Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

80.  I widzi Gama, jak nań zguba blizka
U celu pragnień czeka niezawodna;
Że go raz burza pod obłoki ciska,
To jak w otwarte piekło grąży do dna;
Niepewność życia i obawa ściska,
A znikąd wsparcia, gdy dola przygodna,
Więc pod najwyższą ucieka się pieczę
Co niepodobieństw nie zna — i tak rzecze:

81.  „O Opatrzności, co w aniołów gronie
Panujesz niebu, i morzu i ziemi;
Przez cię Izrael erytrejskie tonie
Zdołał przekroczyć stopy bezpiecznemi:
Ty, coś Pawłowi stała ku obronie
Śród mórz, czy między stepy piaszczystemi,
Ty, coś Noego zachowała plemię,
By znowu pustą zaludniło ziemię: —

82.  „Ach czyliż po to znieśliśmy tak wiele,
Piaszczyste zaspy i wiry przebyli,
I niebezpieczne przebrnęli gardziele,
Jak między skały Charybdy i Scylli,
By dziś, gdy blizkie dążeń naszych cele,
Tyś nas w ostatniéj opuściła chwili?
Czy łaski w oczach twych nie znajdzie ninie
Nasz trud podjęty ku twéj czci jedynie?

83.  „O! stokroć szczęśni waleczni rycerze
Afrykańskiemi dzidy doścignięci,
Co w Maurytanji na obronę wierze
Nieśli dłoń dzielną i żarliwe chęci!
Chwała ich czynów w dziejach wciąż dank bierze,
Imię ich w ludzkiéj żyć będzie pamięci,
Słodko im było z taką myślą ginąć: —
Umrzeć za wiarę i przez wieki słynąć“.

84.  Gdy wódz tak błagał, — huragan rósł w siły,
I jak ryczące, rozkiełznane byki
Wzburzone wichry rwały się i wyły,
Śród lin huczały ich straszliwe ryki:
Śród nieustannych błysków gromy biły,
Jakby miał chaos zapanować dziki
I niebo ze swych osi na padoły
Runąć — a wojnę wydały żywioły.