Luzyady/Pieśń VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Luís de Camões
Tytuł Luzyady
Podtytuł Epos w dziesięciu pieśniach
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1890
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Adam M-ski
Tytuł orygin. Os Lusiadas
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń szósta.


1.  Nie wié, jak uczcie walecznych żeglarzy
Pogański książę — och, bo związków życzy
Z chrześcijan królem, — o przyjaźni marzy
Z władcą, którego lud tak wojowniczy:
I z tą Europą, którą los tak darzy,
Żal mu, że jego państwo nie graniczy,
Z ziemią bogatą, u któréj podnoża
Herkul otworzył szlak z morza do morza[1].

2.  Codzień gry, tańce, na ryby wyprawy,
Według zwyczajów melindyjskiéj młodzi,
Jak Antonjusza witała zabawy
Piękna zwodnica na egipskiéj łodzi,
Tak król wymyśla najrzadsze potrawy,
Ucztami pobyt swych gości obchodzi:
Czego zapragnąć, poda dłoń życzliwa,
Owoców, ptastwa, czy ryb, czy mięsiwa.

3.  Lecz choć tak błogie wypoczynku czasy,
Dzielnego Gamy nic w drodze nie wstrzyma:
Jest sternik, wzięto żywności zapasy,
Powiał wiatr świeży i żagle rozdyma,
Wabią te srebrne słonéj wody masy:
Już do odwłoki żadnych przyczyn niéma;
Więc czas się żegnać — i król się rozrzewnia,
Prosi o przyjaźń — o swojéj upewnia.

4.  Gorąco prosi, zaklina z zapałem,
Aby doń Gama zawitał z powrotem:
„Bo nikt nie pragnie bardziéj w świecie całym
Przysłużyć ci się, nie chciej wąpić o tem.
I póki tylko dusza włada ciałem,
Ja dziś i jutro, i teraz i potem
Życie i państwo poświęcę dla sprawy
Tak zacnych króli, mężów takiéj sławy“.


5.  Gama nie został w odpowiedzi dłużnym
I wkrótce żagle na wiatr się rozwiną,
I do szukanych długo z trudem próżnym
Krain jutrzenki — łodzie Luzów płyną;
Z nowym sternikiem bezpieczniéj podróżnym,
Poczciwy, szczery i zna się z głębiną,
A więc weselsi, niż dotąd bywało,
W tę nową drogę puszczają się śmiało.

6.  Płynąc wciąż na Wschód wchodzą w Indyj morza,
I oglądają to miejsce w weselu,
Kędy ogniste słońce wstaje z łoża;
I już zdawało się, że są u celu.
Lecz Bachus w duszy więcéj się rozsroża,
Dostrzegłszy, że dziś, po próbach tak wielu,
Dla Luzów zbliża się szezęścia godzina,
Więc wre wściekłością, bluźni i przeklina.

7.  Znany był wyrok w niebie zapisany,
Że nową Romą stanie się Lizbona:
A co wszechwładca, co rzekł pan nad pany,
Tego nie zmieni nikt ani pokona.
Więc Bach porzuca Olimp i niebiany,
Na ziemi szuka ulg dla swego łona;
Zstępuje w państwa Neptunowi działem
Przypadłe — gdzie on bawi z dworem całym.

8.  W otchłaniach jaskiń okrytych wód łonem,
W bezdnach, gdzie morze kolebkę swą kryje
I skąd wybucha fal wściekłych miljonem,
Kiedy w nie wicher rozszalały bije,
Neptun z wesołém swych Nereid gronem
I z mnóstwem innych morskich bogów żyje,
I rozstępują się kryształy wodne,
Dając swym bóstwom schronienie wygodne.

9.  Na srebrnych piaskach ów dwór obrał leże;
W głębi kryjówek nieznanych nikomu
Błyszczą przejrzyste kryształowo wieże
Neptunowego wspaniałego domu:
Im bliżéj, większe zwątpienie cię bierze,
Czy to jest kryształ? czy z djamentów złomu
Gmach wyciosano? tak cały się mieni
Tysiącem blasków, tysiącem promieni.


10.  Podwoje złote perłami sadzone,
Bogate w konchy, w perłową macicę,
Ą tak misterną robotą rzeźbione,
Że nawet gniewny Bach wbił w nie źrenice.
Najpierw starego Chaosa omglone
Śród barw zamętu, rozpoznaje lice:
Tuż zaraz, każdy w zakresie swéj sfery,
Jawią się przed nim Elementów cztery.

11.  Subtelny Ogień u góry na szczycie,
Żyje sam sobą, lecz wszem tworom oto,
Cokolwiek dyszy, daje ruch i życie,
Odkąd Prometej skradł niebu skrę złotą.
Lekkie Powietrze wszędzie wnika skrycie
Swą niewidzialną, lotną swą istotą,
Czy je chłód ściśnie, czy ciepło rozluźni,
Świat napełniając nie dopuszcza próżni.

12.  Poniżéj Ziemia. Jéj wzgórza odziane
Trawą — a pierś jéj kwiatami okryta,
Wszystkie zwierzęta przez siebie wydane
Na swych pastwiskach wykarmia do syta.
Po niéj kunsztowném dłutem wyrzezane,
Rzek przezroczystych wiją się koryta,
W nich ryby różne kształtem i kolory,
A płyn zbawienny krzepi wszystkie twory.

13.  Po drugiéj stronie widzi Bach bój świetny,
Jaki bogowie stoczyli z olbrzymy;
I jęczy Tyfon pod skałami Etny[2].
A góra zionie płomienie i dymy;
Tam dzikim ludom, Neptun dar szlachetny[3]
Czyni, — wbił trójząb w ziemię i widzimy,
Jak trysł z niéj rumak; tam w chęci życzliwéj,
Minerwa szczepi piérwszy gaj oliwy[3].

14.  Krótko spoglądał Bach złością wzburzony
Na one dziwy; lecz prędzéj pomyka
We wnętrze gmachu, kędy przestrzeżony
Neptun nań czekał, i u drzwi spotyka,
Jak zawsze groném swych nimf otoczony,
Pełnych zdumienia, skąd ten cud wynika,
Że takich długich dróg przebył obszary
Do wód mocarza, władca winnéj czary.


15.  „Neptunie — rzecze ten — nie trwaj w podziwie,
Że mię tu widzisz w twojem państwie wodném,
Gdyż nas potężnych los niesprawiedliwie
Chce uciemiężyć uciskiem niegodnym;
Twe morskie bóstwa każ zwołać skwapliwie,
Nim więcéj powiem; niech mię kołem zgodném
Słuchają — i niech wezmą na uwagę
Wspólne nieszczęście, wspólną nam zniewagę“.

16.  Osądził Neptun, że snać ważne sprawy;
Z jego rozkazu wnet Tryton obieży
Wszystkie siedliska i wszystkie dzierżawy
Rozlicznych wodnych bóstw obu półsferzy.
Syn to Neptuna, z czego szuka sławy[4],
Z Salacji niemniéj czcigodnéj macierzy,
Poseł i herold ojca — słuszny, młody,
Lecz ciemnéj cery i szpetnéj urody.

17.  Obfity włos mu spada na ramiona,
Zwalany mułem, pełen morskiéj trawy
I bujna broda nigdy nie trefiona,
Snać nigdy nie miał z grzebieniém zabawy:
Na włosach wiszą czarnych muszli grona
W morzach zrodzonych — na głowie plugawéj
Świecą odbłyski świetnéj konchy dużéj
Sino-szkarłatnéj, co mu za hełm służy.

18.  Nagi, by nie miał w pływaniu przeszkody,
Tylko się na nim plotą nakształt pasa
Drobne żyjątka, różne morza płody:
Raki, krewetki i mięczaków masa,
Co z łaski Feba mnożą swoje rody.
Są i ostrygi jest i krobów rasa
Od mchów podmorskich brudne skorupiaki
I z domki swemi na grzbiecie — ślimaki.

19.  Ogromną, krzywą muszlę ma on w ręku,
Trzyma ją, silnie do ust swych przyciska;
Zadął potężnie, głośno, dźwięk po dźwięku
Przebiegły wszystkie morskie topieliska.
A po téj trąby przeraźliwym brzęku
Wszyscy bogowie śpieszą do siedliska
Tego, co niegdyś wzniósł Dardanji wały[5],
Które miał późniéj zniszczyć Grek zuchwały.


20.  Ojciec Ocean idzie śród gromady
Cór swych i synów, — sam latami zgięty;
Nerej — z Dorydą śpieszy w jego ślady,
Z którą nimfami zaludnił odmęty:
Protej z morskiemi rozstawszy się stady,
Których pasieniem jest zwykle zajęty,
Płynie, lecz jemu proroctwa nauka
Odkryła, czego Bachus w morzach szuka.

21.  Z innych stron śliczna
Neptuna małżonka Córa Celusa i Westy tu zmierza,[6]
Na ustach uśmiech wesoły się błąka,
Przed jéj pięknością morze się uśmierza:
Drogiéj koszulki cieniuchna osłonka
Kryje jéj postać, lecz przez nią uderza
Wdzięk cudnych kształtów przejrzystego ciała,
Które nie całkiem w fałdach skryć umiała.

22.  Z nią Amfitryta[6], piękna jak kwiat wiosny,
Śpieszy z Delfinem, z którego namowy
Przyjęła niegdyś szał króla miłosny,
Skłaniając serce k’woli Neptunowéj;
Ich oczom wszyscy oddają hołd głośny,
Przy nich przygasa blask słońca ogniowy:
Jednakim krokiem, splótłszy się ramiony,
Idą jednego męża te dwie żony.

23.  I ta, co widząc[7] Atamanta szały
A chcąc ocalić życie swéj dziecinie,
Z synem się w morskie rzuciła kryształy,
Kędy oboje są bóstwami ninie —
Zdąża: po morskich błoniach syn jéj mały
Z ślicznemi konchy igra na głębinie,
A Panopea widząc wdzięk dziecięcia
Goni po piasku, chwyta je w objęcia.

24.  I ten,[8] co niegdyś mieszkał w ludzkiém ciele,
Lecz czarodziejską raz spożywszy trawę
Przyoblekł rybie i łuski i skrzele
Aż zmienion w boga przez bóstwo łaskawe,
Idzie — na Cyrcy skarżąc się fortele
I po swéj Scylli szerząc żale łzawe.
Nie kochał Cyrcy — ta zemsty się chwyta:
O! jakże straszna miłość źle użyta.


25.  Nakoniec wszyscy w dworcu się zebrali:
Drogie wezgłowia zajmie bogiń rada
W rozległéj, boskiéj Neptunowéj sali,
Krzesła z kryształu ma bogów gromada;
Na równy swemu tron, wwiódł władca fali
Bacha — powitał wszystkich i sam siada:
Z kadzielnic bursztyn, mórz płód, ciągle zionie
Aromat milszy nad arabskie wonie.

26.  Kiedy ucichły zgiełki powitania
I każdy zasiadł na swojém siedzeniu,
Bach rzecz zagaił i zwolna odsłania,
Co go pogrąża w takiém udręczeniu:
Czoło zamroczył chmurą zagniewania,
Nie kładzie tamy swemu oburzeniu,
Gnan jedną myślą, by na Luzów głowy
Ściągnąć gniew innych, temi prawi słowy:

27.  „Neptunie, władco, którego potęga
Trzyma pod rządem wszystkich wód dzielnice
I od bieguna do bieguna sięga,
Dając narodom i krajom granice;
Ty, Oceanie, któryś światokręga
Wszystkie opasał i objął ziemice,
I sprawiedliwy położyłeś kraniec,
By w swym obrębie żył ziemi mieszkaniec, —

28.  „I wy, mórz bóstwa, zazdrosne bez miary
O cześć swą, władzę i państw swoich całość,
Coście ścigały jednakiemi kary
Kto ich powierzchnię przebiegać miał śmiałość:
Gdzie dziś surowość i ów hart wasz stary?
Skąd dziś ta słabość i ta zniewieściałość
W piersi tak słusznie srogością okutéj
Na grzechy ludzkiéj słabości i buty.

29.  „Wszak raz już niegdyś, z uporem zuchwałym
Chcieli się wedrzéć na Olimp wyniosły:
Patrzycie, z jakim szaleńczym zapałem
Nurt ujarzmiają żaglami i wiosły;
Widzicie codzień, jak po świecie całym
Wzmaga się pycha, zuchwalstwa ich wzrosły;
Sądzą, iż wkrótce w mórz i niebios progi
Już nie jak ludzie wkroczą, lecz jak bogi.


30.  „Słuchajcież teraz: ród skarłowaciały,
Wasala mego zowiący się mianem,
Słaby, lecz pyszny i spragniony chwały
Chce władać wami, mną i oceanem:
Oto już kraje waszych państw kryształy,
Gdzie nawet dumny Rzym nie bywał panem:
Wkrótce dlań wszelka upadnie przegroda,
On prawa nasze w poniewierkę poda.

31.  „Patrzyłem przecież na łódź, co przed laty[9]
Piérwsza państw waszych otwierała bramy,
Borej, Akwilon i inne ich braty
Jakie po drodze stawili jéj tamy:
A Eolowych synów tłum skrzydlaty
Wówczas zniewagi nie zniósł takiéj saméj;
Wy, co do zemsty większy powód macie,
Czém się łudzicie, i czemu zwlekacie?

32.  „Nie chcę was, bogi, utrzymywać w błędzie,
Żem dla was tylko zszedł z niebios wyżyny,
Żem wasze tylko krzywdy miał na względzie,
Gdy sam mam równe do gniewu przyczyny;
Cześć i zaszczyty, jakie miałem wszędzie,
Jako zdobywca indyjskiéj krainy,
Ci ludzie zniszczą — ich dzieła, ich męstwo
Zaćmią me imię i moje zwycięstwo.

33.  „Jowisz i Fatum, co ziemskiemi sprawy
Rządzą, nikomu nie zdając rachunku,
Im przeznaczyli szczyt szczęścia i sławy
Zdobyć na morzach: a łask tych szafunku
Sprawcami Wenus i Mars k’nim łaskawy;
Wiem, że zły wyrok wypadł z ich kierunku,
Wkrótce świat takich wielbić będzie pono,
Co najmniéj warci, ażeby ich czczono.

34.  „Oto dlaczego dziś z Olimpu zbiegłem
Dla méj niedoli chcąc znaléźć lekarstwo,
Chcąc być uczczonym w państwie wam podległem
Gdy w niebie inni mają łask szafarstwo.” —
Chciał jeszcze daléj mówić słowem biegłem,
Lecz łzy mu trysły z ócz — całe mocarstwo
Bóstw morskich czule na jego cierpienia
Ten płacz straszliwym gniewem rozpłomienia.


35.  A gniew przez Bacha nagle wywołany
Do tego stopnia ogarnął niebianów,
Że już nie zniosą żadnych zwłok ni zmiany,
Ni rad, ni mądrze układanych planów.
Wnet od Neptuna Eolowi dany
Rozkaz, by wściekłość podniecił orkanów,
I zgraję wichrów puścił nad odmęty
I z mórz powierzchni zmiótł wszystkie okręty.

36.  Protej najpierwszy próbował przestrogi,
Wyrażał zdanie o tych narad treści,
A w jego słowach, jak to widzą bogi,
Jakieś głębokie proroctwo się mieści:
Lecz już śród niebian zawrzał zgiełk złowrogi
Nawet Tetyda słowem go bezcześci:
„Milcz — woła pełna gniewliwéj urazy, —
„Neptun wié lepiéj, jakie dać rozkazy.“

37.  Już dumny Eol z więzienia wypuszcza
I daje wolę wichrom rozszalałym,
Jeszcze słowami ich wściekłość poduszcza
Przeciw żeglarzom, tak hardym, tak śmiałym;
Chmurzy się niebo, leci wichrów tłuszcza,
Szaleje burza z pędem niebywałym,
I z własnych szałów nowe siły bierze,
Obala domy, gór szczyty i wieże.

38.  Kiedy się w morzu toczy ta obrada,
Luzyjska flota przy jasnéj pogodzie
Płynie znużona, dobrym wieściom rada,
Po niezmierzonéj, bezgranicznéj wodzie.
Była to pora, gdy mrok nocy włada
A świt nieprędko ma błysnąć na wschodzie:
Część nocy przeszła — i mieli żeglarze
Na posterunkach piérwsze zmieniać straże. —

39.  Ledwo zbudzeni, jeszcze sen ich mroczy,
Ten o burt wsparł się, ów ledwo się słania,
Na prędce wdziana odzież źle obłoczy
I od powiewów chłodnych nie osłania;
Gwałtem zmrużone przecierają oczy,
Prostują członki, trą je dla rozgrzania,
I by drzemanie odpędzić natrętne,
Gwarzą, przywodzą wypadki pamiętne.


40.  „Cóż prędzéj sen nam z oczu zegnać zdoła —
Rzekł jeden z majtków — co czas przykry skróci,
Jeśli nie powieść zabawna, wesoła,
Co od obecnéj chwili myśl odwróci!“
— „Powieść miłosna!“ Leonard zawoła,
(Co zakochany tęsknotą się smuci),
„Czém lepiéj można zabić czas nieznośny
Jak nie powieścią o treści miłosnéj?“

41.  Na to Velloso: „Nieprawda, druhowie!
Zbyt twarda dola przyciska żeglarze
A praca nasza, to trud co się zowie,
Miłość i miękkość nie chodzą z nim w parze.
Raczéj o bojach niech nam kto opowie,
O ciężkich wojnach, o walk wrzących gwarze,
Bo mnie się widzi, że jeszcze nie mało
I walk i trudów przed nami zostało.“

42.  Przystali wszyscy — k’niemu tłum się zwróci:
„Mów nam Velloso!“ upraszają żywo.
— „Dobrze — odrzecze — i nikt nie zarzuci,
Żem snuł opowieść obcą lub fałszywą.
Nie! chcąc, by męże dawni w stal zakuci
W was chęć zrównania wzbudzili żarliwą
Z dziejów ojczystych biorę treść w téj chwili
O tych dwunastu, co w Anglji walczyli.

43.  Za owych czasów, kiedy nasze brzegi
Po długich wojnach wytchnęły swobodnie,
Kiedy zniszczywszy złych sąsiad zabiegi
Juan, syn Pedra, mógł rządzić łagodnie;
W Anglii, gdzie Borej częste sypie śniegi,
Furje niezgody zażegły pochodnie
I długie, ciężkie niesnaski zasiały,
Które nam Luzom przymnożyły chwały.

44.  „Między damami angielskiego dworu
I kołem zacnych przydwornych rycerzy
Przyszło w dniu pewnym do ciężkiego sporu,
Który wnet Furje rozdmuchały szerzéj.
Młódź nieoględna co do słów wyboru,
Jak zwykle bywa śród dworskiéj młodzieży.
Zelżywą mową grono dam bezcześci
Z ujmą godności i cnoty niewieściéj.


45.  „Co więcéj — głoszą, że jeśli kto z bronią,
Z szablą czy dzidą chce bronić dam sprawy,
W polu czy w szrankach chętnie z nim pogonią,
Okryją hańbą lub dadzą skon krwawy.
Słabe kobiety czémże się zasłonią?
A nienawykłe do takiéj niesławy,
Widząc bezsilność swą, toną w łzach rzewnych
I ślą o pomoc do druhów i krewnych.

46.  Lecz tak potężni ich nieprzyjaciele,
Że w całém państwie nikt nie miał odwagi,
Pokrewni, ani nawet wielbiciele,
Jak honor kazał, ująć się zniewagi.
Więc z pięknych oczu biegło łez tak wiele,
Że ludzi zmiękczyć i niebios powagi
Zjednaćby winny dla lic z alabastru.
Grono dam poszło do księcia Lancastru.

47.  „Był to pan możny, co niegdyś ambitnie
Bił się wraz z Luzy przeciwko Kastylji,
Poznał ich dzielność, pamiętał, jak bitnie,
Jak obok niego szczęśliwie walczyli:[10]
Wiedział, jak miłość na téj ziemi kwitnie
W sercach szlachetnych, boć on sam w téj chwili
Miał córę panią na luzyjskim tronie
I znał, jak serce małżonka k’niéj płonie.

48.  „Nie mógł sam stanąć skrzywdzonym z pomocą,
Aby zamieszką kraju nie zakłócić,
Lecz rzekł: — „„Gdym niegdyś chciał walcząc przemocą
Słuszność praw moich w Iberji przywrócić,
Poznałem Luzów, ci z męstwem i mocą
Łączą szlachetność — tam radzę się zwrócić.
Wierzę, iż tylko oni jedni mogą
Ogniem i mieczem wasz wstyd pomścić srogo.

49.  „„Gdy zgoda — rzeczcie, piękne, ja-m gotowy
W téj waszéj sprawie wnet wyprawić posły,
Trzeba, by listy układnemi słowy
O krzywdzie waszéj ostrożnie doniosły:
Do serc rycerzy czułemi namowy,
Do ich się duszy odwołajcie wzniosłéj,
A wierzę mocno, że za dni niewiele
Przyjdą wam w pomoc, obrońcy-mściciele““.


50.  „Tak radził paniom książę doświadczony,
I wnet wymienia dwunastu rycerzy,
Bo i pań tyleż — i aby obrony
Żadnéj nie brakło — wnet los jak należy
Rozstrzygnie, któréj który przeznaczony
I komu każda cześć swoję powierzy;
Każda do swego śle z słowy czułemi,
Wszystkie do króla, a książę za niemi. —

51.  „Przybyły posły — rwą się Luzytanie
Cały dwór kipi i młodsi i starzy:
Sam król najpiérwszy przyjąłby wezwanie,
Tylko mu broni majestat monarszy.
Spragnieni przygód wrą żądzą dworzanie;
Lecz król tym wszystkim chęciom się oparszy,
Tych tylko szczęsnych sam wymienić raczył
Których mu książę w swym liście oznaczył. —

52.  „I w wiernym grodzie, od którego dawny
Kraj Luzów nazwę Portugalji bierze[11]
Jak chce podanie, — stanął lekki, spławny,
Statek, na którym odpłyną rycerze.
Ci w krótkim czasie ku wyprawie sławnéj
Gotują zbroje, modniejsze odzieże,
Dewizy, szaty, pancerze, szyszaki,
Godła stubarwne i dzielne rumaki. —

53.  „Już króla swego czule pożegnawszy
Z słynnéj Duera mieli wyjść przystani
Owi szczęśliwcy przez wyrok łaskawszy
Doświadczonego księcia powołani.
Żaden z nich nie był silniejszy ni żwawszy,.
Jednako zręczni i bojom oddani
Tylko Magriço do drużyny bratniéj
Tak się odezwał w godzinie ostatniéj:

54.  „„Mężni druhowie, oddawna z zapałem
Pragnąłem zwiedzić różne świata kraje,
Nic nad Duero i Tag nie widziałem,
Niech poznam prawa ludów i zwyczaje:
Gdyśmy gotowi już z rynsztunkiem całym
(Jak w ważnéj sprawie rycerzom przystaje),
Dozwólcie, niech się sam lądem wyprawię
A na brzeg Anglji wraz z wami się stawię.


55.  „„Lub, gdy mi jakaś straszna ostateczność
Przeszkodzi stanąć w oznaczonéj porze
W szrankach bojowych — moja nieobecność
Dla was, druhowie, mało znaczyć może.
Dłoń moje wasza zastąpi waleczność;
Lecz, jeśli słusznie w sercu sobie wróżę,
Góry, ni rzeki, ni Fortuny ciosy
Mnie nie przeszkodzą dzielić wasze losy.““

56.  To powiedziawszy, swych przyjaciół ściska
I śpieszy zwiedzić (przez nich uwolniony)
Leon, Kastylję, stare bojowiska,
Gdzie Luz, syn Marsa, rwał laur krwią zbroczony:
Przebiegł Nawarrę, przebył gór urwiska
Dzielące Galją od hiszpańskiéj strony:
Podziwia cuda francuskiéj krainy
I miast flandryjskich wielkie magazyny.

57.  Tu w grodzie słynnym towarów składami
Dni kilka spędza wędrowiec ochoczo;
A jedenastu owi płyną sami.
Już północnego morza fale tłoczą,
Już są przed Anglji obcemi brzegami,
Już wszyscy razem do Londynu kroczą:
Książę ustami wita ich w radości,
A dam uprzejmość zdwaja zapał gości.

58.  „Nadszedł wybrany dzień pracy i znoju,
Walk z angielskimi dwunastu wojaki,
Sam król dla mężnych zapewnia plac boju:
Męże się zbroją w pancerze, w szyszaki,
A damy, widząc blask zbroi i stroju,
Ufają męstwu i obronie takiéj:
Więc biorą na się strój barwny, bogaty,
Złoto, klejnoty i jedwabne szaty.

59.  „Ta tylko, któréj przeznaczon był losem
Magriço — kirem postać swą osłania,
Boć ona jedna tknięta ciężkim ciosem,
Jéj tylko rycerz nie przyjął wyzwania:
Choć Luzy każą głosić z trąb odgłosem,
Że w każdym razie dokończą spotkania,
Że brak dwóch, nawet trzech, zastąpi męstwo,
Więc damy winny wierzyć w ich zwycięstwo.


60.  „Już król angielski zajął z całym dworem
W amfiteatrze krużganek wzniesiony:
Na miejscach, danych lcsem, nie wyborem,
Rycerstwo w szrankach staje na dwie strony.
Słońce od Tagu po Oksus swym torem
Mknąc — nie widziało młodzi tak spragnionéj
Bojów — ni siły, ni odwagi takiéj,
Jaką tu dyszą obu stron junaki.

61.  „Rwą się rumaki i żują zawzięcie
Złote wędzidła, z pysków piana pryska;
Jak na krysztale lub czystym djamencie,
Na stali zbroić blask słońca połyska;
Lecz szmer niechęci wstrzymał walk zacięcie,
Nierówność szansy zbyt w oczy się ciska,
Przeciw dwunastu jedenastu stawa;
Wtém — tłumy drgnęły, rośnie zgiełk i wrzawa.

62.  „Ujrzano postać wyniosłą rycerza,
Główną przyczynę zwłoki i szemrania:
Zakuty w zbroję konno na plac zmierza,
Jadąc królowi i damom się kłania:
— To on! Magriço! — okrzyk słuch uderza:
On, towarzyszom niosąc powitania,
Bratnim uściskiem garnie ich do siebie,
On ich nie zawiódł w tak ważnéj potrzebie.

63.  „I dama, słysząc o swoim obrońcy,
Wdziewa strój świetny niby runo złote
Pieszczocha Helli — od złota kapiący,
Metalu, który tłum ceni nad cnotę.
Podano sygnał — już huk trąby brzmiącéj
Podnieca w sercach rycerską ochotę:
Spiąwszy rumaki męże w szranki lecą,
Kopije w toku, podkowy skry niecą. —

64.  „Od stuku kopyt drży grunt, tętnią błonia,
Męstwo walecznych przeszło w żar szaleńczy:
Przed okiem widzów ta straszna pogonia
Wzrusza nadzieją, to obawą dręczy:
Wysadzon z siodła już jeden padł z konia;
Inny przytłoczon pod rumakiem jęczy;
Ów zwisł — tył konia smaga hełmu kita,
A biała zbroja kraśnieje krwią zmyta.


65.  Temu sen wieczny powieki zasłania,
Prędko dłoń śmierci dotknęła mu czoła:
Tam koń bez jeźdźca po placu ugania,
Tu rycerz próżno o rumaka woła:
Pycha angielska z swych wyżyn się skłania,
Dwóch czy trzech mężów usuwa się z koła:
Inni na szpady wszczynają bój długi,
Tną mimo pancerz, puklerze, kolczugi.

66.  „I jakież słowo wyliczy, wygwarzy
Te srogie ciosy, te cięcia okrutne?
Chociaż są ludzie, co śladem bajarzy
Czas swój na baśnie tracą bałamutne:
Dość, że złamało tych dumnych wyśpiarzy
Rycerstwo nasze tak w bojach obrotne,
I chlubnie palmę zwycięstwa zerwało
A damy wyszły zwycięsko i z chwałą.

67.  „Na zamku księcia uczta i wesele
Dla tych dwunastu okrytych w wawrzyny:
Strzelcy, kucharze pracy mają wiele
A piękne damy ozdobą festyny,
One swe dzielne oswobodziciele
Zwą téż na uczty co dnia, co godziny,
Nim ci stęsknieni po ojczystéj ziemi
Z powrotem nawy pomknęli lotnemi.

68.  „Lecz powiadają, że nie wrócił z niemi
Wielki Magriço, że świata ciekawy
Osiadł we Flandrji i pani téj ziemi
Oddał usługę w czasie pewnéj sprawy;
Jak obeznany z dzieły wojennemi,
Jako twój Marsie wychowaniec prawy
Francuza w polu mieczem swoim płata
Śladem Korwina, Manljusza Torkwata.[12]

69.  „Drugi z dwunastu w kraj niemiecki zmierza,
Kędy wyzywa i na placu kładzie
Giermana, który wbrew części rycerza
Zgubę w podstępnéj gotował mu zdradzie.”[13]
Takie to dzieje Velloso odświeża,
A towarzysze proszą go w gromadzie:
„Powiedz nam jeszcze o Magriça czynie,
Pogromca Niemca niech w cieniu nie ginie.“


70.  Lecz ledwo chwila na gawędce schodzi,
Gdy gwizdnął sternik śledzący powietrze,
Rozbudza ludzi z obu końców łodzi,
Wnet każdy z majtków senne oczy przetrze:
A że wiatr coraz wzmaga się i chłodzi,
Trza mniejsze żagle zwinąć przy tym wietrze:
„Spieszcie się! — woła — rośnie wiatru siła
Z téj czarnéj chmury, co niebo zaćmiła.“

71.  Jeszcze się żagle nie całkiem stroczyły,
Gdy wiatr wybuchnął z potęgą straszliwą:
„Do żagla — wrzasnął sternik z całéj siły —
Hej! żagiel wielki zwinąć mi co żywo!“
Lecz wściekłe wichry już weń uderzyły,
Z rąk odrętwiałych wyrwały przędziwo,
I z trzaskiem, jakby świat padał w ruiny,
Podarły płótna, potargały liny.

72.  Ku niebu wzbił się okrzyk zrozpaczony,
Na statku zamęt i trwoga owłada;
Rozdarciem żagla statek przechylony,
Co chwila przez brzeg fala na dno wpada.
„Do morza wszystko!“ — wrzasł sternik wzburzony, —
Ciężary w morze niech ciska osada!
Do pomp, wy drudzy! niech pompy ocalą
Inaczéj zginiem zalani tą falą.“

73.  Pędzą żołnierze w największym zapale,
Pracują pompy, lecz daremna praca
Ledwie się chwycą majtki — wściekłe fale
Przeważą statek, — wszystko się wywraca:
Trzéj najmocniejsi silą się wytrwale,
By ująć rudel, którym wiatr obraca;
Krzepkiemi liny wiążą drzewce drąga,
Lecz z sił i sztuki ludzkiéj wiatr urąga.

74.  Nie mógłby wicher bardziéj rozkiełznany
Być — ani sroższy, gdyby miał na celu
Podważyć mury i wywrócić ściany
Onéj potężnéj wieżycy Babelu;
Między rosnące wciśnięty bałwany
Potężny statek czółnem zda się wielu,
I z innych łodzi trwożnie patrzy rzesza,
Jak się łódź wodza po szczytach fal miesza.


75.  Nie lepsze były Pawła Gamy losy,
I maszt i żagle nie uszły zniszczenia,
Wszystko zalane: płyną modłów głosy,
W których załoga szuka ocalenia.
Nie mniejszym krzykiem uderza w niebiosy
Statek Coelha — pomimo baczenia,
Jakie dał sternik, by żagle zwinięto,
Nim przyszło walczyć z burzą tak zaciętą.

76.  Raz gniewny Neptun łodzie w górę ciska,
Podrzuca statki jakby pod obłoki.
To znowu w takie grąży topieliska,
Jakby w piekielne zstąpić miały mroki.
Z czterech stron świata wzburzono wichrzyska
Rzekłbyś przysięgły świat zniszczyć bez zwłoki.
Noc czarną gromów opłomienia łuna,
Jakby stał w ogniu cały krąg bieguna.

77.  Ze skał nadbrzeżnych smutne halcyony[14]
W żałośnych śpiewach głoszą swoje żale,
Bo przypomniały czas dawno miniony,
Kiedy im samym klęskę niosły fale.
I rozkochane delfiny w swe schrony
Uszły — w jaskinie morskie, lecz wiatr w szale
Burzy — dosięga aż do głębi toni
I w ich kryjówkach ściga je i goni.

78.  Mniéj były groźne owe straszne groty,
Jakie na dumnych olbrzymów kuł głowy
Potężny kowal, którego roboty
Promienną zbroję miał syn Anchizowy;
Mniéj straszliwemi i błyski i grzmoty
Obwieszczał potop Jowisz, gdy surowy
Wyniszczał wszystko, krom pary, co wzbudzi
Znów życie, głazy zamieniając w ludzi.[15]

79.  Ileż skał wówczas wściekłem uderzeniem
Szalone fale z ich posad wyrwały!
Ile drzew starych wywrócił z korzeniem
I uniósł z sobą wicher rozszalały!
A ich korzenie pewno z podziwieniem
Obróconemi w niebo się ujrzały;
I niemniéj dziwnie a najniespodzianiéj
Tryskały w górę piaski z dna otchłani.


80.  I widzi Gama, jak nań zguba blizka
U celu pragnień czeka niezawodna;
Że go raz burza pod obłoki ciska,
To jak w otwarte piekło grąży do dna;
Niepewność życia i obawa ściska,
A znikąd wsparcia, gdy dola przygodna,
Więc pod najwyższą ucieka się pieczę
Co niepodobieństw nie zna — i tak rzecze:

81.  „O Opatrzności, co w aniołów gronie
Panujesz niebu, i morzu i ziemi;
Przez cię Izrael erytrejskie tonie
Zdołał przekroczyć stopy bezpiecznemi:
Ty, coś Pawłowi stała ku obronie
Śród mórz, czy między stepy piaszczystemi,
Ty, coś Noego zachowała plemię,
By znowu pustą zaludniło ziemię: —

82.  „Ach czyliż po to znieśliśmy tak wiele,
Piaszczyste zaspy i wiry przebyli,
I niebezpieczne przebrnęli gardziele,
Jak między skały Charybdy i Scylli,
By dziś, gdy blizkie dążeń naszych cele,
Tyś nas w ostatniéj opuściła chwili?
Czy łaski w oczach twych nie znajdzie ninie
Nasz trud podjęty ku twéj czci jedynie?

83.  „O! stokroć szczęśni waleczni rycerze
Afrykańskiemi dzidy doścignięci,
Co w Maurytanji na obronę wierze
Nieśli dłoń dzielną i żarliwe chęci!
Chwała ich czynów w dziejach wciąż dank bierze,
Imię ich w ludzkiéj żyć będzie pamięci,
Słodko im było z taką myślą ginąć: —
Umrzeć za wiarę i przez wieki słynąć“.

84.  Gdy wódz tak błagał, — huragan rósł w siły,
I jak ryczące, rozkiełznane byki
Wzburzone wichry rwały się i wyły,
Śród lin huczały ich straszliwe ryki:
Śród nieustannych błysków gromy biły,
Jakby miał chaos zapanować dziki
I niebo ze swych osi na padoły
Runąć — a wojnę wydały żywioły.


85.  Lecz już na niebie błysło ranne zorze,
Na horyzoncie poprzedniczka słońca
A dnia wysłanka — i ziemię i morze
Jasném, pogodném czołem witająca:
Wówczas bogini, przed którą w pokorze
Uchodzi Orjon, w niebie królująca
Dostrzegłszy lubéj floty dolę srogą,
Zadrżała, zdjęta i gniewem i trwogą.

86.  „Twoje to dzieło zaiste, o Bachu! —
Woła zgniewana — lecz próżne staranie:
Skoro wiem o twym bezecnym zamachu
Zapobiedz jemu jeszcze będę w stanie“.
To mówiąc schodzi z niebieskiego gmachu,
W chwilę na wodne spuszcza się otchłanie
I otoczona nimf lubemi grony
Każe im czoła wieńczyć w róż korony.

87.  Więc każda z dziewic barwny wieniec plecie,
W zawody stroją jasne włosy swoje:
Rzekłbyś, że kraśne zrodziło się kwiecie,
Kryjąc przez miłość snute złote zwoje?
Ach, bo przez miłość chce Wenera przecie
Zmiękczyć zdąsanych gniewnych wichrów roje,
Gdy im ukaże nagle na przestworze
Swe cudne nimfy, piękniejsze nad zorze.

88.  I tak się stało; na widok dziew błogi
Słabną orkanów siły wojownicze,
Chętnie niedawne poddają się wrogi,
Chętnie ofiary niosą hołdownicze:
Ach, bo spętały ich ręce i nogi
Nad słońce jasne kędziory dziewicze.
Nawet Boreasz najzaciętszy z braci
Na głos Orytji pięknéj srogość traci.

89.  „Boreju — rzecze ona — coć się roi,
Że mogę wierzyć twéj miłości stałéj?
Słodka łagodność miłości przystoi,
Ale ją gniewne odstraszają szały.
Gdy nie powściągniesz dzikiéj złości twojéj,
Nie czekaj, bym twe przyjęła zapały.
Jakże śród lęku, pokochać cię mogę,
Gdy miłość k’tobie zamienia się w trwogę?“


90.  Toż kochający piękną Galateję
Usłyszał Notus; ona wié, że czary
Swemi go pęta, że Notus goreje
Żądzą wzajemne rozniecić w niéj żary.
A w jego sercu już męstwo się chwieje,
Choć szczęściu swemu nie wié, czy dać wiary:
Rad spełnić rozkaz téj, do któréj wzdycha,
Wbrew woli władcy swego wnet ucicha.

91.  W podobnyż sposób inne nimfy koją
Swych wielbicieli i gniewy i krzyki;
Wnet się przed śliczną Wenerą rozbroją
Wichry — ta zamęt ich uśmierza dziki.
Staje przymierze — pod opiekę swoją
Wenus przyjmuje nowe hołdowniki,
A oni wzajem obiecują — dłużéj
Drogich jéj Luzów nie nękać w podróży.

92.  Już jasny ranek zabłysł nad wyżyny,
Śród których Gangies szemrząc toczy wody,
Gdy z wierzchu masztu, strażnik w dali sinéj
Ujrzał ląd, kędy biegły statków przody.
Ucichły burze, pierzchł strach z serc drużyny
I niebo w blaskach jaśniało pogody:
Wesoło krzyknął Melindczyk po chwili:
„Oto Kalikut! gdy mię wzrok nie myli.

93.  „To ta szukana, to ta upragniona
Prawdziwa Indja wychyla się wdali;
I jeśli celem waszym tylko ona,
Toście trudnego dzieła dokonali“.
A Gama wzruszeń swoich nie pokona;
Szczęśliw, iż ziemia wychyla się z fali,
Podnosi ręce, na kolana pada
I Panu niebios wdzięczne dzięki składa.

94.  Słusznie dziękczyni — nie za to jedynie,
Że mu Pan w końcu ukazał te kraje,
Do których długo wpośród zawad płynie
I w ciężkich trudach chwilę nie ustaje;
Lecz, że się widzi żywym w téj godzinie,
Choć śmierć tak często przed żeglarzem staje;
Że z burz, z nawałnic wyszedł ocalony,
Jak człowiek ze snu ciężkiego zbudzony.


95.  Takie to szlaki do chwały krainy,
Śród niebezpieczeństw, walk, trudów przygody,
Tak po rycerskie sięga się wawrzyny,
Po nieśmiertelnych zaszczytów nagrody:
Za nic tu świetne poprzedników czyny,
Za nic tu zacnych przodków rodowody,
I złote łoża — miękkim zbytkom gwoli
Wysłane puchem moskiewskich soboli.

96.  Na nic tu uczty wykwintne, wciąż nowe;
Ni miękkie wczasy w gajów wdzięcznych głuszy,
Ni te rozliczne rozkosze światowe,
Śród których mięknie hart szlachetnéj duszy;
Niepokonane na nic żądze owe,
Bo gienjusz sławy niemi się nie wzruszy
I nie dopuści temu iść w wawrzynie,
Kto bohaterskich cnót drogę ominie.

97.  Chluby nam szukać w tém, co własne nasze,
Zasługę widzieć w dziełach własnéj dłoni,
Czuwać i ostre przypasać pałasze,
Przenosić burze, na okrutnéj toni,
Trwać, czyli chłody, czy skwar nas opasze,
Czy ostre wiatry, gdy nic nas nie chroni,
I głód zepsutą zaspakajać strawą,
Łez i boleści krasząc ją zaprawą.

98.  Zmuś do uśmiechu lice, gdy ci bladnie,
Obojętności niech je kryje maska,
Gdy kula wroga świszcząc obok padnie
I towarzyszom nogi, ręce trzaska.
Ach kto tak pierś swą umiał zakuć snadnie,
Cóż mu zaszczytów i dostojeństw łaska?
Nie dba na skarby, godności i złoto,
Gdy przez los dane, nie zdobyte cnotą.

99.  Tak doświadczenia wiedzą zbogacony
Rozjaśnia umysł i spokojny wszędy,
Jakby na jakąś wyżynę wzniesiony,
Patrzy na ludzkie nędze i obłędy.
Aż rząd, nie pochlebstw, lecz zasług spragniony,
Z ukrycia swemi wywiedzie go względy,
I jak należy — wieńce mu uplotą,
Choć ich nie szukał, choć nie prosił o to.









  1. W starożytności nazywano „słupami Herkulesa“ dwa przylądki cieśniny Gibraltarskiéj, Calpe i Abilu (dzisiejsze Gibraltar i Ceuta), które w czasie wędrówek Herkulesa miały być przez niego rozdzielone. Powstała stąd cieśnina, łącząca ocean Atlantycki z morzem Śródziemném, nazywała się Herculeum Fretum.
  2. Tyfon, — syn Tartaru i Ziemi — straszliwy olbrzym stugłowy, stu usty płomienie miotający. Zeus zwyciężył go i przywalił ciężarem góry Etny.
  3. 3,0 3,1 Kiedy Cekrops wznosił mury swego grodu, ofiarował zaszczyt nadania mu nazwy tego bóstwa, które uczyni dar najużyteczniejszy dla przyszłych mieszkańców. Neptun stworzył konia, symbol wojny, Minerwa — drzewo oliwne, symbol pokoju i obfitości. Minerwa otrzymała pierwszeństwo i gród nazwano Atenami.
  4. Amfitryta powiła Neptunowi Trytona, rodzaj potworu morskiego. Neptun miał ją ujrzéć tańczącą z Nereidami na wyspie Naksos i stamtąd uprowadzić, inne podanie głosi, że przed nim uchodząc, schroniła się na Atlas, gdzie ją delfin Neptuna wypatrzył. Jest ona boginią morza, można ja porównać do morskich bogiń Rzymu: Salacji, Neweryty i Wenilii. Camoens nazywa Trytona synem Salacyi.
  5. Poseidon-Neptun, według jednych na rozkaz Zeusa, według innych z własnej woli pomagał Laomedonowi. królowi Troi, wznosić mury tego miasta, zwanego też Dardanią od mitycznego protoplasty Trojan Dardanusa, syna Zeusa i Elektry córki Atlasa, który założył pierwsze fundamenta miasta.
  6. 6,0 6,1 Niektórzy mitologowie nie rozróżniają bogiń Tetys i Amfitryty, uważając je za jedno bóstwo. Według innych — Tetys jest córką Coelusa i Westy; Amfitryta córką Oceanu i Dorydy. Ta ostatnia długo się opierała życzeniom boga mórz, lecz dwa delfiny ścigały uciekającą i przywiodły do Neptuna, który ją dał za towarzyszkę swéj pierwszéj małżonce. Najszczersza przyjaźń połączyła dwie żony mórz monarchy (Lamarre).
  7. Ino, druga żona Atamasa, króla Beocyi, matka Learchosa i Melikertesa, chciała zabić Fryksusa i Hellę, dwoje dzieci swego męża z pierwszego małżeństwa z Nefelą, lecz te, ostrzeżone we śnie przez swą matkę, uciekły. Hera skarała Atamasa szaleństwem, podczas którego wygnał on Ino, a Learchosa roztrzaskał o skałę; Melikertesa zaś i Ino ścigał aż do urwiska skały Moluris, z któréj oboje rzucili się w morze, lecz ocaleni przez Afrodytę zostali bóstwami morskiemi pod nazwiskami — Leukotea i Palemon.
  8. Glaukus, rybak w Beocyi, po zjedzeniu cudownéj trawy zamienił się w rybę i rzucił się w morze, gdzie przez Neptuna w poczet bóstw morskich policzony został. Kochanka Glaukusa, Scylla, przez zazdrosną Cyrcę w potwora zamieniona, również skoczyła w morze ze skały, która jéj imię zachowała.
  9. Argonauci.
  10. O pobycie księcia Lankastra w Luzytanii i jego walkach z Kastylczykami patrz notę 34 — ok. 139 — Pieśń III.
  11. Miasto Porto — w starożytności nazywało się Cale, z tych dwóch nazw połączonych powstało imię Portugalii.
  12. W sprzeczce pomiędzy królem francuskim i Filipem Burgundzkim żona tego ostatniego, Izabela infantka portugalska, doradziła, aby sprawę rozstrzygnął oręż, to jest pojedynek pomiędzy dwoma wybranemi rycerzami. Filip, za natchnieniem żony, swoim obrońcą naznaczył Magriça, który pokonał wybrańca króla francuskiego. (Lamarre).
  13. Inny rycerz z tych dwunastu odznaczył się w Niemczech. Pewien rycerz niemiecki, który miał z nim walczyć, położył warunek, aby każdy z zapaśników miał prawy bok odkryty, lecz nie wspomniał o tém, że sam walczył lewą ręką i że w ten sposób sam będzie miał lewy bok zabezpieczony, gdy jego przeciwnik bezbronnym pozostanie. Alwaro, oburzony tym podstępem, odrzuciwszy broń, porwał przeciwnika w ramiona i w tym uścisku go udusił. (Lamarre).
  14. Halcyone — córka Eola po śmierci ukochanego męża, Ceiksa, rzuciła się w morze; wzruszeni bogowie zamienili ją wraz z mężem w ptaki zwane w starożytności halcyonami (prawdopodobnie zimorodki).
  15. Deukalion i Pirra.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Luís de Camões i tłumacza: Zofia Trzeszczkowska.