej świętości serca, która sprawia iż tyleżsamo kochamy Boga ileśmy kochali stworzenie?
— Jakto! rzekł, to byłaby prawdziwa skrucha. Zdaje się, że ty nie wiesz, iż jak powiada O. Pintereau[4] w 2 części, str. 50, Abbat. Boissiac: wszyscy nasi Ojcowie uczą zgodnie, iż błędem, niemal herezyą, jest powiadać, iż skrucha jest konieczna, i że sam tylko żal, choćby powzięty z powodu kar piekielnych, wykluczający chęć grzechu, nie wystarcza obok sakramentu.
— Jakto, Ojcze, to jest niemal artykułem wiary, iż żal powzięty przez samą obawę piekła wystarcza obok sakramentu? Sądzę, iż jedynie wasi Ojcowie wyznają to mniemanie, inni bowiem, którzy mniemają, iż żal, obok sakramentu, wystarcza, żądają bodaj aby był skojarzony z jakowąś miłością Boga. I, co więcej, zdaje mi się, że nawet wasi autorowie nie zawsze uważali, aby ta nauka była tak pewna; wasz O. Suarez bowiem mówi o niej w ten sposób (de Poenit., q. 90, art. 4, disp. 15, sect. 4, n. 17): Jakkolwiek prawdopodobnem mniemaniem jest, iż żal, obok sakramentu, wystarcza, nie jest wszelako to mniemanie pewne i może być fałszywe: Non est certa, et potest esse falsa. A jeżeli jest fałszywe, żal nie wystarcza aby zbawić człowieka. Zatem ten, który umiera świadomie w tym stanie, wystawia się dobrowolnie na niebezpieczeństwo moralne wiekuistego potępienia; owo mniemanie bowiem nie jest ani zbyt dawne ani zbyt powszechne: Nec valde antiqua nez multum communis. Sanchez również nie uważa go za zbyt pewne, skoro powiada o niem w swojej Sumie, ks. I, rozdz. 9, n. 34: Iż chory i jego spowiednik, którzyby się zadowolili przy śmierci żalem obok sakramentu, grzeszyliby śmiertelnie, z przyczyny wielkiego niebezpieczeństwa potępienia, na jakieby się penitent narażał, gdyby owo mniemanie okazało się nie prawdziwem. I Comitolus[5] również, kiedy powiada, Resp. mor., ks. I, q. 32, n. 7, 8: Iż nie jest zbyt pewnem, że żal obok sakramentu wystarcza.
Dobry Ojciec zatrzymał mnie. — Co słyszę, rzekł, czytasz tedy naszych Ojców? Dobrze czynisz, ale byłoby jeszcze lepiej, gdybyś ich czytał pod kierunkiem któregoś z nas. Czy nie widzisz, iż, przez to żeś ich czytał sam, wywnioskowałeś że te ustępy przeczą nowszej naszej nauce o żalu, podczas gdy mybyśmy ci pokazali że nic, przeciwnie, bardziej jej nie wspiera? Cóż to bowiem za chluba dla naszych dzisiejszych Ojców: w ciągu krótkiego czasu rozszerzyli swoje mniemania tak powszechnie, iż, poza teologami, niema prawie człowieka, któryby wątpił, że to co głosimy obecnie o żalu, było, od wszech czasów, jedynem wierzeniem wiernych? Tak więc, kiedy wykazujesz, głosem samych-że naszych Ojców, iż niedawno temu mniemanie to nie było pewne, czyliż, tem samem, nie przyznajesz naszym najnowszym autorom chluby jego ugruntowania?
Toteż Diana, nasz serdeczny druh, rozumiał iż sprawi nam przyjemność, znacząc stopnie, którymi się do tego doszło, i czyni to w P. 5, tr. 13, mówiąc: że niegdyś dawni scholastycy twierdzili iż skrucha konieczna jest natychmiast po spełnieniu grzechu śmiertelnego; ale później uznano iż jest się do niej obowiązanym jedynie w dni świąteczne, a potem że wówczas kiedy jakaś wielka klęska grozi całemu narodowi; że, wedle innych, należy nie odwlekać jej długo w porze zbliżającej się śmierci; ale że nasi Ojcowie Hurtado i Vasquez odparli zwycięsko te mniemania, i postanowili iż jesteśmy obowiązani do niej jedynie wtedy, kiedy nie można uzyskać rozgrzeszenia inną drogą, albo w niebezpieczeństwie śmierci. Ale, aby pokazać dalej postęp tej cudownej nauki, dodam, że nasi Ojcowie Fagundez, praec. 2, t. II, cap. 4, n. 13; Granados, 3 p. contr. 7, tr. 3, d. 3, sect. 4, n. 17, i Eskobar, tr. 7, ex. 4 n. 88 w Prax. Soc. orzekli: iż skrucha nie jest konieczna nawet w chwili śmierci; ponieważ (mówią) gdyby żal obok sakramentu nie wystarczał w chwili śmierci, wynikałoby z tego iż żal obok sakramentu nie jest wystarczający. A nasz uczony Hurtado, de Sacram., d. 6, cytowany u Diany, p. 4, tr. 4. Miscell. R. 193, i u Eskobara, tr. 7, ex. 4, n. 91, idzie jeszcze dalej, powiada bowiem: Czy żal za grzechy, poczęty jedynie z przyczyny doczesnego zła, jakie stąd wynikło, jakoto utraty zdrowia lub pieniędzy, wystarcza? Trzeba rozróżnić. Jeżeli nie wierzymy iż to zło zesłane jest od Boga, ten żal nie wystarcza; ale jeżeli wierzymy iż jest zesłane od Boga (jak, w istocie, wszelkie zło — powiada Diana — z wyjątkiem grzechu, pochodzi od niego) ten żal wystarcza. Tak powiada Eskobar w Praktyce naszego Towarzystwa. Nasz Ojciec Franciszek l’Amy utrzymuje też to samo, tr. VIII, disp. 3, n. 13.
— Zdumiewasz mnie, Ojcze; taki żal wydaje mi się bowiem czemś zupełnie naturalnem; tak więc grzesznik mógłby się stać godnym rozgrzeszenia bez żadnej nadprzyrodzonej łaski: owóż nikomu nie jest tajne, że to jest herezya potępiona przez sobór.
— Byłbym również tak mniemał, odparł; musi być wszelako inaczej, nasi Ojcowie bowiem z Klermockiego Kolegium podtrzymywali w swoich tezach z 23 maja i 6 czerwca 1644, col. 4, n. 1, iż żal może być święty i wystarczający do sakramentu, mimo iż nie byłby nadprzyrodzony. A w tezie z sierpnia 1643, iż żal będący jedynie naturalnym wystarcza do sakramentu, byleby był uczciwy: Ad sacramentum sufficit attritio naturalis, modo honesta.
Oto wszystko co można powiedzieć, o ile się nie zechce dodać wniosku, który z łatwością można wysnuć z tych zasad, a mianowicie: że skrucha jest zgoła niepotrzebna do sakramentu, a nawet mogłaby być dlań szkodliwa, ile że, mażąc grzechy sama z siebie, nie zostawiłaby nic do czynienia sakramentowi. Co też powiada nasz O. Valentia, sławny jezuita, tom IV, disp. 7, q. 8, p. 4: Skrucha nie jest bynajmniej potrzebna aby osiągnąć główny cel Sakramentu; przeciwnie raczej jest doń przeszkodą: Imo obstat potius quominus effectus sequatur. Nie można chyba więcej uczynić na korzyść żalu!
— Wierzę bardzo, mój Ojcze; ale pozwól abym ci powiedział o tem swoje mniemanie i ukazał ci do jakich nadużyć ta nauka prowadzi. Kiedy powiadasz, iż żal poczęty jedynie z obawy dolegliwości wystarcza, w połączeniu z sakramentem, do oczyszczenia grzeszników, czyż z tego nie wynika, iż można będzie całe życie mazać swoje grzechy w ten sposób i być zbawionym ani raz w całem życiu nie ukochawszy Boga? Otóż, czy wasi Ojcowie odważyliby się to twierdzić?
— Widzę dobrze, odparł Ojciec, z tego co mi powiadasz, że trzeba ci poznać naukę naszych Ojców tyczącą miłości Boga: jestto ostatni szczebel ich moralności i najważniejszy ze wszystkich: powinienbyś był go już pojąć z ustępów które ci przytoczyłem o skrusze. Ale oto inne, i nie przerywaj mi proszę, ponieważ sam ich porządek ma swoje znaczenie.
Posłuchaj Eskobara, który przytacza rozmaite mniemania naszych autorów w tym przedmiocie w Praktyce miłości bożej wedle naszego Towarzystwa, w tr. 1, ex. 2, n. 21 i tr. 5, ex. 4, n. 8, w tej kwestji: Kiedy jesteśmu obowiązani czuć czynną miłość do Boga? Suarez powiada, że wystarczy jeśli się go ukocha przed momentem śmierci, nie określając bliżej czasu. Vasquez, iż wystarcza w samym-że momencie śmierci. Inni, iż kiedy się przyjmuje chrzest. Inni, kiedy jest obowiązkowy czas skruchy. Inni, w dnie świąteczne. Ale nasz O. Castro Palao zwalcza wszystkie te mniemania, i słusznie: Merito. Hurtado de Mendoza utrzymuje iż jesteśmy do tego zobowiązani raz na rok, i że wielka to łaska dla nas, iż nie zmusza się nas do tego częściej. O. Coninck natomiast sądzi, iż jesteśmy do tego zobowiązani raz na trzy lub cztery lata. Henriquez, raz na pięć lat. Filiucyusz wreszcie powiada, iż, ściśle biorąc, nie jesteśmy obowiązani do tego ani raz na pięć lat. A kiedyż? Zdaje to na osąd mądrych ludzi.
Zniosłem cierpliwie całe to bajanie, w którem umysł człowieczy igra tak bezczelnie z miłością Boga.
— Ale, ciągnął, nasz Ojciec Antoni Sirmond[6], który rozwija tryumfalnie ten przedmiot w swojej wspaniałej książce Obrona cnoty, w której mówi ojczystym językiem do rodaków, jak powiada do czytelnika, tak rozumuje w tr. 2, sect. 1, pag. 12, 13, 14 etc. Św. Tomasz powiada, iż jesteśmy obowiązani kochać Boga od chwili posiadania rozumu. To nieco wcześnie. Skotus, co niedzielę. Na czem to opiera? Inni, że w chwili ciężkiej pokuty. Owszem, o ile jest tylko ta droga aby się obronić. Sotus, iż kiedy się doznało dobrodziejstwa od Boga. Słusznie, aby mu podziękować za nie. Inni, przy śmierci. To bardzo późno. Nie sądzę też, aby to było konieczne przy każdym przyjęciu jakiegoś sakramentu: wystarczy tu żal ze spowiedzią, jeżeli mamy do niej sposobność. Suarez powiada iż jest się do tego obowiązanym w pewnych odstępach czasu. Ale w jakich? Zdaje to na sąd każdego; sam nie wie. Owóż, skoro ten doktor nie wie, któż będzie wiedział?
I dochodzi wreszcie do wniosku, iż, ściśle biorąc, jesteśmy jeno obowiązani do przestrzegania innych przykazań, bez szczególnej miłości Boga, i nie oddając mu naszego serca, byleśmy Go nie nienawidzili. Tym właśnie dowodzeniom poświęca swój drugi traktat. Ujrzysz to na każdej stronicy, między innemi na 16, 19, 24, 28, gdzie mówi tak: Bóg, nakazując abyśmy go kochali, zadowala się tem, abyśmy mu byli posłuszni w innych jego przykazaniach. Gdyby Bóg powiedział: Zgubię was, choćbyście mnie nie wiem jak słuchali, o il nie oddacie mi swojego serca; czy ta pobudka, waszem zdaniem, byłaby w proporcyi do celu jaki Bóg musiał i mógł mieć? Jest tedy powiedziane, iż będziemy kochali Boga pełniąc jego wolę, tak samo jakgdybyśmy go kochali z przywiązania, jakgdyby nas skłaniało ku temu przykazanie Miłości. Jeżeli tak jest w istocie, tem lepiej; jeżeli nie, i tak uczynimy zadość przykazaniu miłości pełniąc uczynki; tak iż (uważcie w tem dobroć Boga!) nietyle nakazane nam jest miłować go, co nie nienawidzić...
Oto jak nasi Ojcowie zwolnili ludzi od uciążliwego obowiązku czynnej miłości Boga. I ta nauka jest tak korzystna, iż nasi Ojcowie Annat, Pintereau, le Moyne i także A. Sirmond, bronili jej zacięcie kiedy próbowano ją zwalczać. Wystarczy ci przejrzeć ich odpowiedzi w Teologii moralnej, opinja zaś O. Pintereau w 2 części Abbat. Boissiac, str. 58, pozwoli ci ocenić wartość tej dyspensy wedle ceny, którą — jak mówi — kosztowała, mianowicie krwi Jezusa Chrystusa: oto korona tej nauki. Ujrzysz tedy, iż to zwolnienie od uciążliwego obowiązku kochania Boga jest wyższością chrześcijaństwa nad judaizmem. Słusznem było (mówi) aby, w zakonie łaski Nowego Testamentu, Bóg odjął przykry i trudny obowiązek mieszczący się w zakonie srogości, mianowicie konieczność aktu doskonałej skruchy jako warunek oczyszczenia. Zamiast tego Bóg wprowadził sakramenty, aby uzupełnić brak takiej skruchy zapomocą łatwiejszych sposobów. Inaczej, Chrześcijanie, będący jakoby dziećmi Boga, nie mieliby dziś większej łatwości w pozyskaniu jego łaski, niż Żydzi, którzy byli jego rabami, w uzyskaniu miłosierdzia Pana.
— Zaiste, Ojcze, to już kończy się wszelka cierpliwość; poprostu zgroza bierze słuchać tego co ja tu słyszę.
— Nie mówię tego z siebie, rzekł.
— Wiem, mój Ojcze, ale nie brzydzisz się tem, i nietylko nie masz wstrętu do autorów tych maksym, ale ich czcisz i poważasz. Czy nie lękasz się, iż w ten sposób stajesz się uczestnikiem zbrodni? czy ci niewiadomo, że św. Paweł uważa za godnych śmierci nietylko sprawców złego, ale i tych, którzy się na nie godzą?
Nie wystarczało wam, żeście, zapomocą swoich kruczków, pozwloili ludziom tylu rzeczy zakazanych? Trzebaż było jeszcze zachęcać ich do zbrodni, których nie mogliście usprawiedliwić, ofiarując im łatwe i pewne rozgrzeszenie? W tym celu zniweczyliście władzę kapłanów, zmuszacie ich do rozgrzeszenia, raczej czyniąc z nich niewolników niźli sędziów. I każecie im rozgrzeszać kogo? Najbardziej zatwardziałych grzeszników; bez śladu miłości Boga; bez zamiaru poprawy; bez żadnej oznaki żalu oprócz sto razy gwałconych przyrzeczeń; bez pokuty, o ile nie chcą jej się poddać, i bez poniechania sposobności do grzechu, o ile im to sprawia kłopot.
Ale wy idziecie jeszcze dalej: swawola z jaką ważyliście się wstrząsnąć najświętsze prawidła chrześcijańskiego życia posuwa się aż do zupełnego obalenia prawa bożego. Gwałcicie najświętsze nauki zakonu i proroków; tępicie pobożność w sercach; pozbawiacie ją ducha który daje życie; uczycie iż miłość Boga nie jest potrzebna do zbawienia; ośmielacie się zgoła twierdzić że to zwolnienie od miłości Boga jest przywilejem który Chrystus przyniósł światu: to już szczyt bluźnierstwa! Zatem krwią swoją Chrystus kupił nam to, iż nie potrzebujemy go kochać? Przed Wcieleniem byliśmy obowiązani kochać Boga; ale odkąd Bóg tak ukochał świat iż dał mu swego jedynego Syna, ten świat, odkupiony przezeń, ma być wolny od kochania Go! Osobliwa, zaiste, ta dzisiejsza teologia! Ośmielają się uchylić klątwę, rzuconą przez św. Pawła na tych którzy nie kochają Pana Jezusa! Obalają to co powiada św. Jan, iż kto nie kocha, wydany jest na zagładę; i to co mówi sam Chrystus iż kto Go nie kocha, nie strzeże jego przykazań! Tak więc czynicie godnymi obcowania z Bogiem przez całą wieczność tych, którzy ani razu nie ukochali Boga za życia. Oto godne uwieńczenie tych mysteryów niegodziwości. Otwórz wreszcie oczy, mój Ojcze; a jeżeli cię nie uderzyły inne błędy twoich kazuistów, niechaj te ostatnie przywiodą cię swym bezmiarem do opamiętania. Życzę tego z całego serca tobie i wszystkim twoim Ojcom, i proszę Boga, aby im objawił jak fałszywą jest wiedza, która zawiodła ich w takie przepaście i aby napełnił swoją miłością tych, którzy ośmielają się zwalniać od niej ludzi.
Po takiem przemówieniu rozstałem się z Ojcem i nie sądzę abym doń jeszcze powrócił. Ale nie kłopocz się: gdybym bowiem miał cię jeszcze pouczyć o ich zasadach, oczytałem się w ich książkach tak pilnie, iż będę ci mógł powiedzieć o ich moralności mniejwięcej tyle, a o ich polityce może więcej, niżby mógł powiedzieć on sam. Mam zaszczyt etc.








  1. Granados, hiszpański jezuita (1560—1622).
  2. Fagundez, portugalski jezuita (1577—1645).
  3. Mikołaj Caussin, jezuita, spowiednik Ludwika XIII (1570—1651).
  4. Pintereau, francuski jezuita (1603—1664).
  5. Paweł Comitolus, jezuita rodem z Perugii, umarł w 1626.
  6. Antoni Sirmond, jezuita, ur. w Rien w Boernii w r. 1591, umarł w Paryżu w r. 1643.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Blaise Pascal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.